Exclusive
20
min

Polsko-ukraińska integracja nie zwalnia tempa

Jeszcze w czasie bardzo intensywnej pomocy humanitarnej, organizacje, które zajęły się osobami uciekającymi z objętej wojną Ukrainy, zdawały sobie sprawę, że wkrótce będą potrzebne zupełnie inne działania – sprzyjające włączaniu uchodźczyń i uchodźców w polskie, lokalne społeczności. To właśnie dzieje się teraz. Przedstawiamy inicjatywy, które służą na równi osobom z Ukrainy i z Polski.

Jędrzej Dudkiewicz

Na jednym z wydarzeń Fundacji Dobro dla Dobra. Zdjęcie: materiały prasowe

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Przeciwdziałanie dyskryminacji i tworzenie relacji

– Patrzenie, jak dziewczyny z Polski i Ukrainy się integrują, przełamują bariery kulturowe i językowe, było czymś wspaniałym – mówi Beata Szeliga, koordynatorka projektu „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo”.

 – Zobaczyły przede wszystkim, jak wiele je łączy, ile mają podobnych doświadczeń. A do tego mogły wspólnie coś zrobić – dodaje Jan Marković, który również pracował przy projekcie.

 Było to możliwe właśnie dzięki projektowi „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo” Podkarpackiego Stowarzyszenia dla Aktywnych Rodzin. Wcześniej organizacja podejmowała różnego rodzaju działania antydyskryminacyjne dla nastolatek.

 Kiedy 24 lutego 2022 roku rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę, osoby ze stowarzyszenia szybko zrozumiały, że wkrótce będą potrzebne działania integrujące dwie narodowości i zaproponowały kolejny projekt.

 Wzięły w nim udział 24 dziewczyny w wieku od 15 do 18 lat z Polski i Ukrainy, a także 16 edukatorek (nauczycielki, pracownice bibliotek, domów kultury, NGO itp.). Głównym celem było to, żeby wszystkie uczestniczki poczuły się pewniej i bezpieczniej, wiedziały też, jak reagować na codziennie przejawy dyskryminacji.

 Odbyły się jednak nie tylko – skierowane do polskich i ukraińskich nastolatek – warsztaty antydyskryminacyjne, ale też tygodniowy obóz edukacyjny, zrealizowany przy wsparciu norweskiego partnera Norsensus Mediaforum. W trakcie obozu uczestniczki wzięły udział w dodatkowych warsztatach: z komunikacji, kooperacji, wendo oraz tworzenia kampanii społecznych. Realizacja tych ostatnich była jednym z zadań, za które wspólnie odpowiadały dziewczyny z obu krajów. Z kolei edukatorki przygotowały inicjatywy antydyskryminacyjne w swoich szkołach. A przy tym wszystkim tworzyły się coraz bliższe relacje.

Warsztaty projektu Polsko-Ukraińskie Siostrzeństwo. Zdjęcie: materiały prasowe

– Dziewczyny z Polski i Ukrainy były wzajemnie bardzo zaciekawione swoją kulturą. Mimo że nie wszystkie Ukrainki mówiły dobrze po polsku, z kolei Polki w ogóle nie znały ukraińskiego, udało im się porozumieć bez większych przeszkód. Uczestniczki z Ukrainy uczyły polskie koleżanki swojego alfabetu i zapisywania imion. Wszystko to sprawiło, że zżyły się ze sobą – mówi Beata Szeliga.

 – Wiele z nich do dziś utrzymuje ze sobą kontakt, co bardzo nas cieszy, bo pokazuje to trwałe efekty projektu, także po jego zakończeniu – dodaje Jan Marković. – Świetne jest to, że dziewczyny uświadomiły sobie, jak reagować w różnych sytuacjach, rozpoznawać dyskryminację, Dodatkowo uczestniczki z Ukrainy zobaczyły, że w ich kulturze jest znacznie większa presja chociażby na wygląd oraz że można inaczej.

 Jak zgodnie przyznają, po ponad dwóch latach widać, że o ile Polska wykonała dużą pracę na rzecz wsparcia osób z Ukrainy, o tyle integracja na poziomie społecznym wciąż wymaga uwagi. Dlatego cieszą się, że „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo” przyczyniło się chociaż trochę do tego, że dziewczyny z Polski i Ukrainy są sobie bliższe.

Swoistą kontynuacją projektu jest integracyjny Klub Młodzieży w Rzeszowie, prowadzony przez Podkarpackie Stowarzyszenie dla Aktywnych Rodzin od kilku miesięcy. Może tu przyjść każda osoba i wziąć udział w różnych wydarzeniach, ale też po prostu posiedzieć, wspólnie spędzić czas, pograć na gitarze czy w planszówki.

 – Myślimy też nad tym, by zrealizować projekt podobny do „Polsko-ukraińskiego siostrzeństwa”, tylko skierowany tym razem do chłopaków. Kiedy robiliśmy rekrutację w szkołach, sami pytali, czy dla nich też coś zrobimy – wspomina Beata Szeliga.

 – Nie wolno zapominać o chłopakach, bo od znajomych z innych organizacji słyszę, że zaczynają się oni radykalizować. Potrzebne są działania, które pokażą, że warto się integrować i że nie ma się czego bać, bo znacznie więcej nas łączy niż różni – podsumowuje Jan Marković.

Szkolna integracja teatralna

– Już na dwa lata przed wybuchem pełnoskalowej wojny w Ukrainie czuliśmy, że warto głośno mówić o osobach z Ukrainy w Polsce i stawiać na integrację. Tak się złożyło, że na kilka dni przed 24 lutego 2022 roku kończyliśmy planować zupełnie inne działania, ale kiedy dotarła do nas informacja o tym, co się dzieje, uznaliśmy, że to, co szykowaliśmy nie ma w tym momencie znaczenia i szybko przekształciliśmy wszystko w projekt pomocowy dla Ukrainek i Ukraińców – wspomina Łukasz Ignasiński z Fundacji You Plan Culture.

 Tak powstał projekt „PoznajMY się”, skierowany głównie do dzieci i młodzieży w województwie pomorskim. Jego głównym elementem były międzykulturowe warsztaty integracyjne z użyciem języka technik teatralnych. Podobne podejście sprawdzało się już we wcześniejszych działaniach, uznano więc, że i tym razem będzie to dobry pomysł. Tym bardziej, że chociaż obecnie jest już znacznie lepiej, to ponad dwa lata temu był o wiele większy problem z obecnością i funkcjonowaniem asystentek i asystentów międzykulturowych w szkołach.

Zajęcia odbywały się w placówkach edukacyjnych, które swoim zasięgiem obejmuje archidiecezja gdańska, ponieważ jednym z partnerów był tamtejszy Caritas. Powstały scenariusze lekcyjne, z których nauczycielki i nauczyciele mogli korzystać przy organizacji zajęć dla czterech grup docelowych. Wszystkie dotyczyły kwestii integracji, tolerancji, wzajemnego zrozumienia i dostosowane były do różnych grup wiekowych. Początkowo planowano, że w projekcie weźmie udział około 350 dzieci, ale szybko okazało się, że zapotrzebowanie jest o wiele większe, w związku z czym – po lekkich modyfikacjach – udało się dotrzeć do ponad ośmiuset. A, jak przyznaje Łukasz Ignasiński, i tak niekiedy trzeba było odmawiać dzwoniącym szkołom, bo zwyczajnie brakowało już sił, ludzi do pracy i budżetu.

Drugim ważnym elementem „PoznajMY się” były rozmowy i wsparcie dla kadry pracującej w szkołach. Na seminarium, zorganizowane wspólnie z innym partnerem, Muzeum Emigracji w Gdyni, zaproszone zostały osoby nie tylko z Polski i Ukrainy, ale też z Białorusi. Chodziło o to, by nie skupiać się wyłącznie na dzieciach, które przyjechały z Ukrainy, ale widzieć także te z innych stron świata, by nikt nie został sam.

 – Okazało się, że potrzeby są ogromne, a rozwiązań systemowych brak. Przynajmniej wtedy ich nie było, teraz jest już nieco lepiej. Podczas spotkania przygotowaliśmy zresztą rekomendacje, które następnie wysłaliśmy do włodarzy Gdyni.

 Co ciekawe, różne rozwiązania, które miały pomagać we włączaniu dzieci różnych narodowości w lokalne społeczności często lepiej działały w mniejszych miejscowościach, niż w dużych miastach, gdzie w niektórych szkołach niemal nikt nikogo nie zna, ponieważ uczy się tam tyle osób.

Poza tym zauważyliśmy, że placówki niestety nie zawsze korzystają z dobrych rozwiązań i nie utrzymują ze sobą kontaktów. Próbowaliśmy sprostać tym wyzwaniom i wyposażyć szkoły w województwie pomorskim w narzędzia, które miały im pomóc w tej sytuacji i w zadbaniu o integrację dzieci i młodzieży – tłumaczy Łukasz Ignasiński.

Zorganizowany został także Dzień Kultury Ukraińskiej. W jego trakcie odbyły się koncerty muzyków ukraińskich, warsztaty haftowania, a także pokazy filmów dokumentalnych.

Istotne było pokazanie nie tylko sytuacji wojennej, ale też tego, że mimo wszystko w Ukrainie toczy się normalne życie. Po to, by pokazać, jak wiele nas łączy

Z tego samego powodu w projekcie unikano słowa „uchodźca”, ponieważ uznano, że automatycznie wiąże się ono ze stereotypami i sprawia, że ludzie szufladkują tych, którzy do nas przyjechali z Ukrainy. A wtedy trudniej o integrację.

 Podczas Dnia Kultury Ukraińskiej podsumowano także konkurs na zdjęcia przedstawiające codzienne życie, robione przez dzieci i młodzież z Ukrainy. Wszystkie prace, które spełniały warunki regulaminu zostały wyróżnione, a potem wisiały w Muzeum Emigracji. Ale ponieważ po jakimś czasie trzeba było je zdjąć, udało się porozumieć z lotniskiem im. Lecha Wałęsy w Gdańsku i tam również pojawiła się wystawa, którą mogło obejrzeć nawet 50 tys. osób.

 W czasie realizacji projektu nie brakowało trudnych momentów. Na przykład wtedy, gdy w niektórych miejscach kilkoro głośniejszych uczennic lub uczniów „przejmowało” spotkanie, głosząc hasła – usłyszane w mediach lub od dorosłych – które dałoby się określić jako ksenofobiczne i rasistowskie. Były też oczywiście szkoły, w których wszystko odbywało się bez zakłóceń, a młodzi ludzie wykazywali się niezwykłą empatią i zrozumieniem trudnych spraw.

 – Kiedy ktoś krzyczał nieprzyjemne rzeczy, bardzo przydawały się techniki teatralne.

Robiliśmy różne ćwiczenia, w których dzieciaki na przykład stawały naprzeciwko siebie i musiały się do siebie uśmiechnąć oraz powiedzieć „lubię cię”

Zwykle w końcu się udawało i w większości przypadków osiągaliśmy zamierzone efekty. Dostaliśmy zresztą sporo podziękowań od rodziców. Nasz projekt na pewno pomógł wielu młodym ludziom – podsumowuje Łukasz Ignasiński.

Warsztaty projektu „Poznaj-MY się”. Zdjęcie: materiały prasowe

Miejsce spotkań oraz przedsiębiorczość

– Sama mieszkam w Polsce już dwadzieścia lat, więc było dla mnie naturalne, że trzeba iść w kierunku integracji obu społeczeństw – mówi Tatiana Dembska, prezeska Fundacji Dobra dla Dobra.

Już 25 lutego 2022 roku założyła grupę „Pomagam Ukraińcom w Toruniu”. W ciągu doby dołączyło do niej 1300 osób, po kolejnych sześciu dniach było ich aż 6500. Wszyscy chcieli jakoś pomagać, reagowało się na największe i najbardziej palące potrzeby.

Później przyszedł jednak czas na dostosowanie się do nowych warunków: rok temu fundacja założyła Dom Polsko-Ukraiński w Toruniu. Odbywa się w nim wiele spotkań dla osób poszukujących wsparcia w różnych sytuacjach (np. w uzyskaniu pozwolenia na pobyt w Polsce), ale przede wszystkim dających okazję do poznania się i spędzenia wspólnie czasu.

Program nie jest narzucany odgórnie, bowiem każdy może przyjść i zaproponować swoje pomysły na to, co mogłoby się odbyć w Domu. W ramach projektów dostępne jest wsparcie prawnika, konsultacje psychologiczne, pedagogiczne, wydawanie pomocy humanitarnej, etc. Ale zgłosiła się też np. pani, która chciała robić zajęcia z rękodzieła, zawiązało się więc cotygodniowe kółko robienia na drutach. W Domu powstał też dom seniora: jest dużo starszych osób, które chcą się spotykać z innymi.

 – Dużo jest warsztatów plastycznych, związanych z arteterapią, ale też zajęcia fotograficzne, z dekorowania pierniczków, nauka serwisowania i obsługi telefonów komórkowych czy komputerów. Dzieje się dużo – opowiada Tatiana Dembska.

Dom Polsko-Ukraiński w Toruniu zorganizował już kilka pikników zapoznawczych dla rodzin z Polski i z Ukrainy. Na pierwszym spodziewali się około tysiąca osób, a pojawiło się ich cztery razy więcej. Rodzinny piknik „Poznajmy się” był skierowany do lokalnej społeczności niezależnie od narodowości.

Ważne jest podkreślanie, że oferta wydarzeń integracyjnych Domu Polsko-Ukraińskiego jest tworzona również dla Polaków, a nie – jak na początku, tylko do osób, które uciekały z Ukrainy.

Duże wydarzenia organizowane są przy wsparciu zarówno Urzędu Miasta, jak i innych lokalnych organizacji pozarządowych.

 Fundacja Dobra dla Dobra współpracowała też z Uniwersytetem im. Mikołaja Kopernika przy opracowaniu ankiety, która miała sprawdzić, jakie są nastroje względem Ukrainek i Ukraińców. Okazało się, że na szczęście w przytłaczającej większości są oni odbierani bardzo pozytywnie. Możliwe, że to także dzięki temu, iż Tatiana Dembska stara się walczyć z różnymi stereotypami. Ponad rok temu stworzyła projekt „Przedsiębiorcze Ukrainki w Polsce”: kobiety z Ukrainy spotykają się z różnymi ekspertkami, które opowiadają o tym, jak działa w Polsce rynek pracy, w jaki sposób funkcjonują poszczególne branże. Wiele Ukrainek pozakładało swoje biznesy, mają więc stały kontakt z osobami z Polski, co również pomaga w integracji.

 – Bardzo zależy mi na tym, by pokazywać, że wszyscy możemy się od siebie nawzajem uczyć, wymieniać doświadczeniami oraz rozwijać. Kiedy ludzie widzą przedsiębiorczą Ukrainkę, która zakłada dobrze prosperującą firmę, rozumieją, że zupełnie nie ma się czego bać i że ludzie, którzy przyjechali do Polski z Ukrainy chcą też przyczyniać się do dobrego funkcjonowania polskiej gospodarki – podsumowuje Tatiana Dembska.

Projekty „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo” oraz „PoznajMY się” były finansowane przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG i Funduszy Norweskich w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.

Źródło: https://publicystyka.ngo.pl/polsko-ukrainska-integracja-nie-zwalnia-tempa

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarz freelancer. Współpracuje z portalem NGO.pl, Wysokimi Obcasami, Dziennikiem. Gazetą Prawną. Publikował lub publikuje w Miesięczniku Znak, Newsweeku, Onecie, Krytyce Politycznej i Magazynie Kontakt.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Dla Polek i Polaków aborcja jest tematem kontrowersyjnym. W czasach rządów PiS była czymś, o czym obywatele oraz politycy wciąż rozmawiali. Teraz wydaje się, że ten temat został przez nas zapomniany, a większość polityków postanowiła odsunąć go na bok.

Jak to możliwe, że kwestia ciała kobiety i jej prawo do wyboru mogą stać się czymś tak łatwym do wymazania? Wzrost wpływów skrajnej prawicy jest widoczny wszędzie, a wraz z nim pojawiają się ograniczenia autonomii kobiet: wykorzystywanie naszych ciał, by politycy mieli poczucie kontroli, dominacja nad mniejszościami i odgórne, polityczne dążenie do zwiększenia populacji.

Głos kobiet wydaje się być czymś, co można całkowicie zignorować przy omawianiu tych kwestii.

To zmusza nas do wzięcia spraw w swoje ręce.

Chociaż sytuacja na świecie coraz bardziej się pogarsza, pokładam nadzieję w ludziach. Spędzanie czasu w miejscach takich jak ABOTAK przypomina mi, jak ważna jest wspólnota i jak wiele możemy osiągnąć.

Widząc, jak daleko zaszłyśmy jako kobiety i jak bardzo różniły się prawa mojej babci od moich, zyskuję motywację, by iść dalej i mieć nadzieję, że następne pokolenie kobiet będzie miało lepiej i łatwiej.

Dopóki nie obalimy patriarchatu, który nami rządzi, żadna z nas nie będzie wolna – i to samo dotyczy osób innych płci. Musimy wspólnie uznać, że ten system nam szkodzi.

ABOTAK— to miejsce stworzone z myślą o niesieniu pomocy i budowaniu wspólnoty dla osób w potrzebie.
Podczas naszej wizyty dowiedzieliśmy się więcej o idei stojącej za tym projektem oraz o interesującej historii Natalii Broniarczyk.

Myślę, że najważniejszą rzeczą, którą zrozumieliśmy, jest to, że aborcja istniała zawsze i zawsze będzie istnieć.

Pytanie jednak brzmi: Na ile będzie bezpieczna i dostępna?

20
хв

Czy aborcja w Polsce kiedykolwiek będzie dostępna i legalna? Podcast

Melania Krych

Ależ ja jestem zmęczona!

Koleżanka żartuje: „Nie zdążyłyśmy stać się milfami [od angielskiego MILF – mamuśka, z którą chciałoby się przespać – red.], a już stałyśmy się „kobietami – kanapkami”. Termin „pokolenie kanapek” („sandwich generation”) wprowadziła w 1981 roku pracownica socjalna Dorothy Miller. To ludzie (głównie kobiety) w wieku 35-65 lat – czyli w wieku, kiedy większość ma już dorosłe dzieci i chce żyć dla siebie – którzy muszą opiekować się zarówno starzejącymi się rodzicami, jak własnym potomstwem.

Problemy ściskają te kobiety z obu stron, jak kromki chleba w kanapce. Ale te kobiety dobrze wiedzą, że świat nie lubi słabych. Nauczyły się grać w tę grę, radzić sobie, polegać tylko na sobie, żonglować dziesiątkami obowiązków. Prawie nie narzekają, chociaż w skroniach coraz częściej pulsuje im myśl: „Ależ ja jestem zmęczona!”.

Moja historia trwa już ponad pół roku. Najpierw mama – z pokolenia, które nie było przyzwyczajone do dbania o siebie. Nagle dzwoni i mówi, że źle się czuje. Po chwili okazuje się, że to „źle” trwa już od dawna. Po prostu nie chciała mnie martwić

Rzucasz wszystko. Kupujesz pierwszy z brzegu bilet do Ukrainy, podczas gdy wszyscy świętują Boże Narodzenie. Zostawiasz chorego na przeziębienie nastolatka w Wigilię w obcym domu, tego samego wieczoru pędząc kilkoma pociągami do matki. Przez miesiąc chodzisz od jednego lekarza do drugiego: dziesiątki badań, kilometrowe rachunki – aż w końcu słyszysz diagnozę, od której serce zamiera w piersi. Zostajesz przy mamie, gdy ona przechodzi operację, a potem wracasz do Polski, żeby trochę odetchnąć...

A tu czeka na ciebie dziecko, które podczas twojej nieobecności miało problemy w relacjach z koleżankami, burzę hormonów, nieporozumienia w szkole... Nie wspominając już o nowych rachunkach i własnych nierozwiązanych sprawach w pracy.

Pod podwójną presją

Profesor Barbara Józefik z Uniwersytetu Jagiellońskiego wyjaśnia fenomen „pokolenia kanapki” na przykładzie polskich kobiet. Przeżyły stres podczas pandemii COVID-19, a potem wybuch wojny za wschodnią granicą. Wszystko to podniosło już poziom ich niepokoju na najwyższy poziom – a tu nagle nowe wyzwania: rodzice się starzeją, a dzieci niby dorosły, lecz nadal są zależne. Do tego własne ciało zaczyna zawodzić: nie jest już tak odporne na stres, nie jest tak wytrzymałe, wymaga opieki i troski.

„Pokolenie kanapek” („sandwich generation”) to ludzie (głównie kobiety) w wieku 35-65 lat, którzy muszą opiekować się zarówno starzejącymi się rodzicami, jak własnym potomstwem. Ilustracja: Shutterstock

Wyjaśnienie tego zjawiska jest następujące: kobiety zaczęły później rodzić dzieci, a jednocześnie wydłużyła się średnia długość życia. W rezultacie kiedy nasi rodzice osiągają wiek, w którym potrzebują naszej pomocy, my nadal mamy dzieci, którymi musimy się opiekować. I jakoś już bez dawnego sceptycyzmu przypominają się słowa starszych, które często słyszało się w młodości: „Trzeba urodzić przed 25. Wyobraź sobie: jesteś jeszcze młoda, a dzieci już dorosłe i samodzielne”.

Do tego dochodzi wzrost liczby samotnych matek, które nie mają z kim dzielić ciężaru utrzymania i wychowania dzieci. W związku z tym kobieta musi utrzymywać rodzinę i dbać o swój rozwój zawodowy za granicą.

Kolejnym trendem, na który zwraca uwagę polska badaczka, jest zanikanie modelu wspólnego życia kilku pokoleń pod jednym dachem. Dzisiaj nie jest to już powszechna praktyka, więc nawet podstawowa logistyka opieki nad rodzicami wymagającymi wsparcia znacznie się komplikuje.

Dodatkowo traci się wsparcie rodziców – nie można po prostu zostawić dzieci u kogoś z rodziny, by trochę odpocząć

Prof. Józefik zauważa też, że podwójna presja na kobiety często prowadzi do depresyjnych myśli i wypalenia zawodowego. W ich głowach wciąż krążą sprzeczne myśli: „Jestem złą córką”, „Jestem złą matką”, „Nie radzę sobie”, „Kocham swoich rodziców, ale marzę, by ktoś inny się nimi opiekował” itp.

Długotrwały stres osłabia układ odpornościowy, pogarsza się również zdrowie somatyczne. Kobiety często skarżą się: „Sama mam problemy z sercem, ciśnieniem, kręgosłupem. Ale nie mam czasu, żeby się tym zająć, pójść na jogę albo pilates”. W życiu kobiet – kanapek niemal nie ma miejsca dla siebie.

A wszystko to na tle wojny

Miałam szczęście, nie jestem jedynaczką. Mam brata, wychowanego w atmosferze równych praw i obowiązków, który dzielił ze mną opiekę nad mamą. Jednak nawet to nie ratuje, gdy w twoim kraju trwa wojna.

Typowa sytuacja, gdy niespodziewanie w nocy rozlega się dzwonek telefonu: „Nasze miasto (jestem z Odesy) znalazło się pod zmasowanym atakiem dronów. Wybuchy słychać ze wszystkich stron. Płoną domy na sąsiedniej ulicy”. I nie śpisz do rana, bo martwisz się o bliskich.

Pytam inne ukraińskie uchodźczynie z „pokolenia kanapek”, jak sobie radzą (ich historie są opisane poniżej). Bo to, co dla innych jest sytuacją wyjątkową, dla Ukraińców jest teraz normą. Wojna zniszczyła nasz majątek i status społeczny, pochłonęła oszczędności, wiele Ukrainek za granicą żyje bez wsparcia partnerów, jednocześnie opiekując się dziećmi i rodzicami. Często nie mamy nawet wyboru – opłacić opiekunkę dla rodziców czy letni obóz dla dzieci, bo zarobione pieniądze idą na czynsz. A jako że wielu rodziców kategorycznie nie chce opuszczać Ukrainy, kobiety jeżdżą tam i z powrotem przez granicę, bo nie mogą sobie nawet wyobrazić, że wrócą z dziećmi do miejsc, na które spadają drony i rakiety.

Wróciłam z dziećmi do mamy, żeby nie umierała sama

Amerykańska geriatrka Paula Banks proponuje sześć kroków: wydech i uspokojenie, zaprzestanie obwiniania siebie, uwolnienie się od wstydu z powodu proszenia członków rodziny o pomoc (w szczególności finansową), zaangażowanie nastoletnich dzieci w opiekę nad starszymi członkami rodziny, włączenie dbania o siebie do harmonogramu dnia, niezrywanie kontaktów z przyjaciółmi i regularne spotkania z nimi.

Brzmi dobrze, lecz większość tych rad nie sprawdza się w warunkach wojny i przymusowej migracji.

– Wyjechaliśmy z Charkowa do Irlandii – mówi 51-letnia Iryna. – Przez półtora roku, kiedy mieszkaliśmy razem – ja, moja 74-letnia mama i mój 16-letni syn – kilka razy przyłapałam się na myślach:

„Ojej, ale most! Czy jeśli z niego skoczę, to będzie bardzo bolało?”; „Czy jeśli zatrzymam się na środku drogi, to ten czerwony samochód mnie potrąci?”

Te myśli mnie nie przerażały, przynosiły wyzwolenie. Wszystko się na mnie zwaliło: mama, która nie może bez mnie nawet wyjść z mieszkania; syn z pretensjami, że odciągnęłam go od domu, nauki, przyjaciół; poszukiwanie pracy; nowy język; problemy zdrowotne; strach o męża, który poszedł do wojska. Poczułam ulgę, kiedy udało nam się z mamą zamieszkać w różnych mieszkaniach. Okazało się, że nie jest aż tak bezradna.

41-letnia Natalia z Wuhłedaru: – „Podzieliliśmy” starszych członków naszej rodziny. Mama, która kategorycznie nie chciała opuścić Ukrainy, mieszka z bratem, a ja wysyłam jej pieniądze pokrywające połowę czynszu za mieszkanie w Połtawie i kupno niezbędnych leków. Przyjechałam do Polski z dwójką nastoletnich dzieci i rodzicami męża – 69 i 73 lata. Mieszkaliśmy wszyscy razem w mieszkaniu o powierzchni 36 metrów kwadratowych. Dużo pracowałam. Najpierw w fabryce, w weekendy ucząc się robić manicure, a teraz pracuję na własny rachunek. Rodzice męża nie byli dla nas ciężarem. Wręcz przeciwnie, zajęli się opieką nad dziećmi, gotowaniem, sprzątaniem domu. Niestety oderwanie od ojczyzny wpędziło ich w choroby. Teść zmarł w zeszłym roku. Musieliśmy pochować go w Polsce, bo nasze miasto jest okupowane.

– Mój nastoletni czas przypadły na jesień życia mojego dziadka i babci. Babcia była już wtedy bardzo chora – wspomina 45-letnia Ołena. – Miałam 15 lat i bardzo prosiłam mamę, żeby pozwoliła mi zaprosić przyjaciół na urodziny. Mama nazwała mnie egoistką, która myśli tylko o sobie. Z jakiegoś powodu często o tym wspominam. W mojej rodzinie interesy starszego pokolenia zawsze były priorytetem, a teraz tego samego wymagają ode mnie rodzice. Ale ja wybrałam bezpieczeństwo dzieci. Zatrudniłam osobę, która odwiedza rodziców i pomaga im w domu dwa razy w tygodniu. Jeśli nagle wydarzy się coś złego, będę szukać domów z zakwaterowaniem i opieką. Zarazem w mojej głowie nieustannie rozbrzmiewają rozmowy z przeszłości, w których potępia się „zachodni styl życia”, kiedy to starsi ludzie dożywają samotności w domach spokojnej starości.

Profesor Barbara Józefik jest przekonana, że nie powinniśmy czuć się winni, podejmując decyzję o opłaceniu opieki wysokiej jakości nad starszymi członkami rodziny. I że warto wyjść z matrycy o nazwie: „bycie ofiarą to wyczyn”.

Jednocześnie w sytuacji z rodzicami często nie chodzi o poczucie poświęcenia, ale o miłość

To właśnie ona skłania do bycia blisko, dopóki jest taka możliwość. Część ukraińskich uchodźczyń, nawet ryzykując bezpieczeństwo swoich dzieci, wraca do Ukrainy, by opiekować się starszymi rodzicami.

– Wiem, że nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby mama umarła samotnie – wyznaje 47-letnia Margarita. – Wróciłam z Wielkiej Brytanii z dwójką dzieci, które były już tam całkowicie zintegrowane, bo dowiedziałam się o śmiertelnej diagnozie mamy. Przez rok byliśmy z nią, nie żałuję tego. Żałuję tylko, że nie było mnie wcześniej. Teraz pracuję z psycholożką, która mówi, że nie przeszłam procesu separacji, dlatego tak trudno mi pogodzić się ze stratą. Ale ja po prostu bardzo kochałam swoją mamę, była najlepszą mamą na świecie.

Lody zamiast Londynu

Szukając odpowiedzi na pytanie, jak nie udusić się pod presją obowiązków napierających z dwóch stron, doszłam do nieoczekiwanego wniosku: w tej sytuacji niezwykle ważne jest, by zadbać o siebie. Bo tak jak ja teraz, tak i moja córka za 15-20 lat może potrzebować nie wsparcia finansowego, ale po prostu obecności mamy, rozmowy, uścisku.

Jeśli nie zadbam o siebie teraz, córka odziedziczy nie tylko mój niepokój, ale także matrycę ofiary i potrzebę dbania o mnie

Ważne, by znaleźć czas na wartościową komunikację z nastoletnimi dziećmi, szczere rozmowy z nimi i prośby o wsparcie (w szczególności o przejęcie części obowiązków domowych). W krytycznym momencie, kiedy zgromadziły się duże rachunki za operacje mamy, moja córka sama zaproponowała, że zrezygnuje z wycieczki z klasą do Londynu. To było jej marzenie, nie zmuszałam jej do tego, to była jej decyzja. Zaczęłyśmy częściej razem wychodzić – po prostu na kawę albo na lody. Wydaje mi się, że to tylko wzmocniło nasze relacje.

Potwierdzają to podcasty MD Anderson Cancerwise, w których omawiane jest wsparcie dla opiekunów – osób zajmujących się rodzicami lub krewnymi z rozpoznaniem nowotworu. W jednym z podcastów pracownica socjalna Mary Deff dzieli się radami wynikającymi z wieloletniej praktyki pracy w hospicjach:

„W sytuacjach długotrwałej opieki szczególnie ważne jest to, by nie zapominać o opiekującej się osobie.

Proste pytanie: ‘Jak się czujesz?’ może być sygnałem, że nie zapomniałaś o tej osobie. To nie tylko apel do lekarzy, ale także do nas wszystkich – kolegów, przyjaciół, sąsiadów, którzy mogą wesprzeć prostym słowem tych, którzy znaleźli się w sytuacji „sandwicha”

W hospicjach jest to już część protokołu: monitoruje się nie tylko stan pacjenta, ale także stan opiekuna – czy nie jest wyczerpany, czy ma dostęp do grup wsparcia.

Ważne, by mieć plan: jak stworzyć w domu możliwie najbardziej komfortowe i bezpieczne warunki dla osoby starszej, dążąc do jej maksymalnej samodzielności. Specjaliści radzą zwrócić szczególną uwagę na stan emocjonalny starszych rodziców. Utrata samodzielności jest ciosem dla ich tożsamości. Może objawiać się irytacją, rezygnacją, niechęcią do przyjmowania pomocy. Jednak właśnie ta cicha obecność, współczucie i wsparcie mogą pomóc zachować godność – i dać ci trochę więcej przestrzeni dla siebie.

Kolejna kluczowa kwestia: szczera ocena własnego systemu wsparcia. Czy dam sobie radę sama, mając pracę, dzieci, inne obowiązki? Czy mogę polegać na mężu, braciach, siostrach, przyjaciołach, sąsiadach? Czasami najlepszym rozwiązaniem jest przekazanie części obowiązków, nawet jeśli jest to trudne psychicznie”.

Jedna z kobiet, które pojawiły się w podcaście, powiedziała: „Wiedziałam, że jeśli nie zadbam o siebie, nie będę w stanie zadbać o rodziców, dzieci i męża”. Dbanie o siebie jest częścią dbania o rodzinę. Jeśli więc świadomość tego może pomóc ci uwolnić się od presji społecznej i wewnętrznego poczucia wstydu, że robisz za mało – przynajmniej tego argumentu wysłuchaj.

20
хв

Dlaczego „kobiety – kanapki” nie mają prawa do zmęczenia

Halyna Halymonyk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Profesor Szeptycki: – Chcemy współistnieć, mimo różnic i ran

Ексклюзив
20
хв

Od lekarki do studentki: ukraińskie medyczki w Polsce

Ексклюзив
20
хв

Nie trzeba bomb, by wybuchła wojna. Wystarczy dobry fejk

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress