Exclusive
20
min

Gdzie i jakie polskie filmy i seriale warto obejrzeć: Top 5

W rezultacie ogromnej (i zasłużonej) popularności polskiego serialu „1670” na Netfliksie, który przez wiele tygodni znajdował się w czołówce ukraińskich rankingów oglądalności, w Ukrainie znacznie wzrosło zainteresowanie polskim kinem

Jarosław Pidhora-Gwiazdowski

Kadr z serialu „1670"

No items found.

Przedstawiamy krótką listę najbardziej interesujących polskich filmów i seriali w globalnych serwisach streamingowych.

1. Śniegu już nigdy nie będzie (2020)

Apple TV+

Doskonały film z samokrytyką i zabawnym sarkazmem prezentujący współczesną Polskę, o przejrzystej historii i wysokiej jakości prezentacji. Piękny, filozoficzny i nieco mistyczny „Śniegu już nigdy nie będzie” pokazuje – i to jest szczególnie godne uwagi – Ukraińca z Czarnobyla, który pracuje w Polsce jako masażysta zamożnych mieszkańców warszawskiego przedmieścia. Przywozi do Warszawy własną leżankę – i udziela porad każdemu leżącemu na niej klientowi, przynosząc ulgę nie tylko jego ciału. Cichy, łagodny i skryty bohater intryguje zarówno pozostałych bohaterów, jak widzów, nasuwając pytanie, kim tak naprawdę jest. I to właśnie sprawia, że film jest tak wciągający. Nic dziwnego, że został zgłoszony przez Polskę jako kandydat do Oscara. Bo wbrew temu, co napisała Małgorzata Szumowska, „Śniegu już nigdy nie będzie” to nie jest film skandalizujący, ale po prostu piękny.

2. Najmro: Kocha, kradnie, szanuje (2024)

Netflix

„Najmro…” opowiada o Zdzisławie Najmrodzkim, który był legendą Warszawy końca głodnych i bosych lat 80., kiedy zdobycie nawet papieru toaletowego wydawało się czystym szczęściem (ale Najmro potrafił zdobyć wszystko). Debiutancki film Mateusza Rakowicza z powodzeniem pokazuje wszystko to, co kino pokazywać powinno. Realia wydarzeń, o których mowa, odtworzono z dbałością o najdrobniejsze szczegóły, a wszystko tonie w beżowej poświacie, sugerującej powrót do przeszłości. Fabuła tej komedii kryminalnej napędzana jest działaniami sprytnego oszusta – i cechami jego charakteru. Zresztą to właśnie temperament bohatera skłonił twórców do sięgnięcia po tę historyczną postać: Najmrodzki aż 29 razy wywodził w pole policję i wymiar sprawiedliwości, a to wyskakując przez okno podczas procesu, a to uciekając przed całym tłumem policjantów na giełdzie samochodowej, a to tajemniczo znikając z więzienia... Dobrze nakręcony film – i dobra rozrywka.

3. Wataha (2014)

HBO Polska/MAX/MEGOGO*

Pierwszy serial nakręcony przez polski oddział amerykańskiego serwisu streamingowego HBO. 3 sezony „Watahy” to także po części opowieść o Ukrainie – bo traktuje o polskich funkcjonariuszach straży granicznej i policji, zajmujących się zapobieganiem przemytowi i walczących z mafią. Pilnują ukraińsko-polskiej granicy z jej nielegalnym przemytem alkoholu i papierosów, handlem narkotykami i ludźmi. Ukraińcy są obecni i w fabule (dobre role Jakiwa Tkaczenki, Roba Feldmana, Dmytro Sowy), i w ścieżce dźwiękowej (Maria Jurczyszyn-Kulyk z zespołu Tołhaje). W ten czy inny sposób w intrygę wplątują się też Rosjanie (szefem mafii jest Rosjanin), a jeden z Polaków wspomina, mówiąc o Ukraińcach: „Oni walczą z małymi zielonymi ludzikami, a wy ich atakujecie”. To coś więcej niż zbrodnia. To polityka.

*Amerykański kanał kablowy HBO i usługa streamingowa HBO Max oficjalnie nie działają w Ukrainie, więc ukraińskie usługi OTT współpracują z licencjobiorcami, którzy mają prawa do ich treści. W ramach umowy ukraiński serwis Megogo ma dostęp do pełnej biblioteki HBO.

4. Ślepnąc od świateł (2018)

HBO Europa/HBO Polska

Głęboki wgląd w przestępczy świat dilerów narkotykowych w Polsce. Dzięki reżyserowi Krzysztofowi Skonecznemu oglądamy żywy, barwny i krwawy obraz świata nocnych klubów i gangsterskich porachunków, w którego centrum jest Kuba, pochodzący z ukraińskiej Prypeci młody diler narkotykowy (Kamil Nożyński). Kiedyś był całkiem normalnym chłopakiem, miał dziewczynę i dużo podróżował. Teraz miota się w świecie brutalnej przemocy bez większej nadziei na oswobodzenie. Balansując między szumowinami i mordercami, marzy o wyjeździe do Argentyny. Czy mu się uda?

5. Znachor (2023)

Netflix

Dramat zbudowany na z pietyzmem dopracowanym tle historycznym. To już trzecia ekranizacja klasycznej polskiej powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza pod tym samym tytułem. Druga, wyreżyserowana przez Jerzego Hoffmana w 1981 roku, była prawdziwym hitem kasowym – tylko w Polsce obejrzało ją prawie 6 milionów widzów.

W nowej wersji aktorzy są bardziej wyluzowani, a historia profesora chirurgii Rafała Wilczura pokazana jest bardziej dynamicznie i sprawnie. Fabularnie niewiele się nie zmieniło: najpierw od profesora odchodzi żona, rozczarowana tym, że postanowił więcej czasu spędzać w pracy niż z rodziną, potem napaść ulicznych bandziorów odbiera lekarzowi pamięć – i całe dotychczasowe życie.

Zdjęcia: materiały prasowe

No items found.

Dziennikarz, krytyk filmowy, scenarzysta. Został opublikowany w ponad 60 czasopismach, gazetach i stronach internetowych. Opublikował ponad 3 tysiące materiałów. Był redaktorem działu „kina” w magazynie „SHO”, w magazynie „Cinema Digest” był redaktorem naczelnym, a także w ukraińskim przedstawicielstwie międzynarodowego magazynu Total Film. W 2015 roku rozpoczął festiwal „Tydzień Odrodzenia Strzelania” (przy wsparciu finansowym Państwowej Agencji Filmowej). W 2018 roku brał udział w tworzeniu festiwalu „Tydzień Odrodzenia Strzelania” (przy wsparciu finansowym Państwowej Agencji Filmowej). W 2018 roku brał udział w tworzeniu Związków Krytyków Filmowych Ukrainy, festiwalu „Tydzień Krytyków Filmowych”, a później — w tworzeniu nagrody Związku Krytyków Filmowych „Kinokolo”. W 2021 roku był współtwórcą Korosten Street Film Festival. W 2020 roku napisał scenariusz pełnometrażowego filmu fabularnego wojskowego filmu akcji „Prawo do zemsty” (we współpracy z Julią Czerniawską), aw 2021 roku scenariusz pełnometrażowego filmu fabularnego kryminalnego thrillera erotycznego „Klucze do piekła i raju”. Członek Związku Krytyków Filmowych Ukrainy, Ukraińskiej Akademii Filmowej, Związku Dziennikarzy Ukrainy.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Unikanie komplementów przy jednoczesnym poruszaniu drażliwych tematów to specjalność polskiego kina. Już od lat 60. Andrzej Wajda toczył symboliczne wojny z systemem komunistycznym i jego wyobrażeniem o ludziach jako figurach z kamienia czy stali. Z nastaniem niepodległości tamte metafory szybko odeszły w przeszłość. Reżyserzy zaczęli mówić wprost i ostro, obnażając miałkość ludzi obojętnych na system, w którym gnili. W latach 90. to od „Psów” Władysława Posikowskiego zaczęła się walka filmu z korupcją w milicji i bezpiece, a mafia stała się pełnoprawnym tematem dla filmowców. W latach 2000., po wojnie między mafią a policją, pojawił się Patryk Vega ze swoim „Pitbullem”, przez kolejne dwie dekady wypuszczając kolejne filmowe i serialowe kontynuacje i rozwinięcia wątków tej opowieści – jak choćby „Pitbull. Nowe porządki”, „Pitbull. Niebezpieczne kobiety czy „Kobiety mafii”.

W zasadzie tylko Wojciech Smarzowski był w stanie przedrzeć się przez ten niekończący się zalew produkcji Vegi – człowieka orkiestry polskiego kina sensacyjnego. Jego „Dom zły” i „Drogówka” były dziełami na najwyższym poziomie artystycznym i zasłużenie zdobyły uznanie na całym świecie.

Prawdopodobnie to właśnie dzięki tym dwóm reżyserom w latach 10. i 20. XXI wieku globalne serwisy streamingowe z ochotą sięgały po polskie kryminalne filmy długometrażowe: HBO wyprodukowało „Watahę”, Canal+ „Ślepnąc od świateł” i „Furiozę”, a Netflix „Rojsta”.

„Idź przodem, bracie” kontynuuje tę tradycję, w której losy byłego policjanta i mafii są ze sobą ściśle powiązane

I właśnie za to serial dostaje ode mnie pierwszy punkt – za kolejną opowieść o tajnych kryminalnych powiązaniach prawa i przestępczości, które w swoim czasie obnażyli twórcy zarówno „Ojca chrzestnego”, jak „Ośmiornicy”.

Oskar Gwiazda, główny bohater „Idź przodem, bracie” (gra go Piotr Wiktowski), jest członkiem z jednostki specjalnej policji, który sam staje się przestępcą, najpierw dokonując rozbojów, potem morderstw, a w końcu przyłączając się do mafii. To jego historia stanowi centrum dramaturgiczne filmu, ponieważ jego przejście z jasnej strony na ciemną odbywa się nie w sposób oczywisty i gwałtowny, lecz stopniowo, pod wpływem okoliczności i wynika z poświęcenia dla bliskich mu ludzi. Martwił się o ojca, ale ten umarł. Chciał ocalić swój dom, lecz zamiast tego mimowolnie przyczynił się do zniszczenia rodziny swojej siostry. Do tego dochodzą jego długi, ataki paniki i zwolnienie z policji. Z każdej strony kozy wskakują na to pochyłe drzewo, łamiąc jego gałęzie.

Drugi punkt przyznaję serialowi za grę męskości i kobiecości, za taniec dwóch płci, splecionych ze sobą i dopełniających się niczym yin i yang

Dwa losy, chłopaka i dziewczyny, tworzą jedną dramatyczną całość. Co więcej, drugoplanowa rola kobieca niekiedy przeważa nad główną rolą męską, przynajmniej pod względem siły uczuć i tragizmu. Twórcy, zdając sobie sprawę z potrzeby rozrzedzenia napięcia związanego z dramatem głównego bohatera, stworzyli podwaliny pod romans. Z kolei wprowadzenie do fabuły kobiecego piękna i energii dało szansę na stworzenie kryminalnego filmu akcji z nutką melodramatu.

Ewa jest Ukrainką, w którą wcieliła się ukraińska aktorka Anastazja Pustowit. Nie sposób było znaleźć lepszą odtwórczynię! Po pierwsze, grana przez nią postać jest nieschematyczna. Świetnie uzupełnia się z głównym bohaterem, bo jest taka jak on – z jednej strony śmiała i odważna, z drugiej poraniona przez życie, boleśnie emocjonalna. Ma siłę, by pomóc Oskarowi w potrzebie, ale nie potrafi powstrzymać łez, kiedy próbuje uciec przed mafijnym pościgiem z Polski do Ukrainy – tak jak kiedyś uciekała z Ukrainy do Polski przed bólem. Ta próba ucieczki to zwieńczenie dramatu kobiety, który rozgrywa się wewnątrz dramatu mężczyzny. Już samo pytanie dziewczynki na dworcu, gdy Ewa stoi przy drzwiach autobusu jadącego z Polski do Ukrainy: „Nie boisz się wracać?”, sprawia, że czujemy dreszcze. Ten szok umiejętnie potęguje współczesna piosenka „Moja radość” lwowskiego rapera Palindroma – echo ludowej pieśni „Śpij, mój książę, śpij”, śpiewanej przez Ewę synowi. Powoli śpiew Palindroma zamienia się w krzyk black metalu – sen się kończy, w duszy pozostaje tylko czerń bólu.

Jaki to ból? Dlaczego bohaterka tak bardzo cierpi? To staje się jasne później. Siedząc w kościele, Ewa pokazuje siostrze Oskara nagranie swojego syna w telefonie i mówi:

„Kiedy uderzyła rakieta, miałam umrzeć razem z nim. Dzisiaj płakałam po raz pierwszy od jego śmierci. Jak dobrze jest płakać”. Straszny i genialny moment

Jednak ten fundamentalny moment może wywołać gorzkie kontrowersje. Faktem jest, że „Idź przodem, bracie” w żaden sposób nie wspomina o wojnie rosyjsko-ukraińskiej, mimo że ta wojna jest największą katastrofą w Europie od czasów II wojny światowej, a na dodatek toczy się tuż obok Polski. Zarazem w serialu wspomniane jest, że bohaterka uciekła z Ukrainy. Przed czym uciekała? Dlaczego twórcy o tym nie mówią? Dlaczego w finale umieszczają kilka tragicznych momentów bez wyjaśnienia przyczyny tragedii? Jaki pocisk zabił jej dziecko? I czy Polacy są zmęczeni odniesieniami do tej wojny?

Oczywistość tych pytań jest wręcz uderzająca, podobnie jak skandaliczna jest fraza, którą twórcy filmu włożyli w usta bohaterki: narzekając przed Oskarem na pracę w supermarkecie Ewa mówi: „Traktują mnie jak śmiecia”. Dlaczego, skoro powszechnie mówi się, że Polacy pomagają Ukraińcom? I dlaczego twórcy wstawili do scenariusza to zdanie, skoro Nastia Pustowit powiedziała, że podczas kręcenia serialu, w połowie 2023 roku, jego twórcy pomagali zbierać pieniądze dla ofiar zniszczenia przez Rosjan elektrowni wodnej w Kachowce?

Najwyraźniej w ten sposób polscy twórcy chcą zwrócić uwagę samych Polaków na problem, który pojawił się w ostatnim czasie – choć nie jest to problem powszechny. Ten akt samooskarżenia i samokrytyki wyrażony został z typowo polską odwagą.

Z drugiej strony, pominięcie informacji o tym, jakie pociski zabiły syna bohaterki, każe zadać pytanie, dlaczego twórcy nic o tym nie powiedzieli. A także dlaczego nie zaakcentowano lub nie rozszyfrowano obecności Rosjan w serialu? Obok głównego mafioza Damiana Chornego (Marcin Kowalski) pojawiają się ludzie o rosyjskich nazwiskach i mówiący po polsku z rosyjskim akcentem. Kim oni są? Dlaczego tu są? Czy to rosyjscy bandyci? I dlaczego w serialu nie zostali wprost tak nazwani? Z obawy przed zadzieraniem z Federacją Rosyjską? Taka polityczna poprawność Netflixa? Tak czy inaczej, bardzo różni się to od śmiałości, z jaką polski premier Donald Tusk wypowiada się o Rosji, mówiąc: „Nie powinniśmy mieć wątpliwości co do konfrontacji ze złem”.

Serial jest niejednoznaczny, niezbyt równy, ale stawia trudne, drażniące pytania

I dobrze, bo obejrzawszy go widz zostaje nie z pustym ekranem ciszy, ale z duszą pełną głośnych emocji. I z determinacją, by poznać odpowiedzi na pytania, które zostały celowo postawione przez twórców lub pojawiły się tu przypadkiem.

Wszystkie zdjęcia: materiały dla prasy

20
хв

"Idź przodem, bracie": zbrodnie, miłość i trudne pytania

Jarosław Pidhora-Gwiazdowski
muzycy, żołnierzy, występ

Czarny van podskakuje na wybojach. Polna droga zaczyna schodzić stromo w dół, a sprzęt muzyczny w bagażniku buja się we wszystkie strony. GPS dawno zgubił drogę, więc kierowca jedzie „na czuja”.

– Dobra, złapałem trochę zasięgu, weź się zatrzymaj!– krzyczy Dmytro z przedniego fotela pasażera. Odwraca się do nas: – Chwilka przerwy!

Wysiadamy w szczerym polu, do moich uszu dociera cykanie koników polnych, a szum ciepłego, jesiennego wiatru przyjemnie otula. Za mną z vana wyskakuje Witalij Kyryczenko, wokalista rockowego zespołu Numer 482. W ręku ma maleńką mandolinę.

– Witamy państwa na dzisiejszym występie! – wykrzykuje i robi ukłon, a potem szeroko się do mnie uśmiecha: – Publika dziś trochę inna niż zwykle.

Witalij wskazuje palcem na pole, na którym pasą się krowy. Niektóre przyglądają się nam z zaciekawieniem. Witalij zaczyna delikatnie szarpać za struny i nucić coś pod nosem. Jest dobrą duszą zespołu, zawsze z uśmiechem, zawsze z naładowanymi na maksa bateriami. Jeszcze niedawno w sieci można było zobaczyć jego zdjęcia z okopów wokół Bachmutu, zmarzniętego i umorusanego w błocie. Służył tam ramię w ramię z żołnierzami 59. Samodzielnej Brygady Piechoty imienia Jakuba Handziuka. Dziś mówi, że gdyby nie poszedł wtedy walczyć, odebrałoby mu to głos jako artyście. Bo i oczym miałby później opowiadać? Jak mógłby mówić o wojnie, gdyby jej nie dotknął, nie przeżył? Ale przekonali go, że sztuka jest tym, co buduje tożsamość narodową przyszłych pokoleń, i artyści muszą żyć, muszą leczyć muzyką i sztuką tych, którym na froncie jest trudno. A potem Witalij z powrotem zamienił karabin na gitarę – i teraz służy w Desancie Kulturowym.

Witalij Kyryczenko. Zdjęcie: Aldona Hartwińska

Terapia sztuką

Desant Kulturowy to projekt niezwykły. Łączy artystów, którzy w poprzednim życiu byli muzykami, aktorami, reżyserami, a nawet lalkarzami. Pracowali na scenie w pięknych kostiumach, które dziś zamienili na mundury w barwach multicam. Szlak bojowy niektórych z nich, jak Witalija, wiódł przez najgorętsze odcinki frontu. 

Dmytro Romanczuk jest diabelsko zdolnym bandurzystą. Kiedy zaczęła się inwazja, od razu dołączył do ochotniczego batalionu broniącego Kijowa. Gdy go pytam o szczegóły, mówi jedynie: „było ciężko” – a jego wzrok ucieka w drugą stronę.

Ale kiedy rozmowa schodzi na bandurę, jego ciemne oczy zaczynają błyszczeć i prostuje się na krześle, gotowy do opowieści. Bo dla Dmytra ukraińska dusza ma dźwięk bandury

– Bandura jest integralną częścią tradycji pieśni epickiej, wyjątkowego zjawiska wędrownych śpiewaków, muzyków, kobziarzy, bandurzystów, liryków, bez których trudno sobie wyobrazić naszą kulturę i przestrzeń historyczną poprzednich pokoleń– mówi z przekonaniem. – To jest sedno, te rzeczy ukształtowały naszą naszą duchową integralność, nasze przekonania. To właśnie te rzeczy dają odpowiedź na pytanie, kim jest Ukrainiec.

Na podwórzu przed domem powoli gromadzą się żołnierze. Siadają na długich ławkach, jak uczniowie przed apelem. Na ich twarzach widzę zmęczenie i kompletny brak zainteresowania tym, co ma się za chwilę wydarzyć. Jakby ktoś kazał im tam usiąść za karę. Mężczyzn jest może ze trzydziestu. To jedna ze szturmowych brygad, które zasłużyły się bojach na wielu odcinkach frontu – często tych najgorętszych. Po ciężkich bojach w okopach trudno im się odnaleźć, a tym bardziej czekać na jakieś występy. Komu to niby potrzebne?

Dmytro Romanczuk. Zdjęcie: Aldona Hartwińska

Do swojego magicznego koncertu Dmytro przygotowuje się w ciszy. Znajduję go w sadzie, pomiędzy drzewami, gdzie w samotności, cichutko stroi bandurę. Przez chwilę obserwuję z oddali, jak w skupieniu skrupulatnie sprawdza każdą ze strun. A są ich dziesiątki, nie jestem w stanie nawet policzyć. W zależności od typu bandury, liczba strun różni się. Niektóre instrumenty mają dwadzieścia, inne ponad sześćdziesiąt. Sam wygląd bandury imponuje, budzi respekt i zadumę. Dlatego kiedy Dmytro staje na przeciwko tej nietypowej publiki, natychmiast zapada milczenie.

– Czy jest tu ktoś, kto nigdy nie słyszał bandury? – Dmytro rozgląda się po widowni. W górę nieśmiało unosi się kilka rąk, a on zaczyna swoje magiczne przedstawienie.

Jest w tym instrumencie coś wyjątkowego,pozaziemskiego. Kojące dźwięki dumki granej kilka kilometrów od miejsca, w którym ci dzielni wojownicy walczą o niepodległość – to przeżycie zostaje w tobie na zawsze. Obserwuję, jak twarze żołnierzy łagodnieją. Niektórzy wyciągają telefony i zaczynają nagrywać, inni skrywają twarze w dłoniach, jakby zawstydzeni, że tak łatwo poddali się tej przedziwnej terapii. Viva l’arte!

 Wciąż jesteśmy ludźmi

W swoim poprzednim życiu Dmytro Melniczuk był nauczycielem aktorstwa, a także reżyserem teatralnym w Teatrze Dramatycznym w Kołomyi. Dziś jest głównodowodzącym kramatorskiego „oddziału” Desantu Kulturowego. Odpowiada za to, by artyści bezpiecznie i na czas dotarli na występ, zresztą na każdym wydarzeniu jest też swego rodzaju wodzirejem. Głęboko wierzy, że to, co robią, ma sens.

– Sztuka leczy, a bez sztuki nie byłoby niczego –twierdzi. – W tym, co my robimy, muzyka ma znaczenie terapeutyczne. Piękna muzyka tworzy wibracje w organizmie, w środku, w duszy. To jak medytacja, która człowiekowi pomaga. Tak jak sztuka wizualna. Gdy człowiek obserwuje jakieś piękne obrazy, może wrócić do pięknych wydarzeń iwspomnień. Naszym zadaniem jest przypomnienie tym dzielnym ludziom, za co walczymy. To nie są puste słowa czy zwykłe piosenki. My budzimy w żołnierzach różne wspomnienia, np. z dzieciństwa, przywołujemy te najdroższe. Pośród tego brudu, który wojna na nich naniosła, wyciągamy to wszystko z piwnicy ich świadomości.

Przypominamy im, kim jestem Ja. Przywracamy im świadomość, że wciąż jesteśmy i pozostaniemy LUDŹMI

Zdaniem Melniczuka najważniejszym zadaniem Desantu Kulturowego jest dbanie o zdrowie psychiczne żołnierzy. Bo wojna pokazała, że nie byliśmy na to wszystko psychicznie gotowi. Choć na froncie żołnierze radzą sobie świetnie, walczą zacięcie i dzielnie, poprawiając swoje umiejętności z każdym tygodniem, to na poziomie psychicznym jest bardzo ciężko. Brakuje motywacji, morale słabnie, czas spędzony w okopach dłuży się tak bardzo, że ludzie często zapominają, po co tam w ogóle są. Wojna to najgorsza rzecz, jaka mogła spotkać ludzkość. Naraża na niebezpieczeństwo i skrajne emocje, po których trudno wrócić do równowagi. Podczas występów przed wojskowymi Dmytro zauważył, że ludzie ci wracają z wojny nie tylko z ranami na ciele, ale też z ranami duszy, ze zrujnowaną psychiką. A występów jest niemało.

Dmytro Melniczuk. Zdjęcie: Aldona Hartwińska

– Jest ciężko: cztery, pięć, a nawet sześć występów dziennie – przyznaje Dmytro. – Ale my dobrze rozumiemy, że żołnierzom to jest bardziej potrzebne niż nam wypoczynek. Nie mamy prawa okazać słabości, zmęczenia. Wiemy, że tam ludzie są zmęczeni jeszcze bardziej od nas, że na froncie jeszcze ciężej pracują. Na dodatek prawie wszyscy w Desancie Kulturowym mamy doświadczeniasceniczne sprzed wojny; ja sam w teatrze spędziłem trzydzieści lat. Napięcie, stres przed występem, pęd i nieprzespane noce – my jesteśmy przyzwyczajeni do życia w zmęczeniu. A nasi żołnierze są dla nas najważniejsi.

Służba w Desancie Kulturowym nie ma nic wspólnego z gwiazdorskim życiem, choć gwiazdy często do „desantowców” dołączają. Niemal od początku istnienia projektu pojawiają się wśród nichsławy, które na kilka dni porzucają życie w mieście, by przyjechać do przyfrontowych wiosek. Regularnie pojawiają się między innymi Alyona Alyona, Chrystyna Sołowij, Skofka czy Vivienne Mort. Przyjeżdżają, choć bywa niebezpiecznie. Dmytro wspomina, jak kiedyś w pogoń za ich czarnym vanem puścił się rosyjski dron kamikadze. Kilka dni przed naszą rozmową bardzo blisko miejsca, w którym występowaliśmy, spadła kierowana bomba lotnicza FAB. 

Muzyka na wojnie

Sztuka i muzyka towarzyszą żołnierzom, odkąd ludzie toczą wojny. Wielu znanych muzyków brało udział w działaniach zbrojnych jako żołnierze, inni, występując, dbali o morale walczących. Bo muzykazbawiennie wpływa na zdrowie psychiczne i emocjonalne, na przykład redukując stres i lęk. Słuchanie spokojnej muzyki, zwłaszcza klasycznej, może wpłynąć na obniżenie poziomu kortyzolu, nazywanego hormonem stresu. Muzyka może pomóc w tworzeniu chwilowego poczucia bezpieczeństwa i normalności pośrodku chaosu wojennego, co pozwala na chwilę odpocząć. A to ma bezpośrednie przełożenie na morale. 

Jak wspomniał Dmytro, znane i lubiane piosenki mogą przypominać żołnierzom o domu, rodzinie i przyjaciołach, wzmacniając ich poczucie celu i motywację do dalszej walki. Z kolei pieśni patriotyczne czy piosenki wojskowe wzmacniają poczucie jedności i tożsamości narodowej, przypominając, po co i za co walczymy. 

Muzyka jest też doskonałym narzędziem pomagającym w regulacji emocji, a nawet w terapii poważnych traum, jak zespół stresu pourazowego. Regularne słuchanie muzyki może łagodzić jego objawy, jak flashbacki, koszmary senne czy nadpobudliwość.

20
хв

Desant kultury, czyli z bandurą na froncie

Aldona Hartwińska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Paweł Kowal: Ekshumacje to nie wielka polityka, ale kwestia godności

Ексклюзив
20
хв

"Idź przodem, bracie": zbrodnie, miłość i trudne pytania

Ексклюзив
20
хв

Desant kultury, czyli z bandurą na froncie

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress