Exclusive
20
min

Dlaczego Polska nie waha się wydawać miliardów na broń i kupowała czołgi setkami jeszcze przed lutym 2022 roku?

Polski model budowy obronności można określić jako hybrydę modelu zachodnio- i warunkowo wschodnioeuropejskiego, łączącą potężny arsenał dalekiego zasięgu z jednoczesną rozbudową komponentu lądowego

Iwan Kyryczewski

Ćwiczenia DEFENDER-Europe 2022 w Polsce. Fot: Marek Maliszewski/REPORTER

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Po inwazji Rosji na Ukrainę Polska udzieliła schronienia milionom naszych rodaków i zajęła nie tylko konsekwentne, ale i żarliwe stanowisko w sprawie pomocy wojskowej dla naszego kraju, która powinna być udzielona wspólnym wysiłkiem Zachodu. Wszystko to jest wynikiem konsekwentnej polityki wzmacniania własnego sektora obronnego, którą Polska prowadziła na długo przed lutym 2022 roku.

Można zacząć od licznych „punktowych” przykładów: jeszcze w latach 90. polski przemysł obronny uruchomił własną produkcję czołgów PT-91 Twardy, z których kilkadziesiąt trafiło do naszego kraju w ramach pomocy wojskowej. Innym przykładem jest to, że na początku XXI wieku i w 2015 roku Polska, patrząc dość dalekowzrocznie, kupiła od Niemiec ponad 200 Leopardów 2.

Berlin uważał, że czołgi to pozostałość minionej epoki, której należy się pozbyć, jak średniowiecznych zamków

W czerwcu 2021 roku Wojsko Polskie przeprowadziło zakrojone na szeroką skalę manewry Dragon-21, mające na celu odparcie ewentualnej rosyjskiej agresji. Wnioski z tych ćwiczeń zostały podane do publicznej wiadomości: w przypadku rosyjskiego ataku polska armia byłaby w stanie rozmieścić się zgodnie z planami operacyjnymi, ale w rzeczywistości istniały bardzo duże problemy z poziomem uzbrojenia.

Ta historia wydaje się być powodem, dla którego Polska tak wytrwale dąży do realizacji zakrojonych na szeroką skalę programów zbrojeniowych wartych miliardy dolarów, a niektóre krajowe dyskusje polityczne na temat kwestii obronnych mogą być iskrzące, lecz z korzyścią dla wspólnej sprawy.

Polski sprzęt na ćwiczeniach DRAGON24. Fot: JAKUB STEINBORN/Polska Press/East News

„Długa ręka” sięga do Moskwy i pięść z 1000 czołgów

Polski model budowy obronności można określić jako hybrydę modelu zachodniego i konwencjonalnie wschodnioeuropejskiego, łączącą potężny arsenał dalekiego zasięgu z jednoczesną rozbudową komponentu lądowego.

Zacznijmy od następującego faktu: Poza samolotami F-16 Polska ma Storm Shadow, taktyczne pociski manewrujące AGM-158 JASSM o zasięgu 300 km. Polska posiada obecnie 70 takich pocisków na 48 samolotów F-16 – a chce mieć ich ponad 10 razy więcej. Z kolei w marcu 2024 r. Departament Stanu USA zezwolił na sprzedaż Polsce aż 821 pocisków manewrujących JASSM-ER o zasięgu 900 km, co teoretycznie pozwala im dotrzeć aż do Moskwy. Łączny ich koszt to 1,77 miliarda dolarów, tj. 2,15 miliona dolarów za sztukę.

W 2019 r. Polska zakupiła 20 wyrzutni M142 HIMARS, a obecnie ma zamówienia na 486 kolejnych HIMARS-ów i 218 ich południowokoreańskich odpowiedników K239 Chunmoo (polskie oznaczenie Homar-K). Warto zauważyć, że oprócz Homar-K, polskie wojsko otrzyma również taktyczne pociski balistyczne KTSSM-II, odpowiedniki amerykańskich ATACMS o zasięgu 300 km. Ta „rakietowa pięść” będzie kosztować ponad 10 miliardów dolarów, chociaż produkcja obu systemów rakietowych będzie częściowo zlokalizowana w polskich zakładach.

Programy czołgowe to kolejny przykład skali polskich wysiłków obronnych. Według otwartych źródeł, na początku 2023 r. polska armia posiadała około 620 czołgów wszystkich typów, a wszystkie obecne zamówienia przewidują dostawę prawie 1200 nowych czołgów

Obejmują one 366 M1 Abrams z różnymi modyfikacjami w ramach dwóch kontraktów o łącznej wartości do 8 miliardów dolarów. Ponadto program obejmuje 820 południowokoreańskich czołgów K2, z których 500 zostanie wyprodukowanych w polskich zakładach, ale po 2027 roku, ponieważ zwiększenie produkcji wymaga czasu. Tylko pierwszych 180 tych czołgów będzie kosztować 3,37 miliarda dolarów.

Prawdopodobnie lepiej w ogóle nie patrzeć na ceny dotyczące kosztów obrony powietrznej, a także czasu trwania dostaw wyrzutni przeciwrakietowych. Zgodnie z obecnymi planami, Polska chce wejść w posiadanie 12 baterii Patriot oprócz 4 już zamówionych w ramach programu Wisła i 46 systemów CAMM-ER w ramach programu Narew – a wszystko to będzie kosztować aż 30 miliardów dolarów do 2035 roku.

Początkowe plany obrony powietrznej w Polsce były wielokrotnie skromniejsze. Jednak doświadczenie rosyjskiej wojny z Ukrainą pokazało, że oszczędzanie na obronie nieba jest jak oszczędzanie na śmierci

Na początku 2022 roku Polska miała tylko trzy baterie S-200 i 17 wyrzutni S-125, co ledwo wystarczało na pokrycie Warszawy i Krakowa. Pierwsze trzy baterie Patriot przybyły do Polski na początku 2023 roku, aby zastąpić S-200. Półżartem nadmienię, że nigdy nie powinniśmy pytać ukraińskich strzelców przeciwlotniczych, skąd wzięli środki do zestrzelenia rosyjskich A-50 i Tu-22M3.

Personel na wagę złota

Na początku 2023 roku Polska miała armię liczącą 114 000 żołnierzy. Logiczne jest, że przy tak dużych zakupach uzbrojenia liczba żołnierzy również powinna wzrosnąć. Ale w tej kwestii polskie przywództwo wojskowe i polityczne obecnie:

1) stara się znaleźć „złoty środek”;

2) wciąż go szuka, więc można dyskutować o różnych opcjach.

Ćwiczenia wojskowe w Drawsku Pomorskim w Polsce. Fot: GERARD/REPORTER

Można dostrzec dwa punkty odniesienia. Pierwszym z nich jest to, że polskie dowództwo wojskowe chce stworzyć silny i liczny trzon kadrowy w czasie pokoju, aby można go było wykorzystać do budowy armii w obliczu mobilizacji w czasie wojny. Drugim jest chęć uczynienia ze służby wojskowej największego przywileju politycznego dostępnego polskim obywatelom.

Należy się spodziewać, że podstawowe decyzje o zwiększeniu liczebności polskiej armii są tak naprawdę jeszcze przed nami

Przy czym polskie wojsko kieruje się dość interesującą logiką, według której najlepszymi żołnierzami są mężczyźni w wieku 30+, ponieważ są już stabilni psychicznie, a nadal zdrowi fizycznie.

Szansa na obronne siostrzeństwo

Po tym wszystkim możlogiczne pytanie: Jak Ukraina i Polska mogą teraz współpracować w kwestiach obronnych? Wciąż pamiętamy realia 2021 roku, kiedy wierzono, że nasz kraj może być dawcą ważnych technologii dla polskiego przemysłu obronnego, takich jak pociski przeciwpancerne czy amunicja kierowana.

Ostatnie ponad 2 lata wojny na pełną skalę wywróciły ten paradygmat do góry nogami i teraz należy zadać pytanie: Co możemy pożyczyć od Polski w zakresie technologii obronnych?

Polski przemysł obronny naprawia dla nas czołgi Leopard 2A4 i wydaje się, że będzie również serwisował nasze przyszłe F-16. Jednocześnie Polska chce zlokalizować u siebie produkcję przynajmniej niektórych elementów systemów rakietowych i systemów obrony powietrznej.

Ukraina będzie potrzebować całego doświadczenia zdobytego przez polski przemysł obronny – zarówno w rutynowej konserwacji zachodnich czołgów i samolotów, jak w lokalizowaniu technologii rakietowej

To znacznie zmniejszyłoby nasze wysiłki i skróciło czas. Na przykład zbudowanie własnego systemu obrony przeciwrakietowej od podstaw przy użyciu własnych projektów zajmuje około 20 lat – a my nie mamy tyle czasu. Dla lepszej ilustracji zagadnienia możemy przytoczyć następujący przykład: na początku 2023 roku publicznie ogłoszono umowę na naprawę czołgów T-64 dla Sił Zbrojnych Ukrainy w polskich zakładach. Obserwatorzy polskiego przemysłu podkreślali wtedy, że stwarza to nowe możliwości rozwoju ich przemysłu obronnego.

Inaczej mówiąc, istnieje wiele kwestii we współpracy obronnej, w których Ukraina i Polska, jako dwa sąsiadujące ze sobą kraje, mogłyby nawiązać „siostrzaną” współpracę.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ekspert w agencji informacyjno-konsultingowej Defense Express, dołączył do zespołu w listopadzie 2020 roku. Obecnie koncentruje się na zagadnieniach technologicznych, wojskowych i wojskowo-przemysłowych związanych z inwazją Rosji na Ukrainę na pełną skalę. Wcześniej, jako autor specjalistycznych publikacji, zajmował się specyfiką sektora energetycznego, transportowego i rolnego Ukrainy w kontekście zagrożenia militarnego ze strony Rosji.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Warszawa, ciepły sierpniowy dzień. Maryna jedzie z trzyletnim Mironem tramwajem do zoo. Chłopiec siedzi u mamy na kolanach, zajada M&M’sy, zadaje milion pytań.

Rozmawiają po ukraińsku. Choć Maryna mieszka w Polsce od 10 lat, ma męża Polaka i świetnie mówi po polsku, to z synem często rozmawia w ojczystym języku. Chce, żeby Miron znał dobrze język matki i mógł swobodnie rozmawiać z dziadkami i resztą rodziny, która mieszka w Ukrainie.

W pewnym momencie cukierek spada na podłogę. Maryna schyla się, żeby go podnieść, ale wtedy stojące obok starsze małżeństwo zaczyna krzyczeć:
- Przyjechali tutaj i nam brudzą w tramwajach! Niech wraca do siebie i tam śmieci!
Cały tramwaj milczy. Maryna, z trzęsącymi się rękami, chwyta Mirona i wysiada na najbliższym przystanku. Stara się nie płakać, żeby nie przestraszyć syna, choć ten już jest przerażony.

Larysa, inna moja znajoma, od tygodnia prosi ośmioletnią córkę, żeby na placu zabaw rozmawiała po polsku. To wtedy sąsiadka otworzyła okno i wrzasnęła: - Uciszcie te ukraińskie bachory!
Starsza córka Larysy, piętnastolatka, prawie przestała wychodzić z domu - boi się, że ktoś zaatakuje ją za to, że jest Ukrainką. Nawet po polsku boi się odezwać, bo uważa, że każdy usłyszy jej akcent.

To tylko dwie z wielu historii, które w ostatnich miesiącach spotkały moich ukraińskich przyjaciół.

Pamiętam Larysę z pierwszych dni wojny. Przyjechała do Polski, by jej dzieci nie dorastały w rytmie alarmów i w schronach. Wsparcie, jakie otrzymała po przybyciu od obcych ludzi, pozwoliło jej przetrwać najgorszy czas i uwierzyć, że jest nadzieja na lepszą przyszłość. Starsze małżeństwo, u którego zamieszkała, traktowało ją jak własną córkę.
Gdy po kilku miesiącach znalazła pracę i wynajęła samodzielnie mieszkanie, cała ulica uczestniczyła w jego urządzaniu. Na sąsiedzkiej grupie ustalali, kto co może dostarczyć. Pomogli odmalować i kompletnie je wyposażyli ci, którzy jeszcze pół roku wcześniej byli zupełnie obcy. Na pierwsze święta Bożego Narodzenia prawie kłócili się, u kogo Larysa ma spędzić Wigilię. Więc, żeby było sprawiedliwie, była chyba na trzech, a w pozostałe świąteczne dni odwiedzała kolejne rodziny.

To była Polska moich marzeń: gościnna, solidarna, przyzwoita.

Wielu Polaków nadal taką Polskę tworzy — wciąż pomagają, wciąż jeżdżą na Ukrainę z darami.

Nie wierzę, że ci, którzy w 2022 roku otwierali swoje domy, dziś krzyczeliby na matkę z dzieckiem w tramwaju. Ale wiem, że dziś głos mają inni — ci, którzy wcześniej milczeli, a teraz zostali ośmieleni przez populistyczne hasła polityków.

W ostatniej kampanii prezydenckiej karta antyukraińska i antymigracyjna była rozgrywana bezwstydnie. Łatwo jest podzielić: my i oni. Łatwo wmówić, że wszystko, co złe to „oni”, i że jeśli się ich pozbędziemy, będzie nam lepiej.

A przecież wiemy z historii, do czego prowadzi szukanie wroga w sąsiedzie. Jak słowa szybko mogą zmienić się w czyny.

Rząd milczy. Nie reaguje. Jak ludzie w tramwaju. Na co czeka? Na bojówki? Na pogromy?

„Uważam, że ludzkość jest zdolna do najpotworniejszych rzeczy i że ta zdolność jest immanentna. A mechanizmem rozwoju i przetrwania jest nieustanna walka z tą skłonnością” — mówiła Agnieszka Holland w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Wielu moich polskich znajomych pyta mnie, czy w Polsce będzie wojna. Nie, nie jestem absolutnie żadną ekspertką. Może dlatego pytają, bo widzą, że ciągle zajmuję się Ukrainą, podczas gdy większość deklaruje, że jest już zmęczona.
A może po prostu ostatnio wszyscy zadajemy sobie to pytanie.

Dziś w Polsce trwa wojna innego rodzaju. Bez czołgów, ale równie groźna. Rosyjska propaganda działa skutecznie: sieje fake newsy, manipuluje, podsyca nienawiść. Ktoś widzi „rolkę” na TikToku i wierzy bez cienia wątpliwości. Prowokacje działają. Wystarczy flaga UPA na koncercie, trzymana przez podstawioną osobę, by kolejni „obrońcy” mogli wykrzyczeć w twarz Ukraince, że jest „ruską k…” albo „banderówą”.

Politycy prawicy cynicznie to podsycają. A liberalno-demokratyczny obóz władzy? Nie prowadzi zakrojonej na szeroką skalę walki z dezinformacją. Milczy. Pozwala, by w przestrzeni publicznej królowały brunatne performance Brauna, czy Bąkiewicza.

Czy znowu wszystko ma wziąć na siebie społeczeństwo obywatelskie tak jak w lutym 2022 roku?

Tak, nadzieja jest tylko w nas — ponownie przywołam słowa Agnieszki Holland. To duża odpowiedzialność w czasach, gdy wydaje się, że już znikąd tej nadziei nie ma.

Bo jak dodaje Slavoj Žižek, słoweński filozof i myśliciel:

„Już nie możemy myśleć o lepszym świecie, ale po prostu o przetrwaniu”.

Tak trudno marzyć o lepszym świecie, patrząc, jak amerykańscy żołnierze na kolanach rozkładają czerwony dywan przed zbrodniarzem. Tak dziś wyglądają wartości Zachodniego Świata, do którego przyłączenia od ponad trzech lat walczą Ukraińcy?

Nie normalizujmy zła. Nie udawajmy, że nie widzimy. Odezwijmy się w tramwaju, na przystanku, w sklepie. Nie dajmy się zakrzyczeć ekstremom. Bo jeśli my się nie odezwiemy, jeśli my się nie sprzeciwimy, jeśli my nie powiemy „dość”, to kto to zrobi?

Maryna i Larysa nie potrzebują naszych wielkich deklaracji ani politycznych frazesów. Potrzebują, by ktoś w tramwaju powiedział „proszę przestać”, by ktoś na placu zabaw uśmiechnął się do ich dzieci. Potrzebują zwykłej przyzwoitości, która kosztuje mniej niż bilet do zoo.

Jeśli nie będziemy umieli jej okazać to wojna, przed którą uciekły, dotrze do nas szybciej, niż myślimy.

Zobacz także podcast:

20
хв

Kiedy tramwaj milczy

Joanna Mosiej

– Jebać Ukrainę, jebać uchodźców! – niosło się nie po jakimś ciemny zaułku, tylko po deptaku nad Brdą w centrum Bydgoszczy.

Było lipcowe popołudnie, a ja śpieszyłem się na festiwalowe spotkanie. Śpieszyłem się, ale przestałem się śpieszyć. Chciałem zobaczyć, o co chodzi.

Nadbrzeżem szły dzieciaki z opiekunami. Dzieciaki przebrane głównie w krakowskie ludowe stroje. Ponieważ to pod ich adresem leciały bluzgi, wywnioskowałem, że to była ukraińska młodzież. Szybko zlokalizowałem krzykaczy. Dwóch młodzieńców w wieku, nazwijmy to, wkrótce poborowym siedziało na ławce i darło ryje. Podszedłem do nich i niezbyt uprzejmie zapytałem:

– Czy wam się, kurwa, tak bardzo śpieszy, żeby gnić w okopach? Bo jak wujkowie, ojcowie i ciotki tych dzieciaków w krakowskich strojach przejebią, jak Ukraina się wyjebie, to właśnie wy, chłopcy, traficie do okopów i wasz los będzie raczej smutny.

Ja też do nich trafię, ale już mam kawał fajnego życia za sobą.

Coś tam zaczęli się sadzić, że „oni z ruskimi mają sztamę, a Ukraińcy się panoszą”. Nie było sensu gadać. Pożegnałem ich nieładnie i poszedłem do tych dzieci w krakowskich strojach.

– Trzymajcie się – powiedziałem.

Jakaś dziewczynka uśmiechnęła się trochę smuto, ale z wyraźną wdzięcznością cichutko rzuciła: – Dziękuję bardzo.

Poszedłem na spotkanie literackie, ale poszedłem w szoku, bo nie sądziłem, że takie akcje są możliwe w Polsce w biały dzień. Chciałem o tym napisać wcześniej, bo bardzo mi to leżało i leży na wątrobie. Bardzo. Coraz bardziej.

Młody człowiek drze gębę: „Jebać Ukrainę!”, kogoś wyzywa się od „banderówek”, teatr musi zdjąć ukraińskie flagi, bo dyrektor się boi jakichś „obrońców polskości”, a ja przecieram oczy ze zdumienia i przerażenia.

Jest w naszej wspólnej historii taki moment, przy którym zawsze mnie ściska w dołku. Nie tylko ze wzruszenia, ale też ze względu na dalsze konsekwencje. To jest ta chwila, kiedy Józef Piłsudski przemawia w maju 1921 r. do ukraińskich oficerów internowanych w Kaliszu. Dzieje się to po traktacie ryskim.

– Panowie, ja was bardzo przepraszam, nie tak miało być – mówi.

Mówi to do towarzyszy broni, którzy ramię w ramię z polskimi żołnierzami właśnie obronili Polskę przed najazdem bolszewików. Tylko że wtedy nie obroniliśmy wspólnie Ukrainy. Piłsudski mówi to po tym jak polska delegacja rządowa (głównie prawicowa, co za zbieg okoliczności ) zgodziła się w czasie negocjacji z bolszewikami na podział Ukrainy. Koncepcja Piłsudskiego, zakładająca istnienie oddzielających nas od mającej zawsze imperialne zapędy Rosji niepodległych Ukrainy i Białorusi, przestała mieć rację bytu.

Jak to się skończyło? Chyba wszyscy wiemy. I to nie jest pierwszy raz, gdy tak na lodzie zostawiamy Ukraińców. I Rzeczpospolita to ciągłe kozackie próby dołączenia do politycznego narodu, odrzucane, tłumione i… jak to się skończyło – też chyba wiemy. Zawsze gdzieś tam pojawia się Rosja, która natychmiast tę zawiedzioną miłość Ukrainy wykorzysta i obraca ją przeciwko nam. Nie ma nic bardziej napędzającego niż zdradzona miłość. Mit „zdradzieckiego Lacha” jest tak samo silny, jak mit „ukraińskiego rezuna”. Rosja potrafi, oj, potrafi wzmacniać te stereotypy. Przecież widzicie na co dzień, jak to robi. Widzicie to każdego dnia na monitorach waszych komputerów, w waszych telefonach.

Tak, to Rosja macza swoje macki w podsycaniu antyukraińskich nastrojów w Polsce. Ale nie tylko Rosja tworzy ten ściek. Polscy politycy płyną w nim bardzo sprawnie i bardzo go wzmacniają. Tak, wiem, kogo macie na myśli: Mentzen, Barun i cała ta banda. Ale ci głównego nurtu też. Tylko inaczej, bardziej elegancko. Nawrocki nie widzi Ukrainy w NATO (choć dziś to może NATO potrzebuje Ukrainy, z jej doświadczeniem). Tusk z Trzaskowskim zabiorą niepracującym Ukraińcom 800 plus. „Nie będziemy tolerować kombinowania!” – grzmi Tusk. Kombinatorzy, wiadomo! A może by tak premier powiedział, że 800 plus dla samotnej i niepracującej matki, której mąż właśnie walczy, to niewielka cena za „niegnicie w okopie”? Albo to ustanowienie jeszcze jednego święta „Polskich ofiar Rzezi Wołyńskiej” dokładnie w dniu, gdy takie święto już mamy zainicjowane przez jawnie prorosyjskiego posła.

Nikt nie wstaje i nie mówi: „Ej nie, nie, teraz! To nie jest moment, żeby od kraju prowadzącego wojnę żądać rachunku sumienia i skruchy”. Cały Sejm, łącznie z tą moją ukochaną lewicą, głosuje za. Jedna, słownie: jedna posłanka wstrzymuje się od głosu.

Tańczymy ten wołyński taniec na kościach pomordowanych, pławimy się w słowie „rzeź”, choć za rogiem czai się Bucza. Naprawdę trzeba nie mieć instynktu samozachowawczego, żeby tego nie widzieć

Co jakiś czas na profilu Tomasza Sikory czytam informacje: na froncie poległ poeta, aktor, działaczka pozarządowa, chłopak z baletu. Ukraina traci, również w naszej obronie, swoich najlepszych synów i córki. Czytam to i jeszcze bardziej nienawidzę polskich polityków, którzy dla dodatkowych dwóch procent w sondażach kręcą nosami na Ukrainę w NATO i UE. Nienawidzę ich, bo odbierają Ukrainie wiarę i nadzieję na ten wymarzony Zachód. Odbierają jej marzenia.

A wiara, nadzieja i właśnie marzenia w życiu, a na wojnie tym bardziej, potrzebne są tak samo jak nowoczesna broń, może bardziej.

Co mają zrobić politycy z Niemiec albo Hiszpanii, gdy Polacy, czyli niby ci co znają Wschód, tak się zachowują? Nienawidzę ich za to lepiej lub gorzej maskowane szczucie na żyjących u nas Ukraińców. Szczują na tych, którzy budują nasz dobrobyt i w przytłaczającej większości są miłymi, uczynnymi i bardzo pracowitymi ludźmi.

Nienawidzę ich, bo historia z zawiedzioną miłością i odebranymi marzeniami zaczyna się na naszych oczach powtarzać. Do tego na horyzoncie nie widać nikogo, kto mógłby powiedzieć: „Panowie, ja was bardzo przepraszam…”

Na tym zdjęciu na Grenlandii stoimy z ukraińską flagą. Wojtek Moskal, Jacek Jezierski i ja uznaliśmy to za ważny gest. Uprzedzając głupie pytania: tak, mieliśmy polską. Poza tym również unijną, grenlandzką oraz biało-czerwono-białą – białoruską.

Publikujemy z profilu FB autora za jego zgodą

20
хв

Adam Wajrak: Panowie, nie tak miało być

Adam Wajrak

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Keir Giles: – Trump jest gotów dać Rosji wszystko, czego ona chce

Ексклюзив
20
хв

Szczyt NATO w Hadze: Sojusz chce płacić, ale czy jest gotów walczyć?

Ексклюзив
20
хв

Bez Ukrainy NATO nie będzie już bezpieczne

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress