Exclusive
20
min

„Pobiedobiesie”, czyli czemu służy rosyjski kult 9 maja

Na 9 maja Rosjanie zaplanowali szereg działań propagandowych w Europie i Stanach Zjednoczonych. Wiece, okrągłe stoły i przemarsze „nieśmiertelnych pułków” przewidziano m.in. w Waszyngtonie, Monachium i Pradze – poinformował Główny Zarząd Wywiadu Ukrainy

Kateryna Tryfonenko

Próba parady w Moskwie. Zdjęcie: KIRILL KUDRYAVTSEV/AFP/Eastern News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

W przededniu 9 maja Rosja zintensyfikowała propagandę w krajach tzw. globalnego południa: Indonezji, RPA, Indiach i Chinach. Kanał telewizyjny RT wspólnie z „Rosyjskim Domem” w Dżakarcie zorganizował pokaz radzieckiego filmu „Lecą żurawie”, z indonezyjskimi napisami. Wydarzenie odbyło się w ramach projektu „Wspólne zwycięstwo”, w ramach którego w dziesięciu krajach planuje się umieścić w przestrzeni publicznej banery informacyjne ze zdjęciami lokalnych weteranów, którzy rzekomo walczyli ramię w ramię z żołnierzami ZSRR, opatrzone wyrazami wdzięczności za „wspólne zwycięstwo”.

Kremlowskie obchody dotarły nawet do Zgromadzenia Ogólnego ONZ. 6 maja rosyjski Chór Tureckiego śpiewał tam radzieckie pieśni, w tym słynny sowiecki przebój „Dzień zwycięstwa”. Co ciekawe, o koncercie świat dowiedział się z mediów społecznościowych rosyjskich artystów, bo kierownictwo ONZ na ten temat milczało. Podobne akcje są częścią szeroko zakrojonej kampanii Kremla, w ramach której Rosja próbuje wykorzystać kult „Dnia Zwycięstwa” do rozpowszechnienia za granicą swojej propagandy i sfałszowanej wersji historii.

Jak zmieniły się te narracje w czasie rosyjskiej inwazji na Ukrainę? Czy rosyjskie „kampanie 9 maja” mają charakter masowy? Jak reaguje Europa? Jak długo jeszcze Kreml będzie mógł szerzyć na świecie kult „pobiedobiesia” [idiom oznaczający powszechny amok Rosjan związany z obchodzeniem 9 maja – red.]? I jak zburzyć mity rosyjskiej propagandy?

Kult „Wielkiego Zwycięstwa”: etapy przepoczawarzania

Kult „Wielkiego Zwycięstwa”, stworzony za rządów Putina, jest kluczowym fundamentem raszyzmu, czyli współczesnej ideologii Kremla. Mesjanistyczny mit o tym, że Rosja rzekomo samodzielnie pokonała nazizm, usprawiedliwia imperialne zakusy Moskwy na suwerenność innych państw. Rosjanie mówią, że skoro ich kraj uratował świat przed brunatną zarazą w XX wieku, to ma „historyczne prawo” dyktować swoją wolę innym państwom w XXI wieku – wyjaśnia Maksym Wichrow, ekspert Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacyjnego:

– W kontekście agresji przeciwko Ukrainie ogólna narracja Kremla jest następująca: „Wojna przeciwko Ukrainie to kontynuacja świętej wojny z faszyzmem, którą Rosja rozpoczęła w 1941 roku”. Narracja ta pozostaje praktycznie niezmienna od 2014 roku, tyle że od 2022 roku retoryka Kremla stała się jeszcze bardziej agresywna.

Trzeba zauważyć, że fałszywe oskarżenia o „faszyzm/nazizm” są częścią ludobójczej retoryki Moskwy wobec Ukrainy i Ukraińców

Jednocześnie, jak zauważa Wichrow, w słowniku rosyjskiej propagandy słowa „faszyzm” i „nazizm” zostały pozbawione pierwotnego znaczenia. Jeśli Moskwa nazwała jakieś państwo lub naród „faszystowskim”, oznacza to, że nie mają oni prawa do istnienia i można wobec nich popełniać wszelkie zbrodnie:

– Bucza, Izium, Mariupol, Bachmut – wszystko to według raszystów jest „sprawiedliwą karą dla faszystów”. Narracja o „ukraińskim faszyzmie” jest intensywnie wykorzystywana przez rosyjskie służby specjalne w operacjach informacyjnych przeciwko Ukrainie, polegających na dyskredytowaniu najwyższych władz wojskowych i politycznych, sił obronnych, członków rządu itp. Z jednej strony Moskwa dąży w ten sposób do podważenia międzynarodowego poparcia dla Ukrainy, z drugiej – do destabilizacji Ukrainy od wewnątrz.

Sam termin „Wielka Wojna Ojczyźniana”, którego Rosja używa na określenie II wojny światowej, ma charakter propagandowy, ponieważ zakłada, że ZSRR wyzwolił [a nie zniewolił – red.] narody Europy Środkowej i Wschodniej. A sama wojna była zwycięstwem ZSRR, pomimo ogromnych strat, jakie poniósł ten kraj – zauważa dr Sonia Horonziak, dyrektorka programu Demokracji i Społeczeństwa Obywatelskiego w Instytucie Spraw Publicznych. Co więcej, dodaje, wiosną 2014 roku rosyjska Duma przyjęła ustawę, która ma chronić pamięć historyczną w putinowskiej Rosji, wprowadzając odpowiedzialność karną m.in. za zaprzeczanie „faktom” związanym z działaniami Armii Czerwonej podczas wojny lub za brak szacunku dla „dni chwały wojskowej Rosji”. Dlatego Dzień Zwycięstwa, 9 maja ma szczególne znaczenie dla realizacji polityki historycznej Rosji:

– Takie podejście jest niespotykane w innych krajach, z wyjątkiem niektórych byłych republik radzieckich, takich jak Białoruś. Odmowa stosowania takiej retoryki stała się jednym ze sposobów walki Ukrainy z rosyjską propagandą po aneksji Krymu w 2014 roku.

Ukraina odrzuciła zarówno termin„Wielka Wojna Ojczyźniana ”, jak datę 9 maja jako narodowy dzień zwycięstwa. W Ukrainie, podobnie jak w wielu krajach Europy Zachodniej, ten dzień jest obchodzony 8 maja

Dziś Kreml i rosyjskie media państwowe nieustannie wykorzystują swój Dzień Zwycięstwa do usprawiedliwiania i gloryfikowania rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie. Uciekają się do fałszywych porównań między II wojną światową a inwazją na Ukrainę, twierdząc, że rosyjscy żołnierze walczą z nazizmem w Ukrainie tak samo, jak ich dziadkowie walczyli z nazistowskimi Niemcami. Tak widzi sprawę Julia Smirnowa, starsza badaczka niemieckiego Centrum Monitorowania, Analiz i Strategii (CeMAS), ekspertka ds. cyfrowego autorytaryzmu i dezinformacji w Internecie.

– Na poziomie wewnętrznym narracje te są wykorzystywane do mobilizowania poparcia dla Kremla i prowadzenia wojny przeciwko Ukrainie. A także do stworzenia poczucia zagrożenia, przed którym rzekomo broni się Rosja – mówi Smirnowa. – Na poziomie międzynarodowym Kreml stara się przedstawić Rosję jako siłę antyfaszystowską, rzekomo zainteresowaną pokojem i sprawiedliwym porządkiem na świecie.

Rosja szerzy kult „Wielkiego Zwycięstwa”. Zdjęcie: KIRILL KUDRYAVTSEV/AFP/Eastern News

Po aneksji Krymu, a zwłaszcza po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę, rosyjskie media państwowe wykorzystywały obrazy „Dnia Zwycięstwa” na okupowanych terytoriach Ukrainy do wzmocnienia propagandowej narracji o „denazyfikacji”. Twierdziły, że ludzie na tych terytoriach witają siły okupacyjne jak wyzwolicieli i że władze ukraińskie rzekomo zabroniły im ten dzień świętować. Zdaniem Smirnowej ciekawe jest również przeanalizowanie, jak zmieniła się retoryka rosyjska po zwycięstwie Trumpa:

– Po inauguracji Donalda Trumpa na stanowisko prezydenta USA w oficjalnych publikacjach i państwowych mediach pojawił się narracja o wojnie, w której „USA i Rosja ponownie zjednoczyły się przeciwko faszyzmowi”. W kwietniu 2025 roku rosyjska służba wywiadowcza SWR opublikowała artykuł „Eurofaszyzm, tak jak 80 lat temu, jest wspólnym wrogiem Moskwy i Waszyngtonu”, w którym porównano Europę i Ukrainę do nazistowskich Niemiec.

Skala i cele rosyjskiej propagandy

Maksym Wichrow zaznacza, że po rozpoczęciu wojny na pełną skalę pozycja Rosji w krajach Zachodu bardzo się zachwiała. Właśnie dlatego na Kremlu zaczęto głośno mówić o kancelowaniu rosyjskiej kultury. Rosja robi jednak wszystko, by wrócić do przestrzeni publicznej Zachodu.

– 80. rocznica zakończenia II wojny światowej to dogodna okazja, by spróbować wyjść z izolacji – zauważa Wichrow. – Mówi się, że nie chodzi o putinowską Rosję, ale o pamięć, o czyny tych, którzy walczyli z nazizmem.

Chodzi więc o manipulację kontekstami, których, na przykład w USA, można nie rozumieć i nie odczuwać

Właśnie dlatego, twierdzi ekspert, Ukraina musi bardzo jasno i głośno artykułować swoją wiedzę o tym, czym jest raszyzm i jak Moskwa manipuluje pamięcią o II wojnie światowej:

– Nikt nie wie o tym lepiej niż my, ponieważ mieliśmy smutną okazję obserwować to zło z bliska, a od 2014 roku prowadzimy z nim bezpośrednią walkę.

Julia Smirnowa dodaje, że kampanie propagandowe organizują lokalni koordynatorzy, którzy z reguły nie są formalnie powiązani z państwem rosyjskim, ale utrzymują z nim nieformalne kontakty.

– Koordynatorzy z różnych krajów są regularnie zapraszani do Moskwy – mówi ekspertka. – Na przykład w kwietniu tego roku koordynatorzy „Nieśmiertelnego Pułku” z 52 krajów zebrali się w Moskwie na międzynarodowym forum, gdzie mogli uzgodnić działania między sobą i rosyjskimi „ekspertami”, w tym z propagandowej stacji telewizyjnej Russia Today. Natomiast hiszpańska koordynatorka „Nieśmiertelnego Pułku” Wiktoria Samojłowa wzięła udział w propagandowym wydarzeniu z udziałem Putina.

Smirnowa przypomina, że „Nieśmiertelny Pułk” początkowo był oddolnym ruchem pamięci w Rosji. Jednak państwo przejęło go i wykorzystało do szerzenia państwowej propagandy na temat II wojny światowej:

– Jednym z celów takich kampanii za granicą jest mobilizacja mieszkających tam Rosjan. Ponadto tworzą one wrażenie masowego ruchu prorosyjskiego.

Grupa wsparcia rosyjskiej narracji

Wizyty europejskich przywódców w Moskwie 9 maja, w czasie gdy Rosja prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie, są nie do przyjęcia – oświadczył premier Donald Tusk. Według niego przywódcy Chin czy Brazylii mogą mieć inne poglądy na historię i teraźniejszość. Ale żaden Europejczyk nie może udawać, że nie widzi, gdzie tkwi zagrożenie, i jak ważne jest zachowanie solidarności i wspólnoty europejskiej.

Wcześniej o niedopuszczalności udziału europejskich przywódców w rosyjskich obchodach 9 maja mówiła Kaja Kallas, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej. Spośród Europejczyków poparcie dla putinowskiego Dnia Zwycięstwa osobiście zadeklarowali prezydent Serbii Aleksandar Vučić i premier Słowacji Robert Fico.

Jednak grono odbiorców rosyjskich komunikatów w Europie jest znacznie szersze. Według Smirnowej narracje te znajdują oddźwięk głównie wśród polityków i szerszej publiczności o prokremlowskich poglądach:

– W Niemczech politycy z partii Sojusz Sahry Wagenknecht niedawno publicznie wypowiadali się o „historycznej odpowiedzialności” Niemiec wobec Rosji i krytykowali zalecenie niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, aby w tym roku nie zapraszać oficjalnych przedstawicieli Rosji i Białorusi na uroczystości upamiętniające II wojnę światową. Ich stanowisko poparła niemieckojęzyczna wersja kanału telewizyjnego Russia Today.

Rosja przygotowuje się do 80. rocznicy zwycięstwa w II wojnie światowej. Zdjęcie: ANGELOS TZORTZINIS/AFP/East News

Strategie polityków, jak z kolei uważa Maksym Wichrow, są determinowane przez ich własne interesy polityczne. Dlatego tak naprawdę chodzi tu o ich wyborców, o ich wrażliwość na rosyjskie narracje. W tym zakresie Moskwa prowadzi zakrojoną na szeroką skalę i agresywną walkę o umysły mieszkańców krajów europejskich:

– Celem Rosji jest destabilizacja, a ostatecznie – zniszczenie Unii Europejskiej i NATO. Dlatego Moskwa wspiera różne siły populistyczne w Europie, posuwając się aż do bezpośredniego ingerowania w procesy wyborcze. I niekoniecznie chodzi tu o bezpośrednią reklamę „ruskiego miru”. Nacisk kładzie się na podsycanie niezadowolenia z „dyktatury Brukseli” i „dominacji migrantów”.

Ważnym tematem ataków informacyjnych jest też Ukraina: „Dlaczego pieniądze naszych podatników są przeznaczane na finansowanie wojny, w której nie wiadomo jeszcze, kto jest ofiarą, a kto agresorem?”

Rosja wykorzystuje także obawy przed eskalacją: UE, wspierając Ukrainę, rzekomo ryzykuje wciągnięcie państw europejskich w bezpośredni konflikt zbrojny z Federacją Rosyjską. Wichrow podkreśla, że chodzi tu więc o klasyczną operację destabilizującą.

Fanatyczny kult „Pobiedy”

Biorąc pod uwagę cały ten kontekst nie dziwi, że celem współczesnej rosyjskiej propagandy jest wspieranie i wzmacnianie w innych krajach postrzegania Rosji jako kraju zwycięskiego i „zbawcy” innych narodów, ocenia Sonia Horonziak:

– To retoryka siły i długu, którego poczucie wobec Rosji powinny mieć inne kraje, zwłaszcza Ukraina. Dlatego wszystkie działania – zarówno prawne (od 2014 r. ukraińska polityka historyczna jest ukierunkowana głównie na walkę z historycznymi zniekształceniami), jak informacyjne – muszą wzmacniać kampanię informacyjną o faktach, rzeczywistym udziale i rzeczywistych działaniach Armii Czerwonej i ZSRR w II wojnie światowej.

Maksym Wichrow podkreśla, że jeśli chodzi o sprawy wewnętrzne Rosji, to temat II wojny światowej może być wykorzystywany jeszcze bardzo długo:

– Wszystko zaczęło się od rekonstrukcji breżniewowskiego kultu „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej ”, ale dzisiejsze „pobiedobiesie” to już inne zjawisko. Jest ono bardzo bliskie swoistej religii obywatelskiej, a wierzeń religijnych nie da się obalić racjonalnymi argumentami. Co więcej, współczesne „pobiedobiesie” nie dotyczy tak bardzo II wojny światowej, jak imperialnej manii wielkości. Kiedyś wszystkie te uczucia przelewały się w koncepcję Rosji jako obrończyni prawosławia, a potem – Rosji jako przewodniczki ludzkości ku świetlanej komunistycznej przyszłości.

Teraz Rosja przywdziała szaty wybawicielki ludzkości od nazizmu

Ekspert jest przekonany, że można to zatrzymać tylko wtedy, gdy Rosja zostanie zdekolonizowana, a to, co z niej pozostanie, przemyśli swoje miejsce i przeznaczenie w świecie – tak jak w XX wieku Niemcy:

– Do tego czasu możemy na okrągło obalać mity o II wojnie światowej, ale nie wpłynie to na rosyjską świadomość masową.

Według Wichrowa w wymiarze międzynarodowym sprawa wygląda bardziej optymistycznie. Na przykład rosyjska propaganda nie ma już wpływu na Ukrainę – z wyjątkiem marginalnych grup, które nie są w stanie wpłynąć na życie kraju:

– Kraje zachodnie również mają swoje ugruntowane rozumienie II wojny światowej, swój model pamięci, którego Moskwa nie jest w stanie zmienić. Nawet te kraje, które w pewnym stopniu akceptują rosyjską narrację, mają dość silną odporność na „pobiedobiesie”.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Anna J. Dudek: Prezydent Karol Nawrocki zawetował nowelę ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy, która zakłada przedłużenie ochrony tymczasowej regulowanej unijną dyrektywą. Nawrocki chce m.in., by dostęp do opieki zdrowotnej dla Ukraińców był uwarunkowany odprowadzaniem składki zdrowotnej, a otrzymywanie 800 plus od tego, czy pracują. Jak pani ocenia tę decyzję prezydenta?

Anita Kucharska-Dziedzic:
Pan prezydent jest historykiem z wykształcenia, byłym dyrektorem Muzeum Drugiej Wojny Światowej, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej, i zawetował nowelę ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w sierpniu. W sierpniu, kiedy celebrujemy pamięć o powstańcach i cywilach opuszczonych przez sojuszników w płonącej Warszawie, pamięć o bohaterach, którzy powstrzymali nad Wisłą moskiewską nawałę, nie tylko na Polskę, ale i na Europę. W sierpniu, kiedy przypominamy, że Polska to „Solidarność” i solidarność. Ale też w sierpniu, kiedy Ribbentrop i Mołotow podpisali haniebny akt. Dla prezydenta Nawrockiego te skojarzenia powinne być oczywiste. I powinien rozumieć, że w historii to weto zapisze się jako wstydliwe, a nie chwalebne dla jego prezydentury. Z tego weta najbardziej cieszą się w Moskwie. Tym bardziej wstyd.

Powstał list polskich kobiet, w których matki, babcie, siostry, żony, piszą, że nie godzą się na to. "Nikt w naszym imieniu nie ma prawa stawiać warunków kobietom uciekającym przed wojną". Dodają, że nasz kraj traktuje ukraińskie kobiety jak zakładniczki polityki. List podpisało w ciągu trzech dni ponad tysiąc kobiet. A politycy milczą. I o wecie, i o liście. Co oznacza to milczenie?

Że sondaże są ważniejsze niż wartości.

Za kilka dni będzie można pytać polityków, gdzie podziała się polska Solidarność przez małe i wielkie S. Ciekawa jestem odpowiedzi.

Ale rzecznik Komisji Europejskiej przypomina, że "państwa członkowskie w lipcu podjęły decyzję o przedłużeniu ochrony tymczasowej dla Ukraińców na terenie UE do marca 2027 r.". Zgodnie z dyrektywą o ochronie tymczasowej pomoc Ukraińcom musi być udzielona, powiedział, ale dodał, że zakres świadczeń określają państwa członkowskie. Jest szansa, że to zadziała na prezydenta?

Dla pana Prezydenta ani Unia Europejska, ani Komisja Europejska nie są wyznacznikiem standardów postępowania. Nie miał przecież żadnego problemu z podpisaniem ósemki Menzena.

Weto uderza w kobiety. Ale jeśli popatrzeć na działania poprzedniego rządu i środowiska, z którego wywodzi się Karol Nawrocki, to właściwie nie powinno zaskakiwać. Mówię o obcinaniu funduszy na organizacje kobiece, o sposobie traktowania praw kobiet, o śmierciach kobiet z powodu zmian w prawie.

Weto uderza i w kobiety, i w dzieci. Przede wszystkim w dzieci, bo przecież 800+ jest dla dzieci i na dzieci. Kobiety i dzieci dla skrajnej prawicy to gorszy sort.

Panu prezydentowi jest najbliżej do Konfederacji, a Konfederacja konsekwentnie głosowała przeciw projektom polepszającym bezpieczeństwo socjalne i osobiste bezpieczeństwo kobiet i dzieci. Czy mówimy o bezpieczeństwie socjalnym kobiet i dzieci czy o stosunku do Ukrainy, to prezydent Nawrocki na pewno nie idzie ścieżką prezydenta Andrzeja Dudy. W kontekście Ukrainek pamiętam niechęć Pawła Szefernakera, dzisiejszego szefa gabinetu prezydenta, do jakiejkolwiek pomocy ofiarom gwałtów wojennych w terminacji ciąż pochodzących z gwałtu. Ogrom pomocy świadczonej na początku wojny przez Polaków uchodźcom kontrastował z niechęcią rządzących polityków wobec pomocy zgwałconym; PiS i Konfederacja dwukrotnie odrzucali moją poprawkę umożliwiającą terminację ciąż z gwałtów wojennych do ówczesnych specustaw o pomocy Ukrainie.

20
хв

Sondaże ważniejsze od wartości. Politycy milczą o wecie prezydenta

Anna J. Dudek

Za kulisami głośnych szczytów między USA a Rosją trwają ciche negocjacje. Według doniesień medialnych Waszyngton i Moskwa omawiają szereg umów energetycznych. Dla Kremla mogą one stać się bodźcem do zawarcia pokoju w Ukrainie, a dla Białego Domu podstawą do złagodzenia presji sankcyjnej na Rosję.

Jednak po spotkaniach na Alasce i w Waszyngtonie Rosja nie podjęła żadnych publicznych kroków, które potwierdzałyby jej gotowość do negocjacji.

Czy w takich warunkach można mówić o realnym procesie pokojowym? Jakie ryzyko niesie ze sobą „taktyka marchewki” stosowana wobec Kremla i dlaczego gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy ponownie stają się tematem numer jeden w dyskusjach transatlantyckich? Rozmawiamy o tym z Kristi Raik, dyrektorką Międzynarodowego Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinie.

Kristi Raik. Zdjęcie: archiwum prywatne

Strategia gry na czas

Maryna Stepanenko: – Rezygnacja z Donbasu, brak NATO i w ogóle zachodnich wojsk na terytorium Ukrainy. Warunki, które obecnie głośno stawia Kreml, wyglądają raczej jak ultimatum niż podstawa do negocjacji. Czy Moskwa nie jest zainteresowana pokojowym rozwiązaniem?

Kristi Raik: – Tak, Rosja nie jest gotowa zrezygnować z żadnego ze swoich żądań wobec Ukrainy. Nadal dąży do zniszczenia jej jako suwerennego państwa i jest gotowa rozmawiać tylko o takim porozumieniu pokojowym, które przybliżyłoby ją do tego celu. Stany Zjednoczone i Europa nie wywierają wystarczającej presji, by zmusić Rosję do zmiany podejścia.

Owszem, Stany Zjednoczone dysponują instrumentami, przede wszystkim sankcjami, które mogą zmusić Kreml do zrewidowania swoich żądań, ale jak dotąd prezydent Trump nie wykazał zainteresowania wywieraniem poważnej presji

Zamiast tego od Ukrainy oczekuje się ustępstw – uznania rosyjskiej kontroli nad okupowanymi terytoriami, a nawet rezygnacji z pozostałej części Donbasu, której Rosja nie była w stanie podbić militarnie od 2014 roku. To nie do przyjęcia zarówno z militarnego, jak politycznego punktu widzenia.

Myślę, że Rosja to rozumie, ale mimo to wierzy, że czas jest po jej stronie, i ma nadzieję poprawić swoją sytuację, kontynuując wojnę. Jednocześnie próbuje zrozumieć, co może uzyskać za pomocą dyplomacji, gdy stanowisko USA jest niejednoznaczne i czasami zbyt zbliżone do rosyjskiego.

Rosjanie opóźniają organizację spotkania z Zełenskim, o czym świadczą ostatnie oświadczenia Kremla. Czy europejscy i amerykańscy partnerzy zdają sobie z tego sprawę?

Europejscy przywódcy, którzy są ściśle zaangażowani w ten proces, w ostatnich latach znacznie lepiej zrozumieli podejście Rosji i grę Putina. W przypadku administracji Trumpa sytuacja nie jest tak jednoznaczna. On jest obsesyjnie nastawiony na osiągnięcie pokoju w Ukrainie, ale wydaje się, że nie przejmuje się warunkami, uważając, że to Kijów powinien pójść na kompromis.

Jest wątpliwe, czy wysłucha liderów Ukrainy i Europy, którzy twierdzą, że Putin nie traktuje poważnie pokoju i żeby osiągnąć rzeczywisty postęp, należy osłabić Rosję, a wzmocnić Ukrainę. Jak dotąd te argumenty nie wydają się przekonywać amerykańskiej administracji. Trump zaznaczył również, że nie bierze udziału w przygotowaniach ewentualnego spotkania Zełenskiego i Putina, pozostawiając tę kwestię do rozstrzygnięcia obu stronom. Biorąc to wszystko pod uwagę należy przypuszczać, że w najbliższym czasie takie spotkanie nie dojdzie do skutku.

Gwarancje bezpieczeństwa i presja na Rosję

Czy brak udziału Trumpa w organizacji spotkania między Putinem a Zełenskim będzie oznaczał z perspektywy Stanów Zjednoczonych krok wstecz w dyplomatycznych działaniach na rzecz osiągnięcia pokoju w Ukrainie?

Dla Ukrainy i Europy ważne jest, by Stany Zjednoczone pozostały zaangażowane w bezpieczeństwo europejskie. Europejczycy nadal nie są wystarczająco silni, by poradzić sobie z sytuacją w Ukrainie lub osiągnąć pokój bez udziału USA. Waszyngton nie chce jednak tu wnosić znaczącego wkładu dyplomatycznego.

Negocjacje dotyczące gwarancji bezpieczeństwa pokazują, że Stany Zjednoczone będą odgrywać jedynie minimalną rolę, ale nawet to jest ważne.

Ukraina nadal potrzebuje dostępu do amerykańskiej broni, danych wywiadu i pewnych możliwości w zakresie bezpieczeństwa, chociaż nie potrzebuje obecności wojskowej Amerykanów na swoim terytorium

Czy całkowita rezygnacja Stanów Zjednoczonych z udziału będzie oznaczała zaprzestanie wszelkiego wsparcia dla Ukrainy? To będzie poważny problem. Nawet jeśli Waszyngton po prostu zrezygnuje z drogi dyplomatycznej, a Trump przeniesie swoją uwagę na inne sprawy, wojna będzie trwała. Prawdopodobnie potrwa miesiące, a nawet dłużej, ponieważ stanowiska obu stron pozostają bardzo odległe.

W zeszłym tygodniu Rosja uderzyła w amerykańskie przedsiębiorstwo na Zakarpaciu, gaszenie pożaru trwało ponad dobę. Jak Stany Zjednoczone powinny interpretować ten sygnał?

Cóż, Stany Zjednoczone powinny potraktować to jak przypomnienie, że mają interesy w Ukrainie. Pomysł, że mogą po prostu opuścić Ukrainę, nie jest dla nich korzystny. Nie mogą tego zrobić, bo są zaangażowane, mają tam interesy, a jeśli pozwolą Rosji uzyskać to, czego chce, bezpośrednio zaszkodzi to tym interesom.

Mam więc nadzieję, że ta sytuacja zostanie odebrana właśnie w takim kontekście. Ale oczywiście możliwe jest również, że taka eskalacja może wręcz zwiększyć presję na Ukrainę w celu osiągnięcia jakiegokolwiek porozumienia pokojowego i zmusić ją do ustępstw, by tylko można było powstrzymać bombardowania i zabójstwa.

Wracając do tematu sankcji: Zełenski nalega na zaostrzenie presji, jeśli Putin odmówi spotkania z nim. Ostatnim razem gdy Trump wywierał presję na Rosję, zamiast sankcji Putinowi zorganizowano ciepłe przyjęcie na Alasce. Obecnie prezydent USA ogłasza już nowe terminy osiągnięcia pokoju. Jeśli w ciągu dwóch tygodni nie będzie postępów, mają USA przyjąć nową taktykę wobec Moskwy. Czego można się spodziewać? Przyjęcia w Białym Domu?

Często słyszeliśmy, jak Trump obiecuje zwiększyć presję na Rosję, ale jego zachowanie wskazuje, że uważa, iż pokój w Ukrainie należy zawrzeć z Putinem, a do tego trzeba traktować Putina z szacunkiem. Od Ukrainy jako strony słabszej oczekuje się odpowiedniego zachowania. Nie wykluczam jednak, że Trump podejmie działania, które spowodują realne straty gospodarcze Rosji, zwłaszcza w odniesieniu do jej przemysłu naftowego, co może poważnie osłabić zdolność Moskwy do prowadzenia wojny.

Gospodarka Rosji jest krucha, ale nie ulegnie załamaniu – może wytrzymać wojnę jeszcze przez rok. Tylko poważniejsze straty mogą zmusić Kreml do rozważenia rzeczywistych kompromisów

Obecnie te tak zwane ustępstwa, jak zmniejszenie roszczeń terytorialnych czy propozycja „gwarancji bezpieczeństwa”, które Rosja potem odrzuciła, są manipulacją, a nie prawdziwymi krokami w kierunku pokoju.

By wyjść z tego impasu, Trump musi rozczarować się Putinem, co jak dotąd nie nastąpiło. Tymczasem dla ukraińskich i europejskich przywódców niezwykle ważne jest, by nadal współpracować z Białym Domem. To daje pewien efekt, choć ograniczony. Jednak Europa również musi zrobić więcej. Pomimo silnej retoryki postępy w kwestiach sankcji, pomocy i gwarancji bezpieczeństwa są powolne, a wola polityczna nadal pozostaje w tyle za dostępnymi zasobami.

Nawet jeśli negocjacje nie dojdą do skutku, kwestia gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy pozostanie kluczowa. Jak Pani zdaniem powinny wyglądać zobowiązania naszych sojuszników i co jest potrzebne, by Ukraina nie podzieliła losu „Budapesztu 2.0”?

Oczywiste jest, że tym razem gwarancje bezpieczeństwa nie mogą istnieć tylko na papierze, jak w przypadku tych z Budapesztu w 1994 roku.

Gwarancje muszą obejmować realną siłę i jasny plan. Najważniejszym elementem jest silna armia ukraińska, wspierana współpracą z europejskim przemysłem obronnym. To najskuteczniejszy środek powstrzymywania Rosji

Ponadto konieczna jest pewna obecność Europy na miejscu. Sama liczba żołnierzy nie rozwiąże kwestii powstrzymywania, ale nawet ograniczone rozmieszczenie wojsk [w Ukrainie] pokaże Rosji, że agresja oznacza starcie nie tylko z Ukrainą, ale także z europejskimi żołnierzami, co przekształciłoby każdy atak w szerszy konflikt. Nie jest jednak jasne, czy będzie to 20 000 czy 50 000 żołnierzy i z jakim mandatem.

Większym wyzwaniem jest wola polityczna. W krajach takich jak Niemcy czy Włochy społeczeństwo sprzeciwia się wysłaniu wojsk, obawiając się eskalacji konfliktu i ofiar. Trzeba im jednak uświadomić, że zapewnienie bezpieczeństwa Ukrainie jest niezwykle ważne dla ich własnego bezpieczeństwa – jeśli Ukraina upadnie, zagrożenie zbliży się do nich. Państwa graniczne, takie jak kraje bałtyckie i Finlandia, rozumieją to lepiej, chociaż ich zasoby są ograniczone.

Ostatecznie odpowiedzialność za podjęcie rzeczywistych zobowiązań spoczywa na największych państwach Europy. Jednak obecnie postępy są powolne, a osiągnięcie porozumienia pozostaje trudne.

Kraje bałtyckie i Polska, czyli pierwsza reduta NATO

W przeciwieństwie do dyskusji na temat wysłania europejskich wojsk do Ukrainy, Moskwa rozpoczęła w Europie kampanię propagandową pod hasłem: „Rosja nie jest moim wrogiem”. Naklejki z tym hasłem pojawiają się w europejskich miastach. Czy taka działalność propagandowa Rosji stanowi realne zagrożenie dla poparcia Ukrainy w UE? Jak unijne kraje mogą przeciwdziałać podobnym kampaniom hybrydowym Kremla?

W niektórych krajach europejskich istnieją grupy społeczne wrażliwe na ten argument. Nie wierzę jednak, że może on zyskać szerokie poparcie. Sami Rosjanie dają jasno do zrozumienia, że są agresorami: nie tylko bezlitośnie atakują Ukrainę, ale prowadzą też operacje i różne formy agresji niewojskowej przeciwko krajom europejskim. Zachowanie Rosji raczej nie przekona większości Europejczyków, że nie powinni się jej obawiać ani uważać jej za zagrożenie. ?

Jednak właśnie to próbuje zrobić Moskwa, podobnie jak w czasach Związku Radzieckiego: identyfikować podziały w społeczeństwach zachodnich, pogłębiać je i współpracować z grupami, które są bardziej podatne na rosyjskie komunikaty

Tu może chodzić o ludzi, których skargi nie mają nic wspólnego z Ukrainą czy Rosją – obywateli niezadowolonych ze swoich rządów, warunków społeczno-gospodarczych, którzy przekierowują swe protesty na sprzeciw wobec idei, że ich kraj powinien wspierać Ukrainę.

Zarazem dla wielu Europejczyków wojna na Ukrainie nadal wydaje się bardziej odległym problemem. Trwa już długo i dla większości nie ma bezpośredniego wpływu na codzienne życie.

Dlatego potrzebne jest przywództwo polityczne – by przekonać obywateli, że ta wojna naprawdę dotyczy nas wszystkich

Jednak pozostaje to trudnym tematem dla polityków, zwłaszcza w krajach geograficznie oddalonych od Ukrainy.

Rosyjskie drony coraz częściej pojawiają się w przestrzeni powietrznej krajów członkowskich NATO. Co Rosja chce w ten sposób osiągnąć?

Rosjanie sprawdzają reakcje tych krajów, by zrozumieć, jak daleko mogą się posunąć ze swoimi prowokacjami. Nieustannie próbują też znaleźć nowe sposoby wywołania strachu i poczucia braku bezpieczeństwa.

Głównym celem Rosjan jest zmniejszenie skłonności krajów NATO do wspierania Ukrainy. Można to sprowokować na różne sposoby. Na przykład starając się sprawić, by Europejczycy poczuli bezpośrednie zagrożenie i skupili się na nim, a nie na wspieraniu Ukraińców

Jednak na przykładzie Polski widzimy, że te metody Rosjan nie są w stanie zmienić stosunku do Rosji, ponieważ Warszawa i tak uważa ją za zagrożenie. Jednocześnie Rosjanie próbują zmienić sposób, w jaki Polska postrzega Ukrainę i własne potrzeby w zakresie obrony. I właśnie w tym zakresie mogą osiągnąć pewien sukces.

Bardzo trudno znaleźć równowagę w reakcji na takie prowokacje, by nie wyolbrzymiać zagrożenia. Myślę, że musimy zyskać pewność, że kraje wschodniego skrzydła NATO są w stanie wspólnie się bronić. A w takiej sytuacji Rosja nie ma żadnych szans. A jeśli podejmuje takie prowokacyjne działania, to po prostu znajdujemy sposoby, by im przeciwdziałać – i nie daje to Rosji żadnych korzyści. Ale tak, można spodziewać się po stronie rosyjskiej nowych sposobów wykorzystania taktyk wojny hybrydowej.

W Polsce po ostatnim takim incydencie przyspiesza się produkcję środków obrony przeciwlotniczej. Szahidy nie są niczym nowym, ale po trzech latach wojny Sojusz okazał się nieprzygotowany do zestrzeliwania dronów uderzeniowych. Świadczą o tym incydenty właśnie w Polsce i na Litwie, gdzie drony same się rozbijały, a nie zostały zestrzelone. Jakie ograniczenia techniczne czy organizacyjne powstrzymują Sojusz przed skutecznym przechwytywaniem dronów uderzeniowych na wczesnych etapach?

Jest to raczej kwestia techniczna związana z obronnością, więc nie sądzę, bym miał wystarczającą wiedzę do udzielenia wyczerpującej odpowiedzi. Jednak ogólnie rzecz biorąc, wojna z wykorzystaniem dronów jest czymś, za czym wszyscy próbują nadążyć, obserwując, jak szybko Ukraina i Rosja rozwijają swoje możliwości w tej dziedzinie.

Sytuacja wciąż się zmienia, obie strony nieustannie wprowadzają innowacje, a kraje zachodnie po prostu za nimi nie nadążają. Kolejną kwestią jest obrona przeciwlotnicza. To jedna ze słabych stron Europy i wszyscy o tym wiedzą. Jednym z pierwszych problemów, które Europejczycy muszą rozwiązać, by przygotować się na ewentualne zmniejszenie udziału USA w europejskiej obronie, jest rozwój własnych możliwości w zakresie obrony przeciwlotniczej. A to oczywiście wymaga czasu.

Jednak po części jest to również kwestia polityczna. Jak reagować w sytuacji, gdy pojawia się rosyjski dron? Jaki powinien być poziom gotowości? I czy można traktować te incydenty jako przypadkowe? Nie sądzę. Musimy reagować natychmiast, a dyskusje przeprowadzać później.

20
хв

„Trump powinien rozczarować się Putinem”. Kristi Raik o zagrożeniach dla procesu pokojowego w Ukrainie

Maryna Stepanenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Keir Giles: – Trump jest gotów dać Rosji wszystko, czego ona chce

Ексклюзив
20
хв

Szczyt NATO w Hadze: Sojusz chce płacić, ale czy jest gotów walczyć?

Ексклюзив
20
хв

Bez Ukrainy NATO nie będzie już bezpieczne

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress