Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
W kanadyjskich przedszkolach prezenty dostają nie nauczyciele, ale rodzice
Każda prowincja Kanady ma własne zasady i system funkcjonowania placówek edukacyjnych dla dzieci. Opowiem o naszych doświadczeniach w Toronto (Ontario), do którego przeprowadziłam się z Buczy z powodu inwazji. Z początku bardzo się martwiłam, czy uda mi się posłać moją dwuletnią córkę do kanadyjskiego przedszkola. Niepotrzebnie
Po wybuchu wojny w 2022 roku Kanada wprowadziła specjalny program CUAET dla obywateli Ukrainy. Otworzył on Ukraińcom możliwość uzyskania kanadyjskiej wizy w ramach uproszczonej procedury, a także uzyskania pozwolenia na pracę dla dorosłych i karty gościa dla dzieci na okres trzech lat od przyjazdu do Kanady.
Ponadto każdy Ukrainiec został uprawniony do otrzymania 3000 dolarów kanadyjskich (dzieci – 1500 dolarów) oraz wielu innych preferencji, w tym dotacji na przedszkole.
W Kanadzie istnieją przedszkola dotowane przez rząd i takie, które dotacji nie otrzymują. Po obdzwonieniu wszystkich w pobliżu naszego domu znalazłam jedno, które otrzymało dotację i w którym było miejsce dla mojej córki. Zarejestrowałam się na specjalnym portalu. Skontaktował się ze mną pracownik socjalny, który telefonicznie pomógł mi przesłać niezbędne dokumenty.
W Kanadzie to właśnie taki pracownik informuje cię, czy otrzymasz dotację, analizując dochody twojej rodziny z ostatniego roku
My nie mieliśmy jeszcze w Kanadzie żadnych dochodów, więc jako nowo przybyli Ukraińcy dotację otrzymaliśmy.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że w naszym przypadku dotacja nie była wypłatą, nie zniżką – lecz prawem dziecka do uczęszczania do przedszkola przez rok za darmo. Z racji tego, że minimalna opłata za przedszkole w Ontario wynosi 1200 dolarów kanadyjskich (około 900 USD) miesięcznie, a prywatne przedszkola kosztują 1700 USD lub więcej, takie wsparcie państwa jest bardzo odczuwalne.
W przypadku dzieci ukraińskich istniało specjalne zalecenie, aby były przyjmowane bez kolejki. Niestety nie wszyscy dyrektorzy przedszkoli byli tego świadomi, więc ukraińskie kobiety często nie mogły do nich swoich dzieci zapisać.
„Że-że-że”, czyli klucz do Diany
W Ukrainie dzieci zazwyczaj zaczynają uczęszczać do przedszkola w wieku trzech lat. Kiedy moja najstarsza córka poszła do prywatnego przedszkola w Kijowie w wieku dwóch lat, większość znajomych mówiła: „Za wcześnie!”.
Nasze przedszkole w Toronto przyjmuje dzieci niemal od momentu urodzenia. Jest specjalna grupa dla dzieci w wieku od 0 do 18 miesięcy, gdzie nauczyciele dostosowują się do trybu życia każdego dziecka.
W Kanadzie kobieta może być na urlopie macierzyńskim nawet przez rok, więc dzieci trafiają do przedszkola około pierwszego roku życia. W tym wieku większość kanadyjskich dzieci pozostaje bez rodziców przez cały dzień – i jest to norma
Gdy moja dwuletnia Diana zaczęła chodzić do kanadyjskiego przedszkola, nie rozumiała ani słowa po angielsku, więc pracownicy poprosili mnie o napisanie podstawowych słów po ukraińsku, by mogli się z nią porozumiewać
Jedna z nauczycielek, Afro-Kanadyjka o imieniu Sharon, która nie potrafiła wymówić ukraińskich słów, zaczęła mówić „że-że-że”, jakby żartem parodiując nasz język. Diana była bardzo rozbawiona i szybko znalazły wspólny język.
Aby pomóc mojej córce w adaptacji, nauczyciele zrobili zdjęcie naszej rodziny, wydrukowali je i powiesili na ścianie. Wyjaśnili, że to pomaga dziecku uspokoić się, gdy tęskni za rodzicami
Albert, który urodził się w Kanadzie 3 miesiące po naszym przyjeździe, zaczął chodzić do przedszkola w wieku 10 miesięcy – wtedy już pewnie stał na nogach i stawiał kroki. Jedna z nauczycielek tak bardzo się do niego przywiązała. Inne koleżanki żartowały nawet, że dzięki Albertowi zechce teraz mieć własne dzieci.
Po jednym nauczycielu na każde dziecko
Nasze przedszkole ma osobne wejście, ale w tym budynku działają też inne placówki społeczne. Czasami przedszkola są oddzielnymi budynkami ogrodzonymi płotem. Każde ma specjalną strefę spacerów. W naszym są trzy:
dla niemowląt – grupa osób poniżej 18. miesiąca życia;
dla maluchów – od 18 miesięcy do 3 lat,
dla przedszkolaków – od 3 do 4 lat (choć w dokumentach państwowych jest napisane, że do 6).
Każda grupa ma własne pomieszczenia i własnych wychowawców. Liczba wychowawców i dzieci w grupie jest również regulowana przez prawo. I tak w grupie młodszych dzieci może być do dziesięciorga maluchów i od trojga do dziesięciorga wychowawców. W grupie przedszkolnej, najstarszej, może być maksymalnie 24 dzieci.
Wychowawcy pochodzą z różnych grup etnicznych i narodowościowych. Jako matka widzę w takiej różnorodności same plusy, bo warto od najmłodszych lat uczyć dzieci szacunku do tych, którzy się od nich różnią.
Wieloetniczna grupa dzieci w Kanadzie na spacerze. Zdjęcie: Ian Taylor/Design Pics
Spacery w deszczu i ciemny pokój do spania
Każda grupa ma własny harmonogram i codzienną rutynę. Podczas gdy w grupie niemowląt dzieci mogą spać tak długo, jak chcą, i jeść, kiedy chcą – w grupach maluchów i przedszkolaków wszystko odbywa się według ustalonego programu.
Przedszkole jest otwarte od 8:00 do 18:00. Możesz przyprowadzić swoje dziecko o dowolnej porze. Jeśli ma być nieobecne, musisz zawczasu zadzwonić do przedszkola i wyjaśnić przyczynę.
Dzieci z kaszlem i katarem też mogą przychodzić, wstępu nie mają tylko maluchy z gorączką. Ich powrót do przedszkola zaleca się wtedy, gdy przez 24 godziny temperatura nie wzrośnie powyżej 36,6 stopnia Celsjusza
Dzieci we wszystkich grupach wychodzą na spacery dwa razy dziennie. Nie mogą wychodzić tylko wtedy, gdy jest bardzo zimno lub jest smog, wywoływany w Kanadzie przez częste pożarów lasów. Ale deszcz w spacerowaniu z dzieciakami nikomu w tym kraju nie przeszkadza.
W grupie średniej i starszej dzieci śpią tam, gdzie się bawią. Z szaf wyjmuje się wtedy składane łóżka, na których maluchy kładą się w swoich ubraniach – nie ma przebierania w piżamy. Tylko niemowlęta mają osobny pokój z łóżeczkami, w którym zawsze jest ciemno i panuje odpowiednia temperatura. Mój Albert spał tam czasem nawet po trzy godziny.
Posiłki serwowane są według wcześniej ustalonego menu. Możesz powiedzieć wychowawcom, na co twoje dziecko jest uczulone, a wtedy te produkty zostaną wykluczone z jego diety. W przedszkolu nie ma kuchni, lecz jest pomieszczenie, w którym pracuje osoba odpowiedzialna za catering. Każda dzielnica miasta ma specjalną kuchnię, w której gotuje się zgodnie z menu poszczególnych przedszkoli.
Nauczyciele mogą poprosić rodziców, by zapoznali się z menu, zalecić wprowadzenie nowych potraw i karmienie dzieci, jeśli są głodne.
Byłam zaskoczona tym, że w kanadyjskich przedszkolach zawsze jest coś do jedzenia
Menu dla dzieci, które jest wykwintne, jak w restauracji, obejmuje dania z różnych kuchni świata
Stały kontakt, ale bez pogaduszek
W Kanadzie przygotuj się na regularne mailowe rekomendacje od dyrekcji przedszkola. Piszą nich o wszystkim, co dotyczy potrzeb dziecka – na przykład o tym, że dzieci powinno mieć parasolkę czy filtr przeciwsłoneczny.
Personel przedszkola jest uprzejmy, otwarty i chętny do kontaktowania się z rodzicami. Nie ma natomiast pogaduszek w internetowych komunikatorach – ani z nauczycielami, ani z rodzicami.
W grupie niemowlęcej na koniec każdego dnia sporządzany jest specjalny raport na temat przebiegu dnia każdego dziecka: kiedy jadło i co, kiedy spało, kiedy zmieniono mu pieluszkę i co robiło. To właśnie z tych notatek dowiedziałam się, że Albert mówi już: „up” i „down”, lubi wkładać różne rzeczy do nocnika i grać na bębenkach.
W grupie maluchów takie raporty przygotowywane są co tydzień. Natomiast w najstarszej grupie, przedszkolaków, raportów się nie robi – większość dzieci umie już mówić, więc mogą same opowiedzieć rodzicom, co się wydarzyło.
Z raportów na temat Alberta dowiedziałam się też, że predyspozycje do piłki nożnej – nauczycielki radziły mi, bym posłała go na dodatkowe zajęcia piłkarskie. A jedna z nich, Polka, dodała, że choć sama piłki nie lubi, gdy Albert dorośnie i będzie grał w reprezentacji, to będzie oglądała jego mecze i mu kibicowała.
Jeśli dziecko się przewróci lub z kimś pokłóci, rodzice otrzymują podpisany przez wychowawców raport opisujący zajście i udzieloną dziecku pomoc
Podpis rodziców jest pod takim raportem obowiązkowy. Muszą potwierdzić, że zapoznali się ze sprawą i nie mają żadnych zastrzeżeń do pracy przedszkola.
Miłość do przyrody, otwarcie na różnorodność
W Kanadzie nie ma zwyczaju wręczania prezentów opiekunom dzieci – jedynym wyjątkiem są prezenty przed Bożym Narodzeniem. Zwykle dawałam im słodycze i kartki z życzeniami. W zeszłym roku włożyliśmy do paczuszki mydło, które moja najstarsza córka sama zrobiła. Nauczyciele długo dziękowali mi za tak oryginalny prezent.
Prezent na Dzień Ojca
Nasze przedszkole rozpieszcza prezentami rodziców. Przy okazji niemal każdego święta – Bożego Narodzenia, Walentynek, Dnia Ojca itp. – w szafce każdego dziecka można znaleźć prezent, który samo wykonało: odciski dłoni, malowane kamienie, ciasteczka i wiele niespodzianek, które trzymasz potem w domu na poczesnym miejscu.
Pewnego dnia Albert przyniósł z przedszkola nasionko w ziemi i instrukcję, byśmy przesadzili je do doniczki i wspólnie obserwowali, jak rośnie. To było takie słodkie! Myślę o wszystkich pracownikach tego przedszkola każdego dnia, kiedy podlewam kiełek.
Rośliny zasadzone przez dzieci rosną również na terenie przedszkola. Maluchy wspólnie dbają o swój ogród
Kanadyjskie przedszkola są przez niektórych krytykowane za tolerancję wobec społeczności LGBT+. W naszym mamy tęczową flagę i plakaty edukacyjne. Jedno z dzieci ma dwie mamy, a drugie dwóch ojców. Dzięki otwartemu podejściu nauczycieli maluchy dorastają ze świadomością różnorodności świata, a edukacja przedszkolna skupia się przede wszystkim na rozwijaniu umiejętności komunikowania się i współdziałania w grupie.
Moja córka ukończyła przedszkole w tym roku. Podczas uroczystej ceremonii dzieci dostały dyplomy i togi. Nauczyciele wyjawili nam, kim każde nich chce zostać w przyszłości. Diana marzy o zostaniu astronautką, a jej najlepszy przyjaciel Harry chce być policjantem.
Moje dzieci miały ogromne szczęście, że trafiły do przedszkola, w którym otrzymaliśmy tak wielkie wsparcie, opiekę i uwagę. Pamiątką po nim będzie stos ich rysunków i innych prac. I wiele bezcennych rzeczy, których się tam nauczyły.
Ukraińska producentka filmowa, scenarzystka i założycielka 435 FILMS, firmy producenckiej, która wyprodukowała filmy fabularne i dokumentalne reżyserów: Mantas Kvedaravičius, Vitaliy Mansky, Oleg Sentsov, Akhtem Seitablaev, Maciek Hamela, Korniy Hrytsiuk i Tonya Noyabrina. Prezentowano je na festiwalach: Berlinale, Festival de Cannes, Hot Docs, TIFF, Sheffield DocFest, PÖFF, IDFA, KVIFF, OIFF, Millennium Docs Against Gravity, etc. Wyprodukowała indyjski hit "RRR" w reżyserii S.S. Rajamouli, który zdobył Złoty Glob i Oscara w 2023 roku. Obecnie mieszka w Kanadzie (Toronto), gdzie rozwija działalność ukraińsko-kanadyjskiej społeczności filmowej i pracuje nad ukraińskimi projektami filmowymi.
R E K L A M A
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów. Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.
Przez wiele tygodni dwie dziennikarki Julia Kalashnyk z Kijowa i Edyta Iwaniuk z Warszawy próbowały ustalić, ile ukraińskich dzieci z powodu wojny nie uczęszcza do żadnej szkoły, ile ma problemy z uczeniem się, ile znajduje się poza system edukacji ukraińskiej bądź kraju, do którego udało im się uciec przed wojną. Rozmawiały z dziesiątkami osób: dziećmi, rodzicami, nauczycielami, przedstawicielami organizacji pomocowych, ekspertami. Czytały raporty dotyczące edukacji ukraińskich dzieci, te międzynarodowe, przygotowane przez polskie organizacje pozarządowe, ministerialne dokumenty powstałe w Ukrainie i Polsce. Z powodu wojny, zmiany ciągłego miejsca pobytu, niekompatybilności systemów ukraińskich, polskich, europejskich, ZUS-u czy straży granicznej, ani urzędnicy, ani aktywiści czy organizacje pozarządowe nie są w stanie określić nawet przybliżonych liczb dzieci, których nie obejmuje żaden system edukacji. Ostrożnie, na podstawie badań ukraińskiego ministerstwa ostatnie znane szacunki mówią, że 30 proc. dzieci ma sporadyczny kontakt ze szkołą w Ukrainie.
Dziennikarki wyjaśniają szczegółowo, skąd braki w statystykach i zadają pytanie o losy dzieci, których przyszłość jest zagrożona. Czy można już mówić o straconym pokoleniu? Jakie konsekwencje będzie miała kilkuletnia luka w edukacji?
Po co nam wiedza o tym, ile ukraińskich dzieci z powodu wojny jest poza jakimkolwiek systemem edukacji, nie chodzi do szkoły, ani nie uczy się on-line? Bo to kluczowe, żeby zrozumieć, jak drastycznie wojna zmienia przyszłość Ukrainy. A przyszłość Ukrainy jest związana z przyszłością Polski. Wielotygodniowe śledztwo przynosi więcej pytań niż odpowiedzi. Czy to 200 tysięcy, pół miliona, czy milion dzieci? Nie można tego oszacować. Twarde dane pokazują, że od początku wojny z ukraińskiego systemu edukacji ubyło około 470 000 dzieci. Wiadomo, że większość ukraińskich uczniów ma około 2,5 roczne opóźnienie w porównaniu z rówieśnikami z krajów OECD. Na terenach wiejskich ta różnica wynosi nawet cztery lata.
Nauka online ratuje życie
Kiedy na ulicach ukraińskich miast 24 lutego 2022 r. pojawiły się rosyjskie czołgi, ukraiński system edukacji stanął. Tysiące dzieci, takich jak 16-letnia Sasza z Charkowa, dowiedziało się tego ranka, że nie pójdą do swojej szkoły. Nie zobaczą kolegów, nauczycieli, nie będą mogły powiedzieć do widzenia. Zamiast plecaka z książkami, musiały spakować najpotrzebniejsze rzeczy i uciekać, żeby ratować swoje życie.
W pierwszych dniach rosyjskiej okupacji nie było jeszcze wiadomo, jak długo potrwa wojna. Szybko się jednak okazało, że rosyjska agresja nie jest sytuacją przejściową. Całkowita przerwa w nauczaniu trwała jednak tylko około dwóch tygodni, ponieważ szkoły, korzystając z covidowych doświadczeń, szybko opracowały system nauki online. - Wschód Ukrainy doświadczył najbardziej intensywnych strat, podczas gdy regiony centralne i zachodnie doznały mniejszych zakłóceń, koncentrując się bardziej na dostosowaniu procesu edukacji - wyjaśnia Olena Lynnyk, autorka badań o edukacji podczas wojny z organizacji Osvitanalitika.
W tej chwili, po trzech latach pełnoskalowej wojny wywołanej rosyjską agresją w Ukrainie i aneksji Krymu w 2014 roku, na okupowanych terytoriach znajduje się 1,6 miliona dzieci. Tylko na Krymie jest ponad 200 tysięcy dzieci w wieku szkolnym, które nie mają dostępu do ukraińskiego systemu edukacji. Eksperci mówią o nich: "stracone pokolenie".
Poza tym na większości terytorium Ukrainy są trzy formy nauczania: online, stacjonarne i mieszane. Wybór formatu zależy głównie od tego, czy dzieci mają gdzie się uczyć: czy ich szkoła nie została zbombardowana przez Rosjan, czy istnieją alternatywne budynki, w których mogłyby odbywać się lekcje. Również od tego, czy sytuacja bezpieczeństwa w regionie pozwala na naukę stacjonarną lub mieszaną. Oraz czy w szkole dostępny jest schron w razie bombardowania, jaki jest jego stan i czy pomieści wszystkie dzieci.
Jeśli pójście do szkoły zagraża życiu dzieci, tak jak w Charkowie, przechodzą na stałe w tryb nauki online. Było to dużym wyzwaniem dla ukraińskiego systemu edukacji, ale pozwoliło na szybkie wznowienie działalności szkół w większości regionów i kontynuowanie nauki na obszarach zagrożonych.
Jeśli w ogóle nie ma dostępu do edukacji, to nauka online ratuje życie. To lepsze niż brak jakiejkolwiek edukacji - mówi Olena Lynnyk.
Ilustracja: Olena Polishchuk
W szkołach, w których odbywają się zajęcia stacjonarne, syreny alarmowe wysyłają uczniów i nauczycieli do schronów. Ale dla tych, którzy uczą się online, schemat działania jest inny. Kiedy rozlega się alarm, nauczyciele muszą przerwać lekcję i przenieść się w bezpieczne miejsce, a uczniowie podążają za nimi, jeśli ostrzeżenie dotyczy ich obszaru. Alarmy te są częste i mogą trwać ponad 10 godzin, poważnie zakłócając naukę.
Zniszczenie szkół, rozproszenie dzieci na Ukrainie i za granicą, brak nauczycieli (54 tysiące ubyło) i gwałtownie spadające wskaźniki skolaryzacji, to główne wyzwania, jakie wojna postawiła przed ukraińskim systemem edukacji. Jesienią 2024 r. wiceminister edukacji Ukrainy ds. szkolnictwa, Nadia Kuzmychova, oświadczyła, że wskutek rosyjskiej agresji zniszczone zostały 1663 szkoły, z czego 201 całkowicie. Według niej 879 szkół znajduje się na terytorium okupowanym przez Rosję. Ponieważ bombardowania cały czas trwają, liczby rosną. Źródła podają, że w sumie co 7 szkoła w Ukrainie została zniszczona.
Ale nawet edukacja online nie zawsze jest wyjściem. W wioskach pierwszej linii często nie ma internetu, prąd znika, a budynek szkoły jest całkowicie zniszczony.
Nauczyciel: Czy zobaczę jeszcze moją klasę?
Nauczycielka języka ukraińskiego z Charkowa, Olena, wspomina, jak we wrześniu 2022 roku uczyła dziesiątą wtedy klasę, prowadząc lekcje online, bo szkoła, w której pracowała, została zbombardowana. W tych dniach Rosja zaczęła atakować ukraińską infrastrukturę energetyczną za pomocą precyzyjnych uderzeń. Charków był jednym z pierwszych celów. Większość miasta była pozbawiona prądu, a mobilny internet zniknął.
- Nie było prądu, nie było internetu. Powtarzałam sobie w kółko "nie poddasz się, Olena", aż udało mi się na chwilę połączyć i wysłać im materiały i prace domowe. Kolejnego dnia, znów to samo, brak prądu, brak internetu, aż coś złapało i zobaczyłam na ekranie 16 "świecących się" główek, czyli klasa dołączyła do lekcji. Hałaśliwy Mykyta powiedział, że czuje się dobrze z kontynuacją szkoły.
„Miło jest wrócić do czegoś znajomego". „Byliśmy zszokowani, gdy zobaczyliśmy, że nasza szkoła jest zniszczona" - wyznała Svytlana. Ktoś dodał: „Czujemy się, jakby to nie działo się naprawdę". Zapytani, czy chcą wrócić do Charkowa, chórem odpowiedzieli „Tak". Tego dnia ich marzenie było proste - ukończyć razem szkołę w rodzinnym mieście za dwa lata. „Czekamy na ukończenie szkoły w Charkowie", mówili.
Spotkaliśmy się z klasą dwa lata później, 22 maja 2024 r., kiedy najważniejszy dzień - zakończenie szkoły, był tuż za rogiem. Wtedy było już jasne, że ich marzenia się nie spełnią. Nauczycielka Olena przygotowywała się do kolejnego dnia zdalnych lekcji. Z okna jej mieszkania na dziewiątym piętrze w Charkowie widać było kłęby dymu - dowód wznowienia walk w regionie, gdy Rosjanie zintensyfikowali ofensywę.
Tego dnia w wirtualnej klasie było tylko ośmiu 11-klasistów. Reszta uczyła się asynchronicznie z zagranicy (nauka asynchroniczna odbywa się nie w czasie rzeczywistym, tylko po zakończeniu lekcji, z nagrań). Już od wielu miesięcy z powodu wojny byli rozproszeni po całym kraju i poza granicami Ukrainy. Saszko i Dmytro zostali w Charkowie, Andrij wyjechał do Pawłohradu, Swietłana do Kijowa, a Pawło do Użhorodu. Inni jeszcze dalej: Denys do Czech, Alyona do Rumunii.
Ilustracje: Olena Polishchuk
Po drugiej stronie ekranu
Jednym z uczniów, którzy zostali w Charkowie, był nastoletni Dymytro. Poczuciem humoru próbuje rozładować trudną sytuację. - Po ciężkiej nocy z wieloma eksplozjami, dronami kamikadze nad miastem i tym wszystkim, myślałem sobie, no cóż, może jutro będę mógł pominąć pierwszą lekcję? Zaryzykuję i powiem, że oszukiwanie stało się o wiele łatwiejsze podczas nauki online. Ale tak na serio, to trudniej jest przyswoić materiał, niż osobiście. Trudniej jest się skupić. Wolę normalną naukę w szkole. No i brakuje mi siedzenia w klasie, bycia z innymi ludźmi.
15 letnia Valentyna z Izium spędziła siedem miesięcy pod rosyjską okupacją w 2022 roku. Nie miała warunków do nauki. - Ukrywaliśmy się, to nie było miejsce na naukę, nie miałam warunków. Nie byłam w stanie otworzyć książki.
Najbardziej z tego czasu pamiętam, jak rosyjscy żołnierze usłyszeli szczekanie psa. Zaczęli strzelać w ziemię, próbowali go upolować.
16-letnia Sasza z Charkowa, dobrze pamięta dzień, w którym wybuchła wojna, ale nie chce go wspominać. W dwie godziny z mamą spakowały najpotrzebniejsze rzeczy, dwa koty i opuściły mieszkanie. Los je rzucił na Słowację. Potem już pamięta bardzo mało, ciągle spała. Nie miała siły ani na naukę on-line, ani pójście do szkoły w nowym kraju. Jej matka była bezradna, pozwoliła dziewczynie odpocząć.
Z ukraińskiej klasy Saszy tylko pięć osób zostało w mieście. Dziewczynka ma sporadyczny kontakt z kolegami, są w innych miastach lub krajach. Sasza nie poszła do szkoły na Słowacji. Jest jedną z 600 tys. ukraińskich uczniów, którzy, według UNHCR, nie poszli do lokalnej szkoły w kraju, który ich przyjął. Sasza uczyła się w ukraińskim systemie on-line. Traumatyczne przeżycia przerabiała z psychologiem na terapii. Skończyła ukraińską szkołę online i poszła do stacjonarnej artystycznej szkoły w Bratysławie w 2024 roku. W tym roku chce dostać się na studia na Słowacji.
"Koleżanki tego nie zrozumieją". Historie dzieci, które dotarły do Polski
14-letnia Nastka z Połtawy po wybuchu wojny przyjechała z mamą do Warszawy. Uczy się w dwóch szkołach: polskiej w Warszawie i ukraińskiej online. Marzy o tym, by dostać się do dobrego warszawskiego liceum albo do technikum. Chodzi na korepetycje, by dobrze zdać egzamin ósmoklasisty. Jest dobra z matematyki, choć, jak mówi, gubi się w polskich nazwach. Lubi swoją polską klasę, ale tęskni za koleżankami z Charkowa.
- W mojej polskiej klasie wszyscy są bardzo mili. Szczególnie wspiera mnie wychowawczyni. Mam kilka koleżanek. Wiem, że nigdy nie zwierzają mi się ze wszystkiego i ja też nie jestem do końca szczera. Nie zrozumieją, ja też nie. Po lekcjach często siedzę na komunikatorach z koleżankami z Charkowa. Ale one też już coraz mniej rozumieją. Nie wiem, kiedy się spotkamy - mówi ze smutkiem dziewczynka.
Liza lubi Warszawę, także za to, że oferuje wiele możliwości, wiele zajęć dla dzieci. - Chodzimy ze szkołą na basen. Jeździmy 20 minut na pływalnię specjalnym autobusem raz w tygodniu. Kiedyś w nim zasnęłam. Ocknęłam się sama w autobusie, ale kierowca był bardzo miły i szybko odwiózł mnie na miejsce, nie zauważył, że nie wszyscy wysiedli. Wychowawczyni się bardzo przejęła, że się mnie nie doliczyła. Ale tylko raz o mnie zapomnieli. Normalnie wszyscy są naprawdę mili. Jesteśmy wdzięczni Polakom. Cała szkoła zrzucała się na zakup pianina dla innej uzdolnionej muzycznie Ukrainki z równoległej klasy. Potem też była zbiórka na wiolonczelę dla innej dziewczyny, jak się dowiedzieli, że i jej dom został zbombardowany. Nie wiem, czy uzbierali, ale ktoś w końcu kupił instrument. Wszyscy na początku byli bardzo pomocni, zwłaszcza nauczyciele. Dziś już się chyba nie wyróżniam, nikt za bardzo nie pamięta, że jestem z Ukrainy. Raczej zostaniemy w Polsce, nawet jak skończy się wojna, nie mamy do czego wracać. Nie myślę o tym.
Ilustracje: Olena Polishchuk
„Nie krzycz tak, nie jesteś na Ukrainie”
Młodszym dzieciom jest dużo łatwiej się przystosować do nowych warunków. Nie wiem, czy moi chłopcy pamiętają już życie w Kijowie - mówi Julia, mama przedszkolaka i drugoklasisty, która po wybuchu wojny z dziećmi przyjechała do Warszawy. Pracuje w międzynarodowej korporacji na kierowniczym stanowisku. -Nie udało mi się od razu zapisać chłopców do przedszkola, nie rozumiałam, jak działa polski system. Nie ukrywam, że pomogła mi przyjaciółka i do tej pory pomaga, bo nie sposób wszystkiego pojąć z Google Translate. Jednak choć moja koleżanka Ania ma doktorat, nie udało nam się z sukcesem zaaplikować na 800+ dla jednego z synów, z powodu błędu Straży Granicznej w systemie. Jestem w dobrej sytuacji, więc to nie jest duży problem. Jestem zadowolona z naszej szkoły na warszawskiej Pradze Południe. Nauczyciele są wyrozumiali. Gdy się zdarzały nieprzyjemne sytuacje, na zebraniu podniosłam rękę i spytałam, czy to zachowanie jest normalne i sytuacja została wyjaśniona. Nie ma o czym gadać, to były jakieś mikro przykre zachowania.
Chodziło o to, że jedno dziecko wielokrotnie powtarzało "nie krzycz tak, nie jesteś na Ukrainie". Nigdy potem nie mieliśmy już żadnych przykrości, poza zwykłymi sprzeczkami. Daniel ma polskich kolegów, chodzi na piłkę. Wasz system edukacji jest bardziej ludzki, traktuje dzieci podmiotowo. Nawet na piłce myślę sobie, że oni się ciągle bawią, a nie porządnie trenują. Obaj chłopcy są zapisani do rejonowych szkół w Kijowie, mają korepetytorkę, która ich przygotowuje do egzaminów. Są w dwóch systemach. Tak na wszelki wypadek.
Ja myślałam, że przyjechaliśmy do Polski na dwa, góra trzy miesiące i to wszystko minie - mówi Lena. Jej historia potwierdza wnioski z raportów i badań.
Młodsze dziecko w pierwszej klasie nie ma większych problemów z adaptacją, ale nastoletni Andrij nie ma wielu kolegów, często mówi, że chciałby wrócić do Kijowa. Trafił do polskiej ósmej klasy. - On był w szkole z rozszerzonym angielskim i tak sobie próbował radzić, mówiąc po angielsku przez pierwsze miesiące. Niestety, to był bardzo trudny czas, był jednocześnie w ukraińskiej szkole, a w Polsce przygotowywał się do egzaminu ósmoklasisty. Miał problemy z matematyką, chemią, fizyką. To, co słyszał w szkole po polsku, zapisywał w zeszycie cyrylicą. Pomogły jednak dodatkowe zajęcia z polskiego i szybko wyrównał poziom językowy. Udało mu się zdać nawet dobrze egzamin i dostał się do liceum na warszawskim Bródnie. Mieliśmy historię przemocy rówieśniczej, werbalnej.
Dzieci w tym wieku bywają okrutne. Dopytywały się Andrzeja często, czy już na nasz dom w Kijowie zbombardował Putin. Andrzej bardzo przeżywał wyjazd do Polski, tęsknił za naszym domem. Porozmawiałam o tym z wychowawcą i, jak wy to mówicie, "jak ręką odjął", głupie docinki się skończyły. Zrezygnowaliśmy z ukraińskiej szkoły on-line, bo syn i tak ma dużo lekcji. Liczymy, że jeśli będzie chciał pójść na studia w Ukrainie, polski dyplom będzie się liczył, a on ciągle powtarza "mama, ja chcę do domu". O powrocie w ogóle nie myślimy. Wspomagamy Ukrainę stąd na tyle, na ile się da. Myślimy ciągle o Ukrainie, z bólem, że nas tam nie ma. Ale ja nie umiem być już w Kijowie nawet kilku dni, ciągłe alarmy, schodzenie do schronów. Ta sytuacja to taka wielka trauma, która mnie osobiście przerasta. Nie umiem się do tego przyzwyczaić. Co to za życie dla dzieci? Jak można się uczyć w takich warunkach?
Trzeba wybierać między złym a bardzo złym
W czasach kryzysu wojennego wszystko jest kryzysowe, więc oczywiście edukacja online, w każdej formie jest lepsza niż brak jakiejkolwiek edukacji. To wybór między złym a bardzo złymi rozwiązaniami, mówi ekspertka ds. edukacji Olena Lynnyk.
W roku 2024 większość szkół w Ukrainie przeszła na naukę stacjonarną - 53 proc., podczas gdy 28 proc. korzystało z formatu mieszanego, a 19 proc. dzieci na terenach przy froncie wciąż uczy się on-line.
Zwłaszcza przy linii frontu ale także w innych miastach w całym kraju, ciągłe alarmy bombowe, rosyjskie drony i ataki rakietowe na systemy energetyczne prowadzą do przerw w dostawie prądu i zakłóceń w dostępie do Internetu. To oznacza to, że praktycznie każdy uczeń nie może uczyć się w pokojowych warunkach. Badanie organizacji Save the Children wykazało, że około dwie trzecie dzieci w regionach frontowych Ukrainy nie może osobiście uczęszczać do szkoły. Skutkuje to fragmentaryczną edukacją, ciągłym napięciem i koncentracją na przetrwaniu.
Irpin, przedmieście Kijowa, na początku wojny zostało doszczętnie zbombardowane a wszystkie szkoły częściowo lub w całości zniszczone. Liceum nr 3 ucierpiało najbardziej. Udało się je odbudować. Dziś uczy się tu 1608 uczniów, a nowy schron przeciwlotniczy może pomieścić 700 dzieci, czyli niecałą połowę szkoły. Dlatego szkoła działa na dwie zmiany. - Oczywiście, to nie jest prawdziwa nauka, gdy 700 dzieci jest zgromadzonych w piwnicy - mówi Larysa Kostyantynivna, zastępczyni dyrektora liceum.
Skutki fragmentarycznej edukacji
Taki sposób uczenia się przynosi znaczące straty. Skutki ciągłej nauki online i stres wywołany wojną pokazuje badanie PISA 2022, w którym 15-letni ukraińscy uczniowie uzyskali o 38 punktów niższy wynik w czytaniu w porównaniu do 2018 roku, 59 proc. osiągnęło poziom podstawowy, a 29 proc. uzyskało poziom 3 lub wyższy (wyniki testu PISA na poziomie 5 lub 6 są uważane za osiągające wysokie wyniki). Badanie przeprowadzono w 18 z 27 regionów Ukrainy.
Ukraińskie władze problemu nie bagatelizują, dlatego Instytucja badająca jakość nauki, zwłaszcza w wojennym czasie monitoruje postępy uczniów. Z przeprowadzonych przez nią badań wiemy, że mimo że większość uczniów w Ukrainie jest oficjalnie zarejestrowana w systemie edukacji, nie wszyscy mają stały dostęp do nauki. W roku szkolnym 2022/2023, aż 30 proc. ukraińskich uczniów doświadczyło przerw w nauce z powodu wojny, liczba ta sięgała 40 proc. w regionach południowych przy froncie.
Ukraińscy uczniowie pozostają w tyle za swoimi rówieśnikami z krajów OECD średnio o około 2,5 roku w zakresie umiejętności czytania. Anastasiia Donska z organizacji Teach for Ukraine jest przekonana, że uczniowie przygotowujący się do egzaminów wstępnych na uczelnie osiągają wyniki na poziomie ucznia dziewiątej klasy, podczas gdy ci, którzy wchodzą do szkół zawodowych, są bliżej umiejętności ucznia siódmej klasy. Uczniowie z obszarów wiejskich stają przed jeszcze większymi wyzwaniami, a straty sięgają nawet 4 do 4,5 roku w porównaniu do ich miejskich rówieśników czy do mieszkańców innych krajów europejskich.
W maju 2024 roku Instytut zajmujący się nadzorowaniem jakości nauki w Ukrainie przeprowadził testy dla uczniów klasy szóstej i ósmej w języku ukraińskim oraz matematyce. Uczniowie szóstej klasy wykazali niewielką poprawę, a więcej z nich osiągnęło wystarczające wyniki, co prawdopodobnie wynika z spadku nauczania zdalnego z 39 proc. do 24 proc..
W przeciwieństwie do tego wyniki uczniów ósmej klasy spadły. Ukraińskie Ministerstwo Edukacji wprowadziło program "Ekosystem wyrównawczy strat w nauce" „Ecosystem for Catching Up on Educational Losses" - na razie dostępny tylko w kilku regionach - który pozwala ukraińskim uczniom korzystać ze sztucznej inteligencji i interaktywnych lekcji opartych na przypadkach, aby przezwyciężyć braki w nauce. Jednak problem pozostaje częściowo nierozwiązany z powodu braku skoordynowanych rozwiązań oraz kompleksowego i finansowanego programu ze strony Ministerstwa Edukacji.
Jak policzyć dzieci, które nie chodzą do szkoły?
Jak usłyszałyśmy w rozmowie między innymi z UNHCR, nikt nie jest w stanie dokładnie stwierdzić, ilu ukraińskich uczniów jest poza lokalnymi systemami szkolnymi w krajach przyjmujących UE. 600 tys. z 1.4 mln przebywających za granicą nie chodzi do szkoły.
Według UNHCR dzieci nie są zapisywane do lokalnych szkół, bo rodziny wciąż mają nadzieję na powrót do kraju. Bariera językowa, dodatkowe zajęcia, problemy z dostaniem się do szkoły, strach przed utratą "jednego roku" (np. dziecko z 4 klasy ukraińskiej, musi iść do 3 polskiej) - to najczęstsze powody.
Dzieci przemieszczają się, systemy europejskie do liczenia nie są spójne. Jaki jest status tych 600 tys. dzieci? Do końca nie wiadomo. Mogą uczyć się online w systemie ukraińskim lub nie uczyć się w ogóle w żadnym systemie.
Największa liczba ukraińskich uczniów poza systemami edukacyjnymi znajduje się w Mołdawii - 65 proc., w Bułgarii - 23 proc., na Słowacji - 13 proc. i w Rumunii - 12 proc., w Polsce - 11 proc (dane UNHCR).
Z roku na rok jednak coraz więcej dzieci decyduje się na naukę w lokalnej szkole w kraju, do którego udało im się dotrzeć. Około 50 tys. więcej w roku 2024 niż 2023 - wynika z informacji przekazanych przez rzeczniczkę praw obywatelskich ukraińskiej oświaty Nadiię Leshchyk.
Nawet 360 tys. dzieci pobiera lekcje w ukraińskim systemie on-line z zagranicy. Większość z nich na dwie zmiany - to słyszymy z oficjalnych źródeł. Ale czy wszystkie dzieci zarejestrowane on-line faktycznie uczęszczają na zajęcia, tego też nie da się potwierdzić. Eksperci, rodzice i nasze doświadczenie pokazują raczej, że wiele z nich pozostaje w „szarej strefie" - technicznie w systemie, ale nie uczestniczy aktywnie w edukacji.
Dlaczego ubywa dzieci z ukraińskiego systemu?
Najwięcej dzieci ubywa z pierwszych klas. Jedną z największych zmian w ukraińskim systemie edukacji pokazują dane uzyskane przez Ukraiński Instytut Analiz Edukacyjnych - spadek liczby uczniów i pierwszoklasistów na całej Ukrainie od początku wojny.
W roku szkolnym 2021-2022 na Ukrainie uczyło się 4 230 358 uczniów. W roku szkolnym 2024-2025 liczba zarejestrowanych w systemie spadła do 3 743 022. Oznacza to utratę ponad 487 000 - około 11 proc. uczniów w ciągu trzech lat wojny.
Na główne przyczyny porzucania nauki przez uczniów wskazuje się ucieczki rodzin za granicę z powodu wojny oraz uczniowie, którzy utknęli na terytoriach okupowanych.
Ilustracje: Olena Polishchuk
Najgorzej jest na froncie
Jak widać na wykresie, regiony frontowe i okupowane są jednymi z najbardziej dotkniętych spadkiem scholaryzacji. W obwodzie charkowskim liczba dzieci zmniejszyła się o jedną piątą, w obwodzie chersońskim o prawie połowę, w obwodzie zaporoskim jedna trzecia dzieci nie jest już w ukraińskim systemie, z powodu migracji i rosyjskiej okupacji, w obwodzie ługańskim - 63 proc., a w obwodzie donieckim - 54 proc.
Sytuacja jest jeszcze gorsza, jeśli chodzi o pierwszoklasistów. W obwodzie ługańskim aż 86 proc. dzieci wypadło z systemu. (Obwód charkowski - 45,65 proc.; obwód chersoński - 71,58 proc.; obwód zaporoski - 60,32 proc.; obwód doniecki - 74 proc.). Jedynie w Zaporożu, w pobliżu linii frontu, odnotowano wzrost liczby uczniów o 13,5 proc. Wzrost ten jest spowodowany migracją wewnętrzną - mieszkańcy wsi przenoszą się do miasta ze wsi i miasteczek na linii frontu z powodu obaw o bezpieczeństwo.
Według raportu Osvitanalytica na Ukrainie zarejestrowano 4,9 miliona osób wewnętrznie przesiedlonych (IDP), z czego 4,4 proc. - czyli 221 668, to dzieci w wieku szkolnym.Największy spadek liczby studentów odnotowały regiony frontowe i okupowane. W obwodzie charkowskim liczba dzieci zmniejszyła się o jedną piątą, w Chersonie — prawie połowę, w Zaporożu — z powodu migracji i okupacji rosyjskiej jedna trzecia dzieci nie znajduje się już w ukraińskim systemie edukacji. W obwodzie ługańskim porzuciło 63% studentów, w Doniecku — 54%.
Znikają nie tylko dzieci, ale nauczyciele też
Z systemu edukacji przez wojnę wypadło ponad 54 tysięcy nauczycieli (oszacowane na podstawie danych udostępnionych przez Instytut Analityki Edukacji w Ukrainie). siedem tysięcy nauczycieli jest za granicą, z czego 1764 przebywa w Polsce. To osoby, które prawdopodobnie prowadzą zdalnie lekcje w ukraińskich szkołach z Polski.
Tylko na początku wojny chęć do pracy w Polsce zgłosiło 3,5 tysiąca ukraińskich nauczycieli, podawał ówczesnym polski minister edukacji Przemysław Czarnek. W kursach wspomagających nostryfikację dyplomów ukraińskich nauczycieli, które prowadzi Fundacja Care Polska, bierze udział 1800 osób, informuje prezes organizacji Piotr Sasin.
Warto dodać, że w Polsce jest 25 tysięcy nauczycielskich wakatów.
"Stracone pokolenie"? „Nie sądzę”
Polscy eksperci podchodzą ostrożnie do tematu "straconego pokolenia". Podkreślają, że straumatyzowane wojną dzieci w polskich szkołach mają trudności językowe, właściwie się tylko asymilują do warunków, a nie integrują - w większości.
Zdarza się, że doświadczają dyskryminacji, a polska edukacja wielokulturowa jest daleka od ideału, bo nauczyciele i system nie był przygotowany na tak wielu cudzoziemców. Ale pomimo tego, jak wynika z raportów CEO czy Care Poland, dzieci migranckie są zaopiekowane i mają duże możliwości rozwojowe.
Wśród polskich ekspertów panuje zgoda co do tego, że szkoła stacjonarna dla dzieci, nawet jeśli nie jest idealna, to najlepsze wyjście. I sposób na to, żeby to pokolenie ukraińskich dzieci nie było stracone.
Polskie ministerstwo edukacji, choć działa wolniej, niż praktycy by chcieli, jest otwarte i prowadzi dialog - powstała grupa robocza, do której należą przedstawiciele organizacji pozarządowych. "Przymus" pójścia do lokalnej szkoły to jeden z efektów ich rozmów.
Zarówno polskie, jak i międzynarodowe organizacje zalecają, żeby dzieci z Ukrainy uczęszczały do lokalnych szkół. Care Polska, UNICEF czy Unbreakable Ukraine (takich organizacji jest dużo więcej) prowadzą w Polsce działania wspierające uczniów z Ukrainy. Są wśród nich zajęcia wyrównawcze, przygotowujące do egzaminów i w zakresie nauki języka polskiego, wsparcie psychologiczne czy program asystentów wielokulturowych. Organizacje pomagają też nauczycielom z Ukrainy nostryfikować dyplomy.
Wszyscy pracują na to, żeby luka edukacyjna była jak najszybciej zasypana. Badania pokazują bowiem, że nastolatki z Ukrainy dziś częściej myślą o kształceniu zawodowym. Dzięki uprzejmości Care Polska i Unbreakable Ukraine mogłyśmy porozmawiać z nastolatkami z Ukrainy w Warszawie i w Gdańsku, którzy brali udział w zajęciach wyrównawczych i wspomagających.
Dzieci opowiadają:
Sofia z Połtawy (16 lat): Nie jesteśmy straconym pokoleniem. Mamy szansę i możliwości, żeby się uczyć i rozwijać. Uczę się w ukraińskiej szkole, po zajęciach mam korepetycje i jeszcze zajęcia wyrównawcze w weekend. Odsypiam tydzień w niedzielę. Chcę studiować, zostać trenerką unihokeja, choć mój brat poszedł na studia i zrezygnował, wolał iść do pracy.
Svet z Dniepro (16 lat) Uczy się w Gdańsku w technikum programistycznym. Jednocześnie uczy się on-line w ukraińskiej szkole, bo chce mieć kontakt ze swoimi kolegami z Ukrainy. Po szkole ma dodatkowe zajęcia wyrównawcze. Jeśli ma czas, czyta. Interesuje się projektowaniem. - Może nie mamy tyle stabilności, co wcześniejsze pokolenia, ale dzięki technologii mamy dostęp do wiedzy i możliwości, o jakich wcześniej nikt nie mógł marzyć.
Oleg z Odessy: nie chodzi do polskiej szkoły, choć jest w ósmej klasie. Interesuje się budownictwem. Łączy się codziennie ze swoją klasą on-line. Są w różnych częściach kraju. Często brakuje prądu, ale internet zazwyczaj działa wszystkim. Chłopiec przekonuje, że z 30 osobowej grupy około 20 osób regularnie pojawia się na lekcjach. - Szkoda, że chowają się za awatarami - opowiada. Niechętnie mówi o przyszłości : - Będzie co będzie - stracone, nie oznacza beznadziejne - zaskakuje na koniec.
Waleria z Charkowa, w ósmej klasie w podwójnym systemie. Mówi, że udało się jej rodzinie zabrać psa z Charkowa. W polskiej szkole jest jedyną uczennicą z Ukrainy. - Jestem sama, nie mam polskich przyjaciół. Już nie mogę się doczekać, aż pójdę do technikum i będę mogła zacząć wszystko od początku - mówi z nadzieją. - I ja też nie myślę, że jesteśmy straconym pokoleniem. Nasze doświadczenia mogą być trudne, ale nauczyły nas, jak być silnym. Chce studiować weterynarię, jak tata.
Marina z Iwano-Frankiwska: Na początku wojny wszystko było chaotyczne i przerażające. W szkole też było ciężko, ale miałam dobrze zorganizowaną klasę, co pomogło mi przetrwać trudne chwile. Marina w kolejnym roku szkolnym chce zacząć polską szkołę średnią. Uczy się on-line, ale w ukraińskiej szkole weekendowej w Warszawie. To tu ma większość znajomych.
Wania z Wołynia: Poszedłem od razu do polskiej szkoły. Trafiłem do 6 klasy. Dziś jestem w polskim liceum sportowym. Ale też w ukraińskiej szkole - egzaminy zdaję raz do roku. To nie jest w ogóle trudne - zresztą te testy rozwiązuje mi siostra. I tak wszyscy oszukują - mówi otwarcie. - Czasami tęsknię za starymi kolegami, bo nie wiem, co się z nimi dzieje. Chce iść na AWF, zostać trenerem.
Daria z Lwowa (16 lat): - Dostosowanie się polskiego systemu edukacji było dla mnie za trudne. Zostałam w ukraińskim on-line, ale chodzę tu do ukraińskiej szkoły w weekendy. Tu jest moja klasa i przyjaciele. Dużo czytam, bo lubię - chciałabym studiować dziennikarstwo albo psychologię w Polsce.
Co zrobiły polskie szkoły:
Z badań polskich organizacji pozarządowych wynika, że polska szkoła nie jest gotowa na wielokulturowość.
Już wiemy, że nie zadziałały dobrze:
- oddziały przygotowawcze - oddziały dla obcokrajowców - pogląd, że polski i ukraiński to podobne języki i można się ich szybko nauczyć - dodatkowe lekcje polskiego (ponieważ grupy były zbyt zróżnicowane) - wielość zajęć dodatkowych - brak pomocy ze strony nauczycieli lub psychologów w kwestiach traumy i doświadczenia uchodźczego.
Dobrze sprawdziły się następujące rozwiązania:
- asystenci wielokulturowi - ale tak naprawdę ich nie ma - dodatkowe wsparcie psychologiczne - dodatkowe lekcje języka polskiego - wydarzenia integrujące społeczność szkolną
Luka edukacyjna: co zagraża młodym ludziom?
Nie jest trudno dziś przewidzieć konsekwencje kilkuletniej luki i nierówności w edukacji ukraińskich dzieci w Polsce i w Ukrainie, na terenach okupowanych, w miastach, za granicą. Dziś największą jej wartością jest to, że w ogóle się odbywa.
Rządy, organizacje pozarządowe, eksperci - wszyscy pracują na to, żeby dzieci w ogóle w edukacji uczestniczyły. Jednak polscy eksperci są zgodni, patrząc na ogromne podziały w edukacji dzieci, już dziś, że za parę lat pojawi się bardzo dużo poczucia goryczy i frustracji.
Bo nawet jeśli powstaną jakieś międzynarodowe europejskie programy doszkalania czy edukacji dla absolwentów szkół ukraińskich, to faworyzowani w nich będą uczniowie, którzy uczyli się np. w Polsce, bo mieli tu lepszy start. Zdaniem wielu praktyków, z każdym rokiem tak zdywersyfikowanej edukacji różnice w będą się tylko pogłębiać. Podział między tymi, którzy zostali w Ukrainie i są pozbawieni możliwości rozwoju czy jest im trudniej i tymi, którzy emigrowali, mieli większe zasoby, będzie narastał. To z kolei przełoży się na trudność w budowaniu wspólnoty w Ukrainie, a już na pewno między tymi, którzy zostali, a tymi, co wyjechali. Nie wiemy dziś dokładnie ile z 4.3 mln osób przebywających w Unii Europejskiej wróci do Ukrainy, gdy wojna się zakończy.
Ekspertka w mocnych słowach opisuje możliwą przyszłość, podkreślając, że z nieuczących się nastolatków wyrosną dorośli bez żadnych perspektyw, którzy nie będą mieli co zaoferować na rynku pracy.
Jej zdaniem to gotowa recepta na to, żeby mieć parę tysięcy sfrustrowanych młodych ludzi, którym jest wszystko jedno. Dodaje: z takich rzeczy rodzi się ekstremizm, przemoc wszelkiego rodzaju, patologie, bandy złodziejskie. Wszystko, czego nie chcemy mieć.
Dziś w Polsce jeszcze nie widzimy w statystykach konsekwencji luki edukacyjnej - choć pojawiły się w statystykach bezdomności dzieci w Ukrainy czy przestępczość małoletnich z Ukrainy lekko wzrasta, nie są to jednak alarmujące dane.
- To nie jest stracone pokolenie. Wprost przeciwnie - to pokolenie silne. Wierzę, że wspólnymi wysiłkami - rządów, organizacji pozarządowych, międzynarodowych agend, rodziców i dzieci da się nadrobić zaległości. Jestem przekonana, że dzisiejszy uczniowie, postawieni w tak trudnej sytuacji będą przygotowani na przeprowadzenie globalnej zmiany - twierdzi Anastasia Donska z organizacji Teach for Ukraine.
Badania ukraińskiej Fundacji Saved wskazują, że 80 proc. uczniów chce kontynuować edukację na studiach wyższych. - Dzieci, jeśli zrozumieją, jaką dysponują siłę i jeśli będą sobie pomagać, napędzą rozwój i odbudowę Ukrainy - dodaje ekspertka.
Wybór kierunku studiów to jeden z najważniejszych kroków na początku przygotowań do rekrutacji.
Psycholożka Olena Polnariowa, założycielka ukraińskiego internetowego centrum doradztwa zawodowego, radzi, by nie kierować się wyłącznie popularnością kierunków. Zamiast tego proponuje rozpocząć od określenia typu osobowości kandydata – czy jest introwertykiem, ekstrawertykiem, czy ambiwertykiem – co można zrobić za pomocą jednego z wielu bezpłatnych testów online.
Zrozumienie temperamentu pomaga dobrać kierunek studiów odpowiadający naturalnym predyspozycjom. To znacznie zwiększa szanse, że wybrany zawód nie tylko zainteresuje, ale i stanie się prawdziwym powołaniem, zmniejszając ryzyko utraty motywacji podczas nauki.
Jeśli młody człowiek nie ma jeszcze jasnego wyobrażenia o przyszłym zawodzie, warto wybrać ogólny kierunek studiów, zgodny z jego zainteresowaniami. W przyszłości specjalizację można będzie zawęzić, na przykład poprzez ukończenie rocznych lub dwuletnich studiów podyplomowych. Inną skuteczną metodą jest metoda eliminacji. Zaproponuj kandydatowi stworzenie listy zawodów i stopniowe wykreślanie tych, w których na pewno siebie nie widzi. Z pozostałej listy warto ustalić priorytety: od najbardziej atrakcyjnych do opcji rezerwowych.
Uroczysta inauguracja na Uniwersytecie Łódzkim, 2022. Zdjęcie: Tomasz Stanczak/Agencja Wyborcza.pl
Gdzie szukać uczelni w Polsce: lista i porady
Kolejnym etapem jest wybór uczelni. Należy wziąć pod uwagę, czy ma to być uczelnia państwowa, czy prywatna, jakie zajmuje miejsce w rankingach i jakie oferuje perspektywy zatrudnienia.
Czego szukać na stronie uczelni? W Polsce uczelnie wyższe cieszą się autonomią, dlatego wszystkie kluczowe informacje dotyczące rekrutacji na daną uczelnię znajdują się wyłącznie na jej oficjalnej stronie internetowej. Szukaj zakładki „Rekrutacja” (często też "Kandydat" lub "Admission" dla wersji anglojęzycznych). Znajdziesz tam przede wszystkim:
listę wymaganych dokumentów (pamiętaj o konieczności ich przetłumaczenia na język polski przez tłumacza przysięgłego oraz uzyskania apostille dla dokumentów ukraińskich);
minimalne progi punktowe lub zasady kwalifikacji;
informację o dostępności miejsc w akademikach;
szczegółowe terminy rekrutacji (należy pamiętać, że mogą się znacznie różnić – niektóre uczelnie rozpoczynają rekrutację już w kwietniu, inne w czerwcu, a kończą w lipcu; kluczowe jest, aby nie przegapić tych terminów!);
informacje o ewentualnych egzaminach wstępnych, rozmowach kwalifikacyjnych czy konkursach twórczych (np. na kierunki artystyczne);
zalecaną literaturę do przygotowania się do rozmowy kwalifikacyjnej oraz inne istotne szczegóły.
— Kiedy wybieraliśmy uczelnię, kierowaliśmy się dwoma kwestiami: miała to być Warszawa i możliwość studiowania na kierunku „cyberbezpieczeństwo” — opowiada Kateryna Halicz, mama 18-letniego studenta. — Po przeanalizowaniu sytuacji zrozumieliśmy, że wybór jest niewielki – tylko dwie uczelnie. Ponieważ syn nie uczył się w polskiej szkole, niezwykle trudno byłoby mu zdać polską maturę na poziomie umożliwiającym konkurowanie o bezpłatne miejsce na studiach. Ostatecznie syn Kateryny zdecydował się na studia na uczelni prywatnej za pośrednictwem jednej z agencji-pośredników, które zajęły się wszystkimi kwestiami organizacyjnymi. Koszt usług agencji to około 500 euro. Oczywiście do rekrutacji można przygotowywać się również samodzielnie.
Wydział Chemii Uniwersytetu Warszawskiego, 2024. Zdjęcie: Witold Jarosław Szulecki/East News
— Błędem, który popełniliśmy podczas rekrutacji, było niedostatecznie uważne zapoznanie się z listą dokumentów — opowiada Hanna, mama studenta drugiego roku. — Okazało się, że wszystkie ukraińskie dokumenty wymagane przez naszą uczelnię muszą posiadać apostille (specjalne poświadczenie wydawane przez Ministerstwo Sprawiedliwości Ukrainy, potwierdzające autentyczność dokumentu, podpisu i pieczęci – przyp. red.). Trzeba było pilnie wysyłać dokumenty do Ukrainy (aby uzyskać apostille, konieczna jest rejestracja przez konto osobiste na odpowiedniej stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości Ukrainy), a następnie przywieźć je z powrotem do Polski w celu pilnego tłumaczenia przysięgłego. Ostatecznie rekrutacja przesunęła się na wrzesień, kiedy uczelnie prowadzą drugie tury naboru studentów, jeśli po pierwszej turze pozostały wolne miejsca.
Przydatne portale i zasoby Poniżej lista polecanych portali, gdzie znajdziesz ogólne informacje o systemie szkolnictwa wyższego w Polsce:
Study in Poland Oficjalny portal stworzony przy wsparciu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego Polski. Na stronie można znaleźć informacje o ponad 400 programach studiów w języku polskim i angielskim, a także listę uniwersytetów.
Study.gov.pl en zasób zapewnia dostęp do bazy danych polskich uczelni i programów studiów. Zawiera również informacje o stypendiach i innych możliwościach dla studentów zagranicznych.
Otouczelnie.pl Polski portal edukacyjny umożliwiający wygodne wyszukiwanie uczelni i specjalności w całej Polsce z aktualnymi informacjami dla kandydatów.
Fundacja Edukacyjna Perspektywy Fundacja Perspektywy publikuje coroczne rankingi polskich uczelni oraz dostarcza informacji o programach edukacyjnych.
Opinieouczelniach.pl Baza danych uczelni w Polsce, zawierająca opinie studentów i absolwentów.
Według rodziców, z którymi rozmawialiśmy, warto wybierać uczelnie zajmujące wysokie pozycje w rankingach. Studia na takich uczelniach bywają bardziej wymagające, ale ich dyplom może ułatwić znalezienie pracy, ponieważ dla potencjalnych pracodawców często liczy się renoma ukończonej uczelni. Jednocześnie, jeśli kandydat ma średnią ocen na świadectwie poniżej 10-11 punktów (w ukraińskiej 12-punktowej skali ocen, gdzie 10-12 pkt to odpowiednik polskiej oceny bardzo dobrej i celującej – przyp. red.), słabo zna język polski i istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie zdałby egzaminów wstępnych na renomowane uczelnie państwowe, rozsądniej może być rozważenie od razu uczelni prywatnej, aby nie narażać go na niepotrzebny stres. Uczelnie prywatne również posiadają swoje rankingi, na które warto zwrócić uwagę. Pamiętaj, że możesz aplikować na kilka uczelni lub nawet na kilka kierunków w ramach jednej uczelni. W roku akademickim 2025/2026 liczba uniwersytetów, do których można składać dokumenty w Polsce, jest nieograniczona. Należy jednak pamiętać, że za aplikację na każdy kierunek (często nawet w ramach tego samego uniwersytetu) zazwyczaj pobierana jest bezzwrotna opłata rekrutacyjna w wysokości od 85 do 150 złotych. Niektóre uniwersytety pobierają jedną, zbiorczą opłatę, inne – za każde zgłoszenie osobno.
Inauguracja na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie 2024. Zdjęcie: Jan Graczyński/East News
Kto może studiować w Polsce bezpłatnie
Cudzoziemcy w Polsce mogą studiować bezpłatnie (na zasadach obowiązujących obywateli polskich) lub odpłatnie. Aby ubiegać się o bezpłatne studia w Polsce, kandydaci muszą spełniać co najmniej jeden z poniższych warunków:
Posiadać Kartę Polaka – dokument potwierdzający polskie pochodzenie lub przynależność do narodu polskiego. — Przyjechaliśmy z córką Elżbietą do Polski 2,5 roku temu — dzieli się doświadczeniem Wiktoria Dyczakowska — i stąd ukończyła naukę w Ukrainie online. Rekrutowałyśmy się z ukraińskim świadectwem, ukraińskimi ocenami i Kartą Polaka na ASP (Akademię Sztuk Pięknych). Potrzebne było tylko świadectwo, portfolio prac i przejście rozmowy kwalifikacyjnej. Na rozmowie wymagano orientacji w historii sztuki, posiadania zainteresowań twórczych. Córka uczyła się prowadzić tę rozmowę na płatnych kursach prywatnych; można było – i bardzo polecam – przejść takie same płatne kursy przygotowawcze organizowane przez uczelnie artystyczne .
Posiadać status ochrony tymczasowej w Polsce (status UKR). Na początku pełnoskalowej wojny wiele osób skorzystało z tej możliwości. Należy jednak pamiętać, że zgodnie z obecnym stanem prawnym (maj 2025), status ten jest ważny do 30 września 2025 roku. Oznacza to, że możliwość bezpłatnego studiowania na tej podstawie w roku akademickim 2025/2026 i kolejnych latach jest niepewna i zależy od przyszłych decyzji legislacyjnych. Zawsze należy weryfikować tę kwestię bezpośrednio na wybranej uczelni oraz śledzić oficjalne komunikaty rządowe. — Mój syn Maksym ze statusem UKR kończy już drugi rok politechniki na Śląsku — opowiada Hanna. — Zdał NMT (Narodowy Multidyscyplinarny Test, ukraiński odpowiednik matury – przyp. red.), uzyskując bardzo wysokie wyniki — na przykład z matematyki miał 200 punktów. Ale żeby uzyskać tytuł inżyniera (licencjata na kierunkach technicznych), musi studiować 3,5 roku. I zawsze z zapartym tchem czekamy, czy status ochrony tymczasowej dla Ukraińców zostanie przedłużony, aby syn mógł kontynuować bezpłatną naukę (roczny koszt studiów na jego kierunku to 7000 złotych).
Posiadać certyfikat znajomości języka polskiego jako obcego na poziomie C1, wydany przez Państwową Komisję ds. Poświadczania Znajomości Języka Polskiego jako Obcego. Warto podkreślić, że nawet zdanie polskiej matury zazwyczaj potwierdza znajomość języka na poziomie B2. Egzamin certyfikatowy można zdawać dwa razy w roku – zwykle w listopadzie i kwietniu (terminy mogą ulegać zmianie, warto sprawdzać). Koszt egzaminu to około 180 euro, plus opłata za wydanie certyfikatu (około 20 euro) w przypadku pomyślnego zdania. Na stronie internetowej certyfikatpolski.pl dostępne są adresy ośrodków egzaminacyjnych oraz aktualne informacje. Warto zaznaczyć, że chociaż oficjalnie egzamin na poziomie C1 jest przeznaczony dla osób od 17. roku życia, w praktyce, za pisemną zgodą rodziców, mogą do niego przystąpić również kandydaci 16-letni. Jest to istotne dla ukraińskich uczniów, którzy często kończą szkołę średnią w wieku 16-17 lat. Zalecamy wcześniejszy kontakt z kilkoma centrami certyfikacyjnymi w tej sprawie. Należy pamiętać, że na wydanie samego certyfikatu można czekać do 4 miesięcy. Uczelnie często akceptują jednak zaświadczenie o zdaniu egzaminu, z możliwością dostarczenia certyfikatu w późniejszym terminie. Nawet wysokie wyniki na polskiej maturze (jeśli kandydat ją zdawał) oraz doskonałe świadectwo ukończenia szkoły średniej nie zawsze gwarantują przyjęcia na bezpłatne studia. Dlatego dla wielu kandydatów z zagranicy to właśnie certyfikat C1 otwiera drogę do bezpłatnego studiowania na polskiej uczelni.
Posiadać zezwolenie na pobyt stały w Polsce lub być rezydentem długoterminowym UE.
Być małżonkiem obywatela polskiego lub posiadać inne statusy wymienione w ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce.
Warto również sprawdzać strony internetowe poszczególnych uczelni, które czasami samodzielnie ustanawiają dla swoich studentów zagranicznych stypendia, różnego rodzaju zniżki, promocje lub całkowicie zwalniają z opłat (wówczas rekrutacja często odbywa się na podstawie konkursu świadectw lub wyników egzaminów). Dotyczy to głównie kierunków technicznych i ścisłych. Aby skorzystać z takiej możliwości, trzeba mieć wysoką średnią ocen na świadectwie, dobre wyniki egzaminów (np. NMT) i odpowiedni poziom znajomości języka polskiego. Podobne programy od wielu lat oferują m.in.:
Płatna forma studiów dla studentów zagranicznych w Polsce
— Mój syn miał przeciętne wyniki w ukraińskiej szkole, dlatego zdecydowaliśmy nie ryzykować i aplikować na prywatny uniwersytet. Wybrał warszawską Akademię Finansów i Biznesu Vistula – kierunek logistyka. Po prostu złożyliśmy dokumenty, zapłaciliśmy za studia – i został przyjęty — opowiada Maryna, mama 17-letniego Matwija. — Aby dostać się na prywatny polski uniwersytet, często nie są wymagane bardzo wysokie wyniki na świadectwie. Na przykład w AFiB Vistula wymogiem jest średnia ocen na świadectwie szkolnym nie niższa niż 7,5 (w ukraińskiej 12-punktowej skali ocen – przyp. red.). Co więcej, zazwyczaj nie jest wymagane zdawanie ZNO (Zewnętrznej Niezależnej Oceny) ani NMT – ukraińskich egzaminów zewnętrznych. Jednakże, jeśli kandydat posiada wyniki tych egzaminów, niektóre uczelnie, jak np. Vistula, mogą zaoferować zniżkę na czesne za pierwszy rok studiów (w tym przypadku 20%).
Inauguracja w Grupie Uczelni Vistula Zdjęcie: FB Grupa Uczelni Vistula
Jeśli studia prowadzone są w języku polskim, na uczelniach prywatnych często wystarcza certyfikat znajomości języka na poziomie B1 lub ukończenie kursu językowego organizowanego przez uczelnię. Do studiów w języku angielskim zazwyczaj wymagany jest certyfikat IELTS lub TOEFL na poziomie B2 (lub równoważny). Koszt studiów na uczelniach prywatnych zależy od języka wykładowego: studia w języku polskim są zazwyczaj o około tysiąc euro rocznie tańsze niż w języku angielskim. Przykładowo, studia na kierunku logistyka w języku polskim mogą kosztować około 1800 euro rocznie, a w języku angielskim – około 2800 euro. Niektóre firmy pośredniczące w rekrutacji mogą oferować zniżki (np. do 50%) na pierwszy rok studiów, jeśli kandydat zdecyduje się na kursy językowe organizowane przy uczelni.
Procedura rekrutacji na polskie uczelnie
Po zebraniu wszystkich dokumentów rozpoczyna się kluczowy etap: rywalizacja o miejsce na studiach, gdzie liczą się oceny, wyniki egzaminów, a czasem także inne osiągnięcia. Nie zwlekaj z rejestracją na studia. Większość polskich uniwersytetów prowadzi rekrutację przez elektroniczne systemy – ERK (Elektroniczna Rejestracja Kandydatów) lub IRK/IR (Internetowa Rejestracja Kandydatów). Szczegółowe informacje na temat procesu rejestracji można znaleźć we wcześniejszych artykułach Sestry oraz bezpośrednio na stronach uczelni. Postępuj zgodnie ze wszystkimi instrukcjami, a w razie pytań nie wahaj się kontaktować z działami rekrutacji wybranych uczelni (telefonicznie lub mailowo).
Obecnie nie istnieje jeden oficjalny, uniwersalny przelicznik punktów z ukraińskiego NMT na systemy punktacji stosowane przez polskie uniwersytety. Każda uczelnia może mieć własne zasady konwersji wyników. Należy zawsze szukać szczegółowych informacji na stronach internetowych wybranych uczelni, w zakładkach poświęconych rekrutacji. Jako przykład można wskazać zasady przeliczania punktów stosowane przez Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, które uwzględniają specyfikę systemów oceniania w różnych krajach (warto tu podać link do konkretnej strony UAM, jeśli jest znany).
Ważne jest ścisłe przestrzeganie wszystkich terminów składania oryginałów dokumentów po zakwalifikowaniu się na studia.
Nie należy się też załamywać, jeśli nie uda się dostać za pierwszym razem.
Kandydaci mają również szansę na przyjęcie z tzw. listy rezerwowej. Jest ona tworzona dla osób, które spełniły kryteria, ale nie zmieściły się w limicie miejsc. W takim przypadku konieczne jest zazwyczaj złożenie w wyznaczonym terminie (często w ciągu 7 dni od ogłoszenia wyników kwalifikacji) deklaracji o chęci podjęcia studiów. Komisja rekrutacyjna dokonuje naboru kandydatów z listy rezerwowej na wolne miejsca, zachowując kolejność wynikającą z listy rankingowej, aż do wypełnienia limitu.
Następną szansą może być druga tura naboru (rekrutacja uzupełniająca). Dla kierunków, na których limit miejsc pozostaje niewypełniony po pierwszej turze, władze uczelni mogą ogłosić dodatkowy nabór. Odbywa się on na tych samych zasadach co nabór podstawowy. Informacje o dodatkowym naborze na studia zazwyczaj pojawiają się na stronach internetowych uniwersytetów w drugiej połowie lipca lub na początku sierpnia.
Pamiętaj – klucz do sukcesu w rekrutacji to:
Dokładne sprawdzenie informacji: Zawsze weryfikuj wymagania, terminy i procedury bezpośrednio na stronach internetowych wybranych uczelni. Informacje mogą się zmieniać!
Terminowość: Pilnuj wszystkich dat – od rejestracji online po składanie dokumentów.
Kompletność dokumentów: Upewnij się, że masz wszystkie wymagane dokumenty, przetłumaczone i uwierzytelnione (apostille).
Znajomość języka: Odpowiedni poziom znajomości języka polskiego (lub angielskiego, jeśli na taki kierunek aplikujesz) jest kluczowy.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Jako kobieta z przerażeniem obserwuję dzisiejsze newsy z Polski i mam wrażenie, że cały kraj zaczyna się odwracać przeciwko kobietom. Wzrost liczby wyznawców Andrew Tate’a [amerykańsko-brytyjski kickbokser, oskarżony m.in. o handel nieletnimi i stosunki seksualne z nimi, czołowy influencer z tzw. manosfery, określany mianem „guru inceli” – red.] i to, jak bardzo jego narracja została znormalizowana, budzi we mnie nie tylko niepokój o własne bezpieczeństwo, ale również o przyszłość tego kraju. Coraz więcej osób, zwłaszcza mężczyzn, głosuje na przedstawicieli prawicy, a wyniki pierwszej tury ostatnich wyborów są więcej niż niepokojące.
Poza oczywistym faktem, że żyjemy w systemie patriarchalnym, który wspiera atakowanie mniejszości, za głównych winowajców uważam brak edukacji oraz media społecznościowe. Stanowisko polskiego rządu, że edukacja seksualna jest w szkołach niepotrzebna, przyczynia się do powszechnego braku wiedzy wśród młodzieży na temat tak istotnych kwestii jak zgoda, antykoncepcja czy zdrowe relacje. Brak tej edukacji nie tylko naraża młodych ludzi na dezinformację i szkodliwe doświadczenia, ale także utrwala patriarchalne normy, według których seksualność i prawa seksualne są określane z anachronicznej, zdominowanej przez mężczyzn perspektywy, bez uwzględnienia punktu widzenia kobiet czy ludzi ze środowisk LGBTQ+.
Pamiętam, że gdy w szkole mówiliśmy o seksie, ograniczało się to do terminów typu „okres” czy „mutacja głosu u chłopców”, a temat kobiecej anatomii wywoływał jedynie chóralny śmiech.
Dziś patrzenie na to, jak skromną wiedzę mają moi polscy męscy rówieśnicy o kobiecym ciele, a nawet o tak podstawowych kwestiach, jak opieka po stosunku (aftercare), bardzo mnie martwi
Jak mamy się czuć bezpieczne i szanowane jako kobiety, skoro nigdy nie dano nam przestrzeni, by otwarcie mówić o zmianach, jakie przechodzi nasze ciało, gdy dorastamy?
Męskie głosy dominowały w mojej klasie tak samo, jak dziś dominują w społeczeństwie. Bo polski system edukacji nie zapewnia dzieciom odpowiednich informacji, a PiS skutecznie ogranicza dostęp do rzetelnych źródeł poprzez zakazywanie edukacji czy książek, w efekcie czego wielu młodych sięga po informacje w mediach społecznościowych. Internet mógłby być pomocnym narzędziem w nauce o seksualności, ale niestety obecne algorytmy czynią go pod tym względem raczej szkodliwym.
Ostatnio słuchałam wypowiedzi Laury Bates [amerykańska pisarka i działaczka feministyczna – red.], która mówiła, że wystarczy około 10 minut od założenia konta na TikToku z męskim imieniem, aby algorytm zaczął podsuwać seksistowskie i toksyczne treści.
To pokazuje, że media społecznościowe niekoniecznie chcą nas edukować. Chcą raczej manipulować, co zresztą idealnie współgra z wartościami właścicieli tych platform
Wiedząc, że osoby takie jak Elon Musk są właścicielami serwisów takich jak Twitter, i znając ich poglądy, powinniśmy podchodzić z krytycyzmem do treści tam zamieszczanych. Tymczasem przeglądając media społecznościowe często zapominamy o konieczności sprawdzania informacji i dajemy się wciągnąć w powierzchowną formę przekazu.
Ogromną rolę powinni w tej kwestii odgrywać rodzice. Ale choć to oni są odpowiedzialni za wychowanie dzieci, to Internet stał się narzędziem wychowawczym, nad którym prawie nie da się zapanować. Jak można oczekiwać od rodziców, że będą kontrolować treści, z którymi stykają się ich dzieci, skoro wielu z nich nie potrafi nawet korzystać z TikToka czy Instagrama? Odpowiedzialność powinna spoczywać na platformach, a ponieważ tak się nie dzieje, musimy nagłośnić ten problem w naszych społecznościach. Gdy systemy zawodzą lub stawiają zysk ponad bezpieczeństwo, musimy działać. Należy zwiększać świadomość, promować edukację cyfrową i tworzyć otwarte przestrzenie do rozmów, by młodzi ludzie mogli funkcjonować w tym świecie bez patriarchalnych filtrów.
To samo dotyczy przemysłu pornograficznego. Jest on patriarchalny, rasistowski i seksistowski, a mimo to każdy w Polsce ma do niego dostęp. Wystarczy kliknąć, że ma się 18 lat, i już można wejść. W dobie powszechnego dostępu do smartfonów to naprawdę łatwe. Tymczasem przemysł ten nie promuje zdrowych przykładów miłości czy seksu, a większość filmów kończy się orgazmem mężczyzny – bez jakichkolwiek oznak zgody kobiety czy troski o nią po stosunku.
Kiedy młodzi nie są edukowani, a porno staje się dla nich głównym źródłem wiedzy o seksie, rodzą się ogromne zagrożenia, szczególnie dla kobiet
Skutki tego zjawiska pokazano w niedawnym serialu „Dojrzewanie”, który ukazuje, jak oglądane przez młodych chłopców treści mogą prowadzić do agresji. Teraz bardziej niż kiedykolwiek musimy priorytetowo traktować edukację młodych ludzi – zwłaszcza w czasie, gdy ideologie skrajnej prawicy zyskują na sile i przekształcają nasze narracje kulturowe.
Zamiast oglądać treści edukacyjne takie jak „Sex Education” czy „Dojrzewanie”, które mają na celu znormalizowanie rozmów o tożsamości, relacjach i zgodzie, wielu młodych chłopców zwraca się ku postaciom takim jak Andrew Tate. Takie treści żerują na wrażliwych osobach i karmią je hipermaskulinistyczną narracją, która gloryfikuje agresję i tłumienie emocji. To nie tylko kwestia złych wzorców. To normalizacja nienawiści. Gdy takie treści stają się dla młodych umysłów normą, kształtują sposób myślenia, który atakuje kobiety, podważa znaczenie zgody i promuje kulturę przemocy oraz nierówności.
*Incele - mężczyźni mimowolnie powstrzymujący się od seksu - to ruch białych heteroseksualnych mężczyzn, którzy uważają, że „seks jest zasobem zmonopolizowanym przez kobiety i służy manipulowaniu mężczyznami”. Winę za swą przymusową abstynencję seksualną mężczyźni ci zrzucają kobiety.
Aneksja Kanady, zakup Grenlandii, zmiana nazwy Zatoki Meksykańskiej i przejęcie kontroli nad Kanałem Panamskim – to ostatnie pomysły amerykańskiego prezydenta elekta Donalda Trumpa, które niedawno przedstawił dziennikarzom. W kontekście niedawnej zapowiedzi dymisji premiera Kanady Justina Trudeau wydają się one szczególnie niepokojące. Sestry rozmawiają z gen. Rickiem Hillierem, byłym szefem kanadyjskiego sztabu obrony (2004-2008) i członkiem Rady Doradczej Światowego Kongresu Ukraińskiego – o tym, czy Kanada może stać się 51. stanem Ameryki i jak wsparcie Ottawy dla Ukrainy może się zmienić po wyborach.
Retoryka nacisku
Maryna Stepanenko: Czy ostatnie wypowiedzi Donalda Trumpa o chęci przyłączenia Kanady do Ameryki, a także jego pomysły dotyczące Grenlandii i Kanału Panamskiego stanowią realne zagrożenie – zwłaszcza biorąc pod uwagę istnienie „Czerwonego” Planu Wojennego [War Plan Red – aut.], który Stany Zjednoczone opracowały w latach 30. XX wieku i który obejmuje m.in. strategię przejęcia Kanady?
Rick Hillier: Prawdziwym zagrożeniem jest nasza niezdolność do zakomunikowania administracji Trumpa i innym Amerykanom, że Kanada jest bezcennym sojusznikiem, przyjacielem i partnerem Stanów Zjednoczonych. I że nasze kraje są razem silniejsze, gdy dzielimy wspólną strefę bezpieczeństwa oraz strefę gospodarczą i handlową. Nasza komunikacja w tej kwestii nie była jasna ani w słowach, ani w działaniach – dlatego musimy zrobić więcej w tym zakresie.
Czy postrzegam słowa Trumpa jako zagrożenie? Uważam, że jego podejście może wiązać się z ryzykiem gospodarczym i innymi problemami. Ale czy istnieje zagrożenie dla suwerenności Kanady? Nie. Od setek lat dogadujemy się z naszymi wielkimi przyjaciółmi, kuzynami i sojusznikami na południu. I nadal bez wątpienia będziemy to robić.
Trump zagroził, że Kanada stanie się 51. stanem Stanów Zjednoczonych. Zdjęcie: NICHOLAS KAMM/AFP/Eastern News
Do kogo skierowane są wypowiedzi Trumpa? I jaki sygnał wysyła on do krajów o imperialistycznych apetytach, w szczególności jeśli chodzi o Rosję i Chiny?
Po pierwsze, nie sądzę, by gdziekolwiek wysyłał imperialistyczne sygnały. Trump jest przede wszystkim biznesmenem. A po drugie – jest drapieżnikiem. On dobrze wie, że kiedy wnika w umysły ludzi i zmusza ich do dyskusji, dezorientuje swoich przeciwników i zyskuje przewagę. Teraz dąży do zmian gospodarczych na rynku północnoamerykańskim, w handlu między Kanadą a Stanami Zjednoczonymi. Chce zmniejszyć nierównowagę handlową, która dziś jest korzystna dla Kanady, i zwiększyć równowagę handlową – na korzyść obu krajów. Trump chce również, by Ottawa zrobiła więcej w kwestii bezpieczeństwa. Dlatego mówi, że Kanada stanie się 51. stanem – by, jak sądzę, wytrącić naszych przywódców z równowagi i uczynić ich być może nieco bardziej bezbronnymi. On może wykorzystać tę bezbronność, by zrobić to, co uzna za stosowne.
Kanada potrzebuje zmian
Rok temu powiedział Pan, że Kanadzie grozi „brak znaczenia” na arenie światowej. Czy nadal Pan tak uważa? Czy zmiana rządu po odejściu Justina Trudeau może zmienić sytuację?
Kanada już stała się nieistotna – to nie jest zagrożenie, to już się stało. Pamiętam, że w roku 2006, 2007 czy 2008, kiedy nasi politycy przemawiali na przykład w NATO, wszyscy słuchali. Obecnie w większości kwestii międzynarodowych Kanada nie jest nawet konsultowana. Musimy narzucać się w dyskusjach, by nas wysłuchano.
Staliśmy się w dużej mierze nieistotni. Jednym z powodów jest to, że pozwoliliśmy naszym siłom zbrojnym na dezintegrację. Nasza armia jest znacznie mniejsza, niż powinna być
Pozwoliliśmy, by nasze zdolności dyplomatyczne, nasza pozycja gospodarcza i finansowa pogorszyły się na wiele sposobów. Dlatego nasze wpływy na świecie znacznie się zmniejszyły – do tego stopnia, że prawdopodobnie nie jesteśmy istotni w kontekście większości incydentów, do których dochodzi obecnie na świecie.
Jak można to zmienić?
Przede wszystkim potrzebujemy zmiany rządu. Sondaże pokazują, że Kanadyjczycy są niezadowoleni ze stanu rzeczy w kraju. Potrzebujemy wyborów i zmiany rządu. Następnie musimy odbudować fundamenty narodu, filary państwowości, które zniszczyliśmy w ciągu ostatniej dekady.
Jednym z nich, ale tylko jednym, są kanadyjskie siły zbrojne. Musimy w nie mocno zainwestować. NATO ustaliło 2% PKB jako minimalny poziom inwestycji w siły zbrojne sojuszników. Musimy przekroczyć tę wartość.
Musimy też zmienić sposób, w jaki pozyskujemy sprzęt i zaopatrzenie potrzebne kanadyjskim siłom zbrojnym. Bo dziś pozyskiwanie nawet niewielkich elementów zajmuje lata, a czasem nawet dziesięciolecia. To niedopuszczalne
Celem kanadyjskich sił zbrojnych powinno być tworzenie wojowników, a nie zwolenników ideologii woke [ruch społeczny, który koncentruje się na podnoszeniu świadomości na temat kwestii rasowych, płci, nierówności społecznych i niesprawiedliwości, wzywając do zmian i wspierając prawa mniejszości – red.]. To wymaga fundamentalnych zmian, a one wymagają nowego rządu.
Potrzebujemy również nowej energii i siły na arenie międzynarodowej. Musimy odmłodzić nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, by przywrócić nasze wpływy. Jednocześnie musimy bardzo uważnie skupić się na tym, dokąd zmierzamy i gdzie będziemy kierować nasze wsparcie, bo nie możemy być wszystkim dla wszystkich.
Europa oczywiście pozostaje dla nas kluczowym obszarem, Ukraina pozostaje absolutnie ważnym obszarem. Kanada powinna nie tylko kontynuować jej wspieranie, ale w nadchodzących miesiącach i latach je podwoić.
Pana kraj jest obecnie piątym największym na świecie dostawcą pomocy wojskowej, gospodarczej i humanitarnej dla Kijowa. Czy powinniśmy spodziewać się zmian w tym względzie, biorąc pod uwagę nadchodzącą zmianę przywództwa w Ottawie?
Dużym wyzwaniem dla Kanady jest to, że 99% Kanadyjczyków nie rozumie, dlaczego inwestujemy miliardy dolarów we wspieranie Ukrainy w walce z Rosją.
Jednocześnie Kanadyjczycy borykają się z niewiarygodnie wysokimi cenami, astronomiczną inflacją, często mają trudności z utrzymaniem swoich rodzin, martwią się o pracę. Martwią się też o wpływ nowej administracji Trumpa na nasz kraj. Na tle tych problemów trudno im zrozumieć, dlaczego nadal wysyłamy do Ukrainy sprzęt wart miliardy dolarów.
Potrzebujemy więc przede wszystkim kampanii informacyjnej, przekazywania Kanadyjczykom argumentów przemawiających za wspieraniem Ukrainy za pośrednictwem wszystkich możliwych kanałów: tradycyjnych mediów, mediów społecznościowych, osobistych dyskusji i debat, przemówień
Wspólne szkolenie wojskowych polskich i kanadyjskich w Polsce. Luty 2024. Zdjęcie: Czarek Sokolowski/Associated Press/Eastern News
W wyniku 25. spotkania w Rammstein Kanada obiecała przekazać 440 milionów dolarów pomocy wojskowej, która zostanie wykorzystana na czeską inicjatywę zakupu amunicji, pocisków różnych kalibrów od kanadyjskiego przemysłu oraz wsparcie produkcji dronów w Ukrainie. Jak Pan ocenia wpływ pomocy wojskowej Kanady na zdolności operacyjne ukraińskich sił zbrojnych? Widzi Pan jakieś zmiany w dynamice wojny spowodowane tym wsparciem?
Nic, co Kanada może zapewnić, nie zmieni wyniku tej wojny. Kiedy działamy w pojedynkę, nasze możliwości są ograniczone. Tylko razem możemy coś zmienić. Kanadyjska produkcja amunicji jest nadal bardzo, bardzo ograniczona.
Jeśli chodzi o perspektywę rozwoju dronów, myślę, że to świetna sprawa. Czytałem, że Ukraina chce produkować od dwóch i pół do trzech milionów dronów rocznie. I jeśli kanadyjskie dolary pomogą jej w dalszym rozwoju krajowego przemysłu dronów, da to ukraińskim siłom zbrojnym jeszcze większe możliwości obrony przed rosyjskimi atakami.
Prawdziwa stawka pomocy Ukrainie
Co Pan sądzi o komunikatach płynących z Berlina? Podczas gdy Kanada ogłasza dodatkowe wsparcie, kanclerz Olaf Scholz blokuje nowy pakiet niemieckiej pomocy dla Ukrainy. Uważa, że „nie jest on krytycznie potrzebny”. Jak Ukraińcy powinni interpretować takie oświadczenia?
Nie powinniśmy być zaskoczeni, że Niemcy w wielu przypadkach niechętnie udzielają wsparcia wojskowego.
Jak powiedział mi jeden z moich przyjaciół żołnierzy, spędziliśmy ostatnie 75 lat na upewnianiu się, że Niemcy nigdy nie powtórzą chaosu II wojny światowej. A teraz prosimy ich, by nagle, z dnia na dzień, zmienili tę dynamikę i zaangażowali się w wojnę w bardzo bezpośredni sposób – zapewniając sprzęt i możliwości, które umożliwią jednej konkretnej stronie, Ukrainie, odniesienie sukcesu na polu bitwy.
To frustrujące, a czasem wręcz przygnębiające. Tyle że w demokracji musisz pracować, mieć pewność, że wyborcy rozumieją, dlaczego robisz to, co robisz
Wielokrotnie wspominał Pan o potrzebie organizowania kampanii informacyjnych, aby wyjaśnić ludziom Zachodu, dlaczego Ukraina potrzebuje pomocy w wojnie z Rosją. Może Pan wymienić kluczowe argumenty w tej sprawie?
Pierwszy argument podzieliłbym na dwie kategorie. Po pierwsze, to jest rodzaj pozytywnego wpływu strategicznego. Nie powinniśmy pozwalać dyktatorowi na brutalną inwazję na terytorium demokratycznego sąsiada, skoro podpisał on umowę [memorandum budapesztańskie – red.], która zobowiązała go do nieatakowania Ukrainy w zamian za oddanie przez nią z broni nuklearnej.
Nie możemy pozwolić, by społeczność międzynarodowa działała w taki sposób. Kanada zależy od stabilnego świata. Kiedy wszyscy mają się dobrze, nasz naród kwitnie – mamy dobre stosunki handlowe, dobre wyniki gospodarcze. Potrzebujemy tego rodzaju stabilności.
Jednocześnie nie powinniśmy pozwalać bezwzględnemu dyktatorowi na robienie tego, co chce on i jego siły zbrojne
Jeśli będziemy to tolerować i odmówimy wsparcia Ukrainie, to jaki sygnał wyślemy Chinom, które spoglądają na Tajwan? Jaki sygnał wyślemy Korei Północnej, która patrzy na południe, za 38. równoleżnik [wzdłuż tego równoleżnika przebiega granica między Koreą Północną a Południową – red]?
I jaki sygnał wyślemy Iranowi, który próbuje dozbroić swoich sojuszników w Jemenie, Libanie, Syrii i w Strefie Gazy? To byłyby absolutnie niewłaściwe sygnały. Powinniśmy wspierać Ukrainę jako element stabilności społeczności międzynarodowej.
Po drugie, wszyscy jesteśmy częścią Organizacji Narodów Zjednoczonych. A ONZ uchwaliła rezolucję dotyczącą „obowiązku ochrony”. Kiedy jeden kraj napada na inny kraj i jest to akt nielegalny w świetle prawa wojennego, mamy obowiązek wspierać napadnięty kraj. Kanada była jednym z państw, które doprowadziły do przyjęcia tej rezolucji. Oznacza to, że musimy pomagać Ukrainie.
Drugi argument jest korzyść dla Kanady.
Jeśli Rosjanie zajmą wschodnie regiony Ukrainy i zatrzymają je, jeśli zajmą centralną część wokół Kijowa i uczynią z niej kontrolowaną przez Rosję marionetkę, a następnie pogrążą zachodnią Ukrainę w niestabilności, będzie od 5 do 25 milionów ukraińskich uchodźców zmierzających na Zachód
Jest pani w stanie sobie wyobrazić, jaki wpływ miałoby to na Czechy, Słowację, Niemcy, Francję czy Kanadę? Trzeba więc wyjaśnić obywatelom krajów zachodnich, że takie koszmarne scenariusze są bardzo realne i właśnie to nas czeka, jeśli przestaniemy wspierać Ukrainę.
Niemiecki minister obrony Boris Pistorius powiedział, że każdego dnia dochodzi do hybrydowych ataków Rosji na Morzu Bałtyckim. Jak NATO powinno reagować na te działania?
Po pierwsze, musimy zacząć wykorzystywać nasze siły morskie do odpędzania rosyjskich, a nawet chińskich statków od miejsc, w których układane są nasze rurociągi i linie kablowe. Nie powinniśmy pozostawiać tego przypadkowi. Po drugie, gdy dojdzie do takiego incydentu, musimy działać jak Finlandia: natychmiast rozmieścić siły morskie. Powinniśmy przejąć statki, które spowodowały szkody, a następnie zakazać tym statkom i ich załogom pływania w tym obszarze.
2025: prawdziwego pokoju nie będzie
W zeszłym roku, w przeddzień drugiej rocznicy rosyjskiej inwazji, powiedział Pan, że Ukraina przechodzi przez „najbardziej kruchy, najbardziej wrażliwy okres”. Za półtora miesiąca trzecia rocznica wybuchu pełnoskalowej wojny. Jak opisałby Pan obecną sytuację?
Prawie tak samo, jak opisałem ją rok temu: im dłużej trwa ta wojna, tym więcej ofiar śmiertelnych ponosi Ukraina i tym większe jest obciążenie dla jej gospodarki, państwa, ludzi. Mogę sobie tylko próbować wyobrazić morale ogromnej większości ludności, która była atakowana w takiej czy innej formie każdego dnia przez trzy lata, ten psychologiczny wpływ, jaki to na nią wywiera.
Kanada ogłosiła przyznanie Kijowowi pomocy wojskowej w wysokości 440 milionów dolarów. Zdjęcie: OPU
Ukraina była fenomenalna w swojej determinacji, by się bronić i nie pozwolić Putinowi wygrać. W historii nie znajdziemy lepszego przykładu odwagi, wytrwałości, nieustępliwości i zwykłej determinacji, by nie pozwolić dyktatorowi wygrać. Ale im dłużej wojna będzie trwać, tym większy będzie jej ciężar.
Jednocześnie od trzech lat mówimy, że Rosja nie może kontynuować wojny – a jednak nie widzimy żadnych zmian. Przewidywaliśmy upadek Moskwy, jej gospodarki, sił zbrojnych, sprzętu – lecz przez trzy lata nic się nie zmieniło. Zastanawiam się, czy czasem zdolność Rosji do kontynuowania tej walki nie jest większa niż Zachodu.
Nie sądzę, że powinniśmy spodziewać się teraz znaczących zmian. Mogą one nadejść po 20 stycznia, kiedy prezydent elekt Trump i jego administracja przejmą władzę w Stanach Zjednoczonych
Pozostaje jednak pytanie, co zamierzają zrobić. Być może pojawi się nowe podejście do wojny. Nie wiem jednak, jakie ono będzie.
Wołodymyr Zełenski powiedział, że jego spotkanie z Trumpem będzie jednym z pierwszych, jeśli chodzi o światowych przywódców, ponieważ kwestia zakończenia wojny jest jednym z priorytetów amerykańskiego prezydenta elekta. Z kolei Trump stwierdził, że jego zespół pracuje nad zorganizowaniem spotkania z Putinem. Czego Ukraina powinna spodziewać się w wyniku tych rozmów?
Trump chce zakończenia wojny. Jak to zrobić – to wielkie pytanie. Ukraina też chce zakończyć wojnę, uzyskać gwarancje bezpieczeństwa na przyszłość i odzyskać terytoria, które Rosja zajęła na wschodzie. Nie jestem pewien, czy wszystko to można osiągnąć bez rzeczywistego zwycięstwa.
Jeśli Waszyngton powie coś w stylu: „Nie będziemy już dostarczać wam broni, oddamy Rosji wschodnie regiony, zakończymy wojnę i zagwarantujemy pokój” – to pojawia się pytanie: kto to zagwarantuje? Wątpię też, by Kijowowi zaproponowano natychmiastowe członkostwo w NATO, ale nie wiem, jaka może być alternatywa.
Sądzę, że na Ukrainie i na prezydencie Zełenskim będzie wywierana ogromna presja, by można było wynegocjować jakiś rodzaj zawieszenia broni i być może pokoju z Rosją w dłuższej perspektywie.
Myślę, że najbliższe miesiące z pewnością będą trudne.
Na początku stycznia Ukraina rozpoczęła kolejną ofensywę w obwodzie kurskim. W tym samym czasie Rosja nasila swoją ofensywę na wschodzie. To przygotowanie do przyszłych negocjacji, które mogą mieć miejsce po inauguracji Trumpa?
Jestem pewien, że każda ofensywa Ukrainy i każda ofensywa Rosji – niezależnie od tego, kto je planuje i prowadzi – są obliczone na sukces w potencjalnych przyszłych negocjacjach.
Ukraińscy żołnierze z karabinem antydronowym zakupionym ze środków zebranych podczas koncertu charytatywnego w Toronto. Zdjęcie: Ukrinform/East News
Ze strategicznego punktu widzenia, z punktu widzenia Ukrainy, ofensywa w rejonie Kurska jest niewiarygodnie inteligentna. Czy jest ryzykowna? Tak, jest, bo wymaga wielu zasobów, które mogłyby zostać wykorzystane do obrony.
Ale najlepszą obroną jest dobra ofensywa. To jedna z tych rzeczy, które po stuleciach wojen pozostały aktualne.
Dlatego myślę, że to, co robi Ukraina, jest skuteczną ofensywą, która ma strategiczny sens
Widzi Pan jakieś warunki wstępne dla zakończenia wojny do końca 2025 roku?
Nie, nie widzę. Widzę potencjalne zawieszenie broni na pewien czas, w zależności od tego, co spróbuje zrobić administracja Trumpa. Ale to tylko potencjalne zawieszenie broni, a nie coś, co przekształci się w trwały pokój, który pozwoli Ukrainie rozpocząć odbudowę z przekonaniem, że nie będzie już musiała walczyć z Rosją.
Zdjęcie główne: VALENTYN OGIRENKO/AFP/East News
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: [email protected], a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą.
Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Prawdę trudno zaakceptować – ale kłamstwa trudniej
Mieszkam w Polsce z prawie sześcioletnim synem. Kiedy uciekaliśmy przed wojną, miał trzy lata. Pomimo ogromnego stresu i strachu, starałam się nie pozwolić mu poczuć przerażenia, które mnie ogarnęło. Powiedziałam mu, że jedziemy na wycieczkę w piękne miejsce. Był zaskoczony, że jedziemy bez taty.
Mój mąż od początku miał świetne relacje z synem, rozpieszczał go i poświęcał mu każdą wolną chwilę. Wytłumaczyłam synkowi, że tata musi zostać, bo nie ma wakacji, ale gdy będzie miał, to do nas dołączy. Pamiętam, że za każdym razem gdy dzwonił dzwonek do drzwi, podskakiwał, krzyczał: „tata!” i biegł otworzyć. I za każdym razem był bardzo rozczarowany.
Bo gdyby mnie kochał, toby do mnie przyszedł
Mieszkamy w okolicy, w której osiedliło się wielu Ukraińców. Nie miałam przyjaciół w Polsce, więc osiedlenie się w tym miejscu było najlepszą opcją. Są tu też ukraińskie rodziny, które zdecydowały się zamieszkać w Polsce jeszcze przed wojną. Mój syn bawi się z kolegami na podwórku i odwiedza ich.
Rodzice jego przyjaciół mówią mi, że jest bardziej zainteresowany rozmową z ich ojcami niż zabawą. Raz nawet zapytał jednego z tych ojców, czy ten mógłby być jego tatą. Mój syn polubił go, ponieważ grał z nim i swoim synem w piłkę nożną i zabierał ich na plac zabaw. Dzieciak był zachwycony, gdy mógł trzymać swojego starszego przyjaciela za rękę lub usiąść mu na kolanach.
Bardzo tęskni za swoim ojcem. Oczywiście były też pytania o to, czy tata już go nie kocha. „Bo gdyby kochał, przyszedłby do mnie”. Nie mogę już dłużej ukrywać przed synem, że nieobecność ojca nie była wyborem, ale wymuszoną konsekwencją wojny.
Tata niby jest, ale jakby go nie było
Ustaliliśmy z mężem, że będzie rozmawiał z synem przez telefon przynajmniej raz w tygodniu. Czasami przerwy są dłuższe, ale się staramy. Mój syn zawsze cieszy się na te rozmowy, opowiada tacie, co robi, pokazuje mu, co zbudował z klocków, i pyta, kiedy tata przyjedzie do domu.
Niedawno poszliśmy na plac zabaw, byli tam również jego koledzy i ich rodzice. Kiedy mój syn pobiegł do ławki, by napić się wody, powiedział, że chciałby, żeby jego tata też tam był, a nie tylko rozmawiał z nim przez telefon. Rozumiem jego żal, bo prawie połowę swojego krótkiego życia spędził z ojcem, który wydaje się być obecny, ale jednocześnie go nie ma.
Mam wiele wątpliwości. Czy taka rozłąka nie zniszczy więzi syna z ojcem? Czy po takim czasie ich relacja wciąż może być normalna? A może będą musieli uczyć się siebie od nowa?
Boję się też, że gdy wojna się skończy (mam nadzieję, że już niedługo), mężowi trudno będzie odnaleźć się w domu w tych ekstremalnie trudnych warunkach. W końcu tyle się mówi o zespole stresu pourazowego, a pobyt na froncie jest jedną z głównych przyczyn tego syndromu.
Mój mąż zapewnia mnie, że za nami tęskni, kocha nas i chce być z nami jak najszybciej. I to mnie bardzo cieszy, ale gdzieś w środku mam obawy. Może niepotrzebnie się zamartwiam, ale widzę, jak mój syn cierpi i jak bardzo jest zmęczony posiadaniem taty, który istnieje tylko w jego telefonie...
przestań, proszę, ukrywać przed synem, że brak ojca to nie wybór, a przymus wywołany wojną.
Rozumiem, że chciałaś chronić go, gdy przyjechałaś do Polski, bo miał wtedy trzy lata. Ale teraz ma sześć lat, widzi inne dzieci, które mają ojców – i nie rozumie, gdzie jest jego tata i kiedy wróci.
Rozłąka wpływa na relacje, lecz nie jest wyborem
Między ojcem a synem istnieje silna więź, a chłopiec bardzo potrzebuje tego kontaktu. Z pewnością trudno mu zrozumieć, że nie może rozmawiać z ojcem codziennie, jak inne dzieci. Ale ważne jest, aby powiedzieć mu prawdę, ponieważ dzieci dużo rozumieją i często są w stanie odczuwać nasze emocje. Separacja wpływa na relacje, ale ta separacja nie była z wyboru. Była spowodowana wojną.
Kiedy Pani mąż przyjedzie do Polski i dołączy do Pani i syna, z pewnością będzie potrzebował czasu, by odnaleźć się w nowym miejscu i być z rodziną tu i teraz, w obcym kraju, mając w pamięci obrazy z wojny.
Wojna odciska piętno na ludzkiej psychice
Jesteście rodziną, a Wasza więź jest silna. Tak, Pani mąż może mieć problemy z przystosowaniem się do sytuacji, kiedy zobaczy syna po kilku latach i będą mieli wiele do nadrobienia.
Wojna odciska piętno na ludzkiej psychice, to nieuniknione. Zachęcam Pani męża do rozmowy z psychologiem po przyjeździe. Pomoże mu to zaadaptować się w nowym miejscu, uporać się z wieloma trudnymi uczuciami związanymi z wojną i rozłąką. I odnaleźć się na nowo w roli ojca sześcioletniego chłopca, który bardzo go potrzebuje.