Exclusive
20
min

Niebezpieczne miejsca w Warszawie

«Ну яке ще Середмістя? — спитаєте ви, — Це ж туристичний центр, де на вулицях завжди багато поліції, а оренда квартир найдорожча в Варшаві». Виявляється, саме тут відбувається найбільша кількість крадіжок та бійок

Julia Ladnova

Warszawa nocą. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

"Kiedy ktoś z krzaków złapał mnie za nogę wrzasnęłam tak, że usłyszała mnie cała okolica"

Przez dwa lata w Warszawie mieszkałam w trzech dzielnicach. Po mojej rodzinnej Borszczówce w Kijowie, nie bałam się Warszawy nocą. Śmiało spacerowałam z moją mopsicą Polly około północy - bo ona tak lubi.  Aż pewnego dnia poszłam za nią w gęste krzaki. Nagle czyjaś ręka złapała mnie za nogę, a ja tak się przestraszyłam, że wrzasnęłam na całą okolicę.

Już widziałam moje dzieci budzące się rano bez mamy, a potem polskie i ukraińskie Instagramy z przerażającymi nagłówkami. Ale mężczyzna, który złapał mnie za nogę, okazał się zwykłym bezdomnym, którego Polly obudziła. W Budapeszcie latem bezdomni śpią na ławkach na nabrzeżu, więc podróżnik nie ma gdzie usiąść. A w Paryżu kloszardzi przeganiają turystów spod mostów na Sekwanie.

Kilka miesięcy później w moim sąsiedztwie miała miejsce inna sytuacja. Kilka patroli policyjnych obserwowało kogoś w pobliżu mojego domu. Wieczorem przyjechały kolejne wozy policyjne. A rano 15 policjantów przeczesywało każdy centymetr nieużytków, gdzie niedawno złapano mnie za nogę. Po tym wydarzeniu zniknęła mi ochota na nocne spacery po tym miejscu.

Zainteresowałam się więc, które dzielnice Warszawy są uważane za niebezpieczne i z jakiego powodu. I okazało się, że według portalu Otodom moja Ochota jest jedną z trzech, które sami warszawiacy uważają za niebezpieczne. Pozostałe dwie to Śródmieście i Praga Północ.

Warszawa Śródmieście, 2023 r., fot: Adam Stępień/Agencja Wyborcza.pl

Centrum miasta nigdy nie śpi

Według policyjnych statystyk za lata 2021-2022, Śródmieście znajduje się na szczycie listy najmniej bezpiecznych dzielnic stolicy Polski. O co chodzi ze Śródmieściem?, można by powiedzieć, to centrum turystyczne, gdzie na ulicach zawsze jest pełno policji, a czynsze za mieszkania są najdroższe w Warszawie". Okazuje się, że to właśnie tam dochodzi do największej liczby kradzieży (turyści zawsze przyciągają oszustów) i bójek (wynik intensywnego życia nocnego w pubach i klubach serwujących alkohol). Dla porównania, w 2021 r. w Śródmieściu odnotowano 7,7 tys. przestępstw, a w dzielnicy Wesoła - 351. Kilka lat temu prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, zaniepokojony przestępczością w centrum Warszawy, zgłosił nawet pomysł wprowadzenia "nocnego burmistrza" stolicy, który monitorowałby bezpieczeństwo miasta od zmierzchu do świtu.  

Jakie przestępstwa popełniane są w Warszawie? Głównie kradzieże - stanowią one 60 procent wszystkich przestępstw. Na drugim miejscu są transakcje narkotykowe - 11 procent, a na trzecim wypadki drogowe - 5 procent. W 2022 roku doszło też do 90 gwałtów i 35 zabójstw. Istnieją również dziwne przestępstwa. Na przykład pod koniec ubiegłego roku rowerzysta z maczetą zaatakował dwóch przechodniów w Bielanach i uciekł. Ścigało go 3 tys. policjantów z całego miasta.

Czy Praga jest niebezpieczna, czy stanowi atrakcję turystyczną?

Praga Północ (Praga-Północ) również ma reputację niebezpiecznej dzielnicy. Jednocześnie liczba odnotowanych tu przestępstw jest pięciokrotnie niższa niż w centrum miasta.      

Dawno, dawno temu Praga Północ miała swoją chwałę, która przypomina historię naszej ukraińskiej Odessy. Na przykład na bazarze Różyckiego narodziła się polska mafia. Z tym miejscem i jego okolicą związani byli wszyscy oszuści i naciągacze różnego kalibru, o których później kręcono romantyczne filmy czy pisano książki. Kolejnym miejscem jest stadion dziesięciolecia, od wielu lat Stadion Narodowy. Był to największy jarmark w Europie, handlowali tu ludzie z całego świata. A każdy naród miał swoją mafię.

Zatrzymanie przestępcy na Pradze Północ. Fot: Komenda Stołeczna Policji

"Do lat 90. Praga cieszyła się złą sławą" - mówi Marcin Strachota z firmy Skarby Warszawy - "Przybyszom groziło przynajmniej okradzenie. Złodzieje stosowali klasyczne sztuczki: pytali, która godzina, a potem - z nudów lub dla zabawy - zabierali pieniądze i uderzali cię w twarz. Była też oryginalna sztuczka: miejscowi stawali przy bramie i rysowali linię. Jeśli przechodzień przekroczył ją, chuligani wykorzystywali to jako pretekst do zabrania portfela".

Według Marcina Strachoty powodem dużej liczby drobnych przestępców w dzielnicy Praga było to, że po II wojnie światowej komunistyczny rząd celowo przeniósł tam przestępców.

Ale na przełomie XX i XXI wieku sytuacja zmieniła się diametralnie, Praga zaroiła się od nowoczesnych nowych budynków, kawiarni i galerii i zaczęła być pozycjonowana jako dzielnica artystów. Dziś już tylko turyści straszeni są opowieściami o strasznej Pradze. Na pytanie o bezpieczeństwo Pragi Północ, mieszkańcy dzielnicy najczęściej śmieją się i zapewniają, że od kilkudziesięciu lat nie spadł im ani jeden włos z głowy.

Niemniej jednak niektóre części dzielnicy nadal przyciągają przestępców. Największa liczba przestępstw na Pradze Północ związana jest z handlem narkotykami, z punktami sprzedaży na ulicy Brzeskiej i Bazarze Różyckiego. W listopadzie tego roku burmistrz Rafał Trzaskowski dolał oliwy do ognia, mówiąc, że chociaż Praga bardzo się zmieniła w ciągu ostatnich 30 lat, on nadal unika chodzenia ulicą Brzeską w nocy.

"Na ulicy Brzeskiej, o której mówił burmistrz, jest wielu narkomanów i ludzi sprzedających nielegalne substancje" - mówi Daria Karkova, która pracuje na Pradze Północ. "Sama często widziałam nastolatka z widoczną niepełnosprawnością intelektualną, do którego od czasu do czasu podchodzili ludzie, zabierali mu coś z kieszeni i odchodzili. Nawet gdyby policja zatrzymała takie dziecko, nie byłaby w stanie niczego udowodnić. Niewiele osób potrafiłoby włożyć narkotyki do kieszeni takiej osoby. Jednocześnie mogę bezpiecznie chodzić po ulicach dzielnicy nawet wieczorem".

Ruiny Bazaru Różyckiego od strony ulicy Brzeskiej. 2018 Fot: Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl

Oprócz handlarzy narkotyków, niektóre miejsca na Pradze Północ przyciągają również przestępców... drogowych. Sergei Sergeev, instruktor w szkole jazdy D-drive, wyjaśnia: "W rejonie ulicy Kowieńskiej znajduje się odcinek z szeregiem przejść dla pieszych, gdzie kierowcy powinni zachować szczególną ostrożność. Miejsce to słynie z tego, że różne pokrzywdzone osoby często rzucają się pod koła samochodów, szukając sposobu na zarobek. W końcu w Polsce odpowiedzialność za potrącenie pieszego jest bardzo wysoka. Córka moich znajomych z Ukrainy miała takie przykre doświadczenie: jechała wolno, zwolniła przed przejściem dla pieszych, a gdy ruszyła, na jej maskę nagle wskoczyła kobieta, która spokojnie czekała na chodniku. Następnie przewróciła się przed samochodem i zaczęła odgrywać ofiarę wypadku. Najbardziej zaskakujące jest to, że w takich sytuacjach kierowca jest uważany za winnego. Kosztowało to jej przyjaciół pięć tysięcy euro, aby spłacić "ofiarę", chociaż kobieta miała tylko zadrapania na kolanie".

Jakie są najbezpieczniejsze dzielnice w Warszawie?

Wilanów uzyskał najwyższy wynik w rankingu Otodom. Wilanów i Ursynów to młode dzielnice Warszawy, w których mieszkają ludzie w podobnym wieku i o podobnym statusie materialnym. Większość z nich ma dzieci. Kolejną dzielnicą jest Wesoła, gdzie dominuje zabudowa jednorodzinna. Podsumowując, warszawiacy generalnie oceniają poziom bezpieczeństwa w swoim mieście jako ponadprzeciętny. Portal Numbeo uznał Warszawę za jedno z najbezpieczniejszych miast w Europie. Co więcej, Boston Consulting Group stwierdziła, że w rankingu miast wybieranych przez ludzi poszukujących szczęśliwego życia, Warszawa zajmuje czwarte miejsce, oddając prym pierwszeństwa jedynie Kopenhadze, Wiedniowi i Amsterdamowi.

Dzielnica Wilanów w Warszawie. Fot: Maciek Jaźwiecki/Agencja Wyborcza.pl

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, specjalistka ds. PR. Jest mamą małego geniusza z autyzmem i założycielką klubu dla mam PAC-Piękne Spotkania w Warszawie. Prowadzi bloga i grupę TG, gdzie wspólnie ze specjalistami pomaga mamom dzieci specjalnych. Pochodzi z Białorusi. Jako studentka przyjechała na staż do Kijowa i została na Ukrainie. Pracowała dla dzienników Gazeta po-kievske, Vechirni Visti i Segodnya. Uwielbia reportaż i komunikację na żywo.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy mówimy o tych liczbach, warto pamiętać, o kim jest ta opowieść. To nie jest anonimowa fala migracji zarobkowej. Raport Deloitte pokazuje wyraźnie: uchodźcy z Ukrainy to przede wszystkim kobiety i dzieci. Aż 67% gospodarstw domowych prowadzonych jest przez samotne kobiety, które w Polsce samodzielnie utrzymują swoje rodziny, jednocześnie zmagając się z traumą wojny i niepewnością o los bliskich. W tym kontekście ich determinacja do pracy i samodzielności robi jeszcze większe wrażenie.

Efekt trampoliny

W każdej dyskusji o migracji powraca ten sam lęk: czy zabiorą nam pracę? Czy obniżą pensje? To naturalne obawy, które w zderzeniu z faktami okazują się mitem. Analiza Deloitte jest jednoznaczna: napływ uchodźców nie tylko nie zaszkodził polskim pracownikom, ale wręcz stał się dla nich korzystny. Wbrew czarnym scenariuszom, nie zaobserwowano ani spadku realnych płac, ani wzrostu bezrobocia wśród Polaków.

Najbardziej zdumiewające dowody płyną z analizy na poziomie powiatów. Dane pokazują, że tam, gdzie udział uchodźców w zatrudnieniu wzrósł o jeden punkt procentowy, wskaźnik zatrudnienia Polaków był wyższy o 0,5 punktu procentowego, a stopa bezrobocia niższa o 0,3 punktu.

To nie jest sucha statystyka. To dowód na „efekt trampoliny”: napływ nowej siły roboczej pozwolił polskim pracownikom awansować. Zamiast konkurować o te same, proste zadania, wielu z nich mogło zająć się bardziej zaawansowaną pracą, często lepiej płatną.

Ten cichy fenomen przełożył się na konkretne liczby.

Wkład uchodźców w polski PKB w 2024 roku sięgnął aż 2,7%, co odpowiada kwocie blisko 100 miliardów złotych wartości dodanej.

Równie wymowny jest ich wpływ na finanse publiczne. Uchodźcy stali się ważnymi płatnikami, zwiększając w 2024 roku dochody państwa o 2,94%, co oznacza dodatkowe 47 miliardów złotych w budżecie.

Dowodem ich rosnącej niezależności jest fakt, że aż 80% dochodów ich gospodarstw domowych pochodzi z pracy. Co istotne, udział świadczeń społecznych w ich dochodach wynosi tylko 14% i nie wzrósł, mimo podniesienia kwoty 800+.

Szczególnie wymowny jest wskaźnik pokazujący błyskawiczne "przenoszenie" swojego centrum ekonomicznego do Polski. Jeszcze w 2023 roku 81% dochodów uchodźców pochodziło ze źródeł polskich, a w 2024 roku było to już 90%.
Co to dokładnie oznacza? W ciągu zaledwie jednego roku udział pieniędzy pochodzących z Ukrainy – takich jak oszczędności czy przekazy od rodziny – w budżetach uchodźców drastycznie zmalał.
To polski rynek pracy i polskie zarobki stały się dla nich głównym źródłem utrzymania. Tak szybka zmiana dla tak dużej grupy ludzi to jeden z najmocniejszych dowodów na udaną i dynamiczną integrację.

Ten obraz współpracy, która przynosi korzyści obu stronom, potwierdzają nie tylko analitycy. Słychać go również w głosach polskich przedsiębiorców.

„Polska jest w komfortowej sytuacji, bo nie dość, że pomaga ludziom w potrzebie, to jeszcze dzięki ich pracy zarabia. Rzadko się zdarza, żeby na taką skalę etyka szła w parze z pragmatyką”komentuje właściciel polskiej firmy, która zatrudnia wielu pracowników z Ukrainy, w większości kobiet.

Prosi o zachowanie anonimowości, bo jak dodaje, „ostatnie głosy od nowego lokatora Belwederu wskazują na inny kierunek”.

Ten rozdźwięk między rzeczywistością ekonomiczną a debatą publiczną nie jest przypadkowy.

Jest on paliwem dla polskich populistów, którzy upraszczają skomplikowany obraz, by zbić kapitał polityczny na lękach i uprzedzeniach. Ich narracja o "kosztach" i "zagrożeniach" stoi w jawnej sprzeczności z danymi raportu Deloitte o miliardowych wpływach do budżetu i rosnącym zatrudnieniu Polaków.
Tę atmosferę niechęci dodatkowo rozgrywa i podsyca rosyjska propaganda, której strategicznym celem jest osłabienie Polski poprzez skłócenie jej z Ukraińcami i podważenie sensu niesionej pomocy.
W ten sposób populistyczna gra na emocjach splata się z zewnętrzną dezinformacją, tworząc toksyczną mieszankę, w której fakty ekonomiczne mają niewielkie szanse na przebicie.

Skarb za szklaną szybą: Niedopasowanie i marnowany potencjał

Prawdziwy skarb – czyli wiedza i umiejętności tysięcy uchodźców – wciąż pozostaje w dużej mierze niewykorzystany. Główny problem to ogromna przepaść między wykształceniem uchodźców a pracą, którą wykonują.
Aż 40% z nich ma wyższe wykształcenie, ale tylko 12% pracuje w zawodach wymagających tych kwalifikacji – wobec 37% wśród Polaków.
Skutkiem jest częstsza praca w zawodach prostych (38% uchodźców wobec 10% Polaków). Choć warto zauważyć, że to właśnie ta grupa w ostatnich dwóch latach odnotowała najszybszy awans zawodowy, zmniejszając swój udział o 10 punktów procentowych.
Mediana ich wynagrodzeń dynamicznie rośnie – z 3100 zł do 4000 zł netto – zbliżając się do poziomu 84% mediany krajowej.

Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest potężna bariera w dostępie do tak zwanych zawodów regulowanych. Są to profesje takie jak lekarz, pielęgniarka, nauczyciel czy architekt, których wykonywanie wymaga specjalnych licencji i spełnienia surowych wymogów prawnych.
Statystyki są tu bezlitosne: w tych zawodach pracuje zaledwie 3,6% uchodźców, podczas gdy wśród Polaków odsetek ten wynosi 10,6%. Dla wielu ukraińskich specjalistów przeszkodą nie do pokonania okazuje się wymóg posiadania polskiego obywatelstwa, który formalnie zamyka drogę do awansu np. w zawodzie nauczyciela. Innych zatrzymuje długa i kosztowna procedura uznawania zagranicznych dyplomów oraz konieczność zdania egzaminów w języku polskim. Dodatkowo, tylko 18% uchodźców mówi płynnie po polsku, co osiągają średnio po 29 miesiącach pobytu w kraju.

Gdybyśmy odblokowali zaledwie połowę tego uśpionego potencjału, polska gospodarka zyskałaby co najmniej 6 miliardów złotych wartości dodanej rocznie.

Zatrzymani w pół drogi: Paradoks integracji

Dziś zatrudnionych jest 69% uchodźców w wieku produkcyjnym. W przypadku kobiet – 70%, czyli tylko 2 punkty procentowe mniej niż wśród Polek. Różnice stają się jednak widoczne w grupach wiekowych 25–39 lat, gdzie uchodźczynie pracują rzadziej niż Polki, co raport wiąże z brakiem systemowego wsparcia w opiece nad dziećmi.

Co ciekawe, raport wskazuje na pewien paradoks. Integracja zawodowa i znalezienie stabilnej pracy w Polsce sprawiają, że uchodźcy rzadziej planują powrót do Ukrainy. Z kolei dostęp do dobrej edukacji dla dzieci i usług publicznych daje im poczucie stabilności, które... zwiększa ich gotowość do powrotu, bo mają zasoby i spokój, by taki powrót zaplanować.

Stawka w tej grze toczy się nie tylko o teraźniejszość. Prognozy Deloitte pokazują, że przy utrzymaniu kursu integracji, wkład uchodźców w polski PKB może wzrosnąć do 3,2% do roku 2030.
Jednak w całej tej debacie o procentach PKB, strategiach i polityce, najrzadziej słyszalny jest głos tych, których ona najbardziej dotyczy.
To opowieść o niezwykłej szansie, którą Polska może zmarnować, jeśli pozwoli, by zgiełk polityki zagłuszył głos faktów. 

20
хв

Ukraiński cud gospodarczy, którego Polska nie chce dostrzec

Jerzy Wojcik

Anna J. Dudek: – Serial „Dojrzewanie”, który opowiada historię młodego nastolatka oskarżonego o zabójstwo koleżanki, wstrząsnął opinią publiczną. To serial o incelach? 

Michał Bomastyk: – To zbyt duże uproszczenie. Przyklejanie etykiety incela dojrzewającemu chłopakowi może mieć negatywne konsekwencje dla jego funkcjonowania w przyszłości, także dla zdrowia psychicznego.

Główny bohater nie był członkiem subkultury inceli. Rzeczywiście uważał, że dla dziewczyn jest nieatrakcyjny, ale mówimy o 13-latku, któremu takie rozterki towarzyszą. Czy to jest podstawa, by nazywać go incelem? Mam poczucie, że nie.

Kiedy patrzę na głównego bohatera serialu, widzę mizoginię i traktowanie kobiet przedmiotowo, co jest niedopuszczalne. To efekt działania patriarchatu na młodego chłopaka, który na naszych oczach się radykalizuje i praktykuje nienawiść wobec kobiet. Incele również to robią – nienawidzą kobiet i są agresywnymi mizoginami. Pamiętajmy jednak, że każdy incel nienawidzi kobiet, natomiast nie każdy mizogin jest incelem.

Michał Bomastyk. Zdjęcie: Materiały prasowe

Określenie „incel” pojawia się bardzo często w kontekście chłopców, chłopaków i młodych mężczyzn. Co dokładnie oznacza?

No właśnie: to, że ono się pojawia, nie znaczy jeszcze, że ci chłopcy czy mężczyźni są incelami.

Incelami są faceci funkcjonujący w tzw. manosferze – „męskiej sferze”, w której nie ma miejsca dla kobiet, ponieważ incele ich nienawidzą. Ale nienawidzą też mężczyzn, którzy mają sylwetkę chada, czyli wysokiego, przystojnego, z widocznymi kośćmi policzkowymi i zarostem. Incele to mężczyźni skupieni w internetowej subkulturze, dobrowolnie decydujący się na rezygnację z uprawiania seksu z kobietami ze względu na swój wygląd, sytuację życiową, stan zdrowia czy sytuację ekonomiczną i społeczną.

To mężczyźni nazywający siebie „przegrywami”, którzy mówią, że dla nich życie już się skończyło i jest to swoisty game over, ponieważ są niezdolni do znalezienia partnerki i romantycznego życia. Obwiniają o to kobiety i mężczyzn, którzy incelami nie są.

Ale incele nienawidzą też patriarchatu, ponieważ w ich ocenie nagradza on mężczyzn uchodzących za „samców alfa”

Incele są więc mężczyznami tworzącymi własną, hermetyczną, zamkniętą społeczność, do której bardzo trudno się dostać i w której nie ma miejsca dla mężczyzn uprawiających seks. I rzecz jasna dla kobiet, gdyż zdaniem inceli zasługują one na wszystko, co najgorsze. Dlatego odpowiadając na pierwsze pytanie nie powiedziałem, że „Dojrzewanie” jest serialem o incelach. Natomiast z pewnością pojawiają się w nim incelskie praktyki. 

Mówi się o kryzysie męskości, który ma wynikać z silnej emancypacji kobiet i zmiany postrzegania „klasycznej” męskości, czyli tej, w której mężczyzna płodzi syna, sadzi drzewo i stawia dom. Wszystko to w patriarchalnym sosie. Na czym ten kryzys polega i czy to aby na pewno kryzys? A może to po prostu dziejąca się na naszych oczach zmiana?

Myślę, że mówienie o kryzysie jest niewskazane, ponieważ pokazujemy wtedy, że męskość rozumiana klasycznie jest zagrożona i właśnie „jest w kryzysie”. Paradoksalnie więc mówienie o „kryzysie męskości” wzmacnia patriarchalny przekaz, bo żałuje się w jakiś sposób tego klasycznego wzorca. Tymczasem to dobrze, że ten wzorzec się zmienia. Zamiast więc mówić: „kryzys męskości” proponuję zwrócić się ku „zmianie męskości” albo „redefinicji męskości”.

To pokazuje, że mężczyźni rzeczywiście dostrzegają potrzebę zmiany i odejścia od klasycznego, patriarchalnego paradygmatu. Istnieje ryzyko, że jeżeli będziemy utrzymywać, że ten „kryzys” istnieje, to taki przekaz będzie sugerował, że z mężczyznami jest coś nie tak. A to nie jest narracja włączająca

Dla mężczyzn to „dobra zmiana”? Taka, która przychodzi z łatwością?

Musimy podkreślić, że niektórzy mężczyźni nie chcą zmian w obszarze męskości i poszukiwania dla niej nowych definicji czy strategii. I to najprawdopodobniej ci mężczyźni wierzą w „kryzys męskości”, ponieważ dotychczasowa wizja męskości (ta patriarchalna), która była im bliska i do której zostali zsocjalizowani, nagle się rozpada, a poczucie ich męskiej tożsamości zaburza się i destabilizuje. Wtedy rzeczywiście ci mężczyźni mogą być w kryzysie, bo zmiana patriarchalnego wzorca zapewne jest dla nich niewygodna i burzy ich poczucie komfortu. I teraz naszym – osób zajmujących się prawami człowieka i równym traktowaniem – zadaniem jest pokazywanie tym mężczyznom, że nie muszą postrzegać dekonstrukcji patriarchalnego wzorca męskości jako zagrożenia czy kryzysu ich samych, a właśnie jako punkt zwrotny dla ich męskiej tożsamości, która już nie musi być zwarta z hegemonią odartą z czułości i wrażliwości. 

Wraz z fundacją Instytut Przeciwdziałania Wykluczeniom prowadzisz telefon zaufania dla mężczyzn, angażujesz się także w działania równościowe. Z czym najczęściej dzwonią chłopcy i mężczyźni?

Owszem, dzwonią do nas mężczyźni w kryzysie, ale to jest kryzys zdrowia psychicznego. Dlatego chcą porozmawiać z psychologiem – by otrzymać pomoc i wsparcie. Mężczyźni są różni, więc i tematy, z którymi dzwonią, są różne. Widać jednak bardzo wyraźnie, że to są rozmowy dotyczące relacji z partnerką, dzieckiem, drugim mężczyzną. Ale są to też rozmowy mężczyzn będących w kryzysie suicydalnym. Najważniejsze dla nas jest to, by mężczyzna, który dzwoni, otrzymał pomoc. My odczuwamy wdzięczność wobec każdego takiego mężczyzny. Wdzięczność za to, że uwierzył, że proszenie o pomoc jest męskie. 

Gdybyś miał określić najważniejszą zmianę, którą obserwujesz w różnicach pokoleniowych – weźmy „boomerów”, „millenialsów” i „zetki” – to na czym miałaby ona polegać? 

Odpowiadając na to pytanie powinniśmy każde pokolenie rozpatrzeć osobno i wskazać na to, jaką męskość (re)produkują czy performują mężczyźni „boomerzy”, „millenialsi” i ci z „pokolenia Z”. Powiedziałbym jednak, że różnica między „boomerami” a „millenialsami” to przede wszystkim podejście do roli ojca. Faceci z „pokolenia millenium” nierzadko noszą w sobie traumy związane z wychowaniem ich przez ojców i chcą się od tych praktyk, których jako dzieci doświadczyli, odciąć. I inaczej wychowywać swoje dzieci, stawiając na czułość, opiekuńczość i obecność w ich życiu. 

A „zetki”? 

Myślę, że możemy tutaj mówić o projektowaniu męskości – poszukiwaniu jej nowych form, redefiniowaniu skostniałych i hermetycznych wzorców męskości, funkcjonujących w modelu patriarchalnym

Nie oznacza to jednak, że młodzi mężczyźni z „pokolenia Z” uwolnili się od toksycznego patriarchatu, ponieważ oni również są socjalizowani do męskości najbardziej pożądanej w męskocentrycznym modelu, czyli męskości hegemonicznej. Wydaje się jednak, że „zetki” potrafią się tym krzywdzącym normom postawić i z nich rezygnować dużo łatwiej niż „millenialsi”. Ale to nie znaczy, że faceci z „pokolenia Z” nie są zagrożeni radykalizacją. Skoro są obarczeni patriarchatem, to istnieje ryzyko, że zdecydują się pójść tą „drogą męskości”, a to z kolei może prowadzić do negatywnych konsekwencji.

A „toksyczna męskość”? Co oznacza? Czy wpisują się w nią młodzi mężczyźni określani jako incele?

Mówisz: „określani jako incele”, a to incele sami siebie tak określają. To, że ktoś ich tak określa, nie znaczy, że nimi są. To ważne. A odpowiadając na pytanie: z całą pewnością tak. Manosfera i zachowania mężczyzn należących do społeczności inceli wpisują się w kategorię toksycznej męskości, i to w najgorszym wydaniu – obrzydliwej mizoginii. Powiem jednak, że tu też jest widoczna ogromna krzywda patriarchatu, która inceli dotyka. Bo uwierzyli, że są niewystarczający, nieatrakcyjni, niepotrzebni i cały świat ich nienawidzi dlatego, że przegrali swoje życie. Uważam, że taką skrzywioną wizję siebie mają właśnie za sprawą patriarchatu, który ich skrzywdził, zranił. I teraz oni sami krzywdzą kobiety, nienawidząc ich.

Kadr z serialu. Zdjęcie: Materiały prasowe

Skoro zostali skrzywdzeni, to czy potrzeba w podejściu do tego zjawiska empatii, czułości? 

Nie chcę ich usprawiedliwiać, ponieważ mizoginia w żaden sposób nie może być usprawiedliwiana. Natomiast chcę pokazać działanie patriarchalnego mechanizmu. W wyniku jego funkcjonowania obrywają wszyscy, incele też.

A czym jest toksyczna męskość? To wzorzec sprzedawany młodym i dorosłym mężczyznom, zgodnie z którym wmawia im się, że mogą być przemocowi, agresywni, gniewni, hiperseksualni, że mogą traktować kobiety przedmiotowo i że dzięki temu będą prawdziwymi mężczyznami – samcami gotowymi podbijać świat.

Chciałbym podkreślić, że już decydując się na użycie terminu „toksyczna męskość”, powinniśmy wskazywać na toksyczne zachowania, nie zaś dawać do zrozumienia, że wszyscy mężczyźni w patriarchalnym modelu mają ukrytą toksyczną esencję. Bo taka perspektywa jest sama w sobie toksyczna: zachowania toksyczne – tak, męskość sama w sobie – nie. 

Wróćmy do „Dojrzewania”. Jakie wrażenie na Tobie, badaczu męskości, zrobił ten serial? Zaskoczył cię?

Nie, ponieważ długo już przyglądam się funkcjonowaniu społeczno-kulturowych norm męskości i wzorców męskości.

Natomiast wiem, że ten serial może zaskakiwać i szokować. I ja się bardzo cieszę, że tak jest. Bo ten serial nie jest o incelach. On jest o chłopcu, który nie został włączony w równościową zmianę i w procesie wychowania jako chłopiec był socjalizowany do tradycyjnej męskości. Efekt znają te osoby, które serial obejrzały.

Jest to więc serial o tym, by chłopców włączać, mówić im o uczuciach, o tym, że nie muszą nigdy udawać „prawdziwych mężczyzn” – że mogą płakać, mogą być wrażliwi, mogą być wolni od etykiet męskości

Ale to też serial o tym, że dziewczyny nie powinny etykietować facetów, że są mało męscy i jako mężczyźni „nie stają na wysokości zadania”. Męskość nie jest jednorodna. Męskość jest różnorodna, czuła i empatyczna. Potraktujmy ten serial jak przestrogę, że musimy poważnie myśleć o chłopcach i uczyć ich feministycznych wartości. By kierowali się wartościami, które na pierwszym miejscu stawiają równość i prawa człowieka, nie zaś mizoginię i przemoc.

20
хв

„Dojrzewanie” to nie jest serial o incelach

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Blisko ludzi, ale daleko od polityki. Kim jest przyszła pierwsza dama Polski?

Ексклюзив
20
хв

Nowe pokolenie inceli, wychowane przez PiS

Ексклюзив
20
хв

Polska – „drugi pilot” nuklearnych sił USA i Brytanii

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress