Exclusive
20
min

Polsko-ukraińska integracja nie zwalnia tempa

Jeszcze w czasie bardzo intensywnej pomocy humanitarnej, organizacje, które zajęły się osobami uciekającymi z objętej wojną Ukrainy, zdawały sobie sprawę, że wkrótce będą potrzebne zupełnie inne działania – sprzyjające włączaniu uchodźczyń i uchodźców w polskie, lokalne społeczności. To właśnie dzieje się teraz. Przedstawiamy inicjatywy, które służą na równi osobom z Ukrainy i z Polski.

Jędrzej Dudkiewicz

Na jednym z wydarzeń Fundacji Dobro dla Dobra. Zdjęcie: materiały prasowe

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Przeciwdziałanie dyskryminacji i tworzenie relacji

– Patrzenie, jak dziewczyny z Polski i Ukrainy się integrują, przełamują bariery kulturowe i językowe, było czymś wspaniałym – mówi Beata Szeliga, koordynatorka projektu „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo”.

 – Zobaczyły przede wszystkim, jak wiele je łączy, ile mają podobnych doświadczeń. A do tego mogły wspólnie coś zrobić – dodaje Jan Marković, który również pracował przy projekcie.

 Było to możliwe właśnie dzięki projektowi „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo” Podkarpackiego Stowarzyszenia dla Aktywnych Rodzin. Wcześniej organizacja podejmowała różnego rodzaju działania antydyskryminacyjne dla nastolatek.

 Kiedy 24 lutego 2022 roku rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę, osoby ze stowarzyszenia szybko zrozumiały, że wkrótce będą potrzebne działania integrujące dwie narodowości i zaproponowały kolejny projekt.

 Wzięły w nim udział 24 dziewczyny w wieku od 15 do 18 lat z Polski i Ukrainy, a także 16 edukatorek (nauczycielki, pracownice bibliotek, domów kultury, NGO itp.). Głównym celem było to, żeby wszystkie uczestniczki poczuły się pewniej i bezpieczniej, wiedziały też, jak reagować na codziennie przejawy dyskryminacji.

 Odbyły się jednak nie tylko – skierowane do polskich i ukraińskich nastolatek – warsztaty antydyskryminacyjne, ale też tygodniowy obóz edukacyjny, zrealizowany przy wsparciu norweskiego partnera Norsensus Mediaforum. W trakcie obozu uczestniczki wzięły udział w dodatkowych warsztatach: z komunikacji, kooperacji, wendo oraz tworzenia kampanii społecznych. Realizacja tych ostatnich była jednym z zadań, za które wspólnie odpowiadały dziewczyny z obu krajów. Z kolei edukatorki przygotowały inicjatywy antydyskryminacyjne w swoich szkołach. A przy tym wszystkim tworzyły się coraz bliższe relacje.

Warsztaty projektu Polsko-Ukraińskie Siostrzeństwo. Zdjęcie: materiały prasowe

– Dziewczyny z Polski i Ukrainy były wzajemnie bardzo zaciekawione swoją kulturą. Mimo że nie wszystkie Ukrainki mówiły dobrze po polsku, z kolei Polki w ogóle nie znały ukraińskiego, udało im się porozumieć bez większych przeszkód. Uczestniczki z Ukrainy uczyły polskie koleżanki swojego alfabetu i zapisywania imion. Wszystko to sprawiło, że zżyły się ze sobą – mówi Beata Szeliga.

 – Wiele z nich do dziś utrzymuje ze sobą kontakt, co bardzo nas cieszy, bo pokazuje to trwałe efekty projektu, także po jego zakończeniu – dodaje Jan Marković. – Świetne jest to, że dziewczyny uświadomiły sobie, jak reagować w różnych sytuacjach, rozpoznawać dyskryminację, Dodatkowo uczestniczki z Ukrainy zobaczyły, że w ich kulturze jest znacznie większa presja chociażby na wygląd oraz że można inaczej.

 Jak zgodnie przyznają, po ponad dwóch latach widać, że o ile Polska wykonała dużą pracę na rzecz wsparcia osób z Ukrainy, o tyle integracja na poziomie społecznym wciąż wymaga uwagi. Dlatego cieszą się, że „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo” przyczyniło się chociaż trochę do tego, że dziewczyny z Polski i Ukrainy są sobie bliższe.

Swoistą kontynuacją projektu jest integracyjny Klub Młodzieży w Rzeszowie, prowadzony przez Podkarpackie Stowarzyszenie dla Aktywnych Rodzin od kilku miesięcy. Może tu przyjść każda osoba i wziąć udział w różnych wydarzeniach, ale też po prostu posiedzieć, wspólnie spędzić czas, pograć na gitarze czy w planszówki.

 – Myślimy też nad tym, by zrealizować projekt podobny do „Polsko-ukraińskiego siostrzeństwa”, tylko skierowany tym razem do chłopaków. Kiedy robiliśmy rekrutację w szkołach, sami pytali, czy dla nich też coś zrobimy – wspomina Beata Szeliga.

 – Nie wolno zapominać o chłopakach, bo od znajomych z innych organizacji słyszę, że zaczynają się oni radykalizować. Potrzebne są działania, które pokażą, że warto się integrować i że nie ma się czego bać, bo znacznie więcej nas łączy niż różni – podsumowuje Jan Marković.

Szkolna integracja teatralna

– Już na dwa lata przed wybuchem pełnoskalowej wojny w Ukrainie czuliśmy, że warto głośno mówić o osobach z Ukrainy w Polsce i stawiać na integrację. Tak się złożyło, że na kilka dni przed 24 lutego 2022 roku kończyliśmy planować zupełnie inne działania, ale kiedy dotarła do nas informacja o tym, co się dzieje, uznaliśmy, że to, co szykowaliśmy nie ma w tym momencie znaczenia i szybko przekształciliśmy wszystko w projekt pomocowy dla Ukrainek i Ukraińców – wspomina Łukasz Ignasiński z Fundacji You Plan Culture.

 Tak powstał projekt „PoznajMY się”, skierowany głównie do dzieci i młodzieży w województwie pomorskim. Jego głównym elementem były międzykulturowe warsztaty integracyjne z użyciem języka technik teatralnych. Podobne podejście sprawdzało się już we wcześniejszych działaniach, uznano więc, że i tym razem będzie to dobry pomysł. Tym bardziej, że chociaż obecnie jest już znacznie lepiej, to ponad dwa lata temu był o wiele większy problem z obecnością i funkcjonowaniem asystentek i asystentów międzykulturowych w szkołach.

Zajęcia odbywały się w placówkach edukacyjnych, które swoim zasięgiem obejmuje archidiecezja gdańska, ponieważ jednym z partnerów był tamtejszy Caritas. Powstały scenariusze lekcyjne, z których nauczycielki i nauczyciele mogli korzystać przy organizacji zajęć dla czterech grup docelowych. Wszystkie dotyczyły kwestii integracji, tolerancji, wzajemnego zrozumienia i dostosowane były do różnych grup wiekowych. Początkowo planowano, że w projekcie weźmie udział około 350 dzieci, ale szybko okazało się, że zapotrzebowanie jest o wiele większe, w związku z czym – po lekkich modyfikacjach – udało się dotrzeć do ponad ośmiuset. A, jak przyznaje Łukasz Ignasiński, i tak niekiedy trzeba było odmawiać dzwoniącym szkołom, bo zwyczajnie brakowało już sił, ludzi do pracy i budżetu.

Drugim ważnym elementem „PoznajMY się” były rozmowy i wsparcie dla kadry pracującej w szkołach. Na seminarium, zorganizowane wspólnie z innym partnerem, Muzeum Emigracji w Gdyni, zaproszone zostały osoby nie tylko z Polski i Ukrainy, ale też z Białorusi. Chodziło o to, by nie skupiać się wyłącznie na dzieciach, które przyjechały z Ukrainy, ale widzieć także te z innych stron świata, by nikt nie został sam.

 – Okazało się, że potrzeby są ogromne, a rozwiązań systemowych brak. Przynajmniej wtedy ich nie było, teraz jest już nieco lepiej. Podczas spotkania przygotowaliśmy zresztą rekomendacje, które następnie wysłaliśmy do włodarzy Gdyni.

 Co ciekawe, różne rozwiązania, które miały pomagać we włączaniu dzieci różnych narodowości w lokalne społeczności często lepiej działały w mniejszych miejscowościach, niż w dużych miastach, gdzie w niektórych szkołach niemal nikt nikogo nie zna, ponieważ uczy się tam tyle osób.

Poza tym zauważyliśmy, że placówki niestety nie zawsze korzystają z dobrych rozwiązań i nie utrzymują ze sobą kontaktów. Próbowaliśmy sprostać tym wyzwaniom i wyposażyć szkoły w województwie pomorskim w narzędzia, które miały im pomóc w tej sytuacji i w zadbaniu o integrację dzieci i młodzieży – tłumaczy Łukasz Ignasiński.

Zorganizowany został także Dzień Kultury Ukraińskiej. W jego trakcie odbyły się koncerty muzyków ukraińskich, warsztaty haftowania, a także pokazy filmów dokumentalnych.

Istotne było pokazanie nie tylko sytuacji wojennej, ale też tego, że mimo wszystko w Ukrainie toczy się normalne życie. Po to, by pokazać, jak wiele nas łączy

Z tego samego powodu w projekcie unikano słowa „uchodźca”, ponieważ uznano, że automatycznie wiąże się ono ze stereotypami i sprawia, że ludzie szufladkują tych, którzy do nas przyjechali z Ukrainy. A wtedy trudniej o integrację.

 Podczas Dnia Kultury Ukraińskiej podsumowano także konkurs na zdjęcia przedstawiające codzienne życie, robione przez dzieci i młodzież z Ukrainy. Wszystkie prace, które spełniały warunki regulaminu zostały wyróżnione, a potem wisiały w Muzeum Emigracji. Ale ponieważ po jakimś czasie trzeba było je zdjąć, udało się porozumieć z lotniskiem im. Lecha Wałęsy w Gdańsku i tam również pojawiła się wystawa, którą mogło obejrzeć nawet 50 tys. osób.

 W czasie realizacji projektu nie brakowało trudnych momentów. Na przykład wtedy, gdy w niektórych miejscach kilkoro głośniejszych uczennic lub uczniów „przejmowało” spotkanie, głosząc hasła – usłyszane w mediach lub od dorosłych – które dałoby się określić jako ksenofobiczne i rasistowskie. Były też oczywiście szkoły, w których wszystko odbywało się bez zakłóceń, a młodzi ludzie wykazywali się niezwykłą empatią i zrozumieniem trudnych spraw.

 – Kiedy ktoś krzyczał nieprzyjemne rzeczy, bardzo przydawały się techniki teatralne.

Robiliśmy różne ćwiczenia, w których dzieciaki na przykład stawały naprzeciwko siebie i musiały się do siebie uśmiechnąć oraz powiedzieć „lubię cię”

Zwykle w końcu się udawało i w większości przypadków osiągaliśmy zamierzone efekty. Dostaliśmy zresztą sporo podziękowań od rodziców. Nasz projekt na pewno pomógł wielu młodym ludziom – podsumowuje Łukasz Ignasiński.

Warsztaty projektu „Poznaj-MY się”. Zdjęcie: materiały prasowe

Miejsce spotkań oraz przedsiębiorczość

– Sama mieszkam w Polsce już dwadzieścia lat, więc było dla mnie naturalne, że trzeba iść w kierunku integracji obu społeczeństw – mówi Tatiana Dembska, prezeska Fundacji Dobra dla Dobra.

Już 25 lutego 2022 roku założyła grupę „Pomagam Ukraińcom w Toruniu”. W ciągu doby dołączyło do niej 1300 osób, po kolejnych sześciu dniach było ich aż 6500. Wszyscy chcieli jakoś pomagać, reagowało się na największe i najbardziej palące potrzeby.

Później przyszedł jednak czas na dostosowanie się do nowych warunków: rok temu fundacja założyła Dom Polsko-Ukraiński w Toruniu. Odbywa się w nim wiele spotkań dla osób poszukujących wsparcia w różnych sytuacjach (np. w uzyskaniu pozwolenia na pobyt w Polsce), ale przede wszystkim dających okazję do poznania się i spędzenia wspólnie czasu.

Program nie jest narzucany odgórnie, bowiem każdy może przyjść i zaproponować swoje pomysły na to, co mogłoby się odbyć w Domu. W ramach projektów dostępne jest wsparcie prawnika, konsultacje psychologiczne, pedagogiczne, wydawanie pomocy humanitarnej, etc. Ale zgłosiła się też np. pani, która chciała robić zajęcia z rękodzieła, zawiązało się więc cotygodniowe kółko robienia na drutach. W Domu powstał też dom seniora: jest dużo starszych osób, które chcą się spotykać z innymi.

 – Dużo jest warsztatów plastycznych, związanych z arteterapią, ale też zajęcia fotograficzne, z dekorowania pierniczków, nauka serwisowania i obsługi telefonów komórkowych czy komputerów. Dzieje się dużo – opowiada Tatiana Dembska.

Dom Polsko-Ukraiński w Toruniu zorganizował już kilka pikników zapoznawczych dla rodzin z Polski i z Ukrainy. Na pierwszym spodziewali się około tysiąca osób, a pojawiło się ich cztery razy więcej. Rodzinny piknik „Poznajmy się” był skierowany do lokalnej społeczności niezależnie od narodowości.

Ważne jest podkreślanie, że oferta wydarzeń integracyjnych Domu Polsko-Ukraińskiego jest tworzona również dla Polaków, a nie – jak na początku, tylko do osób, które uciekały z Ukrainy.

Duże wydarzenia organizowane są przy wsparciu zarówno Urzędu Miasta, jak i innych lokalnych organizacji pozarządowych.

 Fundacja Dobra dla Dobra współpracowała też z Uniwersytetem im. Mikołaja Kopernika przy opracowaniu ankiety, która miała sprawdzić, jakie są nastroje względem Ukrainek i Ukraińców. Okazało się, że na szczęście w przytłaczającej większości są oni odbierani bardzo pozytywnie. Możliwe, że to także dzięki temu, iż Tatiana Dembska stara się walczyć z różnymi stereotypami. Ponad rok temu stworzyła projekt „Przedsiębiorcze Ukrainki w Polsce”: kobiety z Ukrainy spotykają się z różnymi ekspertkami, które opowiadają o tym, jak działa w Polsce rynek pracy, w jaki sposób funkcjonują poszczególne branże. Wiele Ukrainek pozakładało swoje biznesy, mają więc stały kontakt z osobami z Polski, co również pomaga w integracji.

 – Bardzo zależy mi na tym, by pokazywać, że wszyscy możemy się od siebie nawzajem uczyć, wymieniać doświadczeniami oraz rozwijać. Kiedy ludzie widzą przedsiębiorczą Ukrainkę, która zakłada dobrze prosperującą firmę, rozumieją, że zupełnie nie ma się czego bać i że ludzie, którzy przyjechali do Polski z Ukrainy chcą też przyczyniać się do dobrego funkcjonowania polskiej gospodarki – podsumowuje Tatiana Dembska.

Projekty „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo” oraz „PoznajMY się” były finansowane przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG i Funduszy Norweskich w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.

Źródło: https://publicystyka.ngo.pl/polsko-ukrainska-integracja-nie-zwalnia-tempa

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarz freelancer. Współpracuje z portalem NGO.pl, Wysokimi Obcasami, Dziennikiem. Gazetą Prawną. Publikował lub publikuje w Miesięczniku Znak, Newsweeku, Onecie, Krytyce Politycznej i Magazynie Kontakt.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Nie pomogły ani zaświadczenia ze szkoły, ani ubezpieczenie zdrowotne

W rzeczywistości problem z dokumentami istnieje od początku pełnoskalowej inwazji Rosji. Kiedy tysiące Ukrainek z dziećmi przeniosły się do Francji, ustawowo przyznano im status tymczasowej ochrony. Dotyczyło to jednak wyłącznie osób dorosłych. Dzieci poniżej 18 roku życia we Francji nie mają żadnego oficjalnego dokumentu potwierdzającego, że przebywają w kraju pod tymczasową ochroną. Jedyny ślad znajduje się w polisie ubezpieczeniowej rodziców.

Do lipca tego roku polscy pogranicznicy przymykali na to oko, mimo że okres pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego był już przekroczony.

Jednak w lipcu 2025 Polska niespodziewanie zaostrzyła procedury przy przekraczaniu granicy z Ukrainą. Ukraińcy zaczęli dzielić się negatywnymi doświadczeniami.

Alona Kutas napisała na stronie facebookowej „Pomoc w sprawach administracyjnych Ukraińców we Francji”:

— 17 lipca ja, moje dwie córki (30 i 16 lat), wnuczka (3,8 roku) oraz nasz pies dotarliśmy do przejścia granicznego Szeginie–Medyka. Szybko przeszliśmy ukraińską kontrolę… Ja i starsza córka mamy APS (tymczasową ochronę), nasze dzieci w wieku 16 i 3,8 lat — nie. W związku z tym mnie, starszą córkę i wnuczkę Polacy przepuścili, ale mojej 16-letniej córki już nie.

Wyjaśnię od razu, czemu wnuczka została wpuszczona — nie przekroczyła okresu bezwizowego. Moja 16-latka, oczywiście, tak — od ponad roku nie była w Ukrainie: uczyła się we francuskim liceum, w szkołach ukraińskich online, mieszkała w Paryżu. Została poproszona o przejście do pomieszczenia w celu wyjaśnienia sprawy.

Pokazaliśmy kierownikom służby celnej wszystkie dokumenty, jakie miała córka (ze szkoły, ubezpieczenie zdrowotne), a nawet pismo wydane przez ambasadę Francji z pełnymi informacjami o pobycie i nauce w Paryżu.

Po zapoznaniu się z tym dokumentem polski kierownik punktu powiedział: „Dokument jest w porządku, ale złamaliście prawo (przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w strefie Schengen), więc proszę wracać do Ukrainy”. Ani łzy, ani prośby nie pomogły.

Najbardziej wstrząsnęła mną jednak sytuacja innej matki z dzieckiem z niepełnosprawnością. Chłopiec leżał na specjalnym łóżku, obok stała walizka pełna leków. Matka przez dziesięć minut podawała mu lekarstwa. Nie wiedziałam, jak im pomóc. Oni również wracali do Niemiec.

Nas i ich odesłano z powrotem na Ukrainę. W paszporcie córki umieszczono stempel „F” (oznacza przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w ramach ruchu bezwizowego — red.). Córka ze łzami w oczach wróciła na Ukrainę.
Wyrobiliśmy nowy paszport, znaleźliśmy przewoźnika jadącego przez granicę rumuńską i bez problemów dotarliśmy do Paryża.

Inna matka, Liza Buryk z Lyonu, obrała inną drogę. Po własnych negatywne doświadczeniach na granicy zaczęła zbierać świadectwa od rodziców i wysyłać pisma do odpowiednich instytucji we Francji i na Ukrainie:

— To, co dzieje się teraz na polsko-ukraińskiej granicy latem 2025 roku, to stres, bezsilność i upokorzenie.

Te kobiety nie jechały do Ukrainy na wakacje, ale na pogrzeby, leczenie chorych rodziców, odnowienie dokumentów lub po prostu zobaczyć się z rodziną po ponad trzech latach wojny. Wiele z nich podróżowało z dziećmi, bo nie miały z kim ich zostawić. Bo dziadkowie zostali w Ukrainie, mężczyźni walczą a nawet jęli nie, to i tak nie mogą opuści Ukrainy.

I teraz, wracając do Francji, nie są przepuszczane przez polską granicę, bo dziecko nie ma oddzielnego dokumentu o ochronie tymczasowej.

Co ma zrobić kobieta z dzieckiem na rękach, bez niezbędnych dokumentów, bez noclegu, bez wsparcia?

Lisa wysłała ponad 30 listów do różnych instytucji. Około 6 z nich odpowiedziało, przekazując przydatne informacje lub zalecenia, 3 listy wróciły z przyczyn technicznych, a pozostałe – jak dotąd bez odpowiedzi.

Modlitwa ukraińskich uchodźców we francuskim Lourdes z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy 24 sierpnia 2024 roku. Zdjęcie: ED JONES/AFP/East News


Wyrabiajcie wizę powrotną lub jedźcie przez inne kraje

W ambasadach Ukrainy we Francji oraz Francji na Ukrainie skomentowano sytuację w ten sposób: dzieciom zaleca się wyrobienie wizy powrotnej (którą można uzyskać w konsulacie w Kijowie). Albo po prostu przekraczanie granicy z pominięciem Polski, wracając innymi drogami.

W szczególności ambasada Ukrainy we Francji oświadczyła:

„Ambasada Ukrainy we Francji w ostatnich dniach otrzymała dziesiątki zgłoszeń od ukraińskich stowarzyszeń i obywateli, którzy przebywają pod tymczasową ochroną w różnych regionach Francji, z prośbą o pomoc w rozwiązaniu sytuacji, która ma trwały, nieprzypadkowy charakter na przejściach granicznych przy wjeździe z Ukrainy do Polski.”

Podaje się, że wszystkim niepełnoletnim obywatelom Ukrainy poniżej 18 roku życia, którzy podróżują z ważnymi PGUWK w towarzystwie swoich rodziców lub opiekunów prawnych, polscy strażnicy graniczni odmawiają wjazdu do Polski i dalszego przejazdu do Francji. Uzasadniają to niedawnymi wewnętrznymi decyzjami i instrukcjami, a także brakiem francuskich zezwoleń na pobyt, powołując się na przekroczenie dozwolonego pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego do 90 dni.

W związku z tym Ambasada zwróciła się do MSZ Francji z prośbą o poinformowanie MSW Polski lub podjęcie innych działań oraz udzielenie wyjaśnień w sprawie rozwiązania tej sytuacji. Ponadto Ambasada Ukrainy w Polsce podejmuje działania w celu uzyskania oficjalnych wyjaśnień od strony polskiej.

Do czasu uzyskania wyjaśnień od władz francuskich i polskich Ambasada Ukrainy zaleca, aby podczas podróży z Francji wybierać inne przejścia graniczne niż polskie — zarówno przy wjeździe do Ukrainy, jak i w drodze powrotnej.

Ze swojej strony Ambasada Francji w Ukrainie zaznaczyła:

„Nieletni, których rodziny korzystają z tymczasowej ochrony we Francji, nie mają prawa do uzyskania DCEM w prefekturze właściwej dla miejsca zamieszkania. W związku z niedawnymi trudnościami podczas przekraczania granic, zaleca się powrót do Francji z krajów posiadających bezpośrednie połączenia lotnicze, zwłaszcza spoza strefy Schengen.

Przypominamy, że wjazd do kraju jest wyłączną kompetencją danego państwa, a przyjęcie pasażerów — wyłączną odpowiedzialnością wybranej linii lotniczej.”

W przypadku zakazu przekroczenia granicy przy wjeździe do krajów strefy Schengen należy złożyć wniosek o wizę powrotu — visa retour — w dziale wizowym Ambasady Francji w Kijowie, zgodnie z procedurą opisaną na naszej stronie internetowej.

Wydanie tego rodzaju wizy podlega zgodzie terytorialnie właściwej prefektury, co może spowodować dodatkowy czas rozpatrywania wniosku wizowego. Zwracamy uwagę, że dział wizowy nie udziela konsultacji telefonicznych i prosimy o zapoznanie się z procedurą składania wniosku wizowego na stronie ambasady”.

Tym, kto najszybciej zareagował na sytuację, byli przewoźnicy autobusowi — zwiększając liczbę kursów przez granicę rumuńską i węgierską, gdzie obecnie wobec nieletnich obywateli Ukrainy nie ma zastrzeżeń. Jakie kolejne trasy obejściowe trzeba będzie znaleźć w przyszłości, pozostaje niejasne. Jest to problem systemowy, który należy rozwiązać na poziomie międzyrządowym. Jednocześnie w ambasadach obu krajów uznaje się to za „przejściowe trudności”.

Mamy nadzieję, że rzeczywiście będą one tymczasowe, a francuscy i polscy urzędnicy zareagują szybko — regulując procedurę powrotu ukraińskich rodzin, które znajdują się pod tymczasową ochroną państw europejskich, z Ukrainy do krajów UE.

20
хв

Ukraińskie dzieci przebywające pod tymczasową ochroną we Francji nie są przepuszczane przez polską granicę

Julia Szipunowa

Przyjechały do Polski z dyplomami wyższych uczelni, cennym doświadczeniem i nadziejami. Każda z nich miała za sobą lata nauki, karierę, umiejętności i sporo nawiązanych kontaktów. A mimo to po przeprowadzce wszystko musiały zaczynać od zera.

Dla wielu Ukrainek pierwszym etapem była praca sprzątaczki. Dla innych – kuchnia lub nocne zmiany w magazynie. Niektóre nie zdołały wyjść poza pracę fizyczną, inne nauczyły się żyć inaczej: opanowały język polski, przekwalifikowały się i wróciły do swoich zawodów.

Według danych UNHCR i Deloitte w 2024 roku ukraińscy uchodźcy zapewnili 2,7% PKB Polski. Około 69% zdolnych do pracy Ukraińców znalazło zatrudnienie, niemal nie ustępując pod tym względem obywatelom Polski (72%). To głównie kobiety. Jednak według szacunków ekspertów ds. rynku pracy tylko 30% Ukraińców pracuje zgodnie ze swoimi kwalifikacjami. Reszta zmuszona jest godzić się na stanowiska, które nie odpowiadają ani ich doświadczeniu, ani wykształceniu.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nawet doświadczonym specjalistkom z dyplomami czasami przez całe lata nie udaje się wrócić do zawodu? Dlaczego część z nich pozostaje w pracy wymagającej niskich kwalifikacji? I czy zawsze jest to sytuacja bez wyjścia?

Porozmawiałyśmy z Ukrainkami pracującymi w Polsce. Zapytałyśmy o ich ścieżki zawodowe, o to, co działa najlepiej: dobre CV, networking – czy po prostu upór. Poprosiłyśmy też ekspertkę ds. rozwoju kariery o wyjaśnienie, co przeszkadza ukraińskim kobietom w budowaniu kariery za granicą i jak to zmienić.

Oto historie trzech kobiet, trzy bardzo różne doświadczenia. Każda z tych historii opowiada jednak o poszukiwaniu siebie w nowym świecie, wierze w siebie i rzeczywistości, która nie zawsze pokrywa się z oczekiwaniami.

Najgorsze to utknąć w miejscu

Kateryna (imię zmienione na prośbę bohaterki) przyznaje, że nie mogła sobie nawet wyobrazić, jak długo potrwa poszukiwanie przez nią pracy. I dlatego czuje wstyd. Jednak w rzeczywistości jej wytrwałość i opanowanie zasługują na większy szacunek niż jakikolwiek wpis w CV.

Przyjechała z córką do Polski z Krzywego Rogu już na początku wojny. W Ukrainie miała stabilną karierę. Z wykształcenia jest ekonomistką, pracowała jako menedżerka projektów w prywatnej firmie. Jej dzień był zaplanowany co do minuty: spotkania, projekty, obowiązki. Wszystko zmieniło się w ciągu jednej nocy, kiedy musiała uciekać. W pierwszych miesiącach nie szukała pracy zgodnej z wykształceniem – trzeba było znaleźć jakiekolwiek źródło dochodu, aby przeżyć. Zajęła się sprzątaniem.

„To półtora roku sprzątania było trudne nie fizycznie, ale wewnętrznie. Jakbym wyszła z siebie. Ale wtedy uznałam, że w tej pracy nie ma nic wstydliwego. Po prostu musiałam wyżywić swoje dziecko. I jestem z tego dumna” – wyznaje.

Jednak wypalenie nadeszło szybciej, niż się spodziewała. Zrozumiała, że nie wytrzyma tak długo:

„Bardzo bałam się utknąć w miejscu. Wszyscy mówili: ‘Dopóki jest praca – trzymaj się jej’. A ja czułam, że potrzebuję czegoś innego. Że zniknę, jeśli szybko czegoś nie zmienię”

Poszła do szkoły policealnej, by zostać higienistką stomatologiczną. Gdy ją ukończyła, okazało się, że bez doświadczenia nikt jej nie weźmie:

„Wysłałam mnóstwo CV. W odpowiedzi – cisza. Szukali osób z doświadczeniem. Ale skąd mam mieć doświadczenie, skoro nikt mnie nie zatrudnia?”

W końcu znalazła pracę jako asystentka dentysty. Jednak godzin było niewiele, a szefowa jej zbytnio nie wspierała.

„Kiedy wszystko spoczywa na tobie, od mieszkania po szkołę dla dziecka, bardzo ważne jest, by praca była stabilna. Kiedy tego nie ma, wyczerpujesz się dwa razy szybciej”.

Opanowanie nowego zawodu to za mało. Na rynku wymagane jest doświadczenie, nawet od obcokrajowców. Zdjęcie: Shutterstock

Znów zaczęła poszukiwania, tym razem w branży obsługi klienta. Polski zna już dobrze i uważa, że to główne narzędzie integracji:

„Język jest wszystkim. Bez niego nawet nie wezmą twojego CV do ręki. Znam dobrze polski, to moja podpora, ale sama znajomość języka to za mało”

Dziś Kateryna wysyła CV codziennie, dostosowując każde do konkretnej oferty. Nie korzysta z networkingu, bo nie ma w Polsce wielu znajomych.

„Uważam, że CV musi się czymś wyróżniać, przyciągać uwagę. Tylko wtedy jest szansa, że zostanie zauważone. Według moich obliczeń na 30 wysłanych CV może nadejść jedna odpowiedź. W branży obsługi klienta jest duża konkurencja, o jedno miejsce może ubiegać się nawet 100 kandydatów. Ale staram się nie traktować odmowy lub milczenia jako oceny mojej osoby. To, że mnie nie przyjęli, nie znaczy, że jestem zła. Po prostu to nie jest stanowisko dla mnie”.

Kateryna nie pozwala sobie na zwątpienie. Pamięta, jak długo pracowała jako sprzątaczka – i nie chce do tej roboty wracać. Jej główna zasada brzmi: nie odgrywać ofiary i wierzyć w siebie.

„Trzeba się zachowywać, jak gwiazda. Jeśli sama w siebie nie uwierzysz, nikt inny w ciebie nie uwierzy. Nie udaję. Po prostu pamiętam, że przetrwałam już więcej, niż mogłoby się wydawać. I myślę, że zasługuję na jeszcze więcej”

Nie trafiłam do apteki przez przypadek

Julia Astaszeniuk, farmaceutka z Odesy, ma dyplom uniwersytetu medycznego i ponad dziesięć lat doświadczenia pracy w aptece. Rozmawiała z pacjentami, wydawała leki. Ta praca wymagała fachowości, uwagi i empatii. Julia ją kochała.

„To nie tylko sprzedawanie tabletek. Musisz zrozumieć człowieka, wesprzeć go, wyjaśnić możliwości, pomóc. I oczywiście dobrze znać leki. Dla mnie to zawsze było coś więcej niż praca. To moje powołanie”.

Julia: „Oddycham powietrzem, które znam. To już przełom”

Gdy wybuchła wojna na pełną skalę, Julia przez pewien czas pozostawała w Odesie. Jednak ciągłe ostrzały i poczucie zagrożenia skłoniły ją w końcu do opuszczenia miasta. Rok temu przeniosła się do Polski. Tutaj wszystko zaczęło się, jak u większości, od czystej karty: bez języka, bez znajomych, bez zrozumienia, jak działa lokalny rynek pracy. Ale miała mocne postanowienie: pozostać w zawodzie.

„Wiedziałam, że chcę wrócić do apteki. Nie mogłam sobie pozwolić na poddanie się. To byłaby zdrada samej siebie”.

Samodzielnie napisała CV po polsku i z teczką w ręku wyruszyła na pielgrzymkę po warszawskich aptekach:

„Wchodziłam i mówiłam: ‘Dzień dobry, jestem z Ukrainy, szukam pracy’. Ze strachem, łamaną polszczyzną, bez oficjalnego pozwolenia na pracę w zawodzie farmaceutki. Ale wierzyłam, że ktoś da mi szansę”.

Mijały tygodnie – i nic. Ktoś grzecznie odmawiał, ktoś inny nie miał czasu nawet porozmawiać, niektórzy w ogóle nie przeglądali jej CV. Wracała do domu rozczarowana, ale już następnego ranka wyruszała na kolejną wyprawę.

„Za każdym razem mówiłam sobie, że każda próba to krok do ‘tak’. Po prostu trzeba iść, dopóki nie otworzą się właściwe drzwi”

I w końcu się otworzyły. W jednej z aptek właścicielka zaproponowała rozmowę. Przyjęła Julię na stanowisko asystentki farmaceuty (pomoc apteczna). To dalekie od tego, co robiła w Ukrainie, ale była wdzięczna za szansę.

„Moja praca polega na przyjmowaniu towaru, układaniu go na półkach, sprzątaniu. Nie jestem farmaceutką ani nawet technikiem, jednak cieszę się, że znów jestem w aptece. Oddycham powietrzem, które znam. To już przełom”.

Oczywiście, nie obyło się bez wpadek. System, do którego przyzwyczaiła się w Ukrainie, tutaj nie działa: tam leki sortuje się według substancji czynnych, w Polsce – alfabetycznie. Łatwo się pomylić, więc trzeba być uważną.

„Było kilka sytuacji, kiedy coś źle ułożyłam i zwrócono mi uwagę. Tak, to bolało. Całe życie byłaś specjalistką, a teraz uczysz się od podstaw. Umiem doradzić, wziąć odpowiedzialność za poważne decyzje, a tutaj jestem „wynieś – przynieś ”. Szczerze mówiąc, nigdy w życiu tak dużo nie sprzątałam. Czasami to wyczerpuje psychicznie, a czasami jest naprawdę ciężko fizycznie. Ale nie pozwalam sobie na załamanie”.

Zespół ją szanuje, zwracają się do niej nawet: „pani magister”, chociaż zgodnie z przepisami nie ma prawa wydawać leków. Czasami koledzy dzwonią po godzinach, by dowiedzieć się, gdzie co leży, albo ustalić coś innego. Wiedzą, że jest doświadczona i rozumie, jak wszystko działa

„To trochę stresujące, ale też miłe. Bo to znaczy, że mi ufają, doceniają mnie, nawet jeśli formalnie jestem tylko asystentką”.

Mówi, że kultura apteczna w Polsce jest inna. Tutaj farmaceuci nie naciskają na sprzedaż, jak w Ukrainie. Wszystkie leki na receptę są wydawane wyłącznie na receptę. I zdaniem Julii tak powinno być.

„W Ukrainie trzeba było mieć plan sprzedaży i wykręcać go, jak się tylko dało. Nie wiem, jak to wygląda w polskich aptekach sieciowych, ale w mojej małej aptece wynagrodzenie nie zależy od tego, ile czego i za jaką kwotę sprzedałaś. Tutaj jesteś specjalistą, a nie sprzedawcą. Koleżanki czytają branżowe wiadomości, dzielą się informacjami, omawiają zmiany w przepisach. To inspirujące”.

Obecnie Julia poważnie rozważa nostryfikację dyplomu w Polsce. Wie, że nie będzie łatwo. Egzaminy, procedury biurokratyczne, dodatkowe kursy – wielu rezygnuje. Ale ona chce iść dalej.

„Przeszłam już tak wiele, że odwrót nie wchodzi w grę. Tak, to długie, męczące i wymaga pieniędzy, ale wiem, po co mi to. Chcę znowu pracować jako farmaceutka. Nie trafiłam do apteki przez przypadek. I zostanę w niej bez względu na to, jak będzie trudno”.

IT nie tylko dla programistów

Wiktoria Ławryk przyjechała do Polski wraz z mężem jeszcze w 2017 roku. Wyższe wykształcenie zdobyła w Kijowie, na Narodowym Uniwersytecie Technologii Żywności, gdzie studiowała hotelarstwo i gastronomię. Jej pierwsze kroki w nowym kraju były jakby logiczną kontynuacją specjalności. Tyle że w zupełnie innych realiach.

„Zaczęłam pracować jako kelnerka w hotelowej restauracji. Nie było w tym nic ekscytującego. Ciężka fizyczna praca, ciągłe stanie na nogach, ciężkie tace, naczynia, zmęczenie. I było to trudne również emocjonalnie. Masz wyższe wykształcenie, pragniesz rozwoju, a zaczynasz od najniższego szczebla. I bardzo chcesz jak najszybciej go pokonać”.

Wiktoria: „Nie jestem idealna. Jestem po prostu uparta i się nie poddałam ”

Potem przeniesiono ją do recepcji. Wydawałoby się – awans…

„To był ogromny stres. Praca na nocnych zmianach, czasami byłam kompletnie sama. Zmęczenie, odpowiedzialność, sytuacje awaryjne z klientami, którzy mogli wybuchnąć bez powodu. A do tego ciągłe poczucie, że jesteś obca. Jesteś ‘Ukrainka’ – a więc musisz udowodnić, że jesteś godna zaufania. Było sporo uprzedzeń. Nawet jeśli wszystko robisz dobrze, to może nie wystarczyć”.

Po roku pracy w branży hotelarskiej uznała, że ma dość. Polski znała już dosyć dobrze, zaczęła szukać innych możliwości

Znajomi polecili ją polskiej firmie zajmującej się sprzedażą wody pitnej. Dostała posadę kierownika ds. sprzedaży.

„To doświadczenie wiele mi dało: nauczyłam się komunikować z klientami, budować relacje, lepiej rozumieć procesy biznesowe, poprawiłam polszczyznę w piśmie. Ale z czasem zaczęło mi być „ciasno” — zapragnęłam większej dynamiki, rozwoju, środowiska, w którym ludzie mają ambicje”.

Zwróciła oczy w stronę IT. Nie miała wykształcenia technicznego, więc zapisała się na indywidualne kursy online – po pracy. Zaczęła od podstaw: czym jest e-commerce, jak działa strona internetowa, jak zarządzać projektami cyfrowymi.

„Wielu uważa, że IT to coś dla programistów i „matematycznych maniaków”. Tymczasem jest wiele stanowisk, na których najważniejsze są analityczne myślenie, umiejętność komunikowania się i organizowania procesów. Jeśli umiesz obsługiwać komputer, możesz się tego nauczyć”.

I znów dzięki znajomym trafiła na rozmowę kwalifikacyjną – tym razem do międzynarodowej firmy. Obecnie pracuje jako E-commerce Project Manager: odpowiada za działanie strony internetowej, koordynuje produkty online, pracę programistów i projektantów, kontaktuje się z klientami i kontrahentami.

Nie ukrywa, że na początku wstydziła się mówić znajomym, że szuka pracy. Wydawało się jej, że to oznaka słabości. Teraz uważa, że to właśnie networking stał się dla niej punktem zwrotnym.

„Kiedyś bałam się prosić o coś, mówić o sobie. Ale trzeba nauczyć się „sprzedawać” siebie, opowiadać o swoich mocnych stronach. Inaczej nikt o tobie się nie dowie”.

Najbardziej Wiktoria ceni sobie zmianę nastawienia do niej. W nowym środowisku nie oceniają jej już przez pryzmat narodowości czy akcentu

„Im bardziej wykształceni i otwarci są ludzie wokół, tym mniej dyskryminacji. W moim otoczeniu nie liczy się, skąd jesteś, ale co potrafisz i jak pracujesz. To bardzo dodaje otuchy”.

Wie, że miała łatwiej niż wielu innych – przyjechała jeszcze przed wybuchem wojny, była młoda, bez dzieci, rozumiała, na co się decyduje. Jest jednak przekonana, że w każdych warunkach ważne jest to, by nie tracić wiary w siebie.

„Trzeba mówić, pytać, uczyć się, szukać. Nikt nie przyniesie ci wymarzonej pracy na tacy. Ale jeśli uwierzysz, że jesteś w stanie – to szansa się pojawi. Nie jestem idealna. Jestem po prostu uparta i się nie poddałam”.

Opowiedziała swoją historię, bo chce dodać otuchy innym Ukrainkom – zwłaszcza tym, które przyjechały do Polski po 2022 roku.

„Tak, one mają trudniej, ale nawet z najniższego punktu można się podnieść. Najważniejsze to iść naprzód i się nie zatrzymywać”.

Główna trudność to język – choć nie tylko

Anna Czernysz, doradczyni ds. kariery z ponad 15-letnim doświadczeniem w HR i rekrutacji, mieszka w Polsce od dziesięciu lat. Ma wyższe wykształcenie pedagogiczne i ekonomiczne. Po przeprowadzce ukończyła szkolenie z coachingu i doradztwa zawodowego. Pracuje w organizacjach charytatywnych. Ukrainkom doradza w zakresie poszukiwania pracy, sporządzania CV, przygotowania do rozmów kwalifikacyjnych. Oto jej spostrzeżenia na temat typowych trudności, z którymi borykają się Ukrainki szukające pracy w Polsce.

Anna Czernysz: „Z mojego doświadczenia wynika, że pracę najczęściej znajdują ci, którzy szukają aktywnie i celowo”

O głównych barierach na polskim rynku pracy

„Główna trudność to język. Bez znajomości polskiego znalezienie pracy wymagającej wyższych kwalifikacji jest prawie niemożliwe – tym bardziej jeśli kandydatka ubiega się o stanowisko wymagające komunikatywności (kadry, marketing, nauczycielka, sekretarka). W tym przypadku wymagania językowe są na pierwszym miejscu. A na wielu stanowiskach, zwłaszcza w firmach międzynarodowych, wymagana jest również znajomość angielskiego na poziomie nie niższym niż B2. Często Ukrainkom brakuje podstawowych umiejętności „biurowych”, na przykład pracy z programem Excel.

Oprócz języka poważną barierą jest konieczność przekwalifikowania się, nostryfikacji dyplomu, budowania kariery praktycznie od zera. Ludzie boją się konkurencji z lokalnymi specjalistami, boją się rozmów kwalifikacyjnych. Często po prostu nie wierzą, że dadzą radę. To powszechne, więc właśnie tu ważne jest wsparcie, planowanie i profesjonalna pomoc.

Dlaczego Ukrainki „utknęły” w pracy wymagającej niskich kwalifikacji

Często dzieje się tak nie dlatego, że tego chcą, ale dlatego, że po prostu nie mają zasobów na coś innego: brakuje czasu, siły i wsparcia, by uczyć się języka, przekwalifikować się lub szukać czegoś lepszego.

Ale czasami jest odwrotnie: uzyskawszy stabilny dochód, ludzie boją się ryzykować. Przyzwyczajają się i pozostają tam, gdzie im wygodniej, nawet jeśli ta praca nie pozwala w pełni wykorzystać swojego potencjału.

O dostosowaniu CV i przygotowaniu do rozmowy kwalifikacyjnej

Nie ma czegoś takiego jak „ukraiński” czy „polski” format CV. Istnieją za to różne style i ważne jest, by wybrać ten, który najlepiej pasuje do danego stanowiska. Często nawet specjaliści nie orientują się w tym wystarczająco dobrze, dlatego radzę przynajmniej raz skonsultować się z profesjonalistą. To pomoże uniknąć typowych błędów.

Jeśli chodzi o rozmowę kwalifikacyjną, typowym błędem numer jeden jest brak przygotowania. A trzeba – na podstawie własnego CV, pod konkretne stanowisko. Prowadzę szkolenia-rozmowy kwalifikacyjne właśnie z tego zakresu.

Kolejnym częstym błędem jest nadmierna trema. Jeśli zbyt mocno chcesz tej pracy, tworzy się wewnętrzna presja. Tu pomagają ćwiczenia oddechowe, aktywność fizyczna.

Często ludzie nie rozumieją specyfiki polskiej kultury komunikacji: trzeba być uprzejmym, powściągliwym i znać typowe pytania z rozmowy kwalifikacyjnej, na przykład: „Opowiedz o swoim sukcesie” lub: „Dlaczego właśnie ty?”.

Jak skutecznie szukać pracy

Z mojego doświadczenia wynika, że pracę najczęściej znajdują osoby, które szukają jej aktywnie i celowo. Ważne jest tutaj kompleksowe podejście. Warto wykorzystać wszystkie kanały: profesjonalne strony internetowe, specjalistyczne grupy na Facebooku, LinkedIn (w przypadku ofert pracy biurowej), znajomości, rekruterów, targi pracy.

Ważne jest jednak, by szukać tam, gdzie to ma sens. Na przykład sprzątaczek nie szuka się przez LinkedIn, ale księgowych czy menedżerów – już tak.

Od czego ma zacząć kobieta z dyplomem, ale niepracująca w swoim zawodzie

Zacznij od języka. Polski – koniecznie, angielski – bardzo pożądany. Poziomy B2 to już dobry start. Następnie musisz zdecydować: wrócić do swojego zawodu czy zmienić kierunek. Rozważ plusy i minusy, czas, koszty. Jeśli trudno ci samodzielnie podjąć decyzję, skontaktuj się z doradcą zawodowym. Czasami jedna konsultacja może zaoszczędzić miesiące niepewności.

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji

20
хв

Dopóki jest praca – trzymaj się jej

Diana Balynska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Kiedy tramwaj milczy

Ексклюзив
20
хв

Bez munduru, ale na pierwszej linii

Ексклюзив
20
хв

Olena Babakova: – Odpowiedzialność za nienawiść wobec Ukraińców spoczywa na politykach i organach ścigania

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress