Exclusive
20
min

Wiaczesław Klimow, współzałożyciel Nova Post: – Na początku inwazji zmienialiśmy naszą strategię kilka razy w tygodniu

Jak ukraiński operator pocztowy działa podczas wojny i wchodzi na rynki międzynarodowe

Olga Gembik

Nova Post nadrobiła straty po wybuchu wojny na pełną skalę w pół roku

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

18 lutego ostatni oddział Nova Post w Pokrowsku został zamknięty z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. Do samego końca jego trzech pracowników desperacko walczyło o to, by mieszkańcy mieli kontakt ze światem. Ukraińcy mają nadzieję, że Nova Post będzie pierwszą firmą, która po wyzwoleniu wróci do miasta.

Jeśli kiedyś po zwycięstwie powstanie wielotomowa monografia o sile ducha i dzielności Ukraińców, wiele heroicznych stron zostanie poświęconych NovaPost. W zeszłym roku zespół tego narodowego ukraińskiego operatora doradzał naukowcom z William Davidson Institute (WDI) na Uniwersytecie Michigan, autorom studium przypadku dla szkół biznesu.

Rozmawiamy z Wiaczesławem Klimowem, współwłaścicielem i współzałożycielem Nova Post, o biznesie pod bombami i planach podczas wojny. A także o wejściu firmy na rynki międzynarodowe.

Вячеслав Климов, співвласник і співзасновник Нової пошти

Olga Gembik: W ciągu trzech lat inwazji na pełną skalę Nova Post stała się jedną z marek narodowego oporu. Czy trudno było przestawić biznes na tory wojskowe?

Wiaczesław Klimow: Przygotowywaliśmy się na wojnę, na różne scenariusze,mieliśmy plany ewakuacji ze wschodu, plan działania na wypadek utraty łączności komórkowej, internetu i prądu, opracowaliśmy alternatywne trasy na wypadek zniszczenia dróg.

Nie mogliśmy jednak przewidzieć, że atak nadejdzie nie tylko ze wschodu Ukrainy, ale ze wszystkich kierunków, że Irpień lub Bucza zostaną zajęte już 27- 28 lutego, a wróg znajdzie się na obrzeżach Kijowa.

Nowe realia zmusiły nas do szukania alternatywnych rozwiązań. Na początku wojny zmienialiśmy nasz model logistyczny kilka razy w tygodniu i szybko przeorientowaliśmy się z firmy pocztowej na firmę przewozową: zaczęliśmy ewakuować firmy naszych klientów i partnerów, transportując ich sprzęt i magazyny do bezpieczniejszych regionów kraju.

Zaczęliśmy dostarczać pomoc humanitarną z całego świata, w tym z ONZ, i uruchomiliśmy nowy rodzaj działalności: 3PL – zapewniając firmom usługi przechowywania, pakowania i dostarczania ich towarów. W marcu 2022 r. dzięki niestrudzonej pracy zaczęliśmy stopniowo odzyskiwać siły. Udało nam się powrócić do poprzedniego tempa dostaw w mniej niż sześć miesięcy.

Jak to działa w czasie wojny? Jak zmieniły się kluczowe procesy? Jak udało się wam je ustabilizować?

Za każdym razem są to nowe wyzwania, szukamy więc sposobów na sprostanie im. Na przykład ze względu na ciągłe ataki wroga na ukraiński system energetyczny mieliśmy do czynienia z przerwami w dostawach energii i długimi przerwami w dostawach prądu. Aby zapewnić nieprzerwaną pracę oddziałów, wyposażyliśmy je w generatory i Starlinki, a także zainstalowaliśmy kogeneratory gazowo-tłokowe i elektrownie słoneczne w centrach sortowania.

W tym roku utworzyliśmy również własną spółkę paliwowo-energetyczną, Nova Energy, która już pokrywa nasze zapotrzebowanie na paliwo. Oczywiście odczuwamy również braki kadrowe, dlatego intensywnie rekrutujemy studentów i otwieramy stanowiska dla kobiet i mężczyzn bez doświadczenia zawodowego. Wprowadziliśmy też programy adaptacyjne dla weteranów.

Projekty humanitarne Nova Post są doskonałym przykładem społecznie odpowiedzialnego biznesu. Nad czym teraz pracujecie?

Nova Post zawsze była czymś więcej niż tylko szybką dostawą. Duża część naszych zasobów ma również na celu wspieranie potrzebujących. Od początku inwazji rozszerzyliśmy nasz humanitarny projekt Nova Post i przekształciliśmy go w oddzielny obszar. W ramach projektu organizacje charytatywne i wolontariackie mogą wysyłać artykuły humanitarne na koszt Nova Post, czyli bezpłatnie.

Od 2014 roku dostarczyliśmy 131 tysięcy ton pomocy humanitarnej, ponad 3,2 miliona paczek, a do naszego programu dołączyło 2 200 fundacji charytatywnych.

Wiele naszych działań ma na celu ochronę Ukraińców i wspieranie naszych obrońców. Wraz z fundacją charytatywną „Wróć żywy” podejmujemy inicjatywy mające na celu zebranie funduszy na wzmocnienie ukraińskiego systemu obrony powietrznej.

W ubiegłym roku wspólnie z Ukraińcami zebraliśmy 330 mln hrywien na wzmocnienie ukraińskiej obrony powietrznej i wyposażenie jej w sprzęt łączności. Teraz zbieramy fundusze na radar i walkę elektroniczną, by chronić naszą obronę powietrzną przed rosyjskimi dronami zwiadowczymi. Każdy może się przyłączyć, klikając odpowiedni link, a Nova Post podwoi każdą darowiznę.

Ponadto regularnie pomagamy 13. jednostce wojskowej, w której służy od 2 000 do 8 000 obrońców. Nova Post na bieżąco zaspokaja jej potrzeby i zapewnia wszystko, od opasek uciskowych, radia, opon samochodowych, generatorów – po piły łańcuchowe, noże i drony. Rozwijamy własną sieć i dziś działamy w ponad 10 000 miejscowości w całej Ukrainie, w tym w miastach na linii frontu. Dostarczamy przesyłki do miejsc, do których nie docierają inni operatorzy pocztowi.

Straty Nova Post podczas inwazji są liczone w zniszczonych terminalach, sprzęcie, logistyce, utraconych biurach. Ale najbardziej bolesną rzeczą jest utrata kolegów. Jakie straty ponieśliście? I jak wspieracie rodziny swoich pracowników?

Wszystko można kupić, odbudować i przywrócić – z wyjątkiem życia. Oczywiście najtrudniejszą rzeczą dla nas jest utrata naszych kolegów. Od początku inwazji zginęło 189 pracowników firmy. Spośród nich 20 było cywilami, a 169 wojskowymi, którzy bronili kraju.

W październiku 2023 roku Rosjanie zaatakowali Nową Posztę. W wyniku ataku zginęło 6 osób

Nova Post zawsze wspiera rodziny poległych pracowników. Zapewniamy im pomoc materialną i wsparcie finansowe dla ich dzieci. Co miesiąc te dzieci otrzymują 10 000 hrywien do czasu osiągnięcia pełnoletności, zapewniamy im także stypendia na edukację na dowolnym uniwersytecie na świecie wwysokości 12 500 dolarów. Troje dzieci naszych zmarłych pracowników już studiuje na uniwersytetach dzięki funduszom zapewnionym przez spółkę.

Ponadto mamy zespół stu psychologów, którzy zapewniają pomoc psychologiczną. Wśród pracowników są psychologowie dziecięcy i rodzinni, a także osoby specjalizujące się w pracy z PTSD i innymi rodzajami traum związanych z wojną.

Obecnie zmobilizowanych jest 3 788 pracowników Grupy NOVA. Każdemu z nich zapewniamy amunicję i wszystkie niezbędne rzeczy, płacimy im także 10000 hrywien miesięcznie.

Jeśli chodzi o infrastrukturę logistyczną, szacowane straty Nova Post z powodu wojny w latach 2022-2024 wyniosły 3 mld hrywien. Aż 317 oddziałów, 70 terminali sortujących i magazynów (w Dnieprze, Mikołajowie, Charkowie, Czernihowie, Chersoniu, Odessie, Pokrowsku i innych miastach) zostałopoważnie uszkodzonych lub zniszczonych w wyniku ataków rakietowych i dronowych. W Dnieprze i Połtawie nie można było naprawić zniszczonego wyposażenia terminali ani wyremontować pomieszczeń, więc znaleźliśmy nowe.

Na okupowanych terytoriach nadal znajduje się ponad 1 100 naszych oddziałów. Nie wiemy, w jakim są stanie. W wyniku działań wojennych zniszczeniu uległo 130 000 przesyłek. Łączna kwota roszczeń wypłaconych klientom z powodu zniszczenia paczek wyniosła ponad 105 mln hrywien.

Jednak pomimo strat Nova Post nie zatrzymała się ani na jeden dzień podczas wojny. Odbudowaliśmy nasz model logistyczny, aby zapewnić nieprzerwane dostarczanie paczek w każdych warunkach.

Wznowiliśmy działalność na wyzwolonych terytoriach, wchodząc na nie jako pierwsi po siłach zbrojnych. I nadal działamy w całej Ukrainie, nawet w pobliżu linii frontu.

Rozbity samolot Novej Posty

Mimo wszystko ubiegły rok charakteryzował się dobrymi wynikami. Dostawy międzynarodowe wzrosły o 86% (do 19 milionów), a Nova Post dostarczyła rekordowe 480 milionów paczek, przekraczając wynik z 2023 roku. Czy firma wróciła do swoich przedwojennych wyników?

Pomimo wszystkich wyzwań czasu wojny, nie tylko wróciliśmy do poziomu sprzed wojny, ale nawet go przekroczyliśmy. Musieliśmy całkowicie odbudować naszą logistykę i harmonogram pracy. To było najtrudniejsze zadanie.

Następnie zaczęliśmy pracować wszędzie tam, gdzie to było możliwe, by dostarczyć najpotrzebniejsze rzeczy: leki, żywność, dokumenty, ubrania, usługi finansowe i pomoc humanitarną.

W pierwszych tygodniach wojny czas dostawy wydłużył się: w marcu paczki mogły potrzebować od trzech do czterech dni, aby dotrzeć do miejsca przeznaczenia. Główną trudnością były niedrożne drogi, bo punkty kontrolne były w każdej osadzie, kontrolowano dokumenty kierowców i ładunki. No i wiele mostów było zniszczonych, a infrastruktura uszkodzona. Ze względu na godzinę policyjną nasze samochody nie mogły wjeżdżać do miast w nocy, a kierowcy musieli czekać przy drogach do rana, co ograniczało całodobowe dostawy.

Jednak wróciliśmy do tempa dostaw sprzed wojny w mniej niż sześć miesięcy. Zaczęliśmy dostarczać przesyłki jeszcze szybciej, a średni czas dostawy skrócił się z 26 do 24 godzin. W dużej części to wynik ciągłych inwestycji w innowacje i rozwój naszej sieci logistycznej. Dlatego stale automatyzujemy nasze terminale i otwieramy nowe centra sortowania, wdrażając najnowsze rozwiązania lean irobotykę.

Trudno było przywrócić sieć i zapewnić bezpieczeństwo pracownikom. Ale każdego dnia otwieraliśmy 70-80 oddziałów w całym kraju. W ten sposób w ciągu dwóch miesięcy przywróciliśmy 17 500 punktów usługowych, w których ludzie mogli odbierać i wysyłać paczki i ładunki. Dziś sieć Nova Post w Ukrainie jest większa niż w 2022 roku, a nawet większa niż w 2014 roku. W ubiegłym roku otworzyliśmy 1 747 nowych placówek i zainstalowaliśmy 8 410 urzędów pocztowych w kraju, nawet na obszarach frontowych. Sieć składa się obecnie z 13 173 oddziałów i 24 535 urzędów pocztowych, co daje łącznie 37 708 punktów obsługi.

Nova Post dostarcza pomoc w odległe miejsca Ukrany

Przedwojenne rekordy w liczbie dostarczonych paczek zostały również przekroczone. W 2021 roku dostarczyliśmy 372 miliony paczek, podczas gdy w ubiegłym roku liczba dostarczonych paczek wyniosła 480 milionów, czyli 29%

więcej niż przed wojną.

W 2021 roku ustanowiliśmy rekord, dostarczając 1,8 miliona paczek dziennie. A już w 2024 r. udało nam się dostarczać 2,24 mln paczek dziennie. Wszystko to było możliwe dzięki pracownikom Nova Post i zaufaniu klientów.

Czy zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że wejście Nova Post na rynki europejskie to nie tylko nowe horyzonty i skalowanie biznesu, ale także czynnik jednoczący Ukraińców za granicą, którzy często są rozczarowani zagranicznymi usługami?

Nova Post jednoczy Ukraińców. Głównym celem naszego wejścia na rynek europejski, w tym polski, była pomoc Ukraińcom, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia Ukrainy, aby nie stracili kontaktu ze swoimi krewnymi w ojczyźnie.

Powiedzieliśmy: „Podzieleni granicami, zjednoczeni przez Nova Post”. Jednak nie dzielimy naszych klientów na Ukraińców i nie-Ukraińców. Naszym klientem jest każdy, kto ceni sobie wysoką jakość usług i szybką dostawę.

Z biegiem czasu dodaliśmy usługi, które są również przydatne i interesujące dla lokalnych mieszkańców, takie jak szybka dostawa w kraju, dostawa między krajami europejskimi, sprzedaż opakowań i inne. Ponadto Ukraińcy polecali nas swoim znajomym – Polakom, Niemcom, Hiszpanom – a ci stali się naszymi klientami.

Podążyliśmy za naszymi klientami, weszliśmy na rynek UE i intensywnie rozwijamy się poza Ukrainą. Nova Post działa w 16 krajach europejskich, otworzyliśmy 126 oddziałów i mamy ponad 87 000 punktów usługowych.

Jakie są wasze plany na rozwój sieci NOVA POST za granicą?

Kiedy wchodzimy do nowego kraju, zawsze robimy to we współpracy z lokalnym operatorem. To współpraca korzystna dla obu stron, ponieważ my zwiększamy ich wolumeny, a oni zwiększają nasz zasięg. Nie mamy konkurentów, ale mamy ponad dziesięciu partnerów w całej Europie. To znani na całym świecie giganci – DPD, DHL, GLS, Emons, a także lokalni gracze: Chronopost, SPS, Venipak, InPost itp.

Nasze przewagi konkurencyjne obejmują niezawodność, technologię i koncentrację na kliencie. Udostępniliśmy wszystkie nasze usługi online – można je zamówić na naszej stronie internetowej, w wielojęzycznej aplikacji mobilnej, na koncie biznesowym itp. Aby upewnić się, że nasi klienci zawsze wiedzą, gdzie znajduje się ich przesyłka, wdrożyliśmy funkcję śledzenia, która pomaga obserwować wszystkie etapy przemieszczania się paczki lub ładunku w czasie rzeczywistym.

Jeśli chodzi o rozwój sieci w Europie, realizujemy strategię pogłębiania i konsolidacji w krajach, w których jesteśmy już obecni. W tym roku planujemy otworzyć nowe punkty usługowe i rozwinąć własne ukierunkowane dostawy.

Jak wyglądała ścieżka rozwoju biznesu w Polsce?

Byliśmy prawdopodobnie pierwszą dużą ukraińską firmą, która weszła na polski rynek od początku wojny na pełną skalę. Początkowo, w kwietniu 2022 roku, uruchomiliśmy usługę „Rzeczy z domu za granicę”. Zapewniała ona dostawę rzeczy osobistych Ukraińcom, którzy tymczasowo opuścili terytorium Ukrainy z powodu wojny, z dużymi, sięgającymi 80% rabatami.

W maju 2022 r. ostatecznie zdecydowaliśmy się wejść na rynek europejski, a na początku października otworzyliśmy nasz pierwszy oddział w Warszawie.

Nie mogę powiedzieć, że to było szybkie i łatwe, ale Polska była najbardziej lojalna na początku wojny. Wprowadziła uproszczone procedury odprawy celnej dla ładunków C2C, dzięki czemu nadal możemy szybko przewozić dziesiątki tysięcy paczek dziennie. Nawiasem mówiąc, nie każdy urząd celny ma wystarczające zasoby, by obsłużyć odprawę celną tysięcy paczek dla osób fizycznych.

Nova Post aktywnie się rozwija w Polsce

Z jakimi wyzwaniami musieliście się zmierzyć?

Było tylko jedno wyzwanie: szybkie wejście na rynek nowego kraju. Reszta to po prostu nowe reguły gry, które zaakceptowaliśmy. Otworzyliśmy spółkę zo.o., konta bankowe i na własną rękę szukaliśmy pracowników w Polsce.

Pierwszy oddział Nova Post w Warszawie został otwarty 3 października 2022 roku. W ciągu pierwszych trzech miesięcy działalności, tj. od października do grudnia 2022 roku, otworzyliśmy rekordową liczbę 17 placówek w Polsce. W pierwszym roku działalności w Polsce dostarczyliśmy ponad 1,3 mln przesyłek międzynarodowych.

Dziś Nova Post ma 50 biur w Polsce, co czyni ją największą siecią spośród wszystkich krajów, w których działamy – poza Ukrainą.

Nie tylko zapewniamy wysokiej jakości usługi, ale także tworzymy nowe miejsca pracy, płacimy podatki i przyczyniamy się do rozwoju polskiej gospodarki. W 2024 r. firma odprowadziła ponad 14 mln zł podatków do budżetów wszystkich szczebli. Mamy już stałych klientów wśród polskich konsumentów – osób fizycznych i firm. Są to na przykład polscy przedsiębiorcy, którzy najczęściej realizują dostawy do Ukrainy. Jeśli wyślesz paczkę przez Nova Post z Warszawy przed godziną 12.00, może ona być we Lwowie już następnego dnia wieczorem. Kto inny może być dla nich bardziej niezawodnym partnerem?

Szybka dostawa z Polski do Niemiec jest popularna wśród lokalnych klientów. Ludzie często wysyłają walizki do Hiszpanii, Włoch i Francji przez Nova Post, by uniknąć przepłacania za bagaż w samolocie. Dzięki temu wyjeżdżasz na wakacje i nie musisz martwić się o swoją walizkę. Zostanie ona dostarczona pod twoje drzwi przez kuriera Nova Post w dogodnym dla ciebie terminie.

Jak będzie rozwijać się sieć placówek pocztowych w Polsce w najbliższych latach?

Plany dalszego rozwoju Nova Post w Polsce są ambitne. W 2025 roku planujemy otworzyć ponad 20 kolejnych oddziałów, przede wszystkim w Tychach, Elblągu, Płocku i Koszalinie, a także dwie sortownie w Poznaniu i

Krakowie.

Firma będzie miała również nowoczesne centrum realizacji zamówień wWarszawie. Wszystko po to, by dostawy były jeszcze szybsze i wygodniejsze. Wszyscy znamy memy o tym, że Nova Post jako pierwsza wjechała na Krym czy w rejon Kurska lub dostarczyła broń na linię frontu. Na ile ważne jest dla Pana i dla Pana firmy to, że sami użytkownicy pracują nad jej promocją?

To wyjątkowy przypadek, gdy ludzie sami tworzą pozytywne tło informacyjne wokół marki. Jednak Rosja wykorzystuje te memy w swojej wojnie informacyjnej, propagandzie i usprawiedliwianiu ataków na naszą infrastrukturę.

Podczas wojny żarty o Nova Post stały się częścią kultury popularnej i doceniamy to. Co więcej, niektóre z nich nawet popieramy, jak ten o powrocie na Krym i otwarciu oddziału w Jaskółczym Gnieździe [zabytek architektury na Krymie – red.]. To było zabawne.

Traktujemy to jak dowód zaufania do firmy i dowód tego, że konsumenci kojarzą nas z szybkością, niezawodnością i odpornością.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka i dziennikarka. Ukończyła polonistykę na Wołyńskim Uniwersytecie Narodowym Lesia Ukrainka oraz Turkologię w Instytucie Yunusa Emre (Turcja). Była redaktorką i felietonistką „Gazety po ukraińsku” i magazynu „Kraina”, pracowała dla diaspory ukraińskiej w Radiu Olsztyn, publikowała w Forbes, Leadership Journey, Huxley, Landlord i innych. Absolwent Thomas PPA International Certified Course (Wielka Brytania) z doświadczeniem w zakresie zasobów ludzkich. Pierwsza książka „Kobiety niskiego” ukazała się w wydawnictwie „Nora-druk” w 2016 roku, druga została opracowana przy pomocy Instytutu Literatury w Krakowie już podczas inwazji na pełną skalę.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

„Kobiety są jak kaktusy: silne na zewnątrz, delikatne w środku”

Iryna Milewska z Umana — założycielka warszawskiego studia depilacji laserowej i woskowej Cactus.

Z depilacją, a zwłaszcza z shugaringiem (metoda usuwania zbędnego owłosienia za pomocą gęstej cukrowej pasty), Iryna zetknęła się jeszcze w 2016 roku w Ukrainie. Ukończyła kurs szkoleniowy, a rok później przeprowadziła się do Polski, gdzie najpierw pracowała indywidualnie, a potem w salonie. Równolegle ciągle podnosiła swoje kwalifikacje. Jak sama mówi, zawsze czuła w sobie potrzebę wolności od przełożonych i pragnęła być gospodynią własnego życia. Iryna Milewska opowiada:

— Mam dwoje dzieci, a teraz jestem w ciąży z trzecim. Jednocześnie wewnątrz zawsze czułam się przedsiębiorczynią. Nie chciałam być tylko mamą lub tylko pracować w cudzym salonie — chciałam stworzyć własną przestrzeń, swoją atmosferę, zespół, serwis na poziomie, który by zachwycał.

Iryna wzięła pożyczkę na założenie własnej firmy

Iryna podkreśla, że dla niej depilacja to nie tylko kwestia estetyki. To także komfort, pewność siebie, troska o własne ciało.

— Chciałam dać kobietom właśnie to: miejsce, w którym poczują się zaopiekowane.

Kiedy udało mi się odłożyć pierwszą większą kwotę, kupiłam aparat do depilacji laserowej — pięć lat temu kosztował około 60 tysięcy złotych. To był poważny krok, nie ukrywam, że wzięłam na to kredyt. Zaczęłam pracować z laserem — a zapotrzebowanie przerosło moje oczekiwania. To właśnie wtedy zdecydowałam się na otwarcie pierwszego małego studia w dzielnicy Wilanów. Niestety, po pół roku aparat przestał działać — wtedy kupiliśmy dwa nowe, jeszcze droższe.

Na szczęście miałam już bazę stałych klientek, które przychodziły do mnie wcześniej na shugaring i depilację woskiem. Gdy wprowadziłam laser, większość z nich naturalnie przeszła na nową usługę. Jestem im za to ogromnie wdzięczna — to dzięki tym kobietom wszystko się rozkręciło. Teraz mam już dwie studia.

Ile potrzeba pieniędzy, żeby otworzyć salon depilacji? I po jakim czasie zwraca się taka inwestycja?

— Szczerze mówiąc, na start potrzeba od 20 tysięcy euro. Wliczając wynajem, remont, materiały, szkolenie zespołu, reklamę no i oczywiście sam aparat — który był dla mnie największą inwestycją.

Jak zdobywała Pani klientki i specjalistki?

— Działała poczta pantoflowa — dziewczyny polecały mnie sobie nawzajem. Aktywnie promowałam się też w ukraińskich grupach kobiecych w Warszawie. Z czasem zaczęło przybywać coraz więcej Polek — i to był dla mnie ważny znak, że poziom usług jest naprawdę wysoki.

Gdy zobaczyłam, że fizycznie nie jestem w stanie przyjąć wszystkich chętnych, zaczęłam szukać pomocy. Ale nie chodziło tylko o osoby z umiejętnościami — chciałam, żeby podzielały moją filozofię. Dlatego wszystkie swoje specjalistki szkoliłam osobiście, dzieliłam się doświadczeniem, kontrolowałam każdy szczegół, żeby klientki czuły tę samą troskę, jaką otrzymałyby ode mnie.

Cały czas się uczę — robię nowe kursy, interesuję się nowymi technologiami, doskonalę technikę. I przekazuję to dalej mojemu zespołowi.

Co było najtrudniejsze w otwieraniu własnego biznesu w Polsce? Spotkała się Pani z biurokracją, barierą językową, nieufnością?

— Zanim otworzyłam biznes, przez kilka lat mieszkałam już w Polsce, pracowałam na różnych stanowiskach, na co dzień mówiłam po polsku — więc nie czułam bariery językowej.

Ukończyłam intensywny kurs językowy, co dało mi dużą pewność siebie — swobodnie rozmawiam z polskimi klientkami, rozumiem wszystkie dokumenty, bez problemu prowadzę komunikację.

Biurokracja? Tak jak w każdym kraju, w Polsce też są swoje niuanse. Ale jeśli jesteś gotowa się uczyć i nie boisz się pytać, wszystko da się poukładać. Pomagała mi wewnętrzna organizacja i chęć, żeby od początku robić wszystko uczciwie i zgodnie z zasadami.

Myślę, że to, co przełamuje wszystkie bariery, to szczerość, szacunek i profesjonalizm.

Około 60% naszych klientek to Ukrainki, a około 40% — Polki.

W Ukrainie kobiety bardzo poważnie podchodzą do wyglądu. Zabiegi beauty to dla nas nie luksus, ale część codziennej rutyny. Ukrainki zaczynają dbać o siebie wcześnie: regularne wizyty u kosmetologa, u specjalistki od brwi, depilacja, fryzury, manicure — wszystko dokładnie, systematycznie, z uwagą na detale.

W Polsce podejście jest trochę inne. Tutaj bardziej liczy się naturalność, prostota. Kobiety mogą zrobić zabieg raz, a potem wrócić po kilku miesiącach, kiedy znowu będą miały ochotę. Są oczywiście osoby bardzo dbające o siebie, ale ogólnie kultura beauty jest tu spokojniejsza, bez takiego pośpiechu i systematyczności, jak u nas.

Wiele Polek nie wiedziało, jak skuteczne mogą być nowoczesne zabiegi, zwłaszcza depilacja laserowa. I kiedy już spróbowały, wracały z pytaniem: „Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej?”. A to zawsze daje motywację.

Ukraińska dbałość o wygląd i polska lekkość tworzą razem ciekawą kulturę piękna, którą obserwuję każdego dnia w moim studiu.

Skąd nazwa Cactus?

— Kaktus to symbol siły, wytrzymałości i piękna, które nie potrzebuje niczego zbędnego, żeby zakwitnąć. Może przetrwać nawet w najtrudniejszych warunkach. Ta filozofia jest mi bardzo bliska. Kobiety są jak kaktusy: delikatne w środku, silne na zewnątrz — i zawsze gotowe rozkwitnąć, jeśli znajdą troskę i wsparcie.

Jednocześnie zrozumiałem, że depilacja to nie tylko estetyka. Chodzi o komfort, pewność siebie, dbałość o siebie. Chciałem dać kobietom właśnie to - miejsce, w którym można się nimi opiekować.

Kiedy inwestycja zaczyna się zwracać?

— Jeśli pracujemy z pełnym zaangażowaniem, jesteśmy uczciwi wobec klientek i nie obniżamy jakości obsługi — inwestycja może zacząć się zwracać już po 6–12 miesiącach. W moim przypadku stało się to dość szybko. Klientki przeszły na laser, zaczęły przyprowadzać przyjaciółki, zostawiać opinie — i napływ nowych osób wzrósł.

Ale zawsze powtarzam: sukces to nie tylko pieniądze. To gotowość do ryzyka, uczenia się, niepoddawania. Jeśli wierzycie w to, co robicie — nawet kredyt nie jest straszny. Może stać się impulsem do wielkiego zwycięstwa.

Moja główna rada to: nie czekać i nie bać się. Nie czekać na idealny moment, nie bać się nowego kraju, języka, systemu czy niepowodzeń. Wiara w siebie to pierwsza inwestycja, która naprawdę przynosi zwrot.

Radzę też, by nie kopiować innych. Twórzcie swój biznes tak, jak sami — autentyczny, żywy. Ludzie to wyczują. I co najważniejsze — pamiętajcie, po co to robicie.

Biznes za granicą to nie tylko zarobek. To także szansa na odnalezienie siebie, pokazanie światu i swoim dzieciom, że nie ma rzeczy niemożliwych.

„Zaczęłam z 9 tysiącami złotych. I chęcią wyrwania się z toksycznego otoczenia”

23-letnia Rusłana Rotowa z Krzywego Rogu — właścicielka salonu Oh My Girl w Warszawie — opowiada:

— Otwarcie własnego biznesu wynikło u mnie z życiowych okoliczności. Pracowałam jako manicurzystka, wynajmując gabinet u Polki. Niestety, nasza współpraca była trudna i toksyczna, i w pewnym momencie zrozumiałam: albo zostaję, albo biorę odpowiedzialność i zaczynam coś własnego. To był ryzykowny krok — miałam wtedy 20 lat i w kieszeni dokładnie 9 tysięcy złotych.

Ale czasem strach to najlepszy motywator.

Pracowałam na dwóch etatach, oszczędzałam każdą złotówkę. Cały kapitał włożyłam w biznes. Doskonale pamiętam moje pierwsze, malutkie 33 m² – wtedy wydawało mi się, że to cały świat. Pamiętam zapach świeżo malowanych ścian, trzask laminatu, wsparcie mamy i jej rady – to ona razem ze mną robiła remont. Działałyśmy wspólnie, własnymi rękami.

Jakie były pierwsze usługi w salonie?

— Zaczęliśmy od podstaw: manicure, pedicure, brwi. Z czasem dodaliśmy przedłużanie rzęs, laminację, a po przeprowadzce do większego lokalu – usługi fryzjerskie. Obecnie mamy 200 m² na dwóch piętrach. Gdy pierwszy raz weszłam do tego miejsca, serce mi zadrżało: „A co jeśli nie dam rady?” Ale dałam – i zamierzam dalej rosnąć.

Jak budowała Pani zespół?

— To było osobne wyzwanie! Trudno znaleźć dobrych specjalistów, bo wiele osób pracuje w domach lub wynajmuje małe gabinety. Poszłam więc inną drogą – zatrudniałam początkujące i szkoliłam je od podstaw. Zainwestowałyśmy dużo czasu, zaangażowania i zaufania, by zbudować prawdziwy zespół. Obok mnie cały czas była też moja mama – ogromne wsparcie.

W naszym teamie pracują wyłącznie Ukrainki. Próbowaliśmy współpracy z polskimi specjalistkami, ale technika, podejście i standardy były różne. Aktualnie mamy 10 pracownic, a ja nadal aktywnie uczestniczę w pracy: prowadzę szkolenia, obsługuję klientki i zarządzam procesami. Nie jestem tylko właścicielką – żyję tym biznesem.

Jaką największą lekcję wyciągnęła Pani na początku prowadzenia firmy?

— Próbowałam być koleżanką dla pracownic. Ale biznes to nie przyjaźń – to szacunek dla jasnych granic. Obecnie utrzymuję zdystansowaną relację zawodową, co przynosi lepszy komfort i efekty w pracy.

Czego nigdy by Pani nie wybaczyła pracownicy?

— Ujawnienia danych osobowych klientek. To jest zdecydowanie niedopuszczalne. Mieliśmy jeden przypadek – i od razu podjęłam decyzję o rozstaniu się. Zaufanie to fundament tego, co robimy.

Czy klientki z Polski i Ukrainy mają różne oczekiwania?

— Ukrainki przychodzą z konkretnym pomysłem – design, forma, kolor – wiedzą, czego chcą. Polki są bardziej stonowane, wybierają klasyczne opcje, np. delikatne, neutralne lakiery lub czerwony kolor. Ale nasze usługi także im się podobają – obecnie około 50 % klientek to Polki.

Jakie są Pani dalsze plany rozwoju?

— Marzę o stworzeniu własnej marki – np. profesjonalnych materiałów do manicure. W 2023 roku mieliśmy już dwa salony, ale ostatecznie zdecydowałam się skupić na jednym. Skalowanie biznesu w pojedynkę jest niezwykle trudne. Teraz chcę stabilności i stabilnego fundamentu pod przyszły rozwój.

Rusłana pracowała na dwóch etatach, aby zaoszczędzić na otwarcie własnego salonu

Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu biznesu?

— Relacje z klientkami. Zwłaszcza gdy pojawiają się negatywne opinie. Na początku bardzo to przeżywałam, płakałam. Chciałam każdemu dogodzić. Teraz wiem, że błędy się zdarzają, nie wszystkie osoby są gotowe na dialog. Trzeba jednak umieć je naprawić, uczyć się, jak rozmawiać z klientem.

Ile średnio kobiety wydają miesięcznie na pielęgnację?

— Od 1000 zł. I to nie jest luksus, a dbanie o siebie.

Jaką radę dałaby Pani Ukrainkom, które marzą o biznesie za granicą, ale boją się?

— Ryzykować. Lepiej żałować, że coś zrobiłaś, niż całe życie żałować, że nie spróbowałaś. I warto stworzyć poduszkę finansową. Unikać impulsywnych decyzji. Nie bać się prosić o pomoc i popełniać błędów, bo to właśnie z nich uczymy się i stajemy silniejsze.

Jak zmienił Panią własny biznes?

— Przeszłam drogę od 20‑latki, która bała się utraty wszystkiego, do kobiety, która pewnie prowadzi zespół. Zmieniłam się wewnętrznie i zewnętrznie. Mam wyprostowaną postawę. Urosłam. I jestem z tego dumna.

„Czasem trzeba działać 24/7. Ale to cena własnego biznesu”

Inna Żurkiewicz z Krzywego Rogu — właścicielka oraz główna manicurzystka salonu In Room w Warszawie — opowiada:

— Największymi wyzwaniami były: bariera językowa, życie w hostelu i praca na etacie przy zupełnie innych standardach niż te, do których byłam przyzwyczajona. Te trudności sprawiły, że wróciłam do Ukrainy na pewien czas. Ale potem znów wyjechałam.

Jestem manicurzystką z 10‑letnim doświadczeniem, więc nie brałam pod uwagę innej ścieżki zawodowej. Zyskałam doświadczenie w polskim salonie, ale po konfrontacji z nieuczciwością właścicieli zdecydowałam się rozpocząć pracę na własny rachunek. To nie była bajka — nikt mnie nie sponsorował ani nie pomagał.

Inna doświadczyła trudności w pracy na etacie, co skłoniło ją do założenia własnego salonu.

— Najtrudniejsze było pracować dla kogoś, kto nic nie rozumie w manicure — często zdarzało się, że robiłam usługę najlepiej jak mogłam, a potem dostawałam karę. Trudno też było, gdy warunki pracy były fatalne. Po takim doświadczeniu postanowiłam, że w moim salonie będzie zupełnie inaczej: przyjazna, pozytywna atmosfera, strefa relaksu dla pracownic oraz idealne warunki sanitarne.

Czy trudno jest otworzyć beauty-biznes w Warszawie?

— Nie, jeśli ma się na to pieniądze. Zaskoczyła mnie jednak polska struktura podatkowa — podatki są tu znacznie wyższe niż na Ukrainie. Bariera językowa występowała na początku, ale klientki jej wybaczały, bo jakość usług była lepsza niż u wielu innych specjalistek. Po rosyjskiej inwazji słyszałam o przypadkach złego traktowania Ukraińców przez niektórych Polaków, ale sama nie doświadczyłam tego w swoim salonie.

Jaki kapitał jest potrzebny, by otworzyć salon manicure? Na co idą największe pieniądze?

— Trzeba mieć co najmniej 50 tys. zł. Największe koszty to remont lokalu, meble i sprzęt. Oczywiście można to zrobić taniej, ale koszty mogą też być bardzo wysokie. Trzeba też pamiętać, że nawet solidny remont nie chroni przed sytuacją, że po roku właściciel może zażądać wykwaterowania. Wtedy trzeba zaczynać od nowa, mimo że remont mógł się jeszcze nie zwrócić.

Ile można zarobić, prowadząc własny salon?

— Od 7 tys. zł miesięcznie.

Jaki jest Pani styl działania i podejście?

— Mój salon to moje dziecko! Nigdy nie żałuję na materiały. Mamy np. paletę ponad 1000 odcieni, co sprawia, że często słyszymy od klientek „wow”.

Najtrudniej jest pracować dla kogoś, kto nic nie rozumie o manicure, dlatego często zdarzają się sytuacje, w których robisz wszystko, co w twojej mocy, a potem dostajesz za to grzywnę. Jest to trudne, gdy warunki pracy są okropne. Po takim doświadczeniu zdecydowałem, że w moim salonie wszystko będzie zupełnie inne: przyjazna, pozytywna atmosfera, strefa rekreacyjna dla rzemieślniczek, a także idealne warunki sanitarne.

„Przeszłam trudną drogę adaptacji w innym kraju, zaczynałam od zera — bez dużych finansów, bez gwarancji, bez konkretnej strategii. Tylko z chęcią i wsparciem najbliższych. I teraz patrzę wstecz z wdzięcznością — nawet za trudności. Bo to one mnie wzmocniły.”

Zdarza się, że trzeba pracować 24/7. Ale to część prowadzenia własnego biznesu, do którego trzeba być przygotowanym jeszcze przed startem.

Jednocześnie ważne jest znalezienie balansu między pracą a życiem osobistym. Bo piękno to nie tylko wygląd zewnętrzny — to umiejętność znajdowania równowagi między wnętrzem i wizerunkiem, między pewnością siebie i delikatnością, między energią a spokojem.

Porady dla czytelniczek:

Potrzeba 50-100 tys zł (12-25 tys euro) na start
Najdroższe pozycje to wynajem lokalu (2-10 tys zł), remont, wyposażenie, materiały, sterylizacja.
Warto oszczędzić na meblach-używany stół do maniucure może kosztować 500 zł, nowy 4 tys zł.
Wybierając pokój, ważne jest, aby spełniał standardy stacji sanitarno-epidemiologicznej. Dlatego albo kup konsultację doświadczonych właścicieli z tej samej branży, albo odwiedź stację sanitarno-epidemiologiczną i pozwól im ocenić pomieszczenia, które im się podobały. Często nowicjusze otwierają salon, a po pół roku przychodzi do nich inspektor i odkrywa nieoczekiwane naruszenia i biznes trzeba zamknąć.

Zysk salonu paznokci wynosi od 7 tysięcy złotych.
Jednocześnie z jednego stanowiska pracy można zarobić około 10 tysięcy złotych.
Prowizja dla specjalistek wynosi 40-50% dochodu. Koszt materiałów — 10-15%.
Koszty operacyjne — 15-20%. Zostaje około 25% marży.

‍ Zdjęcia z prywatnych archiwów bohaterek

20
хв

Jak otworzyć salon piękności w Polsce? Ukrainki o ryzykach, błędach i odnalezieniu siebie na nowo

Oksana Szczyrba

Dwa lata przyglądania się

Julia Karłowa: – Przedsiębiorczością zajmowaliśmy się przez całe życie: handlowaliśmy na bazarze w Czerniowcach, mieliśmy punkty z artykułami sanitarnymi, sklepy. Wojna wymusiła na nas zmiany. Otworzyłam salon manicure w Warszawie. Pracowałam w nim sama i wynajmowałam miejsca innym manikiurzystkom. A potem wraz z mężem postanowiliśmy spróbować swoich sił w branży restauracyjnej.

Mykoła Karłow: – Gdy wybuchła wojna na pełną skalę, pojechałem do Ukrainy jako wolontariusz. Pracowałem w centrum humanitarnym: najpierw przy rozładunku, potem jako koordynator. 14-16 godzin dziennie.

Kiedy w naszą działalność zaczęli się wtrącać niektórzy posłowie, wróciłem do Warszawy. Zacząłem pomagać naszym ludziom, między innymi w znalezieniu mieszkania. Równolegle zaczęliśmy myśleć o biznesie gastronomicznym. Często chodziliśmy do restauracji, kawiarni, uczyliśmy się, analizowaliśmy. Zawsze byliśmy krytycznymi klientami, interesowało nas dobre jedzenie oraz obsługa. To był dla nas nowy kierunek, więc chcieliśmy poznać wszystko do najdrobniejszych szczegółów.

Oksana Szczyrba: – Dlaczego pizzeria?

Mykoła: – Lubimy dobrze zjeść. Miałem biznes w produkcji, sprzedaży, a Julia w branży kosmetycznej, ale gastronomia stała się nowym wyzwaniem. Przez ponad dwa lata badaliśmy rynek, obserwowaliśmy, które marki się rozwijają, a które upadają. Jeździliśmy po różnych dzielnicach Warszawy, obserwowaliśmy konkurencję.

W końcu uznaliśmy, że pizzeria to najlepszy wybór. Średni rachunek jest tu wyższy niż w kawiarni. Ważne jednak było znalezienie marki, która dba o jakość.

Julia: – Analizowaliśmy, które franczyzy są zamykane, a które sprzedawane. Wybraliśmy tę, która działa stabilnie i jest drogo sprzedawana — to oznaka wartości. Porozmawialiśmy z kilkoma franczyzodawcami i zorientowaliśmy się, którzy z nich naprawdę dbają o markę, a którzy po prostu sprzedają nazwę.

Lokal otworzyliśmy pod koniec 21 grudnia 2023 roku. To nasz pierwszy i jak dotąd jedyny nasz punkt. Wszystko robiliśmy sami — nie zatrudnialiśmy nikogo, zainwestowaliśmy ostatnie oszczędności, sprzedaliśmy nawet samochód. Ojciec Mykoły przyjechał do nas z Ukrainy, by pomóc w remoncie. Pracowaliśmy od rana do późnego wieczora.

Julia z synem podczas remontu lokalu

Między piecem a stołem

Ile kosztuje otwarcie pizzerii?

Mykoła: – To zależy od metrażu, remontu, wyposażenia. Nasz lokal ma powierzchnię 100 metrów kwadratowych, wydaliśmy do 100 tysięcy dolarów, choć oszczędziliśmy na remoncie.

Julia: – Pierwsze miesiące pracowaliśmy sami. Mykoła z kierownika stał się pizzaiolo [kucharz zajmujący się robieniem pizzy zgodnie z życzeniami klientów – red.], a ja kasjerką i pomocniczką kucharza. Kucharz z naszej franczyzy uczył Kolę przygotowywać pizzę, bruschettę, focaccię, a mnie – makarony, sałatki i desery. Dopóki obroty były niewielkie, nie mogliśmy sobie pozwolić na zatrudnienie pracowników. Pomagał nam też nasz syn. Z czasem polubił tę pracę. Teraz chętnie pracuje jako kelner.

Trudno było uruchomić firmę w Polsce?

Mykoła: – Było wiele wyzwań, bo w branży gastronomicznej wcześniej nie działaliśmy. Bez franczyzy byłoby zbyt trudno – dostaliśmy menu, przepisy, standardy, to bardzo pomogło. Ale musieliśmy uczyć się w trakcie pracy. Pierwsze święta były bardzo intensywne: mnóstwo zamówień, a tylko jeden kelner plus nas dwoje z żoną. Biegałem między piecem a stołem. Niestety nie mam zdjęć ani filmów (śmiech). Julii też było ciężko, bo nie mówiła płynnie po polsku. Z czasem jednak wszystko się ułożyło. Teraz Julia na każde pytanie odpowiada już po polsku. Bo jak inaczej, skoro 90% naszych głównych klientów to Polacy?

Ilu macie pracowników?

Julia: – Na zmianie zazwyczaj pracuje kilka osób: pizzaiolo, kasjer, kelner i pomocnik. Nie mamy marketingowców ani specjalistów od PR, nie pozwala na to wysokość obrotów. Więc na razie sami zajmujemy się wszystkim.

Jakie są średnie dochody z takiej działalności?

Mykoła: – W najlepszym przypadku 10-15 tysięcy złotych. Ale większość tej kwoty idzie na czynsz, prąd, pensje. Średni rachunek u nas wynosi 70 złotych. By zarobić 7 tysięcy, trzeba sprzedać około 150 pizz.

Mykoła jako pizzaiolo

Jeśli nie będziesz pracować głową, będziesz pracować rękami

Dlaczego inne podobne lokale w Polsce są teraz zamykane? Co robią źle?

Mykoła: – Zamykają się z powodu niskiej marży, gdy zostaje im, powiedzmy, 10 procent czystego zysku.

Jeśli masz niewielki obrót, zdarza się, że pracownik zarabia więcej niż właściciel

Julia: – W centrum jest łatwiej, bo tu są turyści. W dzielnicy sypialnianej są stali klienci i jeśli pogorszy się ocena lokalu, nowych nie będzie. Poza tym dostawcy często psują reputację: kurierzy jeżdżą bez toreb termicznych, mylą adresy, spóźniają się, nie mówią po polsku. Wtedy negatywne opinie idą na konto pizzerii.

Jak podchodzicie do krytyki?

Mykoła: – Normalnie. Z Google wynika, że 95% naszych klientów jest zadowolonych. Mamy najwyższą ocenę wśród podobnych pizzerii w mieście. Oczywiście zdarzają się różne rzeczy, nie da się zadowolić wszystkich.

„Klient nasz pan”. Przestrzegacie tej zasady?

Julia: – Dzielimy klientów na dwa typy: tych, którzy mogą udowodnić swoją rację, i tych, którzy jednak racji nie mają. Kiedy dzwoni nietrzeźwy klient, zamawia pizzę, dostarczamy mu ją, a on nie chce za nią zapłacić, bo nie pamięta, co zamawiał – to on nie ma racji.

Nawiasem mówiąc, akurat ta historia miała ciąg dalszy. Okazało się, że to nasz stały klient. Przyjechał następnego dnia, przeprosił i chciał zapłacić za tę pizzę. Ale powiedziałam, że nie trzeba, bo kurier przywiózł pizzę z powrotem. Wtedy powiedział: „Dziękuję, że szanujecie swoich klientów”.

Mykoła: – Była taka sytuacja, że klientka stanęła na ulicy obok naszej pizzerii i krzyczała, żeby ludzie nie zamawiali u nas jedzenia, bo trzeba długo czekać na realizację zamówienia. I co było robić? Teraz ona regularnie do nas przychodzi i zamawia pizzę. Ludzie są różni.

Jak podzieliliście obowiązki w biznesie?

Mykoła: – Wcześniej dla kogoś innego pracowałem tylko przez jeden dzień w życiu; zawsze miałem własną firmę. Ale teraz zacząłem pracować w Warszawie dla pewnej ukraińskiej firmy medycznej, zajmuję tam stanowisko kierownika ds. budowy. Równolegle mam też firmę, która świadczy usługi w zakresie ogrzewania i wentylacji. Pizzerię prowadzi Julia, jest dyrektorką. Ale ja zawsze jestem w pobliżu, syn też jest z nami.

Julia: – Przyzwyczailiśmy się do wspólnej pracy jeszcze w Ukrainie. Po 25 latach wspólnego życia już nawet się nie kłócimy (uśmiecha się). Mamy też dorosłą córkę, ma 23 lata i również zajmuje się biznesem. W ciągu ostatniego półrocza udało się stworzyć wspaniały zespół.

Teraz robię to, co kocham. Cieszę się, że ludziom u nas smakuje i jest przytulnie. Klienci stają się jak rodzina

Marzę, by pizzeria zaczęła działać samodzielnie. A potem może otworzę jeszcze małą cukiernię lub piekarnię.

Co powiedzielibyście innym Ukraińcom, którzy marzą o własnym biznesie w Polsce?

Mykoła: – Na pewno nie będę mówił o trudnościach, z którymi można się spotkać, bo to tylko zniechęca. A trudności na pewno będą. Trzeba po prostu nie bać się i ryzykować. I rozumieć, że w 90% przypadków może być porażka.

Jaki macie cel?

Julia: – Dla nas najważniejsze jest szczęście rodziny, po to pracujemy. I te wartości przekazujemy naszym dzieciom. Nasza córka już w wieku 17 lat poszła na swoje. Przez jakiś czas mieszkała we Włoszech, ale teraz mieszka z nami. To wspaniałe, że możemy spotykać się wieczorami.

Rodzina Karłowów w Polsce

Kiedy była w 11 klasie, zaczęła opuszczać lekcje. Dowiedziałam się o tym przypadkiem. Mykoła zapytał ją, dlaczego to robi. Odpowiedziała, że te lekcje jej nie interesują. Więc Mykoła zaproponował: „Jedź ze mną do Kijowa, do szkoły biznesu”. Byłam sceptyczna, ale Ira zobaczyła tam, jak ludzie prowadzą wielki biznes i jak to wpływa na ich życie. Przekonała się, że ci ludzie żyją lepiej niż my w tamtym momencie – to znaczy, że nauka jest ważna. Często powtarzamy dzieciom: jeśli nie będziesz pracować głową, będziesz pracować rękami. A jeśli będziesz pracować głową, będziesz miał i swoją pracę, i szczęście rodzinne.

Zdjęcia: archiwum prywatne

20
хв

Klient ma rację – no, chyba że jej nie ma. Historia rodzinnej pizzerii otwartej przez Ukraińców w Warszawie

Oksana Szczyrba

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

„Trump powinien rozczarować się Putinem”. Kristi Raik o zagrożeniach dla procesu pokojowego w Ukrainie

Ексклюзив
20
хв

Mykoła Kułeba: – Rosjanie nie chcą zwracać ukraińskich dzieci, bo każde jest świadkiem ich zbrodni

Ексклюзив
20
хв

Posmak Alaski: czy to naprawdę zwycięstwo Rosji i jakie nowe pułapki pojawiły się dla Ukrainy i Europy

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress