Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Stosunki polsko-ukraińskie nadal są gorące. Ich temperatura wzrosła jesienią ubiegłego roku, w przededniu wyborów parlamentarnych w Polsce. Po porażce Prawa i Sprawiedliwości i zmianie rządu, u strategicznego partnera Ukrainy pojawiła się nowa rzeczywistość polityczna. Rywalizacja między prezydentem Andrzejem Dudą a premierem Donaldem Tuskiem może osłabić wsparcie Polski dla Ukrainy.
Polska wyciągnęła pomocną dłoń do Ukrainy w przededniu zakrojonej na szeroką skalę inwazji rosyjskiej, znacząco zmieniając politykę ówczesnego rządu w naszym kierunku. Podczas gdy w latach 2016-2021 polski premier nigdy nie był w Kijowie, w 2022 roku ówczesny premier Mateusz Morawiecki kilkakrotnie odwiedził Ukrainę, jakby chcąc nadrobić stracony czas.
W 2022 r. Kijów odwiedził również Jarosław Kaczyński, być może najbardziej wpływowy polityk w Polsce w tamtym czasie. Prezydent Andrzej Duda aktywnie promował interesy Ukrainy w UE i NATO, a polskie władze nie tylko zapewniły Ukrainie pomoc wojskową, ale także ciepło przyjęły setki tysięcy ukraińskich uchodźców. Polska stała się węzłem pomocy wojskowej i technicznej dla Ukrainy oraz wiarygodnym zapleczem dla jej strategicznego partnera.
Jednak nawet bardzo ciepłe stosunki międzypaństwowe mają tendencję do wygasania. Bodźcem do pogorszenia stosunków polsko-ukraińskich była sytuacja wokół ukraińskiego zboża, które zalało polski rynek. Problem ten był omawiany w kwietniu 2023 r. podczas oficjalnej wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie. Zakaz importu ukraińskiego zboża (tranzyt zboża do innych krajów jest dozwolony) został poparty przez inne kraje Europy Środkowej.
Ten problem umiejętnie wykorzystał Rafał Mekler, lider lubelskiego oddziału Konfederacji, który na początku listopada zorganizował blokadę drogowych przejść granicznych. W rzeczywistości blokada transportu drogowego nie tylko zaszkodziła ukraińskiej i polskiej gospodarce, ale również znacząco pogorszyła nastroje w stosunkach polsko-ukraińskich na poziomie zwykłych obywateli. Strona ukraińska nie potrafiła przekazać ważności tego problemu swoim polskim partnerom, przyciągając uwagę polskich mediów. Głosy polskich przyjaciół Ukrainy utonęły w przedsylwestrowym zgiełku.
Przypomnę, że niedawno blokada granicy została zawieszona do 1 marca - protestujący dali czas polskim władzom na spełnienie ich postulatów. Nieco mniej oczywiste jest to, że stworzyli warunki do wizyty Donalda Tuska w Ukrainie.
Polscy protestujący domagają się zniesienia przywilejów dla ukraińskich przewoźników. Blokada ukraińskiej granicy została zawieszona do wiosny. Fot: Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl
Czy Tusk przyjedzie przywrócić porządek?
Nowy premier Polski, Donald Tusk, zapowiedział swoją wizytę do Ukrainy dwukrotnie: w przeddzień Sylwestra i w styczniu. To doświadczony menedżer, który raczej nie wyklucza powrotu do wielkiej europejskiej polityki (Tusk był przewodniczącym Rady Europejskiej w latach 2014-2019). W Kijowie przeprowadził praktycznie kurs mistrzowski na temat tego, jak złożyć wizytę w obliczu pogorszenia stosunków między oboma krajami. Jego przyjazd do ukraińskiej stolicy oznaczał przejście od szczytu wzajemnej idylli do płaszczyzny uznania i rozwiązywania problemów.
Chciałbym zauważyć, że Donald Tusk przybył do Kijowa w Dniu Jedności Ukrainy i w rocznicę Powstania Styczniowego. W stolicy Ukrainy podkreślił swoje poparcie w dążeniach Ukrainy do integracji europejskiej, publicznie skrytykował putinizm Viktora Orbána i obiecał wesprzeć Ukrainę, aby zwiększyć jej szanse na zwycięstwo. Po rozmowach z Tuskiem, Wołodymyr Zełenski ogłosił nowy pakiet polskiej pomocy obronnej. A ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Denysem Szmyhalem polski premier omówił różne obszary współpracy, od wspólnej produkcji broni do spraw energetycznych.
Tusk był nieco niezadowolony z terminu "reset" (po angielsku RESET), ponieważ był to tytuł zmanipulowanego filmu propagandowego skierowanego przeciwko politykowi, który był promowany przez polską telewizję publiczną TVP. Przypuszczam jednak, że w Polsce są przyzwyczajeni do tego, że ukraińscy partnerzy potrafią wyrywać słowa z kontekstu.
Tusk nie przywiózł do Kijowa żadnych rozwiązań problemów gospodarczych, które psują stosunki polsko-ukraińskie. Nie są one przemilczane, ale nie są też wysuwane na pierwszy plan, padają obietnice ich rozwiązania. Jednocześnie bardzo ciekawa jest jego decyzja personalna: Paweł Kowal, przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, który dobrze zna Ukrainę i podteksty ukraińskiej polityki, został pełnomocnikiem polskiego rządu ds. odbudowy Ukrainy. Przypomnę, że pod koniec grudnia do Kijowa przyjechał także nowy ambasador Polski Jarosław Guzy, ale jeszcze nie przekazał swoich pełnomocnictw Wołodymyrowi Zełenskiemu.
Premier Polski Donald Tusk (po lewej), prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski (po prawej) i Paweł Kowal (obok Tuska) podczas spotkania w Kijowie, 22 stycznia 2024 r. Fot: AP/East News
Polskie sprzeczności
Kampania parlamentarna i późniejszy proces zmiany rządu w Polsce znacząco podzielił polskie społeczeństwo. Walka o wpływy w mediach publicznych, nazywana również "czystką pod wpływem PiS", oraz ściganie byłego ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego i jego zastępcy Macieja Wonsika (obaj zostali zatrzymani przez policję w pałacu prezydenckim, choć Andrzej Duda nie był tam obecny) stworzyły trudną do zrozumienia kakofonię opinii w polskim społeczeństwie.
Polscy politycy i osoby publiczne kłócą się jak szlachta. Prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tusk stali się dwoma centrami politycznymi, wokół których jednoczą się ich współpracownicy. Taka sytuacja nie jest niczym nowym w polityce europejskiej (polityczni antagoniści na stanowiskach prezydenta i premiera istnieją w Starym Świecie od dawna), ale może stworzyć szereg problemów dla Ukrainy. Wewnętrzne sprzeczności w Polsce mogą osłabić tamtejsze wsparcie dla Ukrainy na scenie europejskiej.
Prezydent RP Andrzej Duda (z lewej) spotyka się z premierem Donaldem Tuskiem (z prawej) w Pałacu Prezydenckim, aby omówić zbliżającą się wizytę szefa rządu w Ukrainie. fot: Paweł Wodzyński/East News
Co należy zrobić w tej sytuacji? Przede wszystkim Ukraina może zaoferować nową wizję budowania relacji, na przykład poprzez koncepcję nowego prometeizmu (prometeizm to działania Polski pod rządami Piłsudskiego na rzecz wyzwolenia Ukrainy, Białorusi, Kaukazu itp. z wpływu sowieckiego. Nowy prometeizm - współpraca między Polską a Ukrainą jako odpowiedź na rosyjskie zagrożenie i jego rozszerzenie na region Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego). Wspólna produkcja broni i sprzętu wojskowego, współpraca w sektorze energetycznym oraz działania neutralizujące rosyjską propagandę mogą być już dziś interesujące. Równie ciekawa jest perspektywa próby zmniejszenia presji ukraińskiego zboża na polski rynek poprzez wspólne działania Warszawy i Kijowa na rzecz jego promocji w krajach globalnego Południa. Przyczynić się do tego mogą zarówno porty bałtyckie, jak i korytarz czarnomorski.
Wszyscy przyzwyczailiśmy się do tego, że w stosunkach polsko-ukraińskich to Warszawa gra pierwsze skrzypce i jest ku temu wiele obiektywnych powodów. Jednak w obecnej sytuacji Kijów jest zmuszony zintensyfikować dwustronne kontakty nie tylko na poziomie państwowym, ale także wzmocnić dialog między władzami lokalnymi i organizacjami pozarządowymi. Partnerstwo strategiczne między Polską a Ukrainą musi być wypełnione praktyczną treścią, osadzoną w haśle "Za naszą i waszą przyszłość!".
Jewhen Magda to ukraiński politolog, historyk, dziennikarz, dyrektor Instytutu Polityki Światowej. Autor książek „Wojna hybrydowa. Przetrwaj i wygraj” oraz „Agresja hybrydowa Rosji: lekcje dla Europy”. Znalazł się w pierwszej dziesiątce ekspertów politycznych i analityków Ukrainy w rankingu edycji „Komentari” w 2020 roku.
R E K L A M A
Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..
Kiedy rozmawiałam z ludźmi w Polsce o tym, które imperium wybraliby, gdyby ich kraj był w potrzebie, odpowiedź zawsze brzmiała: „Amerykę”. Teraz wydaje się, że to się zmienia.
Myślę, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak źle było w Ameryce przed Trumpem. Jeśli już, to uważam Trumpa za osobę po prostu otwarcie mówiącą o rzeczach, które amerykański rząd robił przez wieki. W żadnym wypadku nie twierdzę, że to, co Trump robi, jest w porządku – ale on jest w tym szczery. W końcu administracja Bidena deportowała średnio 57 000 osób miesięcznie, podczas gdy administracja Trumpa odesłała w zeszłym miesiącu 37 660 osób, a mimo to nigdy nie słyszeliśmy o planach Bidena dotyczących deportacji. Chwalimy liberałów za ich zaangażowanie na rzecz praw człowieka, ale co tak naprawdę osiągnęli? Nie chronią praw kobiet, pozwalają na ludobójstwo Palestyńczyków, aresztują studentów za udział w protestach, umożliwiają Rosji kontynuowanie jej zbrodni i ograniczają naszą wolność słowa.
I mimo to oczekuje się, że będziemy na nich głosować, bo są „mniejszym złem”? Wciąż słyszę, że odpowiedzialność za naszą przyszłość „spoczywa w rękach młodych ludzi”, ponieważ to starsze pokolenie spowodowało cały ten bałagan. Oczekuje się ode mnie, że będę protestować, głosować, organizować się – podczas gdy jestem od tego wszystkiego odcinana. Jaką demokracją była Ameryka, skoro mamy wybór tylko między dwoma złami, a oba są wspierane przez te same potężne interesy?
Myślę, że patrząc na Amerykę musimy zadać sobie pytanie: „Dla kogo ona kiedykolwiek była dobra?” To zawsze był kraj dobry dla białego Amerykanina, a teraz jest dla niego prawdopodobnie jeszcze lepszy. Jednak czy kiedykolwiek to był dobry kraj dla kobiet? Czy kiedykolwiek ten kraj był dobry dla ludzi o innym kolorze skóry niż biały? Myślę, że zapominamy o tym, idealizując Amerykę.
To nigdy nie był wielki kraj i nigdy nie będzie „znowu wielki”, chyba że przeszłością, do której się odnosimy, jest to kolonialne, rasistowskie imperium, które Trump chce przywrócić
Patrząc na „amerykański sen” z perspektywy postkomunistycznego kraju w Europie Wschodniej można dość łatwo go idealizować. Niemniej zawsze staram się przypominać ludziom z Europy Wschodniej, że społeczeństwo, bezpieczeństwo, edukacja i opieka zdrowotna, które mamy tutaj, są milion razy cenniejsze niż wyidealizowana wersja tego, jak mogłoby wyglądać ich życie w kapitalistycznej utopii Ameryki.
Niedawno odwiedziłam Nowy Jork. Chociaż jest to jedno z najdroższych miast w USA, wzrost cen, do którego doszło w ciągu ostatniego roku, zszokował mnie. Słyszałam od znajomych, że nie stać ich na czynsz, bo został podniesiony o 25%. Niektórzy z nich nie byli w stanie znaleźć pracy od zeszłego lata – a mówiąc o pracy mam na myśli jakąkolwiek pracę, w tym w kawiarni lub sklepie spożywczym. A to są ludzie, którzy ukończyli prestiżowe uniwersytety, jak Columbia czy Uniwersytet Nowojorski.
William Edwards i Kimberly Cambron biorą ślub w Walentynki na Times Square w Nowym Jorku 14 lutego 2025 roku. Zdjęcie: Kena Betancur/AFP
Ceny żywności wciąż rosną. W zeszłym roku za artykuły spożywcze, które wystarczały mi na około 10 dni, płaciłam około 120 dolarów. Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku ostatnio, ta kwota się podwoiła. Oczywiste jest, że Trump chce załamania gospodarki, by na wszystko było stać 1% społeczeństwa – ale co dalej?
Czy ci wszyscy ludzie, których nie stać na nic, mają trafić do aresztu i stać się kolejną grupą świadczącą niewolniczą pracę na rzecz amerykańskiego supermocarstwa? Taki jest plan Trumpa?
Bezdomność w Ameryce to kolejna rzecz, którą zauważyłam dopiero po roku mojej nieobecności tam. Ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że Amerykanie są na nią jeszcze bardziej obojętni niż wcześniej. Wzrost liczby ludzi biorących narkotyki na ulicach jest przerażający, a epidemia fentanylu szybko zmienia kolejne miasta w „miasta zombie”. To był poważny problem już w czasie pandemii, lecz teraz jest jeszcze poważniejszy. Coraz więcej osób nie stać na opłacenie czynszu – i coraz więcej z nich ląduje na ulicy. Chociaż widok narkotyzujących się ludzi budzi u mnie strach, jeszcze silniejsza jest we mnie złość. Dlaczego nikt im nie pomaga? Jak Amerykanie mogą być tak nieczuli, patrząc na ludzi umierających codziennie na ulicach?
Teraz Trump chce zdelegalizować bycie bezdomnym. Wykorzysta tych, których nie da się zamknąć w kapitalistycznym systemie, jako kolejną siłę niewolniczej pracy w amerykańskich więzieniach.
Bezdomni jedzą lunch w Święto Dziękczynienia, przygotowany przez organizację non-profit Midnight Mission dla prawie 2000 osób w dzielnicy Skid Row w centrum Los Angeles, 25 listopada 2021 r. Zdjęcie: Apu GOMES/AFP
Ameryka powoli się rozpada, jak każde imperium, tyle że jej problemy nie pojawiły się z dnia na dzień. Narastały od dawna – problemy systemowe, które zostały przegapione lub zlekceważone przez obywateli. Pęknięcia w fundamentach istniały od lat w kraju, którego rdzeń oparto na ludobójstwie i niewolnictwie, tyle że teraz nie można ich już zignorować.
Jak więc obywatele tego kraju mogą nadal odwracać wzrok i nie podejmować działań? Bo łatwiej im siedzieć w domu, rozpraszając się rozrywką, mediami społecznościowymi lub codziennymi obowiązkami, niż konfrontować się z trudnymi realiami tego, co dzieje się wokół. Ze smutkiem uświadamiam sobie, że powaga sytuacji dociera do wielu Amerykanów dopiero wtedy, gdy ucierpi ich własność. Dopiero gdy zagrożony jest ich dobytek, poczucie bezpieczeństwa czy codzienne życie, zaczynają rozumieć, że zmiana nie nastąpi poprzez bierne obserwowanie albo czekanie. Pilna potrzeba wyjścia na ulice, domagania się działań, staje się jasna dopiero wtedy, gdy osobiście odczuwa się skutki bezczynności. Ale z historii wiemy, że wtedy jest już za późno.
„Najpierw przyszli po socjalistów, ale ja milczałem, bo nie byłem socjalistą.
Potem przyszli po związkowców i znów nie protestowałem, bo nie należałem do związków zawodowych.
Potem przyszła kolej na Żydów i znowu nie protestowałem, bo nie byłem Żydem.
Wreszcie przyszli po mnie i nie było już nikogo, kto wstawiłby się za mną”.
Najważniejszą kobietą w politycznym otoczeniu Donalda Trumpa jest Susan Wiles, 68-letnia szefowa personelu Białego Domu, która kontroluje dostęp do prezydenta. To ona nie dopuściła, by Elon Musk urządził tam swój gabinet.
Pracę w politycznym PR Wiles rozpoczęła w 1979 roku. Jej pierwszym szefem był Jack Kemp, republikański polityk, a także gwiazda futbolu amerykańskiego z drużyny New York Giants, w której grał też ojciec Susan.
Susan Wiles jest z Trumpem od wielu lat. Zdjęcie: Anna Moneymaker/Getty Images/AFP/East News
Ta praca stała się dla młodej specjalistki trampoliną do świata wielkiej polityki: w 1980 roku dołączyła do kampanii prezydenckiej nowej republikańskiej gwiazdy – Ronalda Reagana. To właśnie pod wpływem Wiles Trump zaczął na każdym kroku cytować prezydenta, który wygrał wyścig zbrojeń, i ogrzewać się jego autorytetem.
Po pracy nad kampaniami prezydenckimi George’a W. Busha i Mitta Romneya Wiles postanowiła zająć się zarabianiem poważnych pieniędzy. Otworzyła firmy konsultingowe i lobbingowe, dzięki którym stała się bogata. W najlepszych latach wśród jej kilkudziesięciu klientów byli giganci tytoniowi, firma SpaceX Elona Muska, amerykański monopolista telekomunikacyjny AT&T, a nawet całe państwa, jak Katar i Nigeria.
Gdy w 2015 r. Donald Trump wpadł na pomysł, by powalczyć o prezydenturę USA, zatrudnił Wiles – znaną już ze swych sukcesów lobbystkę i stratega politycznego. Dziś prezydent USA nazywa ją „Ice baby”, a media ochrzciły ją mianem „Królowej lodu”
Współpracownicy za mocne strony Wiles jako stratega politycznego uznają to, że zaprowadziła porządek w kampanii prezydenckiej, kontrolowała jej narrację (na tyle, na ile jest to możliwe w przypadku Trumpa) i skutecznie potrafiła wykorzystać w niej swoje wybitne umiejętności organizacyjne.
Nie dziwi więc, że jest najdłużej urzędującym doradcą Trumpa – uczestniczyła we wszystkich jego kluczowych spotkaniach. Otoczenie prezydenta USA twierdzi, że często włącza ją do rozmów telefonicznych dotyczących kwestii politycznych.
O jej stylu zarządzania sporo mówi wywiad, którego udzieliła serwisowi Axios. Stwierdziła tam m.in.: „Nie cenię ludzi, którzy chcą pracować solo lub być gwiazdami. Mój zespół i ja nie będziemy tolerować wbijania noża w plecy, niewłaściwych spekulacji czy intryg”.
Podczas ostatniej kampanii wyborczej gubernator Florydy Ron DeSantis rzucił wyzwanie Trumpowi, a następnie zażądał zwolnienia przez niego Wiles. Kiedy w styczniu 2024 roku DeSantis odpadł z prezydenckiego wyścigu, Wiles pożegnała go w mediach społecznościowych słowami: „Bye, bye”.
Kampania wyborcza w 2024 r., którą Wiles prowadziła razem z weteranem doradztwa politycznego Chrisem LaSevitą, była udana i przebiegła bez większych skandali. Trump słuchał jej rad, był spokojny i mniej niż zwykle korzystał z mediów społecznościowych. Jednocześnie zwrócił się o wsparcie do młodych podcasterów, co pomogło w przyciągnięciu do niego nowych wyborców.
To Susan Wiles jest osobą, z którą należy się skontaktować, jeśli chcesz liczysz na dostęp do ucha prezydenta USA. To ona kontroluje też wszystkie ruchy przyjaciół i znajomych Trumpa wokół Białego Domu.
Charyzmatyczna Paula White ma na Trumpa spory wpływ. Zdjęcie: Brynn Anderson/Associated Press/Eastern News
Drugą najważniejszą polityczką w otoczeniu Donalda Trumpa jest charyzmatyczna chrześcijańska kaznodziejka Paula White. Niedawno stanęła na czele nowo utworzonego Biura Wiary Białego Domu (Office of Faith-Based Services), mającego, jak napisała na platformie X, „zwalczać dyskryminację chrześcijan w instytucjach federalnych i zapewnić przestrzeganie wolności religijnej w całym kraju”.
White zna rodzinę Trumpów od 2001 roku. Jest gwiazdą chrześcijańskich telewizji, a publiczność na jej występach zapełnia po brzegi sale koncertowe i stadiony.
Na Trumpie szczególne wrażenie zrobiła nie tylko jej teoria dobrobytu, zgodnie z którą sukces materialny ma być oznaką Bożej łaski, ale także styl jej występów. Prezydent USA wyraźnie naśladuje jej sposób mówienia i gestykulację.
Podczas pierwszej kampanii Trumpa White była przewodniczącą działającej przy nim ewangelickiej rady konsultacyjnej. 20 stycznia 2017 roku, podczas inauguracji pierwszej prezydentury Donalda Trumpa, White wygłosiła uroczystą inwokację – jako pierwsza duchowna w historii USA.
W wyścigach prezydenckich w 2020 i 2024 r. też poparła Trumpa, przysparzając mu wielu głosów chrześcijańskich wyborców. Z uwagi na to, że wielokrotnie publicznie popierała Izrael, zaliczono ją do grona „50 najlepszych chrześcijańskich sojuszników Izraela”
Jest też przychylna Ukraińcom. Od początku rosyjskiej inwazji organizowała pomoc charytatywną dla ukraińskich uchodźców w Europie, o czym regularnie informowała na swojej stronie internetowej.
Pam Bondi jest częścią najbliższego kręgu Trumpa. Zdjęcie: Ben Curtis/Associated Press/Eastern News
Na nowym stanowisku Paula White będzie intensywnie współpracować z Pam Bondi, nową prokuratorką generalną USA, która została też mianowana szefową grupy zadaniowej do „wykorzenienia antychrześcijańskich uprzedzeń”. Rolą Bondi będzie powstrzymywać „wszelkie formy antychrześcijańskich ataków i dyskryminacji w rządzie federalnym”.
Ta 59-letnia była prokuratorka generalna stanu Floryda obiecuje zachować niezależność Departamentu Sprawiedliwości i nie mieszać go w politykę. To odpowiedź na powszechne w amerykańskim środowisku politycznym obawy, że Trump dąży do przejęcia kontroli nad departamentem, by zemścić się na tych, którzy prowadzili przeciw niemu śledztwo w związku ze szturmem na Kapitol w 2021 roku.
Co ciekawe, Bondi nie była pierwszym wyborem prezydenta na stanowisko prokuratora generalnego. Początkowo Trump chciał powierzyć je Mattowi Gaetzowi. Jednak Komisja Etyki Kongresu USA ustaliła, że Gaetz uprawiał seks z nieletnią, a w latach 2017-2020 regularnie płacił za seks 12 kobietom i wielokrotnie zażywał narkotyki.
Jak na ironię, podczas pierwszej kadencji Trumpa Pam Bondi była przewodniczącą Komisji ds. Nadużywania Substancji i Opioidów. Ostatnio doradzała America First Policy Institute, organizacji, która ma duży wpływ na program prezydenta elekta.
Już pierwszego dnia na stanowisku prokuratorki generalnej USA Pam Bondi postanowiła zlikwidować specjalną jednostkę odpowiedzialną za konfiskowanie aktywów rosyjskich oligarchów. Zamiast nich wzięła na cel innego wroga – kartele narkotykowe.
Nie oznacza to jednak, że rosyjscy oligarchowie szybko odzyskają swoje jachty, ponieważ Bondi nie zapowiedziała anulowania postępowań toczonych przez grupę KleptoCapture, powołaną w 2022 r. dla egzekwowania sankcji wobec Rosjan. Prawdopodobnie będą one kontynuowane, choć nie będzie już osobnego działu zajmującego się działalnością rosyjskich bogaczy.
Najprawdopodobniej nie będzie też śledztwa w głośnej sprawie czatu na komunikatorze Signal, podczas którego sekretarz obrony Pete Hegseth omawiał plany amerykańskiego nalotu na cele w Jemenie.
Bondi uznała takie postępowanie za „mało prawdopodobne”, dowodząc tym samym swojej bezwarunkowej lojalności wobec Trumpa
Pani prokurator generalna nie ukrywa bowiem, że swojemu szefowi chce zapewnić ochronę prawną, chroniąc go też go przed licznymi sprawami z przeszłości. Podobnie jak Susan Wiles i Paula White, należy do najściślejszego wewnętrznego kręgu Trumpa i na pewno pozostanie z nim do końca kadencji.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Jewhen Kłopotenko jest ukraińskim szefem kuchni, kreatywnym przedsiębiorcą, działaczem społecznym, autorem książek i ekspertem kulinarnym. To najbardziej znany promotor kuchni ukraińskiej na świecie.
Urodził się w rodzinie, która nie miała nic wspólnego z prawdziwym gotowaniem. Pracował jako kelner w restauracjach w Niemczech, USA, Ukrainie i z czasem zdał sobie sprawę, że chce gotować. A potem wygrał popularny program „Masterchef”, studiował we francuskiej szkole gotowania Le Cordon Bleu i zaczął realizować ciekawe projekty kulinarne na dużą skalę.
Dzięki inicjatywie Jewhena w 2022 roku barszcz został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO i uznany za potrawę ukraińską. W rankingu restauracji Michelin przeproszono nawet za to, że wcześniej nazwano barszcz daniem rosyjskim.
Głównym celem Klopotenki jest poprawa kultury jedzenia w Ukrainie, odkrywanie historii kuchni ukraińskiej i jej promowanie. W rozmowie z serwisem Sestry Jewhen mówi m.in. o różnicy między polskimi pierogami a ukraińskimi warenikami, o tym, jakie potrawy i dania jedli Ukraińcy w minionych stuleciach i co może stać się specjalnością kuchni ukraińskiej na świecie.
140 potraw z "Eneidy"
Ksenia Mińczuk: Kim się czujesz: ekspertem, popularyzatorem, biznesmenem czy showmanem?
Jewhen Kłopotenko: Czuję się osobą, która wprowadza zmiany w dziedzinie gastronomii. Jak nazywa się takich ludzi? Kreatorami zmian. Jeśli chcesz być kimś takim, musisz i badać, i promować, i gotować i być biznesmenem.
Jak to się stało, że zająłeś się kuchnią ukraińską?
Po powrocie z Francji w 2016 roku zdałem sobie sprawę, że nie chcę i nie mogę mieszkać nigdzie indziej niż w Ukrainie. Ludzie zaczęli prosić mnie o otwarcie restauracji. Kiedy zacząłem myśleć o tym, jaka to powinna być restauracja, zrozumiałem, że mogę otworzyć tylko coś ukraińskiego.
Ukraińska restauracja to jedyna rzecz, która ma sens, skoro jestem Ukraińcem
Ale czym właściwie jest ukraińska restauracja? Zdałem sobie sprawę, że wiem dużo o kuchni światowej, ale prawie nic o kuchni ukraińskiej. Spotkałem Ołenę Brajczenko, historyczkę i badaczkę kultury gastronomicznej. Powiedziałem jej: „Co ty za dziwną robotę wykonujesz? Jak pracujesz? Budzisz się, otwierasz książkę i czytasz o jedzeniu?”. Ołena wiele mnie nauczyła.
A potem otworzyłem „Eneidę” [chodzi o poemat „Eneida” Iwana Kotlarewskiego, wybitnego poety, opublikowany w Petersburgu w 1798 roku. To trawestacja Wergiliuszowej „Eneidy”, napisana językiem najbardziej zbliżonym do żywej mowy ludu ukraińskiego – red.]. I zdałem sobie sprawę, że jest tam wymienionych 140 potraw, których nazw nie kojarzę. Postanowiłem nauczyć się tych wszystkich potraw.
Odkryłem ogromny, ukryty świat. Kiedy dotykasz takich rzeczy, odzyskujesz kontakt ze swoją przeszłością i możesz wpływać na przyszłość. Teraz za każdym razem, gdy ożywiam jakieś danie, porównuję je z kuchnią światową. Widzę podobieństwa i różnice. Składniki, produkty, techniki...
Na przykład proso najpierw było gotowane, potem zostało zastąpione ziemniakami, a potem dodano buraki... Możesz zobaczyć ciągłość tej historii. Jeśli zapytamy: „Skąd się wziął barszcz?”, „Skąd się wzięły syrniki?” [smażone placki z mąki, sera białego i jajek – red.], „Skąd się wzięła wędzona gruszka?”, zrozumiemy, że na wszystkie te pytania są odpowiedzi. Moją rolą gotować smacznie i w oparciu o tradycję.
„Za każdym razem, gdy ożywiam jakieś danie, porównuję je z kuchnią światową”. Zdjęcie: Dmytro Bakhta
Opowiedz o swoich badaniach nad potrawami Rusi Kijowskiej.
Dopiero je zacząłem, robię to od czterech miesięcy. Ten projekt prawdopodobnie będzie trwał latami. Jest projektem odrodzenia, powrotu do potraw Rusi Kijowskiej – nie do składników, ale do technik gotowania.
Na przykład historycy twierdzą, że buraki trafiły do Ukrainy w XI-XII wieku. Tymczasem istnieją zapiski Światosława z 1073 roku, opisujące niektóre składniki potraw, w tym buraki. I teraz pojawia się pytanie, z którym warto się zmierzyć: „Czy to był burak, czy może coś innego, co Światosław nazwał burakiem?”
W Ukrainie na przykład jedzono wówczas marchew. Ale marchewki były wtedy małe, wielkości palca, i nie żółte, a fioletowe
O kuchni w czasach Rusi Kijowskiej dowiedziałem się choćby tego, że w XIV wieku w Czernihowie w soborze Zbawiciela (zbudowanym przez Światosława) ktoś wydrapał na ścianie w języku staroukraińskim (lub rosyjskim), że 25 kwietnia 1300 roku był tu kapłan o imieniu Iwan, który jadł białe placki. Białe placki są zdecydowanie najstarszą udokumentowaną ukraińską potrawą.
Co jadł Jarosław Mądry
A kiedy badałem tradycję Maslenicy [tłusty tydzień przed Wielkim Postem – red.], dowiedziałem się, że wszystko, co kiedyś gotowano z miękkim serem, nazywano „nabiałem”. Czyli mieliśmy pierogi z nabiałem. A moja teoria jest taka, że białe placki to placki z twarogiem. Tak więc historia twarogu jest starsza niż historia barszczu, o którym po raz pierwszy usłyszeliśmy w XVI wieku.
Ot, taka historyczna luka. Do tego odkrycia doprowadził nas napis na ścianie soboru Spaskiego [lub: Sobór Przemienienia Pańskiego – pochodzący z XI wieku najstarszy budynek w Czernihowie i jeden z niewielu zachowanych budynków Rusi przedmongolskiej – red.], przez wieki niezauważany.
O jedzeniu napisano niewiele, dlatego musimy szukać w nietypowych miejscach
Nie chciałbym wyciągać wniosków z kronik. Bo kronika jest książką, w której ktoś pisze o tym, jak wyobraża sobie rzeczy, które istniały 100 lat przed nim. Ja szukam innych podejść. Poszedłem do Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, Akademii Ostrogskiej, Ławry Kijowsko-Peczerskiej – i tam szukam przepisów i potraw.
I jakie ciekawe rzeczy udało Ci się odkryć?
Na przykład „babę-szarpanynę” [stare ukraińskie danie, zapiekanka rybna – red.]. Nawiasem mówiąc, to dobre danie na Wielkanoc. Kiedyś jedliśmy tarankę [suszona płoć – red.], teraz jemy „babę” z piwem.
Uwielbiam tarankę.
Tak, wszyscy ją uwielbiamy, ale teraz spożywa się ją już w inny sposób. Kiedyś robiono z płoci zupę rybną i nie było takiego słowa jak „taranka”. To po prostu była solona lub suszona (gdy nie było soli) ryba. Tę suszoną płoć wrzucano więc do wody, gotowano, a wywar wyrabiano z ciastem, dzięki czemu stawało się „rybne”. Po upieczeniu powstawało coś w rodzaju zapiekanki albo chleba na bazie bulionu rybnego. Następnie kładło się na nim mięso z ryby i się jadło. Ta receptura została zachowana w Akademii Ostrogskiej i Ławrze Kijowsko-Peczerskiej. I jest też opisana w „Eneidzie”. Wcześniej nie wiedziałem, co to jest, ale zbadałem sprawę i już wiem.
Baba-szarpanyna we współczesnej wersji
A co jadł Jarosław Mądry?
Jestem w trakcie szukania odpowiedzi na to pytanie. Interesujące jest to, że w miejscu, w którym stał pałac Jarosława Mądrego, stoi teraz moja restauracja „Sto lat temu”. Taki chichot historii.
W marcu 2019 roku Jewhen wraz z Inną Popereszniuk otworzyli w Kijowie restaurację „Sto lat temu”, która oferuje nowoczesną kuchnię ukraińską. Jewhen chciał pokazać, jak wyglądałaby kuchnia ukraińska, gdyby nie wpływy Związku Radzieckiego
Gdzie szukasz informacji?
Przede wszystkim powinienem powiedzieć, że to, co robię, jest raczej rekonstrukcją niż wierną reprodukcją. Na przykład ciasta, które wypiekam, nie są dokładnie takie, jak były kiedyś. Bo np. nie wiemy na pewno, jaki rodzaj sera kiedyś był, można tylko spekulować. Co więc robię? Na przykład znajduję jakieś wspomnienie. A potem badam etymologię.
Kiedyś nie było tłuczonych ziemniaków, zup ani sosów. Nazwy naszych potraw brały się z procesu ich przygotowywania. Jeśli coś było gotowane – to „warenucha”, jeśli smażone – „smażenyna”. Na przykład we wspomnieniach Jarosława Mądrego pojawia się słowo „smaga”. Ale smaga jest również znana jako bimber – być może dlatego, że był pędzony na ogniu. Poszukiwania etymologiczne są bardzo ważne przy rekonstrukcji procesu gotowania.
Prowadzę poszukiwania w najstarszych cerkwiach i monastyrach Ukrainy, z XV i XVI wieku. Znajdujące się w nich książki często zawierają informacje, których potrzebuję. Na przykład o życiu mnichów. W „Eneidzie” Kotlarewskiego znalazłem następujące potrawy: „wereszczaka”, „hamuła”, „szpundra” i „cietrzew”.
XIX wiek był wspaniałym okresem. Co ciekawe, nie było wtedy zup
Kiedyś byłem w obwodzie żytomierskim i natknąłem się na słowo „kałatusza” - od „kałataty” [bić red.]. Chodzi o to, że bierzesz bulion rybny i grzybowy, dodajesz mąkę i wszystko ubijasz.
Wtedy zdałem sobie sprawę, że nasza technologia ubijania jest w istocie odpowiednikiem francuskiej techniki zagęszczania czegoś płynnego mąką, która ma ponad 350 lat. Nasza technologia ma 400 lat. Francuzi po prostu nazwali to inaczej
Jest też danie o nazwie łemiszka: zalewasz mąkę gorącą wodą i jesz. To popularne niegdyś danie, które pozwalało się najeść. Okazuje się, że połączenie gorącego płynu i mąki w różnych proporcjach jest nasze, ukraińskie.
Jewhen zbiera przepisy z południa Ukrainy
Moja teoria jest taka, że barszczem nazywano wszystko, co było ugotowane, a nie zagęszczone. Była zupa grochowa, kapuśniak, a reszta to był barszcz. Teraz muszę poszukać potwierdzenia tej teorii lub czegoś, co ją obali.
Inny temat: nawet w czasach Kozaków, w XV i XVI wieku, istniały specjalne potrawy i dania dla bogatych. Natknąłem się na informacje o szafranie, szparagach itp. Wspominano też o „niedźwiedziach” (często znajdowałem o nich informacje) – mięsie dzikich zwierząt zapiekanym w chlebie.
Kto na świecie smaży twaróg
Jakie potrawy lub tradycje kuchni ukraińskiej Twoim zdaniem zostały niezasłużenie zapomniane? I dlaczego powinny zostać przywrócone do nowoczesnego menu?
Wydaje mi się, że są najbardziej niedoceniane w Ukrainie są syrniki, czyli zapiekanki z twarogu. Świat niewiele o nich wie, moglibyśmy więc opowiedzieć o nich światu. Bo mało kto na świecie smaży twaróg.
Wspomniałbym tu też o wereszczace. To mięso duszone w kwasie chlebowym. I o kaszy kaczanej – to proso zacierane z jajkami i ciastem w krupki. I jest jeszcze kisiel, czyli płatki owsiane fermentowane przez jeden dzień. Ta mieszanina staje się lepka, jak galaretka. Ciekawą rzeczą w tym daniu jest to, że czasami przyrządzano je z mlekiem i podawano na weselach. Ta potrawa była bardzo podobna do włoskiej panacotty.
Chciałbym również wspomnieć o wędzonej gruszce.
Wiele krajów uwielbia wędzoną paprykę, ale nigdzie nie znają wędzonej gruszki. A to nasza specjalność
Jak balansujesz między zachowaniem autentyczności kuchni ukraińskiej a dostosowaniem jej do nowoczesnych trendów?
Kiedy gotujesz coś autentycznego, często nie smakuje to dobrze. W końcu świat jedzenia i smaków się zmienił. Pojawiło się wiele produktów z innych krajów, a we wszystkich potrawach jest więcej cukru. To zasadniczo zmienia nawyki smakowe. Wyobraź sobie, że zalewasz mąkę gorącą wodą i jesz. Teraz trudno to sobie wyobrazić.
Gotuję więc autentyczne danie, próbuję go, a potem zastanawiam się, czy ma szansę przetrwać w takiej postaci. Jeśli nie, ulepszam je. Biorę, powiedzmy, mąkę, zalewam ją gorącą wodą, rozcieram szpatułką na pergaminie i suszę. Otrzymuję coś w rodzaju chrupiących chipsów, cienkiej macy. Kształt jest inny – i to już jest modne i fajne. A wcześniej to po prostu była łemiszka. Gdyby ktoś nad nią popracował, już dawno stałaby się takimi naszymi chipsami.
Nowoczesna wersja łemiszki
Po prostu staram się dopasować to wszystko do jakiejś logiki. Mogę odtworzyć autentyczne smaki, np. kwasu buraczanego czy chlebowego. W dawnych czasach kwas chlebowy robiono z żytniego chleba i wody. Był biały, czasami dodawano do niego suszone jabłka. To był kwaśny, chłodny, gazowany napój, który nie miał nic wspólnego z dzisiejszym sklepowym kwasem chlebowym.
Zachowałbym też autentyczny smak galaretki, tyle że 150-180 lat temu nie zawierała cukru.
Kiedyś w ogóle nie było cukru w żywności. A teraz usuwam cukier z menu w szkołach i ludzie mówią do mnie: „Jak możesz to robić?”
Słowianie lubią zawijać w ciasto
Promujesz kuchnię ukraińską za granicą. Jak sprawić, by stała się bardziej znana na świecie?
Problem z kuchnią ukraińską polega na tym, że nie zdążyła się ukształtować. W czasach Związku Radzieckiego była mocno wymieszana. A kiedy zaczęła się inwazja, wielu ludzi wyjechało za granicę i zabrali ze sobą głównie sowieckość, a nie ukraińskość. Często Ukraińcy, którzy nakrywają do stołu za granicą lub otwierają restauracje, serwują sałatkę Olivier, bo ich wspomnienia z domu są przyklejone do potraw ze Związku Radzieckiego. Jeśli wyrzucisz tę sałatkę z menu, wyrzucisz swoje wspomnienia, a wspomnienia to jest to, co trzyma nas przy życiu. Dlatego rozumiem tych ludzi, chociaż w kontekście promowania kuchni ukraińskiej to nie w porządku.
Trzeba otwierać więcej ukraińskich lokali z tradycyjną kuchnią i promować tę kuchnię na wszystkich platformach. Na tym etapie barszcz nam wystarczy, a potem dodamy coś jeszcze – serniki, krymskotatarskie paszteciki, naleśniki. Jestem pewien, że świat to zje.
Barszcz z wędzoną gruszką, który Jewhen serwował gościom na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 r.
Jednym z najpopularniejszych dań w polskich restauracjach są „pierogi ruskie”, czyli pierogi z ziemniakami i serem. Na początku inwazji wielu Polaków zmieniło nazwę tego dania na „perogi ukraińskie”, ale później dawna nazwa wróciła. Tymczasem jest wielu Ukraińców, którzy nie przełknęliby potrawy o tej nazwie...
Wareniki nie są potrawą ukraińską, polską ani rosyjską. Według naszej wiedzy zostały wynalezione gdzieś w Turcji. Ludy słowiańskie generalnie lubią zawijać różne rzeczy w ciasto. Poza tym słowo „ruski” nie pochodzi od „Rosji”, ale od „Rusi”.
Musimy zaakceptować fakt, że polskie pierogi są bardziej popularne na świecie niż wareniki. Nie ma co z tym walczyć. Musimy zwrócić się ku naszej tradycji pierogów. Ukraińcy jedli je z wiśniami, makiem i twarogiem. Takich pierogów nie ma nigdzie indziej
Polska ma też barszcz, ale on nie ma nic wspólnego z barszczem ukraińskim. To są zupełnie inne potrawy i tradycje: barszcz ukraiński jest gęsty, prawie każda gospodyni ma swój przepis, mamy kult tej potrawy, ciągle ją udoskonalamy, to część naszej tożsamości kulturowej. Natomiast polski barszcz to w zasadzie rosół i jest podawany głównie jako świąteczne danie raz w roku.
Na swojej stronie na Facebooku napisałeś: „Żytomierszczyzna to kraina ludzi, lasów, grzybów i oczywiście kałatusza”. Czy możesz sporządzić listę ukraińskich potraw?
To właśnie wtedy, gdy byłem w obwodzie żytomierskim, miałem fantazję o stworzeniu mapy ukraińskich potraw. Na przykład region Żytomierza jest ojczyzną dań ziemniaczanych, mają nawet kiełbasę z ziemniakami. Stworzenie mapy potraw jest bardzo interesujące. Myślę, że zajmie jakieś półtora roku badań.
Jaką rolę odgrywa kultura kulinarna w odbudowie Ukrainy?
Jedzenie jest częścią kultury. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby na naszych stołach było nie tylko radzieckie i zagraniczne jedzenie, ale także potrawy ukraińskie.
Jedzenie nigdy nie jest na pierwszym miejscu, dopóki nie zostanie ci odebrane
Przypomnijmy sobie pierwszy tydzień inwazji. Ludzie w Ukrainie wykupywali żywność, robili zapasy, bo nie wiedzieli, co będzie dostępne następnego dnia.
Jak ukraińska kuchnia może stać się narzędziem dyplomacji kulturalnej?
Ona już jest takim narzędziem. Odkąd barszcz został wpisany na listę UNESCO, wszystko się zintensyfikowało. Teraz każdy na poziomie oficjalnym może powiedzieć, że barszcz jest głównym daniem ukraińskim, i jeszcze bardziej go promować.
Michael Douglas w restauracji Jewhena w Kijowie, 2024 r.
Potrzebujemy ukraińskiego jedzenia na imprezach w naszych ambasadach w każdym kraju. I potrzebujemy, by ludzie, którzy opuścili Ukrainę, promowali ukraińską kulturę, gdziekolwiek się znajdą.
Jakie jest Twoje ulubione danie?
Mam układ z barszczem. Mogę mówić tylko o nim – i o niczym innym.
Podczas swej inwazji na Ukrainę Rosja wielokrotnie uciekała się do szantażu nuklearnego, który przybrał jakościowo inne formy niż w czasach zimnej wojny. Od jesieni 2022 roku Moskwa wielokrotnie bezpodstawnie mówiła o rzekomym pragnieniu użycia przez Kijów „brudnej bomby”. Dwa lata temu, 25 marca 2023 r., Putin ogłosił rozmieszczenie taktycznej broni jądrowej na Białorusi. Chociaż niektórzy analitycy mówili wtedy o chęci upokorzenia Białorusinów w ich Dniu Wolności [nieuznawanym przez reżim Łukaszenki – red.], logika Kremla wydaje się być inna. Decyzja Putina była związana z wydaniem przez Międzynarodowy Trybunał Karny nakazu aresztowania go za współudział w uprowadzaniu ukraińskich dzieci. To dlatego kremlowski szczur z radością pomachał pałką nuklearną.
Działania te zdesakralizowały czynnik broni jądrowej jako środka odstraszającego, a wiele krajów zachodnich pokazało w odpowiedzi, że w tę grę można grać we dwoje
Chociaż nie ma wiarygodnych dowodów na obecność rosyjskich taktycznych głowic nuklearnych na Białorusi, polski prezydent Andrzej Duda wyraził przekonanie o potrzebie ich obecności w swoim kraju w wywiadzie dla „Financial Times”. Oznacza to, że Kreml z powodzeniem wykorzystuje czynnik presji psychologicznej. Polska i kraje bałtyckie poczuły, że znalazły się w nuklearnym uścisku, ponieważ baterie Iskanderów [rakiet mogących być nośnikami głowic nuklearnych – red.] są rozmieszczone także w obwodzie królewieckim.
Duda omówił perspektywy rozmieszczenia amerykańskiej broni jądrowej w Polsce z Keithem Kelloggiem podczas wizyty Amerykanina w Warszawie w lutym 2025 roku. Jednak ostatnio polityczna waga Kelloga znacznie spadła. Dlatego powinniśmy kierować się stanowiskiem wiceprezydenta USA J.D. Vance'a, który w marcu powiedział, że byłby „zszokowany”, gdyby Donald Trump zdecydował się przenieść broń nuklearną na wschód Europy – czyli na terytoria krajów, które stały się członkami NATO pod koniec lat 90. i od których w grudniu 2021 roku Kreml zażądał zdemontowania infrastruktury wojskowej.
Prezydent RP Andrzej Duda i specjalny wysłannik Prezydenta Stanów Zjednoczonych ds. Ukrainy i Rosji Keith Kellogg w Warszawie, 8 lutego 2025 r. Zdjęcie: Wojciech Olkuśnik/East News
Przypomnę, że w ramach NATO-owskiego programu Nuclear Sharing Belgia, Holandia, Włochy, Niemcy i Turcja rozmieszczały u siebie amerykańską broń jądrową od 2009 roku. Wszystkie te kraje stały się członkami NATO podczas zimnej wojny. Ta praktyka nie została jednak jeszcze zastosowana wobec członków klubu euroatlantyckiego, którzy znaleźli się w nim w erze postsowieckiej.
Chęć przystąpienia Polski do programu Nuclear Sharing została ogłoszona w czerwcu 2023 roku przez ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego. Można przypuszczać, że jego deklaracja była częścią retoryki wyborczej PiS, lecz Duda rozmawiał o tym jeszcze z Joe Bidenem. W kwietniu 2024 r., gdy na czele rządu RP stał już Donald Tusk, nuklearna aktywność Dudy skłoniła polskie MSZ do komentarza o potrzebie jego konsultowania się z rządem w tej sprawie.
Polska posiada infrastrukturę do przechowywania broni jądrowej na swoim terytorium od czasów Układu Warszawskiego. Dziś jej przystąpienie do klubu nuklearnego, nawet jeśli w sposób pasywny, może wzmocnić jej pozycję polityczną w Europie
Sytuacja geopolityczna szybko się jednak zmienia. Donald Trump zdołał znaleźć zaledwie 10 minut na rozmowę z Andrzejem Dudą, który w lutym przyleciał do USA na konferencję CPAC [Conservative Political Action Conference]. W marcu 2025 r. Donald Tusk poinformował o gotowości do roztoczenia francuskiego „parasola nuklearnego” nad Unią Europejską, dodając, że Polska będzie bezpieczniejsza, jeśli plany Macrona zostaną wdrożone.
Z politycznego punktu widzenia kontakty Tuska i Macrona wyglądają bardziej obiecująco niż możliwość skutecznego dialogu między administracją Trumpa a przyszłym prezydentem Polski, którego nazwisko poznamy latem 2025 roku.
Polski program jądrowy jest finansowany od 2020 r., co powinno zaowocować budową w Polsce elektrowni jądrowej w latach 30. I chociaż to nadal tylko plany, nasilenie dyskusji na temat użycia broni jądrowej z pewnością może przyspieszyć ten proces. Ukraina może być w tej kwestii partnerem Polski, gdyż w naszym kraju jest wielu ekspertów nuklearnych i tych, którzy pamiętają gorzkie doświadczenie pożegnania się z arsenałem jądrowym. Logiczną konsekwencją współpracy Kijowa i Warszawy może być wspólna realizacja programu rakietowego, ponieważ bez środków przenoszenia wartość głowic nuklearnych jest znacznie mniejsza.
W kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej i iteracji zespołu Trumpa broń nuklearna traci status „broni dla nielicznych wybranych” i staje się narzędziem realizacji ambicji. Szczerze mówiąc, byłoby zaskakujące, gdyby Polska stała z boku dążeń do zdobycia arsenału nuklearnego i wykorzystania go do obrony oraz zwiększenia swojego geopolitycznego znaczenia w Europie.
Bo dziś jedynym formalnym środkiem odstraszającym jest układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, który na naszych oczach traci na znaczeniu
Należą one do Czerwonego Krzyża i znajdują się we wszystkich 16 województwach. Można tu zostawić rzeczy w każdym stanie, ponieważ część z nich jest poddawana recyklingowi, a część sprzedawana lub rozdawana potrzebującym. Dochód ze sprzedaży zebranych przedmiotów również przeznaczany jest na wsparcie projektów pomocy potrzebującym.
Najpierw wszystkie rzeczy są wysyłane do sortowni. Najlepsze ubrania, które nadal nadają się do użytku, są zazwyczaj wysyłane do sklepów Second Hand lub trafiają bezpośrednio do potrzebujących. Zazwyczaj około 70% przedmiotów pozostawionych w kontenerach Czerwonego Krzyża jest poddawanych recyklingowi i nadaje się do dalszego użytku. Ale nawet za recykling takich starych rzeczy organizacja charytatywna otrzymuje fundusze, które są wykorzystywane do pomocy dzieciom z ubogich rodzin, wdrażania różnych projektów edukacyjnych, wspierania chorych lub zapewniania opieki medycznej w nagłych wypadkach. Tak więc w każdym przypadku stare ubrania będą przydatne.
Oprócz pojemników Czerwonego Krzyża w Polsce znajdują się również zielone pojemniki Fundacji Mam Marzenie. Pozostawione w nich ubrania są sprzedawane, a pieniądze przeznaczane na spełnianie marzeń ciężko chorych dzieci.
Na pojemnikach charytatywnych zazwyczaj znajdują się dane kontaktowe, dzięki którym można sprawdzić informacje na stronie internetowej lub zgłosić, jeśli pojemnik jest pełny, brudny lub uszkodzony. Wszystkie informacje na temat recyklingu odzieży, a także adresy pojemników Czerwonego Krzyża można znaleźć tutaj.
Należy pamiętać, że w Polsce istnieją również nieoznakowane pojemniki do zbiórki. Zazwyczaj są one ustawiane przez przedstawicieli lokalnych lub spółdzielni mieszkaniowych, a ubrania w dobrym stanie są sortowane lub sprzedawane, natomiast zepsute stare ubrania są wyrzucane do śmieci lub palone. Nie oddaje się ich do recyklingu. Nie jest to zbyt dobry sposób na pozbycie się starych rzeczy, ponieważ szkodzi środowisku, więc lepiej zostawić ubrania i tekstylia w pojemnikach dużych organizacji charytatywnych. Pamiętaj również, aby wyprać ubrania lub tekstylia przed wrzuceniem ich do kosza. Rzeczy mogą być stare, ale muszą być czyste.
Są to nowe kontenery na rzeczy, ale nie na ulicy. Wymagania dotyczące rzeczy są tutaj bardziej rygorystyczne i można zostawić tylko to, co nadal nadaje się do dalszego użytku. Przyjmowana jest bielizna, ubrania i buty. Firma sprzedaje ubrania na cele charytatywne od 2018 roku.
Adresy punktów:
Warszawa: Westfield Arkadia Gdynia: Centrum Nauki Experyment, Aleja Zwycięstwa 96/98 Wrocław: na osiedlu Olimpia Port przy ul. Marco Polo Kraków:Centrum handlowe Bonarka przy ul. Henryka Kamienskiego 11
3. Punkty zbierania starych tkanin i brudnych szmat
Od 1 stycznia 2025 roku mieszkańcy Polski będą zobowiązani do segregowania tekstyliów jako osobnej kategorii odpadów. Dzieje się tak, ponieważ wyrzucanie takich odpadów razem z odpadami komunalnymi jest szkodliwe dla środowiska. Nie ma jeszcze oddzielnych pojemników na śmieci, ale wkrótce możesz otrzymać mandat. Dlatego należy nauczyć się oddzielać tekstylia, które zostaną poddane recyklingowi, od tych, które nadal nadają się do użytku.
Gdzie oddać odpady do recyklingu?
Takie odpady przyjmowane są w PSZOK-ach (Punktach Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych). Adres można znaleźć w Google wpisując PSZOK + miasto.
W Warszawie są 4 lokalizacje PSZOK:
- przy ul. Płytowej 1 (dzielnica Białołęka), tel.: 22 811 08 53, strona internetowa: partner-apelski.pl - przy ul. Zawodzie 1 (dzielnica Wylianów), tel.: 22 185 52 51, strona internetowa: lekaro.pl - przy ul. Tatarskiej 2/4 (dzielnica Wola), tel.: 22 39 10 100, strona internetowa: mpo.com.pl - przy ul. Kampinoskiej 1 (dzielnica Białany), tel.: 22 39 10 100, strona internetowa: mpo.com.pl
Wszystkie lokalizacje są czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 11:00-19:00, a w soboty od 9:00 do 17:00. Można tu również zostawić zwykłe ubrania, ale wymagają one osobnego sortowania.
W ubiegłym roku do PSZOK w Warszawie trafiły ponad 124 tony tekstyliów. Stare kurtki, swetry, ręczniki i inne tekstylia zostaną wykorzystane do produkcji nowych surowców. Mogą to być np. materiały izolacyjne, a bawełna posłuży do produkcji papieru. Nawet najstarsze tekstylia mogą posłużyć do produkcji paliw alternatywnych.
Tutaj możesz nie tylko oddać, ale także naprawić stare rzeczy za darmo lub sprzedać je na targu charytatywnym. A oto gdzie jeszcze możesz oddać swoje stare rzeczy:
- @dajherbate - przyjmuje odzież męską, można wysłać przez pocztę. Pomagają bezdomnym; - @santegidio_pl - przyjmuje odzież męską, z damskiej można oddać tylko kurtki, bluzy, dresy i buty bez obcasów.