Exclusive
20
min

Emocje wojny w metalu i kamieniu. Jak artyści reagują na wydarzenia w Ukrainie

Niesprawiedliwa wojna zawsze rezonuje z artystami. Tworzą coś, co przemawia do ludzi w uniwersalnym języku i może inspirować do refleksji i współczucia tam, gdzie zwykły język już nie wystarcza. Przedstawiamy najistotniejsze dzieła sztuki ukraińskich i zagranicznych rzeźbiarzy z lat 2022-2024, z których każde jest osobistą odpowiedzią twórcy na rosyjską inwazję

Oksana Gonczaruk

Postać rosyjskiego agresora na czołgu, potajemnie zainstalowana przez Jamesa Colominę na jednym z placów zabaw w nowojorskim Central Parku, 2022 r. Zdjęcie: @jamescolomina

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Ołeksij Saj (Ukraina): instalacja I'M FINE

Od prawie czterdziestu lat na pustyni Black Rock w Nevadzie, w zachodnich Stanach Zjednoczonych, w ostatnich dniach lata i częściowo we wrześniu odbywa się jedno z największych na świecie wydarzeń artystycznych: festiwal Burning Man. Dziesiątki artystów przyjeżdżają do tego dzikiego miejsca, by zaprezentować swoją sztukę.

W 2024 roku odnieśli na nim sukces Ołeksij Saj i jego zespół. Gigantyczna – 7 metrów wysokości i 32 metry długości – metalowa instalacja I'M FINE zrobiła furorę. Widzowie, którzy rzucili się w kierunku jaskrawego napisu, kiedy się do niego zbliżyli, zdali sobie sprawę, że to nie jest beztroskie: „I'm fine” – lecz dziesięciotonowa, żelazna twarz wojny.

Instalacja Ołeksija Saja na festiwalu Burning Man 2024. Zdjęcie: imfine.ukraine.ua

I'M FINE to instalacja ze znaków drogowych, tablic z nazwami miast i drzwi samochodów podziurawionych przez pociski. Wszystkie zostały przywiezione ze strefy frontowej – z miejsc, z których Ukraińcy zostali już ewakuowani. Jedną z liter napisu współtworzy przestrzelona tablica do koszykówki. Zabrano ją z boiska w pobliżu szkoły, z której pozostało tylko półtorej ściany. Dzięki pomocy ukraińskiego wojska i policji do Nevady dotarła również karuzela dla dzieci, zniszczona wskutek bombardowania.

– Dyżurowaliśmy w pobliżu tej rzeźby przez całą dobę, bo ludzie wciąż przychodzili i przychodzili, by ją oglądać – mówi Ołeksij Saj. – Reagowali na nią bardzo emocjonalnie: wpatrywali się, zadawali pytania i niemal wszyscy płakali. Na koniec mówili nam: „Dziękujemy, że przywieźliście to tutaj, naprawdę tego potrzebujemy”.

Zdjęcie: imfine.ukraine.ua

Współautorem projektu jest Witalij Dejneha, założyciel i szef fundacji charytatywnej „Wróć żywy”. To on wpadł na pomysł promowania Ukrainy na festiwalu Burning Man.

– Chcieliśmy, żeby ludzie poczuli doświadczenie wojny, gdy zetkną się z projektem I'M FINE: nie wiadomości, nie informacji, ale emocji –  wyjaśnia Saj. – Żeby to było coś, co mogliby zobaczyć – i dotknąć tego.

Wiedzieliśmy, że nie chcemy pokazać się światu jako ofiara, której należy współczuć. Najważniejszą rzeczą jest wzbudzenie w ludziach zrozumienia i empatii

Przyjaciel Witalija wysłał mi kiedyś mema z psem siedzącym wewnątrz płonącego domu, pijącym piwo – i z podpisem: „Jest w porządku”. Właśnie z tego podpisu zaczerpnąłem wątek do frazy „I’m fine”. I zdałem sobie sprawę, że właśnie to możemy powiedzieć. Już w Ameryce, na festiwalu, tłumaczyłem ludziom, że w naszym kontekście „I'm fine” oznacza: „Nic mi nie jest, nie umarłem. Niedoczekanie wasze”.

Ołeksij Saj. Zdjęcie: imfine.ukraine.ua

– Nasz zespół nazywaliśmy nie „artystami”, ale „budowniczymi”. Na pustyni praca jest tak ciężka, jak na Marsie: w ciągu dnia jest strasznie gorąco, w nocy bardzo zimno. Burza piaskowa towarzyszyła nam zarówno podczas montażu, jak demontażu instalacji. Kiedy jest wietrznie, nie nawet nosisz maski, ale respirator i gogle. A jeśli ta burza złapie cię gdzieś samego rowerze, możesz jeździć cały dzień i nigdzie nie dotrzeć. Bo nic nie widzisz.

Teraz instalację I'M FINE czeka nowa podróż. Jej twórca jest pewien, że gdyby została ustawiona w Nowym Jorku lub Waszyngtonie na co najmniej tydzień, oddźwięk byłby jeszcze większy.

Mykyta Zigura (Ukraina): spokojne niebo i atak dronów

83-metrowy cień naszej „Mrii”, największego na świecie samolotu – An-225, który został zniszczony przez rosyjskich okupantów w pierwszych dniach wojny, oraz inny, naturalnej wielkości, cień rosyjskiego myśliwca SU-27, pojawiły się 24 sierpnia 2022 r. na polu żyta na wyspie Fionia w Danii. Cienie, które można zobaczyć nawet z kosmosu, były dziełem ukraińskiego rzeźbiarza Mykyty Zigury.

„Mrija” jest symbolem zwycięstwa życia i marzeń nad śmiercią, która wisi nad Europą niczym cień. Tyle że to zagrożenie jest widoczne tylko w wiadomościach i często nie jest traktowane poważnie przez ludzi w innych krajach.

W przeciwieństwie do spokojnej „Mrii”, cień SU-27 wygląda groźnie – jakby ten samolot atakował inny cel. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Mykyta Zigura, rzeźbiarz z Dniepru, poświęcił swój projekt rocznicy niepodległości Ukrainy, która została uwikłana w wojnę. Według Zigury Dania ma odpowiedni, płaski, teren, gdzie pola są starannie koszone, a zarazem wszystko jest naturalne. Artysta uzgodnił z właścicielem jednego z takich pól, że namaluje na nim dwa obiekty. I tak ściernisko stało się płótnem artysty.

Realizacja pomysłu pochłonęła 300 litrów farby i 10 dni pracy

– Pracowałem tak zwaną „metodą egipską” – wyjaśnia Mykyta Zigura w rozmowie z serwisem Sestry. – Mały szkic jest dzielony na kwadraty, następnie te kwadraty są powiększane dziesięciokrotnie, odciskam je na ziemi i rysuję kontury płaszczyzny. Nawiasem mówiąc, kiedy to zrobiłem, pomyślałem, że być może te geoglify na pustyni Nazca wcale nie zostały wykonane przez kosmitów. Bo, technicznie rzecz biorąc, osoba, która stosuje tę metodę, jest w stanie zrobić coś takiego. Ludzie w Danii zwracają uwagę na wszystko, co się dzieje w Ukrainie. Chociaż Rosja nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla Danii, obywatele tego kraju rozumieją, że ryzyko wojny istnieje, więc nam pomagają. Dania była jednym z pierwszych krajów NATO, które dostarczyły Ukrainie myśliwce F-16. A mój projekt „Spokojne niebo” spotkał się z dużym zainteresowaniem lokalnej prasy, a potem prasy międzynarodowej, co pomogło mu zyskać rozgłos na całym świecie. Duńczycy widzieli naszą „Mriję” kilka razy: po raz ostatni samolot przyleciał do Danii w lutym 2022 roku, tuż przed wybuchem wojny. To było poważne wydarzenie dla ich kraju, które dobrze pamiętają.

W tym roku cienie dronów pojawiły się na luksusowej promenadzie w Nicei, po której ludzie spacerują lub biegają. To nowe dzieło Zigury.

Cienie dronów na nabrzeżu Nicei. Zdjęcie z prywatnego archiwum artysty
Francuscy i zagraniczni turyści nie reagowali, po prostu przechodzili obok. A Ukraińcy natychmiast to zauważali, rozumieli, że to „Szachidy” – i się zatrzymywali

W Nicei spotkałem ludzi z Mariupola. Rozmawiałem z nimi i zdałem sobie sprawę, że ich rany nigdy się nie zagoją, nawet jeśli pójdą na krańce ziemi, by uciec przed wojną. Chcę przełamać dystans Europejczyków. Chcę, by wiedzieli, że dla Ukraińców te cienie „Szachidów” są codzienną rzeczywistością i zagrożeniem. Po to, by nadal pomagali Ukrainie bronią – podsumowuje artysta.

Kolejny projekt Zigury, poświęcony bohaterskiej obronie Kijowa w 2022 roku, będzie zlokalizowany w pobliżu stacji metra „Bohaterów Dniepru”. Został już zatwierdzony przez miasto i jego premierę zaplanowano na trzecią rocznicę inwazji.

James Colomina (Francja): czerwone rzeźby

Od 22 sierpnia 2024 r. na ulicach Kijowa zaczęły pojawiać się czerwone rzeźby, których autorem jest pochodzący z Tuluzy artysta James Colomina, nazywany „Banksym rzeźby” – ponieważ potajemnie umieszcza swoje prace na ulicach całego świata. Charakterystyczną cechą jego stylu jest intensywny czerwony kolor, nazwany na jego cześć „Rouge Colomina”.

„Każdą rzeźbę instalowałem w nocy, podczas godziny policyjnej, a czasem podczas alarmów”. Prace Jamesa Colominy w Kijowie. Zdjęcie: @jamescolomina

Jego pierwsza praca – głowa i ręka dziecka rysującego ukraiński trójząb – pojawiła się na budynku Poczty Głównej w Kijowie. Kolejna instalacja to postać dziewczynki przystrojonej w słoneczniki na bulwarze Szewczenki. Na budynku stacji metra „Uniwersytet” rzeźbiarz umieścił dziewczynkę z sercem w dłoniach, a obok niej pluszowego misia. Czwarta rzeźba to dziewczynka na huśtawce pod mostem nad aleją Bohaterów. Na głowie ma za duży hełm wojskowy.

Piąta, gołąbek pokoju, znalazła swoje miejsce na okrągłej latarni Majdanu Niepodległości, obok pola żółtych i niebieskich flag powiewających na cześć poległych żołnierzy. Autor mówi, że ten czerwony gołąb jest „hołdem dla ukraińskich bohaterów”.

Gołąbek pokoju w centrum Kijowa. Zdjęcie: Ukrinform

– Każdą rzeźbę instalowałem w nocy, podczas godziny policyjnej – mówi James Colomina w rozmowie z serwisem Sestry. – Kiedyś prace musiały zostać przerwane, bo pod mostem pojawiła się policja. Ale taka przerwa jest elementem rzeczywistości i nie może mnie powstrzymać. Pomimo przeszkód, robię swoje, bo uważam, że te rzeźby powinny tam być i demonstrować artystyczny opór wobec wyzwań, przez które przechodzi kraj. Sztuka jest bronią. Swoimi pracami chcę pokazać, że ta niesprawiedliwa wojna to nie tylko nie jest odległy konflikt, ale ludzka tragedia, która dotyka niewinnych ludzi. Stworzyłem na przykład rzeźby dzieci w sytuacjach, które akcentują niewinność – by przypomnieć ludziom o kruchości życia i emocjonalnym wpływie wojny.

W parku Szewczenki w Kijowie. Zdjęcie: @jamescolomina

Tworzenie każdej rzeźby jest złożonym procesem, szczególnie w realiach Kijowa, gdzie nie jest bezpiecznie. Zaprojektowanie, uformowanie, przetransportowanie i zainstalowanie rzeźb w odpowiednich miejscach wymaga czasu, co oznacza kilka dni lub tygodni przygotowań.

Jako że te rzeźby są moją inicjatywą, chciałem umieścić je tak, aby mogło je zobaczyć jak najwięcej osób, zanim zostaną usunięte przez oficjalne władze. Wybrałem symboliczne miejsca, w których moje prace miałyby maksymalny wpływ

Stworzyłem również prace na temat wojny w Ukrainie w innych miejscach na świecie. W szczególności „Władimir” – rzeźba, która podróżuje po całym świecie, potępiając przerażające czyny Putina i lekceważenie przez niego ludzkiego życia. Jest też rzeźba „To dziecko ma różę”, która przedstawia dziecko trzymające pistolet z różą w lufie. Za każdym razem staram się uchwycić uniwersalny aspekt wpływu wojny, mając nadzieję na podniesienie świadomości i zmobilizowanie opinii publicznej.

Dan Barton (Wielka Brytania): ukraińscy uchodźcy, czyli „Chcę żyć”

W marcu 2022 r. na jednej z ulic w Oxfordzie pojawiła się duża stalowa rzeźba wspierająca Ukrainę. Została wykonana przez Dana Bartona, znanego ze stworzenia wielkoformatowej instalacji złożonej z 1475 sylwetek brytyjskich żołnierzy, którzy zginęli podczas lądowania w Normandii.

Dan Barton i jego praca w Oksfordzie. Zdjęcie: prywatne archiwum artysty

„Ukraińska” rzeźba to 3,5-metrowa postać ukraińskiego żołnierza trzymającego na ręku dziecko i prowadzącego kobietę z drugim dzieckiem w bezpieczne miejsce. Obok – walizka na kółkach, symbol uchodźców, z napisem: „Oxford standing with Ukraine. Razem z gigantami”.

– Usłyszałem o Ukrainie w radiu. Słuchałem i łzy spływały mi po twarzy – mówi Dan Barton. – Pomyślałem: „To nie może się powtórzyć, nie w Europie”. Tej nocy nie mogłem spać, więc poszedłem do kuchni, wziąłem kartkę papieru i zacząłem spisywać swoje pomysły. Często honorujemy ludzi dopiero po ważnych wydarzeniach, kiedy jest to bezpieczne. A ja wierzyłem, że gdybyśmy mogli stworzyć obrazy teraz, to moglibyśmy podzielić się nimi ze światem, wysyłając wiadomość o niezachwianej solidarności z Ukrainą i nadziei dla tych, którzy cierpią.

Jako autor instalacji upamiętniających tych, którzy przez lata oddawali życie za naszą wolność, czułem, że musimy dostrzec ból 14 milionów przesiedleńców dotkniętych niszczycielską agresją Rosji

Wkrótce potem zobaczyłem w wiadomościach obraz, który chciałem stworzyć: żołnierz pomagający chłopcu, jego matce i innym uchodźcom, oddzielonym od niego przydrożnym płotem. Sfotografowałem tę chwilę i z pomocą kolegów zaadaptowałem obraz do instalacji. Po wystawieniu jej w Oksfordzie zacząłem otrzymywać maile od Ukraińców. Niektóre nadeszły z piwnic ukraińskich miast. „Proszę, powiedz światu, co się tutaj dzieje” – prosili.

Inni pytali, dlaczego wydaję pieniądze na instalację artystyczną, a nie przeznaczam ich na bieżące potrzeby Ukraińców. Tyle że moim zamiarem było wykorzystanie instalacji jako sposobu na zbiórkę pieniędzy. Przenosiliśmy ją z miasta do miasta, wzdłuż południowego wybrzeża (w tym Salisbury, Bournemouth, Portsmouth, Southampton, Brighton i Eastbourne) – i w drugą rocznicę inwazji wylądowaliśmy w Brukseli.

Rzeźba „Chcę żyć” w Brukseli 24.02.2024 r. Zdjęcie: Promote Ukraine

Spotkałem ukraińskie kobiety i dzieci, które dziękowały wolontariuszom i mnie za nasze wysiłki. Pewnego razu, po wysłuchaniu kilku ukraińskich historii, poczułem potrzebę ukrycia się, by płakać. To bardzo bolesne widzieć, jak ludzie tracą w tej daremnej wojnie wszystko, czym żyli i na co pracowali.

Niestety instalacja była prezentowana w Brukseli tylko przez jeden dzień. Teraz jest przechowywana na jednym z tamtejszych dziedzińców, bo Unia Europejska odmówiła nam na jej pokazywanie więcej czasu. Powiedzieli, że współpracują tylko z europejskimi partnerami.

W tym roku spotkałem się z królem i królową Wielkiej Brytanii oraz premierem Rishi Sunakiem. Zapytałem Rishiego, czy mógłbym przywieźć swoją instalację na Downing Street – na trzecią rocznicę, a on się zgodził. Niestety w związku z niedawną zmianą rządu nie jestem pewien, czy do tego dojdzie.

„Bohaterowie”: minirzeźba na grobie Askolda w Kijowie

W tym roku na dzwonnicy cerkwi św. Mikołaja Cudotwórcy przy grobie Askolda w Kijowie zainstalowano maleńką, wielkości dłoni, rzeźbę o nazwie „Bohaterowie”. Jest poświęcona żołnierzowi, który ukląkł przed ukraińską flagą.

Minirzeźba „Bohaterowie”. Zdjęcie: shukai.com.ua
Zgodnie z koncepcją zespołu autorów, rzeźba znajduje się bardzo nisko i aby ją zobaczyć, trzeba uklęknąć. W ten sposób oglądający czczą pamięć poległych

Rzeźba „Bohaterowie” jest częścią szerszego projektu kulturalno-historycznego „Szukaj!”, stworzonego przez słynną „menedżerkę Kijowa” Julię Bewzenko. Jej projekt opowiada historię Kijowa w minirzeźbach z brązu, których jest już 46.

Wybór grobu Askolda jako miejsca dla „Bohaterów” nie jest przypadkowy. W XIX wieku miejsce to było nekropolią słynnych kijowian, a w XX wieku pochowano tu bohaterów bitwy pod Krutami. Teraz to miejsce dla nowych herosów. W czasie wojny spoczęli tu Bohater Ukrainy Dmytro Kociubajło (dowódca „Wilków Da Vinci”), Pawło Petryczenko i Andrij Pilszczykow (pilot wojskowy ze znakiem wywoławczym „Dżus”)

Zdjęcie: shukai.com.ua

– Kiedy zobaczyłam, że podczas ceremonii pochówku Bohatera Ukrainy Da Vinci były Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy Walerij Załużny ukląkł przed rodziną zmarłego, zechciałam uwiecznić to w brązie – mówi Julia Bewzenko, autorka projektu „Szukaj!”. – Po raz pierwszy w rzeźbie z brązu użyliśmy koloru, ponieważ w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że gdyby flaga była tylko z brązu, nie byłoby jasne, czyja ona jest. A trudno za każdym razem tłumaczyć obcokrajowcom, że flaga jest żółto-niebieska, ukraińska. Pomalowaliśmy więc tę część rzeźby, by zawsze przypominała zarówno Ukraińcom, jak obcokrajowcom, której flagi bronią nasi bohaterowie w tej wojnie.

1 listopada 2024 r. w ramach projektu „Szukaj!” na kijowskim Dworcu Centralnym zainstalowano nową rzeźbę „Powrót do domu”. Na ten sam peron wjeżdżają dwa pociągi: jeden z Kramatorska, z wojskiem, drugi z zagranicy. Minirzeźba jest dedykowana milionom Ukraińców – by przypomnieć im, jak ważny jest powrót do domu.

Zdjęcie: Anastasiia Karnaukh/Społeczność

Materiał został przygotowany przez Marię Syrczynę i Oksanę Gonczaruk

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, piosenkarka i kompozytorka (pierwotnie była muzyka, która do tej pory nigdzie nie zniknęła). Swoją pracę w dziennikarstwie rozpoczęła od artykułów w magazynie muzycznym „Galas”. Przez wiele lat pracowała jako felietonistka kulturalna gazety „KP w Ukrainie”, była również redaktorką naczelną magazynu „Atelier”. Przez ostatnie kilka lat była krytykiem muzycznym w Vesti.ua, a wraz z wybuchem wielkiej wojny odnalazła się jako dziennikarka w reportażu społecznym.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Agnieszka Holland, portret, reżyserka filmowa

Joanna Mosiej: Powiedziała Pani, że największym Pani marzeniem jest, żeby świat się obudził i żebyśmy mieli przyszłość. Czy naprawdę jesteśmy już w momencie, w jakim była Republika Weimarska w swoim schyłkowym okresie? Nie ma dla nas nadziei i odwrotu? Historia musi się powtórzyć? 

Agnieszka Holland: Boję się, że trudno będzie zawrócić z tej drogi, jeżeli nie ma prawdziwej woli. Oczywiście nadzieja umiera ostatnia, ale to musi być nadzieja zbiorowa, a nie tylko jednostek. A w tym momencie, wśród tych, którzy decydują o naszych losach, nie ma pomysłów, nie ma woli. I nie ma odwagi.

Obecnie wszystkie rządy centrowo liberalno-prawicowe idą zdecydowanie w stronę reaktywności wobec czegoś, co wydaje im się nieuchronne, czyli fali brunatnego populizmu. A kiedy tej fali nie przeciwstawia się nic innego, tylko jeszcze więcej populizmu, to nie można wygrać rozgrywki o losy świata. Przynajmniej nie w najbliższym dziesięcioleciu. A równocześnie nie widzę takiej pracowitości, determinacji, nie widzę charyzmy, która mogłaby ludzi przekonać, że warto się o pewne wartości bić. I to w każdym wymiarze. I w takim, w jakim biją się Ukraińcy i w takim, jakim jest rezygnacja z pewnego komfortu, po to, żeby zapewnić lepszą przyszłość, żeby poszerzyć prawa innych.

Jednocześnie coraz więcej ludzi do tej pory zaangażowanych, z powodu zmęczenia, rozczarowania i utraty nadziei, udaje się na wewnętrzną emigrację. 

Tak, odpływają do takiego niebytu i pasywności, dlatego kryzys nadziei wydaje mi się najgłębszym i najbardziej niebezpiecznym kryzysem. I on wyraża się w wielu sprawach, jak chociażby w takiej niechęci do prokreacji, która jest w krajach zamożniejszych i która wynika właśnie z braku nadziei, z braku wiary w to, że przyszłość ma sens. Że jest na tyle dobra, że warto projektować siebie w tę przyszłość. I takie ogromne rozczarowanie, poczucie bezsensu, chęć odcięcia się od polityki młodych ludzi czy ludzi wrażliwych, ideowych, jest zjawiskiem śmiertelnie niebezpiecznym dla jakiejkolwiek próby utrzymania demokracji. 

Także jesteśmy w takim smutnym czasie. Zresztą to co się dzieje w Polsce jest jakimś odbiciem tego, co się dzieje w skali światowej. To co wyprawia Donald Trump, jak szybko rosną różne autorytaryzmu i to takie dystopijne. Można na to zareagować jako na fatalizm, poddać się temu i próbować iść z falą, co robi większość klasy politycznej. 

To podejście takiego specyficznego, narcystycznego egoizmu, które świetnie wyczuwają politycy pokroju Donalda Trumpa. Oni na tym budują. Dają nadzieję tym, którzy są na tyle bezkrytyczni, że przyjmą każdą błyskotkę za złoto i bardzo łatwo jest ich uwieść. Nie są wyposażeni w narzędzia jakiegoś elementarnego krytycyzmu, żeby się przeciwstawić nowoczesnym środkom komunikacji.

A w czasach rewolucji internetowej, sztucznej inteligencji, social mediów z ich algorytmami, manipulacja opinią publiczną jest banalnie łatwa i piekielnie skuteczna

Więc te potwory mają po swojej stronie jakieś zupełnie niebywałe narzędzia. To jest wielka wina całego systemu edukacji, również mediów, które poddały się presji klikalności tak bardzo, że w gruncie rzeczy przestały być autorytetem dla kogokolwiek.

Reżyserka Agnieszka Holland podczas performancu Joanny Rajkowskiej w Ogrodzie Saskim, dotyczącego granicy polsko-białoruskiej, Warszawa, 14 maja, 2023 roku. Zdjęcie: Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.p

Mam wrażenie, że tragizm Ukrainy polega też na tym, że walczy o przyłączenie do świata, którego już nie ma - do świata demokracji liberalnej, praw człowieka, państwa prawa. Do świata, który się topi jak jakiś cenny kruszec. 

Trochę tak właśnie jest. Ostatnie posunięcia Donalda Trumpa, czyli zamrożenie środków z USAD, godzą bezpośrednio w ich byt. Odbierają nadzieje nie tylko na lepszą przyszłość, ale i teraźniejszość. Z tych środków finansowana była praca wielu organizacji pozarządowych oraz konkretna pomoc humanitarna. Trudno będzie zastąpić te środki. Musimy zatem na nowo odbudować na jakichś innych zasadach niezależne organizacje pozarządowe i niezależne media. To będzie ogromny wysiłek. Bo pieniądze są w większości po tamtej stronie, gdzie wszyscy milionerzy i big techy.
Trump i jego zastępcy, jak jacyś uczniowie czarnoksiężnika, mogą imponować skutecznością wynikającą z całkowitego braku zahamowań. Do tej pory byliśmy przyzwyczajeni, że są pewne reguły i granice, których nie można przekraczać. 

My jesteśmy zdecydowanie w defensywie. 

Jak to się skończy?

Myślę, że mniej więcej wiadomo. Skończy się to jakąś apokaliptyczną katastrofą, po której, mam nadzieję, znowu wrócimy do domu. Jeżeli przetrwamy, to wrócimy do jakiegoś sensu, ale jak na razie nie wygląda to dobrze. 

To jak dawać nadzieję?
Mogę wyrażać tylko swój podziw, bo szczerze mówiąc, dawanie nadziei w sytuacji, kiedy nie wiem skąd ją wziąć, byłoby no takie nieodpowiedzialne.

Jest Pani sumieniem polskiego kina, a kto byłby dla Pani bohaterem dzisiejszych czasów, takim Obywatelem Jonesem?

Obywatel Jones, odważny sygnalista jest zawsze moim bohaterem. Bohaterem są też aktywiści, ci, którzy idą pod prąd, którzy zawsze kierują się najbardziej podstawowymi wartościami. Oni są dla mnie bohaterami naszych czasów. Jest im ciężko, bo to wielka mniejszość. Tak jak była wielka mniejszość demokratycznej opozycji w krajach komunistycznych, czy jak była ogromna mniejszość pierwszych chrześcijan.

No ale wierzę, że ten świat się jednak odbudowuje za każdym razem i za każdym takim zawirowaniem te wolności się poszerzają. Więc mam nadzieję, że teraz też tak nastąpi

W Pani filmie „Europa, Europa”, jest taka surrealistyczna scena, w której Hitler w tańczy w objęciach ze Stalinem. Myślę, że dzisiaj można by pokazać podobną scenę Putina tańczącego z …. 

No tak, myślę, że można by zrobić taki krąg, dość duży, tańczących oszalałych autorytarnych narcyzów, którzy nie oglądają się na żadne wartości, poza swoim doraźnym wielkim zwycięstwem.

„Europa, Europa’, która była w pewnym sensie ostrzeżeniem, aktualizuje się, jak wszystkie filmy czy opowieści, w takich momentach, które mówią o tym, co dzieje się z człowiekiem, który jest postawiony wobec najprostszego wyboru, żeby siebie ratować.

I wszystko inne przestaje się liczyć.

Kręciliśmy go w 1989 roku, a do kin wszedł na przełomie 1990 i 91 roku. To był czas wielkiej nadziei, wielkich zmian w naszej części Europy. Często pytano mnie, skąd ten podwójny tytuł. Ja odpowiadałam, że dla mnie ciekawa jest podwójność Europy, swoista dychotomia, która się odbija w losach chłopaka – bohatera filmu.

Europa z jednej strony jest kolebką największych wartości, demokracji, praw człowieka, równości, braterstwa, solidarności, wspaniałej kultury. A z drugiej strony - kolebką największych zbrodni przeciw ludzkości i największego okrucieństwa

To jest właśnie ta podwójność. I teraz ponownie zaczyna przechylać się na tę ciemną stronę. Wchodzimy w mrok i na razie nie widać jeszcze światełka w tunelu. No, ale to nie znaczy, że nie mamy iść w stronę tego światełka. 

Trzeba budować koalicję przeciwko temu, co się dzieje. Trzeba wlać ducha otuchy w opornych. Ludzi dobrej woli ciągle jest dużo i na tym ich oporze musimy budować przyszłość.

Reżyserka Agnieszka Holland na planie filmu “Europa Europa”, Łomianki, 10 czerwca, 1989 rok. Zdjęcie: Sławomir Sierzputowski /Agencja Wyborcza.pl

Wreszcie chociaż trochę otuchy. 

A moim ukraińskim znajomym, przyjaciółkom i przyjaciołom chciałam powiedzieć, że światło się pojawi. Chwilowo widzimy wokół ciemność i wydaje się nam, że nie ma w ogóle światła. Ale to światło jest. Ono jest w nas. My jesteśmy nosicielami tego światła i ci, którzy walczą w Ukrainie, są bardziej niż ktokolwiek inny jego nosicielami. Jest wokół dużo sił, które chcą to światło zgasić. No musimy je chronić. Jedyne, co mogę wyrazić, to podziw dla ich siły i solidarność. 

Bardzo dziękuję. Pięknie to Pani powiedziała. My sobie ostatnio powtarzamy, że nadzieja jest w nas. Bo gdy się wydaje, że nie ma skąd jej brać, to musimy znaleźć ją w sobie. 

Dokładnie, ma Pani rację. Właśnie to chciałam powiedzieć, że światło, czyli nadzieja jest w nas.

20
хв

Agnieszka Holland: Światło jest w nas

Joanna Mosiej
yevhen klopotenko pierogi z serem barszczowym jarosław mudryi

Jewhen Kłopotenko jest ukraińskim szefem kuchni, kreatywnym przedsiębiorcą, działaczem społecznym, autorem książek i ekspertem kulinarnym. To najbardziej znany promotor kuchni ukraińskiej na świecie.

Urodził się w rodzinie, która nie miała nic wspólnego z prawdziwym gotowaniem. Pracował jako kelner w restauracjach w Niemczech, USA, Ukrainie i z czasem zdał sobie sprawę, że chce gotować. A potem wygrał popularny program „Masterchef”, studiował we francuskiej szkole gotowania Le Cordon Bleu i zaczął realizować ciekawe projekty kulinarne na dużą skalę.

Dzięki inicjatywie Jewhena w 2022 roku barszcz został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO i uznany za potrawę ukraińską. W rankingu restauracji Michelin przeproszono nawet za to, że wcześniej nazwano barszcz daniem rosyjskim.

Głównym celem Klopotenki jest poprawa kultury jedzenia w Ukrainie, odkrywanie historii kuchni ukraińskiej i jej promowanie. W rozmowie z serwisem Sestry Jewhen mówi m.in. o różnicy między polskimi pierogami a ukraińskimi warenikami, o tym, jakie potrawy i dania jedli Ukraińcy w minionych stuleciach i co może stać się specjalnością kuchni ukraińskiej na świecie.

140 potraw z "Eneidy"

Ksenia Mińczuk: Kim się czujesz: ekspertem, popularyzatorem, biznesmenem czy showmanem?

Jewhen Kłopotenko: Czuję się osobą, która wprowadza zmiany w dziedzinie gastronomii. Jak nazywa się takich ludzi? Kreatorami zmian. Jeśli chcesz być kimś takim, musisz i badać, i promować, i gotować i być biznesmenem.

Jak to się stało, że zająłeś się kuchnią ukraińską?

Po powrocie z Francji w 2016 roku zdałem sobie sprawę, że nie chcę i nie mogę mieszkać nigdzie indziej niż w Ukrainie. Ludzie zaczęli prosić mnie o otwarcie restauracji. Kiedy zacząłem myśleć o tym, jaka to powinna być restauracja, zrozumiałem, że mogę otworzyć tylko coś ukraińskiego.

Ukraińska restauracja to jedyna rzecz, która ma sens, skoro jestem Ukraińcem

Ale czym właściwie jest ukraińska restauracja? Zdałem sobie sprawę, że wiem dużo o kuchni światowej, ale prawie nic o kuchni ukraińskiej. Spotkałem Ołenę Brajczenko, historyczkę i badaczkę kultury gastronomicznej. Powiedziałem jej: „Co ty za dziwną robotę wykonujesz? Jak pracujesz? Budzisz się, otwierasz książkę i czytasz o jedzeniu?”. Ołena wiele mnie nauczyła.

A potem otworzyłem „Eneidę” [chodzi o poemat „Eneida” Iwana Kotlarewskiego, wybitnego poety, opublikowany w Petersburgu w 1798 roku. To trawestacja Wergiliuszowej „Eneidy”, napisana językiem najbardziej zbliżonym do żywej mowy ludu ukraińskiego – red.]. I zdałem sobie sprawę, że jest tam wymienionych 140 potraw, których nazw nie kojarzę. Postanowiłem nauczyć się tych wszystkich potraw.

Odkryłem ogromny, ukryty świat. Kiedy dotykasz takich rzeczy, odzyskujesz kontakt ze swoją przeszłością i możesz wpływać na przyszłość. Teraz za każdym razem, gdy ożywiam jakieś danie, porównuję je z kuchnią światową. Widzę podobieństwa i różnice. Składniki, produkty, techniki...

Na przykład proso najpierw było gotowane, potem zostało zastąpione ziemniakami, a potem dodano buraki... Możesz zobaczyć ciągłość tej historii. Jeśli zapytamy: „Skąd się wziął barszcz?”, „Skąd się wzięły syrniki?” [smażone placki z mąki, sera białego i jajek – red.], „Skąd się wzięła wędzona gruszka?”, zrozumiemy, że na wszystkie te pytania są odpowiedzi. Moją rolą gotować smacznie i w oparciu o tradycję.

„Za każdym razem, gdy ożywiam jakieś danie, porównuję je z kuchnią światową”. Zdjęcie: Dmytro Bakhta

Opowiedz o swoich badaniach nad potrawami Rusi Kijowskiej.

Dopiero je zacząłem, robię to od czterech miesięcy. Ten projekt prawdopodobnie będzie trwał latami. Jest projektem odrodzenia, powrotu do potraw Rusi Kijowskiej – nie do składników, ale do technik gotowania.

Na przykład historycy twierdzą, że buraki trafiły do Ukrainy w XI-XII wieku. Tymczasem istnieją zapiski Światosława z 1073 roku, opisujące niektóre składniki potraw, w tym buraki. I teraz pojawia się pytanie, z którym warto się zmierzyć: „Czy to był burak, czy może coś innego, co Światosław nazwał burakiem?”

W Ukrainie na przykład jedzono wówczas marchew. Ale marchewki były wtedy małe, wielkości palca, i nie żółte, a fioletowe

O kuchni w czasach Rusi Kijowskiej dowiedziałem się choćby tego, że w XIV wieku w Czernihowie w soborze Zbawiciela (zbudowanym przez Światosława) ktoś wydrapał na ścianie w języku staroukraińskim (lub rosyjskim), że 25 kwietnia 1300 roku był tu kapłan o imieniu Iwan, który jadł białe placki. Białe placki są zdecydowanie najstarszą udokumentowaną ukraińską potrawą.

Co jadł Jarosław Mądry

A kiedy badałem tradycję Maslenicy [tłusty tydzień przed Wielkim Postem – red.], dowiedziałem się, że wszystko, co kiedyś gotowano z miękkim serem, nazywano „nabiałem”. Czyli mieliśmy pierogi z nabiałem. A moja teoria jest taka, że białe placki to placki z twarogiem. Tak więc historia twarogu jest starsza niż historia barszczu, o którym po raz pierwszy usłyszeliśmy w XVI wieku.

Ot, taka historyczna luka. Do tego odkrycia doprowadził nas napis na ścianie soboru Spaskiego [lub: Sobór Przemienienia Pańskiego – pochodzący z XI wieku najstarszy budynek w Czernihowie i jeden z niewielu zachowanych budynków Rusi przedmongolskiej – red.], przez wieki niezauważany.

O jedzeniu napisano niewiele, dlatego musimy szukać w nietypowych miejscach

Nie chciałbym wyciągać wniosków z kronik. Bo kronika jest książką, w której ktoś pisze o tym, jak wyobraża sobie rzeczy, które istniały 100 lat przed nim. Ja szukam innych podejść. Poszedłem do Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, Akademii Ostrogskiej, Ławry Kijowsko-Peczerskiej – i tam szukam przepisów i potraw.

I jakie ciekawe rzeczy udało Ci się odkryć?

Na przykład „babę-szarpanynę” [stare ukraińskie danie, zapiekanka rybna – red.]. Nawiasem mówiąc, to dobre danie na Wielkanoc. Kiedyś jedliśmy tarankę [suszona płoć – red.], teraz jemy „babę” z piwem.

Uwielbiam tarankę.

Tak, wszyscy ją uwielbiamy, ale teraz spożywa się ją już w inny sposób. Kiedyś robiono z płoci zupę rybną i nie było takiego słowa jak „taranka”. To po prostu była solona lub suszona (gdy nie było soli) ryba. Tę suszoną płoć wrzucano więc do wody, gotowano, a wywar wyrabiano z ciastem, dzięki czemu stawało się „rybne”. Po upieczeniu powstawało coś w rodzaju zapiekanki albo chleba na bazie bulionu rybnego. Następnie kładło się na nim mięso z ryby i się jadło. Ta receptura została zachowana w Akademii Ostrogskiej i Ławrze Kijowsko-Peczerskiej. I jest też opisana w „Eneidzie”. Wcześniej nie wiedziałem, co to jest, ale zbadałem sprawę i już wiem.

Baba-szarpanyna we współczesnej wersji

A co jadł Jarosław Mądry?

Jestem w trakcie szukania odpowiedzi na to pytanie. Interesujące jest to, że w miejscu, w którym stał pałac Jarosława Mądrego, stoi teraz moja restauracja „Sto lat temu”. Taki chichot historii.

W marcu 2019 roku Jewhen wraz z Inną Popereszniuk otworzyli w Kijowie restaurację „Sto lat temu”, która oferuje nowoczesną kuchnię ukraińską. Jewhen chciał pokazać, jak wyglądałaby kuchnia ukraińska, gdyby nie wpływy Związku Radzieckiego

Gdzie szukasz informacji?

Przede wszystkim powinienem powiedzieć, że to, co robię, jest raczej rekonstrukcją niż wierną reprodukcją. Na przykład ciasta, które wypiekam, nie są dokładnie takie, jak były kiedyś. Bo np. nie wiemy na pewno, jaki rodzaj sera kiedyś był, można tylko spekulować. Co więc robię? Na przykład znajduję jakieś wspomnienie. A potem badam etymologię.

Kiedyś nie było tłuczonych ziemniaków, zup ani sosów. Nazwy naszych potraw brały się z procesu ich przygotowywania. Jeśli coś było gotowane – to „warenucha”, jeśli smażone – „smażenyna”. Na przykład we wspomnieniach Jarosława Mądrego pojawia się słowo „smaga”. Ale smaga jest również znana jako bimber – być może dlatego, że był pędzony na ogniu. Poszukiwania etymologiczne są bardzo ważne przy rekonstrukcji procesu gotowania.

Prowadzę poszukiwania w najstarszych cerkwiach i monastyrach Ukrainy, z XV i XVI wieku. Znajdujące się w nich książki często zawierają informacje, których potrzebuję. Na przykład o życiu mnichów. W „Eneidzie” Kotlarewskiego znalazłem następujące potrawy: „wereszczaka”, „hamuła”, „szpundra” i „cietrzew”.

XIX wiek był wspaniałym okresem. Co ciekawe, nie było wtedy zup

Kiedyś byłem w obwodzie żytomierskim i natknąłem się na słowo „kałatusza” - od „kałataty” [bić red.]. Chodzi o to, że bierzesz bulion rybny i grzybowy, dodajesz mąkę i wszystko ubijasz.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że nasza technologia ubijania jest w istocie odpowiednikiem francuskiej techniki zagęszczania czegoś płynnego mąką, która ma ponad 350 lat. Nasza technologia ma 400 lat. Francuzi po prostu nazwali to inaczej

Jest też danie o nazwie łemiszka: zalewasz mąkę gorącą wodą i jesz. To popularne niegdyś danie, które pozwalało się najeść. Okazuje się, że połączenie gorącego płynu i mąki w różnych proporcjach jest nasze, ukraińskie.

Jewhen zbiera przepisy z południa Ukrainy

Moja teoria jest taka, że barszczem nazywano wszystko, co było ugotowane, a nie zagęszczone. Była zupa grochowa, kapuśniak, a reszta to był barszcz. Teraz muszę poszukać potwierdzenia tej teorii lub czegoś, co ją obali.

Inny temat: nawet w czasach Kozaków, w XV i XVI wieku, istniały specjalne potrawy i dania dla bogatych. Natknąłem się na informacje o szafranie, szparagach itp. Wspominano też o „niedźwiedziach” (często znajdowałem o nich informacje) – mięsie dzikich zwierząt zapiekanym w chlebie.

Kto na świecie smaży twaróg

Jakie potrawy lub tradycje kuchni ukraińskiej Twoim zdaniem zostały niezasłużenie zapomniane? I dlaczego powinny zostać przywrócone do nowoczesnego menu?

Wydaje mi się, że są najbardziej niedoceniane w Ukrainie są syrniki, czyli zapiekanki z twarogu. Świat niewiele o nich wie, moglibyśmy więc opowiedzieć o nich światu. Bo mało kto na świecie smaży twaróg.

Wspomniałbym tu też o wereszczace. To mięso duszone w kwasie chlebowym. I o kaszy kaczanej – to proso zacierane z jajkami i ciastem w krupki. I jest jeszcze kisiel, czyli płatki owsiane fermentowane przez jeden dzień. Ta mieszanina staje się lepka, jak galaretka. Ciekawą rzeczą w tym daniu jest to, że czasami przyrządzano je z mlekiem i podawano na weselach. Ta potrawa była bardzo podobna do włoskiej panacotty.

Chciałbym również wspomnieć o wędzonej gruszce.

Wiele krajów uwielbia wędzoną paprykę, ale nigdzie nie znają wędzonej gruszki. A to nasza specjalność

Jak balansujesz między zachowaniem autentyczności kuchni ukraińskiej a dostosowaniem jej do nowoczesnych trendów?

Kiedy gotujesz coś autentycznego, często nie smakuje to dobrze. W końcu świat jedzenia i smaków się zmienił. Pojawiło się wiele produktów z innych krajów, a we wszystkich potrawach jest więcej cukru. To zasadniczo zmienia nawyki smakowe. Wyobraź sobie, że zalewasz mąkę gorącą wodą i jesz. Teraz trudno to sobie wyobrazić.

Gotuję więc autentyczne danie, próbuję go, a potem zastanawiam się, czy ma szansę przetrwać w takiej postaci. Jeśli nie, ulepszam je. Biorę, powiedzmy, mąkę, zalewam ją gorącą wodą, rozcieram szpatułką na pergaminie i suszę. Otrzymuję coś w rodzaju chrupiących chipsów, cienkiej macy. Kształt jest inny – i to już jest modne i fajne. A wcześniej to po prostu była łemiszka. Gdyby ktoś nad nią popracował, już dawno stałaby się takimi naszymi chipsami.

Nowoczesna wersja łemiszki

Po prostu staram się dopasować to wszystko do jakiejś logiki. Mogę odtworzyć autentyczne smaki, np. kwasu buraczanego czy chlebowego. W dawnych czasach kwas chlebowy robiono z żytniego chleba i wody. Był biały, czasami dodawano do niego suszone jabłka. To był kwaśny, chłodny, gazowany napój, który nie miał nic wspólnego z dzisiejszym sklepowym kwasem chlebowym.

Zachowałbym też autentyczny smak galaretki, tyle że 150-180 lat temu nie zawierała cukru.

Kiedyś w ogóle nie było cukru w żywności. A teraz usuwam cukier z menu w szkołach i ludzie mówią do mnie: „Jak możesz to robić?”

Słowianie lubią zawijać w ciasto

Promujesz kuchnię ukraińską za granicą. Jak sprawić, by stała się bardziej znana na świecie?

Problem z kuchnią ukraińską polega na tym, że nie zdążyła się ukształtować. W czasach Związku Radzieckiego była mocno wymieszana. A kiedy zaczęła się inwazja, wielu ludzi wyjechało za granicę i zabrali ze sobą głównie sowieckość, a nie ukraińskość. Często Ukraińcy, którzy nakrywają do stołu za granicą lub otwierają restauracje, serwują sałatkę Olivier, bo ich wspomnienia z domu są przyklejone do potraw ze Związku Radzieckiego. Jeśli wyrzucisz tę sałatkę z menu, wyrzucisz swoje wspomnienia, a wspomnienia to jest to, co trzyma nas przy życiu. Dlatego rozumiem tych ludzi, chociaż w kontekście promowania kuchni ukraińskiej to nie w porządku.

Trzeba otwierać więcej ukraińskich lokali z tradycyjną kuchnią i promować tę kuchnię na wszystkich platformach. Na tym etapie barszcz nam wystarczy, a potem dodamy coś jeszcze – serniki, krymskotatarskie paszteciki, naleśniki. Jestem pewien, że świat to zje.

Barszcz z wędzoną gruszką, który Jewhen serwował gościom na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 r.

Jednym z najpopularniejszych dań w polskich restauracjach są „pierogi ruskie”, czyli pierogi z ziemniakami i serem. Na początku inwazji wielu Polaków zmieniło nazwę tego dania na „perogi ukraińskie”, ale później dawna nazwa wróciła. Tymczasem jest wielu Ukraińców, którzy nie przełknęliby potrawy o tej nazwie...

Wareniki nie są potrawą ukraińską, polską ani rosyjską. Według naszej wiedzy zostały wynalezione gdzieś w Turcji. Ludy słowiańskie generalnie lubią zawijać różne rzeczy w ciasto. Poza tym słowo „ruski” nie pochodzi od „Rosji”, ale od „Rusi”.

Musimy zaakceptować fakt, że polskie pierogi są bardziej popularne na świecie niż wareniki. Nie ma co z tym walczyć. Musimy zwrócić się ku naszej tradycji pierogów. Ukraińcy jedli je z wiśniami, makiem i twarogiem. Takich pierogów nie ma nigdzie indziej

Polska ma też barszcz, ale on nie ma nic wspólnego z barszczem ukraińskim. To są zupełnie inne potrawy i tradycje: barszcz ukraiński jest gęsty, prawie każda gospodyni ma swój przepis, mamy kult tej potrawy, ciągle ją udoskonalamy, to część naszej tożsamości kulturowej. Natomiast polski barszcz to w zasadzie rosół i jest podawany głównie jako świąteczne danie raz w roku.

Na swojej stronie na Facebooku napisałeś: „Żytomierszczyzna to kraina ludzi, lasów, grzybów i oczywiście kałatusza”. Czy możesz sporządzić listę ukraińskich potraw?

To właśnie wtedy, gdy byłem w obwodzie żytomierskim, miałem fantazję o stworzeniu mapy ukraińskich potraw. Na przykład region Żytomierza jest ojczyzną dań ziemniaczanych, mają nawet kiełbasę z ziemniakami. Stworzenie mapy potraw jest bardzo interesujące. Myślę, że zajmie jakieś półtora roku badań.

Jaką rolę odgrywa kultura kulinarna w odbudowie Ukrainy?

Jedzenie jest częścią kultury. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby na naszych stołach było nie tylko radzieckie i zagraniczne jedzenie, ale także potrawy ukraińskie.

Jedzenie nigdy nie jest na pierwszym miejscu, dopóki nie zostanie ci odebrane

Przypomnijmy sobie pierwszy tydzień inwazji. Ludzie w Ukrainie wykupywali żywność, robili zapasy, bo nie wiedzieli, co będzie dostępne następnego dnia.

Jak ukraińska kuchnia może stać się narzędziem dyplomacji kulturalnej?

Ona już jest takim narzędziem. Odkąd barszcz został wpisany na listę UNESCO, wszystko się zintensyfikowało. Teraz każdy na poziomie oficjalnym może powiedzieć, że barszcz jest głównym daniem ukraińskim, i jeszcze bardziej go promować.

Michael Douglas w restauracji Jewhena w Kijowie, 2024 r.

Potrzebujemy ukraińskiego jedzenia na imprezach w naszych ambasadach w każdym kraju. I potrzebujemy, by ludzie, którzy opuścili Ukrainę, promowali ukraińską kulturę, gdziekolwiek się znajdą.

Jakie jest Twoje ulubione danie?

Mam układ z barszczem. Mogę mówić tylko o nim – i o niczym innym.

Zdjęcia: klopotenko.com, @klopotenko

20
хв

Skąd się wzięła wędzona gruszka, czyli Jewhen w krainie przysmaków

Ksenia Minczuk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Dzieci oglądają sztukę o wojnie odważniej niż dorośli

Ексклюзив
20
хв

„Musimy nauczyć się sztuki tłumaczenia samych siebie”. Esej Wołodymyra Jermolenki

Ексклюзив
20
хв

Odeszła Switłana Oleszko

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress