Exclusive
20
min

Wojna Trumpa na cła

Prezydent USA wypowiedział wojnę taryfową wszystkim krajom świata, nakładając na ich towary cła w wysokości od 10% do 50%. Moment ich wprowadzenia nazwał „dniem wyzwolenia Ameryki”. Co to oznacza dla świata i Ukrainy?

Kateryna Tryfonenko

Przez Stany Zjednoczone przetaczają się masowe protesty przeciwko polityce Trumpa. Fot: ETIENNE LAURENT/AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Nowe cła zaczną obowiązywać 9 kwietnia. Administracja Trumpa obłożyła Chiny 34%-procentowymi cłami, 20%-procentowymi Unię Europejską i 24%-procentowymi Japonię. Ukraina, Australia, Argentyna i Arabia Saudyjska dostały minimalną stawkę 10%.

Co znamienne, na liście celnej Trumpa nie znalazła się Rosja. Biały Dom tłumaczy, że nie chce komplikować „negocjacji w sprawie zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej”. Zarazem prezydent USA oświadczył, że jest gotowy obniżyć cła, jeśli obłożone nimi kraje zaoferują mu coś „fenomenalnego”. Działania Trumpa spowodowały załamanie na światowych rynkach, a 500 najbogatszych ludzi na świecie straciło już łącznie ponad 200 miliardów dolarów. Najwięcej Mark Zuckerberg, Jeff Bezos i Elon Musk.

Dlaczego Biały Dom rozpętał wojnę celną ze światem? Które branże ucierpią najbardziej? Jak mogą się zmienić globalne rynki? W jaki sposób zagraża to konsumentom? Jaka będzie reakcja UE? I jak zmiana polityki celnej USA wpłynie na Ukrainę?

Nowa polityka celna USA

Ignacio Garcia Bercero, badacz z belgijskiego Instytutu Bruegla (Brussels European and Global Economic Laboratory), uważa, że taryfy celne ogłoszone przez Trumpa 2 kwietnia są wynikiem jego obsesji na punkcie deficytu handlowego USA. I nie mają nic wspólnego z obiektywną oceną polityki taryfowej krajów trzecich:

– Na przykład kraje o wysokich taryfach celnych, jak Brazylia i Turcja, zostały objęte najniższą stawką 10%, bo nie mają nadwyżki w handlu ze Stanami Zjednoczonymi.

Deklarowanym celem polityki Waszyngtonu jest utrzymanie wysokich ceł do czasu wyeliminowania deficytu handlowego USA z danym krajem

Według Barcero oświadczenia Trumpa w pewnym sensie oznaczają punkt zwrotny: wycofanie się USA z handlu opartego na zasadach.

– Jednak koniec amerykańskiego przywództwa nie musi oznaczać końca systemu handlowego opartego na zasadach – mówi ekspert. – Świat stoi przed problemem zbiorowego działania. Większość krajów oczywiście czerpie korzyści z zachowania systemu handlowego opartego na zasadach, ale perspektywa częściowego złagodzenia amerykańskich ceł może zniechęcić je do wspólnego działania w celu jego obrony. Zamiast tego istnieje ryzyko, że zbyt wiele wysiłku zostanie włożone w dwustronne negocjacje. W końcu głównym celem Trumpa wydaje się być zbudowanie muru taryfowego wokół amerykańskiego przemysłu i wykorzystanie ceł jako źródła dochodów.

Nowe cła dotkną niemal wszystkie kraje na świecie. Zdjęcie: SAM PANTHAKY/AFP/East News

Jak ocenia Jarosław Żaliło, zastępca dyrektora ukraińskiego Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych, to, co robi administracja Trumpa, ma na celu zniszczenie porządku światowego:

– Te stosunki międzynarodowe były budowane bardzo konsekwentnie, krok po kroku, przez dziesięciolecia. Próba ich zniszczenia to ekstremizm i bardzo niebezpieczna gra.

Branże, które najbardziej odczują skutki ceł, to m.in. przemysł motoryzacyjny, produkcja półprzewodników, elektronika i farmaceutyka, produkcja stali, pozyskiwanie i obróbka drewna oraz wydobycie miedzi – uważa Jakub Rybacki, szef Zespołu Makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym:

– Jednak w przypadku wzajemnych ceł moglibyśmy dojść do sytuacji, w której eksport z Azji do USA spadłby o ponad połowę. Eksport z UE prawdopodobnie również znacząco spadnie. W obu przypadkach będzie to dotyczyło wielu towarów.

Możemy się spodziewać zamrożenia stosunków gospodarczych między USA a innymi krajami, przy znacznie słabszym napływie inwestycji do USA. Scenariusz ten będzie miał znaczący wpływ na amerykański rynek akcji

Rybacki dodaje, że wpływ ceł na zachowanie amerykańskich konsumentów stanie się zauważalny od drugiego kwartału. W marcu administracja USA celowała tylko w konkretne produkty, takie jak stal, oraz w niektóre kraje, m.in. Chiny, Kanadę i Meksyk. Zdaniem polskiego ekonomisty działania te przyniosły raczej skromne efekty. Brookings Institution oszacował, że 25-procentowe cła na import z Meksyku i Kanady doprowadziłyby do spadku PKB o 0,3-0,4 punktu procentowego. To dość umiarkowany wpływ.

– Ale wkrótce zobaczymy wpływ 25-procentowych ceł na sektor motoryzacyjny. I wpływ tzw. ceł wzajemnych, mających na celu zrównoważenie przepływów handlowych – mówi Rybacki. – Oxford Economics szacuje, że wyższe bariery handlowe w sektorze motoryzacyjnym mogą zmniejszyć PKB Stanów Zjednoczonych o 0,9 punktu procentowego. Wzajemne cła będą prawdopodobnie jeszcze bardziej dotkliwe, a ich koszt wyniesie 1,5 punktu procentowego PKB.

Motywy Białego Domu

Zdaniem Rybackiego amerykańska administracja wykorzystuje taryfy celne dla zmniejszenia deficytu handlowego i zawarcia politycznie ważnych transakcji – jak te związane z pozyskaniem minerałów ziem rzadkich, eksportem chipów czy przemysłem obronnym. W dłuższej perspektywie Trump prawdopodobnie będzie dążył do reindustrializacji Ameryki.

W ocenie Jarosława Żaliło jest ku temu kilka powodów:

– Pierwszy widać na powierzchni. Administracja Trumpa twierdzi, że Stany Zjednoczone mają ogromny deficyt w handlu zagranicznym, szacowany na około 1,5 biliona dolarów. Rzekomo to dlatego kraj ma problem z miejscami pracy, upadającymi gałęziami przemysłu i tak dalej. Dlatego hasło: „Make America Great Again” oznacza, że trzeba ograniczyć napływ importowanych towarów. Wtedy gospodarka USA będzie działać, każdy dostanie pracę i wszyscy będą mieli się dobrze. Tyle że tak nie będzie.

Axios: Taryfy Trumpa spowodują trzecią globalną recesję w ciągu ostatnich 17 lat. Zdjęcie: VWPics/Associated Press/East News

Druga motywacja amerykańskiej administracji ma zabarwienie polityczne. Żaliło mówi, że najprawdopodobniej chodzi o siłowe narzucenie swojej woli innym krajom:

– Jednym ze stojących za tym pomysłów było to, że aby pokryć przyszły deficyt bilansu płatniczego, USA muszą sprzedać swoje obligacje. Sęk w tym, że jaka jest polityka Stanów Zjednoczonych, taka jest wiarygodność ich papierów wartościowych.

USA chcą przymusić swoich partnerów i powiedzieć im: „Jeśli chcecie obniżki stawek celnych, kupcie bilet na nasz rynek, kupcie nasze obligacje skarbowe i nasze papiery wartościowe”

Opór świata i lustrzany odwet

Według Ignacia Garcii Bercero istnieje obawa, że niektóre kraje mogą próbować zapewnić sobie lepsze traktowanie, oferując USA preferencyjny dostęp do swoich rynków w sposób sprzeczny z zasadami Światowej Organizacji Handlu (WTO):

– Inne kraje mogą dojść do wniosku, że świat funkcjonuje teraz bez zasad, a wszelkie decyzje, które nie są zgodne z zasadami WTO, mogą zostać wdrożone. Może to doprowadzić do nakręcenia spirali protekcjonizmu podobnej do tej z lat 30. XX wieku.

Chiny natychmiast zareagowały na nową politykę taryfową USA. Ich ministerstwo finansów ogłosiło wprowadzenie od 10 kwietnia 34-procentowych ceł lustrzanych na wszystkie towary z USA. Ponadto Pekin dodał 16 amerykańskich firm do swojej listy kontroli eksportu i nałożył ograniczenia na eksport do USA metali ziem rzadkich.

Z kolei Wielka Brytania opublikowała listę 8 tysięcy amerykańskich towarów, które mogą podlegać taryfom celnym w odpowiedzi na politykę Trumpa. Obejmuje ona prawie jedna trzecią amerykańskiego eksportu na Wyspy – od części samochodowych po whisky i ser.

UE ogłosiła natomiast miliardowe na cały amerykański import, od gumy do żucia po diamenty. Według agencji Reuters pierwszy pakiet o wartości około 28 miliardów dolarów może zostać zatwierdzony w tym tygodniu i wejść w życie 15 kwietnia.

Jednocześnie UE chciałaby osiągnąć porozumienie z Waszyngtonem w sprawie anulowania ceł. Jeśli to się nie uda, wszystkie kraje UE są zgodne co do potrzeby jednolitej odpowiedzi na taryfy Trumpa. Tyle że stanowiska się różnią. Na przykład Francja wzywa do wprowadzenia szerszego pakietu środków odwetowych niż tylko cła. Prezydent tego kraju wezwał już do wstrzymania francuskich inwestycji w USA. Ale Włochy, trzeci w UE największy eksporter towarów do Stanów Zjednoczonych, kwestionują wykonalność radykalnych środków zaradczych.

Ogólnie rzecz biorąc, dla UE prawdopodobnie nadszedł czas, by spojrzeć na wschód i pogłębić współpracę gospodarczą z krajami azjatyckimi. Zwiększenie inwestycji kapitałowych w Afryce również byłoby krokiem w dobrym kierunku – uważa Jakub Rybacki.

Analitycy Międzynarodowego Funduszu Walutowego przeanalizowali konflikty handlowe na przestrzeni ostatnich 150 lat. Większość skutkowała stratami gospodarczymi, lecz ich ogólna skala była stosunkowo umiarkowana

– Rozkład tych strat jest jednak zazwyczaj nierównomierny – mówi Rybacki. – W przypadku obecnego konfliktu istnieją poważne obawy o sytuację gospodarczą Meksyku, a w przypadku miedzi – także Chile. W obu tych krajach może dojść do poważnych problemów społecznych, m.in. wzrostu bezrobocia. Według S&P Meksyk wejdzie w recesję w czwartym kwartale 2025 roku.

Zdaniem Donalda Tuska nowe amerykańskie cła mogą obniżyć PKB Polski o 0,4%, co oznacza straty sięgające 10 mld zł. „To bolesny i nieprzyjemny cios, bo pochodzi od naszego najbliższego sojusznika, ale wytrzymamy. Nasza przyjaźń też musi przetrwać tę próbę” – napisał Tusk w serwisie X.

Globalne implikacje – możliwe scenariusze

Wstępną reakcją UE na politykę celną Trumpa jest wykluczenie amerykańskich firm z kontraktów wojskowych i innych przetargów publicznych w Unii. Zdaniem Rybackiego trudno jednak przewidzieć, czy działania te będą skuteczne:

– W obliczu rosyjskiego zagrożenia moce produkcyjne sektora zbrojeniowego państw członkowskich UE będą prawdopodobnie niewystarczające. Ponadto wiele technologii związanych ze sztuczną inteligencją i big data wymaga współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.

Ekonomista przewiduje, że Komisja Europejska prawdopodobnie podejmie działania odwetowe, wprowadzając cła na produkty amerykańskie:

– Będą one wymierzone w konkretne stany republikańskie. Na podobnej zasadzie podczas konfliktu handlowego z USA Chiny celowały w konkretne marki, jak Harley-Davidson i Jack Daniel's. Podjęto również ukierunkowane działania regulacyjne w obszarach big tech i finansów.

Koncern Stellantis, który jest właścicielem Chryslera, Jeepa i Dodge'a, ogłosił, że zawiesza produkcję minivanów w niektórych fabrykach w Kanadzie i Meksyku. Zdjęcie: JEFF KOWALSKY/AFP/East News

Według Jarosława Żaliły sytuacja może rozwijać się według scenariusza minimalnego albo maksymalnego. Pierwszy jest względnie pozytywny: w odpowiedzi na nowe amerykańskie taryfy celne inne kraje albo zgodzą się na te warunki, albo opuszczą rynek amerykański:

– To nie jest prosta sprawa, ale w takim przypadku ich towary będą szukać innych rynków.

W scenariuszu maksymalnym załamanie globalnego porozumienia w sprawie wolnego handlu prowadzi do eskalacji nie tylko w stosunkach między Stanami Zjednoczonymi a innymi krajami, ale także w stosunkach między wszystkimi innymi krajami na świecie. To efekt domina: pozostałe rynki również zaczną się zamykać.

Ukraiński biznes: ryzyko i perspektywy

Ukraińskie ministerstwo gospodarki nazwało nowe cła Trumpa „trudnymi, ale nie krytycznymi”. Kijów ma szansę wynegocjować z USA osobne warunki jako wiarygodny sojusznik i partner. Bo na uczciwych cłach, jak na Facebooku napisała wicepremier i minister gospodarki Julia Swiridenko, skorzystają oba kraje. W 2024 r. Ukraina wyeksportowała do USA produkty o wartości 874 mln USD.

Także w ocenie Jarosława Żaliły cło w wysokości 10% nie jest krytyczne dla Ukrainy. Co więcej, ukraińskie firmy mogą próbować wykorzystać sytuację, zastępując tych, którzy teraz opuszczą rynek amerykański. Ale jest też druga strona medalu:

– Działamy na wielu rynkach. Staramy się penetrować rynki azjatyckie i afrykańskie. Jest bardzo prawdopodobne, że konkurencja wzrośnie wszędzie. Dlatego nie ma pewności, że ukraińskim producentom będzie łatwiej konkurować na tych rynkach, nawet jeśli nie zacznie się wojna handlowa na pełną skalę. A jeśli spełnią się scenariusze globalnego kryzysu finansowego, zdaniem ekspertów bardzo prawdopodobne, również dla nas będzie to złe. Bo jesteśmy bardzo uzależnieni od pomocy zagranicznej i eksportu. Poza tym ukraińskie produkty, a na pewno wyroby stalowe, są wrażliwe na siłę nabywczą innych krajów. W przypadku globalnego kryzysu spadną zarówno ceny, jak sprzedaż – a ten wtórny efekt może być znacznie groźniejszy dla Ukrainy.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” ,realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

– Stany Zjednoczone nie chcą rozwiązania NATO, ale wychodzą z założenia, że musi to być sojusz, w którym każdy z partnerów ponosi swoją część odpowiedzialności – stwierdził sekretarz stanu USA Marco Rubio.

Od powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu różnice między partnerami po obu stronach Atlantyku tylko się pogłębiają. Kolejny klin w transatlantycką jedność, co może skutkować nawet odwołaniem czerwcowego szczytu NATO, może wbić „pokojowa” umowa Trumpa. W tym dokumencie, z którym zapoznali się dziennikarze Reutersa, jest m.in. mowa, że USA de iure uznają Krym za część Rosji, a de facto – kontrolę Federacji Rosyjskiej nad okupowanymi częściami obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego. W innym punkcie proponuje się Ukrainie rezygnację z dążeń do przystąpienia do NATO.

Dla Europejczyków uznanie aneksji ukraińskiego półwyspu jest nie do przyjęcia. „Krym i dążenia Ukrainy do członkostwa w NATO to czerwone linie. Nie możemy z nich zrezygnować” – cytuje „Financial Times” wysokiego rangą europejskiego urzędnika. Ukraina i UE przekazały Amerykanom swoją wizję pokojowego rozwiązania, która według Reutersa zasadniczo różni się od propozycji amerykańskich. Według europejskich polityków i ekspertów przed UE stoi trudne zadanie: ponowne zjednoczenie Europy dla jej bezpieczeństwa i uruchomienie własnej produkcji wojskowej na dużą skalę.

Czy wszystkie kraje europejskie są na to gotowe i czy istnieje alternatywa dla NATO? Kto może stać się sojusznikiem Europy w nowej architekturze bezpieczeństwa i jaką rolę odegra w niej Ukraina? Czy Trump jest zdolny porzucić europejskich sojuszników? I czy groźby Moskwy zmierzające ku podważeniu trwałości Sojuszu są realne?

NATO i priorytety Trumpa

Jak ocenia Giuseppe Spatafora, analityk Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Unii Europejskiej, polityka USA wobec Europy w kwestiach bezpieczeństwa może oscylować między dwoma scenariuszami. Pierwszy można warunkowo określić jako „oko za oko”. Jego istota polega na tym, że USA nie planują ostatecznego wycofania się z Europy, ale wykorzystują tę sprawę jako narzędzie nacisku, zmuszając sojuszników do zwiększenia wydatków na obronę – z jednoczesnym naciskiem na zakup amerykańskiej broni. Posłusznych sojuszników USA wesprą, pozostałych ukarzą. Według Spatafory doprowadzi to ostatecznie do powstania dwustronnej struktury stosunków obronnych.

Drugi scenariusz analityk nazywa „Żegnaj, Europo”:

— W tym wariancie Stany Zjednoczone strategicznie odchodzą od Europy, koncentrując się na innych regionach. Siły zbrojne i infrastruktura są przenoszone w celu ochrony terytorium amerykańskiego lub w rejon Indo-Pacyfiku. Stany Zjednoczone starają się jak najszybciej wycofać się z regionalnych konfliktów, w szczególności z wojny w Ukrainie, pozostawiając tę wojnę Europie. Pentagon dokonuje przeglądu zakupów, koncentrując się na wojnie morskiej na Pacyfiku. Sprzedaż broni zostaje przekierowana do sojuszników azjatyckich.

Realizacja tego wariantu może trwać latami, choć może ją przyspieszyć kryzys zewnętrzny lub chęć Trumpa, by szybko zdobyć punkty polityczne

Stany Zjednoczone już przenoszą akcenty na Daleki Wschód, o czym Trump mówi zupełnie otwarcie, zauważa Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007 – 2009. Kierunek azjatycki jest dla niego zasadniczo ważniejszy niż europejski, więc działa adekwatnie:

— Skoro Europa mnie nie interesuje, to po co mam w niej utrzymywać: a) wojska i wydawać na to kolosalne środki; b) chronić Europę, jeśli nie płaci za swoje bezpieczeństwo; c) poza tym uważam, że Europejczycy już od dawna wykorzystują Amerykę.

Z tego punktu widzenia zwrot na wschód jest całkowicie logiczny.

Jednak według Ohryzki największe zagrożenie zarówno dla Ukrainy, jak dla całej Europy, jest związane są z tym, że Trump nie widzi w Rosji zagrożenia:

— Rosja jest dla niego teoretycznie możliwym sojusznikiem w walce z Chinami. To głupota najwyższej próby, ale nie możemy wejść do jego głowy i powiedzieć mu, że jest inaczej. Dlatego oczywiste jest, że w jakiejś perspektywie należy spodziewać się odejścia USA od Europy.

Czy oznacza to, że Trump wyjdzie z NATO? Myślę, że nie, bo NATO to bardzo ważny instrument, by co najmniej koordynować jakieś działania i nie zepsuć stosunków ostatecznie
Francuskie siły powietrzne i kosmiczne podnoszą swą gotowość w bazie lotniczej BA116 w regionie Grand Est. Zdjęcie: Christine Biau/Sipa/Sipa/East News

Nie należy jednak mylić tego, co mówi administracja Trumpa, z tym, co administracja Trumpa faktycznie robi. Albowiem często pojawiają się oświadczenia, pretensje, ultimata, które nie przekładają się na rzeczywistość. Częściowo wynika to z niestabilności charakterystycznej dla wysoce spersonalizowanego reżimu, który w niektórych przypadkach składa się z dość niekompetentnych ludzi. Tak widzi sprawę Keir Giles, starszy konsultant brytyjskiego centrum analitycznego Chatham House.

Giles podaje przykład Kanady. Trump na kilka tygodni o niej zapomniał, ale ostatnio powrócił do swoich roszczeń wobec niej z nową energią. W związku z tym na razie wszyscy amerykańscy urzędnicy w strukturach NATO pozostają na swoich stanowiskach, a amerykańskie wojsko nadal stacjonuje w Europie. Nie sposób jednak przewidzieć, co się stanie, gdy administracja Trumpa o obu tych sprawach sobie przypomni. Podobnie jak kolejnych działań Trumpa.

– Kluczowe pytanie: „Czy Stany Zjednoczone wyjdą z NATO?” – nie ma w rzeczywistości znaczenia, ponieważ żadne państwo nie musi wychodzić z Sojuszu, by ta organizacja przestała istnieć. Jeśli na przykład USA zablokują współpracę na podstawie artykułu 5, mogą wyrządzić znacznie większą szkodę niż poprzez bezpośrednie ich wyjście z Sojuszu.

Zagrożenie bezpieczeństwa czy gra pod publiczkę?

Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Siergiej Szojgu 24 kwietnia w wywiadzie dla rosyjskich mediów zadeklarował gotowość Rosji do użycia broni jądrowej. Swierdził, że Rosja uważnie obserwuje przygotowania wojskowe krajów europejskich. Przypomniał również o zmianach wprowadzonych w zeszłym roku do rosyjskiej doktryny jądrowej, które pozwalają na użycie broni jądrowej w przypadku jakiejkolwiek agresji wobec Rosji lub Białorusi.

Wcześniej, 15 kwietnia, dyrektor rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin oskarżył NATO o nasilenie aktywności wojskowej w pobliżu granic Rosji.

Jednocześnie oskarżył Polskę i kraje bałtyckie o szczególną agresywność i powiedział, że to one pierwsze ucierpią w przypadku konfliktu Rosji z NATO

Prezydent Polski Andrzej Duda nazwał groźby Naryszkina klasyczną dezinformacją, twierdząc, że wszystko, co robi NATO, jest jedynie odpowiedzią na rosyjską agresję.

Natomiast Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych Polski, podczas wystąpienia w Sejmie 23 kwietnia stwierdził, że Rosja rozumie tylko pokój przez siłę, i poradził Moskwie, aby lepiej zarządzała własnym terytorium: „Zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Chajszenwaj” [Władywostok - red.].

Radosław Sikorski podczas przemówienia w Sejmie. Warszawa, 23 kwietnia 2025 r. Zdjęcie: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Oświadczenia rosyjskich urzędników to typowa rosyjska polityka szantażu, podkreśla Wołodymyr Ohryzko. Niestety – ona działa:

– Bo na Zachodzie jak diabły kadzidła boją się samego już tylko określenia „broń jądrowa”. A Rosja wymachuje nim na prawo i lewo, oficjalnie i nieoficjalnie. I właśnie na tym się opiera – nawiasem mówiąc, od wieków – rosyjska polityka wobec Zachodu: na zastraszaniu, kłamstwach i itp. Na razie to działa. Nasz ukraiński cel powinien polegać na wyjaśnieniu europejskim przyjaciołom, że Putin tak bardzo chce żyć, że tematu wojny z NATO w ogóle nie ma na agendzie.

Jeśli nie był w stanie przez trzy lata całkowicie zająć dwóch ukraińskich obwodów, to co tu mówić o zaatakowaniu NATO, jego połączonych sił, niezależnie od tego, jak bardzo by nie były teraz zdezorganizowane

Siedem krajów europejskich wezwało Trumpa i amerykański Kongres do nieulegania szantażowi i oszustwom Rosji. Przewodniczący komisji spraw zagranicznych parlamentów krajów bałtyckich, Francji, Czech, Wielkiej Brytanii i Ukrainy 25 kwietnia opublikowali wspólne oświadczenie, w którym podkreślili konieczność bezkompromisowej ochrony suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Wezwali również do przyspieszenia procesu przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO oraz konfiskaty na rzecz Kijowa zamrożonych rosyjskich aktywów.

„Nie możemy powtórzyć błędów Monachium z 1938 roku. Negocjacje ze zbrodniarzem wojennym Putinem są bezsensowne: jego głównym celem jest osłabienie i upokorzenie naszego sojusznika, Stanów Zjednoczonych” – czytamy w ich oświadczeniu.

Ukraina oczekuje, że gwarancje bezpieczeństwa ze strony Stanów Zjednoczonych będą tak silne, jak dla Izraela. Zdjęcie: OPU

Istnieje wiele spekulacji na temat tego, gdzie Rosja może zadać następny cios – czy to w celu przetestowania NATO, czy próby zniszczenia Sojuszu, czy też w celu bezpośredniej ekspansji terytorialnej. Wiele uwagi poświęca się oczywiście krajom bezpośrednio graniczącym z Rosją. Tyle że dla Rosji niekoniecznie muszą to być cele najbardziej atrakcyjne, uważa Keir Giles:

– Dla Rosji sensowne jest zaatakowanie tego systemu tam, gdzie są jego najsłabsze punkty. Jeśli więc macie kraj, który określił się jako współlider tak zwanej koalicji chętnych, jak Wielka Brytania, i jeśli wygląda na to, że może on wprowadzić wojska do Ukrainy, by spróbować wesprzeć ukraińską suwerenność, to kraj ten staje się celem dla Rosji.

Alternatywne sojusze i sojusznicy

W końcu Amerykanie wycofają się z Europy. Pytanie tylko o czas i algorytm działań – tzn. jak to zrobią, uważa dyrektor Centrum Strategii Obronnych Ołeksandr Chara. Na przykład nadal otwarta pozostaje kwestia strategiczna, czy Amerykanie zwiną swój parasol nuklearny nad Europą:

– Druga kwestia jest oczywista: NATO jest fundamentem obecnego systemu bezpieczeństwa. Jeśli Stany Zjednoczone ograniczą swoje zobowiązania, będzie to oznaczało, że trzeba przekształcić tę organizację, dostosowując ją do obecnych wyzwań – ale z zasobami znacznie bardziej ograniczonymi pod względem wojskowym i technologicznym.

Stany Zjednoczone są arsenałem demokracji, produkują duże ilości zaawansowanej broni, a poza tym częściowo zapewniają infrastrukturę, dowodzenie, wywiad i wsparcie technologiczne dla NATO. Zastąpienie tego wymaga czasu i inwestycji

Tak czy inaczej, Chara jest przekonany, Ukraina musi zintegrować swoje standardy ze standardami NATO, nie rezygnować z perspektywy członkostwa w Sojuszu, a w przypadku pojawienia się alternatywnych sojuszy bezpieczeństwa – zająć w nich miejsce.

Jednak obecnie Ukraina potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa. W swoich „pokojowych” propozycjach Stany Zjednoczone przerzucają własne zobowiązania wobec niej na kraje europejskie. Mimo to Wołodymyr Zełenski oświadczył, że Ukraina oczekuje od USA silnych gwarancji bezpieczeństwa – takich jak w przypadku Izraela. Według prezydenta Ukrainy obecność kontyngentu amerykańskiego w Ukrainie nie jest warunkiem koniecznym, lecz niezbędne są dane wywiadowcze i systemy obrony przeciwlotniczej, w szczególności Patriot.

Keir Giles zauważa, że mimo głosów o malejącej roli NATO, nie było dotychczas mowy (przynajmniej publicznie) o pilnej potrzebie poszukiwania bardziej stabilnej i niezawodnej alternatywy dla Sojuszu:

– W rzeczywistości niektóre organizacje, które mogłyby służyć jako rdzeń lub prototyp takiej organizacji, zostały w znacznym stopniu odrzucone. Słyszymy wiele rozmów o tak zwanej koalicji chętnych, ale istnieją przecież Wielonarodowe Połączone Siły – kierowana przez Wielką Brytanię grupa krajów północnoeuropejskich, które miały takie samo podejście do bezpieczeństwa i chciały być gotowe do działania w czasach, w których NATO nie byłoby w stanie tego bezpieczeństwa zapewnić. Teraz właśnie nadszedł na to czas, tyle że o tej organizacji całkowicie zapomniano.

Największe coroczne manewry NATO - Dynamic Mariner/Flotex25. Zatoka Kadyksu, 28 marca 2025 r. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Wśród Europejczyków dominuje jedna koncepcyjna luka, która według Gilesa bardzo hamuje europejskie myślenie o nowym środowisku bezpieczeństwa:

– Chodzi o to, w jaki sposób w tych okolicznościach Ukraina będzie dostawcą bezpieczeństwa, a nie jego konsumentem. Przecież Ukraina jest jednym z najważniejszych, najsilniejszych krajów i armii, jeśli chodzi o utrzymanie linii frontu przeciwko Rosji.

Dlatego alternatywy dla NATO w zakresie bezpieczeństwa są możliwe, lecz wymagają silniejszego wykazania się przywództwem ze strony krajów, które rozumieją, jak poważne i pilne jest to wyzwanie. Giles zauważa jednak, że europejscy przywódcy wciąż szukają rozwiązań, które nie dostrzegają tej rzeczywistości:

– Jak szybko Europa może być gotowa? Potrzeba dużo czasu, by zniwelować 30 lat niszczenia własnego potencjału militarnego. Widzimy znaczne inwestycje w obronność, na przykład w takich krajach jak Polska. Ale na zachód od Warszawy, w Europie Zachodniej, nadal jest sprzeciw, co oznacza, że te ważne inwestycje nie są nawet publicznie omawiane.

Tymczasem zwiększenie wydatków na obronność powinno być obecnie jednym z priorytetów Europy, uważa Giuseppe Spatafora. Bruksela powinna pomóc państwom członkowskim, na przykład poprzez specjalne instrumenty finansowe lub wspólne pożyczki

Pokazałoby to Stanom Zjednoczonym determinację Europy, a także pozwoliło jej samodzielnie wspierać Ukrainę:

– Po drugie, UE musi inwestować w strategiczne możliwości, kluczowe dla autonomicznego potencjału wojskowego: transport lotniczy, wywiad, obronę przeciwlotniczą i tak dalej. Muszą też być zasoby do prowadzenia wojny – od artylerii po duże armie. Bez tego powstrzymanie Rosji bez USA będzie niemożliwe.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Transatlantycki rozłam: czy Europa zdoła stworzyć nowy system bezpieczeństwa bez USA

Kateryna Tryfonenko
екран, мобільний телефон, гучномовець

<frame>Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.<frame>

Świadomość tego, czym jest bezpieczeństwo narodowe i z czego się składa, nie jest dziś przywilejem, ale koniecznością. Jeszcze ważniejsze jest jednak zrozumienie, że na wiele kluczowych obszarów bezpieczeństwa możemy wpływać sami – jako obywatele, mieszkańcy, a także migranci przebywający w Polsce. Bezpieczeństwo to nie tylko domena państwa, polityków i strategów. To nasza wspólna sprawa – codzienna praktyka oparta na wiedzy, współpracy i odpowiedzialności.

Główne obszary bezpieczeństwa narodowego to: bezpieczeństwo wojskowe, bezpieczeństwo sojusznicze, bezpieczeństwo energetyczne, bezpieczeństwo informacyjne, bezpieczeństwo gospodarcze, bezpieczeństwo społeczne, bezpieczeństwo ekologiczne.

Na niektóre z tych obszarów wpływają decyzje podejmowane na szczeblu państwowym lub międzynarodowym. Ale są też takie, na które możemy wpływać my – tu i teraz. I musimy to robić razem niezależnie od pochodzenia, języka czy historii. Bo tylko wtedy zbudujemy społeczeństwo naprawdę odporne na kryzysy. Jedną z takich kluczowych dziedzin jest dziś bezpieczeństwo informacyjne, które staje się pierwszą linią obrony we współczesnym świecie.

W XXI wieku wojna nie zawsze zaczyna się od wybuchów bomb. Czasami zaczyna się od posta na Facebooku, zmanipulowanego filmu na TikToku lub wyrwanej z kontekstu wypowiedzi, którą ktoś wrzuca do informacyjnego młyna

Zanim spadnie pierwsza rakieta, pojawiają się fake newsy, plotki i rosnące poczucie, że „coś jest nie tak”. W erze cyfrowej wiedza staje się naszym pierwszym schronieniem, a odporność informacyjna – nową formą obrony cywilnej.

Dezinformacja nie zna granic, a jej cel jest jeden: podzielić społeczeństwo, zasiać nieufność i podważyć zaufanie do państwa. Ukraina zbyt dobrze zna ten scenariusz. Rosyjską agresję poprzedziła zakrojona na szeroką skalę kampania dezinformacyjna, w której krok po kroku podważano podstawy jedności społecznej. Niestety te same metody próbuje się dziś stosować w Polsce.

Zdjęcie: Shutterstock

Czy Ukraińcy zamieniają się z bohaterów w kozły ofiarne? Fałszywe narracje uderzają w najsłabszych, a czasem w tych, którzy są po prostu „nowi” i bardziej widoczni. Od miesięcy słyszymy, że Ukraińcy „nie pracują”, „żyją za 800+”, „jeżdżą lepszymi samochodami niż Polacy” i „psują rynek pracy”.

Brzmi znajomo? Tak działa dezinformacja – prosto, emocjonalnie, bez faktów. A prawda? Prawda jest zupełnie inna.

78% Ukraińców w Polsce albo pracuje, albo aktywnie szuka pracy. To wyższy wskaźnik udziału w sile roboczej niż wśród wielu grup obywateli polskich. Pracują dużo – w logistyce, budownictwie, gastronomii, opiece. Wszędzie tam, gdzie Polacy często nie chcą już pracować. Co więcej, ich obecność pomaga utrzymać tempo wzrostu gospodarczego, które, gdyby ich nie było, uległoby spowolnieniu. Mówiąc wprost, Polska potrzebuje Ukraińców tak samo, jak Ukraińcy potrzebują bezpiecznego miejsca do życia.

Pieniądze? Tak, płyną, ale w jedną stronę – do budżetu. Według raportu BGK „Wpływ migrantów z Ukrainy na polską gospodarkę”, opublikowanego w marcu 2025 r., na każdą złotówkę wypłaconą Ukraińcom w ramach zasiłku 800+ do budżetu w postaci podatków i składek wraca 5,4 złotego. Nie, to nie oznacza, że Ukraińcy „oddają pięć razy więcej”. To oznacza, że oni oddają więcej, niż dostają. I to są twarde liczby, a nie opinie z Internetu.

A te luksusowe samochody? Tak, niektórzy Ukraińcy przyjeżdżali do Polski drogimi samochodami. Bo w Ukrainie, tak jak w Polsce, są ludzie, którzy takie samochody mają.

Warto zadać sobie pytanie: „Gdybyś miał 15 minut na to, by uciec z Kijowa lub Charkowa pod ostrzałem, to co byś wybrał: autobus czy własny samochód?” To nie jest luksus. To ratunek. Samochód to często jedyna rzecz, którą możesz zabrać ze swojego zbombardowanego domu

800+ dla Ukraińców? Polityczna straszak. W kampanii wyborczej ten temat powrócił jak bumerang – wraz z twierdzeniem, że „jeśli zabierzemy Ukraińcom przywileje, to Polakom zostanie więcej”. Problem polega na tym, że to nie tylko populizm, ale także mydlenie oczu. Po pierwsze, nie jest jasne, czy wtedy cokolwiek się zmieni. Po drugie, nawet jeśli się zmieni, to ta zmiana dotknie niewielkiej części społeczeństwa. Bo przeważająca większość ukraińskich rodzin radzi sobie samodzielnie i nie potrzebuje 800+.

A co z relacjami społecznymi? Obserwujemy ochłodzenie nastrojów. Według badania przeprowadzonego w listopadzie 2024 roku przez firmę Info Saliens oraz raportu opublikowanego przez Centrum Mieroszewskiego jednym z najbardziej zauważalnych zjawisk jest „znaczny spadek pozytywnych opinii o Polsce i Polakach. W 2022 roku 83% Ukraińców miało dobre zdanie o Polakach, podczas gdy w listopadzie 2024 roku odsetek ten spadł do 41%. Jednocześnie wzrosła liczba osób, które odnoszą się do nich neutralnie, co świadczy o coraz bardziej pragmatycznym charakterze tych stosunków”.

Są ku temu powody. To dezinformacja, wyczerpanie i brak jasnych narracji rządu. Tyle że nie mówimy o konflikcie – mówimy o nieporozumieniu, które można naprawić. Ale tylko poprzez dialog i fakty.

W przestrzeni publicznej nie można również pominąć tematu Wołynia – tragicznego i bolesnego rozdziału wspólnej historii, który do dziś budzi silne emocje. To właśnie ta rana jest najczęściej wykorzystywana jako narzędzie podziału. Pojawiają się głosy, że Ukraińcy „nie chcą oddać ciał”, że nie ma woli współpracy, że pamięć o zbrodni jest świadomie tłumiona.

Ale trzeba jasno powiedzieć: Wołyń to tragedia dla obu narodów. To dramatyczna karta historii, która zasługuje na prawdę, pamięć i godność, a nie na instrumentalizację i wykorzystywanie jej do podsycania wrogości

Upamiętnienie ofiar i szacunek dla historycznej prawdy są ważne. Jednak równie ważne jest to, by historia nie stała się bronią w rękach politycznych narratorów. Bo nie możemy cofnąć czasu. Możemy jedynie zdecydować, co zrobimy z tą pamięcią – i czy pozwolimy jej dzielić nas w czasie, w którym najbardziej potrzebujemy jedności.

Dzisiaj stoimy przed nowymi wyzwaniami: wojną, kryzysami, dezinformacją, podważaniem podstaw bezpieczeństwa. W takich czasach historia powinna być drogowskazem, a nie przeszkodą. Musimy patrzeć w przyszłość razem. Polacy i Ukraińcy.

Dezinformacja jest bronią masowego rażenia. Trzeba powiedzieć wprost: Polska nie będzie bezpieczna, jeśli nie zbuduje systemu oporu wobec manipulacji informacyjnych. Edukacja medialna, umiejętność krytycznego myślenia, rozpoznawania fałszywych źródeł i świadomego korzystania z mediów – wszystko to powinno być tak samo ważne jak wiedza o lokalizacji najbliższego schronu przeciwbombowego. Wystarczy jedna umiejętnie podana fałszywa wiadomość, by wywołać panikę, wzbudzić oburzenie lub zablokować system.

Poznań, 24.08.2024. Marsz z okazji Dnia Niepodleglosci Ukrainy. Zdjęcie: Fot. Lukasz Gdak/East News

I tu Ukraińcy mogą odegrać ogromną rolę. Bo mają doświadczenie w walce z dezinformacją, znają narzędzia, wiedzą, jak reagować. W Ukrainie lokalni liderzy – nauczyciele, bibliotekarze, obrona terytorialna, organizacje społeczne – stali się informacyjnymi „latarnikami”, budując sieci zaufania. W Polsce również możemy tworzyć takich liderów i ich wspierać. A to bardzo pilna sprawa.

Dzisiejsze bezpieczeństwo narodowe to coś więcej niż tylko schrony i przepisy. To relacje międzyludzkie, zaufanie społeczne i higiena informacyjna. Wszystko zaczyna się od świadomości.

Jeśli chcemy być gotowi na kryzysy, musimy mówić o faktach, a nie o mitach. O ludziach, a nie o stereotypach. O współpracy, a nie o podziałach

Jedyny front to bezpieczne społeczeństwo. Ukraińcy nie są „gośćmi” – są częścią naszego społeczeństwa. Jeśli razem z nimi zbudujemy system obrony cywilnej, razem będziemy w stanie chronić się przed atakami nie z nieba, lecz z internetu.

Kto sieje strach, ten zbiera kliki. Kto krzewi wiedzę, buduje schronienie. Wojna informacyjna trwa. Albo nauczymy się ją prowadzić, albo przegramy jeszcze zanim padnie pierwszy strzał.

20
хв

Nie trzeba bomb, by wybuchła wojna. Wystarczy dobry fejk

Julia Boguslavska

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress