Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
PreferencjeOdrzućAkceptuj
Centrum preferencji prywatności
Pliki cookie pomagają witrynie internetowej zapamiętać informacje o wizytach użytkownika, dzięki czemu przy każdej wizycie witryna staje się wygodniejsza i bardziej użyteczna. Podczas odwiedzania witryn internetowych pliki cookie mogą przechowywać lub pobierać dane z przeglądarki. Jest to często konieczne do zapewnienia podstawowej funkcjonalności witryny. Przechowywanie może być wykorzystywane do celów reklamowych, analitycznych i personalizacji witryny, na przykład do przechowywania preferencji użytkownika. Twoja prywatność jest dla nas ważna, dlatego masz możliwość wyłączenia niektórych rodzajów plików cookie, które nie są niezbędne do podstawowego funkcjonowania witryny. Zablokowanie kategorii może mieć wpływ na korzystanie z witryny.
Odrzuć wszystkie pliki cookieZezwalaj na wszystkie pliki cookie
Zarządzanie zgodami według kategorii
Niezbędne
Zawsze aktywne
Te pliki cookie są niezbędne do zapewnienia podstawowej funkcjonalności strony internetowej. Zawierają one pliki cookie, które między innymi umożliwiają przełączanie się z jednej wersji językowej witryny na inną.
Marketing
Te pliki cookie służą do dostosowywania nośników reklamowych witryny do obszarów zainteresowań użytkownika oraz do pomiaru ich skuteczności. Reklamodawcy zazwyczaj umieszczają je za zgodą administratora witryny.
Analityka
Narzędzia te pomagają administratorowi witryny zrozumieć, jak działa jego witryna, jak odwiedzający wchodzą w interakcję z witryną i czy mogą występować problemy techniczne. Ten rodzaj plików cookie zazwyczaj nie gromadzi informacji umożliwiających identyfikację użytkownika.
Potwierdź moje preferencje i zamknij
Skip to main content
  • YouTube icon
Wesprzyj Sestry
Dołącz do newslettera
UA
PL
EN
Strona główna
Society
Historie
Wojna w Ukrainie
Przyszłość
Biznes
Opinie
O nas
Porady
Psychologia
Zdrowie
Świat
Edukacja
Kultura
Wesprzyj Sestry
Dołącz do newslettera
  • YouTube icon
UA
PL
EN
UA
PL
EN

Wojna w Ukrainie

Фоторепортажі, новини з місця подій та розмови з тими, хто щодня бореться за нашу перемогу

Filtruj według
Wyszukiwanie w artykułach
Wyszukiwanie:
Autor:
Exclusive
Wybór redakcji
Tagi:
Wyczyść filtry
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Wojna w Ukrainie

Materiały ogółem
0
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Legion Ukraiński w Polsce: druga grupa ochotników podpisała kontrakty

Łesia Nesterenko ma 44 lata. Jest jedną z trzech kobiet, które zdecydowały się wstąpić do Legionu Ukraińskiego:

– Przez ostatnie siedem lat moje życie było zwyczajne: praca – dom. Przez cały ten czas mieszkałam w Polsce. Pracowałam w wielu zawodach – w fabrykach, w rolnictwie, w sklepie.

Pochodzi z Żytomierza i jest byłą żołnierką, specjalność: mechanik-telegrafista. Służyła przez 10 lat.

Łesia Nesterenko podpisuje kontrakt

O Legionie Ukraińskim dowiedziała się od siostry, która przebywa w Ukrainie. Przyznaje, że zaciągnięcie się do wojska nie przyszło jej łatwo. Decyzję podjęła 11 grudnia, w dniu swoich urodzin. Podpisała kontrakt na trzy lata:

– Mój syn od dwóch lat służy jako ochotnik na froncie. Chciałabym być bliżej niego. Oczywiście skrytykował mój pomysł, a na początku nawet mi nie uwierzył. Jednak w końcu go zaakceptował. Oczywiście, jest strach, to normalne. Ale jeśli się zjednoczymy, będziemy siłą, która może szybciej zwyciężyć. Urodziłam się w Ukrainie, tam dorastałam, tam mam wszystko. Tutaj jestem obca. Dlatego im szybciej nadejdzie zwycięstwo, tym szybciej ja, moje dzieci i wnuki będziemy chodzić po naszej wolnej ziemi.

Centrum rekrutacyjne, które ma siedzibę w Konsulacie Generalnym Ukrainy w Lublinie, nie ujawnia, ilu Ukraińców już podpisało umowy. Ale podpułkownik Petro Horkusza, jego przedstawiciel, zauważa, że liczba ta jest dwukrotnie wyższa niż podczas pierwszej rekrutacji, w listopadzie ubiegłego roku:

– Jestem bardzo zadowolony, że trzy kobiety wyraziły chęć służenia jako pracownicy medyczni i w jednostkach łączności. Mamy wielu ochotników o różnych specjalnościach, od strzelców po bardziej nowoczesne, jak operatorzy dronów. Jeśli chodzi o geografię zgłoszeń, to druga grupa wolontariuszy obejmuje Ukraińców mieszkających w Polsce, Niemczech i Czechach. Zgłoszenia napłynęły również z Włoch, USA i Kanady. Są już rozpatrywane.

Kolejny ochotnik do Legionu Ukraińskiego

Wiek ochotników, którzy zgłosili się w drugiej fali, wynosi od 18 do 53 lat. Istnieją trzy rodzaje umów do wyboru, mówi podpułkownik Horkusza:

– Pierwszy to kontrakty obowiązujące do końca okresu specjalnego, kiedy prezydent Ukrainy podpisze postanowienie o demobilizacji. Drugi jest na trzy lata. Trzeci jest przeznaczony dla młodych ludzi, w wieku od 18 do 25 lat. Oni mają prawo do podpisania umowy na rok.

Horkusza podkreśla, że rekruci przejdą podstawowe szkolenie zgodnie ze standardami NATO, które potrwa 45 dni, a nie 35 dni, jak to było wcześniej. Wynika to z ulepszenia programu. Po zakończeniu szkolenia na specjalistycznych poligonach zostaną sformowani w jednostki wojskowe – już na terytorium Ukrainy.

Podpułkownik Petro Horkusza i konsul generalny Ukrainy w Lublinie Ołeh Kuc podczas konferencji prasowej

Konsul Generalny Ukrainy w Lublinie Ołeh Kuc zauważa, że po podpisaniu pierwszych kontaktów w centrum nastąpił prawdziwy boom. Obecnie rozpatrywanych jest około 1300 zgłoszeń:

– Ktoś przechodzi już badania lekarskie, ktoś inny jeszcze na nie czeka. Nie możemy podać dokładnej liczby, ale z możemy powiedzieć, że ochotników jest dwa razy więcej niż poprzednio. Rekrutacja trwa. Każdy może wypełnić formularz aplikacyjny na naszej stronie internetowej lub przyjść do nas osobiście. Centrum rekrutacyjne jest otwarte codziennie.

Obecnie szkolona jest trzecia grupa wolontariuszy. Kontrakty podpiszą w ciągu miesiąca.

O utworzeniu Legionu Ukraińskiego stało się głośno na początku lipca, kiedy prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i premier Polski Donald Tusk podpisali w Warszawie umowę o bezpieczeństwie. Jednym z punktów umowy jest szkolenie ukraińskich jednostek wojskowych w Polsce.

Wstąpienie w szeregi Legionu Ukraińskiego jest możliwe tylko na zasadzie dobrowolności, po podpisaniu kontraktu. Żołnierze są szkoleni przez instruktorów NATO na poligonach krajów partnerskich. W ramach umowy dwustronnej strona polska zapewnia Ukraińcom odpowiednią infrastrukturę, sprzęt i broń na okres szkolenia, a strona ukraińska – umundurowanie i leki.

Zdjęcia: Konsulat Generalny Ukrainy w Lublinie

20
min
Natalia Żukowska
Wojna w Ukrainie
wolontariusze
Український легіон у Польщі
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Święta na froncie: w szpitalu postawiłem sobie małą choinkę

Aldona Hartwińska: Pamiętasz swoje pierwsze Boże Narodzenie na froncie?

Żenia Woropajew: Pierwszą Gwiazdkę, w 2022 roku, świętowaliśmy jeszcze według starego kalendarza, więc u nas wypadała ona w styczniu. Dobrze pamiętam, że w Sylwestra, 31 grudnia, wyszliśmy na zadanie bojowe. To były okopy we wsi Czerwonopopiwka, w obwodzie ługańskim, więc - delikatnie mówiąc - nastrój nie był za bardzo świąteczny. Nie powiem ci, co dokładnie robiłem w Gwiazdkę, bo nie pamiętam. Ale pamiętam, że było tam brudno i mokro, a my tak długo trzymaliśmy obronę, że skończyła nam się woda do picia. Zaczęliśmy zbierać deszczówkę, która kapała nam z blindaża. Pamiętam też, że lał tak silny deszcz, że któregoś ranka obudziłem się w kałuży wody. To był trudny czas, wiele zadań, które też w pewnym sensie odciągały nasze myśli od świąt. Może dzięki temu nie było tak ciężko i smutno.

‍Ale za to doskonale pamiętam drugie Boże Narodzenie na froncie, bo byłem wtedy w szpitalu w Charkowie. Miesiąc wcześniej zostałem ranny w nogę, przechodziłem operację i rehabilitację. Podczas rehabilitacji znaleźli u mnie jeszcze jakieś guzki z płucach, więc byłem zmuszony siedzieć w tym szpitalu bardzo długo. Jakoś tak zachciało się stworzyć świąteczny nastrój, więc kupiłem sobie malutką choinkę, którą postawiłem na stoliku przy szpitalnym łóżku. Ktoś tam czasem mnie odwiedził, posiedział, pogadał. Rozmawiałem trochę z innymi żołnierzami, którzy też spędzali ten czas w szpitalu. Ale ogólnie pamiętam, że byłem tam zupełnie sam. Przez Boże Narodzenie i Nowy Rok. A Święta Bożego Narodzenia teraz zbiegają się z moimi urodzinami, które obchodzę kilkanaście dni wcześniej.

Czyli to są Twoje trzecie święta na froncie… W tym roku też kupiłeś choinkę? Czy raczej masz takie uczucie, że lepiej gdyby Gwiazdki wcale nie było?

‍Nie, absolutnie. Jak? Żeby nie było Gwiazdki? Poza nami, wojskowymi, są też przecież cywilni ludzie, są dzieci. Życie przecież trwa, jest życie poza wojną. Święta są potrzebne. A my powinniśmy chociaż postarać się przełączyć w inny tryb, żyć jakoś równolegle, nie zapominać, że ono tam trwa. A u nas? Wszystko raczej wychodzi spontanicznie. Jeśli jest możliwość świętowania - świętujemy. Jeśli będzie szansa poprawić sobie nastrój, zrobimy to. Choinkę ubraliśmy.

Takie małe rzeczy, święta czy rocznice, to zawsze nas motywuje. Dodaje chęci do życia, do dalszej walki

Taka prosta rzecz, jak choinka, to na pewno odciągnie chłopakom myśli od tego, co na froncie. To ważne, by się zrelaksować, jeśli jest taka możliwość.

‍U nas wszystkie święta, rocznice, urodziny - to wszystko jest ważne, staramy się o nich zawsze pamiętać. Dowódcy składają życzenia żołnierzom, my robimy komuś niespodzianki, kupujemy drobne prezenty. Po prostu wspieramy się. Wojna to jedno, ale my spędzamy ze sobą tyle czasu, jesteśmy jak rodzina. Czasem też tę rodzinę musimy zastąpić, na przykład podczas Gwiazdki czy urodzin. Trwa wojna, ale ona przecież nie anulowała dnia moich urodzin. Odwrotnie, trzeba je świętować jeszcze bardziej.

‍Ale, teraz sobie o tym pomyślałem, że są też inne fajne momenty, które wychodzą spontanicznie. Na przykład wtedy, kiedy przyjechaliście do nas wcześnie rano ze stacjami ładowania dla naszej jednostki. My wtedy byliśmy po jakimś nocnym szturmie. I kiedy czekaliście, aż się obudzimy, przygotowaliście nam śniadanie, które potem razem zjedliśmy w ogrodzie. Takie momenty też zapamiętuje się na długo i one też nas motywują do działania. 

Choinka 5 km od linii frontu, gdy trwają intensywne starcia między ukraińskimi siłami zbrojnymi a armią rosyjską w Bachmucie, Ukraina, 13 grudnia 2023 r. Zdjęcie: Marek M. Berezowski / Anadolu

Czyli mieliście jakiś konkretny plan na święta, co będziecie robić? 

W tym roku, wyjątkowo, miałem możliwość, żeby usiąść do stołu, zjeść coś smacznego. Ale oczywiście nie w domu, tylko tu, gdzie pracujemy. Ale czy świętowanie się uda to też wszystko zależy od tego, czy jest na to czas i jaka jest sytuacja na froncie. Na wojnie wszystko może zmienić się w ciągu pięciu minut. Wiem, że nie wszyscy mieli taką możliwość, ale my poszliśmy do sklepu, kupiliśmy sobie jakieś surówki, wędliny, coś dobrego do picia. Ubraliśmy choinkę. Mogliśmy usiąść i pogadać. Ale jedno było i jest zawsze pewne - że nie ma możliwości, by biesiadować długo. Rano zawsze trzeba działać i pracować. To akurat nigdy się nie zmienia, rzadko kiedy mamy odpoczynek. Nawet dziś, niby mam dzień wolny, ale muszę pojechać do mechanika odebrać samochód, który nam się zepsuł, pojechać na drugi koniec miasta po części do kolejnego, ogarnąć coś do jedzenia.

A kiedy poszedłeś jako ochotnik do wojska w ogóle ci przyszło do głowy, że to wszystko może trwać tak długo?

‍To był ten czas, kiedy do wojenkomatów stały jeszcze kolejki. Od razu przy rejestracji pojawiła się możliwość pojechania do centrum szkoleniowego wojsk desantowo-szturmowych. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, z czym to się wiąże i jak ciężko będzie. Przeszliśmy przez trudny szlak. Ale teraz, z perspektywy czasu, nie żałuję. Żyję, jestem mniej-więcej w jednym kawałku.

‍Kiedy wybuchła pełnoskalowa inwazja od razu poczułem, że muszę iść do wojska. Tak mi nakazywało sumienie

Nie miałem wątpliwości, czy to nie moje, czy nie dla mnie. I choć nigdy wcześniej nie miałem nic wspólnego z armią, wszystko było dla mnie nowe. Pamiętam, że wróciłem do domu i powiedziałem mamie, że za trzy godziny mam autobus i jedziemy do centrum szkoleniowego. Spakowałem wszystko w jeden plecak i pojechałem. Wszyscy byli w szoku - w domu, w pracy - że ja po prostu wziąłem plecak i wyjechałem. 

‍Ale nie miałem wątpliwości. Choć był strach, uczucie takiej niewiadomej, jak to będzie. Tę niepewność potęgowało też to, że z mojego otoczenia tak wielu chłopaków nie poszło do wojska. A w desantowo-szturmowe poszedłem wtedy tylko ja. Zupełnie sam. Ale na komisji wojskowej poznałem kilku kolegów, z którymi do tej pory utrzymuję kontakt. 

Ale kontakt utrzymujesz też ze swoim “poprzednim” życiem. Na swoje urodziny niedawno dostałeś życzenia z firmy, w której pracowałeś. Nie zapomnieli o tobie. Co robiłeś do wybuchu wojny?

‍Do wybuchu wojny, przez dziesięć lat zajmowałem się produkcją obuwia. Robiłem buty. Dla kobiet, mężczyzn, różnie. Charków to miasto naprawdę bogate w produkcje tego typu, czy to odzieży czy obuwia. Ale buty, no, Charków jest chyba centrum Ukrainy pod tym względem. Mój tata wiele lat życia poświęcił butom, ja od razu po szkole też poszedłem w jego ślady.

Żenia Woropajew. Zdjęcie: Aldona Hartwińska

Wspomniałeś, że ludzie z twojego otoczenia byli zdziwieni, że tak szybko podjąłęś decyzję i od razu pojechałeś na wojnę. A jak twoi bliscy i rodzina zareagowali?

‍Moja mama była mocno zdenerwowana, pamiętam, że musiałem ją uspokoić. Ale to była moja decyzja, podjęta i świadoma. Ale też nie było zbyt dużo czasu na tłumaczenia, miałem tylko trzy godziny, by wsiąść w autobus.

Trochę ich wszystkich postawiłem przed faktem dokonanym. Ale teraz wszyscy już przywykli do tego, gdzie jestem. Wręcz są ze mnie dumni, chwalą się tym, co ja robię

A kiedy wracasz na przepustkę do domu - co myślisz? Spotykasz się ze swoimi dawnymi znajomymi? Co oni teraz robią?

‍Pamiętam, że kiedy przyjechałem pierwszy raz do Charkowa na przepustkę to niektórzy mnie nawet nie poznali. Zmieniłem się przez rok nawet z wyglądu. A ich reakcje są różne. Niektórzy chcą się spotkać, pogadać, inni nawet opuszczają oczy, nie chcą wymiany spojrzeń. To są, na przykład, ludzie z którymi się uczyłem w szkole. Czuję, że mają do mnie ogromny dystans. Nie wiem, może czują jakiś rodzaj wstydu, może czują jakąś winę, że oni nie poszli walczyć, wstydzą się swojego strachu. Nie wiem, ja nikogo nie zamierza oceniać. I nie chcę nawet się nad tym zastanawiać, bo dla zdrowia mojej głowy jest mi to zupełnie niepotrzebne. Ale mam kilku przyjaciół, którzy nie służą w wojsku, ale bardzo pomagają jako wolontariusze. Mnie też od samego początku wspierają. Jest więc w Charkowie kilka osób, z którymi mogę się spotkać i pogadać. Odpoczywam, załatwiam sprawy i wracam na front.

A ty czujesz się niezręcznie, przebywając wśród tych ludzi, którzy opuszczają wzrok i nie chcą ci patrzeć w oczy? Bardzo modne stało się słowo “uchylant”. Tak o nich myślisz?

‍Nie ciągnie mnie do nich, szczerze mówiąc, więc nieczęsto zdarzają się takie sytuacje, że jestem wśród nich. Zresztą, czemu miałoby mi być niezręcznie? Kto o mnie pamiętał, z kim utrzymywać kontakt - ja wiem, czemu nie poszli do armii. Tam było wiele różnych przyczyn, często strach. Ale im dłużej trwała wojna, tym bardziej ludzie rozumieją z czym ona się wiąże. Pojawiło się wielu rannych znajomych, również znajomych, którzy na froncie polegli. To raczej nie zachęca do wstąpienia do armii. Ale to też nie reguła, bo raptem pół roku temu dowiedziałem się, że kilku chłopaków z mojej okolicy poszło na służbę. Ale są też ludzie, którzy zajmują się tylko swoim życiem, ani nie idą walczyć, ani nie pomagają armii. Ale ja bardzo nie lubię tego tematu “uchylantów”, nie chcę się nad tym zastanawiać, ja mam swoją robotę i nią się zajmuję. I nie mógłbym pracować w TCK, sprawdzać ludzi, zabierać ich gdzieś siłą. 

Aldona Hartwińska i Żenia Woropajew. Zdjęcie z archiwum prywatnego

Ale czemu byś nie mógł pracować w TCK? Uważasz, że to nie jest potrzebne?

Nie, to jedno z narzędzi służących mobilizacji, żeby u nas była armia. To nie jest system doskonały, są jakieś niuanse, ale to nie zmienia faktu, że to jest potrzebne. Czasem pojawiają się jakieś przypadki, że strzelają, kogoś siłą wciągają do busa, kogoś biją… Ale ludzie są też różni, a takie filmiki rozpowszechniają się też dużo szybciej dzięki propagandzie wroga. Znacznie więcej jest sytuacji, kiedy pracownik TCK po prostu podchodzi, pyta, sprawdza dokumenty. Nikomu nie grozi, nikogo do niczego nie zmusza. Informuje. Normalnie pracuje. Nie powinno się osądzać wszystkich po kilku wideo w sieci.

‍Jedyne, co bym zmienił to usprawnił system pod tym kątem, żeby ci zmobilizowani mogli łatwiej wybrać miejsce, w którym chcą się znaleźć. Jeśli chcą zajmować posady na tyłach, powinno się im dać taką możliwość, bo armia to wielka machina i takie osoby też są potrzebne czy niezbędne, by ona pracowała. Jeśli ktoś chce być operatorem drona, czy iść do artylerii - dobrze, jeśli byłoby to brane pod uwagę. Ale też trzeba rozumieć, że drończyków czy artylerzystów nie może być więcej niż piechoty czy szturmowców, bo bez nich front nie będzie się przesuwał na naszą korzyść. Więc wszystkim nie da się dogodzić. Ale gdyby chociaż można było wybrać sobie brygadę, do której można się przyłączyć - to byłoby dobrze dla wszystkich.

‍Pojawiło się takie hasło, że pracownik TCK jest większym wrogiem dla społeczeństwa niż Rosja. A ja uważam, że największym wrogiem są te osoby, które to wszystko nakręcają, wypuszczają w sieć takie wideo, opowiadają, że u nas mobilizacja przebiega tragicznie i wszystko jest nie tak - to przecież jest pożywka dla wroga. To pożywka dla propagandy, dla napędzania strachu. Bo te wszystkie sytuacje - ich jest mniejszość i ja staram się to na każdym kroku podkreślać.

Czy wy rozmawiacie z kolegami o tym, kiedy to się skończy? Czy kolejne święta Bożego Narodzenia spędzicie już w domu?

‍My praktycznie w ogóle nie rozmawiamy o tym, nawet nie myślimy o tym, kiedy zakończy się wojna. Bo to takie abstrakcyjne pojęcie, dodatkowo zwykle wszystko idzie nie tak, jak sobie to zaplanujesz. Wojna może zakończyć się w jedną chwilę, a może się ciągnąć latami. A ja myślę, że służba będzie jeszcze trwać długo. Wszyscy czekają na to, że wojna już za chwilę się skończy, że minie jak jakaś grypa. Ale my nie jesteśmy bezczynni, my nie czekamy aż choroba minie. My pracujemy, wzmacniamy państwo. Bo to nam też da większy komfort bezpieczeństwa w przyszłości. 

20
min
Aldona Hartwińska
Wojna w Ukrainie
Boże Narodzenie
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Legion Ukraiński w Polsce: pierwsi ochotnicy są już w Ukrainie

Pierwszy oddział formowanego w Polsce Legionu Ukraińskiego wyjechał już do Ukrainy. Żołnierze będą tam kontynuować szkolenie. Powiedział o tym w Radiu Swoboda ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Bodnar.

– To całkowicie dobrowolna jednostka, więc możemy tylko zachęcać do wstępowania do niej. Jestem przekonany, że nasi obywatele, którzy do niej dołączą, będą mieli satysfakcję z dobrego szkolenia – stwierdził dyplomata.

Wasyl Bodnar, ambasador Ukrainy w Polsce. Zdjęcie: Ambasada Ukrainy w Polsce

Szkolenie pierwszych legionistów – ochotników będzie kontynuowane na ukraińskich poligonach. Natomiast 10 stycznia 2025 r. kolejni ochotnicy podpiszą kontrakty z Siłami Zbrojnymi Ukrainy i udadzą się na szkolenie na jednym z polskich poligonów. Występując w telewizyjnym ogólnokrajowym maratonie informacyjnym „Jedyne Wiadomości” Bodnar podkreślił, że zwiększy się zarówno liczba ochotników, jak lista krajów, w których obywatele Ukrainy mogliby wstępować do ukraińskiego wojska.

Według ambasadora do Legionu Ukraińskiego w Polsce wpłynęło ponad tysiąc wniosków. Większość już rozpatrzono.

– Najpierw w Polsce odbywa się podstawowe szkolenie wojskowe. Następnie, w zależności od specjalizacji, żołnierza przenosi się na specjalistyczne poligony, przygotowujące do pełnienia określonych funkcji. Dopiero po tym żołnierze trafiają do odpowiedniej jednostki wojskowej na terytorium Ukrainy.

Pierwsze centrum rekrutacyjne w ramach programu Legion Ukraiński otwarto w październiku w Konsulacie Ukrainy w Lublinie. Na początku działalności centrum większość zgłoszeń pochodziło od Ukraińców mieszkających w Polsce lub Czechach. Było też jednak kilka z Wielkiej Brytanii, Irlandii, USA i Kanady.

20
min
Sestry
Rosyjska agresja
Український легіон у Польщі
wolontariusze
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Premier Polski ogłasza 46. pakiet pomocy dla Ukrainy

Donald Tusk podkreślił, że od początku wojny Polska przekazała Ukrainie dużo sprzętu, „nieporównywalnie więcej niż jakikolwiek inny kraj na świecie”. Dlatego według niego Polska ma dziś mniej możliwości niż ci, którzy później przyłączyli się do tej pomocy:

Zagrożenie rosyjskimi prowokacjami i coraz mniejszą agresją hybrydową przeciwko Polsce jest większe niż przeciwko Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. A zatem, decydując się na kolejne transze pomocy, musimy cały czas pamiętać, że mamy bardzo długą granicę z Białorusią, której trzeba bronić, i dość długą granicę z Rosją.

Na granicy z Białorusią mamy ciągłe incydenty, prawie codziennie padają strzały

Tusk powiedział, że 46. pakiet pomocy dla Ukrainy zostanie wdrożony w styczniu:

— Rozmawialiśmy o możliwym wyposażeniu brygady. Porozmawiam o tym jeszcze raz, może będzie to wspólne przedsięwzięcie z krajami nordyckimi — zgodziliśmy się nie mówić o szczegółach — ale jestem przekonany, że znajdziemy w tej sprawie pewne kreatywne rozwiązania, w których Polska może być przydatna w wyposażeniu armii ukraińskiej.

Zdjęcie: KPRM

Donald Tusk podkreślił, że Ukraina zawsze może liczyć na wsparcie ze strony Polski, w szczególności w drodze do UE i NATO:

Nasza historia jest skomplikowana, jak i piękna. Jest pewna wzlotów i upadków, jeśli chodzi o relacje między naszymi narodami. To to historia dwóch narodów, "które w chwili próby okazały się narodami rozumiejącymi taką chwilę historyczną jaką, jest napaść Rosji (na Ukrainę).

To wielka rzecz, która narodziła się między naszymi narodami

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski z kolei podziękował Polsce za pomoc udzieloną Ukrainie i wsparcie jej dążenia do stania się pełnoprawnym członkiem NATO:

Polska rozumie, jak ważne jest w naszej części Europy, aby bezpieczeństwo było naprawdę zagwarantowane i nie było niepewności geopolitycznej.

Zełenski podkreślił, że istnieje wspólna wizja, że Ukraina potrzebuje sprawiedliwego pokoju, wzmocnienia i silnej pozycji:

Wszyscy w Europie potrzebujemy nie tylko przerwy w działaniach wojennych, a nie tylko czegoś tymczasowego lub niepewnego. Potrzebujemy silnego wspólnego stanowiska wszystkich partnerów i prawdziwego pokoju.

A co najważniejsze, to właśnie ten rodzaj pokoju — pokój przez siłę — można zapewnić
Zdjęcie: KPRM
20
min
Polska Agencja Prasowa
Rosyjska agresja
Polska-Ukraina
Polska
Uzbrojenie
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Tu nie wchodźcie, wszędzie są miny

Luty 2023

Vova i Katja czekają na nas na pozostałościach przystanku autobusowego. Dostrzegam ich z daleka, bo miasto po tej stronie rzeki jest jeszcze wymarłe i to jedyne żywe dusze w pobliżu. Starsza pani w niebieskiej kurtce nerwowo przebiera nogami. Mężczyzna, ubrany na czarno, wlepia wzrok w nasz nadjeżdżający samochód ze spokojną miną. Może mieć nieco ponad czterdzieści lat, ale zmęczenie na twarzy i zmarszczki dodają mu powagi. 

Wiedzą o nas tylko tyle, że jesteśmy wolontariuszami z Polski. Decydują się przyjąć nas na noc, bo podróżowanie po zmroku tymi rejonami jest niebezpieczne. Choć miasto jest już wyzwolone spod rosyjskiej okupacji, to wciąż zdarzają się tu ataki rakietowe. Dziwi mnie, że ktoś chce przyjąć zupełnie obcych ludzi do siebie do domu, ale zmrok zapada tak szybko, że jestem w stanie niemal wyczuć ogarniającą nas ciemność.

Atak zombie?

Izium. To właśnie stąd pochodzą obrazy masowych grobów w lesie, odkrytych po wyzwoleniu miasta. W jednym z nich znaleziono czterysta pięćdziesiąt bezimiennych ciał, zasypanych ziemią, pod którą próbowano ukryć bestialstwo. Obrazy tak bliskie zdjęciom z naszych podręczników do historii. Większość z pomordowanych zmarła gwałtowną śmiercią, a część z nich nosiła ślady po torturach i egzekucji - liny zaciśnięte na szyi, ręce skrępowane za plecami, okaleczone genitalia. My umiemy to dobrze nazwać po imieniu: zbrodnia wojenna. Trudno sobie wyobrazić, że obok miejsca takiej tragedii, kiedy jeszcze trwają ekshumacje, a okolica jest zaminowana i pełna niebezpiecznych odłamków po wybuchach bomb, zaczyna wracać życie. Do zniszczonego miasta, podziurkowanego jak sito, wracają zmęczeni tułaczką mieszkańcy, którzy mogą już tylko wrócić, bo iść dalej nie mają dokąd.

Za dnia udało mi się zobaczyć główną arterię miasta. Spacer centrum Izium zmusza mnie do myśli, że jestem na jakimś planie filmowym, w otoczeniu doskonale przygotowanej scenografii. Film postapokaliptyczny, może atak zombie, przed którymi uciekli mieszkańcy. Sklepowe szyldy, pozrywane, skrzypią na wietrze, dyndając w tę i z powrotem. Wokół rozbite na pół budynki, wypalone okna jak wyłupione z oczodołów oczy, świecące pustką. Na centralnym placu stoi kawiarenka, a dokładniej jej szkielet - okrągły stelaż bez szyb i drzwi, z zerwanym dachem. Przy tym, co mogło być wcześniej wejściem do kawiarenki, stoi podziurkowana lodówka z lodami “Chreszczatyk”. Na przeciwległej ścianie musiała być kuchenka, a może grill. Na ziemi - dywan z potłuczonego szkła.

Nie ma wokół mnie budynku, który nie nosiłby śladów eksplozji. Wszędzie te małe, czarne dziurki po odłamkach, jak jakaś uciążliwa wysypka, której nie można ukryć

Do moich uszu docierają krzyki. Ale nie ból, czy przerażenia. Raczej zaciętej rywalizacji. Idę w kierunku głosów, a moim oczom ukazuje się potężny budynek szkoły. Dwa skrzydła i front z eleganckim portalem, układają się w literę “U”, tworząc dziedziniec. Pewnie tu odbywały się rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego, apele i świętowanie ważnych wydarzeń. Dziś szkoła, jak wszystkie inne budynki, jest podziurkowana jak sito, świeci czerwoną cegłą spod białej, odrapanej farny, a dach kompletnie spalony. Chcę wejść do środka, ale przez dziury w okiennicach dostrzegam boisko. Ośmiu chłopców gra w piłkę nożną. Pośród ruin i ciszy tego miasta-widma, krzyczą do siebie, mam wrażenie, że chyba się do siebie nawet uśmiechają.

‍

Izium. Zdjęcie: Aldona Hartwińśka

Dożywanie, nie życie

Zapada ciemna noc. Z przygaszonymi światłami turlamy się samochodem po dziurawej, piaszczystej drodze, śladem za naszymi gospodarzami, którzy prowadzą nas do dzisiejszego schronienia. Do Katii i Wowy dołączyła jeszcze sąsiadka i jej córka, choć w świetle przytłumionych reflektorów widzę tylko ich nogi.

Dom Katii ma zabite deskami okna, spod których dociera do moich oczu delikatna smuga jarzeniówki. Kiedy wysiadamy proszą nas, żebyśmy nie rozpalali więcej świateł. Tutaj, gdzie jesteśmy, lepiej nie zdradzać swojej obecności. Nad samym Izium często latają rosyjskie drony, a po tej stronie rzeki do wroga jest jeszcze bliżej. Wokół jest pusto i głucho, słychać jedynie szczekanie psów. Większość mieszkańców wyjechała stąd do Charkowa, Lwowa czy Polski. Ci, którzy zostali i przetrwali okupację, raczej dożywają, niż żyją. Sama okupacja trwała pół roku, wówczas w mieście przebywało piętnaście tysięcy osób.

Wspinamy się po kamiennych schodach do przedsionka. Czuję zapach wilgoci, zastałego i stęchłego powietrza, starych mebli. Zapach, jaki przypomina mi drewnianą chatę dziadka w Beskidzie Sądeckim. Zapach wsi, trochę też i biedy, który nie jest mi obcy. Czuć, że życie tutaj jakby zamarło, zatrzymało się. W przedsionku stoi maleńka, stara lodówka i metalowy zlew z wiadrem pod spodem, do którego zlatuje woda. Katja stawia czajnik na maleńkiej kuchence z podwójnym palnikiem i zaprasza nas do środka. W saloniku stoi rozkładana kanapa, a za nią dywan na ścianie. Stoją też regały z książkami i porcelaną. Mnóstwo zdjęć - na kilku z nich widzę ładną, młodą dziewczynę i uśmiechniętego chłopczyka. Pustka w tym domu teraz wybrzmiewa znacznie mocniej.

- Ludzie znikali. Nie wiadomo gdzie. Czasem ich zabierali, czasem po prostu znikali. Wojskowych oni od razu rozstrzeliwali - opowiada Wowa - Ale najbardziej poszkodowane były młode dziewczyny. To je teraz wykopują w tym lesie. Pobite i zgwałcone

Niektórzy ludzie, w dzień wkroczenia Rosjan do miasta, schodzili do piwnic i tam siedzieli miesiącami. Niektórzy okupanci wchodzili do domów, wyrzucali mieszkańców, i po prostu zaczynali sobie tam mieszkać. Ale nie przychodzili do każdego domostwa. Wybierali sobie raczej te piętrowe, ładne, bardziej luksusowe, z których można było też coś ukraść. A wynosili wszystko - telewizory, mikrofalówki, pralki. Kiedy rosyjscy wojskowi podchodzą pod dom Katii, pijani i z bronią, jej córka najpierw przerzuca przez okno synka, potem wyskakuje sama. Przebiegają podwórko za domem i przeskakują przez płot. Udaje im się zabrać z niemal ostatnim transportem, którym ewakuują się uciekinierzy, i wyjeżdżają z miasta. Są bezpieczni. Ale wtedy Katia widzi ich po raz ostatni. Zostały jedynie zdjęcia na regałach, oparte o porcelanowe filiżanki.

Tu żyją ludzie, dzieci

Na rozmowach zastaje nas głęboka noc, a zmęczenie zaczyna nakrywać nas falami. Dostajemy jeszcze herbatę i kanapki. Sprawdzamy balistykę - hełmy, kamizelki kuloodporne. Kontrolujemy zawartość osobistych apteczek. Kiedy gaśnie światło, ja długo nie mogę zasnąć. Leżę w swoim śpiworze i myślę tylko o tym, że rano ruszamy w kierunku Bachmutu. Patrzę w sufit i wtedy po raz pierwszy pomyślę: po co ja to w ogóle robię? Ale motywacja przychodzi o poranku.

Chwilę po wschodzie słońca pod dom Katii przychodzi Wowa. Wie, że za chwilę wyjeżdżamy, ale uważa, że powinniśmy przejść się razem z nim. Żadne opowieści nie zastąpią tego, co można zobaczyć na własne oczy. Dopiero w dziennym świetle widzę, że ślady okupacji są nawet na ulicy Katii - ostrzelany i doszczętnie spalony samochód stoi na skraju drogi. Niemal każde ogrodzenie, każda brama jest podziurkowana odłamkami.

Na drzwiach wejściowych napisy:

Tu żyją ludzie.

Tu są dzieci.

Ludzie, dzieci.

Idziemy przez tę część miasta, która pod okupacją była kompletnie odcięta od świata. Izium podzielone jest na dwie połówki przez rzekę. Jedyny most ukraińskie wojsko wysadza od razu, kiedy rosyjskie wojska przełamują linię obrony. Wiedzą, że odcinają jedyną drogę ucieczki, ale zdają sobie sprawę, że w ten sposób kupią więcej czasu przed idącymi już w tę stronę hordami rosyjskich wojsk. Wtedy Rosjanie rozstawiają na polach baterie rakiet i zaczynają bestialsko ostrzeliwać miasto, rujnując całe centrum, budynki mieszkalne, szkoły i szpital. Stoję nad wykopaną, głęboką dziurą w ziemi, gdzie leżą spalone szczątki ciężarówki. Na niej rozstawiono system Grad, który niejednokrotnie nakrywał cywilne bloki, mordując dziesiątki istnień. Takich dziur na polu, na którym stoimy, naliczyłam około pięciu. Stawiam każdy krok ostrożnie, po ścieżce, którą wcześniej przeszedł Wowa. Spod śniegu przeraźliwie wyzierają odłamki, fragmenty mundurów, wojskowy ekwipunek. Dostrzegam, że wszędzie dookoła powiewają czerwone taśmy, przyczepiane do wbitych w ziemię prętów.

- Tu nie wchodźcie, wszędzie są miny - mówi Wowa i wskazuje palcem na las w oddali. - A tam, pięćset, może sześćset metrów stąd znaleziono zakopane ciała tych, których zabili podczas okupacji. Głównie kobiet. Trzymajcie się blisko mnie i nie schodźcie z drogi

W miejscu takim jak to jest bardzo prosta zasada: jeśli czegoś nie zostawiłeś sam, lepiej tego nie podnoś. Najlepiej w ogóle niczego nie dotykać i nie schodzić z udeptanej ścieżki, a jeśli to możliwe, trzeba trzymać się asfaltu. Również w momencie załatwiania fizjologicznych potrzeb. Rosjanie, wycofując się z Izium, rozrzucają wszędzie przeciwpiechotne miny. Ale można sobie zrobić krzywdę nieuważnie stawiając nogę na ostre jak nóż fragmenty rakiet, które rozerwały się na kawałki.

Na niektórych bramach widzę napisy: nie wchodzić, miny. Wowa zatrzymuje się przed jednym z budynków. W miejscu, w którym prawdopodobnie były drzwi wejściowe jest wielka dziura i kupa gruzu dookoła. Właściciele domu wrócili tu chwilę po wyzwoleniu miasta. W ich mieszkaniu żyli okupanci, a kiedy je opuszczali, zostawili na klamce zapalnik od bomby. Kiedy sąsiadka nacisnęła klamkę -  bomba eksplodowała. Takich niespodzianek było wiele - we włącznikach światła, pośród dziecięcych zabawek, w szufladach. Wowa opowiada o tym, jak ranili sukę, która miała małe szczeniaki. Ranili ją tak, by nie zabić, więc ona wyła. Długo i głośno, aż ktoś nie przyszedł jej pomóc. Kiedy mężczyzna podniósł ją w górę, okazało się, że bomba była schowana w psim posłaniu. Zginęli na miejscu - suka, szczeniaki i człowiek, który chciał jej pomóc.

Aldona i Katia. Zdjęcie: Aldona Hartwińśka

Czerwony rzemyk z krzyżykiem na szczęście

Idziemy może kilometr, a moim oczom ukazuje się pobojowisko - spalone czołgi stoją pomiędzy zrujnowanymi domami. Wszędzie leżą odłamki, szkło, wraki samochodów. W gruzowisku, po eksplozji bojowego wozu pancernego, dostrzegamy zakrwawiony rosyjski mundur. Tu musiała być toczona główna bitwa o Izium. Wojennych “fantów” jest znacznie więcej: zimowe rękawiczki, hełm z potężnym wgnieceniem, zapakowany rzeczami plecak. Jest zima, wszystko skute lodem i zasypane śniegiem, a ja mam wrażenie, że czuję w powietrzu krew. Duch przeszłości nie zniknie stąd nigdy, nawet, jeśli uprzątną te upiorne wraki.

Kiedy wsiadamy do samochodu, Katja zawiązuje mi na ręku czerwony rzemyk z krzyżykiem. Chce, żeby przyniósł mi szczęście i żebym o niej zawsze pamiętała. Tego dnia ruszamy w kierunku Bachmutu. Jeszcze tego nie wiem, ale do Katii będę wracać wielokrotnie. Czasem po to, by ją tylko na chwilę przytulić.

***

Półtora miesiąca po naszym wyjeździe dostaję wiadomość od Katii. “Wowa nie żyje. Poległ pod Bachmutem”.

‍

Książka wydana przez Patronite Publishing, do kupienia na patronite-sklep.pl

20
min
Aldona Hartwińska
Wojna w Ukrainie
Rosyjska agresja
Rosyjski atak na Ukrainę
Zbrodnie Rosjan
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Dmytro Łubinec: - Rosja tworzy izby tortur w każdej okupowanej osadzie

Rosja metodycznie torturuje i zabija ukraińskich jeńców wojennych, porywa cywilów, którzy nie popierają tak zwanego ruskiego miru. Uprowadza też ukraińskie dzieci, próbując je reedukować zgodnie z propagandowymi narracjami, a niektóre oddaje rosyjskim rodzinom, które zmieniają im nawet imiona. Kraj Putina za nic ma prawa człowieka.

Sestry rozmawiają z Dmytro Łubincem, ukraińskim rzecznikiem praw obywatelskich – o deportacjach ukraińskich dzieci do Rosji, szczegółach wymiany więźniów, zbrodniach wroga na ukraińskich jeńcach wojennych i cywilach oraz o braku reakcji społeczności międzynarodowej na rosyjskie zbrodnie.

Logika Rosji? To pytanie retoryczne

Natalia Żukowska: O ilu ukraińskich jeńcach – wojskowych i cywilnych – możemy dziś mówić?

Dmytro Łubinec: Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że nie możemy ogłosić liczby jeńców wojennych – zarówno ukraińskich żołnierzy pojmanych przez Federację Rosyjską, jak rosyjskich żołnierzy pojmanych w Ukrainie. Bo to kwestia bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o cywilów, to oni nie są jeńcami wojennymi. To nielegalnie przetrzymywani obywatele Ukrainy, których Rosja nie miała prawa pozbawiać wolności. Na dziś wiemy, że w wyniku rosyjskiej agresji zaginęło około 14 000 osób. Natomiast w Rosji nielegalnie przetrzymywanych jest prawie 1700 ukraińskich cywilów. To są liczby, o których możemy mówić.

Dmytro Łubinec: „Pracujemy nad uwolnieniem wszystkich naszych obywateli”. Zdjęcie: Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich Ukrainy

Jako rzecznik praw obywatelskich wezwał Pan rosyjskie władze do dostarczenia list jeńców wojennych z Ukrainy, których Rosja byłaby gotowa natychmiast uwolnić. Jakie są największe trudności związane z uwalnianiem tych ludzi?

Ogólnie największą trudnością jest to, że Rosja nie przestrzega międzynarodowego prawa humanitarnego i konwencji genewskiej dotyczącej traktowania jeńców wojennych. Jednocześnie międzynarodowe prawo humanitarne stanowi, że wymiana jeńców powinna odbywać się po zakończeniu działań wojennych. Wyjątek stanowią ciężko ranni lub ciężko chorzy, którzy podlegają repatriacji nawet podczas konfliktu zbrojnego. Jest to określone w konwencjach genewskich.

Mając to na uwadze, chciałbym skupić się na dwóch kwestiach. Po pierwsze, obecnie prowadzimy wymianę jeńców wojennych podczas konfliktu zbrojnego. Żaden inny kraj na świecie nigdy tego nie zrobił, to pierwszy taki przypadek w historii. Fakt, że do dziś odzyskaliśmy 3767 naszych obywateli i przeprowadziliśmy 58 wymian, jest naprawdę czymś znaczącym.

Po drugie, Rosja powinna bezwarunkowo uwolnić wszystkie ciężko ranne, ciężko chore ukraińskie kobiety. Ale tego nie robi, chociaż jest to przewidziane w konwencjach genewskich.

Pierwsza wymiana kobiet. 17 października 2022 r. Zdjęcie: STR/AFP/East News

Aby przyspieszyć ten proces, Ukraina utworzyła mieszaną komisję medyczną w celu obiektywnego określania stanu zdrowia jeńców wojennych. Umożliwiająca to klauzula konwencji genewskich została wykorzystana tylko dwa razy od połowy XX wieku: podczas wojny w Wietnamie i wojny irańsko-irackiej. Mieszane komisje medyczne składają się z kilku ekspertów. Ich członkowie mają przedstawiać propozycje repatriacji jeńców wojennych, wykluczenia ich z repatriacji lub odroczenia decyzji do czasu dalszych badań. Mamy nadzieję, że będzie to krok w kierunku ustanowienia przez Rosję podobnej komisji mieszanej we własnym kraju. Ale Rosja jeszcze tego nie zrobiła.

Kolejnym problemem jest to, że Kreml gra na emocjach krewnych ukraińskich jeńców wojennych. Agresor celowo dokonuje pewnych manipulacji, by wpłynąć na nastroje w naszym społeczeństwie.

Zatrzymanie procesu wymiany, propaganda w mediach społecznościowych, listy osób, których Ukraina rzekomo nie chce zabrać – to celowe działania Rosji. Rosja po prostu bawi się ludźmi, wykorzystując ich ból

Ostatnia wymiana odbyła się 18 października. Wtedy udało nam się odzyskać żołnierzy, którzy zostali skazani przez Rosję na dożywocie, a także bojowników pułku Azow. Co decyduje o kształcie list naszych wojskowych do wymiany?

Pracujemy nad powrotem wszystkich naszych obywateli, ale jeśli chodzi o jeńców wojennych, pierwszeństwo mają ciężko ranni, ciężko chorzy i kobiety. Przedkładamy stronie rosyjskiej różne propozycje i listy. Wszyscy ukraińscy żołnierze, którzy znajdują się w rejestrach Narodowego Biura Informacyjnego, są automatycznie umieszczani na listach do wymiany niezależnie od ich statusu: czy są zaginieni, czy potwierdzeni przez MKCK [Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża – red.] jako jeńcy wojenni. Ukraina traktuje wszystkich jednakowo i pracuje nad tym, by wszyscy wrócili z niewoli. Zawsze to podkreślam.

Mamy również dane o tym, że około 40% ze wszystkich osób, które powróciły z rosyjskiej niewoli, uznano wcześniej za zaginione. Dlatego ciągłe przekazywanie list do wymiany z nazwiskami wszystkich obrońców jest jednym ze sposobów odnajdywania ludzi. Ukraina szuka różnych sposobów na uwalnianie swoich obywateli. Na przykład gdy muzułmanie na całym świecie świętowali koniec postu Ramadan Bajram, a katolicy obchodzili Wielkanoc, Ukraina zainicjowała wymianę tych jeńców wojennych, którzy wyznają islam, i tych, którzy są katolikami. Jednak Rosja zignorowała wysłane listy. Czy można zrozumieć logikę Rosji? To pytanie retoryczne.

Ukraińscy żołnierze po uwolnieniu. Zdjęcie: Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich Ukrainy

Nakazów aresztowania powinno być więcej

Jaka jest największa trudność z odzyskiwaniem więzionych cywilów?

Cywilów najtrudniej odzyskać, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że Rosja nie ma podstaw prawnych do ich przetrzymywania. Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym powinni zostać natychmiast uwolnieni. Jednak Federacja Rosyjska to prawo ignoruje, uprowadza cywilów, torturuje ich i przetrzymuje w aresztach. Jeśli spojrzymy na trudności związane z ich powrotem, największym problemem jest weryfikacja danych dotyczących cywilów: kiedy i gdzie zostali uprowadzeni, gdzie są teraz. Rosja nie dostarcza żadnych informacji.

Udało nam się ustalić, że obecnie w Rosji przetrzymywanych jest około 1700 cywilów. Uznajemy jednak, że liczba ta jest znacznie wyższa

Rosja systematycznie i celowo popełnia przestępstwa. Moim zdaniem rosyjscy urzędnicy powinni otrzymać nowe nakazy aresztowania od Międzynarodowego Trybunału Karnego za uprowadzanie ludności cywilnej, ponieważ tego rodzaju przestępstwo można zaklasyfikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości.

Według Associated Press do 2026 roku Rosja planuje utworzyć 25 nowych „kolonii poprawczych” i sześć innych cywilnych ośrodków zatrzymania na okupowanych terytoriach Ukrainy. Co wiadomo o warunkach przetrzymywania ukraińskich więźniów? Czy znamy miejsca, w których są przetrzymywani?

Rosja nie udziela żadnych informacji o cywilach. W większości przypadków nie znamy miejsc ich pobytu, ich stanu ani warunków, w jakich są przetrzymywani. Oczywiście są wyjątki, gdy udaje nam się uzyskać informacje o danej osobie za pośrednictwem partnerów międzynarodowych lub w inny sposób. Nie jest to jednak zbyt duży odsetek wszystkich przypadków.

Jeśli chodzi o warunki przetrzymywania cywilów, Rosja stosuje wobec nich najbardziej przerażające tortury. Wszyscy są przetrzymywani w fatalnych warunkach, bez opieki medycznej, odpowiedniej żywności i wody. Mogą być przetrzymywani w komorach tortur i piwnicach przez wiele miesięcy. Znamy historię Ukrainki Ołeny Pech, która została niedawno uwolniona z rosyjskiej niewoli. Musiała wrócić do tymczasowo okupowanego obwodu donieckiego, by opiekować się matką, która doznała udaru mózgu. Po bezprawnym zatrzymaniu była torturowana elektrowstrząsami, duszona workiem, wkręcano jej śruby w kolana i przeprowadzono pozorowaną egzekucję. Została bezprawnie skazana, zapadła na szereg chorób.

To tylko jedna z dziesiątek tysięcy historii o tym, co Federacja Rosyjska robi z naszymi obywatelami. Ponadto od 2014 r. „wymuszone zaginięcia” ludzi na tymczasowo okupowanych terytoriach są powszechne. W każdej okupowanej osadzie Rosja tworzy izby tortur.

Ołena Pech, ofiara rosyjskich tortur. Zdjęcie: ulotka/AFP/East News

W jaki sposób Rosja odpowiada na ukraińskie prośby o informacje na temat miejsca pobytu ukraińskich więźniów? Jak kraje trzecie mogą pomóc w tej sprawie?

Jak już powiedziałem, Rosja bardzo rzadko udziela jakichkolwiek informacji. W większości przypadków wróg ignoruje nasze prośby i ogranicza się do wymówek. Jeśli chodzi o pomoc w uwalnianiu cywilów, mówiliśmy już publicznie o Katarze i Watykanie. Mieliśmy szereg kontaktów z Katarem w sprawie umożliwienia powrotu Ukraińców do domu, a dzięki Watykanowi 28 czerwca udało się skłonić Rosję do odesłania do Ukrainy 10 naszych obywateli.

Na spotkaniach grupy roboczej zajmującej się punktem 4. „formuły pokoju” [dotyczy on wyzwolenia wszystkich jeńców i osób deportowanych – red.], które odbyły się już siedem razy, podnosimy kwestię powrotu do domu wszystkich obywateli bez wyjątku: dzieci, cywilów, jeńców wojennych. Do spotkań grupy regularnie dołącza około 50 krajów i siedem organizacji międzynarodowych: MKCK, Misja Monitorowania Praw Człowieka ONZ na Ukrainie, OBWE, UNICEF, UE, Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka oraz Koordynator Rezydentów ONZ w Ukrainie. Zawsze doceniam wysiłki Kanady i Norwegii, które współprzewodniczą grupie roboczej. Chciałbym również przypomnieć, że stworzyliśmy Międzynarodową Platformę na rzecz Uwolnienia Cywilów Nielegalnie Przetrzymywanych przez Federację Rosyjską. W jej pierwszym spotkaniu wzięły udział 52 kraje i organizacje międzynarodowe.

Nie poprzestajemy jednak na tym, co już osiągnęliśmy. Pod koniec października w Montrealu odbyła się konferencja ministerialna na temat ludzkiego wymiaru „formuły pokoju”, w której uczestniczyłem jako członek ukraińskiej delegacji. Jej uczestnicy przyjęli wspólny komunikat, którego głównym punktem było zatwierdzenie tzw. zobowiązania montrealskiego, które zawiera kluczowe mechanizmy sprowadzania naszych ludzi do domu. Mam nadzieję, że ten komunikat zadziała i zobaczymy realne rezultaty.

Kolejnym rezultatem konferencji będzie utworzenie grupy krajów, które będą ściśle współpracować z Ukrainą w celu gromadzenia i wyszukiwania szczegółowych informacji o ukraińskich jeńcach wojennych, nielegalnie przetrzymywanych cywilach i uprowadzonych dzieciach.

Dmytro Łubinec: „Stworzyliśmy międzynarodową platformę uwalniania nielegalnie zatrzymanych cywilów przez Federację Rosyjską”

Walczymy z podstępnym wrogiem

Rosja zezwoliła rzecznikowi praw obywatelskich Turcji Serefowi Malkocowi na odwiedzenie miejsc, w których przetrzymywani są ukraińscy jeńcy wojenni. Czego Kijów spodziewa się po tej wizycie?

Myślę, że jest zbyt wcześnie, aby mówić o jakichkolwiek rezultatach. Przede wszystkim powinniśmy poczekać, aż to się faktycznie wydarzy. Możemy wiele oczekiwać, ale nie zapominajmy, z jak podstępnym wrogiem walczymy.

Doniecka Prokuratura Okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie kolejnej zbrodni wojennej popełnionej przez Rosjan. Chodzi o rozstrzelanie sześciu wziętych do niewoli ukraińskich żołnierzy. To niepierwszy taki przypadek. Za każdym razem zwracacie się z takimi informacjami do ONZ i Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża. Jaka jest ich reakcja? Czy w ogóle reagują?

Niestety nie widzimy odpowiedniej reakcji. ONZ odnotowuje takie egzekucje w swoich raportach i czasami podaje je do wiadomości publicznej, ale to nie wystarczy. Potrzebujemy konkretnych kroków, by powstrzymać takie zbrodnie okupantów.

Moim zdaniem Czerwony Krzyż powinien również publicznie ogłosić naruszenie przez Rosję konwencji genewskiej dotyczącej traktowania jeńców wojennych. W końcu egzekucje ukraińskich jeńców wojennych są celową polityką Federacji Rosyjskiej

Takie zbrodnie wojenne są tolerowane przez najwyższe kierownictwo Rosji. Jednocześnie nie widzimy żadnej reakcji społeczności międzynarodowej na nie. Nadal nie ma nakazów aresztowania zbrodniarzy wojennych za egzekucje jeńców. Dlatego po każdym przypadku egzekucji, o którym wiem, wysyłam listy do ONZ i MKCK, by odnotować te zbrodnie. To, co możemy dziś zrobić, to przynajmniej nadal otwierać oczy światowych organizacji na zbrodnie Rosji.

Prokuratura Generalna Ukrainy wszczęła ponad 450 postępowań karnych w sprawie złego traktowania i torturowania jeńców wojennych oraz ponad 2100 w sprawie torturowania cywilów. O jakich torturach mówimy? W jaki sposób są one rejestrowane i czy mogą być uznane w przyszłości przez sąd międzynarodowy za dowód zbrodni wojennych popełnionych przez Federację Rosyjską?

Według ONZ ponad 95% ukraińskich jeńców wojennych było w Rosji torturowanych. Mówimy tu o biciu i rażeniu prądem. Ale Rosjanie stosują nie tylko przemoc fizyczną. Nie tylko biją, torturują, zmuszają więźniów do stania na mrozie i szczują ich psami. Wywierają też presję psychiczną: mówią im, że nikt nie czeka na nich w domu, i zmuszają do nauki i śpiewania rosyjskiego hymnu narodowego każdego ranka. Nieodpowiednie warunki przetrzymywania też są torturą. Proszę spróbować sobie wyobrazić, jak to jest być karmionym łyżką owsianki każdego dnia – prawie bez wody. Albo że trzymają ludzi w ciasnych celach, zmuszają ich do stania i nie pozwalają usiąść. Ci, którzy wrócili z niewoli, opowiadają takie historie, że włosy się jeżą.

Inwazja kremlowskich porywaczy dzieci

Rosja uprowadziła prawie 20 000 ukraińskich dzieci, ale to tylko przybliżona liczba. O ilu naprawdę możemy mówić?

Według różnych źródeł sama Rosja potwierdza, że zabrała ponad 700 000 ukraińskich dzieci, lecz nie podaje ich list. Nie znamy więc prawdziwej liczby uprowadzonych dzieci, choć na pewno jest ich znacznie więcej niż 20 000.

Gdyby każdego dnia zwracano jedno dziecko z tych 20 000, odzyskanie wszystkich zajęłoby Ukrainie ponad 55 lat

Powrót Ukraińców do domu. Zdjęcie: Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich Ukrainy

Ukrainie udało się już odzyskać 1001 dzieci z terytoriów okupowanych i z Federacji Rosyjskiej. Gdzie były przetrzymywane? Jaki jest mechanizm ich uwalniania?

Staramy się zbierać informacje o tym, dokąd są deportowane. Jak dotąd, według dostępnych danych, są wywożone do Włodzimierza, Omska, Rostowa, Czelabińska, Saratowa, Moskwy, obwodu leningradzkiego, terytorium Krasnodaru i na wyspę Sachalin – czyli do nawet najbardziej odległych regionów. Zarazem wiemy, że dzieci są również umieszczane na tymczasowo okupowanych terytoriach. Rosjanie nie udzielają informacji na ich temat – przeciwnie: ukrywają je tak bardzo, jak to tylko możliwe. Często przenoszą je do różnych miejsc i regionów, co ma na celu utrudnienie nam ich odszukania i odzyskania.

Jak powszechne jest zjawisko militaryzacji i indoktrynacji uprowadzonych ukraińskich dzieci? Jak Rosja to robi? Jaki jest cel?

Konkretny: zniszczyć ich tożsamość. To zjawisko na bardzo dużą skalę, ponieważ każde dziecko jest poddawane reedukacji.

Od 2014 roku Federacja Rosyjska prowadzi politykę militaryzacji dzieci: angażuje je w ruch „Junarmii” [organizacja młodzieżowa o charakterze paramilitarnym, wspierana i finansowana przez Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej – red.] i posyła do szkół kadetów. Rosja propaguje też toksyczne narracje, że ich rodzima Ukraina jest wrogiem, z którym należy walczyć z bronią w ręku.

Rosjanie zmieniają postrzeganie historii i wojny przez ukraińskie dzieci. Robią to nie tylko po to, by zmienić ich tożsamość. Dla Rosji nasze dzieci są nowym pokoleniem żołnierzy. Znamy wiele przypadków, że nawet nieletnie dzieci otrzymały wezwania do rosyjskiej armii

Systemową rosyjską politykę niszczenia ukraińskiej tożsamości dzieci można znaleźć w raporcie specjalnym „Przekwitłe”. To drugi raport specjalny Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Pierwszy był zatytułowany „Nierozkwitłe”. Dotyczył deportacji i indoktrynacji ukraińskich dzieci. Przedstawiciele Federacji Rosyjskiej nadal wysyłają je „na leczenie”. Tzw. Centrum Humanitarne partii Jedna Rosja poinformowało, że od momentu swego powstania w kwietniu 2022 r. do kwietnia 2024 r. wysłało 1500 dzieci z okupowanego terytorium Ukrainy i obwodu biełgorodzkiego Federacji Rosyjskiej do klinik federalnych na „leczenie” i nie planuje zaprzestania tej „pomocy”.

Poza tym Rosjanie uprowadzone ukraińskie dzieci adoptują, śledzenie ich losów jest często niemal niemożliwe. W kwietniu 2024 r. odnotowano kolejny taki przypadek. Rosjanka przejęła opiekę nad chłopcem, który został uprowadzony z okupowanego terytorium obwodu donieckiego wraz z bratem i siostrą, a potem umieszczony w szkole z internatem w regionie moskiewskim. Ta „matka zastępcza” odmówiła przyjęcia brata i siostry chłopca. W rezultacie został adoptowany, a jego dane osobowe – imię, nazwisko, patronimik i miejsce urodzenia – zmienione. Mimo oporu dziecka.

Odzyskiwanie dzieci uprowadzonych przez Rosję jest najtrudniejsze. Zdjęcie: SIERGIEJ CHUZAVKOV/AFP/Eastern News

W okresie od 2021 r. do czerwca 2024 r. reżim Alaksandra Łukaszenki przeniósł co najmniej 2219 ukraińskich dzieci z terytoriów okupowanych na Białoruś. Dane te zostały opublikowane w raporcie ukraińskich i białoruskich obrońców praw człowieka. Znane są nazwiska konkretnych urzędników zaangażowanych w deportację młodych Ukraińców. Dlaczego nadal nie ma nakazu aresztowania Łukaszenki i jego zwolenników, tak jak stało się to w przypadku Putina i Lwowej-Biełowej [Marija Lwowa-Biełowa jest pełnomocniczką przy prezydencie Federacji Rosyjskiej do spraw Praw Dziecka – red.]?

To pytanie można zadać w wielu przypadkach. Dlaczego nie ma nakazów aresztowania za porwania cywilów? Dlaczego nie ma nakazów aresztowania za torturowanie i egzekucje jeńców wojennych?

Jakie sankcje grożą porywaczom ukraińskich dzieci?

Przede wszystkim dyplomatyczne. Jednym z rezultatów konferencji ministerialnej w Montrealu jest to, że Kanada przygotowuje nowy pakiet sankcji wobec Rosji za deportacje ukraińskich dzieci i innych cywilów. Moim zdaniem nałożenie sankcji jest jedną z metod wywierania presji na Rosję. I ta metoda jest naprawdę skuteczna.

Ukraina rozszerzyła grupę negocjacyjną, która przygotowuje wymianę jeńców wojennych. Jak to wpływa na skuteczność wymiany?

To przede wszystkim sprawa Sztabu ds. Koordynacji Postępowania z Jeńcami Wojennymi. Ze swojej strony mogę mówić tylko o moich kontaktach, czyli interakcji między rzecznikami praw obywatelskich Ukrainy i Rosji.

Podczas spotkania z Komisarzem Praw Człowieka w Federacji Rosyjskiej. Zdjęcie: Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich

Nawiasem mówiąc, niedawno spotkałem się z rosyjską rzeczniczką praw obywatelskich Tatianą Moskalkową. Spotkanie odbyło się na granicy z Białorusią – z udziałem przedstawicieli MKCK. Uzgodniliśmy repatriację ciał poległych, wymianę list jeńców wojennych odwiedzanych przez obie strony oraz wymianę listów. Uruchomiliśmy też nowy format: przekazaliśmy listy od krewnych do ukraińskich jeńców wojennych w Rosji.

Czasami ludzie pytają mnie, jak komunikować się z przedstawicielem Federacji Rosyjskiej. Robię wszystko, co w mojej mocy, by chronić interesy Ukraińców i sprowadzić ich do domu z rosyjskiej niewoli.

20
min
Natalia Żukowska
Wojna w Ukrainie
Jeńcy wojenni
Uwolnienie z niewoli
false
true
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Pierwsi ochotnicy Legionu Ukraińskiego podpisali kontrakty z Siłami Zbrojnymi Ukrainy

Po podpisaniu umów pierwsza grupa ochotników udała się na poligon Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, by przejść podstawowe szkolenie wojskowe, które potrwa 35 dni.

Następnie, jak stwierdził podpułkownik Petro Gorkusza, przedstawiciel dowództwa Legionu Ukraińskiego, żołnierze będą mogli kontynuować szkolenie w wybranych przez siebie specjalnościach wojskowych w bazach NATO w Europie.

– Do tej pory centrum rekrutacyjne Legionu Ukraińskiego zarejestrowało prawie 700 wniosków od obywateli Ukrainy mieszkających w Polsce, Czechach, Niemczech, Irlandii i innych krajach – powiedział Petro Goruszka. – Po przejściu badań w wojskowej komisji lekarskiej i podpisaniu umów oni również wstąpią w szeregi Legionu.

– To ważny krok, który pokazuje determinację Ukraińców mieszkających za granicą, gotowych bronić swojej ojczyzny. Nasz konsulat wraz z ambasadą i wszystkimi ukraińskimi placówkami dyplomatycznymi na świecie wspiera Legion Ukraiński i zapewnia kompleksowe wsparcie wszystkim, którzy chcą wstąpić w jego szeregi – stwierdził z kolei Konsul Generalny Ukrainy w Lublinie Ołeh Kuts.

Centrum Rekrutacyjne Legionu Ukraińskiego w Lublinie nadal przyjmuje zgłoszenia od obywateli Ukrainy. Wnioski można składać za pośrednictwem oficjalnej strony internetowej Legionu Ukraińskiego lub w ukraińskich konsulatach i ambasadach w Europie.

<span class="teaser"><img src="https://cdn.prod.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/670064b9371ecfa3749d7347_8f98b1a7b04779a144640363f279fdba2fe1e982.avif">Legion Ukraiński w Polsce rozpoczyna rekrutację wolontariuszy</span>

Wszystkie zdjęcia: Ministerstwo Obrony Ukrainy

20
min
Sestry
Rekrutacja
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

„Nie wierzyłam, dopóki nie zobaczyłam tego na własne oczy ”. Wspomnienia z wyzwolenia Chersonia

Pierwsze jaskółki wolności

Według mieszkańców Chersonia informacje o wyzwoleniu zaczęły krążyć już 10 listopada. Inna, mieszkanka miasta [imiona bohaterów zostały zmienione ze względów bezpieczeństwa], natknęła się na wiadomości o oswobodzeniu pobliskich wiosek: „Było już jasne, że Chersoń będzie następny. Nie mogłam powstrzymać łez”.

Natalia wspomina, że dzień wcześniej słyszała uciekających Rosjan:

„10 listopada 2022 roku od godziny 22:00 słyszeliśmy ich sprzęt, przerzucali go przez Dniepr przez całą noc. Następnego ranka poszliśmy złapać zasięg w telefonie i wymienić pieniądze. Około 10:30 nastąpiła ostatnia duża eksplozja, wysadzili most Antonowski. O 12 dowiedzieliśmy się, że nasze kochane wojsko jest już w dzielnicy Tawrija. Świętowaliśmy przez 3 dni”.

Most Antonowski po wycofaniu się Rosjan

Olga, kolejna użytkowniczka platformy Svidok.org, pamięta, że początkowo nikt nie wierzył w rychłe wyzwolenie Chersonia. Ludzie przygotowywali piwnice, myśląc, że będą musieli spędzić w nich zimę pod ostrzałem. Ale 10 listopada było widać, że Rosjanie przegrupowują się i przygotowują do odwrotu.

„Krążyły pogłoski o przegrupowaniu, a nie o wycofaniu – pisze Olga. – W mieście pojawiło się więcej rosyjskich żołnierzy, kradli wszystko: wozy strażackie, karetki pogotowia, łodzie, nawet papier z poczty. Eksponaty z muzeów wywieźli dwa tygodnie wcześniej. Ludzie Kadyrowa i włamali się do banku, który już wcześniej został okradziony. Majstrowali coś przy panelu elektrycznym. Myślę, że go zaminowali”.

Krótko przed wycofaniem się wojska rosyjskie wysadziły w powietrze obiekty infrastruktury, m.in. ciepłownię, wieżę telewizyjną z nadajnikami, stację benzynową. Mieszkańcy miasta, którzy przez 5 dni żyli bez prądu, łączności i Internetu, znaleźli się w próżni informacyjnej.

Zniszczona wieża telewizyjna

Pierwszy dzień wolności

Wyzwalanie miasta rozpoczęło się w nocy 11 listopada.

„Nadeszła noc: wszędzie eksplozje, samoloty, artyleria, Himarsy, eksplozje. Do rana z całą rodziną siedziałam w łazience” – wspomina Olga.

Mieszkańcy z początku nikt nie mógł zrozumieć, co się dzieje. Rano ludzie nie zdawali sobie jeszcze sprawy, że okupanci odeszli, a miasto jest już pod kontrolą ukraińskiego wojska.

„Słoneczny poranek 11.11.2022 – w mieście jest więcej samochodów i ludzi – pisze Olga. – Wieża telewizyjna zniknęła. Wszyscy się kłócą, spekulując, że raszyści opuścili miasto. Ale my uważamy, że uciekła tylko elita ich wojsk, a zmobilizowani głupcy, których widzieliśmy dzień wcześniej, zostali wywiezieni na front do Snihuriwki, a bitwa będzie trwała jeszcze długo. Dalej żyliśmy swoim życiem, lecz nagle, po południu, dowiedzieliśmy się, że nasi ludzie z flagami świętują na placu Swobody. To był szok i niedowierzanie pomieszane z radością i zachwytem! Pojechaliśmy na ulicę Perekopską i to było niesamowite: ludzie się cieszyli, machali, wszystkie samochody trąbiły, po raz pierwszy od tak dawna widzieliśmy ukraińską flagę! To zapierało dech w piersiach! I ten zachwyt, że wkrótce zobaczymy naszych Bohaterów! Łzy spływają mi z oczu jak rzeka! Przetrwaliśmy! Doczekaliśmy się! Wszyscy ludzie, choć sobie obcy, przytulają się, całują, robią zdjęcia, jakby byli fanami tej samej drużyny! Czujemy się, jakbyśmy wygrali mistrzostwa świata albo zostali uwolnieni z niewoli!”.

Chrystyna: „O 11, kiedy ukraińskie siły zbrojne wkroczyły do Chersonia, nie wiedzieliśmy, co się dzieje: nie było internetu ani łączności. Poszłam wyprowadzić psa i na ulicy zobaczyłam rozradowanych ludzi z flagami. Na początku byłam przerażona. Myślałam: ‘Co za głupcy, kacapy wyślą ich za to do łagru’. I wtedy usłyszałam od kogoś, że nasi weszli... Nie wierzyłam, dopóki o 12 nie poszłam do centrum miasta i zobaczyłam to na własne oczy. To była euforia, łzy szczęścia... Płakałam i pytałam żołnierzy: ‘Nie zostawicie nas teraz, prawda?’. Okupacja to straszna rzecz”.

Julia: „11 listopada szłam na targ. W pobliżu polikliniki na alei Uszakowa zobaczyłam samochód z naszymi żołnierzami i niebiesko-żółtą flagą. Kobieta z kliniki i ja rozpłakałyśmy się w tej samej chwili, czekałyśmy, ale nie wiedziałyśmy, że stanie się to tak nagle. Nie przytulałyśmy się, tylko płakałyśmy z radości, zaciskając pięści. A nasi chłopcy jechali w stronę posterunku policji na Luterańskiej, by zawiesić na nim flagę”.

Wszystkim, których Julia potem napotkała, mówiła, że miasto jest już pod kontrolą ukraińskiego wojska – ale nikt jej nie wierzył. Ludzie myśleli, że to kolejna prowokacja Rosjan.

„Kiedy wróciłam do domu, mama też mi nie uwierzyła. Wzięliśmy psa, poszłyśmy w stronę komisariatu – i zobaczyłyśmy nasze flagi. Tak, to prawda, czekaliśmy, jesteśmy wolni, szczęśliwi, możemy odetchnąć! Wróciłyśmy do domu, sąsiedzi nam nie wierzyli, ale się tym nie przejęłyśmy, bo byłyśmy w euforii. Tego uczucia szczęścia i wolności nie da się opisać słowami. Po południu wszyscy w mieście zaczęli świętować, ale uczucie, że jesteś jednym z pierwszych, którzy doświadczyli wolności, było niesamowite” – wspomina Julia.

Nieludzie nadal strzelają

„11 listopada, około 12 w południe, siedziałem w kawiarni i piłem pyszną kawę. Wszedł mężczyzna i przywitał się: ‘Chwała Ukrainie!’. Powiedziałem do niego: ‘To było bardzo odważne!’. Odpowiedział: ‘Jeszcze nie wiesz? Zostaliśmy wyzwoleni, nasza flaga jest na placu!’ – wspomina Dmytro. – Nie uwierzyłem mu, myślałem, że to kolejny prowokator. Wstałem, zapłaciłem i poszedłem na plac Wolności. Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem tam niebiesko-żółtą flagę. Było tam mnóstwo ludzi, wszyscy się cieszyli, śpiewali ukraiński hymn i przytulali się. Tamten człowiek nie był prowokatorem, ale posłańcem dobrej nowiny. Mieszkańcy miasta, którzy uciekli przed okupacją do Odessy i Mikołajowa, wrócili. Nie mogłem w to uwierzyć, ale rozpierała mnie radość. Nigdzie nie widziałem naszych żołnierzy ani sprzętu, ale widziałem pędzące wojskowe ciężarówki. Najwyraźniej to były siły specjalne. Zostali powitani przez mieszkańców Chersonia owacjami, okrzykami ‘Chwała SZU!’, ‘Chwała Ukrainie!’, a kiedy się zatrzymali, wszyscy podbiegli ich uściskać”.

Zdjęcie: Narodowe Centrum Oporu

Ihor: „11 września 2022 r. jedną z ulic miasta przejechał samochód z ukraińską flagą i początkowo wszyscy myśleli, że to prowokacja (wszyscy wiedzą, jak bardzo Rosja kocha prowokacje). Potem pojechałem do Czornobajiwki, ale nic tam nie zobaczyłem, więc pojechałem do miasta. I dopiero wtedy zobaczyłem ich, naszych tytanów z Sił Zbrojnych Ukrainy z ukraińską flagą. Po prostu padłem na ziemię i zacząłem płakać, bo wiedziałem, że ten strach wreszcie się skończył”.

Podczas okupacji mieszkańcy Chersonia wielokrotnie wychodzili na ulice z ukraińskimi flagami. Dlatego 11 listopada całe miasto było niebiesko-żółte.

Niestety od wyzwolenia Chersoń żyje pod ciągłym ostrzałem Rosjan.

„Wiecie, po wyzwoleniu Chersonia, naszego miasta – bohatera, wszyscy byli w siódmym niebie ze szczęścia. Uczucie radości unosiło się w powietrzu, byliśmy nim odurzeni... Ale to nie trwało długo. Ci nieludzie zaczęli ostrzeliwać nasze miasto” – pisze Ołena.

Zdjęcia: archiwum prywatne
Źródło: Svidok.org

20
min
Sestry
Визволення Херсона
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Wojna dronów

Droga do maleńkiej wioski, w której swoją bazę ma Maks, ukraiński żołnierz jednej ze zmechanizowanych brygad, jest podziurawiona jak sito. Jazda slalomem niewiele pomaga, bo jam w asfalcie jest tak dużo, że koła co rusz z wielkim hukiem wpadają w którąś z nich.

Za każdym razem mam wrażenie, że zostawiamy w tych dziurach kolejne fragmenty samochodu. Ale nie możemy zwolnić. Musimy jechać szybko, przemknąć tymi wąskimi dróżkami niezauważalnie.

Po wyjechaniu z pozycji bojowych żołnierze mają czas na odpoczynek. Łapią oddech w domach we wsiach położonych wzdłuż linii frontu. Jednak bardzo często te domy są w zasięgu rosyjskiej artylerii. Codziennie słychać też spadające tutaj FAB-y, stare bomby lotnicze wyposażone w skrzydła, które Rosjanie zrzucają z samolotów. Mają ich tak dużo, że bywały dni, kiedy wzdłuż całej linii frontu, zrzucali bomb nawet pięćset dziennie. Wiedzą, że w przyfrontowych miejscowościach są żołnierze, więc ostrzeliwują je bez przerwy. Dlatego pędzimy po dziurawej drodze, by nie zwracać na siebie uwagi rosyjskich dronów, które obserwują teren i szukają celów. A celem są nie tylko wojskowe transporty, ale też wolontariusze, wiozący pomoc lub ludzie próbujący ewakuować cywili z miejsc zagrożonych rosyjską okupacją.

Metalowy szerszeń

Podjeżdżamy pod dom z białej cegły, ukryty za niebieskim, blaszanym płotem. Samochód stawiamy pod drzewem, żeby nie był na widoku. Patrzę na ekran telefonu i widzę, że jestem poza siecią. Tu nie ma zasięgu, a z Maksem rozmawiałam ponad godzinę temu. Wie, że byliśmy w drodze, ale nie wpadłam na to, by odezwać się też chwilę przed przyjazdem. Mogłam się domyślić, że na miejscu nie będę miała jak zadzwonić. Siedzimy chwilę w samochodzie, licząc na to, że żołnierze zobaczą nas przez okno. Na ulicy jest cicho i głucho, jedynie w oddali słychać dudnienie i buczenie - to artyleria. Po dłuższej chwili decydujemy się wysiąść. 

Z bagażnika samochodu wyciągamy stację zasilania i skrzynię narzędzi, którą przywiozłam dla Maksa. Bez takiej stacji życie i walka na froncie są praktycznie niemożliwe. Wyjazd na pozycje bojowe oznacza brak prądu przez kilka dni, chyba że mamy generator. Jednak ten jest dość głośny i nie w każdym miejscu można go używać - szczególnie jeśli jednostka stacjonuje blisko pozycji przeciwnika. Dźwięk generatora może zdradzić miejsce, w którym się ukrywa, a to naraża na ostrzał. Dlatego żołnierze starają się być cicho.

Taka stacja to gigantyczny powerbank, który jest w stanie zasilić wszystkie potrzebne urządzenia, podładować telefony, laptopy, baterie do dronów. Teraz żołnierze proszą wolontariuszy najczęściej właśnie o stacje zasilania

Słyszę trzask drzwi - ktoś idzie w naszym kierunku. Furtka przeraźliwie skrzypi, kiedy Maks wychodzi na ulicę. Szeroki uśmiech rozświetla mu twarz. Nagle moje ucho wychwytuje gdzieś w oddali niepokojący szmer, tłumiony przez dmący wiatr. To taki dźwięk, który kojarzy się z amerykańskimi horrorami, kiedy wiesz, że główny bohater jest w niebezpieczeństwie. Maks puszcza się biegiem w naszym kierunku.

- Szybko, w krzaki! - krzyczy i szarpie mnie za kaptur.

Maks to potężny mężczyzna, swoją masą przewyższa mnie trzykrotnie. Nie chce zrobić mi krzywdy, ale szarpie za kurtkę tak mocno, że padam na ziemię, jak długa. Słyszę krzyk: "Efpiwiszka!"

Chwilę zajmuje mi zrozumienie, co się dzieje. W naszą stronę leci dron FPV - first-person view. Gdzieś w oddali ktoś nim steruje za pomocą kamery z podglądem na żywo… i szuka nas.

Rozbite okna bloku po wystrzeleniu przez Rosję 33 dronów w kierunku obwodu kijowskiego w Ukrainie. 10 września 2023 r. Zdjęcie: Danyło Antoniuk / Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM/East News

Mogli nas zobaczyć, kiedy kluczyliśmy pomiędzy dziurami w asfalcie. Mogli dostrzeć dopiero teraz, kiedy parkowaliśmy pod drzewem samochód.

Wiedzą, że tu jesteśmy. Z oddali leci wściekły metalowy szerszeń, dron-kamikadze albo taki, który zrzuca "cukierki", jak mówią żołnierze. Ale w tych cukierkach nie ma nic przyjemnego. To ładunki wybuchowe, które po zetknięciu z ziemią rozrywają wszystko wokół na kawałki. Przemieszczają się dość szybko, więc nie mamy czasu. Ruszamy pędem w kierunku wąskiego pasa drzew i krzaków po drugiej stronie ulicy. Wpadamy pomiędzy drzewa, łamiąc gałęzie. Padamy na ziemię, kładąc się niemal jedno na drugim, i milkniemy. Adrenalina wystrzeliła tak mocno, że cała głowa pulsuje, a bicie swojego serca czuję w skroniach. Nasłuchujemy. Teraz słychać go o wiele wyraźniej. Śmigiełka z powodu ciężaru drona kręcą się z trudem, a ten zniża się coraz niżej i niżej. Jest tuż nad naszymi głowami. Zatacza krąg, później drugi.

Maks szeptem klnie pod nosem, a ja zamykam oczy, jakby to miało sprawić, że będę niewidzialna. Wygląda na to, że zdążyliśmy, bo nas nie dostrzegł. Dźwięk staje się coraz cichszy, kiedy dron ociężale podnosi się coraz wyżej. Odlatuje.

Jak poluje dron

Leżę jak sparaliżowana, nie mogę się ani ruszyć, ani tym bardziej podnieść. Maks wybucha śmiechem. Znowu się udało.

- Poczekajmy jeszcze kilka minut, bo on może wrócić. A potem szybciutko do domu. Wypijemy kawę.

Absurdalna rzeczywistość przyfrontowa, w której można przywyknąć, że ktoś chciał cię zabić, a ty później, jak gdyby nigdy nic, idziesz wypić kawkę. Ale przywyknąć trzeba, bo inaczej można zwariować

Rozglądam się dookoła i widzę, że karton ze stacją ładowania, którą przywieźliśmy, leży brudny na środku drogi. Uciekając po prostu odrzuciliśmy go. Wstajemy, otrzepujemy kurtki z piachu i szybkim krokiem idziemy w kierunku domu.

Realia blisko linii frontu zmieniły się w ciągu półtora roku diametralnie. Jeszcze niedawno największym naszym wrogiem była artyleria. Jadąc do jakiegoś miejsca analizowaliśmy, o ile kilometrów od linii frontu oddalona jest droga, którą będziemy się przemieszczać, żeby wiedzieć, co jest zagrożeniem: wyrzutnie GRAD czy może moździerze.

Kiedy zaczynał się ostrzał, kierowca zazwyczaj wiedział, co robić. Zmienna prędkość, gaz w podłogę, zahamować zupełnie - wszystko, by zmienić koordynaty swojego położenia, by obliczenia już się nie zgadzały. Malutkiego drona FVP ciężko dostrzec.

Kiedy już go widzimy, raczej nie ma czasu na zastanawianie się, czy on nas też widzi. Trzeba natychmiast uciekać z samochodu w krzaki. Dlatego jest dużo łatwiej, kiedy jesteś na świeżym powietrzu. Drona można usłyszeć i zareagować szybciej, tak jak dziś. Mieliśmy dużo szczęścia. 

Drony samobójcy

Drony typu FPV, czyli z podglądem na żywo z kamery, w ciągu minionego roku stopniowo zyskiwały nie tylko na popularności, ale i na znaczeniu po obu stronach. Obie armie zdały sobie sprawę z ekonomiczności tego rozwiązania: wyprodukowanie takiego drona jest o wiele tańsze niż wykorzystanie artylerii.

Po obu stronach powstają pododdziały zajmujące się tylko tym rodzajem dronów - jednostki uderzeniowe, specjalizujące się w kamikadze, czy w wielowirnikowych dronach, tak zwanych bomberach, które zrzucają „skidy”.

Na front dostarczanych jest w tej chwili tysiące dronów wraz z całym niezbędnym osprzętem, takim jak baterie, anteny, wzmacniacze i regeneratory sygnału. Oba typy dronów służą do zabezpieczania szturmów czy specjalnych akcji, ale też do obrony podczas ofensywy przeciwnika.

22-letni ukraiński żołnierz Bohdan z jednostki obrony terytorialnej w 62. batalionie 103. brygady obsługuje drona FPV za pomocą podczas szkolenia w pobliżu dzielnicy Huliapole w Zaporożu. 23 sierpnia 2023 r. Zdjęcie: Andre Alves / Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM/East News

Dziś to właśnie drony są odpowiedzialne za ogromną liczbę strat - uderzają w pozycje bojowe, w samochody, wpadają do budynków i blindaży – schronów w okopach. Małe drony służą do likwidacji mniejszych celów, często nawet pojedynczych żołnierzy. Najczęściej są to drony kamikadze, czyli te, które wykorzystywane są jednorazowo, w samobójczym ataku. Zrzuty granatów czy amunicji z dronów FVP są o wiele rzadsze. Są też bezpilotowce, często w kształcie małych samolotów, które zajmują się zwiadem i korygowaniem ognia artylerii. Podczas lotów zwiadowczych szukają wojskowego sprzętu i przekazują jego aktualną pozycję do stanowisk artyleryjskich, które dokonują ostrzału.

Drony zwiadowcze wykonują tę pracę, którą musiałaby wykonać piechota. Dzięki nim ginie mniej żołnierzy.

Patrząc w niebo

Dla wolontariuszy działających w przyfrontowej strefie też wszystko się zmieniło: planowanie trasy, sprzęt, który trzeba mieć w samochodzie, podjechanie blisko frontu – dziś już bardzo trudne.

Jeszcze niedawno wolontariuszom, którzy nie wjeżdżali w pobliże strefy walk, drony FVP nie zagrażały. Jednak, jak każda technologia, wszystko się rozwija, więc i zasięg dronów się zwiększył

Na początku „dolatywały” na odległość siedmiu kilometrów, dziś - nawet dwudziestu. W tej chwili nie ma możliwości poruszania się bezpiecznie blisko strefy walk bez systemów zagłuszających drony. Wystarczy rozejrzeć się dookoła - większość wojskowych samochodów ma charakterystyczne anteny na dachu, których zadaniem jest zakłócenie połączenia między dronem a operatorem. Tak by ładunek wybuchowy spadł na ziemię i eksplodował kilkanaście metrów przed celem, w który miał uderzyć. Jednak systemy zagłuszania są drogie i zwykłego wolontariusza na nie nie stać. Jesteśmy zmuszeni szukać innych rozwiązań, które zapewnią nam bezpieczeństwo.

Dlatego w drogę powrotną od Maksa wybieramy się inną trasą, starając się zachować jak największą odległość od linii frontu. By nie narażać się na to, że znowu wypatrzy nas kamera drona FPV. Jedziemy szybko, wpatrując się we wszystkie lusterka i patrząc w niebo - dopóki nie znajdziemy się w bezpiecznej odległości.

Ale czym tak naprawdę jest ta bezpieczna odległość? Kiedy wjeżdżamy do Kramatorska, dowiaduję się, że dwie godziny wcześniej rosyjska rakieta wbiła się w blok mieszkalny. Zabiła na miejscu cztery osoby, wybiła okna we wszystkich sąsiednich budynkach, sparaliżowała strachem całe miasto na resztę dnia.

20
min
Aldona Hartwińska
Uzbrojenie
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Kolejny rosyjski ostrzał ukraińskich miast - i kolejne ofiary

Podczas kolejnego rosyjskiego ataku jeden z dronów uderzył w 20. piętro wieżowca w rejonie sołomiańskim w Kijowie, zabijając 15-letnią Marię Trojaniwską i raniąc pięć innych osób. Pożar ogarnął mieszkania na kilku piętrach. Ewakuowano ponad sto osób, psycholodzy udzielili pomocy ofiarom.

Maria Trojaniwska, uczennica 9. klasy, która została zabita przez rosyjskiego drona. Zdjęcie: Liceum „Prestiż”

Wróg ostrzelał również m.in. Dniepr, Sumy, Konotop. W Dnieprze w wyniku ostrzału budynku mieszkalnego zginęło 5 osób. Wśród nich była 14-letnia dziewczynka, córka policjanta. Śmierć poniosła także jego żona, młodsza córka śledczego została uratowana. Co najmniej 20 osób zostało rannych, w tym czworo dzieci.

Tylko w ciągu jednej nocy, z 25 na 26 października, Rosjanie wystrzelili na Ukrainę około 100 rakiet i dronów. Systemy obrony powietrznej zestrzeliły 44 drony.

Wraz z nadejściem chłodów wróg zwiększa intensywność ataków na infrastrukturę energetyczną i krytyczną. Od początku tego tygodnia Rosja codziennie przeprowadza ataki na ukraińskie miasta, w szczególności Charków, Sumy, Chmielnicki i Dniepr, głównie za pomocą okrętów podwodnych. W obwodzie donieckim dwie osoby zginęły w nalocie na Ołeksijewo-Drużkiwkę.

– W 2023 roku w obwodzie charkowskim odnotowano około 100 ataków bezzałogowych statków powietrznych. W 2024 roku byłom ich już ponad 3700 – mówi Ihor Kłymenko, minister spraw wewnętrznych Ukrainy.

Dramatycznie wzrosła również liczba dronów kamikadze wystrzeliwanych przez Rosjan.

We wrześniu 2024 roku wystrzelono 1300 maszyn-zabójców, a w październiku było ich jeszcze więcej – informuje brytyjski resort obrony

Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że w ciągu ostatniego tygodnia Rosja wystrzeliła na Ukrainę około 800 KAB-ów [ciężkich bomb szybujących – red.] i ponad 500 dronów. Według brytyjskiego wywiadu Rosja systematycznie zwiększa swoje możliwości przeprowadzania ataków dronami na dużą skalę w Ukrainie, korzystając z irańskich dostaw i zwiększając własną produkcję.

– Ukraina potrzebuje więcej systemów obrony powietrznej i zdolności do przeprowadzania ataków dalekiego zasięgu – powtórzył Zełenski.

Widok na Kijów z mieszkania zniszczonego przez rosyjskiego drona w Sołomiance. Zdjęcie: Konstantin i Włada Liberowowie
20
min
Sestry
Rosyjski atak na Ukrainę
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Rewolucja technologiczna: jak ukraińskie drony wpływają na przebieg wojny

Do 14 października państwo ukraińskie kupiło i wysłało na front milion dronów. Liczba ta nie obejmuje dronów pochodzących od wolontariuszy. Według Ministerstwa Transformacji Cyfrowej produkcją bezzałogowych statków powietrznych zajmuje się w Ukrainie ponad 200 firm. Pytamy ekspertów z Ukrainy i Stanów Zjednoczonych o to, jak technologie dronowe wpływają na przebieg wojny, czy Ukraina ma równe szanse z Rosją w korzystaniu z dronów i które rozwiązania są najbardziej skuteczne.

Potężny potencjał kamer na niebie

Drony szybko przekształcają działania wojenne, uważa Kelly A. Grieco, starszy pracownik Centrum Stimsona w Waszyngtonie. Wcześniej tylko największe mocarstwa dysponowały potencjałem zwiadu powietrznego, nadzoru i precyzyjnych uderzeń. Teraz już tak nie jest. Z pomocą quadkoptera pojedynczy żołnierz może monitorować pole bitwy i przeprowadzać ataki z nieba. Ta demokratyzacja sił powietrznych przekształca pole bitwy, także w Ukrainie.

– Wykorzystanie dronów ma kilka ważnych implikacji dla współczesnych działań wojennych – mówi Grieco. – Po pierwsze, drony są kamerami na niebie, a przy tak dużej ich liczbie siłom naziemnym trudno poruszać się i koncentrować bez wykrycia i ataku. W rezultacie na współczesne pole bitwy powraca wojna pozycyjna, podobna do tej z czasów I wojny światowej.

Po drugie, jesteśmy świadkami rozprzestrzeniania się wszystkich rodzajów dronów – quadcopterów, dronów do ataków jednorazowych, robotów naziemnych, dronów morskich itp. Drony nie służą już tylko do prowadzenia wojny powietrznej, ale są też coraz częściej wykorzystywane w wojnie morskiej i lądowej.

Po trzecie, jako że drony są generalnie tańsze niż tradycyjne maszyny załogowe, mogą być używane w dużych ilościach, sprawiając, że wróg ponosi wysokie straty.

Widzimy, że masowa przewaga liczebna powraca jako decydujący czynnik na polu bitwy

Wojna w Ukrainie uzmysławia nam znaczenie dronów. Małe komercyjne drony umożliwiają rozpoznanie, które zapewnia maksymalną widoczność pozycji i ruchów wroga na ziemi. Henrik Larsen, specjalista ds. innowacji cyfrowych w Centrum Analiz Polityki Europejskiej, podkreśla, że Ukraina przekształciła komercyjne drony w drony kamikadze:

– Drony są tanie i elastyczne. Nie wymagają miliardowych inwestycji i można je łatwo modernizować. Ukraina modernizuje gotowe drony, co pozwala im pokonywać setki kilometrów i uderzać w cele głęboko w Rosji. Ukraina nauczyła się używać dronów przeciwko celom morskim. Aby się bronić, była w stanie stworzyć systemy obrony elektronicznej zdolne powstrzymać drony rosyjskie.

Od „opcji garażowych” do spójnego systemu

Światowe media są entuzjastycznie nastawione do zaawansowanych technologii ukraińskich. Tak zwane smocze drony „The New York Times” nazywa doskonałym przykładem improwizacji i adaptacji do potrzeb pola bitwy.

Inżynierowie pracują nad udoskonaleniem drona naziemnego. Fot: Anton Shtuka/Associated Press/East News

Dzięki temu, że już na początku inwazji Ukraina pozwoliła większej liczbie prywatnych firm na rozwój i produkcję technologii wojskowych na poziomie państwowym, powstał potężny potencjał i szerokie możliwości tworzenia nowoczesnych systemów bezzałogowych, zaznacza ekspert lotniczy Anatolij Chrapczyński:

– Siłą napędową rozwoju stało się tu ujednolicenie wielu inicjatyw. Na początku inwazji widzieliśmy kilka różnych „opcji garażowych” w tworzeniu sprzętu wojskowego. Teraz jest wiele uznanych firm, które są gotowe dostarczyć siłom obronnym produkty wysokiej jakości. Co więcej, ze względu mnogość tych firm rozpoczęły się dyskusje na temat eksportu ukraińskich dronów, ponieważ większość firm mogłaby realizować większe kontrakty rządowe niż te, które zostały z nimi podpisane.

Ukraina nie wykorzystuje jeszcze w stu procentach swoich mocy produkcyjnych. Istnieją rezerwy, choć produkcja znacznie wzrosła

W tym roku planowano wyprodukowanie miliona dronów, informuje Ihor Romanenko, emerytowany generał i założyciel organizacji charytatywnej „Zamknijmy niebo Ukrainy”:

– Plan ten został już skorygowany i do końca roku powstanie półtora miliona sztuk. Władze twierdzą, że gdyby miały większe fundusze, ukraińskie firmy mogłyby wyprodukować w ciągu roku 4 miliony dronów dla armii. Ale na razie to tylko perspektywa. Wszystkie obecne plany są realizowane, choć to nie wystarczy. Niestety Rosjanie uruchomili swoją produkcję we właściwym czasie i na początku 2023 roku nas dogonili.

Europa powinna zainwestować w ukraińskie drony

Ze względu na ograniczony dostęp do światowych technologii Rosjanie kopiują niektóre ukraińskie produkty, mówi Anatolij Chrapczyński:

– Są bardzo aktywni w monitorowaniu przestrzeni informacyjnej i dlatego nieustannie kłócę się z niektórymi ekspertami. Przestrzegam ich, żeby nie mówili zbyt wiele, bo dzięki swoim petrodolarom Rosjanie mogą wprowadzić nowe rozwiązania szybciej niż my.

Dlatego zdaniem Chrapczyńskiego Ukraina potrzebuje funduszy nie tylko na produkcję, ale także na rozwój nowych modeli. Możliwości techniczne, które to umożliwiają, już istnieją:

– Mamy wiele firm, które mogą konkurować z Boeingiem i innymi dużymi przedsiębiorstwami, zwłaszcza w dziedzinie szkoleń w zakresie uderzeń powietrznych dalekiego zasięgu i dronów morskich dalekiego zasięgu. Co więcej, w Ukrainie rozwijanych jest wiele rodzajów oprogramowania do rozwiązywania problemów na polu walki. Istnieją też interesujące rozwiązania dla wywiadu elektronicznego.

Na początku inwazji stworzyliśmy produkty, które realizowały określone zadania. Teraz większość firm przygotowuje gotowe kompleksy rozwiązań do infiltracji pola bitwy

Ukraina nie będzie jednak w stanie samodzielnie zwiększyć skali produkcji. Europa powinna w to zainwestować i współpracować z prywatnymi innowatorami w dziedzinie dronów, ocenia Henrik Larsen:

– Pomoże to dostosować się do najnowszych i najbardziej efektywnych technologii. Ukraina twierdzi, że dzięki dodatkowemu wsparciu finansowemu mogłaby podwoić produkcję – do dwóch milionów dronów rocznie. Unia Europejska powinna wykorzystać tę okazję.

Na początku października ukraiński rząd zatwierdził procedurę wdrożenia pilotażowego projektu stworzenia certyfikowanych szkół dla operatorów bezzałogowych statków powietrznych (UAV). Od początku inwazji w Ukrainie powstały dziesiątki prywatnych ośrodków szkoleniowych, lecz nie było jednolitego systemu certyfikacji i regulowania ich działalności.

Na operatorów dronów są szkoleni zarówno mężczyźni, jak kobiety. Sześć miesięcy temu Ihor Łucenko, dowódca kompanii dronów szturmowych, ogłosił inicjatywę utworzenia jednostki operatorek UAV, rekrutującej ochotniczki do pracy z bezzałogowymi systemami powietrznymi w ścisłej współpracy z Siłami Obronnymi Ukrainy.

Same drony wojny nie wygrają

Najbardziej uderzającymi przykładami w Ukrainie są drony powietrzne, mówi Ihor Romanenko:

– Na przykład „Baba Jaga” to dron bojowy, który jest przekształconym na potrzeby wojny dronem cywilnym. Wszelkiego rodzaju nowoczesne, kreatywne drony FPV [drony, w których operator analizuje obraz z kamery umieszczonej w urządzeniu i steruje nim tak, jakby w nim siedział – red.] mogą niszczyć drony zwiadowcze wroga, a nawet helikoptery. Na froncie są bardzo potrzebne, lecz wciąż mamy ich niewiele.

Ukraiński operator obsługuje dron „Baba Jaga”. Fot: AA/ABACA/Abaca/East News

Bardzo wartościowe są też drony „Smok”, z amunicją termitową. Jeśli chodzi o drony morskie, to widzieliśmy już, jak są skuteczne. Ponadto rozwijane są drony naziemne.

Same drony nie mogą jednak wygrać wojny. Oprócz nich potrzeba amunicji do artylerii i systemów rakietowych wielokrotnego startu – oraz samych tych systemów, podsumowuje Ihor Romanenko.

Anatolij Chrapczyński podkreśla, że Ukraina ma doskonałe podstawy do tworzenia nie tylko systemów bezzałogowych, ale także programów rakietowych:

– Mamy programy  „Jużmasz”, „Iwczenko-Progres”, „Motor Sicz” i „Artem”. Mamy szkielet, na bazie którego możemy rozwijać najbardziej zaawansowane technologie. Oczywiste jest, że Ukraina może zaspokoić swoje podstawowe potrzeby w zakresie obrony i uderzeń na terytorium Federacji Rosyjskiej, ale będzie to wymagało czasu i skoordynowanej pracy wszystkich sektorów gospodarki – nawet tych niezwiązanych bezpośrednio z wojskiem.

Musimy zrozumieć, że nawet program szkolenia w Ukrainie musi być dostosowany w taki sposób, aby zachęcał młodzież do zostania inżynierami, a nie blogerami

Ukraina wykazała się dużą innowacyjnością w opracowywaniu taktyk wykorzystania dronów, podczas gdy Rosja ma tendencję do naśladowania udanych ukraińskich rozwiązań i szukania środków zaradczych. Innowacje pozwoliły Ukrainie na uzyskanie przewagi nad Rosją, podkreśla Kelly A. Grieco:

– Przewagi te nie są wystarczające do osiągnięcia strategicznego zwycięstwa, ale pomogły Ukrainie wygrać bitwy i wzmocnić jej obronę operacyjną. Ukraina pokazała również korzyści płynące z wykorzystania technologii podwójnego zastosowania w celu osiągnięcia sukcesu na polu bitwy. Na przykład przekształciła komercyjne skutery wodne w drony morskie, dodając do nich materiały wybuchowe i sterując nimi zdalnie. Ta innowacja, mało zaawansowana technologicznie i niedroga, okazała się niezwykle skuteczna w walce z rosyjską marynarką wojenną.

Ukraińska kultura eksperymentowania z dronami i szybkie innowacje, a także sama technologia sprawiły, że Ukraina stała się liderem w dziedzinie dronów

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

‍

‍

‍

‍

20
min
Kateryna Tryfonenko
Rosyjska agresja
БПЛА
Szkolenie podczas wojny
Uzbrojenie
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Potrzebny drugi szok?

Wsparcie Zachodu dla Kijowa słabnie, co tylko wzmocni Putina w jego kolejnej wojnie – ostrzega na łamach dziennika „The Guardian” Paul Taylor, starszy pracownik naukowy w European Policy Centre (EPC), brukselskim think tanku zajmującym się sprawami Unii Europejskiej. 

Osłabienie zachodniej pomocy dla walczącej Ukrainy wynika według niego z różnych względów, w których główną rolę odgrywają w głównej mierze wewnętrzne sprawy najważniejszych sojuszników Kijowa. 

‍Ameryka: czynnik Trumpa, Putina i Bliski Wschód

Stany Zjednoczone są na ostatniej prostej kampanii wyborczej. Z jednej strony jest nieprzewidywalny Donald Trump – tym bardziej w swej politycznej retoryce agresywny, im mniej pewny wyniku listopadowego głosowania. Z drugiej – odchodzący Joe Biden, który w końcówce swej prezydentury unika podejmowania poważniejszych decyzji w polityce zagranicznej, by nie osłabić szans Kamali Harris w walce o prezydenturę. Najwyraźniej wychodzi z założenia, że udzielenie zgody Ukrainie na uderzenia w głąb Rosji za pomocą amerykańskiego sprzętu mogłyby skłonić Putina do eskalacji konfliktu (poprzez przeniesienie wojny do innych państw albo użycie taktycznej broni nuklearnej) – co Trump w swojej kampanii natychmiast by wykorzystał. 

Co gorsza, opór wobec używania przez Ukraińców zachodnich rakiet na tyłach rosyjskiej armii dotyczy także tych europejskich pocisków, które zawierają amerykańskie komponenty. Z tego właśnie powodu Wielka Brytania i Francja dostarczyły Ukrainie pociski powietrze-ziemia Storm Shadow i Scalp, lecz nie dały Kijowowi wolnej ręki do użycia ich przeciw wojskom i logistyce Putina w głębi Rosji.

Do tego dochodzi kwestia nasilającej się z każdym dniem wojny na Bliskim Wschodzie, która nie tylko odciąga uwagę Amerykanów od Ukrainy, ale też angażuje ich potężne zasoby finansowe i wojskowe do ochrony Izraela przed ostrzałem rakietowym ze strony Hezbollahu i Iranu.

‍Europa: populiści w natarciu, demokraci w chaosie 

A co z Europą? Francja tkwi w kryzysie politycznym i fiskalnym, a wpływy jej prezydenta Emanuela Macrona – i w kraju, i w Unii Europejskiej – znacznie w minionych miesiącach osłabły. 

W Niemczech nie jest lepiej. Po sukcesach nacjonalistycznej Alternatywy dla Niemiec i skrajnie lewicowego Sojuszu w Sahry Wagenknecht w regionalnych wyborach w Saksonii i Turyngii kanclerz Olaf Scholz z trudem utrzymuje spójność koalicyjnego rządu. W ocenie Taylora wcale „nie ma pewności, czy uda mu się przetrwać do następnych wyborów powszechnych we wrześniu 2025 roku”.

W tej sytuacji dodatkowym powodem do zmartwienia dla władz w Kijowie jest fakt, że triumfujący niemieccy populiści są jawnie antyukraińscy 

Jednak nawet gdyby tacy nie byli, Scholz najpewniej nie wykonałby jakichkolwiek zdecydowanych kroków, które poprawiłyby sytuację Ukrainy. W końcu od dawna i zadziwiającym dla wielu uporem sprzeciwia się dostarczeniu Kijowowi systemu rakietowego Taurus, który pomógłby jej siłom zbrojnym skutecznie uderzać w rosyjskich linie zaopatrzeniowe i niszczyć jej wyrzutnie rakietowe. Skądinąd wiadomo, że robi to także dlatego, iż Niemcy już od dawna obawiają się potencjalnego odwetu Rosji.

Na Wyspach nastroje są znacznie bardziej proukraińskie, ale źródła kłopotów mają tu inną naturę. Rządząca Wielką Brytanią Partia Pracy zmaga się z problemami gospodarczymi, ograniczeniami budżetowymi, niedowładem służby zdrowia i pogarszającą się jakością usług publicznych.

‍Ospali liderzy Europy i piąta kolumna Moskwy

Nie dziwi więc, że nastroje wśród unijnych urzędników są minorowe. Tym bardziej że wahaniom w udzieleniu Ukrainie pomocy wojskowej umożliwiającej przełom towarzyszy niechęć najważniejszych europejskich państw do pogłębienia integracji wojskowej (sprzeciwiają się jej zresztą prawicowcy i populiści od Lizbony po Warszawę). Na domiar złego dość wątłe zapasy amunicji krajów Europy Zachodniej zostały już mocno przetrzebione, natomiast rozbudowa europejskiego przemysłu zbrojeniowego – opisana w strategii przemysłu zbrojeniowego Komisji Europejskiej – idzie mozolnie. (Znaczny wpływ na to miały zresztą zawirowania polityczne, o których była mowa wcześniej).

Z drugiej strony politycznego spektrum Europy są rosnące wpływy rosyjskie w krajach takich jak Austria, Węgry czy Słowacja. Szefowie tych państw wykonali w ostatnim czasie szereg gestów, które z jednej strony świadczą o narastającej wrogości wobec Unii Europejskiej, a z drugiej – o coraz mniej skrywanym oczekiwaniu na zwycięstwo Putina w wojnie z Ukrainą.

Prezydent Francji Emmanuel Macron i prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Zdjęcie: strona prezydenta Ukrainy

„Plan zwycięstwa” bez echa

Beneficjentem tej sytuacji jest, co oczywiste, Rosja, która powoli i nie dbając o straty, w ostatnich miesiącach wręcz horrendalne – przepycha się na zachód Ukrainy. Jak pisze Taylor, „we wrześniu Moskwa zdobyła więcej ziemi niż w jakimkolwiek innym miesiącu od marca 2022 roku”. Nadzieje prezydenta Wołodymyra Zełenskiego związane z jego wystąpieniem na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ i spotkaniami z Joe Bidenem oraz Kamalą Harris, którym przedstawił swój „Plan zwycięstwa”, chyba się nie spełniły. Zachód zdaje się być bowiem w coraz większym stopniu zajęty swoimi sprawami. 

W poprzedzających odejście z funkcji sekretarza generalnego NATO wywiadach i przemówieniach Jens Stoltenberg ubolewał, że przed rosyjską inwazją w 2022 r. zachodni sojusznicy nie dostarczyli Ukrainie tyle broni, by Putina odstraszyć, a jeśli nawet nie odstraszyć – to przynajmniej utrudnić mu napaść na sąsiada. Z drugiej jednak strony, jak zauważa Taylor, Stoltenberg nie piętnuje ostrożności Bidena, nie jest też otwartym rzecznikiem zwiększenia zdolności Ukrainy do ataków zachodnim sprzętem w głębi Federacji Rosyjskiej.

Ukrainy nie stać na kolejne 30 miesięcy wojny

Bardziej krytyczny wobec administracji Bidena jest natomiast emerytowany amerykański generał Gordon „Skip” Davis, zastępca sekretarza generalnego NATO ds. inwestycji obronnych. „Przemawiając na panelu zorganizowanym przez EPC, Davis argumentował, że Waszyngton przecenił ryzyko eskalacji wojny przez Putina, co doprowadziło do strategii dostarczania wystarczającej pomocy, aby utrzymać Ukrainę w walce, ale nie na tyle, aby umożliwić jej zwycięstwo” – pisze Taylor. Generał wezwał przy tym Zachód do zdecydowanego wsparcia Ukrainy, by mogła przeważyć szalę na polu bitwy na swoją korzyść.

Jeszcze mocniej na wspomnianym panelu wybrzmiał głos Mykoły Bielieskowa, starszego analityka w ukraińskim Narodowym Instytucie Studiów Strategicznych. Ostrzegł on bowiem, że Ukraina nie może sobie pozwolić na kolejne 30 miesięcy tak wyniszczającej wojny.

Jeśli wsparcie Zachodu nie będzie mocniejsze, szybsze i bardziej trwałe, perspektywa rosyjskiego zwycięstwa stanie się prawdopodobna

Ostatni dzwonek dla Zachodu

Według Taylora wybór stojący przed Zachodem jest jasny: albo bardziej zdecydowane wsparcie dla Ukrainy, w tym zgoda na głębokie uderzenia – albo pogodzenie się z tym, że wzmocniony przegraną Kijowa Putin wkrótce ruszy dalej – na Zachód. 

Trzeciej drogi nie ma. Być może więc jedyną nadzieją na otrzeźwienie sojuszników Ukrainy – jak przypuszcza wysoki rangą zachodni urzędnik, na którego opinię powołuje się Taylor – jest „drugi szok”. Mogłoby nim być załamanie ukraińskiej obrony, druga Bucza albo wygrana Trumpa w listopadowych wyborach. 

„Każde z tych wydarzeń byłoby katastrofalne dla Kijowa” – ocenia jednak Taylor.

 Tylko czy naprawdę trzeba katastrofy, by demokratyczny świat w końcu się obudził?

20
min
Robert Siewiorek
Wojna w Ukrainie
Rosyjska agresja
false
false
Poprzednie
1
Następne
2 / 11
Diana Balynska
Anastasija Bereza
Julia Boguslavska
Oksana Zabużko
Timothy Snyder
Sofia Czeliak
New Eastern Europe
Darka Gorowa
Ілонна Немцева
Олександр Гресь
Tereza Sajczuk
Iryna Desiatnikowa
Wachtang Kebuładze
Iwona Reichardt
Melania Krych
Tetiana Stakhiwska
Emma Poper
Aldona Hartwińska
Artem Czech
Hanna Hnatenko-Szabaldina
Maria Bruni
Natalia Buszkowska
Tim Mak
Lilia Kuzniecowa
Jędrzej Dudkiewicz
Jaryna Matwijiw
Wiktor Szlinczak
Dwutygodnik
Aleksandra Szyłło
Chrystyna Parubij
Natalia Karapata
Jędrzej Pawlicki
Roland Freudenstein
Project Syndicate
Marcin Terlik
Polska Agencja Prasowa
Zaborona
Sławomir Sierakowski
Oleg Katkow
Lesia Litwinowa
Iwan Kyryczewski
Irena Tymotiewycz
Odile Renaud-Basso
Kristalina Georgiewa
Nadia Calvino
Kaja Puto
Anna J. Dudek
Ołeksandr Hołubow
Jarosław Pidhora-Gwiazdowski
Hanna Malar
Paweł Bobolowicz
Nina Kuriata
Anna Ciomyk
Irena Grudzińska-Gross
Maria Cipciura
Tetiana Pastuszenko
Marina Daniluk-Jarmolajewa
Karolina Baca-Pogorzelska
Oksana Gonczaruk
Larysa Poprocka
Julia Szipunowa
Robert Siewiorek
Anastasija Nowicka
Śniżana Czerniuk
Maryna Stepanenko
Oleksandra Novosel
Tatusia Bo
Anastasija Żuk
Olena Bondarenko
Julia Malejewa
Tetiana Wygowska
Iryna Skosar
Larysa Krupina
Irena De Lusto
Anastazja Bobkowa
Paweł Klimkin
Iryna Kasjanowa
Anastazja Kanarska
Jewhen Magda
Kateryna Tryfonenko
Wira Biczuja
Joanna Mosiej
Natalia Delieva
Daria Górska
Iryna Rybińska
Anna Lisko
Anna Stachowiak
Maria Burmaka
Jerzy Wojcik
Oksana Bieliakowa
Ivanna Klympush-Tsintsadze
Anna Łodygina
Sofia Vorobei
Kateryna Kopanieva
Jewheniia Semeniuk
Maria Syrczyna
Mykoła Kniażycki
Oksana Litwinenko
Aleksandra Klich
Bianka Zalewska

Wesprzyj Sestry

Zmiana nie zaczyna się kiedyś. Zaczyna się teraz – od Ciebie. Wspierając Sestry,
jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Wpłać dotację
  • YouTube icon
Napisz do redakcji

[email protected]

Dołącz do newslettera

Otrzymuj najważniejsze informacje, czytaj inspirujące historie i bądź zawsze na bieżąco!

Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.
Ⓒ Media Liberation Fund 2022
Strona wykonana przez
Polityka prywatności• Polityka plików cookie • Preferencje dotyczące plików cookie