Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Krymski impas. Jak Sikorski powiedział prawdę o Krymie, której boi się ukraiński rząd
Bez rozwiązania kwestii okupowanego Krymu nie będzie stabilności i pokoju w Ukrainie. Zaanektowany półwysep stał się głównym przyczółkiem wojskowym, dzięki któremu Rosja szybko przejęła kawałek terytorium od Mariupola do Chersonia
Problem polega na tym, że w obecnie rządzących Ukrainą kręgach politycznych brakuje intelektualistów, którzy mogliby przedstawić wizję powrotu półwyspu do macierzy. Nic więc dziwnego, że kiedy polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski przyjechał do Kijowa i pozwolił sobie na, uznane potem za niestosowne, wypowiedzi na temat audytu ludności Krymu i jego ewentualnego przekazania pod mandat ONZ, wielu potraktowało je z dystansem. A niektórzy w odpowiedzi poradzili [Polakom], by może oddali Niemcom Gdańsk lub Wrocław.
Co do rekonkwisty Krymu, to warto powiedzieć szczerze: nie mamy zasobów ludzkich, by militarnie odbić półwysep
I jest mało prawdopodobne, aby ci, którzy chcieli pić wino nad brzegiem morza w Jałcie, dołączyli teraz do brygad szturmowych, by Krym odzyskać. Według wstępnych szacunków ekspertów wojskowych do tego zadania potrzebowalibyśmy zmobilizować dodatkowe kilkaset tysięcy ludzi.
Sikorski w Kijowie nikomu nie narzucał swojej wizji ani pomysłów. Słowa o weryfikacji legalnych rezydentów i czysto teoretycznym referendum pod mandatem ONZ padły na forum YES. To prywatna platforma dyskusyjna z udziałem czołowych intelektualistów, organizowana co roku przez ukraińskiego multimilionera Wiktora Pinczuka.
Słowa polskiego dyplomaty oburzyły szefa Kancelarii Prezydenta Andrija Jermaka i ukraińskie MSZ. Sikorski wyjaśnił jednak później, że nikt nie myśli o naruszaniu integralności terytorialnej Ukrainy:
– Na konferencji miała miejsce hipotetyczna dyskusja w gronie ekspertów w trybie off the record, gdzie próbowaliśmy się zastanowić, jak zrealizować sugestie samego prezydenta Zełenskiego o tym, jak odzyskać Krym. On mówił o działaniach dyplomatycznych.
Jako lokalna mieszkanka i obserwatorka polityczna nie widzę nic złego w tym, że doświadczeni zachodni politycy proponują własne rozwiązania kwestii krymskiej.
W końcu przywołana opinia na temat Krymu to tylko wizja Sikorskiego. Po to właśnie organizowane są platformy dyskusyjne
Czas wreszcie porozmawiać o realnych potrzebach i realnych problemach. Wyludnienie naszego południa, zniszczenie Mariupola i przekształcenie Chersonia w miasto wojskowych i emerytów to właśnie efekt niepoświęcania uwagi kwestii Krymu. To skutek ignorowania przez polityków faktu, że obecność rosyjskich wojsk na półwyspie komplikuje nasz handel morski i sprawia, że nasze nieodległe miasta są bezbronne, a front trudny do utrzymania.
Możemy nadal mówić, że „Krym to Ukraina” – i nadal jeść krymskie czebureki w bufetach
Ale możemy też zaproponować własną wizję i plan B. Tym bardziej że ukraińscy wojskowi od dawna rozważają możliwość obowiązkowej demilitaryzacji półwyspu.
W sierpniu 2024 r. szef wywiadu Ukrainy Kyryło Budanow wyjaśnił, że głównym celem wojska jest wyparcie Floty Czarnomorskiej z krymskich portów.
– To wszystko, co robimy, oprócz rutynowego niszczenia logistyki i kolei, to także desakralizacja Krymu. Most musi zostać zniszczony, a my musimy mieć pewność, że Rosja wycofa swoje okręty z Krymu tak daleko, jak to możliwe. Do Ochamczyry [nowy port Rosji w okupowanej Abchazji – red.]? Świetnie! – powiedział Budanow w komentarzu dla agencji Ukrinform.
Pokrywa się to z wypowiedziami Bena Hodgesa, byłego dowódcy US Army w Europie, który nieustannie podkreśla, że Krym jest beczką prochu, która może ponownie wybuchnąć. A fakt, że półwysep jest w rękach rosyjskich okupantów, bezpośrednio wpływa na ukraińską gospodarkę i bezpieczeństwo w dużych miastach mających dostęp do morza, takich jak Odessa i Mikołajów.
Wszystko zależy więc od ochoty polityków do poszukiwania odpowiednich rozwiązań. W końcu z roku na rok Rosja coraz mocniej zakorzenia się na Krymie
Warto przypomnieć, że od początku okupacji na półwysep przeniosły się tysiące rodzin pracowników rosyjskich służb bezpieczeństwa i wojskowych. Dzieci tych ludzi urodziły się i wciąż się rodzą na Krymie, więc jest logiczne, że gdy dorosną, będą twierdzić, że to ich ziemia. A na dowód pokażą swoje paszporty z wpisanym miejscem urodzenia.
Sikorski zaproponował jedną z opcji. Podkreślmy: to była opcja, a nie żądanie czy ultimatum.
– Moglibyśmy przekazać go [Krym – red.] pod mandat ONZ z misją przygotowania uczciwego referendum po zweryfikowaniu, kto jest legalnym mieszkańcem i tak dalej... I moglibyśmy odłożyć to na 20 lat – powiedział.
Powinniśmy mieć plan, co zrobić z tymi byłymi posiadaczami ukraińskich paszportów, którzy szczęśliwie ewakuowali się przez Czonhar [wieś w obwodzie chersońskim leżąca na trasie z Krymu – red.].
I wreszcie – musimy się zastanowić, czy dzieci rosyjskich żołnierzy, którym żony czy matki doradzały, jak gwałcić ukraińskie kobiety, mają prawo mieszkać na Krymie
Niestety, przez lata okupacji nie usłyszeliśmy żadnych sensownych propozycji politycznych, co zrobić z Krymem. A polityka pozyskiwania mieszkańców Krymu dla sprawy ukraińskiej zasiłkami, paszportami i darmową edukacją na ukraińskich uczelniach zawiodła.
Dlatego wizja ponownego obliczenia tych, którzy mają prawo do życia na Krymie i współpraca z ONZ w sprawie Krymu jest bardziej otrzeźwiająca niż pomysł jedzenia gór krymskich medycznymi konopiami indyjskimi. Lub powiesić ogłoszenia o poszukiwaniu nowych przywódców, którzy mogą przyjść i przejąć władzę w swoje ręce po deokupacji.
Prezydent Wołodymyr Zełenski i jego szef biura Andrij Jermak szczerze wierzą, że drugi szczyt pokojowy będzie bardziej udany niż pierwszy.
Jednak żadne spotkania z Rosją i bez niej nie przyniosą pokoju bez rozwiązania problemu krymskiego
W przeciwnym razie będzie to tymczasowa przerwa, w której Rosjanie pomyślą na pewno i co zrobiliśmy źle. Dlaczego musimy lepiej przygotować się na nową wojnę? Aby zająć Kijów i Odessę i sprawić, by jeszcze więcej ludzi pojechało do Polski i Niemiec na zawsze.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Ukraińska dziennikarka, konsultant polityczny i medialny. Przez ponad 10 lat pracowała jako felietonistka parlamentarna. Pracuje zarówno z Censor.net, jak i Espresso. Jest autorem popularnych kanałów YouTube Censor.net i Showbiz. Specjalizuje się w polityce, ekonomii i technologiach medialnych.
R E K L A M A
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów. Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.
Jako kobiety musimy polegać na sobie i bliskich osobach, którym naprawdę możemy zaufać. Rozdzierająca serce historia 25-letniej Lizy, brutalnie zgwałconej i zamordowanej w Warszawie, przypomniała nam, kobietom, że nasze krzyki i zwykłe mówienie „nie” nigdy nie zostaną przez mężczyzn w pełni zrozumiane. Czytanie newsów i doświadczanie świata jako kobieta skłoniło mnie więc do poszukiwania sposobów, w jakie mogę się chronić.
Zajęcia z samoobrony, gaz pieprzowy, taksówki – to wszystko jest skuteczne. Ale bardzo frustruje mnie to, że „bezpieczeństwo” oznacza, że muszę wydawać więcej pieniędzy, a przede wszystkim dawać te pieniądze firmom należącym do mężczyzn. Postanowiłam więc sprawdzić, w jaki sposób mogłabym przynajmniej finansować pomysły kobiet.
I tak natknęłam się na aplikację Aplikacja SafeMe, stworzoną i monitorowaną przez młode kobiety, które, jak ja, szukały rozwiązań pomagających się chronić. Ku mojemu zaskoczeniu komentarze pod reklamą aplikacji były przerażające, a wielu mężczyzn wyśmiewało kobiety za to, że chcą czuć się bezpieczniej, albo szerzyło rasizm. To skłoniło mnie do bliższego zbadania aplikacji.
Aplikacja ma dwa tryby: „Zamów obserwację” i„Wezwij pomoc”. Jeśli wybierzesz: „Zamów obserwację”, „Asystent Bezpieczeństwa SafeMe będzie nadzorować Twój przejazd, sprawdzając, czy przemieszczasz się wyznaczoną trasą, a w razie zagrożenia powiadomi odpowiednie służby porządkowe. Wystarczy, że określisz środek transportu i wybierzesz punkt docelowy w aplikacji, a my będziemy czuwali nad Twoim bezpieczeństwem”.
Z kolei w trybie „Wezwij pomoc” czytamy: „W sytuacjach zagrożenia lub poczucia uzasadnionego niebezpieczeństwa skorzystaj z aplikacji i wezwij pomoc. Za pomocą jednego przycisku zawiadomisz Asystenta Bezpieczeństwa SafeMe, który skieruje odpowiednie służby do Twojej lokalizacji.”
Dzięki temu nie musisz dzwonić na policję i podawać swojej lokalizacji czy wyjaśniać, w jakiej jesteś sytuacji – bo aplikacja już to śledzi. Zdecydowałam się na jej zainstalowanie i od tamtej pory z niej korzystam (miesięczny abonament wynosi 12,49 zł). Na rynku dostępne są również inne aplikacje, takie jak HomeGirl, Uber Women czy Bolt Women, z których często korzystam, wracając do domu.
Wiem, że aplikacja nie jest rozwiązaniem w przypadku braku poczucia bezpieczeństwa, którego doświadczamy my, kobiety.
Krzepiąca jest jednak świadomość, że istnieje społeczność kobiet, które troszczą się o siebie nawzajem, by stworzyć przestrzenie (nawet w Internecie), gdzie możemy czuć się bezpiecznie.
Można ją umownie nazwać „listą Nawrockiego”. Prawdą jest, że Polska to republika parlamentarno-prezydencka, w której formalne kompetencje głowy państwa nie są obszerne. Jednak wypowiedzi Karola Nawrockiego podczas wyścigu prezydenckiego wymagają od Ukrainy radykalnych zmian w podejściu do dialogu z Warszawą. Obecny prezydent-elekt jest katalizatorem potrzebnych zmian w stosunkach Polski i Ukrainy, dlatego „listę Nawrockiego” należy tworzyć już teraz.
Nowy traktat o przyjaźni i współpracy. Warto przypomnieć, że Traktat o dobrym sąsiedztwie, przyjaznych stosunkach i współpracy między Ukrainą a Rzecząpospolitą Polską został podpisany i ratyfikowany jeszcze w 1992 roku. Jest to logiczne, biorąc pod uwagę pierwszeństwo Polski w kwestii uznania niepodległości Ukrainy, jednak dziś przyjęcie nowej wersji Traktatu jest krokiem aktualnym. Warszawa i Kijów rozpoczęły odpowiednie konsultacje u szczytu kadencji prezydenta Andrzeja Dudy, a zakończenie tego procesu pozwoliłoby przerzucić logiczny pomost między jedną a drugą prezydenturą.
Decyzja o kontynuacji ekshumacji ofiar Wołynia. Decyzja o przeprowadzeniu ekshumacji w Pużnikach (obwód tarnopolski) pozwoliła zneutralizować negatywny efekt kolejnego aktu wandalizmu na mogile żołnierzy UPA na górze Monastyr. Jednak kontynuacja ekshumacji jest logiczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Nawrocki przed wyborem na prezydenta RP był prezesem Instytutu Pamięci Narodowej. Krok ten pozwoli zminimalizować negatywne skutki oczekiwanego udziału Karola Nawrockiego w lipcowych wydarzeniach związanych z agresywnym upamiętnianiem ofiar Zbrodni Wołyńskiej.
Zaangażowanie Polski jako mediatora w proces negocjacyjny z FR. Warszawę charakteryzują niebezpodstawne ambicje dyplomatyczne. Choć prezydent Polski, w odróżnieniu od swojego ukraińskiego odpowiednika, nie nominuje ministrów obrony i spraw zagranicznych, będzie starał się wpływać na politykę zagraniczną i obronną. Dlatego aktywniejsze pośrednictwo Polski w dialogu rosyjsko-ukraińskim może być korzystne zarówno dla Kijowa, jak i dla Warszawy.
Udział w obchodach piątej rocznicy utworzenia Trójkąta Lubelskiego. W tym roku ta geopolityczna konstrukcja w regionie bałtycko-czarnomorskim obchodzi swoje pięciolecie, jednak w ostatnich miesiącach w polskiej retoryce polityki zagranicznej bardziej widoczny jest Trójkąt Weimarski (Niemcy – Polska – Francja). Niemniej jednak zarówno Trójkąt Lubelski, jak i utworzona dziesięć lat temu w tym mieście Polsko-Litewsko-Ukraińska Brygada im. Księcia Konstantego Ostrogskiego, mogą służyć wzmocnieniu bezpieczeństwa regionalnego. Warto to „sprzedać” Karolowi Nawrockiemu i członkom jego zespołu.
Aktywizacja udziału Ukrainy w projekcie Trójmorza. Zainicjowany przez prezydentów Polski i Chorwacji projekt rozwoju krajów między Adriatykiem, Bałtykiem a Morzem Czarnym powinien politycznie przetrwać swoich założycieli – Andrzeja Dudę i Kolindę Grabar-Kitarović. Dla Karola Nawrockiego może to być element własnej aktywności w polityce zagranicznej, a dla Ukrainy – szansa na zwiększenie podmiotowości na arenie międzynarodowej. Ponadto Ukraina posiada rozbudowany system przesyłu gazu, który należy wykorzystywać do tranzytu gazu ziemnego.
Wznowienie dialogu na temat udziału Polski w procesie odbudowy Ukrainy. Przedstawiciele polskiego biznesu od ponad dwóch lat próbują uzyskać od Ukrainy odpowiedź na pytanie dotyczące ich udziału w procesie odbudowy Ukrainy. Słusznie przypuszczają, że przedstawiciele różnych korporacji transnarodowych mogą ich odsunąć dosłownie w ostatniej chwili. Warto tu przypomnieć obietnicę Nawrockiego z debaty telewizyjnej o „wysyłaniu na Ukrainę nie polskich żołnierzy, a polskich biznesmenów” i podchwycić ją.
Promowanie „nowego prometeizmu”. Opierając się na publicznym wizerunku nowo wybranego prezydenta Polski, Ukraina mogłaby zaproponować mu „nowy prometeizm” – koncepcję przeciwdziałania Rosji i jej wpływom w regionie bałtycko-czarnomorskim. Twórczo reinterpretując dziedzictwo Józefa Piłsudskiego, ukraińskie kierownictwo mogłoby spróbować stworzyć atmosferę zaufania w stosunkach z Warszawą.
Zamiast posłowia. Ukraina ma dwa miesiące na sformułowanie polityki wobec Nawrockiego i Polski, na czele której stanie on w sierpniu. Piłka jest po stronie ukraińskiej, i szanse na porozumienie z politykiem będącym nową postacią w polityce są wysokie.
Podczas gdy przywódcy NATO zapewniają o niezmienności kursu na wsparcie Ukrainy, a UE po raz kolejny uświadamia, jak krucha jest jej jedność w obliczu poczynań Budapesztu, Rosja nie tylko nie powstrzymuje swej agresji, ale wręcz nasila wrogie działania – zarówno na froncie, jak w wojnie informacyjnej. Szczyt w Hadze nie przyniósł przełomu. Obietnice bez gwarancji, rozmowy o „pokoju poprzez siłę”, aluzje do dialogu z Putinem – a wszystko to na tle coraz bardziej oczywistego ograniczenia ambicji USA. Równolegle Węgry blokują nowe sankcje na Kreml, a ten uruchamia skomplikowane operacje cybernetyczne, dając do zrozumienia, że świat pogodził się już z jego obecnością w Ukrainie.
O tym, jak zmieniła się strategia Zachodu, jakie ryzyka niosą ze sobą iluzje na temat Rosji, co oznacza nowa fala dezinformacji i dlaczego to właśnie Europa powinna przejąć główną rolę w powstrzymywaniu agresji, rozmawiamy z Keirem Gilesem – czołowym brytyjskim ekspertem rosyjskiej wojskowości i starszym pracownikiem naukowym programu „Rosja i Eurazja” w brytyjskim Chatham House, jednym z ważniejszych na świecie think tanków zajmujących się badaniem stosunków międzynarodowych.
Największy błąd Amerykanów
Maryna Stepanenko: – Zasada: „pokój poprzez siłę” została uznana za główny temat rozmowy Trumpa i Zełenskiego. Po tym spotkaniu szef Białego Domu zasugerował dialog z Putinem i ewentualne dostawy systemów Patriot, lecz nie podjęto w tych kwestiach żadnych konkretnych zobowiązań. Czy w tym kontekście zasada „pokój poprzez siłę” może zostać zrealizowana w stosunku do Rosji? Na ile Stany Zjednoczone są gotowe wziąć na siebie rolę kraju wywierającego na nią nacisk?
Keir Giles: – Zawsze wiedzieliśmy, że jedynym sposobem na zapewnienie Europie bezpieczeństwa jest udzielenie maksymalnego wsparcia Ukrainie. Teraz mamy do czynienia z konsekwencjami polityki kilku kolejnych administracji USA, które uznały, że właściwa jest inna droga. Jednak Amerykanie byli – i są – w głębokim błędzie, co wyrządza ogromną szkodę nie tylko bezpieczeństwu europejskiemu i samej Ukrainie, ale także bezpieczeństwu globalnemu.
To właśnie ta ich powściągliwość i odmowa przeciwstawienia się agresji doprowadziły do wybuchu konfliktów na całym świecie
Widzimy, jak sytuacja się zaostrza, że ginie coraz więcej ludzi, wybucha coraz więcej wojen – i to wszystko z powodu nowej idei Stanów Zjednoczonych, że przeciwstawianie się agresorowi jest bardziej niebezpieczne niż pozwolenie na zniszczenie ofiary tego agresora.
Szczyt NATO uznał Rosję za długoterminowe zagrożenie dla całego Sojuszu. Zdjęcie: CHRISTIAN HARTMANN/AFP/East News
Spotkanie przywódców USA i Ukrainy po raz kolejny czyni aktualnym pytanie, jaki model wsparcia dla Kijowa Waszyngton uznaje za właściwy dla siebie. Czy chodzi o strategiczne partnerstwo, czy raczej o kontrolowane powstrzymywanie wojny bez długoterminowych zobowiązań?
Bardzo zasadne jest pytanie, czy prawdziwe strategiczne partnerstwo z Donaldem Trumpem jest w ogóle możliwe. W końcu Stany Zjednoczone dążyły do partnerstwa z Rosją, lecz nawet to nie działa zbyt dobrze, mimo że Trump jest gotów dać Rosji wszystko, czego ona chce. Każdy kraj, każdy tradycyjny przyjaciel, sojusznik lub partner Stanów Zjednoczonych musi pamiętać, że stosunki, na których opierała się dawna prosperity i bezpieczeństwo Ameryki, nie mają już realnego znaczenia dla Trumpa. Znajdujemy się w zupełnie nowym globalnym środowisku.
Oznacza to, że kraje, które poważnie traktują bezpieczeństwo europejskie, a tym samym bezpieczeństwo i przyszłość Ukrainy, muszą zintensyfikować działania, by wypełnić lukę pozostawioną przez Stany Zjednoczone. Dotyczy to przede wszystkim europejskich sąsiadów Ukrainy, ale także liberalnych demokracji na całym świecie, które mają wspólny interes w powstrzymaniu agresji.
Ostatnio po Brukseli krążyła plotka, że Rosja może zostać usunięta z listy głównych zagrożeń dla NATO, wobec czego pozostałby na niej jedynie międzynarodowy terroryzm. Wygląda to dziwnie w kontekście faktu, że to właśnie Rosja kontynuuje wojnę w Europie i destabilizuje sytuację na całym świecie – od Afryki po Bliski Wschód. W końcowym komunikacie Rosja została jednak uznana za długoterminowe zagrożenie dla całego Sojuszu. Czy to próba „normalizacji” agresora przez Zachód?
Stany Zjednoczone od dawna udają, że Rosja nie stanowi problemu. Nie możemy wykluczyć, że NATO w swych desperackich próbach utrzymania USA w Sojuszu może podchwycić tę retorykę.
Widzieliśmy już oznaki tego, że NATO jest gotowe podjąć nadzwyczajne środki, by Trumpa uspokoić. Weźmy na przykład list, który sekretarz generalny Mark Rutte napisał do prezydenta USA, celowo sformułowany „w języku Trumpa”. Zapewne bardzo trudno było naśladować w tym liście werbalne wyrażenia pięcioletniego dziecka, by to osiągnąć.
Dlatego nie możemy z całą pewnością stwierdzić, jak daleko może się posunąć NATO, by zapewnić dalszy udział USA w Sojuszu. Tyle że kraje europejskie nie powinny mieć złudzeń co do tego, czy Rosja przestała stanowić zagrożenie – mimo wysiłków obecnej administracji USA w przekonywaniu, że jest wręcz przeciwnie.
„Zapad-2025”: nie wojna, lecz kamuflaż
Pomimo sankcji, strat na froncie i rosnącej izolacji – reżim Putina trwa. Co jest źródłem tej trwałości? I co mogłoby zdestabilizować Putinowski reżim od wewnątrz?
Szansa na to, że rosyjski reżim zostanie zniszczony od wewnątrz, jest niewielka. Bo to jest reżim, z którego przeważająca większość Rosjan wydaje się być w pełni zadowolona.
W końcu jest to system samowystarczalny, w którym osoby, które zdobyły bogactwo i władzę, nie są zainteresowane jego zniszczeniem. Dlatego obecnie nie ma podstaw sądzić, że Rosja odejdzie od swojego agresywnego kursu, mimo długoterminowych strat i katastrofalnych skutków dla gospodarki kraju oraz jego ludności.
Zakładając, że koniec wojny nie jest jeszcze bliski, ale też nie jest beznadziejnie odległy – jakie czynniki mogą Pana zdaniem przełamać impas? Uznał Pan wewnętrzny rozłam w Rosji za mało prawdopodobny. Czy wobec tego może to być presja zewnętrzna lub coś innego, o czym jeszcze nie mówimy głośno?
Odpowiedź na to pytanie zawsze była i będzie taka sama: kraje europejskie muszą zapewnić Ukrainie maksymalne wsparcie fizyczne i finansowe, by pomóc jej pokonać Rosję wszelkimi dostępnymi środkami. Niekoniecznie tylko na froncie, ale także poprzez inne formy pomocy.
Kraje europejskie powoli zaczynają zdawać sobie sprawę, że ich przyszłość jest ściśle powiązana z przyszłością Ukrainy. I że nie mogą już polegać na Stanach Zjednoczonych jako głównym sponsorze wysiłków na rzecz jej wsparcia. Europa będzie musiała włożyć znacznie więcej wysiłku, by Ukraina mogła nadal utrzymywać linię frontu i odeprzeć agresora.
Rosja i Białoruś zapowiedziały przeprowadzenie we wrześniu ćwiczeń „Zapad-2025”. W przeszłości podobne manewry stanowiły preludia do agresji. Czy teraz istnieje ryzyko powtórzenia się tego scenariusza? I czy w warunkach wewnętrznego rozłamu politycznego Zachód jest w stanie odpowiednio zareagować?
Ludzie zawsze denerwują się przed zbliżającymi się ćwiczeniami „Zapad” – tak było na długo przed pełną inwazją na Ukrainę, a nawet przed aneksją Krymu. Bo one zawsze stwarzają możliwość zrobienia czegoś, co nie ma związku z samym szkoleniem.
Jednak na tym etapie, kiedy trwa już intensywny konflikt, musimy postrzegać manewry „Zapad” jako kolejny element dezorientacji na polu bitwy, jako część szerszego kamuflażu w ramach trwającej wojny – a nie początek nowej
Oczywiście w kontekście rosyjsko-białoruskich ćwiczeń zachodnie służby wywiadowcze będą uważnie obserwować, kto co robi i gdzie – nawet w tej nowej rzeczywistości, kiedy znaczna część rosyjskich sił lądowych jest już głęboko zaangażowana w Ukrainie i ma ograniczone możliwości operacyjne w innych regionach.
„Niewidzialny front”: informacyjna wojna Rosji z Zachodem
Pan sam stał się celem wyrafinowanego ataku phishingowego ze strony rosyjskich hakerów, podszywających się pod pracownicę Departamentu Stanu USA. Wykorzystali funkcję poczty Gmail „delegate access”, by uzyskać ukryty dostęp do Pana poczty, omijając dwupoziomowe uwierzytelnianie. Tę operację prawdopodobnie przygotowywano przez całe tygodnie. Jak zmieniła się rosyjska taktyka w wojnie informacyjnej w ciągu ostatniego roku? I co to nam mówi o nowym poziomie zagrożenia?
Jestem przekonany, że cała ta operacja zajęła znacznie więcej czasu. Samo jej przeprowadzenie trwało kilka tygodni, więc etap planowania prawdopodobnie rozpoczął się znacznie wcześniej.
Z jednej strony ta nowa technika, nowe podejście do uzyskiwania dostępu do poczty elektronicznej ludzi świadczy o tym, że Rosja jest zmuszona opracowywać bardziej wyrafinowane metody. Bo jej poprzednie, bardziej prymitywne, próby zakończyły się niepowodzeniem. Przez wiele lat podejmowano liczne próby włamania się do mojej poczty elektronicznej. Niektóre z nich były śmiesznie prymitywne, inne bardzo skomplikowane i wyrafinowane.
Jednak z drugiej strony ta nowa technika uświadamia, że wszyscy jesteśmy podatni na ataki
Sposób, w jaki prawdopodobni rosyjscy cyberprzestępcy wykorzystali funkcję Gmaila dostępną na koncie każdego użytkownika, by stworzyć coś w rodzaju „tylnej furtki”, omijającej wszystkie nasze standardowe zabezpieczenia (dwupoziomowe uwierzytelnianie, kody mobilne, prośby o potwierdzenie), pokazuje, że nikt nie jest bezpieczny.
Dopóki firmy takie jak Google, Microsoft i inne nie naprawią tej luki, technika ta będzie z pewnością wykorzystywana na znacznie szerszą skalę, nie tylko przeciwko takim celom, jak ja.
Tego lata Europa była świadkiem masowego wysyłania fałszywych wiadomości w imieniu zachodnich rządów, manipulacji w mediach społecznościowych i ingerencji w kampanie wyborcze w niektórych krajach członkowskich UE. W jaki sposób Rosja próbuje wpływać na opinię publiczną w Europie? I jakie narracje promuje przede wszystkim?
Niektóre z rosyjskich narracji są dość spójne w czasie, podczas gdy inne są związane z konkretnymi wydarzeniami politycznymi. Należy pamiętać, że kampanie prowadzone przez Rosję mają charakter stały i nie ograniczają się do dat z kalendarza demokratycznego.
Rosja nieustannie dąży do osłabienia sił jednoczących Europę: solidarności państw europejskich, spójności społeczeństw, zaufania do instytucji, a przede wszystkim – wspierania Ukrainy w przeciwstawianiu się rosyjskiej agresji
Te kampanie mają charakter stały. Ponadto istnieją ukierunkowane, pilne działania mające na celu wywarcie wpływu na wyniki konkretnych procesów demokratycznych w konkretnych krajach w konkretnych momentach.
Zmęczenie sankcjami: sabotażyści w służbie Kremla
Oprócz szczytu NATO ostatnio odbyło się jeszcze jedno ważne dla Ukrainy wydarzenie: szczyt Rady Europejskiej. Omówiono na nim m.in. nowy pakiet sankcji wobec Rosji oraz wsparcie dla procesu negocjacyjnego Ukrainy z UE. Jednak obie te inicjatywy zablokowały Węgry, a same sankcje – także Słowacja. W jakim stopniu takie działania podważają zaufanie do jedności UE? I jakie mechanizmy samoobrony przed wewnętrznym sabotażem są potrzebne Unii?
To kolejny przykład tego, jak organizacje oparte na konsensusie – NATO i UE – są wrażliwe na nawet najmniejszy wspólny mianownik. Jeśli w środku jest sabotażysta lub destruktor, może skutecznie sparaliżować całą organizację. To możliwe zwłaszcza w przypadku UE, która przede wszystkim jest organizacją handlową, a nie strukturą stworzoną do rozwiązywania konfliktów geopolitycznych.
W wielu aspektach sama struktura ponadnarodowych instytucji europejskich nie odpowiada wyzwaniom, przed którymi one obecnie stoją
Jednak imponujące jest to, jak daleko instytucje te zaszły w utrzymaniu jedności i wspólnym zrozumieniu znaczenia wsparcia dla Ukrainy. Wierzę, że znów uda się im znaleźć jakieś obejście, by iść naprzód nawet bez współpracy takich krajów jak Węgry, Słowacja czy inne.
Szczyt UE nie był w stanie przyjąć wspólnego oświadczenia w sprawie wsparcia dla Ukrainy, bo zablokowały je Węgry. Zdjęcie: Geert Vanden Wijngaert/Associated Press/East News
Stany Zjednoczone nie zamierzają zaostrzyć sankcji wobec Rosji. Co to oznacza?
Cóż, komunikat ze Stanów Zjednoczonych był bardzo jasny. Obecnie są one partnerami Rosji i dążą do narzucenia Ukrainie warunków kapitulacji dyktowanych przez Moskwę. To rzeczywistość, z którą muszą się obecnie zmierzyć Ukraina i Europa.
Właśnie dostosowanie się do tej rzeczywistości oraz szybkość, z jaką to nastąpi, będzie decydować o przyszłym bezpieczeństwie całego kontynentu.
Zdjęcie główne: Biuro Prezydenta Ukrainy
Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji”.
Przez ostatnie dwa lata głównym tematem szczytów NATO była wojna Rosji przeciwko Ukrainie. W 2023 roku w Wilnie przywódcy Sojuszu zgodzili się co do tego, że Ukraina może ominąć Plan Działania na Rzecz Członkostwa [Membership Action Plan; MAP – red.], a w zeszłym roku w Waszyngtonie oświadczyli, że kurs Ukrainy w kierunku NATO jest nieodwracalny.
W tym roku w Hadze na pierwszy plan wysunął się Donald Trump. Ze względu na niego maksymalnie skrócono oficjalną część szczytu, co sprawiło, że był to najdroższy szczyt w historii Sojuszu. Jak obliczyły holenderski serwis AD, każda minuta spotkania kosztowała milion euro.
Co jednak najważniejsze, członkowie NATO zgodzili się zwiększyć swe wydatki na obronność do 5% PKB. W tych 5% mają zostać uwzględnione również wydatki na pomoc dla Ukrainy. W końcowym komunikacie wszystkie kraje bloku uznały Rosję za długoterminowe zagrożenie i wyraziły „niezachwiane przywiązanie” do artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego.
Na ile członkowie NATO są gotowi do rzeczywistego zwiększenia wydatków i jak wpłynie to na zdolność obronną Sojuszu? Czy sojusznicy planują wzmocnić wsparcie wojskowe dla Ukrainy? Czy Trump jest gotowy do produktywnej współpracy USA i NATO? I czy Zełenski zdołał przekonać amerykańskiego przywódcę do kontynuowania pomocy dla Ukrainy?
NATO najlepsze, ale trzeba zmian
Szczyt NATO w Hadze, pierwszy od powrotu Trumpa do Białego Domu, miał dwa główne cele. Pierwszy to uzgodnienie nowego podstawowego poziomu wydatków na obronność. Jak twierdzi Giuseppe Spatafora, analityk z Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Unii Europejskiej, umowa w sprawie wydatków jest kluczowym elementem polityki transatlantyckiej Trumpa. Jednak ważne jest nie tylko wydawanie większych środków, ale także zrozumienie, na co są one przeznaczane – czyli jakie siły i zdolności należy tworzyć.
– Ten podział środków jest drugim kluczowym wynikiem szczytu, choć niewiele o nim wiadomo ze względu na jego tajny charakter – mówi Spatafora. – Oczekuje się, że dla realizacji nowych regionalnych planów obronnych sojusznicy zgodzą się na zwiększenie ogólnego zakresu zadań o 30%.
Jednak wzrost ten będzie nierównomierny. Stany Zjednoczone zasygnalizowały bowiem ograniczenie swych zobowiązań w zakresie odstraszania w Europie. Główny ciężar spadnie na europejskich sojuszników i Kanadę
Obecnie kraje NATO powinny przeznaczać na obronność co najmniej 2% swojego PKB. W ubiegłym roku wskaźnik ten osiągnęło 23 z 32 krajów członkowskich. Liderem jest Polska, która w ubiegłym roku wydała 4,1%, a w tym roku zamierza osiągnąć pułap 4,7%. Stany Zjednoczone wydają 3,4% PKB.
Kraje NATO zatwierdziły zwiększenie wydatków na obronność do 5% PKB do 2035 roku. Zdjęcie: Matthias Schrader/Associated Press/East News
Wydaje się, że większość sojuszników jest gotowa zgodzić się z tym nowym celem – tylko Hiszpania zgłosiła sprzeciw. Tony Lawrence, kierownik programu polityki obronnej i strategii estońskiego Międzynarodowego Centrum Bezpieczeństwa i Obrony (ICDS), zauważa, że niektórzy opowiedzieli się za dłuższym okresem wdrożenia, który miałby trwać dziesięć lat. Z drugiej strony krajowe plany wydatków ogłoszone przez inne kraje, w szczególności Wielką Brytanię, Francję i Niemcy, wskazują, że osiągnięcie nowego wskaźnika będzie dla nich trudne.
– Celem jest przeznaczenie 3,5% na podstawową obronę i kolejne 1,5% na szeroko pojęte bezpieczeństwo – mówi Lawrence. – Podstawowe wydatki na obronę wzrosną z obecnych około 500 mld do prawie 900 mld dolarów, co znacznie wzmocni potencjał NATO. Wcześniej planiści Sojuszu wskazali, że sojusznicy powinni wydawać 3-4% PKB, aby spełnić wymagania regionalnych planów obronnych uzgodnionych w Wilnie dwa lata temu.
Jeśli zwiększą wydatki do tego poziomu, będą gotowi stawić czoło wszelkim zagrożeniom pojawiającym się w obecnych warunkach
Tony Lawrence zastrzega, że choć NATO pozostaje najlepszym rozwiązaniem na przyszłość, musi się zmienić. Europejscy sojusznicy muszą wziąć na siebie większą część zadań i odpowiedzialności, a tym samym zwiększyć swój potencjał wojskowy.
Przekonanie, że Europa powinna przyspieszyć realizację tych planów, podziela m.in. prezydent Ukrainy. Według Wołodymyra Zełenskiego zwiększenie wydatków na obronność w ciągu 10 lat to bardzo powolne tempo, ponieważ w tym czasie Putin zdąży już stworzyć nową, dobrze wyszkoloną armię. Zełenski uważa też, że rosyjski przywódca planuje w ciągu najbliższych 5 lat przetestować artykuł 5 traktatu NATO.
Pokrzyżować plany Rosji
Zełenski do ostatniej chwili wahał się, czy wziąć udział w szczycie w Hadze, bo w ogłoszonym wcześniej porządku obrad Ukraina nie została wymieniona. Ponadto nie był jasny format jego ewentualnego spotkania z Donaldem Trumpem. Ostatecznie jednak prezydent Ukrainy odwiedził Hagę i miał dość napięty harmonogram: spotkał się m.in. z przywódcami UE i sekretarzem generalnym NATO, który ogłosił zwiększenie wsparcia dla Ukrainy: „W całym ubiegłym roku było to ponad 50 mld euro. Obecnie, do początku lipca, jest już 35 miliardów. Możemy więc śmiało założyć, że roczna kwota przekroczy ubiegłoroczną”.
Donald Trump przybył do Hagi wieczorem 24 czerwca, jako ostatni z przywódców krajów NATO. W drodze na szczyt, odpowiadając na pytania dziennikarzy na pokładzie swojego samolotu, oświadczył, że artykuł 5 traktatu NATO „można interpretować na różne sposoby”.
Jednak już podczas szczytu, widząc gotowość sojuszników do zwiększenia wydatków na obronę, zapewnił, że będzie z nimi „do końca”
Europa przez dziesięciolecia polegała na amerykańskim potencjale militarnym. Praktycznie nie było więc zainteresowania inwestowaniem w alternatywy, zauważa Giuseppe Spatafora. Tyle że administracja Trumpa jednoznacznie zadeklarowała radykalne ograniczenie amerykańskiego wkładu:
– Jeszcze bardziej niebezpieczny jest precedens polegający na tym, że na początku 2025 roku Stany Zjednoczone, by osiągnąć własne cele dyplomatyczne, wywierały presję na Ukrainę, grożąc ograniczeniem pomocy. To poddało w wątpliwość przekonanie, że Europa może całkowicie polegać na amerykańskich gwarancjach bezpieczeństwa.
Giorgia Meloni i Mark Rutte na szczycie NATO. Zdjęcie: OPU
Dla przywódców krajów NATO kluczowym zadaniem strategicznym jest zapobieżenie rozłamowi w bloku. Julia Osmołowska, dyrektorka kijowskiego biura GLOBSEC, zauważa, że drugim celem strategicznym Rosji, oprócz całkowitego zniszczenia Ukrainy, jest doprowadzenie do rozpadu Sojuszu. Dla Rosjan jest to ważne zarówno psychologicznie, jako akt zemsty zemsta, jak ze względów bardziej praktycznych – chodzi o geopolityczny podział kontynentu europejskiego. Dlatego nawet jeśli Trump miałby być katalizatorem zwiększenia finansowania obronności, będzie to miało pozytywny skutek dla Europy:
– Zrozumienie sytuacji bezpieczeństwa wynika również z geografii: kraje na wschodnim skrzydle NATO, które są bliżej teatru działań wojennych w Ukrainie, lepiej rozumieją konieczność tego przesunięcia finansowania. Natomiast Grecja, Portugalia czy Hiszpania mają zupełnie inne rozumienie tych zagrożeń.
Jednak dla wszystkich ważne jest, by Ameryka wraz z europejskim wkładem w finansowanie NATO zachowała swoją obecność w Europie
Trump – Zełenski: trzy kwadranse o wsparciu
Dla delegacji ukraińskiej kluczowym wydarzeniem szczytu w Hadze były rozmowy Zełenskiego z Trumpem. Tło dla nich nie było zbyt sprzyjające: proces negocjacyjny w sprawie zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej zakończył się fiaskiem, a prezydent USA odmawia wywierania presji na Rosję, choć ta eskaluje ataki i nasila presję na Ukrainę. Ponadto wciąż pozostaje wiele nierozstrzygniętych kwestii – od tego, czy Amerykanie dostarczą lub sprzedadzą Kijowowi broń, po to, co stanie się z umową o rzadkich surowcach mineralnych.
Przed spotkaniem Trumpa z Zełenskim światowe media obiegła wypowiedź prezydenta USA z zamkniętego spotkania przywódców NATO. Miał on powiedzieć, że z Ukrainą „trzeba coś zrobić”, ponieważ sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli. Rozmowa Trumpa z Zełenskim trwała 45 minut, wspólnego oświadczenia dla mediów nie było.
Amerykański prezydent nazwał tę rozmowę „wspaniałą”: „To wspaniały czas, by zakończyć wojnę. Jeśli będę mógł, porozmawiam z prezydentem Putinem o tym, czy możemy zakończyć wojnę”
Jednak na pytanie dziennikarzy, czy rozmawiał z prezydentem Ukrainy o zawieszeniu broni, Trump odpowiedział: „Nie. Chciałem się tylko dowiedzieć, jak się ma”. Trump zgodził się również z oceną, że ambicje Putina mogą wykroczyć poza granice Ukrainy. Jednak nadal uważa, że rosyjski przywódca się pogubił i chciałby wycofać się z wojny.
Reakcja Zełenskiego była dość powściągliwa, chociaż on również uważa, że spotkanie przebiegło dobrze. Rozmawiano przede wszystkim o zakupie amerykańskich systemów obrony powietrznej i ewentualnej wspólnej produkcji dronów. Wcześniej Zełenski oświadczył, że Ukraina zamierza kupić co najmniej 10 amerykańskich systemów Patriot. Na konferencji prasowej Trump powiedział, że będzie szukał możliwości sprzedaży tych systemów Ukrainie, zastrzegając: „Zobaczymy, czy uda się udostępnić część z nich. One są potrzebne również nam”.
Spotkanie Zełenskiego i Trumpa trwało 45 minut. Zdjęcie: OPU
W opinii Julii Ozmołowskiej z dyplomatycznego punktu widzenia już samo to, że doszło do spotkania prezydentów USA i Ukrainy, jest czymś pozytywnym. Ważne są dwa elementy. Po pierwsze, konieczne jest utrzymanie intensywnego dialogu z Amerykanami na wszystkich możliwych szczeblach decyzyjnych i na szczeblu prezydentów. Po drugie, należy brać pod uwagę kontekst kontaktów rosyjsko-amerykańskich, które obecnie jakby utknęły w martwym punkcie. Ważne jest także, by dodać do amerykańskiej wizji aspekty ważne dla Ukrainy:
– Jeśli mówimy o merytorycznej części tego spotkania, to dla Ukrainy ważne jest poruszanie kwestii, które uważa za priorytetowe. Chodzi o wzmocnienie ukraińskiego systemu obrony przeciwlotniczej, o którym mówił prezydent Ukrainy, oraz o kwestię, którą Amerykanie są bardzo zainteresowani – wspólnej produkcja dronów. Bo Ukraina ma najlepsze doświadczenie we wdrażaniu innowacji związanych z dronami.
Poza tym spotkanie prezydentów jest okazją do zwrócenia uwagi na rzeczywisty stan rzeczy w Ukrainie, kontynuuje Julia Osmołowska:
– Rosyjskie narracje i dezinformacja, że Rosja kontroluje sytuację i faktycznie dominuje na polu bitwy, znajdują swoich, powiedzmy, odbiorców w Europie. Stwarza to niekorzystne tło dla zrozumienia rzeczywistej sytuacji i tego, w jakim stopniu pomoc dla Ukrainy może obecnie przyczynić się do jej przewagi w działaniach wojskowych.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
24 czerwca w Hadze rozpocznie się coroczny szczyt NATO – pierwszy z udziałem nowego sekretarza generalnego Sojuszu Marka Rutte. Formalnym celem spotkania jest sfinalizowanie porozumień dotyczących nowych standardów wydatków na obronność. W porządku obrad znajdują się też długoterminowe zobowiązania wobec Ukrainy, podsumowanie wsparcia dla niej ze strony sojuszników oraz określenie miejsca Rosji w strategicznych dokumentach NATO.
Obecność Ukrainy na szczycie będzie jednak ograniczona: prezydent Wołodymyr Zełenski, choć został zaproszony, nie weźmie udziału w głównych dyskusjach. Jedynym publicznym wydarzeniem z udziałem Ukrainy będzie posiedzenie Rady Ukraina – NATO na szczeblu ministrów spraw zagranicznych. Taki format rodzi pytania zarówno o wewnętrzną jedność Sojuszu, jak o spójność jego polityki wobec Kijowa.
O oczekiwaniach wobec szczytu, zmianach w retoryce USA i ryzyku związanym z poczynaniami „osi reżimów autorytarnych ” rozmawiamy z Rihardsem Kolsem, łotewskim posłem do Parlamentu Europejskiego, członkiem Komisji Spraw Zagranicznych i Handlu Międzynarodowego oraz uczestnikiem debat dotyczących bezpieczeństwa w UE.
Oś zła działa od Rosji po Iran
Maryna Stepanenko: – O czym Pana zdaniem świadczy ograniczona obecność Ukrainy w publicznej części szczytu? Jak to interpretować?
Rihards Kols: – Przede wszystkim uważam, że to nie jest właściwe. Sekretarz generalny NATO zaprosił Zełenskiego, ale niektóre państwa członkowskie sprzeciwiły się jego obecności – w przeciwieństwie do poprzednich szczytów, w których brał udział. To wszystko kwestia wizerunku. Podczas jednego z ostatnich posiedzeń plenarnych Parlamentu Europejskiego dyskutowaliśmy o zbliżającym się szczycie NATO i ponownie podkreśliłem, że przyszłości bezpieczeństwa Sojuszu nie można sobie wyobrazić bez Ukrainy.
Haga przygotowuje się do szczytu NATO. Zdjęcie: ABACA/Abaca/East News
Kraje bałtyckie i Europy Środkowej nalegają, by NATO przyjęło Ukrainę. Jednak niektóre państwa członkowskie nadal mają zastrzeżenia. Tak czy inaczej ważne jest, że Zełenski w Hadze będzie. Podczas posiedzenia żartowałem (choć to nie do końca żart), że skoro Rada NATO – Rosja nadal istnieje, to może powinniśmy zaprosić również Putina – tyle że do Międzynarodowego Trybunału Karnego. Bo tam jest jego miejsce.
A mówiąc poważnie, musimy wykorzystać szczyt w Hadze do wzmocnienia wsparcia dla Ukrainy. Sekretarz generalny NATO oświadczył, że w przyszłości pomoc dla Ukrainy będzie klasyfikowana jako tajna. To logiczny krok. Publiczne obietnice dostarczenia sprzętu często nie są dotrzymywane – Ukraińcy informują, że otrzymują mniej niż jedną czwartą tego, co się im obiecuje. Upublicznianie planów pomocy daje również przewagę wrogowi.
Obecnie głównym zadaniem europejskich członków NATO jest poparcie słów czynami, inwestowanie w zdolności obronne i przemysł
Nie chodzi o procenty PKB, ale o realne środki i gotowość. Oczekiwania są wysokie, zwłaszcza wobec krajów, które pozostają w tyle. Niektóre z nich nadal nie przekazały nawet 1% tego, co obiecano po szczycie w Wilnie. Będzie presja. Dobrze, że USA wyznaczyły solidną strukturę dowodzenia przed szczytem w Hadze. Były obawy co do retoryki administracji Trumpa, ale ten krok świadczy o stabilności.
Tak, konflikt między Iranem a Izraelem ostatnio przyćmił Ukrainę. Jednak w Brukseli widzimy wszystko jasno. Iran w ciągu trzech dni przeprowadził kilka ataków rakietowych, podczas gdy kilka dni temu Rosja wysłała setki dronów, w wyniku czego zginęło ponad 20 cywilów. Wojna w Ukrainie trwa. Mam nadzieję, że podczas szczytu w Hadze nie będziemy rozpatrywać tych kryzysów osobno. Ukraina i Bliski Wschód to powiązane działania autorytarnej osi. Państwa tej osi współpracują ze sobą i dążą do zniszczenia zachodnich struktur obronnych oraz osłabienia naszej zbiorowej reakcji.
Ameryka nie kończy się na Trumpie
Kraje europejskie pod presją Waszyngtonu ogłosiły zamiar zwiększenia wydatków na obronność do 5% PKB (3,5% na obronność i 1,5% na cyberbezpieczeństwo i infrastrukturę). Jak to wpłynie na mechanizmy wsparcia Ukrainy? Będzie więcej broni czy zasobów dzięki redystrybucji sojuszniczej?
Rzecz w tym, że wsparcie wojskowe dla Ukrainy nie jest scentralizowane – zależy od krajów członkowskich UE. Przydzielają one środki i udzielają pomocy na szczeblu dwustronnym. Liderami są tu kraje Europy Północnej, kraje bałtyckie i Polska. Kraje bałtyckie zobowiązały się do corocznego przeznaczania 0,25% swego PKB na wsparcie Ukrainy.
Obecnie mobilizujemy środki UE na obronność. Istnieje „Mini-Omnibus” [pakiet środków mających zachęcać do inwestycji związanych z obronnością w budżecie UE – red.] i większy, pięcioletni pakiet obronny powiązany z wieloletnimi ramami finansowymi, nadzorowany przez komisarza ds. obrony i przestrzeni kosmicznej Andriusa Kubiliusa. W perspektywie krótkoterminowej, do końca tego roku, dostosujemy istniejące fundusze, takie jak Cohesion [polityka mająca na celu zmniejszenie różnic gospodarczych i społecznych między regionami UE. – aut.] i Horizon [główny program UE finansujący badania i innowacje, którego budżet na lata 2021–2027 wynosi 95,5 mld euro], by po raz pierwszy w historii UE uwzględnić w nich obronność. Pozwala to państwom członkowskim zmniejszyć presję na budżety krajowe i wykorzystać środki UE na potrzeby związane z obronnością.
Współpraca przemysłu obronnego z Ukrainą jest niezwykle ważna. Cieszę się, że duże zachodnie firmy, takie jak Rheinmetall, planują otworzyć w Ukrainie wspólne linie produkcyjne. Podkreśliłem również znaczenie złagodzenia obciążenia finansowego poprzez wspólne zamówienia, w tym bezpośrednie zakupy w Ukrainie.
Ukraina dysponuje zaawansowanymi możliwościami w dziedzinie bezzałogowych statków powietrznych i technologii przeciwdziałania dronom, których brakuje w Europie. Wsparcie przemysłu obronnego Ukrainy wzmacnia zarówno Ukrainę, jak Unię
Obecnie obserwujemy realne postępy, a nie tylko retorykę. Prace legislacyjne trwają, terminy się skracają. Nie prowadzimy już wieloletnich debat, podejmowane są konkretne działania. Niektóre państwa członkowskie nalegają na większą autonomię strategiczną, ale musimy realistycznie oceniać obecne możliwości Europy. Współpraca z partnerami transatlantyckimi pozostaje niezwykle ważna.
Jednocześnie napięcia handlowe utrzymują się i czekamy na rozwój wydarzeń po 9 lipca. Naszym głównym obowiązkiem jako posłów do Parlamentu Europejskiego jest nie tracić z oczu Ukrainy. Owszem, istnieje wiele globalnych czynników rozpraszających uwagę, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, ale Rosja nasila swoją agresję i wykorzystuje sytuację.
Musimy pozostać czujni. Nie czas teraz na filozoficzne debaty – czas na działania. Jak w „Hamlecie”: być albo nie być – teraz jest czas, by być
W zespole prezydenta Trumpa otwarcie stwierdzono, że członkostwo Ukrainy w NATO jest wykluczone. Keith Kellogg, specjalny wysłannik prezydenta USA ds. Ukrainy, podkreślił, że, cytuję: „to nie jest nowość – mówimy o tym od 2008 roku”. Jak w tej sytuacji Sojusz może zachować zaufanie Ukrainy i powstrzymać Kreml, który dąży do zniweczenia wszelkiej integracji euroatlantyckiej Kijowa?
Po pierwsze, Stany Zjednoczone nie są jedynym właścicielem NATO. Tak, są naszym strategicznym partnerem, główną siłą, jądrowym czynnikiem powstrzymującym – nikt tego nie kwestionuje. Ale to sojusz równych, jeśli chodzi o wartości i zasady, których bronimy. Tak, możemy być nierówni pod względem możliwości, ale nadal istnieje „zasada trzech muszkieterów”: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Decyzja o przyjęciu nowego członka do Sojuszu jest podejmowana wspólnie. Owszem, obecna administracja USA oświadczyła, że akcesji Ukrainy nie popiera. Ale mam nadzieję, że to nie jest ostatnia administracja USA.
I oczywiście procesy się różnią. Niektórzy mogą powiedzieć, że Finlandia i Szwecja przeszły szybką procedurę, bo zostały przyjęte w ciągu jednego roku. Tyle że musimy zrozumieć twardą rzeczywistość.
Obecność Zełenskiego w Hadze jest wyraźnym dowodem, że NATO nie opuszcza Ukrainy. Będą państwa członkowskie, które będą stanowczo opowiadać się za dążeniem Ukrainy do członkostwa w NATO
I jak wcześniej powiedziałem, bezpieczeństwo NATO bez Ukrainy nie jest już możliwe. Zostało to udowodnione na wielu poziomach, na wielu frontach. Ktoś stworzył i opublikował mem, że NATO powinno przyłączyć się do Ukrainy. Tak, powinno, ponieważ wtedy Sojusz stałby się silniejszy.
Mark Rutte: – Droga Ukrainy do NATO jest nieodwracalna. Zdjęcie: Biuro Prezydenta Ukrainy
Rosja nie jest „wyzwaniem”, ale wrogiem
Rosyjska wojna przeciwko Ukrainie jest przyczyną gwałtownego wzrostu wydatków i przeglądu zdolności obronnych NATO. Czy inni sojusznicy będą w stanie przekonać USA do przyjęcia twardego stanowiska wobec Rosji – zwłaszcza w kontekście tego, że to właśnie z powodu stanowiska USA nie udało się zatwierdzić wspólnego oświadczenia przywódców G7 w sprawie wsparcia Ukrainy? Bo Trump nie chciał używać twardej retoryki wobec Rosji, aby, cytuję: „nie zaszkodzić przyszłym negocjacjom”.
To wyzwanie. Nie mam kryształowej kuli, by przewidzieć, jaki będzie ostateczny tekst [stanowiska – red.]. Na poprzednich szczytach, nawet za czasów Bidena, były wahania co do niektórych sformułowań. Jednak niektóre państwa członkowskie pozostają zwolennikami twardej linii w kwestii wsparcia Ukrainy i powinno to znaleźć odzwierciedlenie w dokumentach szczytu.
Nie martwi mnie Ukraina, ale to, co słyszę o Rosji. Do tej pory NATO określało dwa główne zagrożenia: międzynarodowy terroryzm i Rosję. Teraz w Brukseli krążą plotki o wyłączeniu Rosji z tych zagrożeń. To niepokojące
Powiedziałem w Parlamencie Europejskim, że Rosja nie jest „wyzwaniem”, że jest wrogiem – jasno i jednoznacznie. NATO musi ją tak nazwać. Co więcej, musimy rozszerzyć zakres działania, co leży również w interesie Stanów Zjednoczonych. Mamy do czynienia nie tylko z Rosją, ale także z autorytarną osią: Iranem, Koreą Północną, Chinami. Tak, trwa gorąca wojna, ale jest też zimna wojna – wojna w szarej strefie. Spójrzcie na Morze Bałtyckie: ciągłe naruszanie przestrzeni powietrznej, zakłócanie sygnału GPS, sabotaż kabli. Rosja jest aktywna.
Walczymy z Rosją, tyle że nie zawsze zwykłymi środkami. To wojna przeciwko naszym społeczeństwom i instytucjom. I tak, przywróćmy słowo, którego, jak się wydaje, unikają nasi amerykańscy partnerzy: „dezinformacja” (nazywajcie to „wojną informacyjną”, jeśli tak wam wygodniej). Ale to prawdziwa i agresywna wojna.
I Rosja nie jest sama. Pamięta pani wniosek Szwecji o przystąpienie do NATO? Podczas tego procesu w Sztokholmie doszło do inscenizowanego spalenia Koranu. Szwedzki wywiad ustalił później, że niektóre z tych akcji były finansowane przez Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej. Reżim irański stoi za wieloma kampaniami dezinformacyjnymi i fałszywymi kontami w mediach społecznościowych. Tę samą taktykę obserwujemy ze strony Chin w Cieśninie Tajwańskiej, gdzie sabotowane są kable podmorskie – podobnie jak na Morzu Bałtyckim. W ciągu półtora roku odnotowano ponad dziesięć takich przypadków.
Jesteśmy atakowani. Dlatego NATO musi przejść od powstrzymywania poprzez odmowę do powstrzymywania poprzez karę: jeśli zaatakujesz, zostaniesz ukarany. Obecnie budujemy tylko obronę, a agresor nadal atakuje. W pewnym momencie musimy powiedzieć: dość.
I tak, operacje Ukrainy z wykorzystaniem dronów przejdą do historii.
Ale powiedziałem też, że nadszedł czas, by kraje zachodnie ponownie stały się mistrzami tajnych operacji. Używając retoryki, która tak podoba się Amerykanom, powiem: tajne operacje trzeba znów uczynić wielkimi
Mam na myśli to, że wiele krajów zachodnich może się teraz wiele nauczyć od Izraela, a także od Ukrainy. Mogą się nauczyć tego, jak powstrzymywać nie poprzez zaprzeczanie, ale poprzez karanie każdego potencjalnego albo już istniejącego agresora.
Nie działamy na ślepo
W przededniu wspólnych ćwiczeń wojskowych Rosji i Białorusi „Zachód-2025”, które odbędą się we wrześniu, kraje bałtyckie opracowują wspólne plany ewakuacji ludności. Jakie wyzwania logistyczne czy organizacyjne są Pana zdaniem kluczowe w tym kontekście?
To, co robimy, nie ma związku z ćwiczeniami „Zachód”. To było planowane już od dawna. Chodzi o ocenę mobilności wojskowej i infrastruktury, byśmy w najgorszym scenariuszu mogli ewakuować ludność cywilną. Niektórzy mogą próbować powiązać to z przyszłymi ćwiczeniami, ale to część bieżących przygotowań.
W krajach bałtyckich intensywnie wzmacniamy nasze granice – nie tylko instalujemy czujniki, ale także zakopujemy miny przeciwczołgowe. Estonia buduje system bunkrów – w sumie 600. Wprowadzamy również środki ograniczające mobilność na całej granicy.
To jasny sygnał dla naszych europejskich kolegów: nie możemy pokładać nadziei w próżnych oczekiwaniach. Musimy przygotować się na najgorsze
W regionie, zwłaszcza w szerszym obszarze Morza Bałtyckiego, odbywa się kilka ćwiczeń wojskowych NATO. Mamy również połączone siły ekspedycyjne pod dowództwem Wielkiej Brytanii, które są rozmieszczone w regionie Morza Bałtyckiego i stanowią kluczowy filar bezpieczeństwa europejskiego.
Biorąc pod uwagę niedawny szczyt Wielkiej Brytanii i UE, niezwykle ważne jest nawiązanie rzeczywistej współpracy w dziedzinie obronności – nie tylko poprzez NATO, ale także bezpośrednio między UE a Wielką Brytanią. Wiele się dzieje i zdecydowanie nie działamy na ślepo.
Rosja wzmacnia swoją obecność wojskową w Białorusi, która jest strategicznym przyczółkiem dla ewentualnych operacji w regionie. Jak to wpływa na ocenę zagrożeń i strategię bezpieczeństwa Łotwy i krajów bałtyckich? Czy obecne środki powstrzymywania są wystarczające, by odeprzeć potencjalne zagrożenia?
Oczywiście mamy krajowe plany dotyczące sił zbrojnych, ale wszystko działa pod egidą planów obronnych NATO. Plany te nie tylko zostały przyjęte, ale są również stale aktualizowane w oparciu o aktualne informacje wywiadowcze, w szczególności dotyczące manewrów Rosji i innych wydarzeń. Są one regularnie aktualizowane, by odzwierciedlać zmiany sytuacji.
Inwestujemy znaczne środki w nasze zdolności obronne. Jeśli spojrzeć na trzy kraje bałtyckie, to na obronność wydajemy 5% PKB. Jednak jak już wcześniej powiedziałem, nie chodzi o procenty, a o możliwości, które tworzymy.
Koncentrujemy się na systemach obrony wybrzeża, systemach obrony przeciwlotniczej, siłach szybkiego reagowania – łączymy to wszystko. Realizujemy również decyzję szczytu NATO o przejściu z batalionowych na brygadowe grupy bojowe. To nie tylko więcej żołnierzy na ziemi, ale także sprzęt i wsparcie niezbędne do realizacji planów obronnych NATO. Tak więc poziom gotowości jest wysoki.
Jak rozumiem, sposób działania Rosji wobec krajów, których jeszcze nie zaatakowała otwarcie, polega na zastraszaniu, szerzeniu obaw, zmuszaniu społeczeństw do życia w ciągłym poczuciu zagrożenia. To permanentna niepewność – nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro
Tutaj mogę mówić w imieniu narodu łotewskiego: słyszymy taką retorykę już od trzech dekad, wyrobiliśmy sobie odporność. Wiemy, jakie zagrożenia i komunikaty należy traktować poważnie, i reagujemy odpowiednio.
Musimy przyspieszyć
Admirał Pierre Vandier, Naczelny Dowódca Sojuszniczy ds. Transformacji NATO, docenił sukces operacji „Pajęczyna” i wezwał armie Sojuszu do przejęcia ukraińskiej praktyki. Jakie kluczowe ukraińskie podejścia są istotne dla wzmocnienia bezpieczeństwa Bałtów?
Cóż, myślę, że dotyczy to również naszego podejścia do planowania operacyjnego. Dla nas wiele rzeczy nadal pozostaje na papierze, a Ukraina już stosuje je w praktyce. Tak, Łotwa wspierała Ukrainę w ciągu ostatnich kilku lat, zapewniając szkolenia dla ukraińskich żołnierzy itp.
1 czerwca SBU przeprowadziła zakrojoną na szeroką skalę operację zniszczenia rosyjskich samolotów. Zrzut ekranu: SBU
Wzywam jednak mój rząd do pójścia dalej – do podpisania dwustronnej umowy z Ukrainą, zgodnie z którą po zwycięstwie i wyparciu okupantów Łotwa stanie się pierwszym krajem, który przyjmie najlepszych ukraińskich instruktorów. Rozumiem, że już istnieje pewna współpraca.
Jestem członkiem Gwardii Narodowej, w której służba jest dobrowolna. Brałem udział w ćwiczeniach, podczas których szkolili nas ukraińscy instruktorzy. I choć niektórzy twierdzą, że w Ukrainie trwa nowoczesna wojna XXI wieku, to wojna pozycyjna jest nadal bardzo aktualna. Nikt z niej nie zrezygnował, zwłaszcza Rosja.
W tym zakresie mamy wiele do nauczenia się od Ukrainy. Widzę, że między krajami członkowskimi NATO a Ukrainą rozwija się symbioza – czerpiemy wzajemne korzyści dzięki wymianie danych wywiadowczych, najlepszych praktyk i praktycznego doświadczenia
Nie tylko obserwujemy z daleka. Także angażujemy się, uczymy się i dostosowujemy na podstawie tego, co robi Ukraina. Bo jednym z problemów Europy jest biurokracja, która może poważnie opóźnić naszą zdolność do przyjmowania nowych modeli szkolenia i praktyk operacyjnych.
A Rosja i Iran bardzo szybko się dostosowują. Owszem, ich straty na polu bitwy są ogromne, ale wiemy, że w Rosji wartość ludzkiego życia jest mniejsza niż butelka piwa. Absorbują straty i szybko korygują taktykę.
My natomiast mamy skłonność do dyskutowania o problemie przez pół roku, zanim podejmiemy działania. Musimy przyspieszyć – nasze wojska i systemy operacyjne muszą być w stanie szybko dostosować się do wymagań współczesnej wojny.
Zdjęcie główne: Biuro Prezydenta Ukrainy
Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji”.