Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
W ubiegłym tygodniu napięcia między zespołem Wołodymyra Zełenskiego i Walerija Załużnego osiągnęły punkt kulminacyjny. Prezydent Ukrainy i jego otoczenie próbują zdymisjonować Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych Ukrainy, ale jeszcze im się to nie udało. Kryzys w stosunkach między politycznym i wojskowym przywództwem Ukrainy ma negatywny wpływ na sytuację w społeczeństwie i może wpłynąć na nasze stosunki z zachodnimi partnerami
Mariana Bezuhla, posłanka Sługi Narodu i członkini Komisji Bezpieczeństwa Narodowego, Obrony i Wywiadu Rady Najwyższej, pierwsza oddała strzały w kierunku Załużnego. Jej ostatnie posty na Facebooku wyglądają jak modelowa kampania dyskredytacji popularnego dowódcy wojskowego. Nawiasem mówiąc, jest on tak popularny, że notowania Załużnego są wyższe niż Zełenskiego, co oczywiście nie podoba się ukraińskiemu prezydentowi. Ataki Bezuhli nie pozostały niezauważone przez ukraińskie społeczeństwo, które zaczęło mówić o tym, że Zełenski chce się pozbyć Załużnego.
Sił Zbrojnych wydaje się być kluczowe dla Ukrainy, ale dokument w tej sprawie nie został jeszcze przyjęty. Wołodymyr Zełenski (prawo przewiduje, że to prezydent dekretem ogłasza mobilizację) przerzuca odpowiedzialność na wojskowych. Na grudniowym briefingu Zełenski wraz z szefem Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Serhijem Szaptałą dał do zrozumienia, że nie chodzi o liczby, ale jest gotowy do walki z tymi, którzy służą już w szeregach Sił Zbrojnych. Briefing poprzedziła wypowiedź Zełenskiego na konferencji prasowej: zapewnił, że nie podpisze ustawy przewidującej mobilizację kobiet, i zrzucił na wojskowych odpowiedzialność za chęć zmobilizowania 450-500 tys. mężczyzn w szeregi Sił Obronnych Ukrainy. Warto zauważyć, że tezę o mobilizacji kobiet promowała wspomniana Mariana Bezuhla - i kremlowska propaganda.
Konfliktu można było uniknąć w 2023 r., gdyby Zełenski i Załużny wspólnie wypowiedzieli się dla mediów i zapewnili, że będą współpracować aż do pokonania Rosji. Taki format nie tylko pozwoliłby uniknąć spekulacji politycznych, ale także nadałby impuls procesom mobilizacyjnym. Zamiast tego w pokoju, w którym mieli pracować Załużny i jego asystenci, znaleziono pluskwę. To tylko zwiększyło napięcie w stosunkach dwustronnych.
Jest jeszcze jedna ważna kwestia: ukraińskie prawo zezwala prezydentowi na odwołanie naczelnego dowódcy sił zbrojnych na podstawie rekomendacji ministra obrony. Źródła w Ministerstwie Obrony Ukrainy twierdzą, że taki wniosek już jest. Sugeruje to zachowanie ministra obrony Rustema Umerowa, który jest postrzegany jako urzędnik sprzyjający Zełenskiemu.
Prezyden Zełenski wita Walerija Załużnego w Radzie Najwyższej 22 lipca 2022 r. Zdjęcie: Shutterstock
Żądania bez satysfakcji
Zeszłotygodniowe wydarzenia należy rekonstruować na podstawie doniesień wewnętrznych i publikacji zachodnich mediów, dla których konflikt Zełenskiego z Załużnym szybko stał się głównym tematem. Chciałbym również zwrócić uwagę na nieskrywaną radość Rosjan z powodu możliwego zwolnienia Załużnego. Oni doskonale zdają sobie sprawę, że taki konflikt może mieć negatywny wpływ na zdolności obronne Ukrainy.
29 stycznia Zełenski spotkał się z Załużnym i zaproponował mu napisanie listu rezygnacyjnego - lecz Załużny odmówił. Wszystko to szybko wyszło na jaw, a społeczeństwo zareagowało dość ostro. Perspektywa rezygnacji Załużnego nie budzi powszechnego entuzjazmu.
Pozwolę sobie na ważne osobiste wyjaśnienie: Załużny z pewnością nie należy do kategorii niezbędnych, ale nie można mu zarzucić, że nazbyt skupia się na budowaniu osobisty wizerunku. Jego wystąpienia w mediach były i są rzadkie, czego nie można powiedzieć o działalności informacyjnej szefa wywiadu Ukrainy Kiryła Budanowa. Załużny jest raczej skąpy w obietnicach. Jednak pod presją dymisji opublikował artykuł na CNN.com, który spotkał się ze znaczną sympatią za granicą. Omówił w nim perspektywy kontynuowania wojny i nakreślił priorytety rozwoju Sił Zbrojnych.
Jego nieliczne publikacje to: 1) jesienią 2022 r. wspólny artykuł z generałem Mychajło Zabrodskim na stronie agencji Ukrinform, 2) jesienią 2023 r. podwójna publikacja w The Economist. Obie charakteryzują się realistycznymi ocenami i gotowością wzięcia na siebie pełnej odpowiedzialności. Być może dlatego jednym z głównych zarzutów wobec Załużnego jest to, że obronił swoją rozprawę doktorską na zamkniętej radzie [jej temat i treść są tajemnicą państwową - red.]. Tyle że Załużny ma więcej niż jeden stopień naukowy i nie wygląda na fałszywego naukowca.
Generał Załużny może być sklasyfikowany jako żołnierz, który zdobył doświadczenie bojowe podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej. Ta wojna zaczęła się dziesięć lat temu i żołnierze, którzy w niej walczyli, nie zmarnowali tego czasu. Popularność Załużnego w ukraińskim społeczeństwie nie jest sztuczna. Jest odzwierciedleniem wiary Ukraińców w zdolność Sił Zbrojnych do odparcia agresora.
Warto również zauważyć, że strach zespołu Zełenskiego przed możliwym udziałem Załużnego w wyborach jest irracjonalny, ponieważ dowódca wojskowy, znany również jako "Żelazny Generał", może szybko stracić popularność, jeśli dobrowolnie zrezygnuje.
Президент Володимир Зеленський і Головнокомандувач ЗСУ Валерій Залужний у навчальному центрі в Україні. Фото: AFP/East News
Taktyka kontra strategia
Od rana 5 lutego mamy status quo. Zastępca sekretarza stanu USA Victoria Nuland odwiedziła Kijów, aby spotkać się z tymi, którzy mogli jej opowiedzieć o kryzysie z pierwszej ręki. Następnie z Waszyngtonu nadeszły słowa Jake'a Sullivana o "suwerennym prawie ukraińskich władz" do zmiany przywódców sił zbrojnych. Jest jednak mało prawdopodobne, by doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA mógł wyrazić stanowisko całego zagranicznego establishmentu w tej sprawie.
W wywiadzie dla włoskiego kanału telewizyjnego Rai1, wyemitowanym wieczorem 4 lutego, Zełenski potwierdził, że rozważa dymisję Załużnego. Przed wywiadem było posiedzenie Sztabu Naczelnego Wodza, na którym nie podjęto żadnych ważnych decyzji personalnych. W wywiadzie prezydent Ukrainy wypowiadał się ogólnikowo, mówiąc, że jest zainteresowany transformacjami na dużą skalę, które mogą (prawdopodobnie) wpłynąć na rząd i siły bezpieczeństwa. Sam Zełenski odwiedził ukraińskich wojskowych w regionie Zaporoża, demonstrując swoją gotowość do pełnienia funkcji naczelnego dowódcy.
Jednak dymisja Walerija Załużnego staje się bardzo możliwa. JPowodem może być utrata Awdijiwki, o którą od dawna toczą się zacięte walki. Jeśli zbiegnie się to w czasie z rozpatrzeniem przez Radę Najwyższą projektu ustawy o mobilizacji, cios dla Załużnego będzie potężny. Tyle że przerwa w jego karierze wojskowej może oznaczać wzrost wpływów politycznych.
Jewhen Magda to ukraiński politolog, historyk, dziennikarz, dyrektor Instytutu Polityki Światowej. Autor książek „Wojna hybrydowa. Przetrwaj i wygraj” oraz „Agresja hybrydowa Rosji: lekcje dla Europy”. Znalazł się w pierwszej dziesiątce ekspertów politycznych i analityków Ukrainy w rankingu edycji „Komentari” w 2020 roku.
R E K L A M A
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów. Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.
Jako kobiety musimy polegać na sobie i bliskich osobach, którym naprawdę możemy zaufać. Rozdzierająca serce historia 25-letniej Lizy, brutalnie zgwałconej i zamordowanej w Warszawie, przypomniała nam, kobietom, że nasze krzyki i zwykłe mówienie „nie” nigdy nie zostaną przez mężczyzn w pełni zrozumiane. Czytanie newsów i doświadczanie świata jako kobieta skłoniło mnie więc do poszukiwania sposobów, w jakie mogę się chronić.
Zajęcia z samoobrony, gaz pieprzowy, taksówki – to wszystko jest skuteczne. Ale bardzo frustruje mnie to, że „bezpieczeństwo” oznacza, że muszę wydawać więcej pieniędzy, a przede wszystkim dawać te pieniądze firmom należącym do mężczyzn. Postanowiłam więc sprawdzić, w jaki sposób mogłabym przynajmniej finansować pomysły kobiet.
I tak natknęłam się na aplikację Aplikacja SafeMe, stworzoną i monitorowaną przez młode kobiety, które, jak ja, szukały rozwiązań pomagających się chronić. Ku mojemu zaskoczeniu komentarze pod reklamą aplikacji były przerażające, a wielu mężczyzn wyśmiewało kobiety za to, że chcą czuć się bezpieczniej, albo szerzyło rasizm. To skłoniło mnie do bliższego zbadania aplikacji.
Aplikacja ma dwa tryby: „Zamów obserwację” i„Wezwij pomoc”. Jeśli wybierzesz: „Zamów obserwację”, „Asystent Bezpieczeństwa SafeMe będzie nadzorować Twój przejazd, sprawdzając, czy przemieszczasz się wyznaczoną trasą, a w razie zagrożenia powiadomi odpowiednie służby porządkowe. Wystarczy, że określisz środek transportu i wybierzesz punkt docelowy w aplikacji, a my będziemy czuwali nad Twoim bezpieczeństwem”.
Z kolei w trybie „Wezwij pomoc” czytamy: „W sytuacjach zagrożenia lub poczucia uzasadnionego niebezpieczeństwa skorzystaj z aplikacji i wezwij pomoc. Za pomocą jednego przycisku zawiadomisz Asystenta Bezpieczeństwa SafeMe, który skieruje odpowiednie służby do Twojej lokalizacji.”
Dzięki temu nie musisz dzwonić na policję i podawać swojej lokalizacji czy wyjaśniać, w jakiej jesteś sytuacji – bo aplikacja już to śledzi. Zdecydowałam się na jej zainstalowanie i od tamtej pory z niej korzystam (miesięczny abonament wynosi 12,49 zł). Na rynku dostępne są również inne aplikacje, takie jak HomeGirl, Uber Women czy Bolt Women, z których często korzystam, wracając do domu.
Wiem, że aplikacja nie jest rozwiązaniem w przypadku braku poczucia bezpieczeństwa, którego doświadczamy my, kobiety.
Krzepiąca jest jednak świadomość, że istnieje społeczność kobiet, które troszczą się o siebie nawzajem, by stworzyć przestrzenie (nawet w Internecie), gdzie możemy czuć się bezpiecznie.
Można ją umownie nazwać „listą Nawrockiego”. Prawdą jest, że Polska to republika parlamentarno-prezydencka, w której formalne kompetencje głowy państwa nie są obszerne. Jednak wypowiedzi Karola Nawrockiego podczas wyścigu prezydenckiego wymagają od Ukrainy radykalnych zmian w podejściu do dialogu z Warszawą. Obecny prezydent-elekt jest katalizatorem potrzebnych zmian w stosunkach Polski i Ukrainy, dlatego „listę Nawrockiego” należy tworzyć już teraz.
Nowy traktat o przyjaźni i współpracy. Warto przypomnieć, że Traktat o dobrym sąsiedztwie, przyjaznych stosunkach i współpracy między Ukrainą a Rzecząpospolitą Polską został podpisany i ratyfikowany jeszcze w 1992 roku. Jest to logiczne, biorąc pod uwagę pierwszeństwo Polski w kwestii uznania niepodległości Ukrainy, jednak dziś przyjęcie nowej wersji Traktatu jest krokiem aktualnym. Warszawa i Kijów rozpoczęły odpowiednie konsultacje u szczytu kadencji prezydenta Andrzeja Dudy, a zakończenie tego procesu pozwoliłoby przerzucić logiczny pomost między jedną a drugą prezydenturą.
Decyzja o kontynuacji ekshumacji ofiar Wołynia. Decyzja o przeprowadzeniu ekshumacji w Pużnikach (obwód tarnopolski) pozwoliła zneutralizować negatywny efekt kolejnego aktu wandalizmu na mogile żołnierzy UPA na górze Monastyr. Jednak kontynuacja ekshumacji jest logiczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Nawrocki przed wyborem na prezydenta RP był prezesem Instytutu Pamięci Narodowej. Krok ten pozwoli zminimalizować negatywne skutki oczekiwanego udziału Karola Nawrockiego w lipcowych wydarzeniach związanych z agresywnym upamiętnianiem ofiar Zbrodni Wołyńskiej.
Zaangażowanie Polski jako mediatora w proces negocjacyjny z FR. Warszawę charakteryzują niebezpodstawne ambicje dyplomatyczne. Choć prezydent Polski, w odróżnieniu od swojego ukraińskiego odpowiednika, nie nominuje ministrów obrony i spraw zagranicznych, będzie starał się wpływać na politykę zagraniczną i obronną. Dlatego aktywniejsze pośrednictwo Polski w dialogu rosyjsko-ukraińskim może być korzystne zarówno dla Kijowa, jak i dla Warszawy.
Udział w obchodach piątej rocznicy utworzenia Trójkąta Lubelskiego. W tym roku ta geopolityczna konstrukcja w regionie bałtycko-czarnomorskim obchodzi swoje pięciolecie, jednak w ostatnich miesiącach w polskiej retoryce polityki zagranicznej bardziej widoczny jest Trójkąt Weimarski (Niemcy – Polska – Francja). Niemniej jednak zarówno Trójkąt Lubelski, jak i utworzona dziesięć lat temu w tym mieście Polsko-Litewsko-Ukraińska Brygada im. Księcia Konstantego Ostrogskiego, mogą służyć wzmocnieniu bezpieczeństwa regionalnego. Warto to „sprzedać” Karolowi Nawrockiemu i członkom jego zespołu.
Aktywizacja udziału Ukrainy w projekcie Trójmorza. Zainicjowany przez prezydentów Polski i Chorwacji projekt rozwoju krajów między Adriatykiem, Bałtykiem a Morzem Czarnym powinien politycznie przetrwać swoich założycieli – Andrzeja Dudę i Kolindę Grabar-Kitarović. Dla Karola Nawrockiego może to być element własnej aktywności w polityce zagranicznej, a dla Ukrainy – szansa na zwiększenie podmiotowości na arenie międzynarodowej. Ponadto Ukraina posiada rozbudowany system przesyłu gazu, który należy wykorzystywać do tranzytu gazu ziemnego.
Wznowienie dialogu na temat udziału Polski w procesie odbudowy Ukrainy. Przedstawiciele polskiego biznesu od ponad dwóch lat próbują uzyskać od Ukrainy odpowiedź na pytanie dotyczące ich udziału w procesie odbudowy Ukrainy. Słusznie przypuszczają, że przedstawiciele różnych korporacji transnarodowych mogą ich odsunąć dosłownie w ostatniej chwili. Warto tu przypomnieć obietnicę Nawrockiego z debaty telewizyjnej o „wysyłaniu na Ukrainę nie polskich żołnierzy, a polskich biznesmenów” i podchwycić ją.
Promowanie „nowego prometeizmu”. Opierając się na publicznym wizerunku nowo wybranego prezydenta Polski, Ukraina mogłaby zaproponować mu „nowy prometeizm” – koncepcję przeciwdziałania Rosji i jej wpływom w regionie bałtycko-czarnomorskim. Twórczo reinterpretując dziedzictwo Józefa Piłsudskiego, ukraińskie kierownictwo mogłoby spróbować stworzyć atmosferę zaufania w stosunkach z Warszawą.
Zamiast posłowia. Ukraina ma dwa miesiące na sformułowanie polityki wobec Nawrockiego i Polski, na czele której stanie on w sierpniu. Piłka jest po stronie ukraińskiej, i szanse na porozumienie z politykiem będącym nową postacią w polityce są wysokie.
Jewhen Kłopotenko jest ukraińskim szefem kuchni, kreatywnym przedsiębiorcą, działaczem społecznym, autorem książek i ekspertem kulinarnym. To najbardziej znany promotor kuchni ukraińskiej na świecie.
Urodził się w rodzinie, która nie miała nic wspólnego z prawdziwym gotowaniem. Pracował jako kelner w restauracjach w Niemczech, USA, Ukrainie i z czasem zdał sobie sprawę, że chce gotować. A potem wygrał popularny program „Masterchef”, studiował we francuskiej szkole gotowania Le Cordon Bleu i zaczął realizować ciekawe projekty kulinarne na dużą skalę.
Dzięki inicjatywie Jewhena w 2022 roku barszcz został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO i uznany za potrawę ukraińską. W rankingu restauracji Michelin przeproszono nawet za to, że wcześniej nazwano barszcz daniem rosyjskim.
Głównym celem Klopotenki jest poprawa kultury jedzenia w Ukrainie, odkrywanie historii kuchni ukraińskiej i jej promowanie. W rozmowie z serwisem Sestry Jewhen mówi m.in. o różnicy między polskimi pierogami a ukraińskimi warenikami, o tym, jakie potrawy i dania jedli Ukraińcy w minionych stuleciach i co może stać się specjalnością kuchni ukraińskiej na świecie.
140 potraw z "Eneidy"
Ksenia Mińczuk: Kim się czujesz: ekspertem, popularyzatorem, biznesmenem czy showmanem?
Jewhen Kłopotenko: Czuję się osobą, która wprowadza zmiany w dziedzinie gastronomii. Jak nazywa się takich ludzi? Kreatorami zmian. Jeśli chcesz być kimś takim, musisz i badać, i promować, i gotować i być biznesmenem.
Jak to się stało, że zająłeś się kuchnią ukraińską?
Po powrocie z Francji w 2016 roku zdałem sobie sprawę, że nie chcę i nie mogę mieszkać nigdzie indziej niż w Ukrainie. Ludzie zaczęli prosić mnie o otwarcie restauracji. Kiedy zacząłem myśleć o tym, jaka to powinna być restauracja, zrozumiałem, że mogę otworzyć tylko coś ukraińskiego.
Ukraińska restauracja to jedyna rzecz, która ma sens, skoro jestem Ukraińcem
Ale czym właściwie jest ukraińska restauracja? Zdałem sobie sprawę, że wiem dużo o kuchni światowej, ale prawie nic o kuchni ukraińskiej. Spotkałem Ołenę Brajczenko, historyczkę i badaczkę kultury gastronomicznej. Powiedziałem jej: „Co ty za dziwną robotę wykonujesz? Jak pracujesz? Budzisz się, otwierasz książkę i czytasz o jedzeniu?”. Ołena wiele mnie nauczyła.
A potem otworzyłem „Eneidę” [chodzi o poemat „Eneida” Iwana Kotlarewskiego, wybitnego poety, opublikowany w Petersburgu w 1798 roku. To trawestacja Wergiliuszowej „Eneidy”, napisana językiem najbardziej zbliżonym do żywej mowy ludu ukraińskiego – red.]. I zdałem sobie sprawę, że jest tam wymienionych 140 potraw, których nazw nie kojarzę. Postanowiłem nauczyć się tych wszystkich potraw.
Odkryłem ogromny, ukryty świat. Kiedy dotykasz takich rzeczy, odzyskujesz kontakt ze swoją przeszłością i możesz wpływać na przyszłość. Teraz za każdym razem, gdy ożywiam jakieś danie, porównuję je z kuchnią światową. Widzę podobieństwa i różnice. Składniki, produkty, techniki...
Na przykład proso najpierw było gotowane, potem zostało zastąpione ziemniakami, a potem dodano buraki... Możesz zobaczyć ciągłość tej historii. Jeśli zapytamy: „Skąd się wziął barszcz?”, „Skąd się wzięły syrniki?” [smażone placki z mąki, sera białego i jajek – red.], „Skąd się wzięła wędzona gruszka?”, zrozumiemy, że na wszystkie te pytania są odpowiedzi. Moją rolą gotować smacznie i w oparciu o tradycję.
„Za każdym razem, gdy ożywiam jakieś danie, porównuję je z kuchnią światową”. Zdjęcie: Dmytro Bakhta
Opowiedz o swoich badaniach nad potrawami Rusi Kijowskiej.
Dopiero je zacząłem, robię to od czterech miesięcy. Ten projekt prawdopodobnie będzie trwał latami. Jest projektem odrodzenia, powrotu do potraw Rusi Kijowskiej – nie do składników, ale do technik gotowania.
Na przykład historycy twierdzą, że buraki trafiły do Ukrainy w XI-XII wieku. Tymczasem istnieją zapiski Światosława z 1073 roku, opisujące niektóre składniki potraw, w tym buraki. I teraz pojawia się pytanie, z którym warto się zmierzyć: „Czy to był burak, czy może coś innego, co Światosław nazwał burakiem?”
W Ukrainie na przykład jedzono wówczas marchew. Ale marchewki były wtedy małe, wielkości palca, i nie żółte, a fioletowe
O kuchni w czasach Rusi Kijowskiej dowiedziałem się choćby tego, że w XIV wieku w Czernihowie w soborze Zbawiciela (zbudowanym przez Światosława) ktoś wydrapał na ścianie w języku staroukraińskim (lub rosyjskim), że 25 kwietnia 1300 roku był tu kapłan o imieniu Iwan, który jadł białe placki. Białe placki są zdecydowanie najstarszą udokumentowaną ukraińską potrawą.
Co jadł Jarosław Mądry
A kiedy badałem tradycję Maslenicy [tłusty tydzień przed Wielkim Postem – red.], dowiedziałem się, że wszystko, co kiedyś gotowano z miękkim serem, nazywano „nabiałem”. Czyli mieliśmy pierogi z nabiałem. A moja teoria jest taka, że białe placki to placki z twarogiem. Tak więc historia twarogu jest starsza niż historia barszczu, o którym po raz pierwszy usłyszeliśmy w XVI wieku.
Ot, taka historyczna luka. Do tego odkrycia doprowadził nas napis na ścianie soboru Spaskiego [lub: Sobór Przemienienia Pańskiego – pochodzący z XI wieku najstarszy budynek w Czernihowie i jeden z niewielu zachowanych budynków Rusi przedmongolskiej – red.], przez wieki niezauważany.
O jedzeniu napisano niewiele, dlatego musimy szukać w nietypowych miejscach
Nie chciałbym wyciągać wniosków z kronik. Bo kronika jest książką, w której ktoś pisze o tym, jak wyobraża sobie rzeczy, które istniały 100 lat przed nim. Ja szukam innych podejść. Poszedłem do Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, Akademii Ostrogskiej, Ławry Kijowsko-Peczerskiej – i tam szukam przepisów i potraw.
I jakie ciekawe rzeczy udało Ci się odkryć?
Na przykład „babę-szarpanynę” [stare ukraińskie danie, zapiekanka rybna – red.]. Nawiasem mówiąc, to dobre danie na Wielkanoc. Kiedyś jedliśmy tarankę [suszona płoć – red.], teraz jemy „babę” z piwem.
Uwielbiam tarankę.
Tak, wszyscy ją uwielbiamy, ale teraz spożywa się ją już w inny sposób. Kiedyś robiono z płoci zupę rybną i nie było takiego słowa jak „taranka”. To po prostu była solona lub suszona (gdy nie było soli) ryba. Tę suszoną płoć wrzucano więc do wody, gotowano, a wywar wyrabiano z ciastem, dzięki czemu stawało się „rybne”. Po upieczeniu powstawało coś w rodzaju zapiekanki albo chleba na bazie bulionu rybnego. Następnie kładło się na nim mięso z ryby i się jadło. Ta receptura została zachowana w Akademii Ostrogskiej i Ławrze Kijowsko-Peczerskiej. I jest też opisana w „Eneidzie”. Wcześniej nie wiedziałem, co to jest, ale zbadałem sprawę i już wiem.
Baba-szarpanyna we współczesnej wersji
A co jadł Jarosław Mądry?
Jestem w trakcie szukania odpowiedzi na to pytanie. Interesujące jest to, że w miejscu, w którym stał pałac Jarosława Mądrego, stoi teraz moja restauracja „Sto lat temu”. Taki chichot historii.
W marcu 2019 roku Jewhen wraz z Inną Popereszniuk otworzyli w Kijowie restaurację „Sto lat temu”, która oferuje nowoczesną kuchnię ukraińską. Jewhen chciał pokazać, jak wyglądałaby kuchnia ukraińska, gdyby nie wpływy Związku Radzieckiego
Gdzie szukasz informacji?
Przede wszystkim powinienem powiedzieć, że to, co robię, jest raczej rekonstrukcją niż wierną reprodukcją. Na przykład ciasta, które wypiekam, nie są dokładnie takie, jak były kiedyś. Bo np. nie wiemy na pewno, jaki rodzaj sera kiedyś był, można tylko spekulować. Co więc robię? Na przykład znajduję jakieś wspomnienie. A potem badam etymologię.
Kiedyś nie było tłuczonych ziemniaków, zup ani sosów. Nazwy naszych potraw brały się z procesu ich przygotowywania. Jeśli coś było gotowane – to „warenucha”, jeśli smażone – „smażenyna”. Na przykład we wspomnieniach Jarosława Mądrego pojawia się słowo „smaga”. Ale smaga jest również znana jako bimber – być może dlatego, że był pędzony na ogniu. Poszukiwania etymologiczne są bardzo ważne przy rekonstrukcji procesu gotowania.
Prowadzę poszukiwania w najstarszych cerkwiach i monastyrach Ukrainy, z XV i XVI wieku. Znajdujące się w nich książki często zawierają informacje, których potrzebuję. Na przykład o życiu mnichów. W „Eneidzie” Kotlarewskiego znalazłem następujące potrawy: „wereszczaka”, „hamuła”, „szpundra” i „cietrzew”.
XIX wiek był wspaniałym okresem. Co ciekawe, nie było wtedy zup
Kiedyś byłem w obwodzie żytomierskim i natknąłem się na słowo „kałatusza” - od „kałataty” [bić red.]. Chodzi o to, że bierzesz bulion rybny i grzybowy, dodajesz mąkę i wszystko ubijasz.
Wtedy zdałem sobie sprawę, że nasza technologia ubijania jest w istocie odpowiednikiem francuskiej techniki zagęszczania czegoś płynnego mąką, która ma ponad 350 lat. Nasza technologia ma 400 lat. Francuzi po prostu nazwali to inaczej
Jest też danie o nazwie łemiszka: zalewasz mąkę gorącą wodą i jesz. To popularne niegdyś danie, które pozwalało się najeść. Okazuje się, że połączenie gorącego płynu i mąki w różnych proporcjach jest nasze, ukraińskie.
Jewhen zbiera przepisy z południa Ukrainy
Moja teoria jest taka, że barszczem nazywano wszystko, co było ugotowane, a nie zagęszczone. Była zupa grochowa, kapuśniak, a reszta to był barszcz. Teraz muszę poszukać potwierdzenia tej teorii lub czegoś, co ją obali.
Inny temat: nawet w czasach Kozaków, w XV i XVI wieku, istniały specjalne potrawy i dania dla bogatych. Natknąłem się na informacje o szafranie, szparagach itp. Wspominano też o „niedźwiedziach” (często znajdowałem o nich informacje) – mięsie dzikich zwierząt zapiekanym w chlebie.
Kto na świecie smaży twaróg
Jakie potrawy lub tradycje kuchni ukraińskiej Twoim zdaniem zostały niezasłużenie zapomniane? I dlaczego powinny zostać przywrócone do nowoczesnego menu?
Wydaje mi się, że są najbardziej niedoceniane w Ukrainie są syrniki, czyli zapiekanki z twarogu. Świat niewiele o nich wie, moglibyśmy więc opowiedzieć o nich światu. Bo mało kto na świecie smaży twaróg.
Wspomniałbym tu też o wereszczace. To mięso duszone w kwasie chlebowym. I o kaszy kaczanej – to proso zacierane z jajkami i ciastem w krupki. I jest jeszcze kisiel, czyli płatki owsiane fermentowane przez jeden dzień. Ta mieszanina staje się lepka, jak galaretka. Ciekawą rzeczą w tym daniu jest to, że czasami przyrządzano je z mlekiem i podawano na weselach. Ta potrawa była bardzo podobna do włoskiej panacotty.
Chciałbym również wspomnieć o wędzonej gruszce.
Wiele krajów uwielbia wędzoną paprykę, ale nigdzie nie znają wędzonej gruszki. A to nasza specjalność
Jak balansujesz między zachowaniem autentyczności kuchni ukraińskiej a dostosowaniem jej do nowoczesnych trendów?
Kiedy gotujesz coś autentycznego, często nie smakuje to dobrze. W końcu świat jedzenia i smaków się zmienił. Pojawiło się wiele produktów z innych krajów, a we wszystkich potrawach jest więcej cukru. To zasadniczo zmienia nawyki smakowe. Wyobraź sobie, że zalewasz mąkę gorącą wodą i jesz. Teraz trudno to sobie wyobrazić.
Gotuję więc autentyczne danie, próbuję go, a potem zastanawiam się, czy ma szansę przetrwać w takiej postaci. Jeśli nie, ulepszam je. Biorę, powiedzmy, mąkę, zalewam ją gorącą wodą, rozcieram szpatułką na pergaminie i suszę. Otrzymuję coś w rodzaju chrupiących chipsów, cienkiej macy. Kształt jest inny – i to już jest modne i fajne. A wcześniej to po prostu była łemiszka. Gdyby ktoś nad nią popracował, już dawno stałaby się takimi naszymi chipsami.
Nowoczesna wersja łemiszki
Po prostu staram się dopasować to wszystko do jakiejś logiki. Mogę odtworzyć autentyczne smaki, np. kwasu buraczanego czy chlebowego. W dawnych czasach kwas chlebowy robiono z żytniego chleba i wody. Był biały, czasami dodawano do niego suszone jabłka. To był kwaśny, chłodny, gazowany napój, który nie miał nic wspólnego z dzisiejszym sklepowym kwasem chlebowym.
Zachowałbym też autentyczny smak galaretki, tyle że 150-180 lat temu nie zawierała cukru.
Kiedyś w ogóle nie było cukru w żywności. A teraz usuwam cukier z menu w szkołach i ludzie mówią do mnie: „Jak możesz to robić?”
Słowianie lubią zawijać w ciasto
Promujesz kuchnię ukraińską za granicą. Jak sprawić, by stała się bardziej znana na świecie?
Problem z kuchnią ukraińską polega na tym, że nie zdążyła się ukształtować. W czasach Związku Radzieckiego była mocno wymieszana. A kiedy zaczęła się inwazja, wielu ludzi wyjechało za granicę i zabrali ze sobą głównie sowieckość, a nie ukraińskość. Często Ukraińcy, którzy nakrywają do stołu za granicą lub otwierają restauracje, serwują sałatkę Olivier, bo ich wspomnienia z domu są przyklejone do potraw ze Związku Radzieckiego. Jeśli wyrzucisz tę sałatkę z menu, wyrzucisz swoje wspomnienia, a wspomnienia to jest to, co trzyma nas przy życiu. Dlatego rozumiem tych ludzi, chociaż w kontekście promowania kuchni ukraińskiej to nie w porządku.
Trzeba otwierać więcej ukraińskich lokali z tradycyjną kuchnią i promować tę kuchnię na wszystkich platformach. Na tym etapie barszcz nam wystarczy, a potem dodamy coś jeszcze – serniki, krymskotatarskie paszteciki, naleśniki. Jestem pewien, że świat to zje.
Barszcz z wędzoną gruszką, który Jewhen serwował gościom na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 r.
Jednym z najpopularniejszych dań w polskich restauracjach są „pierogi ruskie”, czyli pierogi z ziemniakami i serem. Na początku inwazji wielu Polaków zmieniło nazwę tego dania na „perogi ukraińskie”, ale później dawna nazwa wróciła. Tymczasem jest wielu Ukraińców, którzy nie przełknęliby potrawy o tej nazwie...
Wareniki nie są potrawą ukraińską, polską ani rosyjską. Według naszej wiedzy zostały wynalezione gdzieś w Turcji. Ludy słowiańskie generalnie lubią zawijać różne rzeczy w ciasto. Poza tym słowo „ruski” nie pochodzi od „Rosji”, ale od „Rusi”.
Musimy zaakceptować fakt, że polskie pierogi są bardziej popularne na świecie niż wareniki. Nie ma co z tym walczyć. Musimy zwrócić się ku naszej tradycji pierogów. Ukraińcy jedli je z wiśniami, makiem i twarogiem. Takich pierogów nie ma nigdzie indziej
Polska ma też barszcz, ale on nie ma nic wspólnego z barszczem ukraińskim. To są zupełnie inne potrawy i tradycje: barszcz ukraiński jest gęsty, prawie każda gospodyni ma swój przepis, mamy kult tej potrawy, ciągle ją udoskonalamy, to część naszej tożsamości kulturowej. Natomiast polski barszcz to w zasadzie rosół i jest podawany głównie jako świąteczne danie raz w roku.
Na swojej stronie na Facebooku napisałeś: „Żytomierszczyzna to kraina ludzi, lasów, grzybów i oczywiście kałatusza”. Czy możesz sporządzić listę ukraińskich potraw?
To właśnie wtedy, gdy byłem w obwodzie żytomierskim, miałem fantazję o stworzeniu mapy ukraińskich potraw. Na przykład region Żytomierza jest ojczyzną dań ziemniaczanych, mają nawet kiełbasę z ziemniakami. Stworzenie mapy potraw jest bardzo interesujące. Myślę, że zajmie jakieś półtora roku badań.
Jaką rolę odgrywa kultura kulinarna w odbudowie Ukrainy?
Jedzenie jest częścią kultury. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby na naszych stołach było nie tylko radzieckie i zagraniczne jedzenie, ale także potrawy ukraińskie.
Jedzenie nigdy nie jest na pierwszym miejscu, dopóki nie zostanie ci odebrane
Przypomnijmy sobie pierwszy tydzień inwazji. Ludzie w Ukrainie wykupywali żywność, robili zapasy, bo nie wiedzieli, co będzie dostępne następnego dnia.
Jak ukraińska kuchnia może stać się narzędziem dyplomacji kulturalnej?
Ona już jest takim narzędziem. Odkąd barszcz został wpisany na listę UNESCO, wszystko się zintensyfikowało. Teraz każdy na poziomie oficjalnym może powiedzieć, że barszcz jest głównym daniem ukraińskim, i jeszcze bardziej go promować.
Michael Douglas w restauracji Jewhena w Kijowie, 2024 r.
Potrzebujemy ukraińskiego jedzenia na imprezach w naszych ambasadach w każdym kraju. I potrzebujemy, by ludzie, którzy opuścili Ukrainę, promowali ukraińską kulturę, gdziekolwiek się znajdą.
Jakie jest Twoje ulubione danie?
Mam układ z barszczem. Mogę mówić tylko o nim – i o niczym innym.
Oscar dla najlepszego pełnometrażowego filmu dokumentalnego, BAFTA dla najlepszego filmu dokumentalnego. 20 nagród międzynarodowych i krajowych.
To pierwszy ukraiński Oscar w historii – a także pierwsza ukraińska BAFTA.
Przemówienie reżysera filmu Mścisława Czernowa podczas ceremonii wręczania Oscarów trafiło już do podręczników: „Chciałbym nigdy nie nakręcić tego filmu, nigdy nie pojawić się na tej scenie. I chciałbym, żeby Rosja nigdy nie zaatakowała Ukrainy. Gdybym tylko mógł wymienić tę nagrodę na to, by Rosja nie okupowała naszych miast, nie zabijała moich rodaków, uwolniła wszystkich ukraińskich żołnierzy i cywilów, którzy są teraz w więzieniach i jako zakładnicy”.
„20 dni w Mariupolu” to nie tylko kronika wydarzeń w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji. Film pokazuje również pracę naszych dziennikarzy wojennych. To także dzieło fotografa Jewhena Małoletki i producentki Wasylisy Stepanenko.
– Kadry z „20 dni w Mariupolu” to ból, który pozostanie ze mną na zawsze – mówił Małoletka w wywiadzie dla Sestr. – Oglądałem ten film wiele razy, ale już nie płaczę, chociaż mam w sobie bardzo ciężkie i silne emocje.
– Ból nie zniknął, ale nauczyłam się z nim żyć. I pracować. Teraz widzę wszystko przez obiektyw mojej kamery – wyznała nam z koleiWasilisa Stepanenko.
Co ciekawe, po „20 dniach w Mariupolu” Mścisław Czernow nakręcił „2000 metrów do Andrijiwki”. Ten film również zaczyna zdobywać nagrody, np. na festiwalu „Sundance”.
2. Jesteś kosmosem ("Ти — космос")
Główna nagroda na Golden Octopus Film Festival w Strasburgu, specjalne wyróżnienie na Leeds International Film Festival, dwie główne nagrody na Paris International Fantastic Film Festival (PIFFF), nagroda dla najlepszego reżysera na Festiwalu Filmowym w Cottbus, nagroda dla najlepszego aktora na Międzynarodowym Festiwalu w Salonikach, najlepszy film fabularny na Trieste Science+Fiction Festival.
Film zadebiutował na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto (TIFF), po czym został pokazany w Cannes, gdzie zdobył nagrodę First Cut Lab Award na targach filmowych Marché du Film. „Jesteś kosmosem” został też uznany za jeden z najlepszych filmów roku przez Brytyjski Instytut Filmowy. Co ciekawe – nie został jeszcze wypuszczony do dystrybucji.
Reżyser i scenarzysta Pawło Ostrikow pracował nad nim przez 7 lat. Ukraiński kierowca ciężarówki Andrij leci w kierunku czarnej dziury statkiem kosmicznym, ale dochodzi do eksplozji – i Ziemia znika. Wygląda na to, że Andrij jest jedyną żywą osobą w całym Wszechświecie. I wtedy kontaktuje się z nim francuska naukowczyni Catherine – postanawiają polecieć sobie na spotkanie. Ta podróż potrwa kilka lat.
– Każdy czuł się samotny, nawet jeśli miał przyjaciół i bliskich – mówi reżyser Pawło Ostrikow. – W każdym filmie pokazuję jakieś wyjście z takiej sytuacji: że musimy znaleźć kogoś innego, że musimy nawiązywać kontakty, szukać ludzi takich jak my i wydostać się z dołka. Bo to naprawdę duży problem – nie tylko dla konkretnej osoby, ale dla całej ludzkości.
W Ukrainie film trafi do kin wiosną 2025 roku.
3. Obłąkani ("БожеВільні")
Ten pierwszy w historii film fabularny o psychiatrii karnej w ZSRR zdobył główną nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym OKO Global w Bułgarii. Iwan Tyszczenko, dyrektor artystyczny filmu, otrzymał również nagrodę „Za rozwiązania artystyczne” na festiwalu Alexandre Trauner Art/Film na Węgrzech.
Film Denysa Tarasowa został zaprezentowany na Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w październiku 2024 roku. Opowiada historię Andrija Dowżenki, który żył w ZSRR w latach 70. XX wieku. Został wysłany do szpitala psychiatrycznego z powodu swojej miłości do zachodniej muzyki rockowej, wówczas zakazanej. Bohater staje przed wyborem: współpracować z KGB i wydostać się z psychuszki albo opowiedzieć o dysydentach torturowanych przez sowiecki reżim w szpitalach psychiatrycznych.
Zdjęcia do filmu zrealizowano w kijowskim w Szpitalu Psychiatrycznym im. Pawłowa, gdzie scenograf Iwan Tyszczenko odtworzył piętra i dziedzińce kliniki w latach 70. XX w. Główną rolę zagrał Kostiantyn Temliak, który służy dziś w Siłach Zbrojnych Ukrainy.
– Rok temu nie potrafiłem odpowiedzieć na pytanie, czy warto inwestować w kino lub teatr teraz, podczas wojny na pełną skalę – mówi Temliak. – Ale dziś wiem na pewno, że tak. Społeczna adrenalina, która istniała na początku inwazji, dziś słabnie, ale musimy się trzymać. Bo jeśli nie będziemy dostarczać ukraińskich treści wysokiej jakości, tę lukę wypełni coś innego.
4. Na zawsze - na zawsze ("Назавжди-назавжди")
Zwycięzca Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cottbus w Niemczech, Nagroda FIPRESCI (Międzynarodowa Nagroda Krytyków) oraz główna nagroda na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Stambule, w programie Konkursu Międzynarodowego.
Dramat „Na zawsze – na zawsze” to opowieść o nastolatkach dorastających w warunkach niestabilności społecznej i braku uwagi ze strony rodziców. Światowa premiera filmu odbyła się na Festiwalu Filmowym w Wenecji w programie Orrizonti Extr we wrześniu 2023 roku.
– Ten film to pieśń miłosna dedykowana zagubionym nastolatkom końca lat 90., którzy dorastali wśród postsowieckich ruin i dobrze przyswoili sobie zasadę: jeśli nikt cię nie kocha, nie przeżyjesz – wyjaśnia reżyserka Anna Buriaczkowa.
5. Kroki ("Степне")
Zwycięzca w kategorii „Najlepszy reżyser” na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno oraz Nagroda Publiczności na 35. Festiwalu Filmowym w Trieście.
Akcja filmu rozgrywa się na tle oszałamiających ukraińskich zimowych krajobrazów, znikających wiosek i rosnącego poczucia wyobcowania w postsowieckim społeczeństwie. „Kroki” to historia Anatolija, który wraca do domu z wielkiego miasta, by zaopiekować się umierającą matką. Odejście matki, spotkanie z bratem i kobietą, którą kocha, skłaniają go do refleksji nad dokonanymi wyborami życiowymi. Niespodziewanie, tuż przed śmiercią, matka opowiada Anatolijowi o skarbie, który zakopała w stodole...
– Moment pożegnania i zniknięcia bardzo mnie interesuje, ponieważ obserwuję, jak znika część przeszłości mojego kraju i przeszłości moich rodziców – mówi reżyserka Maryna Wroda. – Charakter starych ukraińskich wsi, ludzie, którzy wciąż tam mieszkają, ale są już poza systemem, wszystko to niesie ze sobą piękno umierania, które jest uderzające.
6. Morena ("Морена")
„Najlepszy film pełnometrażowy” na Tokyo Horror Film Festival w Japonii.
„Morena” to pierwszy ukraiński thrash-folk-horror z elementami erotyki. Zakochani Ania i Jurko przyjeżdżają do ukraińskiej wioski w Karpatach, by odwiedzić rodziców dziewczyny. Podczas święta Kupały miejscowa podrywaczka Iwanka, zwana Moreną, wpada w oko Jurkowi i oczarowuje go.
– Nie potrafię oglądać współczesnych horrorów – wyznaje reżyser Serhij Ałoszeczkin. – Są przygnębiające i nudne. Gatunek wiele na tym traci, bo horrory służą rozrywce, a nie odczytywaniu morałów.
Film został nakręcony przed inwazją, w 2018 roku. W kinach pojawił się jesienią 2024 roku, dlatego wielu Ukraińców nie uważa historii w nim pokazanych za przerażające.
7. Dżamala. Pieśni wolności ("Jamala. Songs of freedom")
Zwycięzca na festiwalu Cannes Corporate Media & TV Awards w Cannes.
„Czytam i nie mogę w to uwierzyć – napisała Dżamala w swoich mediach społecznościowych o filmie dokumentalnym nakręconym przez newsroom Głosu Ameryki. – Spośród prawie 800 zgłoszeń z 46 krajów jury w Cannes wybrało ten dokument, który zdobył Złotego Delfina w kategorii „Human Concerns and Social Issues”. Ten film jest o każdym z nas. Każda klatka pokazuje, przez co Ukraińcy przechodzą od trzech lat. I o naszej desperackiej walce o wolność.
8. Miesiąc miodowy ("Медовий місяць")
Grand Prix Jury „Złoty Atlas” na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Arras, Grand Prix „Jeleń Scytyjski” na Festiwalu Filmowym „Molodist”.
„Miesiąc miodowy” miał swoją premierę na 81. Festiwalu Filmowym w Wenecji. To dramat psychologiczny z elementami thrillera o parze uwięzionej w swoim mieszkaniu na przedmieściach Kijowa podczas rosyjskiej okupacji.
– „Miesiąc miodowy” dobrze spełnia swoją misję – mówi mówi reżyserka filmu Żanna Ozirna. – Postrzegam ten projekt jako dyplomację kulturalną, co dla mnie oznacza, że jest to film wyjaśniający obcokrajowcom rzeczywistość Ukrainy, której nie do końca rozumieją.
9. Eksplozje przy muzeum ("Вибухи біля музею")
Najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny na Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym.
Krótkometrażowy film dokumentalny o rabunku Muzeum Sztuki w Chersoniu podczas okupacji, którego autorami są Roman Chimej i Jarema Małaszczuk.
Zanim zostało splądrowane przez rosyjskich okupantów, muzeum posiadało największą i najstarszą kolekcję antyków w południowej Ukrainie. Znajdowało się tam ponad 173 000 artefaktów z okresu obejmującego siedem tysiącleci, od scytyjskiego złota po broń z czasów II wojny światowej. Dwa tygodnie przed wyzwoleniem Chersonia przez Ukraińców rosyjskie siły okupacyjne dokonały wielkiego rabunku, wywożąc zbiory. Teraz, gdy Rosjanie nieustannie bombardują miasto, muzeum otwiera swoje podwoje – na zwiedzanie pustych sal wystawowych...
10. Jaremczuk: Niezrównany świat piękna ("Яремчук: Незрівнянний світ краси")
Najbardziej dochodowy film dokumentalny w historii ukraińskiej dystrybucji krajowej. Łączne wpływy kasowe wyniosły ponad 15,2 miliona hrywien.
– To film, który opowiada historię ukraińskiej muzyki lat 70. i 80. za pośrednictwem jednej osoby – mówi reżyser Artem Hryhorian.
Został wyprodukowany przez Marię Jaremczuk, córkę Nazarija [Nazarij Nazarowicz Jaremczuk – ukraiński śpiewak estradowy – red.].
– Kiedy otwierałam domowe archiwa zespołu, niespodziewanie znalazłam filmy, których nigdy wcześniej nie widziałam. Na przykład film pokazujący, jak mój tata robi mi zdjęcia. W ogóle go nie pamiętam, bo byłam malutka, gdy odszedł. Dlatego takie chwile są bezcenne.
Gdyby trzy lata temu poproszono mnie o opowiedzenie o wydarzeniach kulturalnych we Lwowie, powiedziałabym, że nie ma już żadnych wydarzeń kulturalnych. Wtedy, chociaż na krótki czas, wszyscy straciliśmy wiarę w kulturę wysoką. Byliśmy świadkami tego, co się z nią jdziewjest w reżimie totalnej obrony.
Wydarzeniem kulturalnym był wtedy schron w teatrze im. Łesia Kurbasa. To jeden z pierwszych nieakademickich teatrów we Lwowie, otwarty w 1989 roku i nazwany tak na cześć reżysera rozstrzelanego na szlaku sandarmochskim [Sandarmoch to uroczysko w lesie niedaleko miasta Miedwieżjegorsk w Republice Karelii w Rosji. W lipcu 1997 r. odnaleziono tam masowe groby ofiar „wielkiego terroru” z lat 1937–1938 – red.] wraz z innymi postaciami ukraińskiej kultury. Ten schron prowadzili aktorzy i reżyserzy teatru.
Schron dla uchodźców wojennych w Teatrze Łesia Kurbasa, Lwów 2022 r. Zdjęcie: Danyło Pawłow/Reporters
Wydarzeniami kulturalnymi było również ogłaszanie przez poetkę Katerynę Michalicynę przyjazdów – i odjazdów pociągów ewakuacyjnych. Albo przewożenie przez artystów ludzi do granicy. Albo zbieranie pieniędzy na opaski uciskowe i bieliznę termiczną.
Do bardziej znanych formatów działaności ludzie kultury zaczęli powracać dlatego, że chcieli pomóc odwrócić uwagę uchodźców od wojny. Zaczęli więc organizować w schronach odczyty i koncerty, otworzyli szkołę aktorską dla dzieci. Kuratorzy i historycy sztuki za dnia oprowadzali wycieczki po ulicach Lwowa, a wieczorami organizowali aukcje obrazów najsłynniejszych ukraińskich artystów, by zebrać pieniądze na potrzeby wojska.
W tamtym czasie odrzucałam wszelkie pomysły organizowania festiwali czy spotkań literackich zagranicznych autorów, którzy odważyliby się tu przyjechać. Nic z tego nie miało sensu: sztuka dla rozrywki, dla rozwoju, dla sztuki stała się dla nas niedostępnym przywilejem. Niemożliwe stało się przeczytanie książki czy obejrzenie długiego filmu, bo nie dało się na dłużej oderwać od wiadomości, komunikatów wolontariuszy i roboczych czatów. Wojna zabrała czas, który mieliśmy dla siebie. Pozbawiła nas również osobistych granic, pozostawiając tylko te wspólne.
Część II: Potrzeba rozmowy
Spotkaliśmy się z Peterem Pomerantsevem [brytyjskim dziennikarzem i pisarzem, ekspertem od współczesnej rosyjskiej propagandy – red.] w wiedeńskiej kawiarni pod koniec marca 2022 r., przed deokupacją obwodów kijowskiego, sumskiego i czernihowskiego. Peter pyta o to, jak się mam, jak idą moje projekty i praca. A potem o to, jakie daty planuję na tegoroczny festiwal.
Nad miastem latają pociski, rosyjskie wojska mogą posunąć się dalej w głąb kraju, a my możemy planować tylko na kilka najbliższych godzin. Mówię, że ta rzeczywistość nie jest tłem dla organizacji festiwalu literackiego. Ale Peter przypomina mi festiwal Live Aid. I dodaje:
– Twój festiwal będzie miał takie samo znaczenie jak koncerty, które były organizowane w Sarajewie, zwłaszcza jeśli będziecie transmitować go w języku angielskim. Pisarze przyjadą, by stać się częścią historii. Jeśli ja przyjadę, zbierzemy dziewiętnastu innych autorów z całego świata, którzy nie będą się bać. I będziemy rozmawiać o zbrodniach wojennych, nalegać na zorganizowanie trybunału i obalać mity o Ukrainie.
Sofia Czeliak we Lwowie. Zdjęcie: archiwum prywatne
Kilka dni później region Kijowa został wyzwolony, a 10 dni później przeprowadziłam tam wywiady ze świadkami okupacji. W przerwach między podróżami pisałam koncepcję festiwalu. Starałam się przekazać w niej emocje związane z widokiem traktora w Makarowie, pracującego na świeżo zaminowanym polu, wśród resztek pocisków, między zniszczonymi domami. Chciałam opowiedzieć o tym, jak kwitły drzewa, a służby komunalne zamiatały chodniki w pobliżu cerkwi Świętego Andrzeja Apostoła w Buczy, na której dziedzińcu odkryto grób z ciałami ciała 117 mieszkańców miasta. Nasze przeżycia stały się tak intensywne, że nie sposób było nie wyrazić ich poprzez kulturę.
Wciąż nie mogliśmy wchłaniać doświadczeń innych, ale rozmowa o naszych własnych doświadczeniach stała się niezbędna
W maju 2022 r. rozpoczęliśmy współpracę z NAY Festival, który pomógł nam opisać i rozpowszechnić nasze wydarzenia w języku angielskim i hiszpańskim. Festiwal odbył się w październiku, a w lwowskim schronie odbyło się 30 ukraińskich i 20 zagranicznych wydarzeń. Ważne było dla nas połączenie ukraińskich uczestników z zagranicznymi, ponieważ festiwal był okazją dla naszych gości do rozmowy, tworząc gęste środowisko intelektualne sprzyjające generowaniu pomysłów.
Zaprosiliśmy zagranicznych gości, by zaoferować im doświadczenie, które zmieni ich w świadków naszej wojny, pozwali im dać własne świadectwo o naszej wojnie przed szerszą publicznością. Po raz pierwszy musieliśmy napisać protokoły bezpieczeństwa, by chronić uczestników. W sumie wydarzenia te obejrzało około dziesięciu milionów ludzi w ponad stu krajach. Podczas festiwalu alarm przeciwlotniczy włączył się tylko raz. Uznaliśmy to za sukces i niesamowite szczęście.
Potem, rano 10 października, wraz z niektórymi uczestnikami pojechaliśmy nocnym pociągiem do Kijowa. Tego samego dnia w stolicy miał miejsce najbardziej zmasowany ostrzał od początku inwazji (w całym Lwowie przez jakiś czas nie było wtedy prądu, bo rosyjskie rakiety uderzyły w instalacje energetyczne). Dziesięciu gości festiwalu schroniło się w schronie kijowskiego hotelu, następnego dnia ewakuowaliśmy ich z Ukrainy. Podczas tej wizyty chcieliśmy pokazać im konsekwencje okupacji regionu kijowskiego – ale to, czego doświadczyli w Kijowie w ciągu tego jednego poranka, było znacznie bardziej intensywne, niż mogli się spodziewać. Potem dali temu świadectwo.
Badania dowodzą, że w drugim roku inwazji Ukraińcy zaczęli czytać więcej niż w przedwojennym roku 2021. Najpopularniejsze były książki historyczne i literatura klasyczna. Ludzie szukają w tekstach odpowiedzi na pytanie, dlaczego Rosja nas zaatakowała, albo uzupełniają luki w wiedzy o ukraińskiej kulturze. Czasy zagrożenia suwerenności państwa stają się czasami zwiększonego zainteresowania kulturą i literaturą. Wspólne dziedzictwo spaja nasze doświadczenia.
Część III: Pamięć
Stoimy z Gregiem nad grobem ukraińskiej pisarki Wiktorii Ameliny na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Greg kładzie kwiaty na grobie. Przygląda mi się w milczeniu, gdy wkopuję azalię w ziemię i usuwam gruz. Kiedy kończę, pyta:
– Czy byłoby właściwe, gdybym zrobił kilka rzeczy, takich moich rytuałów?
Najpierw czyta wiersz irlandzkiego poety. Nie pamiętam nazwiska ani tytułu. Pamiętam tylko, jak w głowie zaczęłam z nim dyskutować o wersie: „Miłość odeszła wraz z tobą”. Naprawdę chciałam go przekonać, że miłość nie przemija.
Następnie odczytał „Kadisz”. Bardzo chciałam usłyszeć dźwięk tej modlitwy, bo przed wojną tłumaczyłam Allena Ginsberga i miałam zamiar przetłumaczyć jego „Kadisz” – wiersz poświęcony żydowskości poety, którego przodkowie mieszkali w Kamieńcu Podolskim i we Lwowie. Szukałam sposobów, by poczuć „Kadisz”, bo moim zdaniem to właśnie w dźwięku tej modlitwy tkwił klucz do przekładu. I nagle ja, która nie tłumaczyłam od ponad dwóch lat, nagle usłyszałam, jak „Kadisz” brzmi.
Zdałam sobie sprawę, że moje ręce tkwią w mokrej ziemi.
Trzecia rzecz to kamienie.
– Moi ludzie nie przynoszą kwiatów, zostawiają kamienie. Mam nadzieję, że cię to nie urazi.
Na grobie było już kilka innych kamieni.
Niestety musimy chodzić na pogrzeby wielokrotnie częściej niż, powiedzmy, Europejczycy. Właściwie pogrzeby poległych na wojnie cywilów i żołnierzy odbywają się każdego dnia. I za każdym kolejnym razem ceremonia w sposób doskonalszy oddaje cześć i szacunek dla zmarłego. Naprawdę mam nadzieję, że Europejczycy nie dowiedzą się, jak to jest jechać autobusem w kondukcie ze zmarłym, a po drodze patrzeć na przechodniów, którzy, widząc procesję, klękają. Patrzysz na ich twarze w deszczu, a oni podnoszą głowy i patrzą na ciebie.
Wiesz, że teraz oddają cześć nie tylko tym, którzy leżą w trumnach przed nimi, ale także tym, którzy muszą żyć ze stratą. Przemowy poświęcone zmarłym pocieszają i wspierają żyjących, którzy pozostają w żałobie
Kiedy była chowana Wiktoria, ukraiński zespół Pyrig i Batih odśpiewał nad grobem piosenkę opartą na wierszu Wasyla Stusa, jej ulubionego poety. Wasyl Stus zginął w rosyjskim obozie koncentracyjnym w 1985 roku. Wiktoria zginęła w ataku Rosjan na restaurację w Kramatorsku w 2023 roku. Wciąż mam w głowie dźwięk ziemi uderzającej o wieko trumny i słowa: „Wróć do mnie, moja pamięci”, śpiewane przy akompaniamencie skrzypiec i gitary. Stałam tam z naręczem kwiatów, które nieśliśmy za trumną. A gdy tylko grabarze przestali kopać, zaczęłam układać je na grobie, żeby się czymś zająć i nie zwariować z żalu. Ale jeszcze nie można, bo trzeba pracować z archiwami zmarłych, myśleć o pomniku.
Nasza zbiorowa trauma spowodowana przez Sowiety skłania nas do dokumentowania i archiwizowania naszego dziedzictwa, umieszczania go w książkach, wystawiania.
Boimy się zapomnieć i staramy się opowiadać o tych ludziach, gdzie tylko się da, by pamięć o nich żyła w jak największej liczbie osób. Bo za każdym razem, gdy zapominamy, przestajemy istnieć jako państwo
Część IV: Pocieszenie
Po raz pierwszy usłyszałam Pyrig i Batih z ich nowym projektem w maju 2022 roku. Postanowiliśmy zorganizować koncert ku pamięci Marka Iwaszczyszyna, menedżera kultury, który w latach 90. założył kultową organizację pozarządową „Dzyga”. Po przeprowadzce do Lwowa marzyłam o byciu częścią społeczności „Dzygi”, ponieważ gromadzili się tam najlepsi ludzie. Marek zmarł nagle w 2019 roku. Każdego roku w rocznicę jego śmierci zbieraliśmy się, by grać na jego cześć. W 2022 roku uznaliśmy, że wojna to nie powód, by nie uczcić pamięci Marka, więc i wtedy się zebraliśmy się.
„Zamordowany przez kacapa” – taki tytuł nosił nowy program zespołu. Chłopaki grali piosenki oparte na wierszach zabitych przez Rosjan od początku okupacji w 1921 roku. Mykoła Leontowycz jest autorem aranżacji utworu „Szczedryk”, na świecie znanego też jako „Carol of the Bells”. Wasyl Stus. Mychajło Semenko – legendarny ukraiński futurysta, zastrzelony w Kijowie w 1937 roku. Hryhorij Czuprynka – poeta zabity w 1921 roku za udział w ruchu zbrojnym przeciwko Związkowi Sowieckiemu.
Marian Pyriżok [frontman zespołu Pyr?g i Batih – red.] zdołał pokazać poprzez muzykę, jak żywi byli oni wszyscy.
Teraz zbierają pełne sale. A wtedy, na drugim piętrze „Dzygi”, po raz pierwszy od rozpoczęcia inwazji na kilka minut zapomniałam o wojnie.
Pyrig i Batih we Lwowie. Zdjęcie: Wiki
Po „Dzydze” poszliśmy do baru „Facetka”. To miejsce spotkań naszej społeczności we Lwowie. Na początku inwazji uzgodniliśmy, że jeśli stracimy ze sobą kontakt, bar stanie się miejscem wymiany wiadomości. Ale tego majowego wieczoru w 2022 roku nadal graliśmy na ulicy. Podeszła do nas policja i poprosiła, byśmy przestali grać, bo zbliża się godzina policyjna: „Bawicie się tutaj, podczas gdy ludzie walczą i umierają”.
Nie wiem, jak zebrałam się na odwagę, by odpowiedzieć: „Nasi ludzie chcieliby, żebyśmy nadal się bawili, podczas gdy oni chwilowo nie mogą”. Policja odsunęła się od nas. Zagraliśmy ostatnią piosenkę dla Marka i poszliśmy do domu.
Część V: Szew społeczeństwa. Nadzieja
Propozycję napisania tego tekstu otrzymałam podczas pobytu w Charkowskim Muzeum Literatury.
Ostatni wieczór w Charkowie spędziliśmy na imprezie w mieszkaniu. Rozmawialiśmy z charkowskimi menedżerami kultury o potrzebie stworzenia listy rzeczy, które jednoczą nas wszystkich, by skuteczniej przeciwdziałać rosyjskiej propagandzie. Mit prorosyjskiego Wschodu i banderowskiego Zachodu zostały zbudowane w ramach rosyjskiej wojny hybrydowej przeciwko Ukrainie, która rozpoczęła się na długo przed 2014 rokiem. Rosja nadal wykorzystuje ten stereotyp, by siać zamęt w Ukrainie. Ale możemy temu przeciwdziałać.
Tam, w mieszkaniu Jurija Szewelowa, ukraińskiego slawisty i profesora uniwersytetów Harvarda i Columbia, który został zmuszony do ucieczki za granicę przed sowiecką machiną represji, myślałam o wszystkich wystawach i nowych centrach sztuki, które zostały otwarte we Lwowie od początku wojny na pełną skalę. I o nowych artystach, którzy zostali zmuszeni do przyjazdu do miasta, lecz zdecydowali się zostać. O nowych restauracjach, odczytach, wykładach w bibliotekach. Jeszcze dwa lata temu nie mogliśmy marzyć, że we Lwowie podczas wojny będą się odbywały wydarzenia kulturalne. Teraz życie kulturalne kwitnie w całym kraju – by pocieszać, szerzyć pamięć, uszczęśliwiać, a czasem też zasmucać ludzi.
Książka meksykańskiej autorki Lidii Cacho o wojnie w Ukrainie, poświęcona Wiktorii Amelinie i Sofii Czeliak. Zdjęcie: archiwum prywatne