Exclusive
20
min

„I'm Ukrainian”: aplikacja, która jednoczy Ukraińców

„I'm Ukrainian” działa w 32 krajach i umożliwia kontakt z podobnie myślącymi ludźmi, udział w wydarzeniach kulturalnych, edukacyjnych i sportowych. – Chcę, aby ta aplikacja pomogła zjednoczyć ukraińską społeczność za granicą – mówi Julia Tokar, kierowniczka projektu

Natalia Żukowska

„I'm Ukrainian” to pomysł na jednoczenie Ukraińców przebywających poza krajem

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Podobnie jak miliony innych Ukraińców, Julia Tokar została zmuszona do szukania schronienia za granicą. Z roczną córeczką wyjechała do Austrii. Nie potrafiła jednak siedzieć bezczynnie. Wraz ze swoim zespołem stworzyła dla Ukraińców żyjących za granicą aplikację o nazwie „I'm Ukrainian”.

Oto jej opowieść.

Walizka do ewakuacji

Mieszkaliśmy z rodziną niedaleko Kijowa, we wsi Hatne, w nowo kupionym domu. Rok przed wybuchem wojny na pełną skalę urodziła się nasza córeczka. Po raz pierwszy poczułam, że to życie, o którym marzyłam, wreszcie się pojawiło.

Julia Tokar z rodziną w domu pod Kijowem. Zdjęcie: prywatne archiwum

Ale słuchając wiadomości zdaliśmy sobie sprawę, że Rosja może rozpocząć wielką wojnę przeciwko Ukrainie. Zawczasu przygotowaliśmy więc walizkę ewakuacyjną.

24 lutego, kiedy usłyszeliśmy pierwsze eksplozje, z dzieckiem i trzema kotami opuściliśmy dom w pół godziny. Pojechaliśmy do naszych przyjaciół w obwodzie lwowskim. Z marszu zaczęliśmy pracować jako wolontariusze, co pomogło nam zachować równowagę psychiczną. Mój mąż i inni wolontariusze spotykali się z ludźmi na dworcu kolejowym we Lwowie, kwaterowywali ich i karmili. Ja zdalnie koordynowałam zbiórkę rzeczy dla obrony terytorialnej w Hatne.

Gdzieś w okolicach grudnia 2022 r. nasze zasoby się wyczerpały. Dziecko często chorowało z powodu ciągłego przebywania w piwnicy podczas nalotów

Decyzja o wyjeździe za granicę była trudna. Wyjechaliśmy do Austrii, bo mieliśmy tam przyjaciół. Zamieszkaliśmy w miasteczku Weitz – i znowu zaangażowałam się w wolontariat. W grudniu 2022 r. zorganizowaliśmy program pomagający żołnierzom odzyskiwać zdrowie psychiczne. Czterech mężczyzn przez trzy miesiące trzy razy w tygodniu chodziło na fizjoterapię, pracował z nimi psycholog.

Ukraińscy żołnierze przebywający w Austrii i uczestniczący programie regeneracji psychicznej. Zdjęcie: prywatne archiwum

Niestety, po pewnym czasie musieliśmy ten projekt zawiesić. Czekamy, aż austriacki program państwowy zacznie pomagać ukraińskim wojskowym.

Traktowana jak równa

Austria potraktowała Ukraińców bardzo dobrze. Mieszkaliśmy w dużym domu, każda ukraińska rodzina miała przydzielonego opiekuna-wolontariusza. Zazwyczaj byli to emeryci. Austriacy robili wszystko, by Ukraińcy czuli się u nich komfortowo i bezpiecznie. To gościnne nastawienie naprawdę pomaga. Jednak nigdy nie marzyłam o życiu poza Ukrainą. Dużo podróżowałam, lecz zawsze dobrze było mieć bilet do domu. Dlatego wciąż jest mi tu ciężko. Tak, tu jest pięknie i dobrze, ale chcę wrócić do domu. Tam jest mój sens, moje wartości, przyjaciele, rodzice.

Bywam w domu raz w roku.

Po każdej takiej podróży zeskrobuję siebie ze ścian mojego mieszkania. Za każdym razem to łamie mi serce

Dzieje się tak nawet mimo tego, że w Austrii czuję się traktowana jak równa. Stosunek do Ukraińców jest tu bardzo tolerancyjny, mamy prawie takie same prawa jak Austriacy. W prawie do pracy czy zasiłków na dzieci jesteśmy im równi, choć w porównaniu z innymi krajami pomoc społeczna jest tu bardzo ograniczona – wystarcza tylko na jedzenie.

Julia Tokar z córeczką w Austrii. Zdjęcie: prywatne archiwum

Na dorosłą osobę państwo wypłaca około 215 euro miesięcznie. Na dziecko – oddzielnie: kwota zależy od wieku, a świadczenie jest wypłacane niemal aż do osiągnięcia przez nie pełnoletności. Na moją trzyletnią córkę otrzymuję miesięcznie 208 euro. Niedawno przeprowadziliśmy się do Grazu, drugiego co do wielkości miasta w Austrii. Mieszka tutaj duża i silna społeczność ukraińska. To bardzo ważne dla pracy nad naszym projektem „I’m Ukrainian”.

Zawsze będziemy rodakami

Pomysł stworzenia projektu pojawił się w październiku 2022 r. w rozmowie z Pawłem Ostapenko i Pawłem Liberem [pierwszy to szef Stowarzyszenia Ukraińskich Naukowców, drugi jest czołowym białoruskim specjalistą IT prześladowanym przez reżim Łukaszenki – aut]. Zaproponowali mi, bym stanęła na czele tego przedsięwzięcia.

Nasz zespół stworzyło grono przyjaciół z całego świata. Każdy w swoim kraju musiał wypełnić aplikację, w której podał informacje dotyczące różnych wydarzeń, które się tam odbywają. Przez rok pracowało nad tym 20 wolontariuszy. Obecnie zespół składa się z 10 osób, które mieszkają zarówno za granicą, jak w Ukrainie. Aplikacja obejmuje swym zasięgiem 32 kraje.

Chcemy dzięki niej podtrzymywać kontakt naszych ludzi z Ukrainą. Aplikacja ma być pomostem, który pozwoli im się komunikować.

Chcielibyśmy też, by nasze dzieci czytały ukraińskie książki przynajmniej kilka razy w tygodniu i wiedziały, gdzie znajdują się ukraińskie biblioteki

Te informacje również znajdą się w aplikacji.

Aplikacja „Jestem Ukraińcem” działa już w 32 krajach na całym świecie. Zdjęcie: Prezentacja aplikacji

W małym austriackim miasteczku, w którym wcześniej mieszkałam, bardzo trudno było mi żyć wśród obcych. Wciąż szukałam kontaktu z Ukraińcami, podróżowałam do innych miast. Dlatego cieszę się, że nasz projekt łączy Ukraińców za granicą.

Nawet jeśli wielu z nich nie wróci do kraju, pozostaną naszymi rodakami, z którymi musimy współpracować.

Poprosiliśmy Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy, by zwróciło uwagę na „I’m Ukrainian”, bo przecież jego zadaniem jest jednoczenie naszego narodu i podtrzymywanie kontaktów między Ukraińcami

Trudno powiedzieć, ilu aktywnych użytkowników korzysta już z naszej aplikacji. Wiemy, że było ponad 40 000 pobrań. Najbardziej aktywna i największa diaspora jest w Polsce. Na drugim miejscu są Niemcy, potem Czechy, Hiszpania i Wielka Brytania.

Biznes, kultura, pomoc, darowizny

To bezpłatna aplikacja mobilna dla systemów Android i Apple. Jest łatwa w użyciu: wybierasz kraj i miasto, w których mieszkasz, a niezbędne informacje o wszystkim, co dzieje się wokół Ciebie, są pobierane natychmiast.

Jeśli podróżujesz do innego kraju, też możesz się dowiedzieć, co ciekawego się tam dzieje. Najpopularniejszą zakładką w aplikacji jest „Mapa biznesu”. Ukraińcy, którzy zdecydowali się założyć własną firmę lub świadczyć jakieś usługi w innym kraju, mogą dodać do tej mapy informacje o sobie.

Ludzie mieszkający w pobliżu zobaczą je i będą mogli skorzystać z intersujących ich usług

Bardzo dużym zainteresowaniem cieszą się też informacje o wydarzeniach kulturalnych. Mamy również sekcję „Pomoc”. Możesz tam uzyskać porady dotyczące zakwaterowania, ośrodków edukacyjnych dla dzieci lub informacje medyczne.

Oczywiście jest też sekcja „Darowizny”, ponieważ diaspora, lub „tymczasowa diaspora”, jak sama ją nazywam, wciąż musi pracować na zwycięstwo.

By korzystać z aplikacji, wystarczy ją pobrać – nie musisz się nawet logować. Ale jeśli chcesz zostawić swój komentarz, brać udział w funkcjonowaniu aplikacji, zostawić informacje na swój temat lub kontaktować się z kimś, musisz uwierzytelnić się za pośrednictwem Diia [elektroniczny dokument tożsamości – red.]. Chronimy w ten sposób nasze treści.

Problem w tym, że ludzie są ostrożni, jeśli chodzi o korzystanie z Diia. Z jakiegoś powodu uważają, że system będzie wtedy przesyłał ich dane i śledził ich lokalizację. Mężczyźni piszą na przykład: „Niedługo przez waszą aplikację otrzymamy wezwanie”.

To nieprawda. Takie rzeczy piszą ludzie niewykształceni, którzy nie rozumieją funkcjonalności „I’m Ukrainian”

Diia nie zbiera żadnych danych. Identyfikuje Cię tylko jako Ukraińca. Nic więcej.

Każdy chce wrócić do domu

Państwo powinno już teraz pracować nad sprowadzeniem ukraińskich emigrantów do domu. Powinny być dostępne informacje o programach odbudowy mieszkań, projektach edukacyjnych i możliwościach zatrudnienia. Ludzie muszą widzieć przyszłość, bo mentalnie i emocjonalnie każdego przecież ciągnie do domu. Tymczasem boją się, że wrócą – i zostaną z niczym. Wielu nie wróci tylko dlatego, że ich dzieci poszły do szkoły za granicą.

Julia Tokar: „Musimy więc robić jeszcze więcej, by Ukraińcy nie zapomnieli o swojej kulturze”. Zdjęcie: prywatne archiwum

Po zakończeniu wojny planuję powrót do domu. Gdyby nie dziecko, już bym to zrobiła. Wojna bardzo mnie zmieniła, jak każdego Ukraińca. Kiedy wrócę, będę spędzać więcej czasu z rodzicami. Już teraz organizuję z nimi sesje zdjęciowe, żeby moje dziecko miało pamiątkę. Rzeczy materialne stały się drugorzędne. Po wojnie długo nie będę podróżować. Będę cieszyła się domem.

Więź, którą tworzymy

Mamy wiele planów związanych z naszą aplikacją. Chcemy wziąć udział w Światowym Kongresie Ukraińców. Funkcja „Społeczności” otwiera wiele możliwości – chcę, by za jej pośrednictwem kontaktowały się ze sobą wszystkie ukraińskie organizacje. Dla nas, Ukraińców za granicą, taka więź jest bardzo ważna. Przyznam, że kiedy pojawiają się ogłoszenia dotyczące ukraińskich wydarzeń za granicą, na przykład w naszym Grazu, trzeba reagować niemal natychmiast, bo później nie będzie już miejsc. Ludzie szybko chwytają wszystko, co ukraińskie.

Ukraińcy żyjący za granicą intensywnie uczą się języków krajów, w których przebywają. Musimy więc robić jeszcze więcej, by nie zapomnieli o swojej kulturze. Więź, którą tworzymy, w przyszłości sprowadzi ich z powrotem do Ukrainy.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy mówimy o tych liczbach, warto pamiętać, o kim jest ta opowieść. To nie jest anonimowa fala migracji zarobkowej. Raport Deloitte pokazuje wyraźnie: uchodźcy z Ukrainy to przede wszystkim kobiety i dzieci. Aż 67% gospodarstw domowych prowadzonych jest przez samotne kobiety, które w Polsce samodzielnie utrzymują swoje rodziny, jednocześnie zmagając się z traumą wojny i niepewnością o los bliskich. W tym kontekście ich determinacja do pracy i samodzielności robi jeszcze większe wrażenie.

Efekt trampoliny

W każdej dyskusji o migracji powraca ten sam lęk: czy zabiorą nam pracę? Czy obniżą pensje? To naturalne obawy, które w zderzeniu z faktami okazują się mitem. Analiza Deloitte jest jednoznaczna: napływ uchodźców nie tylko nie zaszkodził polskim pracownikom, ale wręcz stał się dla nich korzystny. Wbrew czarnym scenariuszom, nie zaobserwowano ani spadku realnych płac, ani wzrostu bezrobocia wśród Polaków.

Najbardziej zdumiewające dowody płyną z analizy na poziomie powiatów. Dane pokazują, że tam, gdzie udział uchodźców w zatrudnieniu wzrósł o jeden punkt procentowy, wskaźnik zatrudnienia Polaków był wyższy o 0,5 punktu procentowego, a stopa bezrobocia niższa o 0,3 punktu.

To nie jest sucha statystyka. To dowód na „efekt trampoliny”: napływ nowej siły roboczej pozwolił polskim pracownikom awansować. Zamiast konkurować o te same, proste zadania, wielu z nich mogło zająć się bardziej zaawansowaną pracą, często lepiej płatną.

Ten cichy fenomen przełożył się na konkretne liczby.

Wkład uchodźców w polski PKB w 2024 roku sięgnął aż 2,7%, co odpowiada kwocie blisko 100 miliardów złotych wartości dodanej.

Równie wymowny jest ich wpływ na finanse publiczne. Uchodźcy stali się ważnymi płatnikami, zwiększając w 2024 roku dochody państwa o 2,94%, co oznacza dodatkowe 47 miliardów złotych w budżecie.

Dowodem ich rosnącej niezależności jest fakt, że aż 80% dochodów ich gospodarstw domowych pochodzi z pracy. Co istotne, udział świadczeń społecznych w ich dochodach wynosi tylko 14% i nie wzrósł, mimo podniesienia kwoty 800+.

Szczególnie wymowny jest wskaźnik pokazujący błyskawiczne "przenoszenie" swojego centrum ekonomicznego do Polski. Jeszcze w 2023 roku 81% dochodów uchodźców pochodziło ze źródeł polskich, a w 2024 roku było to już 90%.
Co to dokładnie oznacza? W ciągu zaledwie jednego roku udział pieniędzy pochodzących z Ukrainy – takich jak oszczędności czy przekazy od rodziny – w budżetach uchodźców drastycznie zmalał.
To polski rynek pracy i polskie zarobki stały się dla nich głównym źródłem utrzymania. Tak szybka zmiana dla tak dużej grupy ludzi to jeden z najmocniejszych dowodów na udaną i dynamiczną integrację.

Ten obraz współpracy, która przynosi korzyści obu stronom, potwierdzają nie tylko analitycy. Słychać go również w głosach polskich przedsiębiorców.

„Polska jest w komfortowej sytuacji, bo nie dość, że pomaga ludziom w potrzebie, to jeszcze dzięki ich pracy zarabia. Rzadko się zdarza, żeby na taką skalę etyka szła w parze z pragmatyką”komentuje właściciel polskiej firmy, która zatrudnia wielu pracowników z Ukrainy, w większości kobiet.

Prosi o zachowanie anonimowości, bo jak dodaje, „ostatnie głosy od nowego lokatora Belwederu wskazują na inny kierunek”.

Ten rozdźwięk między rzeczywistością ekonomiczną a debatą publiczną nie jest przypadkowy.

Jest on paliwem dla polskich populistów, którzy upraszczają skomplikowany obraz, by zbić kapitał polityczny na lękach i uprzedzeniach. Ich narracja o "kosztach" i "zagrożeniach" stoi w jawnej sprzeczności z danymi raportu Deloitte o miliardowych wpływach do budżetu i rosnącym zatrudnieniu Polaków.
Tę atmosferę niechęci dodatkowo rozgrywa i podsyca rosyjska propaganda, której strategicznym celem jest osłabienie Polski poprzez skłócenie jej z Ukraińcami i podważenie sensu niesionej pomocy.
W ten sposób populistyczna gra na emocjach splata się z zewnętrzną dezinformacją, tworząc toksyczną mieszankę, w której fakty ekonomiczne mają niewielkie szanse na przebicie.

Skarb za szklaną szybą: Niedopasowanie i marnowany potencjał

Prawdziwy skarb – czyli wiedza i umiejętności tysięcy uchodźców – wciąż pozostaje w dużej mierze niewykorzystany. Główny problem to ogromna przepaść między wykształceniem uchodźców a pracą, którą wykonują.
Aż 40% z nich ma wyższe wykształcenie, ale tylko 12% pracuje w zawodach wymagających tych kwalifikacji – wobec 37% wśród Polaków.
Skutkiem jest częstsza praca w zawodach prostych (38% uchodźców wobec 10% Polaków). Choć warto zauważyć, że to właśnie ta grupa w ostatnich dwóch latach odnotowała najszybszy awans zawodowy, zmniejszając swój udział o 10 punktów procentowych.
Mediana ich wynagrodzeń dynamicznie rośnie – z 3100 zł do 4000 zł netto – zbliżając się do poziomu 84% mediany krajowej.

Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest potężna bariera w dostępie do tak zwanych zawodów regulowanych. Są to profesje takie jak lekarz, pielęgniarka, nauczyciel czy architekt, których wykonywanie wymaga specjalnych licencji i spełnienia surowych wymogów prawnych.
Statystyki są tu bezlitosne: w tych zawodach pracuje zaledwie 3,6% uchodźców, podczas gdy wśród Polaków odsetek ten wynosi 10,6%. Dla wielu ukraińskich specjalistów przeszkodą nie do pokonania okazuje się wymóg posiadania polskiego obywatelstwa, który formalnie zamyka drogę do awansu np. w zawodzie nauczyciela. Innych zatrzymuje długa i kosztowna procedura uznawania zagranicznych dyplomów oraz konieczność zdania egzaminów w języku polskim. Dodatkowo, tylko 18% uchodźców mówi płynnie po polsku, co osiągają średnio po 29 miesiącach pobytu w kraju.

Gdybyśmy odblokowali zaledwie połowę tego uśpionego potencjału, polska gospodarka zyskałaby co najmniej 6 miliardów złotych wartości dodanej rocznie.

Zatrzymani w pół drogi: Paradoks integracji

Dziś zatrudnionych jest 69% uchodźców w wieku produkcyjnym. W przypadku kobiet – 70%, czyli tylko 2 punkty procentowe mniej niż wśród Polek. Różnice stają się jednak widoczne w grupach wiekowych 25–39 lat, gdzie uchodźczynie pracują rzadziej niż Polki, co raport wiąże z brakiem systemowego wsparcia w opiece nad dziećmi.

Co ciekawe, raport wskazuje na pewien paradoks. Integracja zawodowa i znalezienie stabilnej pracy w Polsce sprawiają, że uchodźcy rzadziej planują powrót do Ukrainy. Z kolei dostęp do dobrej edukacji dla dzieci i usług publicznych daje im poczucie stabilności, które... zwiększa ich gotowość do powrotu, bo mają zasoby i spokój, by taki powrót zaplanować.

Stawka w tej grze toczy się nie tylko o teraźniejszość. Prognozy Deloitte pokazują, że przy utrzymaniu kursu integracji, wkład uchodźców w polski PKB może wzrosnąć do 3,2% do roku 2030.
Jednak w całej tej debacie o procentach PKB, strategiach i polityce, najrzadziej słyszalny jest głos tych, których ona najbardziej dotyczy.
To opowieść o niezwykłej szansie, którą Polska może zmarnować, jeśli pozwoli, by zgiełk polityki zagłuszył głos faktów. 

20
хв

Ukraiński cud gospodarczy, którego Polska nie chce dostrzec

Jerzy Wojcik

Anna J. Dudek: – Serial „Dojrzewanie”, który opowiada historię młodego nastolatka oskarżonego o zabójstwo koleżanki, wstrząsnął opinią publiczną. To serial o incelach? 

Michał Bomastyk: – To zbyt duże uproszczenie. Przyklejanie etykiety incela dojrzewającemu chłopakowi może mieć negatywne konsekwencje dla jego funkcjonowania w przyszłości, także dla zdrowia psychicznego.

Główny bohater nie był członkiem subkultury inceli. Rzeczywiście uważał, że dla dziewczyn jest nieatrakcyjny, ale mówimy o 13-latku, któremu takie rozterki towarzyszą. Czy to jest podstawa, by nazywać go incelem? Mam poczucie, że nie.

Kiedy patrzę na głównego bohatera serialu, widzę mizoginię i traktowanie kobiet przedmiotowo, co jest niedopuszczalne. To efekt działania patriarchatu na młodego chłopaka, który na naszych oczach się radykalizuje i praktykuje nienawiść wobec kobiet. Incele również to robią – nienawidzą kobiet i są agresywnymi mizoginami. Pamiętajmy jednak, że każdy incel nienawidzi kobiet, natomiast nie każdy mizogin jest incelem.

Michał Bomastyk. Zdjęcie: Materiały prasowe

Określenie „incel” pojawia się bardzo często w kontekście chłopców, chłopaków i młodych mężczyzn. Co dokładnie oznacza?

No właśnie: to, że ono się pojawia, nie znaczy jeszcze, że ci chłopcy czy mężczyźni są incelami.

Incelami są faceci funkcjonujący w tzw. manosferze – „męskiej sferze”, w której nie ma miejsca dla kobiet, ponieważ incele ich nienawidzą. Ale nienawidzą też mężczyzn, którzy mają sylwetkę chada, czyli wysokiego, przystojnego, z widocznymi kośćmi policzkowymi i zarostem. Incele to mężczyźni skupieni w internetowej subkulturze, dobrowolnie decydujący się na rezygnację z uprawiania seksu z kobietami ze względu na swój wygląd, sytuację życiową, stan zdrowia czy sytuację ekonomiczną i społeczną.

To mężczyźni nazywający siebie „przegrywami”, którzy mówią, że dla nich życie już się skończyło i jest to swoisty game over, ponieważ są niezdolni do znalezienia partnerki i romantycznego życia. Obwiniają o to kobiety i mężczyzn, którzy incelami nie są.

Ale incele nienawidzą też patriarchatu, ponieważ w ich ocenie nagradza on mężczyzn uchodzących za „samców alfa”

Incele są więc mężczyznami tworzącymi własną, hermetyczną, zamkniętą społeczność, do której bardzo trudno się dostać i w której nie ma miejsca dla mężczyzn uprawiających seks. I rzecz jasna dla kobiet, gdyż zdaniem inceli zasługują one na wszystko, co najgorsze. Dlatego odpowiadając na pierwsze pytanie nie powiedziałem, że „Dojrzewanie” jest serialem o incelach. Natomiast z pewnością pojawiają się w nim incelskie praktyki. 

Mówi się o kryzysie męskości, który ma wynikać z silnej emancypacji kobiet i zmiany postrzegania „klasycznej” męskości, czyli tej, w której mężczyzna płodzi syna, sadzi drzewo i stawia dom. Wszystko to w patriarchalnym sosie. Na czym ten kryzys polega i czy to aby na pewno kryzys? A może to po prostu dziejąca się na naszych oczach zmiana?

Myślę, że mówienie o kryzysie jest niewskazane, ponieważ pokazujemy wtedy, że męskość rozumiana klasycznie jest zagrożona i właśnie „jest w kryzysie”. Paradoksalnie więc mówienie o „kryzysie męskości” wzmacnia patriarchalny przekaz, bo żałuje się w jakiś sposób tego klasycznego wzorca. Tymczasem to dobrze, że ten wzorzec się zmienia. Zamiast więc mówić: „kryzys męskości” proponuję zwrócić się ku „zmianie męskości” albo „redefinicji męskości”.

To pokazuje, że mężczyźni rzeczywiście dostrzegają potrzebę zmiany i odejścia od klasycznego, patriarchalnego paradygmatu. Istnieje ryzyko, że jeżeli będziemy utrzymywać, że ten „kryzys” istnieje, to taki przekaz będzie sugerował, że z mężczyznami jest coś nie tak. A to nie jest narracja włączająca

Dla mężczyzn to „dobra zmiana”? Taka, która przychodzi z łatwością?

Musimy podkreślić, że niektórzy mężczyźni nie chcą zmian w obszarze męskości i poszukiwania dla niej nowych definicji czy strategii. I to najprawdopodobniej ci mężczyźni wierzą w „kryzys męskości”, ponieważ dotychczasowa wizja męskości (ta patriarchalna), która była im bliska i do której zostali zsocjalizowani, nagle się rozpada, a poczucie ich męskiej tożsamości zaburza się i destabilizuje. Wtedy rzeczywiście ci mężczyźni mogą być w kryzysie, bo zmiana patriarchalnego wzorca zapewne jest dla nich niewygodna i burzy ich poczucie komfortu. I teraz naszym – osób zajmujących się prawami człowieka i równym traktowaniem – zadaniem jest pokazywanie tym mężczyznom, że nie muszą postrzegać dekonstrukcji patriarchalnego wzorca męskości jako zagrożenia czy kryzysu ich samych, a właśnie jako punkt zwrotny dla ich męskiej tożsamości, która już nie musi być zwarta z hegemonią odartą z czułości i wrażliwości. 

Wraz z fundacją Instytut Przeciwdziałania Wykluczeniom prowadzisz telefon zaufania dla mężczyzn, angażujesz się także w działania równościowe. Z czym najczęściej dzwonią chłopcy i mężczyźni?

Owszem, dzwonią do nas mężczyźni w kryzysie, ale to jest kryzys zdrowia psychicznego. Dlatego chcą porozmawiać z psychologiem – by otrzymać pomoc i wsparcie. Mężczyźni są różni, więc i tematy, z którymi dzwonią, są różne. Widać jednak bardzo wyraźnie, że to są rozmowy dotyczące relacji z partnerką, dzieckiem, drugim mężczyzną. Ale są to też rozmowy mężczyzn będących w kryzysie suicydalnym. Najważniejsze dla nas jest to, by mężczyzna, który dzwoni, otrzymał pomoc. My odczuwamy wdzięczność wobec każdego takiego mężczyzny. Wdzięczność za to, że uwierzył, że proszenie o pomoc jest męskie. 

Gdybyś miał określić najważniejszą zmianę, którą obserwujesz w różnicach pokoleniowych – weźmy „boomerów”, „millenialsów” i „zetki” – to na czym miałaby ona polegać? 

Odpowiadając na to pytanie powinniśmy każde pokolenie rozpatrzeć osobno i wskazać na to, jaką męskość (re)produkują czy performują mężczyźni „boomerzy”, „millenialsi” i ci z „pokolenia Z”. Powiedziałbym jednak, że różnica między „boomerami” a „millenialsami” to przede wszystkim podejście do roli ojca. Faceci z „pokolenia millenium” nierzadko noszą w sobie traumy związane z wychowaniem ich przez ojców i chcą się od tych praktyk, których jako dzieci doświadczyli, odciąć. I inaczej wychowywać swoje dzieci, stawiając na czułość, opiekuńczość i obecność w ich życiu. 

A „zetki”? 

Myślę, że możemy tutaj mówić o projektowaniu męskości – poszukiwaniu jej nowych form, redefiniowaniu skostniałych i hermetycznych wzorców męskości, funkcjonujących w modelu patriarchalnym

Nie oznacza to jednak, że młodzi mężczyźni z „pokolenia Z” uwolnili się od toksycznego patriarchatu, ponieważ oni również są socjalizowani do męskości najbardziej pożądanej w męskocentrycznym modelu, czyli męskości hegemonicznej. Wydaje się jednak, że „zetki” potrafią się tym krzywdzącym normom postawić i z nich rezygnować dużo łatwiej niż „millenialsi”. Ale to nie znaczy, że faceci z „pokolenia Z” nie są zagrożeni radykalizacją. Skoro są obarczeni patriarchatem, to istnieje ryzyko, że zdecydują się pójść tą „drogą męskości”, a to z kolei może prowadzić do negatywnych konsekwencji.

A „toksyczna męskość”? Co oznacza? Czy wpisują się w nią młodzi mężczyźni określani jako incele?

Mówisz: „określani jako incele”, a to incele sami siebie tak określają. To, że ktoś ich tak określa, nie znaczy, że nimi są. To ważne. A odpowiadając na pytanie: z całą pewnością tak. Manosfera i zachowania mężczyzn należących do społeczności inceli wpisują się w kategorię toksycznej męskości, i to w najgorszym wydaniu – obrzydliwej mizoginii. Powiem jednak, że tu też jest widoczna ogromna krzywda patriarchatu, która inceli dotyka. Bo uwierzyli, że są niewystarczający, nieatrakcyjni, niepotrzebni i cały świat ich nienawidzi dlatego, że przegrali swoje życie. Uważam, że taką skrzywioną wizję siebie mają właśnie za sprawą patriarchatu, który ich skrzywdził, zranił. I teraz oni sami krzywdzą kobiety, nienawidząc ich.

Kadr z serialu. Zdjęcie: Materiały prasowe

Skoro zostali skrzywdzeni, to czy potrzeba w podejściu do tego zjawiska empatii, czułości? 

Nie chcę ich usprawiedliwiać, ponieważ mizoginia w żaden sposób nie może być usprawiedliwiana. Natomiast chcę pokazać działanie patriarchalnego mechanizmu. W wyniku jego funkcjonowania obrywają wszyscy, incele też.

A czym jest toksyczna męskość? To wzorzec sprzedawany młodym i dorosłym mężczyznom, zgodnie z którym wmawia im się, że mogą być przemocowi, agresywni, gniewni, hiperseksualni, że mogą traktować kobiety przedmiotowo i że dzięki temu będą prawdziwymi mężczyznami – samcami gotowymi podbijać świat.

Chciałbym podkreślić, że już decydując się na użycie terminu „toksyczna męskość”, powinniśmy wskazywać na toksyczne zachowania, nie zaś dawać do zrozumienia, że wszyscy mężczyźni w patriarchalnym modelu mają ukrytą toksyczną esencję. Bo taka perspektywa jest sama w sobie toksyczna: zachowania toksyczne – tak, męskość sama w sobie – nie. 

Wróćmy do „Dojrzewania”. Jakie wrażenie na Tobie, badaczu męskości, zrobił ten serial? Zaskoczył cię?

Nie, ponieważ długo już przyglądam się funkcjonowaniu społeczno-kulturowych norm męskości i wzorców męskości.

Natomiast wiem, że ten serial może zaskakiwać i szokować. I ja się bardzo cieszę, że tak jest. Bo ten serial nie jest o incelach. On jest o chłopcu, który nie został włączony w równościową zmianę i w procesie wychowania jako chłopiec był socjalizowany do tradycyjnej męskości. Efekt znają te osoby, które serial obejrzały.

Jest to więc serial o tym, by chłopców włączać, mówić im o uczuciach, o tym, że nie muszą nigdy udawać „prawdziwych mężczyzn” – że mogą płakać, mogą być wrażliwi, mogą być wolni od etykiet męskości

Ale to też serial o tym, że dziewczyny nie powinny etykietować facetów, że są mało męscy i jako mężczyźni „nie stają na wysokości zadania”. Męskość nie jest jednorodna. Męskość jest różnorodna, czuła i empatyczna. Potraktujmy ten serial jak przestrogę, że musimy poważnie myśleć o chłopcach i uczyć ich feministycznych wartości. By kierowali się wartościami, które na pierwszym miejscu stawiają równość i prawa człowieka, nie zaś mizoginię i przemoc.

20
хв

„Dojrzewanie” to nie jest serial o incelach

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress