Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Rosyjski dron trafił w jeden z bloków w Kijowie, 25.10.2024. Zdjęcie: Państwowa Służba Sytuacji Nadzwyczajnych w Kijowie
No items found.
Podczas kolejnego rosyjskiego ataku jeden z dronów uderzył w 20. piętro wieżowca w rejonie sołomiańskim w Kijowie, zabijając 15-letnią Marię Trojaniwską i raniąc pięć innych osób. Pożar ogarnął mieszkania na kilku piętrach. Ewakuowano ponad sto osób, psycholodzy udzielili pomocy ofiarom.
Wróg ostrzelał również m.in. Dniepr, Sumy, Konotop. W Dnieprze w wyniku ostrzału budynku mieszkalnego zginęło 5 osób. Wśród nich była 14-letnia dziewczynka, córka policjanta. Śmierć poniosła także jego żona, młodsza córka śledczego została uratowana. Co najmniej 20 osób zostało rannych, w tym czworo dzieci.
Tylko w ciągu jednej nocy, z 25 na 26 października, Rosjanie wystrzelili na Ukrainę około 100 rakiet i dronów. Systemy obrony powietrznej zestrzeliły 44 drony.
Wraz z nadejściem chłodów wróg zwiększa intensywność ataków na infrastrukturę energetyczną i krytyczną. Od początku tego tygodnia Rosja codziennie przeprowadza ataki na ukraińskie miasta, w szczególności Charków, Sumy, Chmielnicki i Dniepr, głównie za pomocą okrętów podwodnych. W obwodzie donieckim dwie osoby zginęły w nalocie na Ołeksijewo-Drużkiwkę.
– W 2023 roku w obwodzie charkowskim odnotowano około 100 ataków bezzałogowych statków powietrznych. W 2024 roku byłom ich już ponad 3700 – mówi Ihor Kłymenko, minister spraw wewnętrznych Ukrainy.
Dramatycznie wzrosła również liczba dronów kamikadze wystrzeliwanych przez Rosjan.
We wrześniu 2024 roku wystrzelono 1300 maszyn-zabójców, a w październiku było ich jeszcze więcej – informuje brytyjski resort obrony
Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że w ciągu ostatniego tygodnia Rosja wystrzeliła na Ukrainę około 800 KAB-ów [ciężkich bomb szybujących – red.] i ponad 500 dronów. Według brytyjskiego wywiadu Rosja systematycznie zwiększa swoje możliwości przeprowadzania ataków dronami na dużą skalę w Ukrainie, korzystając z irańskich dostaw i zwiększając własną produkcję.
– Ukraina potrzebuje więcej systemów obrony powietrznej i zdolności do przeprowadzania ataków dalekiego zasięgu – powtórzył Zełenski.
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Rosja metodycznie torturuje i zabija ukraińskich jeńców wojennych, porywa cywilów, którzy nie popierają tak zwanego ruskiego miru. Uprowadza też ukraińskie dzieci, próbując je reedukować zgodnie z propagandowymi narracjami, a niektóre oddaje rosyjskim rodzinom, które zmieniają im nawet imiona. Kraj Putina za nic ma prawa człowieka.
Sestry rozmawiają z Dmytro Łubincem, ukraińskim rzecznikiem praw obywatelskich – o deportacjach ukraińskich dzieci do Rosji, szczegółach wymiany więźniów, zbrodniach wroga na ukraińskich jeńcach wojennych i cywilach oraz o braku reakcji społeczności międzynarodowej na rosyjskie zbrodnie.
Logika Rosji? To pytanie retoryczne
Natalia Żukowska: O ilu ukraińskich jeńcach – wojskowych i cywilnych – możemy dziś mówić?
Dmytro Łubinec: Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że nie możemy ogłosić liczby jeńców wojennych – zarówno ukraińskich żołnierzy pojmanych przez Federację Rosyjską, jak rosyjskich żołnierzy pojmanych w Ukrainie. Bo to kwestia bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o cywilów, to oni nie są jeńcami wojennymi. To nielegalnie przetrzymywani obywatele Ukrainy, których Rosja nie miała prawa pozbawiać wolności. Na dziś wiemy, że w wyniku rosyjskiej agresji zaginęło około 14 000 osób. Natomiast w Rosji nielegalnie przetrzymywanych jest prawie 1700 ukraińskich cywilów. To są liczby, o których możemy mówić.
Jako rzecznik praw obywatelskich wezwał Pan rosyjskie władze do dostarczenia list jeńców wojennych z Ukrainy, których Rosja byłaby gotowa natychmiast uwolnić. Jakie są największe trudności związane z uwalnianiem tych ludzi?
Ogólnie największą trudnością jest to, że Rosja nie przestrzega międzynarodowego prawa humanitarnego i konwencji genewskiej dotyczącej traktowania jeńców wojennych. Jednocześnie międzynarodowe prawo humanitarne stanowi, że wymiana jeńców powinna odbywać się po zakończeniu działań wojennych. Wyjątek stanowią ciężko ranni lub ciężko chorzy, którzy podlegają repatriacji nawet podczas konfliktu zbrojnego. Jest to określone w konwencjach genewskich.
Mając to na uwadze, chciałbym skupić się na dwóch kwestiach. Po pierwsze, obecnie prowadzimy wymianę jeńców wojennych podczas konfliktu zbrojnego. Żaden inny kraj na świecie nigdy tego nie zrobił, to pierwszy taki przypadek w historii. Fakt, że do dziś odzyskaliśmy 3767 naszych obywateli i przeprowadziliśmy 58 wymian, jest naprawdę czymś znaczącym.
Po drugie, Rosja powinna bezwarunkowo uwolnić wszystkie ciężko ranne, ciężko chore ukraińskie kobiety. Ale tego nie robi, chociaż jest to przewidziane w konwencjach genewskich.
Aby przyspieszyć ten proces, Ukraina utworzyła mieszaną komisję medyczną w celu obiektywnego określania stanu zdrowia jeńców wojennych. Umożliwiająca to klauzula konwencji genewskich została wykorzystana tylko dwa razy od połowy XX wieku: podczas wojny w Wietnamie i wojny irańsko-irackiej. Mieszane komisje medyczne składają się z kilku ekspertów. Ich członkowie mają przedstawiać propozycje repatriacji jeńców wojennych, wykluczenia ich z repatriacji lub odroczenia decyzji do czasu dalszych badań. Mamy nadzieję, że będzie to krok w kierunku ustanowienia przez Rosję podobnej komisji mieszanej we własnym kraju. Ale Rosja jeszcze tego nie zrobiła.
Kolejnym problemem jest to, że Kreml gra na emocjach krewnych ukraińskich jeńców wojennych. Agresor celowo dokonuje pewnych manipulacji, by wpłynąć na nastroje w naszym społeczeństwie.
Zatrzymanie procesu wymiany, propaganda w mediach społecznościowych, listy osób, których Ukraina rzekomo nie chce zabrać – to celowe działania Rosji. Rosja po prostu bawi się ludźmi, wykorzystując ich ból
Ostatnia wymiana odbyła się 18 października. Wtedy udało nam się odzyskać żołnierzy, którzy zostali skazani przez Rosję na dożywocie, a także bojowników pułku Azow. Co decyduje o kształcie list naszych wojskowych do wymiany?
Pracujemy nad powrotem wszystkich naszych obywateli, ale jeśli chodzi o jeńców wojennych, pierwszeństwo mają ciężko ranni, ciężko chorzy i kobiety. Przedkładamy stronie rosyjskiej różne propozycje i listy. Wszyscy ukraińscy żołnierze, którzy znajdują się w rejestrach Narodowego Biura Informacyjnego, są automatycznie umieszczani na listach do wymiany niezależnie od ich statusu: czy są zaginieni, czy potwierdzeni przez MKCK [Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża – red.] jako jeńcy wojenni. Ukraina traktuje wszystkich jednakowo i pracuje nad tym, by wszyscy wrócili z niewoli. Zawsze to podkreślam.
Mamy również dane o tym, że około 40% ze wszystkich osób, które powróciły z rosyjskiej niewoli, uznano wcześniej za zaginione. Dlatego ciągłe przekazywanie list do wymiany z nazwiskami wszystkich obrońców jest jednym ze sposobów odnajdywania ludzi. Ukraina szuka różnych sposobów na uwalnianie swoich obywateli. Na przykład gdy muzułmanie na całym świecie świętowali koniec postu Ramadan Bajram, a katolicy obchodzili Wielkanoc, Ukraina zainicjowała wymianę tych jeńców wojennych, którzy wyznają islam, i tych, którzy są katolikami. Jednak Rosja zignorowała wysłane listy. Czy można zrozumieć logikę Rosji? To pytanie retoryczne.
Nakazów aresztowania powinno być więcej
Jaka jest największa trudność z odzyskiwaniem więzionych cywilów?
Cywilów najtrudniej odzyskać, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że Rosja nie ma podstaw prawnych do ich przetrzymywania. Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym powinni zostać natychmiast uwolnieni. Jednak Federacja Rosyjska to prawo ignoruje, uprowadza cywilów, torturuje ich i przetrzymuje w aresztach. Jeśli spojrzymy na trudności związane z ich powrotem, największym problemem jest weryfikacja danych dotyczących cywilów: kiedy i gdzie zostali uprowadzeni, gdzie są teraz. Rosja nie dostarcza żadnych informacji.
Udało nam się ustalić, że obecnie w Rosji przetrzymywanych jest około 1700 cywilów. Uznajemy jednak, że liczba ta jest znacznie wyższa
Rosja systematycznie i celowo popełnia przestępstwa. Moim zdaniem rosyjscy urzędnicy powinni otrzymać nowe nakazy aresztowania od Międzynarodowego Trybunału Karnego za uprowadzanie ludności cywilnej, ponieważ tego rodzaju przestępstwo można zaklasyfikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości.
Według Associated Press do 2026 roku Rosja planuje utworzyć 25 nowych „kolonii poprawczych” i sześć innych cywilnych ośrodków zatrzymania na okupowanych terytoriach Ukrainy. Co wiadomo o warunkach przetrzymywania ukraińskich więźniów? Czy znamy miejsca, w których są przetrzymywani?
Rosja nie udziela żadnych informacji o cywilach. W większości przypadków nie znamy miejsc ich pobytu, ich stanu ani warunków, w jakich są przetrzymywani. Oczywiście są wyjątki, gdy udaje nam się uzyskać informacje o danej osobie za pośrednictwem partnerów międzynarodowych lub w inny sposób. Nie jest to jednak zbyt duży odsetek wszystkich przypadków.
Jeśli chodzi o warunki przetrzymywania cywilów, Rosja stosuje wobec nich najbardziej przerażające tortury. Wszyscy są przetrzymywani w fatalnych warunkach, bez opieki medycznej, odpowiedniej żywności i wody. Mogą być przetrzymywani w komorach tortur i piwnicach przez wiele miesięcy. Znamy historię Ukrainki Ołeny Pech, która została niedawno uwolniona z rosyjskiej niewoli. Musiała wrócić do tymczasowo okupowanego obwodu donieckiego, by opiekować się matką, która doznała udaru mózgu. Po bezprawnym zatrzymaniu była torturowana elektrowstrząsami, duszona workiem, wkręcano jej śruby w kolana i przeprowadzono pozorowaną egzekucję. Została bezprawnie skazana, zapadła na szereg chorób.
To tylko jedna z dziesiątek tysięcy historii o tym, co Federacja Rosyjska robi z naszymi obywatelami. Ponadto od 2014 r. „wymuszone zaginięcia” ludzi na tymczasowo okupowanych terytoriach są powszechne. W każdej okupowanej osadzie Rosja tworzy izby tortur.
W jaki sposób Rosja odpowiada na ukraińskie prośby o informacje na temat miejsca pobytu ukraińskich więźniów? Jak kraje trzecie mogą pomóc w tej sprawie?
Jak już powiedziałem, Rosja bardzo rzadko udziela jakichkolwiek informacji. W większości przypadków wróg ignoruje nasze prośby i ogranicza się do wymówek. Jeśli chodzi o pomoc w uwalnianiu cywilów, mówiliśmy już publicznie o Katarze i Watykanie. Mieliśmy szereg kontaktów z Katarem w sprawie umożliwienia powrotu Ukraińców do domu, a dzięki Watykanowi 28 czerwca udało się skłonić Rosję do odesłania do Ukrainy 10 naszych obywateli.
Na spotkaniach grupy roboczej zajmującej się punktem 4. „formuły pokoju” [dotyczy on wyzwolenia wszystkich jeńców i osób deportowanych – red.], które odbyły się już siedem razy, podnosimy kwestię powrotu do domu wszystkich obywateli bez wyjątku: dzieci, cywilów, jeńców wojennych. Do spotkań grupy regularnie dołącza około 50 krajów i siedem organizacji międzynarodowych: MKCK, Misja Monitorowania Praw Człowieka ONZ na Ukrainie, OBWE, UNICEF, UE, Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka oraz Koordynator Rezydentów ONZ w Ukrainie. Zawsze doceniam wysiłki Kanady i Norwegii, które współprzewodniczą grupie roboczej. Chciałbym również przypomnieć, że stworzyliśmy Międzynarodową Platformę na rzecz Uwolnienia Cywilów Nielegalnie Przetrzymywanych przez Federację Rosyjską. W jej pierwszym spotkaniu wzięły udział 52 kraje i organizacje międzynarodowe.
Nie poprzestajemy jednak na tym, co już osiągnęliśmy. Pod koniec października w Montrealu odbyła się konferencja ministerialna na temat ludzkiego wymiaru „formuły pokoju”, w której uczestniczyłem jako członek ukraińskiej delegacji. Jej uczestnicy przyjęli wspólny komunikat, którego głównym punktem było zatwierdzenie tzw. zobowiązania montrealskiego, które zawiera kluczowe mechanizmy sprowadzania naszych ludzi do domu. Mam nadzieję, że ten komunikat zadziała i zobaczymy realne rezultaty.
Kolejnym rezultatem konferencji będzie utworzenie grupy krajów, które będą ściśle współpracować z Ukrainą w celu gromadzenia i wyszukiwania szczegółowych informacji o ukraińskich jeńcach wojennych, nielegalnie przetrzymywanych cywilach i uprowadzonych dzieciach.
Walczymy z podstępnym wrogiem
Rosja zezwoliła rzecznikowi praw obywatelskich Turcji Serefowi Malkocowi na odwiedzenie miejsc, w których przetrzymywani są ukraińscy jeńcy wojenni. Czego Kijów spodziewa się po tej wizycie?
Myślę, że jest zbyt wcześnie, aby mówić o jakichkolwiek rezultatach. Przede wszystkim powinniśmy poczekać, aż to się faktycznie wydarzy. Możemy wiele oczekiwać, ale nie zapominajmy, z jak podstępnym wrogiem walczymy.
Doniecka Prokuratura Okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie kolejnej zbrodni wojennej popełnionej przez Rosjan. Chodzi o rozstrzelanie sześciu wziętych do niewoli ukraińskich żołnierzy. To niepierwszy taki przypadek. Za każdym razem zwracacie się z takimi informacjami do ONZ i Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża. Jaka jest ich reakcja? Czy w ogóle reagują?
Niestety nie widzimy odpowiedniej reakcji. ONZ odnotowuje takie egzekucje w swoich raportach i czasami podaje je do wiadomości publicznej, ale to nie wystarczy. Potrzebujemy konkretnych kroków, by powstrzymać takie zbrodnie okupantów.
Moim zdaniem Czerwony Krzyż powinien również publicznie ogłosić naruszenie przez Rosję konwencji genewskiej dotyczącej traktowania jeńców wojennych. W końcu egzekucje ukraińskich jeńców wojennych są celową polityką Federacji Rosyjskiej
Takie zbrodnie wojenne są tolerowane przez najwyższe kierownictwo Rosji. Jednocześnie nie widzimy żadnej reakcji społeczności międzynarodowej na nie. Nadal nie ma nakazów aresztowania zbrodniarzy wojennych za egzekucje jeńców. Dlatego po każdym przypadku egzekucji, o którym wiem, wysyłam listy do ONZ i MKCK, by odnotować te zbrodnie. To, co możemy dziś zrobić, to przynajmniej nadal otwierać oczy światowych organizacji na zbrodnie Rosji.
Prokuratura Generalna Ukrainy wszczęła ponad 450 postępowań karnych w sprawie złego traktowania i torturowania jeńców wojennych oraz ponad 2100 w sprawie torturowania cywilów. O jakich torturach mówimy? W jaki sposób są one rejestrowane i czy mogą być uznane w przyszłości przez sąd międzynarodowy za dowód zbrodni wojennych popełnionych przez Federację Rosyjską?
Według ONZ ponad 95% ukraińskich jeńców wojennych było w Rosji torturowanych. Mówimy tu o biciu i rażeniu prądem. Ale Rosjanie stosują nie tylko przemoc fizyczną. Nie tylko biją, torturują, zmuszają więźniów do stania na mrozie i szczują ich psami. Wywierają też presję psychiczną: mówią im, że nikt nie czeka na nich w domu, i zmuszają do nauki i śpiewania rosyjskiego hymnu narodowego każdego ranka. Nieodpowiednie warunki przetrzymywania też są torturą. Proszę spróbować sobie wyobrazić, jak to jest być karmionym łyżką owsianki każdego dnia – prawie bez wody. Albo że trzymają ludzi w ciasnych celach, zmuszają ich do stania i nie pozwalają usiąść. Ci, którzy wrócili z niewoli, opowiadają takie historie, że włosy się jeżą.
Inwazja kremlowskich porywaczy dzieci
Rosja uprowadziła prawie 20 000 ukraińskich dzieci, ale to tylko przybliżona liczba. O ilu naprawdę możemy mówić?
Według różnych źródeł sama Rosja potwierdza, że zabrała ponad 700 000 ukraińskich dzieci, lecz nie podaje ich list. Nie znamy więc prawdziwej liczby uprowadzonych dzieci, choć na pewno jest ich znacznie więcej niż 20 000.
Gdyby każdego dnia zwracano jedno dziecko z tych 20 000, odzyskanie wszystkich zajęłoby Ukrainie ponad 55 lat
Ukrainie udało się już odzyskać 1001 dzieci z terytoriów okupowanych i z Federacji Rosyjskiej. Gdzie były przetrzymywane? Jaki jest mechanizm ich uwalniania?
Staramy się zbierać informacje o tym, dokąd są deportowane. Jak dotąd, według dostępnych danych, są wywożone do Włodzimierza, Omska, Rostowa, Czelabińska, Saratowa, Moskwy, obwodu leningradzkiego, terytorium Krasnodaru i na wyspę Sachalin – czyli do nawet najbardziej odległych regionów. Zarazem wiemy, że dzieci są również umieszczane na tymczasowo okupowanych terytoriach. Rosjanie nie udzielają informacji na ich temat – przeciwnie: ukrywają je tak bardzo, jak to tylko możliwe. Często przenoszą je do różnych miejsc i regionów, co ma na celu utrudnienie nam ich odszukania i odzyskania.
Jak powszechne jest zjawisko militaryzacji i indoktrynacji uprowadzonych ukraińskich dzieci? Jak Rosja to robi? Jaki jest cel?
Konkretny: zniszczyć ich tożsamość. To zjawisko na bardzo dużą skalę, ponieważ każde dziecko jest poddawane reedukacji.
Od 2014 roku Federacja Rosyjska prowadzi politykę militaryzacji dzieci: angażuje je w ruch „Junarmii” [organizacja młodzieżowa o charakterze paramilitarnym, wspierana i finansowana przez Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej – red.] i posyła do szkół kadetów. Rosja propaguje też toksyczne narracje, że ich rodzima Ukraina jest wrogiem, z którym należy walczyć z bronią w ręku.
Rosjanie zmieniają postrzeganie historii i wojny przez ukraińskie dzieci. Robią to nie tylko po to, by zmienić ich tożsamość. Dla Rosji nasze dzieci są nowym pokoleniem żołnierzy. Znamy wiele przypadków, że nawet nieletnie dzieci otrzymały wezwania do rosyjskiej armii
Systemową rosyjską politykę niszczenia ukraińskiej tożsamości dzieci można znaleźć w raporcie specjalnym „Przekwitłe”. To drugi raport specjalny Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Pierwszy był zatytułowany „Nierozkwitłe”. Dotyczył deportacji i indoktrynacji ukraińskich dzieci. Przedstawiciele Federacji Rosyjskiej nadal wysyłają je „na leczenie”. Tzw. Centrum Humanitarne partii Jedna Rosja poinformowało, że od momentu swego powstania w kwietniu 2022 r. do kwietnia 2024 r. wysłało 1500 dzieci z okupowanego terytorium Ukrainy i obwodu biełgorodzkiego Federacji Rosyjskiej do klinik federalnych na „leczenie” i nie planuje zaprzestania tej „pomocy”.
Poza tym Rosjanie uprowadzone ukraińskie dzieci adoptują, śledzenie ich losów jest często niemal niemożliwe. W kwietniu 2024 r. odnotowano kolejny taki przypadek. Rosjanka przejęła opiekę nad chłopcem, który został uprowadzony z okupowanego terytorium obwodu donieckiego wraz z bratem i siostrą, a potem umieszczony w szkole z internatem w regionie moskiewskim. Ta „matka zastępcza” odmówiła przyjęcia brata i siostry chłopca. W rezultacie został adoptowany, a jego dane osobowe – imię, nazwisko, patronimik i miejsce urodzenia – zmienione. Mimo oporu dziecka.
W okresie od 2021 r. do czerwca 2024 r. reżim Alaksandra Łukaszenki przeniósł co najmniej 2219 ukraińskich dzieci z terytoriów okupowanych na Białoruś. Dane te zostały opublikowane w raporcie ukraińskich i białoruskich obrońców praw człowieka. Znane są nazwiska konkretnych urzędników zaangażowanych w deportację młodych Ukraińców. Dlaczego nadal nie ma nakazu aresztowania Łukaszenki i jego zwolenników, tak jak stało się to w przypadku Putina i Lwowej-Biełowej [Marija Lwowa-Biełowa jest pełnomocniczką przy prezydencie Federacji Rosyjskiej do spraw Praw Dziecka – red.]?
To pytanie można zadać w wielu przypadkach. Dlaczego nie ma nakazów aresztowania za porwania cywilów? Dlaczego nie ma nakazów aresztowania za torturowanie i egzekucje jeńców wojennych?
Jakie sankcje grożą porywaczom ukraińskich dzieci?
Przede wszystkim dyplomatyczne. Jednym z rezultatów konferencji ministerialnej w Montrealu jest to, że Kanada przygotowuje nowy pakiet sankcji wobec Rosji za deportacje ukraińskich dzieci i innych cywilów. Moim zdaniem nałożenie sankcji jest jedną z metod wywierania presji na Rosję. I ta metoda jest naprawdę skuteczna.
Ukraina rozszerzyła grupę negocjacyjną, która przygotowuje wymianę jeńców wojennych. Jak to wpływa na skuteczność wymiany?
To przede wszystkim sprawa Sztabu ds. Koordynacji Postępowania z Jeńcami Wojennymi. Ze swojej strony mogę mówić tylko o moich kontaktach, czyli interakcji między rzecznikami praw obywatelskich Ukrainy i Rosji.
Nawiasem mówiąc, niedawno spotkałem się z rosyjską rzeczniczką praw obywatelskich Tatianą Moskalkową. Spotkanie odbyło się na granicy z Białorusią – z udziałem przedstawicieli MKCK. Uzgodniliśmy repatriację ciał poległych, wymianę list jeńców wojennych odwiedzanych przez obie strony oraz wymianę listów. Uruchomiliśmy też nowy format: przekazaliśmy listy od krewnych do ukraińskich jeńców wojennych w Rosji.
Czasami ludzie pytają mnie, jak komunikować się z przedstawicielem Federacji Rosyjskiej. Robię wszystko, co w mojej mocy, by chronić interesy Ukraińców i sprowadzić ich do domu z rosyjskiej niewoli.
Po podpisaniu umów pierwsza grupa ochotników udała się na poligon Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, by przejść podstawowe szkolenie wojskowe, które potrwa 35 dni.
Następnie, jak stwierdził podpułkownik Petro Gorkusza, przedstawiciel dowództwa Legionu Ukraińskiego, żołnierze będą mogli kontynuować szkolenie w wybranych przez siebie specjalnościach wojskowych w bazach NATO w Europie.
– Do tej pory centrum rekrutacyjne Legionu Ukraińskiego zarejestrowało prawie 700 wniosków od obywateli Ukrainy mieszkających w Polsce, Czechach, Niemczech, Irlandii i innych krajach – powiedział Petro Goruszka. – Po przejściu badań w wojskowej komisji lekarskiej i podpisaniu umów oni również wstąpią w szeregi Legionu.
– To ważny krok, który pokazuje determinację Ukraińców mieszkających za granicą, gotowych bronić swojej ojczyzny. Nasz konsulat wraz z ambasadą i wszystkimi ukraińskimi placówkami dyplomatycznymi na świecie wspiera Legion Ukraiński i zapewnia kompleksowe wsparcie wszystkim, którzy chcą wstąpić w jego szeregi – stwierdził z kolei Konsul Generalny Ukrainy w Lublinie Ołeh Kuts.
Centrum Rekrutacyjne Legionu Ukraińskiego w Lublinie nadal przyjmuje zgłoszenia od obywateli Ukrainy. Wnioski można składać za pośrednictwem oficjalnej strony internetowej Legionu Ukraińskiego lub w ukraińskich konsulatach i ambasadach w Europie.
Vova i Katja czekają na nas na pozostałościach przystanku autobusowego. Dostrzegam ich z daleka, bo miasto po tej stronie rzeki jest jeszcze wymarłe i to jedyne żywe dusze w pobliżu. Starsza pani w niebieskiej kurtce nerwowo przebiera nogami. Mężczyzna, ubrany na czarno, wlepia wzrok w nasz nadjeżdżający samochód ze spokojną miną. Może mieć nieco ponad czterdzieści lat, ale zmęczenie na twarzy i zmarszczki dodają mu powagi.
Wiedzą o nas tylko tyle, że jesteśmy wolontariuszami z Polski. Decydują się przyjąć nas na noc, bo podróżowanie po zmroku tymi rejonami jest niebezpieczne. Choć miasto jest już wyzwolone spod rosyjskiej okupacji, to wciąż zdarzają się tu ataki rakietowe. Dziwi mnie, że ktoś chce przyjąć zupełnie obcych ludzi do siebie do domu, ale zmrok zapada tak szybko, że jestem w stanie niemal wyczuć ogarniającą nas ciemność.
Atak zombie?
Izium. To właśnie stąd pochodzą obrazy masowych grobów w lesie, odkrytych po wyzwoleniu miasta. W jednym z nich znaleziono czterysta pięćdziesiąt bezimiennych ciał, zasypanych ziemią, pod którą próbowano ukryć bestialstwo. Obrazy tak bliskie zdjęciom z naszych podręczników do historii. Większość z pomordowanych zmarła gwałtowną śmiercią, a część z nich nosiła ślady po torturach i egzekucji - liny zaciśnięte na szyi, ręce skrępowane za plecami, okaleczone genitalia. My umiemy to dobrze nazwać po imieniu: zbrodnia wojenna. Trudno sobie wyobrazić, że obok miejsca takiej tragedii, kiedy jeszcze trwają ekshumacje, a okolica jest zaminowana i pełna niebezpiecznych odłamków po wybuchach bomb, zaczyna wracać życie. Do zniszczonego miasta, podziurkowanego jak sito, wracają zmęczeni tułaczką mieszkańcy, którzy mogą już tylko wrócić, bo iść dalej nie mają dokąd.
Za dnia udało mi się zobaczyć główną arterię miasta. Spacer centrum Izium zmusza mnie do myśli, że jestem na jakimś planie filmowym, w otoczeniu doskonale przygotowanej scenografii. Film postapokaliptyczny, może atak zombie, przed którymi uciekli mieszkańcy. Sklepowe szyldy, pozrywane, skrzypią na wietrze, dyndając w tę i z powrotem. Wokół rozbite na pół budynki, wypalone okna jak wyłupione z oczodołów oczy, świecące pustką. Na centralnym placu stoi kawiarenka, a dokładniej jej szkielet - okrągły stelaż bez szyb i drzwi, z zerwanym dachem. Przy tym, co mogło być wcześniej wejściem do kawiarenki, stoi podziurkowana lodówka z lodami “Chreszczatyk”. Na przeciwległej ścianie musiała być kuchenka, a może grill. Na ziemi - dywan z potłuczonego szkła.
Nie ma wokół mnie budynku, który nie nosiłby śladów eksplozji. Wszędzie te małe, czarne dziurki po odłamkach, jak jakaś uciążliwa wysypka, której nie można ukryć
Do moich uszu docierają krzyki. Ale nie ból, czy przerażenia. Raczej zaciętej rywalizacji. Idę w kierunku głosów, a moim oczom ukazuje się potężny budynek szkoły. Dwa skrzydła i front z eleganckim portalem, układają się w literę “U”, tworząc dziedziniec. Pewnie tu odbywały się rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego, apele i świętowanie ważnych wydarzeń. Dziś szkoła, jak wszystkie inne budynki, jest podziurkowana jak sito, świeci czerwoną cegłą spod białej, odrapanej farny, a dach kompletnie spalony. Chcę wejść do środka, ale przez dziury w okiennicach dostrzegam boisko. Ośmiu chłopców gra w piłkę nożną. Pośród ruin i ciszy tego miasta-widma, krzyczą do siebie, mam wrażenie, że chyba się do siebie nawet uśmiechają.
Dożywanie, nie życie
Zapada ciemna noc. Z przygaszonymi światłami turlamy się samochodem po dziurawej, piaszczystej drodze, śladem za naszymi gospodarzami, którzy prowadzą nas do dzisiejszego schronienia. Do Katii i Wowy dołączyła jeszcze sąsiadka i jej córka, choć w świetle przytłumionych reflektorów widzę tylko ich nogi.
Dom Katii ma zabite deskami okna, spod których dociera do moich oczu delikatna smuga jarzeniówki. Kiedy wysiadamy proszą nas, żebyśmy nie rozpalali więcej świateł. Tutaj, gdzie jesteśmy, lepiej nie zdradzać swojej obecności. Nad samym Izium często latają rosyjskie drony, a po tej stronie rzeki do wroga jest jeszcze bliżej. Wokół jest pusto i głucho, słychać jedynie szczekanie psów. Większość mieszkańców wyjechała stąd do Charkowa, Lwowa czy Polski. Ci, którzy zostali i przetrwali okupację, raczej dożywają, niż żyją. Sama okupacja trwała pół roku, wówczas w mieście przebywało piętnaście tysięcy osób.
Wspinamy się po kamiennych schodach do przedsionka. Czuję zapach wilgoci, zastałego i stęchłego powietrza, starych mebli. Zapach, jaki przypomina mi drewnianą chatę dziadka w Beskidzie Sądeckim. Zapach wsi, trochę też i biedy, który nie jest mi obcy. Czuć, że życie tutaj jakby zamarło, zatrzymało się. W przedsionku stoi maleńka, stara lodówka i metalowy zlew z wiadrem pod spodem, do którego zlatuje woda. Katja stawia czajnik na maleńkiej kuchence z podwójnym palnikiem i zaprasza nas do środka. W saloniku stoi rozkładana kanapa, a za nią dywan na ścianie. Stoją też regały z książkami i porcelaną. Mnóstwo zdjęć - na kilku z nich widzę ładną, młodą dziewczynę i uśmiechniętego chłopczyka. Pustka w tym domu teraz wybrzmiewa znacznie mocniej.
- Ludzie znikali. Nie wiadomo gdzie. Czasem ich zabierali, czasem po prostu znikali. Wojskowych oni od razu rozstrzeliwali - opowiada Wowa - Ale najbardziej poszkodowane były młode dziewczyny. To je teraz wykopują w tym lesie. Pobite i zgwałcone
Niektórzy ludzie, w dzień wkroczenia Rosjan do miasta, schodzili do piwnic i tam siedzieli miesiącami. Niektórzy okupanci wchodzili do domów, wyrzucali mieszkańców, i po prostu zaczynali sobie tam mieszkać. Ale nie przychodzili do każdego domostwa. Wybierali sobie raczej te piętrowe, ładne, bardziej luksusowe, z których można było też coś ukraść. A wynosili wszystko - telewizory, mikrofalówki, pralki. Kiedy rosyjscy wojskowi podchodzą pod dom Katii, pijani i z bronią, jej córka najpierw przerzuca przez okno synka, potem wyskakuje sama. Przebiegają podwórko za domem i przeskakują przez płot. Udaje im się zabrać z niemal ostatnim transportem, którym ewakuują się uciekinierzy, i wyjeżdżają z miasta. Są bezpieczni. Ale wtedy Katia widzi ich po raz ostatni. Zostały jedynie zdjęcia na regałach, oparte o porcelanowe filiżanki.
Tu żyją ludzie, dzieci
Na rozmowach zastaje nas głęboka noc, a zmęczenie zaczyna nakrywać nas falami. Dostajemy jeszcze herbatę i kanapki. Sprawdzamy balistykę - hełmy, kamizelki kuloodporne. Kontrolujemy zawartość osobistych apteczek. Kiedy gaśnie światło, ja długo nie mogę zasnąć. Leżę w swoim śpiworze i myślę tylko o tym, że rano ruszamy w kierunku Bachmutu. Patrzę w sufit i wtedy po raz pierwszy pomyślę: po co ja to w ogóle robię? Ale motywacja przychodzi o poranku.
Chwilę po wschodzie słońca pod dom Katii przychodzi Wowa. Wie, że za chwilę wyjeżdżamy, ale uważa, że powinniśmy przejść się razem z nim. Żadne opowieści nie zastąpią tego, co można zobaczyć na własne oczy. Dopiero w dziennym świetle widzę, że ślady okupacji są nawet na ulicy Katii - ostrzelany i doszczętnie spalony samochód stoi na skraju drogi. Niemal każde ogrodzenie, każda brama jest podziurkowana odłamkami.
Na drzwiach wejściowych napisy:
Tu żyją ludzie.
Tu są dzieci.
Ludzie, dzieci.
Idziemy przez tę część miasta, która pod okupacją była kompletnie odcięta od świata. Izium podzielone jest na dwie połówki przez rzekę. Jedyny most ukraińskie wojsko wysadza od razu, kiedy rosyjskie wojska przełamują linię obrony. Wiedzą, że odcinają jedyną drogę ucieczki, ale zdają sobie sprawę, że w ten sposób kupią więcej czasu przed idącymi już w tę stronę hordami rosyjskich wojsk. Wtedy Rosjanie rozstawiają na polach baterie rakiet i zaczynają bestialsko ostrzeliwać miasto, rujnując całe centrum, budynki mieszkalne, szkoły i szpital. Stoję nad wykopaną, głęboką dziurą w ziemi, gdzie leżą spalone szczątki ciężarówki. Na niej rozstawiono system Grad, który niejednokrotnie nakrywał cywilne bloki, mordując dziesiątki istnień. Takich dziur na polu, na którym stoimy, naliczyłam około pięciu. Stawiam każdy krok ostrożnie, po ścieżce, którą wcześniej przeszedł Wowa. Spod śniegu przeraźliwie wyzierają odłamki, fragmenty mundurów, wojskowy ekwipunek. Dostrzegam, że wszędzie dookoła powiewają czerwone taśmy, przyczepiane do wbitych w ziemię prętów.
- Tu nie wchodźcie, wszędzie są miny - mówi Wowa i wskazuje palcem na las w oddali. - A tam, pięćset, może sześćset metrów stąd znaleziono zakopane ciała tych, których zabili podczas okupacji. Głównie kobiet. Trzymajcie się blisko mnie i nie schodźcie z drogi
W miejscu takim jak to jest bardzo prosta zasada: jeśli czegoś nie zostawiłeś sam, lepiej tego nie podnoś. Najlepiej w ogóle niczego nie dotykać i nie schodzić z udeptanej ścieżki, a jeśli to możliwe, trzeba trzymać się asfaltu. Również w momencie załatwiania fizjologicznych potrzeb. Rosjanie, wycofując się z Izium, rozrzucają wszędzie przeciwpiechotne miny. Ale można sobie zrobić krzywdę nieuważnie stawiając nogę na ostre jak nóż fragmenty rakiet, które rozerwały się na kawałki.
Na niektórych bramach widzę napisy: nie wchodzić, miny. Wowa zatrzymuje się przed jednym z budynków. W miejscu, w którym prawdopodobnie były drzwi wejściowe jest wielka dziura i kupa gruzu dookoła. Właściciele domu wrócili tu chwilę po wyzwoleniu miasta. W ich mieszkaniu żyli okupanci, a kiedy je opuszczali, zostawili na klamce zapalnik od bomby. Kiedy sąsiadka nacisnęła klamkę - bomba eksplodowała. Takich niespodzianek było wiele - we włącznikach światła, pośród dziecięcych zabawek, w szufladach. Wowa opowiada o tym, jak ranili sukę, która miała małe szczeniaki. Ranili ją tak, by nie zabić, więc ona wyła. Długo i głośno, aż ktoś nie przyszedł jej pomóc. Kiedy mężczyzna podniósł ją w górę, okazało się, że bomba była schowana w psim posłaniu. Zginęli na miejscu - suka, szczeniaki i człowiek, który chciał jej pomóc.
Czerwony rzemyk z krzyżykiem na szczęście
Idziemy może kilometr, a moim oczom ukazuje się pobojowisko - spalone czołgi stoją pomiędzy zrujnowanymi domami. Wszędzie leżą odłamki, szkło, wraki samochodów. W gruzowisku, po eksplozji bojowego wozu pancernego, dostrzegamy zakrwawiony rosyjski mundur. Tu musiała być toczona główna bitwa o Izium. Wojennych “fantów” jest znacznie więcej: zimowe rękawiczki, hełm z potężnym wgnieceniem, zapakowany rzeczami plecak. Jest zima, wszystko skute lodem i zasypane śniegiem, a ja mam wrażenie, że czuję w powietrzu krew. Duch przeszłości nie zniknie stąd nigdy, nawet, jeśli uprzątną te upiorne wraki.
Kiedy wsiadamy do samochodu, Katja zawiązuje mi na ręku czerwony rzemyk z krzyżykiem. Chce, żeby przyniósł mi szczęście i żebym o niej zawsze pamiętała. Tego dnia ruszamy w kierunku Bachmutu. Jeszcze tego nie wiem, ale do Katii będę wracać wielokrotnie. Czasem po to, by ją tylko na chwilę przytulić.
***
Półtora miesiąca po naszym wyjeździe dostaję wiadomość od Katii. “Wowa nie żyje. Poległ pod Bachmutem”.
Książka wydana przez Patronite Publishing, do kupienia na patronite-sklep.pl
Pierwszy dzień szkoły dla ukraińskich uczniów — 2 września — rozpoczął się przy akompaniamencie rosyjskich rakiet. Zamiast słodko spać w swoich łóżkach, dzieci zmuszone były uciekać do schronów przeciwbombowych, gdzie próbowały przespać się choć trochę dłużej. Jednak wróg nie zaprzestał ataku, wystrzeliwując w sam Kijów kilkanaście rakiet manewrujących i kilkanaście rakiet balistycznych. Również we Lwowie doszło do tragicznych wydarzeń – podczas ataku zginęła cała rodzina – matka i trzy córki. Ale mimo to Ukraina nadal żyje. Niezłomni Ukraińcy demonstrują swoją siłę i moc w tańcach, na wystawach, na wybiegach. Bo wróg rosyjski nie jest w stanie jednego zrobić – złamać ducha Ukraińców.
Tekst: Natalya Ryaba
7 września demonstranci zorganizowali protest w Pradze, trzymając w rękach niebiesko-żółte parasole. Uczestnicy wiecu wzywali do skutecznej obrony powietrznej Ukrainy i zapewnienia jej możliwości kontrataku. Demonstranci stworzyli „mapę” Ukrainy przy użyciu niebiesko-żółtych parasolek.
Studenci Międzynarodowej Akademii Zarządzania Personelem obserwują, jak ratownicy gaszą pożar w jednym z budynków uczelni po ataku rakietowym na Kijów 2 września 2024 r. Ukrywając się w schronie, uczniowie słyszeli świst rakiet i eksplozje.
Ukraińscy medycy wojskowi udzielają pomocy rannemu ukraińskiemu żołnierzowi w punkcie stabilizacyjnym w obwodzie Czasiw Jar, 6 września 2024 r.
Zwolniona z niewoli ukraińska żołnierka rozmawia przez telefon ze swoimi dziećmi. 13 września Rosja i Ukraina przeprowadziły kolejną wymianę więźniów. Do domu wróciło 49 Ukraińców — 23 kobiety i 26 mężczyzn. Po raz pierwszy od dłuższego czasu udało się zwrócić „Azowów” Ukrainie. W organizacji wymiany pomogły Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Ukraińscy uczniowie śpiewają hymn narodowy podczas uroczystości rozpoczęcia nowego roku szkolnego we Lwowie, 2 września 2024 r.
4 września stał się dla Lwowa najtragiczniejszym w czasie całej wojny. W ataku zginęła matka i jej trzy córki. Przy życiu pozostał tylko ojciec. Całe miasto przybyło na pogrzeb zmarłych. W wyniku ostrzału we Lwowie zginęło 7 osób, 66 zostało rannych. Uszkodzonych zostało także 188 budynków, w tym 19 zabytków architektury.
Para ogląda plakaty przedstawiające poległych ukraińskich żołnierzy Brygady Azowskiej na wystawie plenerowej w Kijowie, 23 września 2024 r.
Freya Brown, treserka psów armii brytyjskiej, ze swoim psem służbowym Zakiem podczas sesji szkoleniowej z ukraińskimi żołnierzami w koszarach w East Midlands w Wielkiej Brytanii, 10 września 2024 r.
Prezentacja kolekcji Veroniki Danilovej w ramach Ukraińskiego Tygodnia Mody, 1 września 2024. Projektantka zadedykowała ojczyźnie swoją kolekcję „Ogród Chmur”, inspirowaną wspomnieniami ukraińskiego ogrodu i kwitnących jabłoni.
Będzie wiele problemów – i politycy o tym wiedzą. Dlatego nie chcą całkowitego upadku Rosji, także poprzez uzbrojenie Ukrainy i silną presję sankcji. Rosja była, jest i będzie krajem terrorystycznym – trzeba to brać pod uwagę w każdym scenariuszu. Aby zminimalizować jej wpływy i destrukcyjne działania, potrzebujemy solidnych planów, wielkich koalicji i czasu (którego nie mamy). W tym artykule nasz partner, niezależny projekt medialny Zaborona, wyjaśnia ryzyko i konsekwencje ewentualnej defederalizacji Rosji.
W jakich okolicznościach mogłoby do dojść do rozpadu Federacji Rosyjskiej
Wojna Rosji z Ukrainą i bezprecedensowe zachodnie sankcje wywierają presję na rosyjską rzeczywistość. Zachód ma nadzieję, że dyktatura upadnie, a jej miejsce zajmą siły demokratyczne – co byłoby bezstresową transformacją władzy zarówno dla Rosji, jak dla świata. Pozwoliłoby to bowiem uniknąć takich konsekwencji jak dezintegracja, całkowity upadek państwa – i mieć Rosję, z którą można negocjować i współpracować.
– Widzimy jednak, że w Rosji może być inaczej. Na przykład bunt Prigożyna, przywódcy Grupy Wagnera, pokazał, że dramatyczne zmiany mogą nastąpić w każdej chwili – i nawet sam reżim nie może zagwarantować sobie długiego istnienia – mówi dr Stanisław Żelichowski, ekspert od spraw międzynarodowych.
Sugeruje on, że w efekcie niektóre elity mogą zostać zastąpione przez inne o tym samym paradygmacie politycznym – lub nieco odmiennych poglądach. Mogą one na przykład chcieć zaprzestania działań wojennych, negocjować z Zachodem lub szukać kompromisów. Ale zdaniem Żelichowskiego musimy zdać sobie sprawę z tego, że zasadnicza oś polityczna może zostać utrzymana, a nawet wzmocniona.
„Putina nie zastąpi Thomas Jefferson – napisał prawie dwa lata temu Luke Coffey, starszy pracownik naukowy w Centrum Europy i Eurazji. – Osoba, która go zastąpi, będzie równie nacjonalistyczna i autorytarna. Zachodni decydenci powinni porzucić nadzieję na pojawienie się umiarkowanego rosyjskiego przywódcy, który będzie chciał pokoju z sąsiadami i reform w kraju”.
Rozpad Rosji byłby możliwy pod warunkiem nałożenia jeszcze poważniejszych sankcji lub z powodów, które osłabiłyby ją od wewnątrz. Nastąpiłaby wówczas dekoncentracja władzy i całego pionu państwowego. Każdy z podmiotów wchodzących w skład Federacji Rosyjskiej mógłby wtedy pójść swoją drogą.
– Jest to bardziej prawdopodobne po porażce Rosji w wojnie [w Ukrainie – red.]. Wtedy Putinowi byłoby naprawdę trudno wytłumaczyć zarówno utratę ludzi na froncie, jak kwestie ekonomiczne – argumentuje Żelechowski. – Te czynniki zbiegłyby się w jednym punkcie i pojawiłoby się zagrożenie zarówno od wewnątrz, jak na poziomie zamieszkujących tam narodowości. Wtedy moglibyśmy mówić o rozpadzie Rosji.
<frame>Moskwa stała się Rosją pod koniec XVII wieku, po zajęciu terytoriów na lewym brzegu Dniepru. Po tym nastąpiło zniszczenie Siczy Zaporoskiej za pomocą ekspedycji karnych. 22 października 1721 r. Piotr Wielki ogłosił Królestwo Moskiewskie „Imperium Rosyjskim”, a Moskali „Rosjanami”. <frame>
Jarosław Żaliło, zastępca dyrektora Ukraińskiego Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych, sugeruje rozważenie umiarkowanego scenariusza, który uwzględniałby kryzys i upadek rosyjskiego rządu centralnego, ale jednocześnie istnienie podmiotów, które mogłyby organizować działania na rosyjskich terytoriach.
– Faktem jest, że jeśli mówimy o czymś destrukcyjnym i początku kompletnego chaosu, byłby to szok dla globalnej polityki i gospodarki. Mogą też pojawić się bardzo poważne zagrożenia związane z uchodźcami, bezpieczeństwem granic sąsiednich krajów i kwestiami humanitarnymi. Globalna społeczność będzie starała się uniknąć tej opcji – przewiduje ekonomista.
Secesja drogą naturalną
Federacja Rosyjska jest największym krajem na świecie pod względem terytorium, ale 60% jej powierzchni pokrywa wieczna zmarzlina. Oznacza to, że populacja jest nierównomiernie rozłożona. Oficjalne dane dotyczące liczby mieszkańców pochodzą z 2015 r. (142 mln), a dane rzeczywiste są nieznane.
Obecnie Federacja Rosyjska składa się z 83 podmiotów, z których wiele ma obywateli o wspólnej kulturze, historii i języku, różniących się od słowiańskiej populacji Rosji.
19 z tych podmiotów to republiki. W przeciwieństwie do krajów i obwodów, są one formą państwowości określonego narodu (narodów) w ramach Rosji i przyjmują własne konstytucje, mają też prawo do określania swoich języków urzędowych.
Nikt nie wie na pewno, na jakie części rozpadnie się Federacja Rosyjska, zaznacza Maksym Majrow, analityk z Ukraińskiego Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacji. Pierwszymi kandydatkami do secesji są republiki narodowe, takie jak Czeczenia czy Buriacja.
– Republiki narodowe mogą stać się nowymi państwami z własnymi tytularnymi grupami etnicznymi. Oczywiście potencjał państwotwórczy tych republik nie jest taki sam: niektóre mają małe terytorium, inne – niedogodne położenie geograficzne, a jeszcze inne mają zbyt wiele „nienazwanych” grup etnicznych w populacji, głównie Rosjan. Te z nich, które będą w stanie przezwyciężyć problemy, mają szansę na niepodległość – uważa ekspert.
<frame>Istnieje jednak pewien niuans: terytoria republik narodowych i ich ludność stanowią stosunkowo niewielką część obecnej Federacji Rosyjskiej. Według Majorowa ich separacja nie będzie wyglądać jak całkowity rozpad, jak to było w przypadku ZSRR czy Austro-Węgier. <frame>
– Nie należy jednak lekceważyć regionalizmu – terytoriów, na których formalnie obecna jest rosyjska większość etniczna, ale gdzie ze względu na cechy historyczne, geograficzne i kulturowe istnieje silne pragnienie suwerenności – zauważa analityk. – Pod pewnymi warunkami mogą one również stać się odrębnymi państwami, a to już zwiększa szanse na zaistnienie stanu, który moglibyśmy nazwać dezintegracją.
Zachodni eksperci są ostrożni w komentowaniu wydarzeń, które nie mają podstaw naukowych lub jeszcze nie miały miejsca. Dlatego w otwartych źródłach istnieje tylko kilka założeń dotyczących możliwych odrębnych państw, które mogłyby powstać w wyniku rozpadu Federacji Rosyjskiej. Opierając się jednak na danych etnicznych i historycznych, a także na opiniach ekspertów, pozwolimy sobie zwizualizować wyimaginowaną mapę separacji niektórych podmiotów.
Według Stanisława Żelichowskiego Kaukaz Północny może być miejscem najgorętszym, ponieważ jest domem dla wielu narodów.
– Mieszkańcy Iczkerii próbowali już oderwać się od Federacji Rosyjskiej. Wraz z obaleniem reżimu Putina upadnie również lokalny reżim Kadyrowa i rozpoczną się ruchy na rzecz niepodległości. Trudno powiedzieć, czy te małe narody będą w stanie ją zdobyć, chociaż zachowały swoje cechy narodowe – język, religię, tradycje – w stopniu największym ze wszystkich narodów Rosji. To stanowiłoby podstawę państwowości – argumentuje ekspert.
Jego zdaniem Tatarstan może być kolejnym po Iczkerii państwem chętnym do secesji, ponieważ ma zasoby (ropa naftowa) i dość duże terytorium. Oficjalnym językiem tej republiki jest tatarski, drugi najczęściej używany język w Rosji (oficjalnie 5 milionów użytkowników). Należy on do języków turkijskich, które obejmują również turecki, krymskotatarski, kazachski, azerski, uzbecki, tuwiński i turkmeński.
We wrześniu 2024 r. członkowie Organizacji Państw Turkijskich uzgodził uzgodnili przejście na 34-literowy wspólny alfabet łaciński. Podstawą był alfabet turecki, do którego dodano litery charakterystyczne dla innych języków. Do tej pory do unifikacji alfabetu przyłączyły się Azerbejdżan, Kirgistan, Kazachstan, Uzbekistan i Turcja, inicjatorka konwergencji turkijskiej. W Tatarstanie wiadomość to tym przyjęto z zazdrością, a lokalny orientalista Azat Achunow nazwał tę kwestię „historyczną traumą”. W latach 90. ruchy narodowe dążyły bowiem do przejścia na alfabet łaciński, ale rząd federalny za pośrednictwem Sądu Konstytucyjnego im tego zakazał.
– W ostatnich dziesięcioleciach w Tatarstanie powszechna była rusyfikacja, a wiele osób nie mówi po tatarsku, co stanowi problem. To samo dotyczy Republiki Sacha [Jakucja – red.] i innych: istnieją ogromne terytoria, ale nie wiadomo, czy będą w stanie samodzielnie utworzyć państwo – mówi Żelichowski.
Konsekwencje i ryzyko
Globalna społeczność będzie starała się uniknąć chaotycznego upadku Federacji Rosyjskiej, ponieważ byłby to potężny wstrząs dla światowej gospodarki i polityki.
Jarosław Żaliło sugeruje rozważenie umiarkowanego scenariusza – czyli pojawienia się kryzysu i upadek centralnego rządu Rosji, ale jednocześnie istnienie podmiotów, które mogą organizować działalność na terytoriach obecnej Federacji Rosyjskiej.
– Upadek powinien generować minimum globalnych zagrożeń, przede wszystkim z powodu użycia broni jądrowej. To nie będzie miało bezpośredniego wpływu na gospodarkę, ale może mieć wpływ na wzrost niepokoju, pogorszenie nastrojów konsumenckich i inwestycyjnych oraz gwałtowny wzrost wydatków na obronność w krajach sąsiadujących z Rosją i należących do NATO – mówi ekspert.
Bezpieczeństwo żywnościowe
Druga kwestia ma charakter ekonomiczny. Rosja jest dostawcą gazu ziemnego i ropy naftowej na rynki energetyczne – i nawet kraje UE nadal importują jej gaz.
– Jeśli jakieś destrukcyjne procesy doprowadzą do zakończenia tych dostaw, będą poszukiwane alternatywne opcje dostaw – wyjaśnia Żaliło. – Fakt, że zależność Europy od rosyjskiego gazu zmniejszyła się, oznacza, że ryzyko to będzie coraz mniejsze.
Obecność Rosji na globalnym rynku żywności jest znacząca i nie słabnie, pomimo sankcji. Obejmuje ona dostawy zbóż do Afryki, Azji i na Bliski Wschód.
Co ciekawe, zaledwie sześć regionów gospodarczych dostarcza prawie całą rosyjską pszenicę, a połowa z nich znajduje się w pobliżu obszaru, na którym armia rosyjska toczy zacięte walki. Północny Kaukaz, region Czarnoziemu, region Wołgi, Ural i Zachodnia Syberia to regiony z nadwyżką pszenicy – podczas gdy region Centralny i Moskwa są deficytowe.
– Mogą wystąpić znaczne zagrożenia dla dostaw żywności, dlatego będziemy musieli szukać alternatywnych dostawców. Ukraina może przyjąć taką rolę – uważa Żaliło.
Polityka i uchodźcy
Dominik Gąsiorowski, ekspert ds. przeciwdziałania rosyjskiej dezinformacji w Polsce, jest bardzo ostrożny w kwestii upadku Rosji. Według niego można się tylko domyślać, że sanie się to okazją dla innych państw do interwencji w politykę europejską lub globalną.
– Być może Chiny lub Iran spróbują wykorzystać sytuację, co doprowadzi do konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi lub Europą. Jest też kwestia tego, jak będą traktowani uchodźcy z Federacji Rosyjskiej – zauważa. – Po wojnie w Ukrainie Polska będzie bardzo niechętnie przyjmować rdzennych etnicznych Rosjan, nawet w przypadku katastrofy humanitarnej. Sytuację można porównać tylko do tego, co stało się w Iraku i Syrii. Stany Zjednoczone obawiały się, co będzie po upadku reżimu Saddama Husajna.
Mychajło Strelnikow, inicjator zbudowania w Warszawie Muzeum Zwycięstwa nad Despotyzmem, uważa jednak, że nie należy spodziewać się dużej fali emigracji. W końcu 90% Rosjan jest nieaktywnych zawodowo.
– Upadek Rosji nie będzie tak naznaczony migracją jak upadek ZSRR, kiedy powstanie samowystarczalnych republik doprowadziło do migracji do Europy i Stanów Zjednoczonych – mówi. – Kilka milionów tych, którzy chcieli opuścić Rosję, już wyjechało – przed rozpoczęciem wojny, wraz z rozpoczęciem inwazji na pełną skalę, a potem wraz z mobilizacją. I nie spowodowało to żadnego chaosu w Europie.
Mówiąc o możliwych systemach zarządzania po nowych podmiotach, amerykański politolog Janusz Bugajski, autor książki „Niewypłacalne państwo. Instrukcja rozczłonkowania Rosji”, podkreśla:
– [Po upadku Związku Radzieckiego] kraje bałtyckie zbudowały demokrację, Białoruś, Kazachstan i Uzbekistan zbudowały państwa autorytarne, a Ukraina potrzebowała trochę czasu, aby do demokracji dojść. Z Rosji wyłonią się różne państwa o różnych systemach.
Broń jądrowa: zagrożenie nie zniknie
Koniec państwowości tworzy próżnię władzy, którą ktoś może chcieć wypełnić. Najczęściej są to państwa sąsiednie.
– Jak pokazała wojna w Syrii, takich sił może być wiele, a niestabilność może trwać w nieskończoność. W przypadku Rosji trzeba też pamiętać o jej arsenale nuklearnym – ostrzega Dominik Gąsiorowski.
Kwestia nuklearna to wielkie ryzyko. Może ono jednak nie być aż tak poważne, jak w przypadku Związku Radzieckiego. Wówczas poza granicami radzieckiej Rosji rozmieszczonych było prawie 7 tysięcy głowic. W latach 70. Związek Radziecki był opisywany jako „Górna Wolta z rakietami”, a w 2010 roku Rosja – jako „stacja benzynowa z bronią jądrową”. Czy stanie się atomową Somalią?
„Obecnie, z wyjątkiem baz marynarki wojennej, siły nuklearne kraju znajdują się głównie w centrum Federacji, na południu i wzdłuż głównych szlaków komunikacyjnych – zauważa Bruno Tertreuil, starszy badacz w Institute Montaigne. – Chociaż czasami są one zbyt blisko granic, by nie budzić poważnych obaw o ich los w przypadku poważnych zaburzeń”.
<frame>Dzisiejsza Rosja regularnie grozi bronią nuklearną. Według oficjalnych danych posiada 4 380 głowic, z czego 1 710 jest rozmieszczonych. Istnieją obawy, że broń ta może trafić do innych krajów lub do tych, które pojawią się na jej terytorium. <frame>
– Nie wiemy, jakie reżimy będą w tych republikach, czy nie będą ze sobą walczyć. Być może zostanie utworzona międzynarodowa misja monitorująca, a organizacje takie jak ONZ, MAEA i główne mocarstwa będą zaangażowane w monitorowanie arsenału jądrowego – zastanawia się Stanisław Żelichowski.
Osobną kwestią jest to, czy możliwe będzie podpisanie traktatów z tymi krajami w sprawie rezygnacji z broni jądrowej lub jej nierozprzestrzeniania. Tym razem może się to nie udać. W 1994 r. podpisano memoranda z Ukrainą, Białorusią i Kazachstanem, kiedy kraje te zrezygnowały z arsenału nuklearnego w zamian za niedotrzymane potem przez Rosję gwarancje bezpieczeństwa.
– I wszyscy wiedzą, do czego to doprowadziło – podkreśla ekspert.
Michaił Strelnikow przypomina, że do 2014 r. rosyjski arsenał jądrowy był utrzymywany przez pracowników Południowego Zakładu Budowy Maszyn w Dnieprze w Ukrainie.
– Przez ostatnie dziesięć lat nie wiedzieliśmy, kto i jak dbał o te pociski i zapasy, profesjonalnie czy nie. Widzimy opłakany stan rosyjskiej infrastruktury – zalane tamy, kanały, które gdzieś popękały. [Rosjanie] nie mogą sobie z tym poradzić, więc co tu mówić o utrzymaniu rakiet – ostrzega. – Kiedy Putin grozi naciśnięciem przycisku nuklearnego po przekroczeniu „czerwonych linii”, nikt tak naprawdę nie wie, ile pocisków poleci, a ile wybuchnie w silosach.
Niezależne republiki postrosyjskie – albo części innych państw
Nowe państwa postrosyjskie mogą łączyć się ze sobą lub wchodzić w związki federalne i konfederacyjne. Jednak przyłączenie terytoriów Federacji Rosyjskiej do jej obecnych sąsiadów jest mniej prawdopodobnym scenariuszem, uważa Maksym Majorow. W końcu prawo międzynarodowe jest łagodniejsze w przypadku separatyzmu niż aneksji – tyle że Rosja pierwsza przekroczyła tę czerwoną linię.
– Dlatego w pewnych okolicznościach nie można całkowicie wykluczyć ekspansji terytorialnej Chin, Japonii, a nawet Ukrainy kosztem Federacji Rosyjskiej – mówi.
Na przykład Japonia może rościć sobie prawa do Wysp Kurylskich i Sachalinu, podczas gdy Pekin ma na oku Ural, ponieważ jest zainteresowany dodatkowymi obszarami do zasiedlenia i dostępem do Arktyki.
Eksperci, z którymi rozmawiała Zaborona, zgadzają się co do tego, że Rosja może stać się polem rywalizacji między państwami zachodnimi, Chinami i Turcją – o ropę, gaz i inne zasoby naturalne oraz o wpływ na kraje Azji Środkowej, które są zależne od dostaw z Rosji.
Jarosław Żaliło apeluje, by nie zakładać, że nic się na terytorium Rosji nie wydarzy. Coś się wydarzy – i będzie to interesujące dla globalnego kapitału.
– Chiny już teraz przejmują rolę lidera w tych relacjach. Już teraz określają, czego potrzebują – podkreśla ekonomista. – A jeśli Rosja wycofa się z grona dostawców do krajów Azji Środkowej, Chiny ją w tym zastąpią. Ekspansja chińskiego kapitału w Rosji trwa już od dłuższego czasu, a teraz się rozszerza. Może to stać się czynnikiem organizującym, który pomoże utrzymać kontrolę nad znaczną częścią zasobów Rosji nawet w przypadku kryzysu w rosyjskim rządzie centralnym.
Bez rozpadu: Rosja po przegranej wojnie
Jeśli pozwolimy sobie na analogię do sytuacji po II wojnie światowej, to powinniśmy pamiętać, że zarówno agresorzy, jak zwycięzcy byli wtedy zaangażowani w Plan Marshalla. Dzięki niemu w Europie zbudowano spójny system, który stał się podstawą pokoju na kontynencie na prawie 80 lat.
Był jeszcze jeden plan dla Niemiec, przypomina Jarosław Żaliło, tzw. Plan Morgenthaua. Przewidywał on zniszczenie potencjału gospodarczego tego kraju i nie pozwalał na rozwój jego przemysłu. Doprowadziłoby to do negatywnych konsekwencji i kopii sytuacji po I wojnie światowej. Pokonane w niej Niemcy w ciągu 10-15 lat stworzyły podwaliny pod reżim nazistowski i szeroką podstawę do rozwoju nacjonalizmu.
– Aby zapobiec zaistnieniu takiego scenariusza w przypadku Federacji Rosyjskiej, potrzebna będzie polityka, która zbudowałaby nową gospodarkę, podstawę nowego społeczeństwa w ramach globalnego porządku światowego na tym terytorium. Mówimy o dziesiątkach milionów ludzi, potencjalnych problemach, potrzebie zapewnienia rozwoju tego terytorium – wyjaśnia ekonomista. – Oczywiste jest, że należy tu zbudować pewne programy i strategie, takie jak Plan Marshalla, które ponownie uruchomiłyby gospodarkę. Wdrożenie tych programów może być potężnym impulsem dla globalnej gospodarki, tworząc dla niej nową przestrzeń i nowy scenariusz rozwoju. Ukraina może odegrać aktywną rolę w tym resecie.
Nie powinniśmy mieć nadziei, że po kapitulacji i rozbrojeniu Rosjanie nagle przejrzą na oczy i przyznają, że się mylili. Wręcz przeciwnie: uraza z powodu upokorzenia „zwycięskiego narodu” zakorzeni się w nich i będą szukać zemsty. Dlatego w przyszłości sojusze wojskowe będą musiały podjąć środki, by utrzymać rosyjskich mieszkańców jak najdalej od pomysłu zaatakowania swoich sąsiadów. Niezwykle ważne jest również zastąpienie propagandy pracą ideologiczną na rzecz uznania prawdy historycznej: o wojnach w Ukrainie i Gruzji, o II wojnie światowej, o deportacjach, głodzie, ludobójstwach. Być może wtedy przyszłym pokoleniom będzie bardziej zależało na pokoju na świecie.