Exclusive
20
min

Podzielone rodziny ukraińskich migrantów: badanie postaw

Gdzie w Europie jest najwięcej ukraińskich uchodźców i dlaczego przenoszą się z jednego kraju do drugiego? Dlaczego ci, którzy mają pracę w nowym miejscu i nieźle się tam zintegrowali, nadal chcą wrócić? I dlaczego ci, którzy nie są w stanie żyć własnym życiem w nowym kraju, nadal planują swoją przyszłość za granicą? Sestry wraz z socjologami przyjrzały się postawom i nastrojom wśród ukraińskich uchodźców

Maria Syrczyna

Połowa ukraińskich uchodźców w UE to kobiety, kolejne 33% to dzieci. Fot: Marcin Nowak/REPORTER

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Ukraińcy w Europie: gdzie łatwiej przetrwać

Według najnowszych danych Eurostatu ponad 4,3 mln Ukraińców posiada obecnie status tymczasowej ochrony w UE. Głównymi krajami, które przyjęły ukraińskich uchodźców, są Niemcy (1,27 mln), Polska (951 560) i Czechy (381 190). Jednocześnie istnieją kraje, z których Ukraińcy masowo wyjeżdżają (na przykład Włochy, które w ubiegłym roku opuściło 18 125 osób z powodu trudności biurokratycznych, co stanowi 11,2% całkowitej liczby ukraińskich uchodźców we Włoszech) lub z których przenoszą się do innych krajów (ponad 350 000 Ukraińców wyemigrowało z Polski do Niemiec).

Jakie były główne powody, dla których uchodźcy decydowali się przenosić z Polski do Niemiec?

W badaniu przeprowadzonym przez Platformę Migracyjną EWL i Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich Uniwersytetu Warszawskiego, rzeczniczka EWL Margarita Sitnik poinformowała, że prawie 59% ukraińskich uchodźców spośród tych, którzy nie pracowali w Polsce i nie mogli tu znaleźć pracy, przeniosło się do Niemiec. W Niemczech co trzecia z tych osób ma już pracę.

Główne powody przeprowadzki to:

1. dla uchodźców z Ukrainy świadczenia socjalne są w Niemczech bardziej atrakcyjne;

2. odwiedzają przyjaciół i znajomych w Niemczech;

3. po opłaceniu wszystkich wydatków związanych z pobytem w Niemczech pozostaje więcej pieniędzy niż w Polsce;

4. w Niemczech udało się znaleźć pracę z wyższą pensją niż w Polsce.

Dla uchodźców z Ukrainy świadczenia socjalne są w Niemczech bardziej atrakcyjne. Zdjęcie: Shutterstock

– Początkowo ludzie przyjeżdżali do Polski, ponieważ większość z nich miała tu jakieś więzi społeczne, było blisko, rozumieli język i kulturę – wyjaśnia Switłana Szewczenko, doktorka socjologii, starsza badaczka w Instytucie Socjologii Narodowej Akademii Nauk Ukrainy. – A potem zaczęli sprawdzać, czy można znaleźć pracę w Polsce, czy też łatwiej jest to zrobić w innych krajach. I okazało się, że dla wielu osób w Polsce było to bardzo trudne, a niektórym się nie udało.

Jeśli mówimy o kobietach z dziećmi – bo to one stanowią zdecydowaną większość ukraińskich uchodźców – to w Polsce muszą ciężko pracować, by opłacić mieszkanie, jednocześnie wychowując dzieci. Dla siebie zostaje im niewiele pieniędzy. W przypadku wielu z nich poziom życia jest znacznie gorszy niż w Ukrainie. W Niemczech Ukrainki mogą liczyć na większe wsparcie społeczne, co jest poważną zaletą.

Czy wrócą do Ukrainy?

– Jakiekolwiek prognozy dotyczące odsetka tych, którzy teraz wrócą, nie mają sensu, ponieważ większość ludzi żyje w niepewności – kontynuuje Sawczenko. – Są to głównie rodziny, w których mąż również wyjechał, lub kobiety, które się rozwiodły, lub te, które nie mają dokąd wrócić, ponieważ ich dom znajduje się na okupowanym terytorium itp. Również nastoletni i poborowi chłopcy raczej nie wrócą w najbliższej przyszłości.

Maria Syrczyna: – Na podstawie doświadczeń z poprzednich wojen, zwłaszcza II wojny światowej, niektórzy socjologowie twierdzą, że około połowa tych, którzy wyjechali, wraca.

Switłana Sawczenko: – Nie odwoływałbym się do doświadczeń poprzednich wojen. Specyfika obecnej migracji Ukraińców polega na tym, że większość rodzin jest podzielona. Mężczyźni są w Ukrainie, kobiety, z dziećmi lub bez, są za granicą i chcą wrócić.

Wiele kobiet zdecydowało się porzucić własne życie i żyć dla dobra swoich dzieci. I nie planują własnego życia, ale życie swoich synów i córek

Ponadto kobiety te często nie mają tutaj nie tylko swoich mężów, ale także dziadków – wszystkich tych, którzy pomagali im przy dzieciach w Ukrainie. I dlatego mogą polegać wyłącznie na sobie. A to bardzo trudne.

Co motywuje Ukraińców do powrotu do domu

Dane EWL

Jewhenija Błyzniuk, socjolożka, założycielka i dyrektorka firmy badawczej Gradus Research, zgadza się z opinią, że Ukraińcy za granicą generalnie nie są skłonni do tworzenia jasnych planów powrotu do kraju.

– Zgodnie z wynikami dużego badania migracyjnego przeprowadzonego przez naszą firmę, 62% Ukraińców nie może udzielić precyzyjnej odpowiedzi na pytanie dotyczące swojego powrotu – mówi socjolożka. – Niemniej 55% respondentów zamierza wrócić. Odsetek takich osób jest najwyższy wśród tych, które pracują zdalnie dla ukraińskich firm (70%) lub są tymczasowo bezrobotne (68%).

Dostępność lub brak zatrudnienia w Ukrainie ma znaczący wpływ na sposób, w jaki ukraińscy migranci przystosowują się do życia w kraju przyjmującym.

Respondenci, którzy utrzymują kontakty zawodowe w Ukrainie lub doświadczają trudności w znalezieniu pracy za granicą, bardziej chcą wrócić do ojczyzny

Kiedy w marcu 2024 r. wraz z EUAA (Agencją Unii Europejskiej ds. Azylu) i OECD (Organizacją Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) przeprowadziliśmy badanie zamiarów migracyjnych Ukraińców, okazało się, że 69% respondentów (stan na luty 2024 r.) nie zmieniło miejsca stałego zamieszkania od początku inwazji, zaś 23% zmieniło je, ale już wrócili do poprzedniego.

Jeśli chodzi o Ukraińców, którzy rozważają relokację, w maju 2024 r. było takich 41%. Jednak ten odsetek odnosi się tylko do prawdopodobieństwa, a nie pewności, że coś podobnego nastąpi. Na decyzję o wyemigrowaniu znaczący wpływ mają takie czynniki jak zagrożenie życia i zdrowia – zarówno własnego, jak bliskich (76%) – możliwa okupacja rodzinnego regionu (72%), brak lub utrata mieszkania (63%) itp. Z kolei najczęstszymi czynnikami zniechęcającymi do relokacji są: brak pieniędzy na przeprowadzkę (41%), zobowiązania społeczne w Ukrainie (34%) oraz brak stabilnej pracy i dochodów w pożądanym kraju relokacji (29%).

Jeśli chodzi o respondentów, którzy planują pozostać w krajach tymczasowego zamieszkania, to nie są to ostateczne decyzje, ale raczej tymczasowe zamiary, które mogą ulec zmianie pod wpływem czynników zewnętrznych.

Dlaczego ludzie chcą wracać?

Jewhenija Błyzniuk: – Wśród racjonalnych powodów dominuje chęć posiadania stabilnej pracy w swojej specjalności. Na przykład kiedy przeprowadziliśmy badanie wpływu procesów migracyjnych na biznes w 2023 r., stwierdziliśmy, że obszary działalności Ukraińców uległy zmianie: przed inwazją większość zatrudnionych respondentów zajmowała się edukacją i szkoleniami, inżynierią, nauką, technologią, ekonomią i finansami, komunikacją itp. Po inwazji okazało się, że ci, którzy znaleźli pracę za granicą, byli zatrudnieni głównie na budowach (14%) lub sprzątali (10%).

Różnice kulturowe i językowe też mogą być wymieniane jako racjonalne powody powrotów: 46% respondentów posługuje się językiem angielskim na poziomie podstawowym lub poniżej średniej, co może być wystarczające do codziennej komunikacji, ale już nie do pracy. Oczywiście trudności językowe nie ograniczają się do krajów anglojęzycznych: w naszym badaniu z 2023 r. stwierdziliśmy, że

43% ukraińskich migrantów ma problemy w pracy, ponieważ nie znają lokalnego języka

To niewątpliwie zachęca ich do rozważenia powrotu do Ukrainy.

Jeśli chodzi o powody irracjonalne, to obejmują one chęć ponownego połączenia się z bliskimi i znalezienia się w znajomym sobie środowisku psychologicznym ze zrozumiałym językiem, nawykami i tradycjami.

Wróć, by spełnić dawne marzenia

Jakie są argumenty tych, którzy zdecydowali się pozostać w Europie? Czego im brakuje, oprócz bezpieczeństwa?

Należy pamiętać, że według badania migracyjnego Gradus Research 58% respondentów uważa niepewność co do przyszłości swoich dzieci za czynnik skłaniający do opuszczenia Ukrainy. Obecnie zajmuje on czwarte miejsce w rankingu najważniejszych. Wyżej są jedynie obawy o bezpieczeństwo: zagrożenie życia, możliwa okupacja regionu zamieszkania, utrata mieszkania.

Ponadto wśród osób mieszkających za granicą z dziećmi poniżej 18. roku życia zamiar powrotu do Ukrainy jest nieco słabszy (55%) niż wśród osób bez dzieci (63%).

Jednym z kluczowych argumentów przemawiających za pozostaniem w krajach tymczasowego pobytu jest możliwość zapewnienia dzieciom wysokiej jakości edukacji i większa pewność co do ich przyszłości

Jak można pomóc tym, którzy stoją w rozkroku między krajem, w którym ich dzieci są bezpieczne, a Ukrainą, do której ciągnie ich serce?

Trzeba dać ludziom perspektywy rozwoju. Brak takich perspektyw zwiększa strach przed niepewnością. Dlatego biznes i państwo powinny połączyć siły, by przekonać Ukraińców, że w naszym kraju mogą sobie wyznaczać cele, osiągać je i zapewnić sobie i swoim dzieciom wszystko, czego potrzebują. Kwestia edukacji dzieci staje się coraz ważniejsza, warto więc skupić się na tworzeniu dodatkowych programów szkoleniowych, które pozwolą młodym ludziom zdobyć pierwsze doświadczenie wolontariackie lub zawodowe, współpracować z międzynarodowymi młodzieżowymi organizacjami pozarządowymi i angażować uczniów w ich projekty, a także oferować staże w ukraińskich firmach z późniejszym zatrudnieniem dla studentów. Stwarza to możliwości budowania celów i konkretnych planów, które dają pewność i impuls do rozwoju kariery i rozwoju osobistego w Ukrainie.

Eksperci twierdzą, że realistyczna perspektywa członkostwa Ukrainy w NATO i UE sprowadzi większość ukraińskich emigrantów z powrotem do kraju. fot: Shutterstock

Czy są jakieś rzeczy, które zaskoczyły Panią w odpowiedziach respondentów?

W najnowszym badaniu migracyjnym dowiedzieliśmy się, jak bardzo czynniki emocjonalne wpływają na zachowania migracyjne Ukraińców. Sklasyfikowaliśmy je jako „nostalgiczne”. Oprócz ponownego połączenia się z bliskimi, obejmują one również możliwość robienia tego, co respondenci kochają w Ukrainie, spełnienia dawnych marzeń lub wniesienia wkładu w zwycięstwo. Oczywiście zagrożenia dla bezpieczeństwa zniechęcają ukraińskich migrantów do powrotu, ale z pewnością chcą tego z psychologicznego punktu widzenia.

Jakie są różnice między odpowiedziami z lat 2022, 2023 i 2024? Jakie są trendy?

Jednym z kluczowych trendów jest to, że Ukraińcy przebywający za granicą stają się mniej optymistyczni w swoich przewidywaniach odnośnie do czasu trwania wojny. W 2023 r. 43% ukraińskich migrantów stwierdziło, że aktywne działania wojenne będą trwać latami. W 2024 r. odsetek respondentów, którzy tak uważają, wzrósł do 53%.

Oczekuje się również, że wraz przedłużaniem się wojny Ukraińcy za granicą staną się bardziej niepewni co do terminu swoich powrotów. Dziś takiej pewności nie ma 62% respondentów, podczas gdy w 2023 r. odsetek tego typu osób był prawie o połowę mniejszy i wynosił 36%.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka informacyjna w sestry.eu.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako felietonistka gazety „Fakty i komentarze”, autorka „Companion”, „Business Journal” i „Events and People”. Współpracowała z niemieckim Ministerstwem Kultury przy serii wykładów i materiałów na temat psychologii mas i wychodzenia społeczeństw z kryzysu psychicznego i gospodarczego. Organizatorka ogólnoukraińskiej imprezy charytatywnej „Kolory życia”.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz
Ukraińskie dzieci też wspierają swoją armię

Rozmawiamy z trzema dziewczynkami, które wykorzystały swoje talenty, by zebrać dziesiątki tysięcy hrywien na wsparcie ukraińskiego wojska.

Gdy wygram, pokonany przekazuje datek

– W 2022 roku wiele osób zaczęło pomagać armii – wspomina 13-letnia Waleria Jeżowa, mistrzyni świata w warcabach. – Ja też chciałam się przyłączyć. Zapytałam mamę, jak mogę to zrobić. „Co potrafisz robić najlepiej?” – zapytała. I tak doszłyśmy do wniosku, że mogę zbierać pieniądze dla armii, grając w warcaby.

Siedzę więc na ulicy i gram w warcaby z każdym, kto zechce. Jeśli ktoś mnie pokona, nie musi dawać datku – chociaż takich, którzy nie dali, jeszcze nie było. Jeśli wygrywam, pokonany musi wrzucić do puszki hrywnę.

Waleria Jeżowa gra przed supermarketem w Kijowie

Długo zastanawiałyśmy się, od czego zacząć. Trzeba było znaleźć miejsce, gdzie mogłabym grać, nie przeszkadzając innym. Wybrałyśmy miejsce przy supermarkecie w rejonie darnyckim pod Kijowem. Postawiłyśmy tam krzesełka, usiadłam, a mama poszła na zakupy. Ludzie zaczęli do mnie podchodzić, pytać, interesować się... Kiedy mama wyszła, przed moim stoliczkiem stała już kolejka. Tego dnia zebrałam jakieś 1200 hrywien.

Oczywiście zdarzali się też tacy, którzy wygrywali. W swoim życiu grałam z mistrzami sportu, kandydatami na mistrzów i innymi. Ale w pobliżu supermarketu, gdzie prowadziłam swój wolontariat, przez cały jego czas wygrały ze mną 3, może 4 osoby.

Potem było wiele innych miejsc. Na przykład grałam w parku Szewczenki. Największa kwota, jaką udało mi się zebrać w ciągu jednego dnia, to około 15 tysięcy hrywien.

Przez cały czas mojego wolontariatu zebrałam ponad 220 tysięcy hrywien

Pierwsze 20 tysięcy, które zebrałam, przekazałam fundacji Serhija Prytuli. Bardzo się denerwowałam, nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Od dawna podziwiam Prytulę, oglądałam jego programy w telewizji, dużo o nim wiem. Dlatego spotkanie z nim było dla mnie ważne. Kiedy zobaczył, jaką sumę przyniosłam, a miałam tylko dziesięć lat, rozpłakał się i mnie uściskał.

W fundacji Serhija Prytuli

Ksenia Minczuk: – Dlaczego zaczęłaś grać właśnie w warcaby? Jakie masz osiągnięcia?

Waleria Jeżowa: – Zaczęłam, gdy miałam 7 lat. Wtedy właśnie otwarto nowy klub warcabowy i chciałam spróbować. Wciągnęło mnie.

W 2021 roku zostałam mistrzynią świata dziewcząt do 10 lat. Mam też trzy puchary z mistrzostw Europy za pierwsze miejsce. Przez pięć lat z rzędu byłam mistrzynią Kijowa wśród dziewcząt w mojej kategorii wiekowej. Jestem również wielokrotną mistrzynią Ukrainy, mistrzynią Europy dziewcząt w mojej kategorii wiekowej oraz mistrzynią świata 2023-24 juniorek (do lat 19). Obecnie gram w kategorii „Dziewczęta od 13 do 16 lat”.

Opowiesz o swoim największym osiągnięciu?

Było wiele trudnych partii, ale jedna stała się dla mnie wyjątkowa. Arcymistrzyni Ołena Korotka jest najlepszą szachistką Ukrainy. Zagrałam z nią na mistrzostwach Ukrainy dorosłych w 2024 roku – i zremisowałam. Byłam bardzo szczęśliwa, remis z Ołeną to dla mnie wielki zaszczyt.

W jaki sposób szachy pomagają Ci w życiu?

Odciągają uwagę. Bo kiedy grasz, koncentrujesz się, rozważasz każdy ruch. Nie ma miejsca na złe myśli. Ale czasami jest odwrotnie – nerwy. Czasami po grze boli głowa, wzrasta ciśnienie, chociaż ogólnie gra mnie fascynuje.

Przyjaźń z polską szachistką uratowała nasze zwycięstwo

Waleria i Maja spotkały się po raz pierwszy na mistrzostwach świata w 2021 roku – mówi Liubow Jeżowa, mama Walerii. – W ostatniej rundzie Lera grała z Rosjanką, od tej partii zależało złoto mistrzostw świata. W warcabach rozgrywa się dwa mikromecze, a wynik jest łączny. Lera wygrywa pierwszy mikromecz, drugi kończy remisem, więc wzywa sędziego, żeby zapisał łączny wynik. I wtedy Rosjanka mówi sędziemu, że nie pamięta wyniku pierwszego mikromeczu... Sędzia jest zdezorientowany. Kto wygrał? Polka Maja Rydz grała wtedy swoją partię obok i obserwowała grę Walerii – i pomogła udowodnić, że to Lera wygrała. Z wdzięczności moja córka podarowała Mai swój medal z mistrzostw świata.

Kiedy wybuchła wojna, Maja wraz z mamą zwróciły się do polskiej federacji szachowej z prośbą o pomoc w ustaleniu, czy z Lerą wszystko w porządku, czy jesteśmy bezpieczni. Przedstawiciel federacji odnalazł mnie na Facebooku. Mama Mai zaproponowała nam przyjazd do nich, ale zostaliśmy w Ukrainie. Teraz spotykamy się na międzynarodowych zawodach.

Waleria podczas symultany szachowej

Z kim grałaś, Walerio?

Z wieloma graczami. Jeśli chodzi o znane osoby, to z Hectorem Jimenezem Brave, Wołodymyrem Ostapczukiem, Wiktorią Bulitko, Jegorem Krutogołowem. Nie wszystkich jestem w stanie wymienić, ale ci mnie nie pokonali. Dużo grałam z żołnierzami. Często zdarza się, że przekazuję im swoją pomoc.

Jak żołnierze na to reagują?

Dziękują. Często ich żony pokazują filmy z podziękowaniami od mężów z frontu. I często płaczą. Pamiętam spotkanie z żołnierzem Ołeksijem Prytulą, weterynarzem z Odessy. We wrześniu 2022 roku, podczas natarcia na Łymań, został ciężko ranny i stracił obie nogi. Zbierałam pieniądze na protezy dla niego. Gdy mu je założyli, spotkaliśmy się. Podarował mi piękny bukiet kwiatów. Pomimo wszystkich przeżyć jest bardzo pogodnym człowiekiem. Zostałam również odznaczona medalem przez żołnierzy 28 OMB [oddzielna brygada zmechanizowana – red.]. Dowódca, który wręczył mi ten medal, później zginął, próbując ratować swojego towarzysza broni. Dlatego ta nagroda jest dla mnie szczególnie ważna.

Chciałabym wierzyć, że moje pieniądze, choć niewielkie, komuś pomogą

Jakie najjaśniejsze momenty związane z ich zbieraniem zapamiętałaś?

Gdy chłopcy na ulicy zbierali i przynosili drobniaki, żeby ze mną zagrać — po 50 kopiejek, po hrywnie. Każdego dnia przybiegali do tego supermarketu, gdzie grałam. Potem prosili, żebym ich uczyła.

Z Ołeksijem Prytulą, któremu pomogła zebrać pieniądze na protezy

Nadal grasz i zbierasz pieniądze?

Tak! Bardzo często gram w pobliżu supermarketu. Latem codziennie, w innych porach roku w weekendy. Tam już mnie znają – pracownicy, administrator. Przynosili mi nawet gorące obiady. Teraz częściej gram na imprezach charytatywnych. Zapraszają mnie, a ja się zgadzam. Tam jest znacznie więcej ludzi, a to oznacza, że można zebrać więcej pieniędzy dla armii. Moja metoda działa, więc będę grać dalej.

O czym marzysz?

Najważniejsze, żeby jak najszybciej skończyła się wojna. Myślę, że dziś to marzenie każdego Ukraińca. A jeśli chodzi o osobiste marzenia, to chcę się spotkać z Łesią Nikitiuk [ukraińska prezenterka telewizyjna – red.]. I oczywiście chcę zostać mistrzynią świata. Będę trenować, żeby to osiągnąć.

Kartki z kiełkującymi nasionami

Na Instagramie piszesz: „Szanuję przeszłość, nie stronię od teraźniejszości, tworzę przyszłość. Kontynuuję tradycje mojego rodu”. W jaki sposób pomagasz żołnierzom?

Mam 11 lat, pochodzę z miasta Sławuta na Wołyniu. Pomagam wojskowym od początku wojny – odpowiada 11-letnia Sołomia Debopre, etnoblogerka, która tworzy niezwykłe kartki i świeczki, by zbierać datki dla armii. – Na początku w naszym lokalnym Centrum dla Wolontariuszy cała moja rodzina wyplatała siatki maskujące, zbierała ubrania, przygotowywała jedzenie. Kiedy zabrakło tam dla mnie pracy, zaczęłam robić kartki i świeczki.

Sołomia Debopre zaczęła pomagać w wieku 8 lat

Kartki wykonuję własnoręcznie, od papieru po wykończenie. Do produkcji papieru mam specjalne narzędzia. Robię go z przetworzonych zeszytów, opakowań, papierowych śmieci. Formuję go w specjalnym sicie i dodaję nasiona, które potem mogą wykiełkować. Tej techniki nauczyłam się od ukraińskiego mistrza w Estonii, kiedy byłam w Tallinie na festiwalu wraz z zespołem folklorystycznym, w którym śpiewam. Raz w roku wyjeżdżamy za granicę, śpiewamy ukraińskie piosenki, opowiadamy o naszej kulturze, bierzemy udział w jarmarkach, na których sprzedajemy wyroby ukraińskich rzemieślników. Kiedy trafiłam do pracowni papieru, tak mnie wciągnęło, że też zapragnęłam robić coś takiego.

Swoje pierwsze kartki po prostu rozdawałam żołnierzom. Pisałam: „Siejcie na wyzwolonej ziemi”

Jaką największą kwotę udało Ci się zebrać?

18 tysięcy hrywien za jednym razem. Każdego miesiąca zarabiam 5-7 tysięcy hrywien i wszystko przekazuję żołnierzom. Czasami to są przyjaciele rodziców, czasami krewni, czasami moi obserwujący, których dobrze znam. Kiedyś zbierałam pieniądze dla mojego wujka Romana. Pomagałam też naszemu lokalnemu artyście, a on robił dla mnie formy do świec. Kiedy na wojnie zginął jego brat, potrzebny był samochód, by przewieźć ciało. Dołączyłam do zbiórki.

Kartki z nasionami i świeczki Sołomii

Jak żołnierze reagują na Twoją pomoc?

Często nagrywają mi filmy z podziękowaniami. Czasami przysyłają małe upominki: flagi oddziałów, naszywki itp. Kiedyś pewien żołnierz podarował mi duży pocisk. Przywieźli go nam prosto do domu i zostawili na podwórku, ale zapomnieli powiedzieć o tym tacie. Wyszedł na ulicę, zobaczył pocisk i się przestraszył. Pomyślał, że ten pocisk spadł obok naszego domu. Myślę, że go teraz pomaluję i oddam w zamian za datki.

Często organizuję na Instagramie różne konkursy, loterie, biorę udział w loteriach, gdzie za datki można coś wygrać. Mam już swoją publiczność, która wspiera wszystkie moje zbiórki.

O czym marzysz?

Żeby wojna skończyła się jak najszybciej. A kiedy dorosnę, chcę otworzyć kawiarnię i sprzedawać tam swoje świeczki i pocztówki.

Na jarmarku

Obrazy, które skłaniają do płaczu

Moja działalność wolontariacka rozpoczęła się jeszcze w 2014 roku – mówi Alina Stebło, 16-letnia artystka. – Stało się tak dzięki mojemu wychowaniu. Zaszczepiono mi miłość do Ukrainy i nauczono, że zawsze walczyliśmy o wolność i będziemy walczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Musimy też pomagać tym, którzy walczą o naszą wolność. Byłam na Majdanie w Chmielnickim, kiedy jeszcze chodziłam do przedszkola. A kiedy w 2014 roku rozpoczęła się wojna, zaczęłam rysować kartki dla rannych.

Najpierw pomagałam w organizacji społecznej „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”, zbieraliśmy paczki dla żołnierzy. Po kilku tygodniach zrozumiałam, że mogę robić coś innego – rysować. To mi wychodzi znacznie lepiej. Od początku inwazji zajmuję się wyłącznie rysowaniem. To mój sposób na wyrażenie emocji i przeżyć.

Po piątym obrazie, który podarowałam znajomym żołnierzom, mama powiedziała: „A czemu my tak po prostu te twoje prace rozdajemy? Daj je na aukcje, niech przynoszą pieniądze”. I tak zrobiliśmy.

Alina Stebło maluje obrazy, które są sprzedawane na aukcjach

Razem z innymi dziećmi robiliśmy również malunki na łuskach po pociskach, które również przekazywaliśmy na aukcje. Namalowałam około 50 prac. Aukcje dla moich obrazów wyszukuje „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”.

Moja pierwsza wystawa nosi tytuł „Wojna, która nas zmieniła”. W Chmielnickim pokazałam ją już cztery razy. Za każdym razem zbieramy na tych wydarzeniach datki.

Ludzie widzą w moich pracach różne rzeczy: rozpacz, ból, nadzieję. Często mówili, że nie wierzą, że to prace nastolatki.

Zdarzało się, że patrząc na nie, dorośli mężczyźni stali i płakali

Teraz kończę 11 klasę, przygotowuję się do egzaminów, ale nadal maluję. Piszą do mnie wolontariusze z różnych krajów i proszą o prace na aukcje. Moje obrazy trafiły już do Niemiec, Szkocji, Austrii, Stanów Zjednoczonych. Na aukcjach za granicą zebrano już ponad 140 tysięcy hrywien.

Kiedy oddaję swoje prace, nie myślę o tym, ile pieniędzy uda się zebrać. Myślę o tym, co one przyniosą.

Jak wojskowi reagują na Twoją pomoc?

Najlepszym podziękowaniem dla mnie od żołnierzy jest to, że żyją. Nie potrzebuję od nich niczego więcej.

Wystawa obrazów Aliny Stebło

Jakie są Twoje marzenia?

Marzę o końcu wojny. Trochę egoistycznie, bo chcę studiować architekturę w Odessie, a nie mogę tam pojechać, bo jest niebezpiecznie. Ale i tak zostanę architektką, ponieważ po zakończeniu wojny chcę odbudowywać nasz kraj.

Co powiesz tym dzieciom i dorosłym, którzy również chcą pomagać, ale nie wiedzą, od czego zacząć?

Zawsze możecie przyjść do dowolnej fundacji lub organizacji społecznej i powiedzieć: „Chcę pomagać”. Tam szybko zdecydują, w czym możecie być przydatni.

Nie ma wieku, w którym można zacząć być użytecznym. Po prostu róbcie to, co potraficie najlepiej

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

20
хв

Rób to, co potrafisz najlepiej. O ukraińskich dzieciach, które zbierają datki na armię

Ksenia Minczuk

Opuszczając swoje domy w 1986 roku, mieszkańcy strefy Czarnobyla nie zdawali sobie sprawy, że to na zawsze. Włączyli mieszkania na alarm, ukryli przed żonami stragany pod listwami przypodłogowymi. Zostawili zwierzęta. Ludzie ewakuowani rzekomo na trzy dni...

Czarnobylskie „bioroboty” ratują świat

26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa katastrofa spowodowana przez człowieka w historii ludzkości. W nocy w elektrowni jądrowej w Czarnobylu odbył się eksperyment. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i jedna po drugiej miały miejsce dwie eksplozje. Czwarty reaktor został całkowicie zniszczony, w wyniku czego do atmosfery dostała się ogromna chmura pyłu radioaktywnego.

Władze radzieckie przez długi czas uciszały katastrofę, a nawet organizowały tradycyjne parady majowe.

Świat nie wiedział nic o eksplozji przez dwa dni

10 dni — od 26 kwietnia do 6 maja — trwało maksymalne uwalnianie substancji radioaktywnych z uszkodzonego reaktora. 11 ton paliwa jądrowego dostało się do atmosfery. Największa chmura osiadła na terytorium Białorusi. 30 pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu zmarło w wyniku eksplozji lub ostrej choroby popromiennej w ciągu miesiąca.

Szacuje się, że w wyniku katastrofy w Czarnobylu ucierpiało około 5 milionów ludzi. Około 5 tysięcy osad na Białorusi, Ukrainie i Federacji Rosyjskiej zostało skażonych radioaktywnymi nuklidami. Spośród nich na Ukrainie jest 2218 osad i miast o populacji około 2,4 miliona osób.

Likwidacja konsekwencji wypadku kosztowała Związek Radziecki 18 miliardów dolarów. Co najmniej 600 000 osób zostało wrzuconych do walki z „pokojowym atomem” ze wszystkich jego zakątków, a ilu z nich zmarło z powodu choroby popromiennej, nie wiadomo. Według różnych źródeł — od 4 do 40 tysięcy osób.

„Bioroboty” to ludzie, którzy uratowali świat przed rozprzestrzenianiem się substancji radioaktywnych kosztem życia. Zdjęcie: Europejski Instytut Czarnobyla

Unikalne jednostki facetów, którzy zrzucili radioaktywne kawałki grafitu z dachu reaktora, zostały nazwane przez obcokrajowców „biobotami”. W końcu ci ludzie pracowali w tak niebezpiecznych warunkach, że nawet specjalnie stworzone do pracy podczas katastrof zawodowych zepsuły się. Aktywność promieniowania na dachu wynosiła od 600 do 1000 promieni rentgenowskich na godzinę — co jest śmiertelną dawką promieniowania. „Bioroboty” weszli na dach na kilka minut, wrzucili jedną łopatę grafitu do płonącego reaktora i wyszli, ustępując miejsca następnemu. Dla większości z nich to naprawdę heroiczne dzieło kosztowało ich życie.

Dawne miasto marzeń Prypecat jest teraz miastem duchów, nie ma go na współczesnych mapach.

Magnes dla prześladowców i turystów z 75 krajów świata

Pierwsi prześladowcy w Czarnobylu pojawili się na początku lat dziewięćdziesiątych, zaraz po rozpadzie Związku Radzieckiego. Na początku 2000 roku zaczęli tu przyjeżdżać turyści. A w 2010 roku postanowiono otworzyć Strefę dla wszystkich, którzy chcieli - trzeba było uzyskać na to oficjalne pozwolenie i zapłacić od 500 hrywien do 500 dolarów. Na polecenie Ministra Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy przeprowadzono badania radiologiczne i utworzono trasy dla zwiedzających. Zauważono, że na terenie tych tras w strefie 30-kilometrowej można przebywać do 4-5 dni bez szkody dla zdrowia, aw strefie 10-kilometrowej - 1 dzień.

Strefa wykluczenia. Zdjęcie Maria Syrchyna

Wycieczka do 30-kilometrowej strefy Czarnobyla stała się liderem na światowej liście wyjątkowych miejsc i egzotycznych wycieczek (Antarktyda i Korea Północna są niższe w rankingu). Im więcej czasu minęło od wypadku, tym więcej przyjeżdżało turystów. W sumie z 75 krajów na całym świecie.

Strefa, która jest równa rozmiarom trzem Kijowie lub pięciu Warszawom, była podróżowana z całego świata, aby zobaczyć możliwy model przyszłości ludzkiej cywilizacji

Poczuj atmosferę opuszczonego domu. Zrozum, co się dzieje, gdy ludzkie życie jest cenione mniej niż zysk z taniej energii elektrycznej lub tajemnicy państwowej.

„Kilka lat temu widziałem kobietę opalającą się tutaj” - powiedział Serhiy Chernov, były eskorta turystyczna w Strefie. „W tym samym czasie obok niej przeszli miejscowi pracownicy, ubrani w ochronne, obcisłe garnitury. „Ja” - powiedziała, „przeczytałem w moskiewskiej gazecie, że opalenizna w Czarnobylu jest najbardziej stabilna, rok się nie zmywa!”

Czarnobyl po rosyjskiej okupacji

Już pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na pełną skalę elektrownia jądrowa w Czarnobylu, która była zachowana przez 36 lat i chroniona przed dalszym rozprzestrzenianiem się promieniowania, została zajęta przez wojska rosyjskie. Miejsce, w którym niegdyś gościł się najgorszy cywilny incydent nuklearny na świecie, po raz kolejny stał się obszarem zwiększonego zagrożenia.

Wojska rosyjskie przebywały w Strefie nieco ponad miesiąc — do 2 kwietnia. I chociaż nie było tam większych walk (tylko starcia ze strażą graniczną i ostrzał we wczesnych dniach), okupacja zmieniła te specjalne ziemie na wiele lat.

Imponująca opowieść o Rosjanach w strefie Czarnobylu kopających okopy w Czerwonym Lesie — jednym z najbrudniejszych miejsc w okolicy. Pracownicy stacji, którzy pozostali tam podczas okupacji, wyjaśnili, że kopanie ziemi w Czarnobylu jest bardzo niebezpieczne. Ale nikt ich nie słuchał. Co więcej: Rosjanie wyprowadzili radioaktywny pył poza Strefę na gąsienice swoich czołgów.

Rosyjskie pozycje w najbrudniejszym Czerwonym Lesie. 2022. Zdjęcie: Energoatom Ukrainy

W strefie Czarnobyla nadal obowiązywała zasada, że lepiej nie schodzić z asfaltu. Ale teraz, oprócz niebezpieczeństwa związanego z promieniowaniem, dodano zagrożenie minami i rozstępami. Teraz nie ma mowy o żadnej turystyce ani wędrówkach prześladowców, ponieważ 95-98% terytorium strefy wykluczenia jest uważane za wyminowane (ponieważ nie zostało jeszcze zbadane pod kątem obecności urządzeń wybuchowych).

W wyniku rosyjskiej inwazji na elektrownię jądrową w Czarnobylu uszkodzono i splądrowano sprzęt biurowy i komputerowy o wartości ponad 230 milionów hrywien. Policja Narodowa Ukrainy ogłosiła podejrzenie naruszenia prawa i zwyczajów wojennych zastępcy dyrektora Rosatomu Nikołajowi Mulyukinowi. Według śledztwa Muliukin prowadził napad na elektrownię jądrową podczas rosyjskiej okupacji Czarnobyla wiosną 2022 roku. Okupcy nie wiedzieli, co tam robić i po prostu ukradli własność. Trzymali zakładników pracowników stacji i Gwardii Narodowej, którzy go chronili.

Aby doprowadzić CHNPP do stanu przedwojennego i przywrócić wszystko, co niezbędne, potrzeba 1,6 miliarda hrywien, według Państwowej Agencji Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia.

Ale najgorsze jest to, że 103 żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy strzegli elektrowni jądrowej w Czarnobylu, wciąż są w niewoli Rosjan. Według żony jednego z schwytanych żołnierzy Natalii Kushnarevy okupanci schwytali ich podczas inwazji 24 lutego 2022 r.

20
хв

Tragedia w Czarnobylu: 39. rocznica wybuchu

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Polska a broń jądrowa: ambicje i rzeczywistość

Ексклюзив
20
хв

Z Dnipra w świat i z powrotem

Ексклюзив
20
хв

Przyjazny kraj, w którym polegasz głównie na sobie

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress