Exclusive
20
min

W tym roku najczęściej wypowiadałam zdanie: "Kocham cię". Ankieta

Sestry zapytały ukraińskie uchodźczynie, co przyniósł im rok 2023, a co im odebrał

Larysa Krupina

Ukraińskie kobiety uczą się języków, znajdują pracę, kochają, adaptują się do innych kultur, wychowują dzieci, ale zawsze tęsknią za ojczyzną. Kolaż Sestry

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Na progu nowego roku 2024 portal Sestry poprosił ukraińskie kobiety, które schroniły się przed wojną w różnych krajach świata, o podsumowanie roku minionego. Zadałyśmy im następujące pytania: Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie były Twoje osiągnięcia, ważne wydarzenia i sukcesy? Co straciłaś? Jakie są Twoje oczekiwania, jeśli chodzi o rok 2024? Gdzie będziesz świętowała Nowy Rok? Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć?

Publikujemy odpowiedzi ukraińskich kobiet z Holandii, Francji, Danii i Czech. A jak Ty odpowiedziałabyś na te pytania?

Kateryna Bessarab

29 lat, analityczka podatkowa. Od marca 2022 r. mieszka w Czechach.

"Przed inwazją na pełną skalę pracowałam jako analityczka podatkowa w sektorze publicznym. Mam wyższe wykształcenie informatyczne. Mój mąż, cywil, jest więźniem Kremla. Od 2020 roku jestem zaangażowana w obronę jego praw, praw człowieka, i koordynuję wszystkie procesy mające na celu jego uwolnienie".  

Kateryna Bessarab marzy o wydobyciu męża z niewoli. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

Mój mąż, więzień polityczny Ołeksandr Marczenko, został bezprawnie zatrzymany 17 grudnia 2018 r. na okupowanym terytorium obwodu donieckiego przez tak zwane "MGB DRL" i skazany na 10 lat więzienia z artykułu "szpiegostwo". Obecnie przebywa w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze nr 8 w Ułan Ude (Buriacja). Po przeprowadzce do Czech mam okazję spotykać się z przedstawicielami europejskich rządów i porozmawiać o losie więźniów politycznych. To dla mnie nowe doświadczenie. I moje osiągnięcie.

Ukończyłam również kurs pracownika socjalnego i pracowałam dla międzynarodowej organizacji MRIYA UA, pomagającej ukraińskim uchodźcom. Zdobyłam doświadczenie w prowadzeniu spotkań w języku angielskim jako tłumaczka symultaniczna.

Nauka języka czeskiego i kultury tego kraju również jest dla mnie osiągnięciem. Ale spotkanie z patriarchą ekumenicznym Bartłomiejem jest prawdopodobnie moim największym sukcesem. To spotkanie zrobiło na mnie tak duże wrażenie, że zmieniłam swoje życie. Przede wszystkim po raz pierwszy zagrałam w hollywoodzkim filmie, miałam małą rolę. Ta zmiana przywróciła mnie do życia.

‍2. Co straciłaś?

Найголовніше: надію! Надію, що війна закінчиться швидко, надію, що чоловіка повернуть додому за обміном у найближчій час.  

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Niech ta wojna się skończy, a mój ukochany mąż wróci do domu. Chcę być wolna w swoich pragnieniach i te pragnienia realizować. Mam wiele planów na 2024 rok, w tym znalezienie ciekawej pracy, ponieważ moja praca jako pracownika socjalnego kończy się w 2023 roku. Planuję również podszlifować swój czeski.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

Marzenie - Paryż, nigdy tam jeszcze nie byłam. Jadę tam ze względu na wyjątkową energię tego miasta, by mieć siłę na kolejny rok.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć? Zdanie, które często powtarzasz?

"Cud czeka na nas gdzieś na skraju rozpaczy".

Łesia Szelest

47 lat, dziennikarka, Holandia.

Dyrektorka stacji radiowo-telewizyjnej "Trostianiec" w Trostiańcu, w obwodzie sumskim. Jest mężatką, ma dwoje dzieci.

Łesia Szelest podjęła trudną decyzję o powrocie. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie są Twoje osiągnięcia, ważne dla Ciebie wydarzenia, sukcesy?

W kwietniu 2022 roku przeprowadziłam się z rodziną ze Lwowa do północnej Holandii. Pracowałam w zakładzie produkcji warzyw - osiem godzin dziennie, w zimnie, bardzo ciężka praca fizyczna. Ale w sierpniu 2023 roku wróciłam do Ukrainy, ponieważ zaoferowano mi bardzo odpowiedzialne stanowisko dyrektorki stacji "Trostianiec". Uznałam, że muszę przydać się mojemu krajowi. Ta decyzja nie była łatwa, bo musiałam na jakiś czas opuścić moje dzieci. Zostały z babcią w Holandii, tam było bezpiecznie. Regularnie komunikujemy się przez wideo, chodzą do szkoły, znają angielski i uczą się holenderskiego. Są szczęśliwe.

Jestem dumna z mojej nowej pracy: tworzymy programy o wojsku, filmy o poległych bohaterach i ich rodzinach, wolontariuszach oraz o życiu w nieokupowanym mieście przy linii frontu, 30 kilometrów od granicy z Rosją. Opowiadamy o tym, jak udaje się przetrwać jego mieszkańcom i odzyskać siły. Pomagamy zbierać fundusze na pomoc ukraińskim siłom zbrojnym.

Wśród moich osiągnięć mogę również wymienić to, że moje cztery opowiadania zostaną włączone do zbioru i wkrótce opublikowane. Poza tym lokalna gazeta w Trostianets opublikowała obszerny wywiad ze mną. Zaczęłam też prowadzić serię programów z psychologiem, co jest dla mnie nową rolą. Uczę się angielskiego i robię duże postępy.

Jestem dumna, że mieszkam w domu moich rodziców i mam możliwość wspierania mojej starszej matki, aby jej życie było szczęśliwsze i mniej samotne. Jestem też dumna z tego, że spotykam ludzi, którzy znali, pamiętają i szanują mojego ojca Ołeha Szelesta. Przez czterdzieści lat pracował jako dziennikarz w stacji "Trostianiec". Zmarł w 2017 roku.

2. Co straciłaś w 2023 roku?  

Moim największym smutkiem jest to, że ja i moje dzieci mieszkamy w różnych krajach. I świadomość, że wojna może potrwać jeszcze długo i trzeba być na nią psychicznie przygotowaną.  

W porównaniu z europejskimi dochodami, moje dochody stały się niższe, ale rozumiem swoją misję. Dokonałam świadomego i oczywiście słusznego wyboru, wracając do Ukrainy.

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Planuję zabrać moje dzieci do Ukrainy i mam nadzieję, że tu będzie bezpiecznie. Moje opowiadania zostaną opublikowane w zbiorach literackich. Planuję nadal pisać na blogu o swoim życiu i być może zacząć pisać książkę. Czytelnicy proszą mnie o to od dłuższego czasu. Chcę kontynuować pracę w spółce telewizyjno-radiowej i rozwijać lokalną telewizję.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

Odwiedzę moje dzieci w Holandii, a stamtąd polecimy do Portugalii.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć? Zdanie, które często powtarzasz?

Ukraiński publicysta Witalij Portnikow powiedział, że my, Ukraińcy, będziemy musieli przyzwyczaić się do myśli, że cień śmierci będzie w pokoju obok nas przez wiele lat. Sama najczęściej mówiłam: "Kocham cię" - swoim dzieciom, matce i mężowi.

Olga Awramienko

40 lat, menedżerka HR, od marca 2022 roku mieszka z córką we Francji.

Olga Awramienko walczyła o swoje prawa w Paryżu - i wygrała. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie osiągnięcia, ważne wydarzenia, sukcesy?

Moja córka poszła do liceum, a ja na Uniwersytet ILCF, gdzie intensywnie uczę się francuskiego. Znalazłam bratnią duszę. Jest Belgiem, od dawna mieszka we Francji. Zostaliśmy sobie przedstawieni przez wspólnych znajomych, a on, podobnie jak ja, przez wiele lat był sam i szukał miłości.

Miałam też pewną historię. Kiedy przyjechałam do Francji, podejmowałam każdą pracę, którą mogłam dostać: pracowałam na lotnisku, w barze i sprzątałam - bo musiałam wynająć mieszkanie. Później znalazłam pracę w piekarni, pracowałam tam przez sześć miesięcy. I chociaż sama praca nie była trudna, to było piekło. Właścicielka zachowywała się bardzo dziwnie: krzyczała na wszystkich, rzucała w nich przedmiotami itp.

Moja cierpliwość się wyczerpała i zdecydowałem się odejść, ale zwolnienie zamieniło się w siedem kręgów piekła, ponieważ właścicielka piekarni nie oddawała mi dokumentów przez trzy miesiące. Musiałam wynająć prawnika, chodzić do sądów i zgromadzić grubą stertę dokumentów. Ale wygrałam, dostałam to, czego chciałam, a nawet odszkodowanie pieniężne.

To zwycięstwo bardzo mnie zainspirowało. Inni Ukraińcy, których znam, również są zainspirowani. Gdziekolwiek jesteśmy, bez względu na to, jak bardzo boimy się obcych krajów, ich systemów i praw, nie możemy się poddawać. Musimy walczyć o to, co mamy, z godnością i wytrwałością.

2. Co straciłaś w 2023 roku?  

Bliski związek z moim krajem. W 2022 roku tak bardzo chciałam wrócić do domu, tęskniłam za nim, codziennie płakałam i myślałam: "Gdybym tylko mogła wrócić!". W 2023 roku przyzwyczaiłam się do myśli, że moje życie toczy się we Francji. Pomogli mi przyjaciele z kręgu osób, które uciekły przed wojną, francuscy znajomi i chyba ludzka natura, bo codzienne wyzwania i zadania odciągają mnie od bolesnych myśli.  

3. Jakie są Twoje plany i oczekiwania na rok 2024?

Liczę na to, że nauczę się francuskiego do poziomu C1 i znajdę dobrą pracę, która mnie zainspiruje.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

W Belgii z moim ukochanym, jego rodzicami, siostrą, bratem i dziećmi, czyli jego córką i moją córką.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć. I jakie sama często powtarzasz?

"Uwierz w siebie, w swoje przeznaczenie, w swoją siłę, a wszystko się spełni".

Ałła Szorina

Kierownik projektu. Od kwietnia 2022 roku mieszka w Danii.

Pracuje dla duńskiej firmy IVAEKST i europejsko-ukraińskiego hubu biznesowego w Kopenhadze. Jest matką dwójki dzieci.

Ałła Szorina uczy się optymizmu nawet podczas wojny. Zdjęcie z prywatnego archiwum

1. Co przyniósł Ci rok 2023? Jakie osiągnięcia, ważne wydarzenia, sukcesy?

Czuję się tak, jakby rok 2023 przypominał 5-7 zwykłych lat: akademik dla Ukraińców w Danii, w którym mieszka ponad 200 osób z traumą wojenną, ciągłe napięcie wynikające z różnic między kulturą duńską i ukraińską oraz poczucie, że po prostu nie ma wystarczająco dużo energii i czasu, aby zrobić wszystko.

Moje ciało jest w Kopenhadze, ale serce na Ukrainie. Przez cały rok szukałem dowodów na to, że zwycięstwo nadchodzi. Każdego dnia przez dwie godziny w drodze do i z pracy słuchałam opinii ekspertów na temat sytuacji w Ukrainie, a następnie szukałam podcastów i wykładów motywacyjnych na temat radzenia sobie ze stresem związanym z tymi informacjami. W Danii istnieje bardzo silny społeczny standard mówienia o dobrych rzeczach, bycia pozytywnym, szczęśliwym i zainspirowanym. Ale jak mogę być zainspirowana, gdy moi przyjaciele i koledzy giną na froncie, a mój telefon ciągle dzwoni z ostrzeżeniami o nalotach, których nie wyłączam, bo moja rodzina, przyjaciele i rodzice tam są?  

Jednocześnie życie w dwóch światach nauczyło mnie bycia pozytywną i aktywną w nowym duńskim społeczeństwie. Kolejnym moim atutem są podobnie myślący ludzie, których miałam szczęście poznać dzięki wolontariatowi. Organizujemy wydarzenia, które są ważne dla ukraińskiej społeczności w Danii (Dzień IT z Microsoftem, wydarzenia kulturalne) i staramy się zbierać datki dla Ukrainy.

Sukces i radość? Od stycznia moja córka Sniżana rozpoczęła naukę w kopenhaskim gimnazjum. Bardzo jej się to podoba. I cieszę się, że po trudnym okresie w zeszłym roku, kiedy walczyliśmy z duńskim systemem o prawo ukraińskiego dziecka do ukończenia ukraińskiej szkoły online, teraz plan jej edukacji jest stabilny.

Obie kontynuujemy naukę duńskiego. Mała Dania stała się niezawodną przyjaciółką Ukrainy w tej wojnie. A ja uczę się języka z szacunku dla wkładu Duńczyków w pomoc naszemu krajowi.

2. Co straciłaś w 2023 roku?

Zdolność do marzeń. Próbowałam zachować list z marzeniami i pragnieniami, ale się nie udało. W Kopenhadze miałam okazję spotkać znanych ludzi, strategów w polityce międzynarodowej. Pytałam ich: "Dlaczego?" i "Kiedy?", lecz nie słyszałam odpowiedzi, których oczekiwałam.

Pracując w centrum wolontariatu na przedmieściach Kopenhagi spotkałam setki Ukraińców, którzy, podobnie jak moja córka i ja, przybyli do Danii tylko z plecakiem. Słuchałam historii ludzi, spontanicznych wyznań o tym, jak zaczęła się dla nich ta cholerna wojna, gdzie byli, co widzieli, jak uciekli i jak przedostawali się po 24 lutego do tego centrum wolontariatu, gdzie dostawali garnek lub letnie buty. Słuchałam opowieści o Mariupolu, Siewierodoniecku, Kijowie, Chersoniu, Charkowie, o dziesiątkach nienazwanych miast i wsi, o bardzo dramatycznych wydarzeniach. To pewnie także z tego powodu straciłam optymizm, umiejętność bycia lekką i radosną.

3. Jakie są Twoje oczekiwania na rok 2024?

Z niecierpliwością czekam na zwycięstwo Ukrainy. Wraz z moimi kolegami planuję wdrożyć szereg projektów edukacyjnych dla naszych współobywateli w Danii i Ukrainie, które pomogłyby zorganizować współpracę z wykorzystaniem zasobów duńskiego społeczeństwa. W 2024 roku chciałbym jechać na wakacje nad ciepłe morze i po raz pierwszy od początku wojny doczytać do końca przynajmniej jedną książkę.

4. Jak będziesz świętowała Nowy Rok?

Boże Narodzenie i Nowy Rok planuję spędzić w domu w Kijowie.

5. Jakie zdanie najbardziej zapadło Ci w pamięć? Zdanie, które często powtarzasz?

"To nie jest na zawsze"...

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka i scenarzystka. Członkini Narodowego Związku Dziennikarzy Ukrainy. Autorka wielu znaczących materiałów śledczych  i społecznych. Przez większość swojego życia pracowała jako felietonistka i redaktorka w czasopismach i gazetach, w szczególności w gazecie „Fakty”.

Po opuszczeniu okupowanego Irpienia, dołączyła do projektu dla mediowego międzynarodowej organizacji Media in Cooperation and Transition — MICT (wspiera dziennikarzy ze stref konfliktów i działań wojennych) w Berlinie. W Niemczech współpracuje z Inicjatywą Pamięci Eckerwald, która utrwala pamięć więźniów obozów koncentracyjnych w miejscach masowych egzekucji więźniów podczas II wojny światowej.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Baza wojskowa na wschodzie Ukrainy. Na prowizorycznym lądowisku, ukrytym wśród brzóz, opada chmura pyłu po wylądowaniu kolejnego śmigłowca Mi-8, który powrócił z misji bojowej. Z kabiny wychodzi kobieta. To porucznik Kateryna, dla kolegów po prostu Katia – jedyna kobieta pilot w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Paznokcie w kolorze bordowym, staranny makijaż. Drobne szczegóły kontrastujące z surowością wojskowego otoczenia.

Kiedy jeden z żołnierzy służby naziemnej chce jej pomóc w niesieniu ciężkiego kombinezonu lotniczego, Kateryna odmawia. Nie chce specjalnego traktowania.

„Mężczyźni zawsze chcą pokazać, że są bohaterami i cię chronią” – powie później, opierając się o kadłub samolotu. Jej głos jest spokojny, ale w oczach widać determinację.

Było głośno i strasznie, ale poczułam, że chcę latać

Nie przyjechałam tu, żeby być dziewczynką. W końcu nasza armia to zrozumie”.

To zdanie, które wypowiedziała Kateryna, wydaje się jej niepisanym mottem w codziennej służbie, gdzie walka z wrogiem przeplata się z koniecznością dowodzenia swojej wartości w męskim świecie. Jej jasne włosy są splecione w dwa warkocze.

„Jasne włosy... to nie ma znaczenia” – ucina, gdy rozmowa schodzi na drugorzędne tematy. Liczą się umiejętności. A tych Katerynie nie brakuje: od września 2024 roku wykonała ponad trzydzieści misji bojowych.

Co ty tu robisz?

Marzenie o lataniu przyszło do niej, gdy miała dziesięć lat. Ojciec, oficer sił powietrznych, zabrał ją ze sobą do bazy. Pierwszy lot śmigłowcem Mi-8 był jak olśnienie. Kateryna wspomina: „Było tak głośno i strasznie, ale poczułam, że chcę latać”.

Dziecięca fascynacja przerodziła się w konkretny cel. Sześć lat później, w wieku 16 lat, pojawiła się na egzaminach wstępnych w Charkowskim Narodowym Uniwersytecie Sił Powietrznych im. Iwana Kożeduby. W grupie czterdziestu pięciu studentów była jedyną kobietą. Według niej, nawet dziś bardzo niewiele kobiet kształci się na pilotów w tej czołowej wojskowej uczelni lotniczej. A uniwersytet w czasie wojny odmawia ujawnienia danych dotyczących liczby studentek uczących się na tym kierunku.

Właśnie tam, na uniwersytecie, od jednego z wykładowców po raz pierwszy usłyszała słowa, które miały ją zniechęcić: „Co ty tu robisz? To nie dla dziewczyn. Po prostu nie dasz rady”.

Ale Kateryna nie należy do osób, które łatwo się poddają. Wsparcie znalazła u instruktorki latania na symulatorach.

„Powiedziała mi, żebym nikogo nie słuchała. A ja pomyślałam, że skoro ona potrafi latać, to dlaczego ja nie miałabym?”

W 2023 roku już jako oficer dołączyła do 18. samodzielnej brygady lotnictwa wojskowego. Dzisiaj jako drugi pilot i nawigator spędza długie godziny w kokpicie Mi-8, ciężkiego poradzieckiego śmigłowca, który nie wybacza błędów. Na pytanie, co najbardziej podoba się jej w lataniu, bez wahania odpowiada:

„W lataniu kocham wszystko”.

W walce mój umysł jest czysty

Każdy dzień w bazie ma swój rytm, który wyznaczają przygotowania do kolejnych zadań. Podobnie jak inni piloci, Katia bierze udział w naradach, analizuje mapy, planuje trasy. Nosi standardowy męski mundur – kombinezon lub kurtkę lotniczą w kamuflażu, na której lewym ramieniu widnieje naszywka z ukraińską flagą. Jej miejscem pracy jest półmrok kabiny wypełnionej rzędami przyrządów na panelu. Można tu dostrzec drobne osobiste akcenty, na przykład parę fioletowych i niebieskich rękawiczek. Zakłada hełm, starannie dopasowuje słuchawki i ustawia mikrofon przy ustach. Jej wzrok staje się skupiony.

Zdjęcie: Oksana Parafeniuk dla "The New York Times"

Śmigłowce startują z zamaskowanych leśnych lądowisk, a potem lecą nad ziemią na wysokości zaledwie 9-14 metrów, by uniknąć wykrycia. Kateryna często pilotuje helikopter pełniący funkcję przekaźnika: zapewnia łączność z dwoma innymi helikopterami, lecącymi przed nią i atakującymi rosyjskie cele. Jej maszyna, lecąca wyżej, jest przez to narażona na większe niebezpieczeństwo.

„Podczas lotu nigdy się nie denerwuję – mówi, a jej skupiona twarz, okolona paskami hełmu, zdaje się to potwierdzać. – Wszystkie trudne myśli mogą pojawić się przed lub po. Podczas lotu mój umysł jest czysty”.

To profesjonalizm wypracowany w ekstremalnych warunkach. Ale za tą zasłoną spokoju kryje się wrażliwość.

„Lecę i patrzę na swój kraj, myśląc, jaki jest piękny. A potem, kiedy wchodzimy na linię frontu i widzę, że wszystko jest zniszczone – spalone i zbombardowane wioski, miasta, domy i fabryki – myślę, jak to możliwe w XXI wieku”.

Poczucie ulgi przychodzi dopiero wtedy, gdy misja kończy się sukcesem.

„Gdy tylko słyszę w radiu, że trafiliśmy w cel, tak jak dzisiaj, wiem, że misja została wykonana. Wtedy czuję: uff, świetnie, udało się”

Oprócz walki z wrogiem Kateryna zmaga się z innymi wyzwaniami. Przyznaje, że czasami wątpi w swoje umiejętności, lecz szybko dodaje, że to uczucie jest znane wielu ludziom, „zwłaszcza kobietom”, i dotyczy nie tylko służby wojskowej, ale każdego zawodu. Chociaż Ukraina stale zwiększa liczbę kobiet w armii – obecnie służy ich około 70 tysięcy, z czego 5,5 tysiąca na stanowiskach bojowych – seksizm nadal pozostaje problemem. Kateryna spotyka się z nim codziennie. Zauważa, że „kobiety są często w armii marginalizowane i otrzymują mniej zadań niż koledzy”. Jak mówi, mężczyźni, z którymi służy, przeważnie starają się ją wspierać, choć czasami pozwalają sobie na seksistowskie komentarze. Nauczyła się je ignorować. Skupia się na pracy i szacunku, który zdobyła wśród kolegów pilotów i dowództwa.

Przełamałam stereotyp

Życie osobiste? W warunkach wojennych nie ma na to miejsca. Rodzinę widuje rzadko. Ma jedno marzenie związane z bliskimi: po wojnie zabrać młodszą siostrę na lot helikopterem. Chwile odpoczynku to często proste codzienne czynności – choćby pośpieszny posiłek przy stole w koszarach, pomiędzy jedną a drugą misją. Czasami, ubrana w ten sam polowy mundur, z włosami splecionymi w warkocze je ciepłą zupę z miski, a na stole obok leżą gazety i butelka wody.

To chwile, które przypominają o zwykłym życiu, tak odległym od tego, co dzieje się w kokpicie śmigłowca. Czasami odpoczywa, oglądając filmy z innymi żołnierzami w bazie. Zdaje sobie sprawę, że jej historia jest inspirująca. Sześć dziewczyn, które marzą o lataniu, napisało do niej na Instagramie z prośbą o radę.

„Staram się je wspierać. Mówię, że osiągną sukces” – podkreśla. Na pytanie, czy czuje się pionierką, odpowiada z lekkim uśmiechem:

„Być może przełamałam stereotyp. Niebo nie pyta o płeć”.

Materiał przygotowano na podstawie informacji i cytatów z materiałów prasowych, w szczególności publikacji „The New York Times” i ArmyInform, które szeroko opisywały służbę i doświadczenia porucznik Kateryny, a także wypowiedzi przypisywanych bezpośrednio bohaterce.

20
хв

Niebo nie pyta o płeć

Sestry

20 sekund, by zestrzelić wrogi dron

– Mam 52 lata i troje dzieci. Z zawodu jestem lekarką weterynarii. Do ochotniczej formacji dołączyłam latem 2024 roku – mówi Walentyna Żelezko, pseudonim „Walkiria”.

Wojna zastała ją w rodzinnej wsi Nemiszajewe niedaleko Buczy. Słyszała ostrzał lotniska w Hostomelu i sąsiednich miast. Wrogie helikoptery latały tak blisko jej domu, że można było zobaczyć twarze pilotów:

– Było strasznie. Nie wiedzieliśmy, gdzie się podziać i co robić. Jak większość Ukraińców, myśleliśmy, że to się skończy za kilka dni. Ale kiedy Rosjanie w Buczy zaczęli znęcać się nad ludźmi i ich zabijać, postanowiliśmy uciekać. Tyle że było już za późno, znaleźliśmy się pod okupacją.

Walentyna Żelezko, „Walkiria”

Najbardziej bała się o swojego młodszego syna, który miał wtedy 8 lat. Słyszała, że Rosjanie znęcają się nawet nad dziećmi. By go chronić, nie rozstawała się z nożem.

– Byłam przerażona, w głowie krążyły mi straszne myśli. Wciąż nie tylko trudno mi o tym mówić, ale nawet wspominać. Myślałam nawet o zabiciu syna własnymi rękami, byleby tylko wróg nie znęcał się nad nim. Oczywiście nie zrobiłabym tego, ale taka myśl przemknęła mi wtedy przez głowę. Nigdy tego Rosjanom nie wybaczę – wyznaje.

11 marca całej rodzinie udało się wyrwać z okrążenia. Jednak myśl o zemście na wrogu i walce za kraj jej nie opuszczała. Pewnego dnia natrafiła w mediach społecznościowych ogłoszenie o naborze kobiet do oddziału „Czarownic bojowych”. Na rozmowę kwalifikacyjną zabrała ze sobą przyjaciółkę, która też ma już ponad 50 lat.

– Od razu nas zapytali: „Jaka jest wasza motywacja?”. Już po trzech minutach rozmowy z dowódcą zrozumiałyśmy, że zostajemy. Uważam, że państwa powinni bronić wszyscy. Przede wszystkim mężczyźni, ale kiedy widzisz te codzienne straty na froncie, to jak mogłabyś siedzieć w domu? Przecież my możemy zastąpić mężczyzn tutaj. Powiedziałyśmy dowódcy: „Nauczcie nas wszystkiego”.

Bieganie, pompki i przysiady w kamizelce kuloodpornej nie były tak trudne, jak przyzwyczajenie się do dyscypliny wojskowej i opanowanie broni.

Rozkładając i składając karabin Kałasznikowa, czułyśmy się jak dzieci z klockami LEGO. Wciąż pytałyśmy instruktorów: „Co to za część? Jak to się nazywa?”

Podczas strzelania od odrzutu kolby porobiły się nam siniaki, ale z czasem nauczyłyśmy się wszystkiego. Teraz zapach prochu dodaje nam adrenaliny.

Dyżury „Czarownic” trwają trzy godziny. Algorytm działania mobilnej grupy ogniowej jest standardowy: alarm – wyjazd na pozycję – czekanie – strzelanie... Każda w zespole ma swoje zadanie. Najważniejsze jest zgranie. Działania muszą być wyćwiczone do perfekcji, dlatego w każdą sobotę na poligonie doskonalą swoje umiejętności strzeleckie.

„Podczas strzelania od odrzutu kolby porobiły się nam siniaki, ale z czasem nauczyłyśmy się wszystkiego”

– Najbardziej bałam się, że zrobię coś nie tak i zawiodę swój oddział. Od rozkazu dowódcy na dotarcie na pozycję, ustawienie karabinu maszynowego, przygotowanie osprzętu i włączenie kamery mamy 10 minut.

Niebo, które jest podzielone na sektory, obserwują na tabletach. Na ekranie widać cel, wysokość, odległość i kurs wrogiego drona. Na tej podstawie trzeba ustalić punkt, w który strzelec powinien skierować ogień. Każda grupa mobilna odpowiada za swój sektor.

– Ostatnio trudniej nam zestrzeliwać drony, bo zaczęły latać nisko i szybko. Latają z prędkością około 50 metrów na sekundę, więc na zestrzelenie mamy do 20 sekund. Gdy lecą nisko, nasze radary mogą ich nie wykryć. Wtedy ich nie widzimy ich, orientujemy się tylko na podstawie dźwięku. Dlatego trzeba być maksymalnie skoncentrowanym i uważnie nasłuchiwać.

Zestrzelenie dronów jest trudniejsze w nocy, bo wróg maluje je na czarno. „Czarownice” używają karabinów maszynowych „Maxim” z 1939 roku.

– Są sprawne, chociaż czasami mogą zawieść. Trzeba je ciągle czyścić, rozbierać, napinać sprężyny. Owszem, mamy również lepszy karabin maszynowy dużego kalibru, ale bardzo chciałybyśmy mieć też „browningi”. Najlepsze uzbrojenie Ukraina wysyła na front.

Ale Rosjanie boją się nas. Czasami pokazują nas w telewizji i próbują wyśmiewać, deprecjonować: „Spójrzcie, oni nie mają już nikogo i nie mają czym walczyć. Nawet już ciotki z kuchni idą”

– Dopóki trwa wojna, moje miejsce jest tutaj. Teraz piszemy historię naszego kraju. Chcę po sobie zostawić godny ślad, mieć udział w zwycięstwie. Kiedyś powiem moim wnukom: „Wasza babcia, którą zwali Walkirią, pomagała walczyć z wrogiem”.

Najprzyjemniejszy dźwięk to dźwięk spadającego wrogiego drona

– Mam 32 lata. Z wykształcenia jestem menedżerką turystyki, pracowałam jako administratorka restauracji w Buczy. Spodziewałam się, że będzie wielka wojna, i nawet się do tego przygotowywałam: spakowałam walizkę z niezbędnymi rzeczami, zebrałam dokumenty, leki – wspomina żołnierka o pseudonimie „Kalipso”.

Kiedy się zaczęło, od razu wywiozła mamę do Hiszpanii, po czym wróciła. Pamięta, że bardzo denerwowały ją przerwy w dostawach prądu, a później aktywność wrogich dronów. Była już wtedy w dobrej formie fizycznej, poza tym od dzieciństwa znała broń, bo strzelać nauczył ją dziadek.

– Przyszłam do dowódcy i powiedziałam: „Będę u was służyć”. Usłyszałam: „Jeszcze cię nie przyjęliśmy”. Ale byłam wytrwała, przeszłam rozmowę kwalifikacyjną, a potem szkolenie. Jedyna przykrość, która mnie spotkała, to stwierdzenie dowódcy, bym zapomniała o długich paznokciach – uśmiecha się.

„Kalipso” na służbie

Była jedną z pierwszych, które dołączyły do buczańskiego oddziału obrony terytorialnej (DFTG). Na początku była dowódcą patrolu szybkiego reagowania. Pilnowała porządku w gminie, patrolowała ulice miasta, sprawdzała schrony przeciwbombowe, by nie były zamknięte w razie alarmu. Później pojawił się pomysł stworzenia plutonu „Czarownic”. Stanęła na jego czele.

– Zaczynałyśmy jako „Bojowe czarownice”, ale dziennikarze przemianowali nas na „Czarownice z Buczy”.

Miałam naszywkę z czarownicą na granatniku. Bardzo spodobała się dowódcy.

Pomyślałyśmy, że to trafne, bo w Ukrainie wszystkie kobiety są czarownicami, do tego wściekłymi na Rosjan za to, co zrobili z naszym krajem, miastem, ludźmi. Wielu moich towarzyszy zostało zamordowanych na terenie Buczy

Teraz „Czarownice z Buczy” mają bardzo dużo pracy, bo wróg każdego dnia i każdej nocy ostrzeliwuje ukraińskie miasta rakietami i dronami.

– Praktycznie każdej nocy jest niespokojnie. Jesteśmy zawiedzione, kiedy jakiś Szahid nie wlatuje w sektor naszego ostrzału. Bo każda chciałaby zestrzelić tego potwora, żeby nie trafił w czyjś dom, nie niszczył naszej infrastruktury, byśmy nie zostali bez światła, ogrzewania i wody. Jesteśmy dla Rosjan jak kość w gardle, dlatego zasypują nas dronami.

Zaczynały jako „Bojowe czarownice”, ale dziennikarze przemianowali je na „Czarownice z Buczy”.

Jej oodziałowi udało się już zestrzelić sześć wrogich dronów. „Kalipso” przyznaje, że najtrudniejsze w tej pracy jest czekanie:

– Pamiętam, jak było z pierwszym. Słyszeliśmy, że się zbliża, aż tu nagle po prostu wyskoczył zza drzew. W sekundę otworzyłyśmy ogień, bo znalazł się w sektorze naszego ostrzału. Kiedy usłyszałyśmy, jak spada, szalałyśmy ze szczęścia.

Najgorzej jest wtedy, gdy widać wrogiego drona, ale nie można go dosięgnąć z karabinu. I potem przeczytać w raportach, że ten dron spadł gdzieś w dzielnicy mieszkalnej.

– Był taki przypadek, że dron spadł na Hostomel. Przebił się przez dach, zniszczył ogrodzenie i drzewa. Na szczęście nie było ofiar. W takich momentach wyrzucasz sobie, że go nie zestrzeliłaś – nawet jeśli obiektywnie nie miałaś na to szans. Gdybyśmy miały lepsze uzbrojenie o większym zasięgu, wyniki naszej pracy byłyby znacznie lepsze.

Ostatnio wróg pokrywa drony nieznaną trucizną, która powoduje oparzenia płuc.

– Rosjanie regularnie wymyślają nowe strategie ostrzału. A my wymyślamy sposoby, jak im przeciwdziałać. To jak taniec, kręcimy się wokół siebie

– Kiedy jest alarm, przyjaciele często dzwonią do mnie i pytają, czy jestem na zmianie. Kiedy słyszą, że tak, mówią: „No to wszystko będzie dobrze ”. Ale ja zawsze wszystkim mówię, że alarmu nie wszczyna się bez powodu. Waszym obowiązkiem jako obywateli jest zejść do schronu, bo to wy odpowiadacie za swoje życie.

„Kalipso” marzy o tym, by się w końcu porządnie wyspać. Teraz śpi po 3-4 godziny na dobę. No i chce odwiedzić mamę w Hiszpanii. Nie widziała jej już ponad trzy lata.

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

20
хв

Czarownice z Buczy. Jak „Walkiria” i „Kalipso” polują na drony

Natalia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Z biblioteki na scenę. Opowieść o Ukraince, która żyje, by śpiewać

Ексклюзив
20
хв

Przetrwałam Hitlera, przetrwałam Stalina, to i Putina przetrwam

Ексклюзив
20
хв

Piękna przyroda, obojętne państwo. Jak się żyje Ukraińcom w Turcji

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress