Exclusive
20
min

Sprawiedliwość nie dla wszystkich

Na razie się trzymamy. Wolontariusze, aktywiści, dyplomaci, ratownicy – i oczywiście żołnierze. Musimy tylko pamiętać, że żołnierz doprowadzony do rozpaczy jest złym żołnierzem

Artem Czech

Zdjęcie: Anatolij Stepanov/AFP/Eastern News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Trudno to nazwać największym problemem Ukrainy. W świetle (a raczej w ciemności) wydarzeń, które ogarnęły nasz kraj w ciągu ostatnich niemal trzech lat, jest to tylko zwiastun większego problemu. Ale groźny, wysoce łatwopalny zwiastun, który może zmienić bieg historii. Nie, to nie przesada.

Nawet na początku wielkiej inwazji dzikich istniało prawdopodobieństwo porażki. I nawet ta nieprawdopodobna liczba ochotników, którzy chwycili za broń, nie dodawała wiary. Chociaż to, co się działo, było zaskakujące.

Wszyscy za jednego. Tysiące, setki tysięcy zdeterminowanych mężczyzn i kobiet zostawiło wszystko i wróciło z zagranicy, by założyć mundur

W drugim tygodniu wojny mój batalion rozrósł się do rozmiarów brygady. Mieliśmy czternaście kompanii zamiast trzech. W tamtym czasie mrocznego chaosu nikt nie oglądał się na tych, którzy nie dołączyli. Było nas wystarczająco wielu. A wobec braku ustalonego frontu nie było jasne, ilu ludzi potrzeba.

Jednak od ponad roku kwestia mobilizacji jest tak dotkliwa, że boli tych zaangażowanych. Nawiasem mówiąc, ta sprawa dotyczy wszystkich. Nawet tych, którzy myślą, że są wystarczająco daleko od wojny, by ją ignorować.

Jednostki na froncie zostały straszliwie poharatane. Oprócz przewlekłych chorób, wielu żołnierzy ma problemy psychiczne, które są wynikiem ciągłego narażenia na nieludzki stres. Piechota, niczym mydło, wpłukuje się z każdym dniem aż do stanu, gdy nie zostaje już nic. Jednostki strzeleckie, których zadaniem jest strzelać, a nie kopać, i strzelają, i kopią, by mieć jakąkolwiek szansę na wyczołganie się z pola bitwy. To nie są już ci sami chwaccy żołnierze, którzy dwa lata temu wkroczyli do piekła z plecakami pełnymi siły, odwagi i bohaterstwa.

Kontakty, które utrzymuję z moimi towarzyszami broni, potwierdzają moje przypuszczenia: na froncie wojny totalnej żołnierz może wytrzymać do roku. Potem się załamuje i znika

Żołnierz potrzebuje przerwy. By się pozbierać, potrzebuje leczenia, odpoczynku i czasu spędzonego w przyjaznej atmosferze. Trochę lepiej jest z tymi, którzy służą dalej od frontu. Ale po dwóch lub trzech latach odcięcie od cywilnego życia i życie w kleszczach systemu wciąż odbija się na twoim morale. Zobaczyć swoje dzieci, pobyć z bliskimi, odwiedzić groby krewnych, wyspać się i poczuć, że twoje życie należy tylko do ciebie – tylko to może przywrócić cię do życia. Nie 10-15-dniowy urlop, nie 30-dniowe zwolnienie lekarskie, ale pełnoprawny wypoczynek. Przynajmniej przez rok.

Z drugiej strony miasta na tyłach pełne są mężczyzn, z których wielu maniakalnie wypatruje końca wojny. Im szybciej, tym lepiej. Końca wojny – choćby z odciętymi przez Rosję terytoriami, z tysiącami jeńców, z własnym poczuciem winy. Bo im szybciej to się skończy, tym mniej prawdopodobne jest, że zostaną siłą wzięci do armii, by wypełnić swój konstytucyjny obowiązek. Tym mniej prawdopodobne jest, że będą musieli kupować dla siebie kamizelki kuloodporne albo płacić od pięciu do czterdziestu tysięcy dolarów łapówki przemytnikom pomagającym uciec za granicę.

Za granicą też są różni Ukraińcy. Niektórzy z nich również czekają, aż to wszystko jakoś się skończy, aż Ukraina złoży broń, odda dziesiątki tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium, zrezygnuje z prawa do wyboru swojej przyszłości i umieści setkę kolaborantów w Radzie Najwyższej, aby uchwalać ustawy pod dyktando Kremla. Nie ma znaczenia, co się stanie, byle tylko to skończyło się jak najszybciej. Żebyśmy mogli wrócić, żebyśmy mogli znowu swobodnie chodzić po naszych miastach i nie bać się, że wpadniemy na chłopaków z TCK [terytorialnego centrum rekrutacji – red.]. Byle tylko nie było wojny.

Nikt nie chce wojny. Wyczerpanie i żal sprowadzają wszystko do prostego pragnienia: pozostawić wojnę historii. Historia jednak powtarza się z niepokojącą częstotliwością

A to, co pozostawimy niewypowiedziane (nieprzedyskutowane), będzie czarnym dziedzictwem dla naszych dzieci i wnuków. Musimy walczyć tak długo, jak długo możemy to robić na korzystnych warunkach. Musimy angażować naszych zachodnich partnerów, szukać dyplomatycznego wsparcia ze strony cywilizowanego świata, utrzymać cały front i pokonać wroga w jego własnym legowisku. Dopóki jesteśmy w stanie to robić – musimy to robić.

Ale czy ci sami ludzie, którzy uratowali kraj w pierwszych miesiącach, którzy przez dwa i pół roku na polach i bagnach Dniepru tracili zdrowie i towarzyszy broni – nadal powinni to robić? Czy to poświęcenie powinno być wyłącznym udziałem tych ochotników, którzy zaciągnęli się w pierwszych miesiącach? Ich dzieci dorosły, ich żony są zmęczone czekaniem, a ich rodzice są starzy.

A oni wciąż są zaprzęgnięci do tego cholernego pługa i ciągną go przez pola przesiąknięte krwią

Proste pytanie brzmi: dlaczego tylko my? A jeśli będziemy to robić – aż do przezroczystej nieważkości, kalectwa lub końca wojny – czy będziemy potem potrafili żyć w tym samym kraju co ci, którzy unikali tej wojny wszelkimi sposobami, dając łapówki, uciekając do sąsiednich państw lub ukrywając się przed mobilizacją jak karaluchy przed słońcem w letni dzień?

Front utrzyma się tak długo, jak długo utrzyma go żołnierz łamany przez ekstremalną presję. Jak długo ten żołnierz będzie jeszcze w stanie walczyć? I co będzie dalej? Co się stanie z wojną? Rozpuści się? Nie, nie rozpuści się, nie zniknie, bo to nie jest opryszczka.

Ukraina ma wystarczające zasoby mobilizacyjne, by nie tylko uzupełnić szeregi sił obronnych, ale także w pełni zastąpić przynajmniej tych, którzy weszli do tego piekła jako pierwsi. Wygląda jednak na to, że państwo nie jest w stanie wziąć się w garść i powiedzieć swoim obywatelom na tyłach, że teraz ich kolej chwycić za pług. Że nadszedł czas na zmianę.

Nadszedł czas, aby grać według uczciwych zasad, w których nie ma miejsca na flirtowanie z elektoratem

Czy tak się stanie? Nie wierzę. Bo niemal codziennie słyszę, że demobilizacja jest niemożliwa. Nie ma odpoczynku. Nie ma wytchnienia. Nie ma zastępstwa. Nie ma nikogo, kto mógłby ich zastąpić. Ci, którzy zostali na tyłach, są cennymi pracownikami w gospodarce. Bariści i listonosze nie urodzili się do wojny. A w wioskach ci, którzy się do niej urodzili, zostali już zgarnięci.

Dystopijna rzeczywistość jako podstawa waszej przyszłości. Tyle że wcale nie jest pewne, że będziecie mieli taką przyszłość. Chociaż – być może my wam podziękujemy. Nie wszystkim. Tylko tym, którym się uda przeżyć.

A kiedy ci, którym się uda, wrócą, będą musieli żyć obok tych, którzy uciekli od swoich obowiązków. Obok kobiet, które ukrywały swoich mężów przed wojną. Obok urzędników, którzy w tym ukrywaniu pomagali, obok lekarzy, którzy stawiali fałszywe diagnozy, obok kierowców, którzy przemycali zdrowych mężczyzn w wieku poborowym przez granice jak papierosy. Obok całej tej armii ludzi, którzy uniemożliwili nam uratowanie kraju i niszczyli go od środka, jak nowotwór.

Będą musieli żyć obok nich. Chodzić do tych samych lekarzy i urzędników, koegzystować z tą armią zdrajców, słuchać frazy: „To nie my was tam wysłaliśmy”. Wszystko to przeobrazi się w społeczne bagno, przedłużającą się i wyczerpującą walkę między tymi, którzy bronili i podtrzymywali wolność, a tymi, którzy do ostatniej chwili odwracali od wojny wzrok.

Bo ci, którzy nie widzieli wojny, nie zrozumieją tych, którzy ją widzieli. Nigdy

Całe to bagno pojawi się jednak dopiero wtedy, gdy nadejdzie to długo oczekiwane „powojnie”. Bo jeśli ci, którzy mogą przyjść z pomocą, nie przyjdą, może być inaczej. Bo wszędzie tam, gdzie dotrze rosyjska artyleria, czołgi i karne oddziały rosyjskich służb specjalnych – będzie krwawa wojna.

Na razie się trzymamy. Wolontariusze, aktywiści, dyplomaci, ratownicy – i oczywiście żołnierze. Musimy tylko pamiętać, że żołnierz doprowadzony do rozpaczy jest złym żołnierzem. Widziałem, jak najsilniejsi opadają z sił, dodatkowo zniechęceni tym, że na wojnie nie ma sprawiedliwości.

Nie. Sprawiedliwość istnieje, tyle że nie dla wszystkich.

Zdjęcia z prywatnego archiwum autora

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraiński pisarz, żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy.

Jest autorem 17 książek, niektóre zostały przetłumaczone na język niemiecki, czeski, polski czy angielski. Laureat wielu nagród, m.in. Nagrody Literackiej im. Mykoły Gogola (2018) i Nagrody Literackiej im. Józefa Konrada-Korzeniowskiego (2019). W 2021 r. wydawnictwo Meridian Czernowitz opublikowało jego powieść „Kim jesteś?”, która została zaadaptowana przez ukraińską reżyserkę Irynę Cilyk na potrzeby filmu „Ja i Feliks”. Powieść „Kim jesteś?” zdobyła nagrodę BBC Book of the Year 2021.

Od maja 2015 r. do lipca 2016 r. służył w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Na początku inwazji powrócił do Sił Zbrojnych.

Jest żonaty i ma syna.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Jako kobiety musimy polegać na sobie i bliskich osobach, którym naprawdę możemy zaufać. Rozdzierająca serce historia 25-letniej Lizy, brutalnie zgwałconej i zamordowanej w Warszawie, przypomniała nam, kobietom, że nasze krzyki i zwykłe mówienie „nie” nigdy nie zostaną przez mężczyzn w pełni zrozumiane.
Czytanie newsów i doświadczanie świata jako kobieta skłoniło mnie więc do poszukiwania sposobów, w jakie mogę się chronić.

Zajęcia z samoobrony, gaz pieprzowy, taksówki – to wszystko jest skuteczne. Ale bardzo frustruje mnie to, że „bezpieczeństwo” oznacza, że muszę wydawać więcej pieniędzy, a przede wszystkim dawać te pieniądze firmom należącym do mężczyzn.
Postanowiłam więc sprawdzić, w jaki sposób mogłabym przynajmniej finansować pomysły kobiet.

I tak natknęłam się na aplikację Aplikacja SafeMe, stworzoną i monitorowaną przez młode kobiety, które, jak ja, szukały rozwiązań pomagających się chronić. Ku mojemu zaskoczeniu komentarze pod reklamą aplikacji były przerażające, a wielu mężczyzn wyśmiewało kobiety za to, że chcą czuć się bezpieczniej, albo szerzyło rasizm. To skłoniło mnie do bliższego zbadania aplikacji.

Aplikacja ma dwa tryby: „Zamów obserwację” i„Wezwij pomoc”. Jeśli wybierzesz: „Zamów obserwację”, „Asystent Bezpieczeństwa SafeMe będzie nadzorować Twój przejazd, sprawdzając, czy przemieszczasz się wyznaczoną trasą, a w razie zagrożenia powiadomi odpowiednie służby porządkowe. Wystarczy, że określisz środek transportu i wybierzesz punkt docelowy w aplikacji, a my będziemy czuwali nad Twoim bezpieczeństwem”.

Z kolei w trybie „Wezwij pomoc” czytamy: „W sytuacjach zagrożenia lub poczucia uzasadnionego niebezpieczeństwa skorzystaj z aplikacji i wezwij pomoc.
Za pomocą jednego przycisku zawiadomisz Asystenta Bezpieczeństwa SafeMe, który skieruje odpowiednie służby do Twojej lokalizacji.”

Dzięki temu nie musisz dzwonić na policję i podawać swojej lokalizacji czy wyjaśniać, w jakiej jesteś sytuacji – bo aplikacja już to śledzi. Zdecydowałam się na jej zainstalowanie i od tamtej pory z niej korzystam (miesięczny abonament wynosi 12,49 zł).
Na rynku dostępne są również inne aplikacje, takie jak HomeGirl, Uber Women czy Bolt Women, z których często korzystam, wracając do domu.

Wiem, że aplikacja nie jest rozwiązaniem w przypadku braku poczucia bezpieczeństwa, którego doświadczamy my, kobiety.

Krzepiąca jest jednak świadomość, że istnieje społeczność kobiet, które troszczą się o siebie nawzajem, by stworzyć przestrzenie (nawet w Internecie), gdzie możemy czuć się bezpiecznie.
20
хв

Jak się chronię w Polsce

Melania Krych

Można ją umownie nazwać „listą Nawrockiego”. Prawdą jest, że Polska to republika parlamentarno-prezydencka, w której formalne kompetencje głowy państwa nie są obszerne. Jednak wypowiedzi Karola Nawrockiego podczas wyścigu prezydenckiego wymagają od Ukrainy radykalnych zmian w podejściu do dialogu z Warszawą. Obecny prezydent-elekt jest katalizatorem potrzebnych zmian w stosunkach Polski i Ukrainy, dlatego „listę Nawrockiego” należy tworzyć już teraz.

  1. Nowy traktat o przyjaźni i współpracy. Warto przypomnieć, że Traktat o dobrym sąsiedztwie, przyjaznych stosunkach i współpracy między Ukrainą a Rzecząpospolitą Polską został podpisany i ratyfikowany jeszcze w 1992 roku. Jest to logiczne, biorąc pod uwagę pierwszeństwo Polski w kwestii uznania niepodległości Ukrainy, jednak dziś przyjęcie nowej wersji Traktatu jest krokiem aktualnym. Warszawa i Kijów rozpoczęły odpowiednie konsultacje u szczytu kadencji prezydenta Andrzeja Dudy, a zakończenie tego procesu pozwoliłoby przerzucić logiczny pomost między jedną a drugą prezydenturą.

  2. Decyzja o kontynuacji ekshumacji ofiar Wołynia. Decyzja o przeprowadzeniu ekshumacji w Pużnikach (obwód tarnopolski) pozwoliła zneutralizować negatywny efekt kolejnego aktu wandalizmu na mogile żołnierzy UPA na górze Monastyr. Jednak kontynuacja ekshumacji jest logiczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Nawrocki przed wyborem na prezydenta RP był prezesem Instytutu Pamięci Narodowej. Krok ten pozwoli zminimalizować negatywne skutki oczekiwanego udziału Karola Nawrockiego w lipcowych wydarzeniach związanych z agresywnym upamiętnianiem ofiar Zbrodni Wołyńskiej.

  3. Zaangażowanie Polski jako mediatora w proces negocjacyjny z FR. Warszawę charakteryzują niebezpodstawne ambicje dyplomatyczne. Choć prezydent Polski, w odróżnieniu od swojego ukraińskiego odpowiednika, nie nominuje ministrów obrony i spraw zagranicznych, będzie starał się wpływać na politykę zagraniczną i obronną. Dlatego aktywniejsze pośrednictwo Polski w dialogu rosyjsko-ukraińskim może być korzystne zarówno dla Kijowa, jak i dla Warszawy.

  4. Udział w obchodach piątej rocznicy utworzenia Trójkąta Lubelskiego. W tym roku ta geopolityczna konstrukcja w regionie bałtycko-czarnomorskim obchodzi swoje pięciolecie, jednak w ostatnich miesiącach w polskiej retoryce polityki zagranicznej bardziej widoczny jest Trójkąt Weimarski (Niemcy – Polska – Francja). Niemniej jednak zarówno Trójkąt Lubelski, jak i utworzona dziesięć lat temu w tym mieście Polsko-Litewsko-Ukraińska Brygada im. Księcia Konstantego Ostrogskiego, mogą służyć wzmocnieniu bezpieczeństwa regionalnego. Warto to „sprzedać” Karolowi Nawrockiemu i członkom jego zespołu.

  5. Aktywizacja udziału Ukrainy w projekcie Trójmorza. Zainicjowany przez prezydentów Polski i Chorwacji projekt rozwoju krajów między Adriatykiem, Bałtykiem a Morzem Czarnym powinien politycznie przetrwać swoich założycieli – Andrzeja Dudę i Kolindę Grabar-Kitarović. Dla Karola Nawrockiego może to być element własnej aktywności w polityce zagranicznej, a dla Ukrainy – szansa na zwiększenie podmiotowości na arenie międzynarodowej. Ponadto Ukraina posiada rozbudowany system przesyłu gazu, który należy wykorzystywać do tranzytu gazu ziemnego.

  6. Wznowienie dialogu na temat udziału Polski w procesie odbudowy Ukrainy. Przedstawiciele polskiego biznesu od ponad dwóch lat próbują uzyskać od Ukrainy odpowiedź na pytanie dotyczące ich udziału w procesie odbudowy Ukrainy. Słusznie przypuszczają, że przedstawiciele różnych korporacji transnarodowych mogą ich odsunąć dosłownie w ostatniej chwili. Warto tu przypomnieć obietnicę Nawrockiego z debaty telewizyjnej o „wysyłaniu na Ukrainę nie polskich żołnierzy, a polskich biznesmenów” i podchwycić ją.

  7. Promowanie „nowego prometeizmu”. Opierając się na publicznym wizerunku nowo wybranego prezydenta Polski, Ukraina mogłaby zaproponować mu „nowy prometeizm” – koncepcję przeciwdziałania Rosji i jej wpływom w regionie bałtycko-czarnomorskim. Twórczo reinterpretując dziedzictwo Józefa Piłsudskiego, ukraińskie kierownictwo mogłoby spróbować stworzyć atmosferę zaufania w stosunkach z Warszawą.

Zamiast posłowia. Ukraina ma dwa miesiące na sformułowanie polityki wobec Nawrockiego i Polski, na czele której stanie on w sierpniu. Piłka jest po stronie ukraińskiej, i szanse na porozumienie z politykiem będącym nową postacią w polityce są wysokie.

20
хв

Po wyborach w Polsce: "Lista Nawrockiego" jako szansa dla Kijowa 

Jewhen Magda

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Po wojnie w nas wciąż będzie wojna

Ексклюзив
20
хв

Dziś wojna to nie tylko czołgi i artyleria. To także drony i AI

Ексклюзив
20
хв

Gabrielius Landsbergis: – Tylko Ukraina może powstrzymać Rosję

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress