Exclusive
20
min

Kronikarze Wielkiego Głodu: pamiętniki świadków największego horroru w historii Ukrainy

"Nigdy nie poznamy ani pełnej listy nazwisk tych, którzy zginęli podczas Wielkiego Głodu, ani ich dokładnej liczby" - mówi historyk Ołeksandr Zinczenko.

Natalia Żukowska

Film "Wielki Głód. Kronikarze" jest oparty na  świadectwch ludzi. Zdjęcia: Suspilne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

25 listopada Ukraina upamiętnia ofiary Wielkiego Głodu z lat 1932-1933 oraz masowego głodu wywołanego w latach 1921-1923 i 1946-1947. Wielki Głód z lat 1932-1933, stworzony przez reżim stalinowski, był największą tragedią w historii Ukrainy. Według różnych źródeł pochłonął życie od 3,9 do 7 milionów ludzi. Do tej pory 28 krajów uznało Wielki Głód z lat 1932-1933 za ludobójstwo narodu ukraińskiego. Parlament Europejski przyjął rezolucję w grudniu ubiegłego roku, a Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy przyjęło rezolucję w październiku tego roku. Historyk Ołeksandr Zinczenko bada Wielki Głód od ponad 20 lat. Dzień wcześniej zaprezentował projekt dokumentalny "Wielki Głód. Kronikarze", oparty na pamiętnikach świadków tych strasznych wydarzeń. Kim są ci ludzie, którzy skrupulatnie zapisywali każdy szczegół w swoich dziennikach, dlaczego ich dzienniki były utajnione przez bardzo długi czas i jakie wnioski powinno wyciągnąć społeczeństwo z tej tragedii - mówi Ołeksandr Zinczenko

Ołeksandr Zinczenko: "To film o jednym z największych horrorów w naszej historii". Fot: Anastasia Mantach

NataliaŻukowska: Ile jest białych plam w historii Wielkiego Głodu?

Ołeksandr Zinczenko: Niewiele. Kiedy mówimy o tym, jak ludzie przeżyli w tych strasznych warunkach, o ludobójczych planach Stalina, o tych rzeczach, które dotyczyły współpracy z reżimem komunistycznym, o braku reakcji świata na te wszystkie straszne wydarzenia, wydaje mi się, że wszystko zostało bardzo dogłębnie zbadane.

NZ: 22 listopada premiera serialu dokumentalnego "Wielki Głód. Kronikarze". Czym ten film różni się od pozostałych?

OZ: Jest bardzo kompleksowy. Staraliśmy się pokazać przyczyny tych przerażających wydarzeń, ich przebieg i konsekwencje. Wcześniej bardzo ważne dla innych dokumentalistów było zbieranie materiałów pierwotnych, co często nazywa się "historią mówioną" ludzi, którzy byli świadkami Wielkiego Głodu z pierwszej ręki. Większość filmów dokumentalnych opierała się na tych niezwykle ważnych źródłach informacji. My korzystamy z absolutnie unikalnych źródeł, które wcześniej nie były zbyt dobrze znane i nie cieszyły się dużym zainteresowaniem dokumentalistów. Są to źródła, które pojawiły się w obiegu naukowym stosunkowo niedawno: pamiętniki kronikarzy Wielkiego Głodu. Do tej pory znanych jest ich siedem.

Premiera serialu "Wielki Głód Kronikarze". Kijów, 22 listopada 2023 r. Zdjęcie: Oleh Pereverziev

NZ: Kim są ci kronikarze?

OZ: Najbardziej pouczające są pamiętniki Nestora Bilousa ze wsi Lebiazhia w obwodzie charkowskim oraz nauczycielki Ołeksandry Radczenko, która mieszkała w sąsiedniej wsi Velyka Babka. Sumiennie rejestrowali rzeczywistość dzień po dniu. Co ciekawe, Nestor Bilous zachował swój pamiętnik z 1911 roku. To naprawdę fantastyczny dokument epoki. Oleksandra Radczenko rozpoczęła swoją pracę nieco później. Oprócz tych dwóch osób, kronikarzem Wielkiego Głodu był również walijski dziennikarz Gareth Jones, który przybył do obwodu charkowskiego nielegalnie. To on jako jeden z pierwszych napisał w zachodniej prasie, że Wielki Głód miał miejsce na Ukrainie w latach 1932-1933. Prowadził też pamiętnik, którego fragmenty wykorzystaliśmy w filmie. Informacje czerpaliśmy także z raportów włoskiego konsula Sergio Gradenigo, który co kilka tygodni informował Rzym o wydarzeniach w Ukrainie. Kronikarze Wielkiego Głodu byli także, co może wydawać się dziwne, pracownikami komunistycznych służb specjalnych. Rejestrowali, jak ludzie reagowali na to czy inne wydarzenie, co myśleli.

NZ: Po co ludzie pisali wtedy kroniki?

OZ: To była konieczność, żeby się wykrzyczeć. Bo komu o tym powiedzieć? Sąsiedzi przechodzą przez coś podobnego. Oleksandra Radczenko miała siostrę za granicą. Czy mogła napisać do siostry o tym, co się z nimi dzieje? Nie. Mogła jedynie opowiedzieć o tym w swoim pamiętniku. To forma spowiedzi. Nie można nikomu mówić o swoim bólu. Przede wszystkim dlatego, że jest to niebezpieczne. Zostaniesz uznana za kontrrewolucjonistkę. Chociaż w rzeczywistości stało się to później.  Ołeksandra Radczenko i Nestor Bilous zostali uwięzieni. Na szczęście nie otrzymali tak długich wyroków, jakie mógł im dać system komunistyczny. Zostali zwolnieni z więzienia i przeżyli swoje życie w obwodzie charkowskim. Przeżyli Stalina. Odziedziczyliśmy ich pamiętniki po systemie komunistycznym, z archiwów KGB.

Ołeksandr Zinczenko podczas prezentacji projektu "Wielki Głód. Kronikarze". Zdjęcie: Oleh Pereverziev

NŻ: Dlaczego te dzienniki były tak długo utajnione?

OZ: Odpowiedź jest bardzo prosta: reżim komunistyczny trwał 72 lata. Notatki Nestora Bilousa znajdowały się w jednej z teczek charkowskiego oddziału SBU. Nigdy nie widziałem czegoś takiego, gdzie chłop zapisywał wszystko, co działo się wokół niego, nawet z komentarzami politycznymi. Był dość wykształconym człowiekiem jak na swoje czasy. Jesteśmy przyzwyczajeni do intelektualistów piszących pamiętniki. Pisma Bilousa są oknem na tamten świat, na horror, którego doświadczyła ukraińska wieś w latach 1932-1933. Ludzie, którzy prowadzili pamiętniki w tamtym czasie, wyraźnie rozumieli przyczyny, kto i kiedy podjął decyzje, które doprowadziły do głodu. Wszystko to zostało zapisane.  

NZ: Czy dzięki pamiętnikom można prześledzić zmiany na wsi od początku kolektywizacji do całkowitej tragedii?

OZ: Pamiętniki pisze się po to, by zapisywać wszystko, co dzieje się wokół. Nestor Bilous wymyślił coś w rodzaju indeksu Big Maca [nieoficjalny sposób określania parytetu siły nabywczej - red.] W swoim dzienniku co roku zapisywał zmiany cen kilku towarów - konia, krowy, butów i chleba. Tak więc, zgodnie z jego notatkami, w ciągu pierwszych 5 lat sowieckich rządów cena konia zmieniła się 37 milionów razy. Nie możemy sobie wyobrazić skali inflacji, jakiej doświadczyła postsowiecka Ukraina. Nestor Bilous pisze, że pod koniec 1917 roku koń kosztował 800 rubli, a w 1923 roku - 30 miliardów rubli. W swoim dzienniku odnotowuje również ogromną liczbę różnych szczegółów. W szczególności, jak odbywały się różne zakupy zboża. Ukraińcy nie chcieli oddawać swoich krów, koni i chleba za darmo. W niektórych miejscach opór był intensywny. Całe okręgi odrywały się od władzy sowieckiej i wybuchały powstania. Nestor Bilous zapisał w swoich notatkach, że w jednej z wiosek zabito przewodniczącego rady wiejskiej, a w innej zastrzelono dwóch członków Komsomołu, którzy przyjechali z miasta, aby odebrać ludziom chleb. Ale ponieważ nie były to dobrze zorganizowane powstania, władze komunistyczne stopniowo je tłumiły. I ta historia skończyła się źle.

W rzeczywistości Wielki Głód był zemstą Stalina za ten opór i powstania.

NZ: Po co powstają takie filmy?

OZ: Kiedy zaprezentowaliśmy pierwszy odcinek, wiele osób dzieliło się potem wrażeniami: "O mój Boże, jak to przypomina naszą współczesność!". Oznacza to, że wszystkie te IPSO, wszystkie te operacje informacyjne Kremla nie różnią się dziś zbytnio od tego, co wydarzyło się w 1933 roku. Dzieje się tak pomimo faktu, że nie postawiliśmy sobie żadnego specjalnego zadania, aby narysować paralele między 1933 a 2023 rokiem. Minęło 90 lat, a metody Kremla niewiele się zmieniły.

Każdego roku w Dniu Pamięci o Wielkim Głodzie zapalane są znicze ku pamięci ofiar głodu. Zdjęcie: Oleh Pereverziev

NZ: Skąd pochodzą dane na temat Wielkiego Głodu i jak są weryfikowane? Na przykład nadal nie ma dokładnej liczby ofiar tej strasznej tragedii.

OP: Jeśli weźmiemy pod uwagę wieś Leb'yazhia w obwodzie charkowskim, nie ma informacji o tym, ile osób zginęło tam w latach 1932-1933. Z wyjątkiem wzmianki w dzienniku Nestora Bilousa . Napisano w nim, że zginęło około 500 osób.  Kiedy charkowscy historycy zweryfikować te dane, nie znaleźli żadnego innego źródła - nic nie ma w aktach rady wiejskiej, ani w danych z urzędów stanu cywilnego. Wniosek jest taki, że albo nikt nie prowadził rejestrów śmiertelności, albo te materiały zostały zniszczone lub zagubione, albo coś się z nimi stało podczas II wojny światowej - front przechodził tamtędy cztery razy.

Nigdy nie poznamy pełnej listy nazwisk tych, którzy zginęli podczas Wielkiego Głodu, ani ich dokładnej liczby.

Możemy jedynie sprawdzić, jak mówią demografowie, "nadmierną śmiertelność". Jeśli chodzi o urodzenia i zgony, prowadzono pewne statystyki. Ocena wszystkich tych wskaźników i procesów demograficznych daje nam liczbę, która została zapisana w decyzji Sądu Apelacyjnego w Kijowie, który był zaangażowany w sądowe dochodzenie w sprawie Wielkiego Głodu jako ludobójstwa [w styczniu 2010 roku Sąd Apelacyjny w Kijowie uznał sowieckich przywódców, na czele z Józefem Stalinem, winnymi ludobójstwa Ukraińców w latach 1932-33 - red.] Decyzja ta, oparta na opiniach ekspertów, stwierdza, że wskaźnik śmiertelności, który można oszacować metodami demograficznymi, wynosi 3 miliony 941 tysięcy. Co najmniej tyle osób zginęło podczas Wielkiego Głodu w latach 1932-33.

Ludzie umierający z głodu na ulicach Charkowa, zdjęcie wykonane w 1933 r. przez fotografa Aleksandra Wienerbergera. Zdjęcie: Wikipedia

Ciągle się mówi, że zginęło 6, 10, 16 milionów ludzi.  Nie można tego powtarzać. Takie liczby padały nawet podczas samego Wielkiego Głodu. Ten sam konsul w Charkowie, Sergio Gradenigo, powiedział, że według danych, które krążą w środowisku naukowym, na Ukrainie mogło zginąć nawet 16 milionów ludzi. Napisał to w jednym ze swoich raportów dla włoskiego dyktatora Benito Mussoliniego. W końcu były wioski, w których zginęła połowa ludności, a były też takie, w których nikt nie pozostał przy życiu. Ale były też obszary, gdzie nie było masowej śmiertelności. Na przykład, jeśli w pobliżu znajdował się teren zalewowy, las lub granica z Rumunią, śmiertelność była niższa. Ponieważ wioski przygraniczne nie były zbytnio dotknięte skupem zboża. W rzeczywistości francuski premier Edouard Herriot został zabrany do regionów, w których śmiertelność była niższa. Potem powiedział, że na Ukrainie nie było głodu, co było czystym kłamstwem.

NZ: Czy w miastach też był Wielki Głód?

OZ: Wszystkie pamiętniki naszych obywateli odnotowują, że tak. Ceny żywności były horendalne. Nestor Bilous, kiedy jeszcze można było poruszać się po kraju, pod koniec 1932 r. próbował uciec ze wsi do pracy w mieście. Początkowo pracował na budowie, a następnie w przetwórni mięsa. Zarabiał 72 ruble. Na jedzenie wydawał prawie dwa ruble dziennie. Duży bochenek chleba kosztował 25 rubli. Czy tak można było żyć?  

NŻ: Jakie były najbardziej przerażające dokumenty, z którymi Pan pracował?

OZ: Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Ukrainy posiada dowody absolutnego horroru. Są to akta osób skazanych za kanibalizm. Jest ich bardzo dużo. Kiedy czyta się nawet fragmenty tych spraw, włosy stają dęba. Nie da się tego czytać. Nie da się o tym głośno mówić. To absolutnie skoncentrowane zło z przerażającymi szczegółami.

NŻ: Jaka historia najbardziej utkwiła ci w pamięci podczas badań lub zeznań?

OZ: Nie mogę powiedzieć, że niektóre historie są bardziej poruszające, a inne mniej. Wszystkie zeznania są wstrząsające. Na przykład, gdy włoski konsul Sergio Gradenigo opisuje w swoich raportach, że każdej nocy pod budynkiem włoskiej ambasady przejeżdża kilka samochodów wypełnionych ciałami ludzi zbieranymi z ulic, lub gdy kobieta na centralnej ulicy Charkowa, która zdaje sobie sprawę, że nie ma sposobu, aby uratować swoje dzieci, po prostu rzuca się pod tramwaj, a jej szczątki są zmiatane przez dozorcę z miotłą, nie można powiedzieć, która historia robi większe wrażenie. Albo jak Nestor Bilous opowiada o aktywistce, która chodziła po chleb podczas skupu zboża. Nazywała się Paraska Chorna. A potem sama umarła z głodu. Zgodzi się Pani, że to nie jest zwykła historia, kiedy wspólnik w przestępstwie pada ofiarą własnego przestępstwa.

NZ: Rosja nieustannie prowadzi fałszywą kampanię przeciwko Wielkiemu Głodowi. Jak możemy temu przeciwdziałać?

OZ:Tylko prawdą Ludzkość nie wymyśliła jeszcze innego sposobu przeciwdziałania kłamstwom. Tak, w historii rzeczywiście zdarzają się mroczne momenty, kiedy wydaje się, że kłamstwo na chwilę zwyciężyło. Na przykład francuski premier Edouard Hollande odwiedza Ukrainę i pokazuje przygraniczne wioski, w których nie ma wielu ofiar. Wraca i mówi, że na Ukrainie nie ma głodu.

Jednak 89 lat później francuskie Zgromadzenie Narodowe uznaje Wielki Głód za ludobójstwo. Oznacza to, że przyznają, że francuski premier kłamał. Innymi słowy, prawda zwyciężyła.

NZ: Prawie 30 krajów uznało Wielki Głód za ludobójstwo na polecenie państwa. W październiku tego roku PACE przyjęła rezolucję w tej sprawie. Co to oznacza? Dlaczego dopiero teraz?

OZ: O tym właśnie jest pierwszy odcinek filmu. Chodzi o to, że bardzo często interesy geopolityczne były stawiane ponad pojęciem dobra i zła. W latach 32-33, a nawet teraz, jesteśmy na czele egzystencjalnej walki dobra ze złem. I tu pojawia się kwestia wyboru. Po której stronie się opowiedzieć? Politycy są często relatywistami. W ich systemie trzeba wybierać między mniejszym a większym złem. Czy na przykład w wyborach prezydenckich w 2010 roku na Ukrainie wybierała Pani między mniejszym a większym złem? Dlaczego więc dziwisz się, że niektórzy politycy w latach 32-33 również wybierali między mniejszym a większym złem? Bo na przykład uważali, że Hitler był większym złem, a Stalin mniejszym i mogli z nim współpracować, żeby jakoś ograniczyć Hitlera. Ale jeśli wybierasz między złem a złem, oznacza to, że nie jesteś po stronie dobra. W rezultacie, gdy niektórzy ludzie wybierają między złem a złem, inni umierają. Tak właśnie działa historia.

NZ: Czy wojna w Ukrainie może stać się dodatkowym argumentem za uznaniem Wielkiego Głodu z lat 1932-1933 za ludobójstwo przez kraje, które jeszcze tego nie zrobiły?

OZ: To już się stało. Uznanie Wielkiego Głodu za ludobójstwo to opowiedzenie się po stronie prawdy. Kreml po raz kolejny demonstruje ludobójcze zamiary wobec Ukraińców. Widzimy, że wiele krajów w końcu uznało Wielki Głód za ludobójstwo. Ale zajęło to dużo czasu. Niektóre kraje potrzebowały ataku Putina na Ukrainę, aby zdać sobie sprawę, że ryzykują bycie po złej stronie historii.

NZ: Co dziś łączy Wielki Głód i rosyjską wojnę?

OZ: To co nas łączy to ludobójcze zamiary Rosji zniszczenia Ukraińców. W jaki sposób ta dziewczyna w lawendowej sukience z Winnicy przeszkadzała Kremlowi? Czy to jest największe zagrożenie dla istnienia Federacji Rosyjskiej? Podczas tej wojny zginęła ogromna liczba dzieci. Czy one stanowiły zagrożenie? Czy to byli neonaziści, banderowcy? To są bzdury. To jest po prostu celowe ludobójstwo. Nawet nasze dzieci są uważane za zagrożenie dla ich istnienia.

NŻ: Jakie wnioski społeczeństwo powinno wyciągnąć z tej tragedii?

OZ: Społeczeństwo wyciągnęło już pewne wnioski. Gdyby tak nie było, opowieść o "zajęciu Kijowa w trzy dni" byłaby całkiem realna. Jednym z wniosków jest jasne zrozumienie, kto jest naszym wrogiem. Jedną z lekcji jest zrozumienie, że nikt nie może nam pomóc, tylko my sami. Oznacza to, że musimy walczyć. I ludzie walczą. I wkrótce ta walka - wojna rosyjsko-ukraińska - będzie liczyła 10 lat. Ogromna liczba zachodnich intelektualistów twierdzi, że ten konflikt określi historię następnych dziesięcioleci. Przyszłość nie została jeszcze ustalona. Zachodni partnerzy muszą zrozumieć, że dopóki zło jest stosunkowo małe, musi zostać zniszczone. I powinni dać Ukraińcom możliwość i środki, aby położyć kres tej historii.

Pierwszy odcinek "Stolica rozpaczy" z serii dokumentalnej "Wielki Głód" Kronikarze" można obejrzeć tutaj.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

– Stany Zjednoczone nie chcą rozwiązania NATO, ale wychodzą z założenia, że musi to być sojusz, w którym każdy z partnerów ponosi swoją część odpowiedzialności – stwierdził sekretarz stanu USA Marco Rubio.

Od powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu różnice między partnerami po obu stronach Atlantyku tylko się pogłębiają. Kolejny klin w transatlantycką jedność, co może skutkować nawet odwołaniem czerwcowego szczytu NATO, może wbić „pokojowa” umowa Trumpa. W tym dokumencie, z którym zapoznali się dziennikarze Reutersa, jest m.in. mowa, że USA de iure uznają Krym za część Rosji, a de facto – kontrolę Federacji Rosyjskiej nad okupowanymi częściami obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego. W innym punkcie proponuje się Ukrainie rezygnację z dążeń do przystąpienia do NATO.

Dla Europejczyków uznanie aneksji ukraińskiego półwyspu jest nie do przyjęcia. „Krym i dążenia Ukrainy do członkostwa w NATO to czerwone linie. Nie możemy z nich zrezygnować” – cytuje „Financial Times” wysokiego rangą europejskiego urzędnika. Ukraina i UE przekazały Amerykanom swoją wizję pokojowego rozwiązania, która według Reutersa zasadniczo różni się od propozycji amerykańskich. Według europejskich polityków i ekspertów przed UE stoi trudne zadanie: ponowne zjednoczenie Europy dla jej bezpieczeństwa i uruchomienie własnej produkcji wojskowej na dużą skalę.

Czy wszystkie kraje europejskie są na to gotowe i czy istnieje alternatywa dla NATO? Kto może stać się sojusznikiem Europy w nowej architekturze bezpieczeństwa i jaką rolę odegra w niej Ukraina? Czy Trump jest zdolny porzucić europejskich sojuszników? I czy groźby Moskwy zmierzające ku podważeniu trwałości Sojuszu są realne?

NATO i priorytety Trumpa

Jak ocenia Giuseppe Spatafora, analityk Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Unii Europejskiej, polityka USA wobec Europy w kwestiach bezpieczeństwa może oscylować między dwoma scenariuszami. Pierwszy można warunkowo określić jako „oko za oko”. Jego istota polega na tym, że USA nie planują ostatecznego wycofania się z Europy, ale wykorzystują tę sprawę jako narzędzie nacisku, zmuszając sojuszników do zwiększenia wydatków na obronę – z jednoczesnym naciskiem na zakup amerykańskiej broni. Posłusznych sojuszników USA wesprą, pozostałych ukarzą. Według Spatafory doprowadzi to ostatecznie do powstania dwustronnej struktury stosunków obronnych.

Drugi scenariusz analityk nazywa „Żegnaj, Europo”:

— W tym wariancie Stany Zjednoczone strategicznie odchodzą od Europy, koncentrując się na innych regionach. Siły zbrojne i infrastruktura są przenoszone w celu ochrony terytorium amerykańskiego lub w rejon Indo-Pacyfiku. Stany Zjednoczone starają się jak najszybciej wycofać się z regionalnych konfliktów, w szczególności z wojny w Ukrainie, pozostawiając tę wojnę Europie. Pentagon dokonuje przeglądu zakupów, koncentrując się na wojnie morskiej na Pacyfiku. Sprzedaż broni zostaje przekierowana do sojuszników azjatyckich.

Realizacja tego wariantu może trwać latami, choć może ją przyspieszyć kryzys zewnętrzny lub chęć Trumpa, by szybko zdobyć punkty polityczne

Stany Zjednoczone już przenoszą akcenty na Daleki Wschód, o czym Trump mówi zupełnie otwarcie, zauważa Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007 – 2009. Kierunek azjatycki jest dla niego zasadniczo ważniejszy niż europejski, więc działa adekwatnie:

— Skoro Europa mnie nie interesuje, to po co mam w niej utrzymywać: a) wojska i wydawać na to kolosalne środki; b) chronić Europę, jeśli nie płaci za swoje bezpieczeństwo; c) poza tym uważam, że Europejczycy już od dawna wykorzystują Amerykę.

Z tego punktu widzenia zwrot na wschód jest całkowicie logiczny.

Jednak według Ohryzki największe zagrożenie zarówno dla Ukrainy, jak dla całej Europy, jest związane są z tym, że Trump nie widzi w Rosji zagrożenia:

— Rosja jest dla niego teoretycznie możliwym sojusznikiem w walce z Chinami. To głupota najwyższej próby, ale nie możemy wejść do jego głowy i powiedzieć mu, że jest inaczej. Dlatego oczywiste jest, że w jakiejś perspektywie należy spodziewać się odejścia USA od Europy.

Czy oznacza to, że Trump wyjdzie z NATO? Myślę, że nie, bo NATO to bardzo ważny instrument, by co najmniej koordynować jakieś działania i nie zepsuć stosunków ostatecznie
Francuskie siły powietrzne i kosmiczne podnoszą swą gotowość w bazie lotniczej BA116 w regionie Grand Est. Zdjęcie: Christine Biau/Sipa/Sipa/East News

Nie należy jednak mylić tego, co mówi administracja Trumpa, z tym, co administracja Trumpa faktycznie robi. Albowiem często pojawiają się oświadczenia, pretensje, ultimata, które nie przekładają się na rzeczywistość. Częściowo wynika to z niestabilności charakterystycznej dla wysoce spersonalizowanego reżimu, który w niektórych przypadkach składa się z dość niekompetentnych ludzi. Tak widzi sprawę Keir Giles, starszy konsultant brytyjskiego centrum analitycznego Chatham House.

Giles podaje przykład Kanady. Trump na kilka tygodni o niej zapomniał, ale ostatnio powrócił do swoich roszczeń wobec niej z nową energią. W związku z tym na razie wszyscy amerykańscy urzędnicy w strukturach NATO pozostają na swoich stanowiskach, a amerykańskie wojsko nadal stacjonuje w Europie. Nie sposób jednak przewidzieć, co się stanie, gdy administracja Trumpa o obu tych sprawach sobie przypomni. Podobnie jak kolejnych działań Trumpa.

– Kluczowe pytanie: „Czy Stany Zjednoczone wyjdą z NATO?” – nie ma w rzeczywistości znaczenia, ponieważ żadne państwo nie musi wychodzić z Sojuszu, by ta organizacja przestała istnieć. Jeśli na przykład USA zablokują współpracę na podstawie artykułu 5, mogą wyrządzić znacznie większą szkodę niż poprzez bezpośrednie ich wyjście z Sojuszu.

Zagrożenie bezpieczeństwa czy gra pod publiczkę?

Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Siergiej Szojgu 24 kwietnia w wywiadzie dla rosyjskich mediów zadeklarował gotowość Rosji do użycia broni jądrowej. Swierdził, że Rosja uważnie obserwuje przygotowania wojskowe krajów europejskich. Przypomniał również o zmianach wprowadzonych w zeszłym roku do rosyjskiej doktryny jądrowej, które pozwalają na użycie broni jądrowej w przypadku jakiejkolwiek agresji wobec Rosji lub Białorusi.

Wcześniej, 15 kwietnia, dyrektor rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin oskarżył NATO o nasilenie aktywności wojskowej w pobliżu granic Rosji.

Jednocześnie oskarżył Polskę i kraje bałtyckie o szczególną agresywność i powiedział, że to one pierwsze ucierpią w przypadku konfliktu Rosji z NATO

Prezydent Polski Andrzej Duda nazwał groźby Naryszkina klasyczną dezinformacją, twierdząc, że wszystko, co robi NATO, jest jedynie odpowiedzią na rosyjską agresję.

Natomiast Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych Polski, podczas wystąpienia w Sejmie 23 kwietnia stwierdził, że Rosja rozumie tylko pokój przez siłę, i poradził Moskwie, aby lepiej zarządzała własnym terytorium: „Zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Chajszenwaj” [Władywostok - red.].

Radosław Sikorski podczas przemówienia w Sejmie. Warszawa, 23 kwietnia 2025 r. Zdjęcie: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Oświadczenia rosyjskich urzędników to typowa rosyjska polityka szantażu, podkreśla Wołodymyr Ohryzko. Niestety – ona działa:

– Bo na Zachodzie jak diabły kadzidła boją się samego już tylko określenia „broń jądrowa”. A Rosja wymachuje nim na prawo i lewo, oficjalnie i nieoficjalnie. I właśnie na tym się opiera – nawiasem mówiąc, od wieków – rosyjska polityka wobec Zachodu: na zastraszaniu, kłamstwach i itp. Na razie to działa. Nasz ukraiński cel powinien polegać na wyjaśnieniu europejskim przyjaciołom, że Putin tak bardzo chce żyć, że tematu wojny z NATO w ogóle nie ma na agendzie.

Jeśli nie był w stanie przez trzy lata całkowicie zająć dwóch ukraińskich obwodów, to co tu mówić o zaatakowaniu NATO, jego połączonych sił, niezależnie od tego, jak bardzo by nie były teraz zdezorganizowane

Siedem krajów europejskich wezwało Trumpa i amerykański Kongres do nieulegania szantażowi i oszustwom Rosji. Przewodniczący komisji spraw zagranicznych parlamentów krajów bałtyckich, Francji, Czech, Wielkiej Brytanii i Ukrainy 25 kwietnia opublikowali wspólne oświadczenie, w którym podkreślili konieczność bezkompromisowej ochrony suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Wezwali również do przyspieszenia procesu przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO oraz konfiskaty na rzecz Kijowa zamrożonych rosyjskich aktywów.

„Nie możemy powtórzyć błędów Monachium z 1938 roku. Negocjacje ze zbrodniarzem wojennym Putinem są bezsensowne: jego głównym celem jest osłabienie i upokorzenie naszego sojusznika, Stanów Zjednoczonych” – czytamy w ich oświadczeniu.

Ukraina oczekuje, że gwarancje bezpieczeństwa ze strony Stanów Zjednoczonych będą tak silne, jak dla Izraela. Zdjęcie: OPU

Istnieje wiele spekulacji na temat tego, gdzie Rosja może zadać następny cios – czy to w celu przetestowania NATO, czy próby zniszczenia Sojuszu, czy też w celu bezpośredniej ekspansji terytorialnej. Wiele uwagi poświęca się oczywiście krajom bezpośrednio graniczącym z Rosją. Tyle że dla Rosji niekoniecznie muszą to być cele najbardziej atrakcyjne, uważa Keir Giles:

– Dla Rosji sensowne jest zaatakowanie tego systemu tam, gdzie są jego najsłabsze punkty. Jeśli więc macie kraj, który określił się jako współlider tak zwanej koalicji chętnych, jak Wielka Brytania, i jeśli wygląda na to, że może on wprowadzić wojska do Ukrainy, by spróbować wesprzeć ukraińską suwerenność, to kraj ten staje się celem dla Rosji.

Alternatywne sojusze i sojusznicy

W końcu Amerykanie wycofają się z Europy. Pytanie tylko o czas i algorytm działań – tzn. jak to zrobią, uważa dyrektor Centrum Strategii Obronnych Ołeksandr Chara. Na przykład nadal otwarta pozostaje kwestia strategiczna, czy Amerykanie zwiną swój parasol nuklearny nad Europą:

– Druga kwestia jest oczywista: NATO jest fundamentem obecnego systemu bezpieczeństwa. Jeśli Stany Zjednoczone ograniczą swoje zobowiązania, będzie to oznaczało, że trzeba przekształcić tę organizację, dostosowując ją do obecnych wyzwań – ale z zasobami znacznie bardziej ograniczonymi pod względem wojskowym i technologicznym.

Stany Zjednoczone są arsenałem demokracji, produkują duże ilości zaawansowanej broni, a poza tym częściowo zapewniają infrastrukturę, dowodzenie, wywiad i wsparcie technologiczne dla NATO. Zastąpienie tego wymaga czasu i inwestycji

Tak czy inaczej, Chara jest przekonany, Ukraina musi zintegrować swoje standardy ze standardami NATO, nie rezygnować z perspektywy członkostwa w Sojuszu, a w przypadku pojawienia się alternatywnych sojuszy bezpieczeństwa – zająć w nich miejsce.

Jednak obecnie Ukraina potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa. W swoich „pokojowych” propozycjach Stany Zjednoczone przerzucają własne zobowiązania wobec niej na kraje europejskie. Mimo to Wołodymyr Zełenski oświadczył, że Ukraina oczekuje od USA silnych gwarancji bezpieczeństwa – takich jak w przypadku Izraela. Według prezydenta Ukrainy obecność kontyngentu amerykańskiego w Ukrainie nie jest warunkiem koniecznym, lecz niezbędne są dane wywiadowcze i systemy obrony przeciwlotniczej, w szczególności Patriot.

Keir Giles zauważa, że mimo głosów o malejącej roli NATO, nie było dotychczas mowy (przynajmniej publicznie) o pilnej potrzebie poszukiwania bardziej stabilnej i niezawodnej alternatywy dla Sojuszu:

– W rzeczywistości niektóre organizacje, które mogłyby służyć jako rdzeń lub prototyp takiej organizacji, zostały w znacznym stopniu odrzucone. Słyszymy wiele rozmów o tak zwanej koalicji chętnych, ale istnieją przecież Wielonarodowe Połączone Siły – kierowana przez Wielką Brytanię grupa krajów północnoeuropejskich, które miały takie samo podejście do bezpieczeństwa i chciały być gotowe do działania w czasach, w których NATO nie byłoby w stanie tego bezpieczeństwa zapewnić. Teraz właśnie nadszedł na to czas, tyle że o tej organizacji całkowicie zapomniano.

Największe coroczne manewry NATO - Dynamic Mariner/Flotex25. Zatoka Kadyksu, 28 marca 2025 r. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Wśród Europejczyków dominuje jedna koncepcyjna luka, która według Gilesa bardzo hamuje europejskie myślenie o nowym środowisku bezpieczeństwa:

– Chodzi o to, w jaki sposób w tych okolicznościach Ukraina będzie dostawcą bezpieczeństwa, a nie jego konsumentem. Przecież Ukraina jest jednym z najważniejszych, najsilniejszych krajów i armii, jeśli chodzi o utrzymanie linii frontu przeciwko Rosji.

Dlatego alternatywy dla NATO w zakresie bezpieczeństwa są możliwe, lecz wymagają silniejszego wykazania się przywództwem ze strony krajów, które rozumieją, jak poważne i pilne jest to wyzwanie. Giles zauważa jednak, że europejscy przywódcy wciąż szukają rozwiązań, które nie dostrzegają tej rzeczywistości:

– Jak szybko Europa może być gotowa? Potrzeba dużo czasu, by zniwelować 30 lat niszczenia własnego potencjału militarnego. Widzimy znaczne inwestycje w obronność, na przykład w takich krajach jak Polska. Ale na zachód od Warszawy, w Europie Zachodniej, nadal jest sprzeciw, co oznacza, że te ważne inwestycje nie są nawet publicznie omawiane.

Tymczasem zwiększenie wydatków na obronność powinno być obecnie jednym z priorytetów Europy, uważa Giuseppe Spatafora. Bruksela powinna pomóc państwom członkowskim, na przykład poprzez specjalne instrumenty finansowe lub wspólne pożyczki

Pokazałoby to Stanom Zjednoczonym determinację Europy, a także pozwoliło jej samodzielnie wspierać Ukrainę:

– Po drugie, UE musi inwestować w strategiczne możliwości, kluczowe dla autonomicznego potencjału wojskowego: transport lotniczy, wywiad, obronę przeciwlotniczą i tak dalej. Muszą też być zasoby do prowadzenia wojny – od artylerii po duże armie. Bez tego powstrzymanie Rosji bez USA będzie niemożliwe.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Transatlantycki rozłam: czy Europa zdoła stworzyć nowy system bezpieczeństwa bez USA

Kateryna Tryfonenko
екран, мобільний телефон, гучномовець

<frame>Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.<frame>

Świadomość tego, czym jest bezpieczeństwo narodowe i z czego się składa, nie jest dziś przywilejem, ale koniecznością. Jeszcze ważniejsze jest jednak zrozumienie, że na wiele kluczowych obszarów bezpieczeństwa możemy wpływać sami – jako obywatele, mieszkańcy, a także migranci przebywający w Polsce. Bezpieczeństwo to nie tylko domena państwa, polityków i strategów. To nasza wspólna sprawa – codzienna praktyka oparta na wiedzy, współpracy i odpowiedzialności.

Główne obszary bezpieczeństwa narodowego to: bezpieczeństwo wojskowe, bezpieczeństwo sojusznicze, bezpieczeństwo energetyczne, bezpieczeństwo informacyjne, bezpieczeństwo gospodarcze, bezpieczeństwo społeczne, bezpieczeństwo ekologiczne.

Na niektóre z tych obszarów wpływają decyzje podejmowane na szczeblu państwowym lub międzynarodowym. Ale są też takie, na które możemy wpływać my – tu i teraz. I musimy to robić razem niezależnie od pochodzenia, języka czy historii. Bo tylko wtedy zbudujemy społeczeństwo naprawdę odporne na kryzysy. Jedną z takich kluczowych dziedzin jest dziś bezpieczeństwo informacyjne, które staje się pierwszą linią obrony we współczesnym świecie.

W XXI wieku wojna nie zawsze zaczyna się od wybuchów bomb. Czasami zaczyna się od posta na Facebooku, zmanipulowanego filmu na TikToku lub wyrwanej z kontekstu wypowiedzi, którą ktoś wrzuca do informacyjnego młyna

Zanim spadnie pierwsza rakieta, pojawiają się fake newsy, plotki i rosnące poczucie, że „coś jest nie tak”. W erze cyfrowej wiedza staje się naszym pierwszym schronieniem, a odporność informacyjna – nową formą obrony cywilnej.

Dezinformacja nie zna granic, a jej cel jest jeden: podzielić społeczeństwo, zasiać nieufność i podważyć zaufanie do państwa. Ukraina zbyt dobrze zna ten scenariusz. Rosyjską agresję poprzedziła zakrojona na szeroką skalę kampania dezinformacyjna, w której krok po kroku podważano podstawy jedności społecznej. Niestety te same metody próbuje się dziś stosować w Polsce.

Zdjęcie: Shutterstock

Czy Ukraińcy zamieniają się z bohaterów w kozły ofiarne? Fałszywe narracje uderzają w najsłabszych, a czasem w tych, którzy są po prostu „nowi” i bardziej widoczni. Od miesięcy słyszymy, że Ukraińcy „nie pracują”, „żyją za 800+”, „jeżdżą lepszymi samochodami niż Polacy” i „psują rynek pracy”.

Brzmi znajomo? Tak działa dezinformacja – prosto, emocjonalnie, bez faktów. A prawda? Prawda jest zupełnie inna.

78% Ukraińców w Polsce albo pracuje, albo aktywnie szuka pracy. To wyższy wskaźnik udziału w sile roboczej niż wśród wielu grup obywateli polskich. Pracują dużo – w logistyce, budownictwie, gastronomii, opiece. Wszędzie tam, gdzie Polacy często nie chcą już pracować. Co więcej, ich obecność pomaga utrzymać tempo wzrostu gospodarczego, które, gdyby ich nie było, uległoby spowolnieniu. Mówiąc wprost, Polska potrzebuje Ukraińców tak samo, jak Ukraińcy potrzebują bezpiecznego miejsca do życia.

Pieniądze? Tak, płyną, ale w jedną stronę – do budżetu. Według raportu BGK „Wpływ migrantów z Ukrainy na polską gospodarkę”, opublikowanego w marcu 2025 r., na każdą złotówkę wypłaconą Ukraińcom w ramach zasiłku 800+ do budżetu w postaci podatków i składek wraca 5,4 złotego. Nie, to nie oznacza, że Ukraińcy „oddają pięć razy więcej”. To oznacza, że oni oddają więcej, niż dostają. I to są twarde liczby, a nie opinie z Internetu.

A te luksusowe samochody? Tak, niektórzy Ukraińcy przyjeżdżali do Polski drogimi samochodami. Bo w Ukrainie, tak jak w Polsce, są ludzie, którzy takie samochody mają.

Warto zadać sobie pytanie: „Gdybyś miał 15 minut na to, by uciec z Kijowa lub Charkowa pod ostrzałem, to co byś wybrał: autobus czy własny samochód?” To nie jest luksus. To ratunek. Samochód to często jedyna rzecz, którą możesz zabrać ze swojego zbombardowanego domu

800+ dla Ukraińców? Polityczna straszak. W kampanii wyborczej ten temat powrócił jak bumerang – wraz z twierdzeniem, że „jeśli zabierzemy Ukraińcom przywileje, to Polakom zostanie więcej”. Problem polega na tym, że to nie tylko populizm, ale także mydlenie oczu. Po pierwsze, nie jest jasne, czy wtedy cokolwiek się zmieni. Po drugie, nawet jeśli się zmieni, to ta zmiana dotknie niewielkiej części społeczeństwa. Bo przeważająca większość ukraińskich rodzin radzi sobie samodzielnie i nie potrzebuje 800+.

A co z relacjami społecznymi? Obserwujemy ochłodzenie nastrojów. Według badania przeprowadzonego w listopadzie 2024 roku przez firmę Info Saliens oraz raportu opublikowanego przez Centrum Mieroszewskiego jednym z najbardziej zauważalnych zjawisk jest „znaczny spadek pozytywnych opinii o Polsce i Polakach. W 2022 roku 83% Ukraińców miało dobre zdanie o Polakach, podczas gdy w listopadzie 2024 roku odsetek ten spadł do 41%. Jednocześnie wzrosła liczba osób, które odnoszą się do nich neutralnie, co świadczy o coraz bardziej pragmatycznym charakterze tych stosunków”.

Są ku temu powody. To dezinformacja, wyczerpanie i brak jasnych narracji rządu. Tyle że nie mówimy o konflikcie – mówimy o nieporozumieniu, które można naprawić. Ale tylko poprzez dialog i fakty.

W przestrzeni publicznej nie można również pominąć tematu Wołynia – tragicznego i bolesnego rozdziału wspólnej historii, który do dziś budzi silne emocje. To właśnie ta rana jest najczęściej wykorzystywana jako narzędzie podziału. Pojawiają się głosy, że Ukraińcy „nie chcą oddać ciał”, że nie ma woli współpracy, że pamięć o zbrodni jest świadomie tłumiona.

Ale trzeba jasno powiedzieć: Wołyń to tragedia dla obu narodów. To dramatyczna karta historii, która zasługuje na prawdę, pamięć i godność, a nie na instrumentalizację i wykorzystywanie jej do podsycania wrogości

Upamiętnienie ofiar i szacunek dla historycznej prawdy są ważne. Jednak równie ważne jest to, by historia nie stała się bronią w rękach politycznych narratorów. Bo nie możemy cofnąć czasu. Możemy jedynie zdecydować, co zrobimy z tą pamięcią – i czy pozwolimy jej dzielić nas w czasie, w którym najbardziej potrzebujemy jedności.

Dzisiaj stoimy przed nowymi wyzwaniami: wojną, kryzysami, dezinformacją, podważaniem podstaw bezpieczeństwa. W takich czasach historia powinna być drogowskazem, a nie przeszkodą. Musimy patrzeć w przyszłość razem. Polacy i Ukraińcy.

Dezinformacja jest bronią masowego rażenia. Trzeba powiedzieć wprost: Polska nie będzie bezpieczna, jeśli nie zbuduje systemu oporu wobec manipulacji informacyjnych. Edukacja medialna, umiejętność krytycznego myślenia, rozpoznawania fałszywych źródeł i świadomego korzystania z mediów – wszystko to powinno być tak samo ważne jak wiedza o lokalizacji najbliższego schronu przeciwbombowego. Wystarczy jedna umiejętnie podana fałszywa wiadomość, by wywołać panikę, wzbudzić oburzenie lub zablokować system.

Poznań, 24.08.2024. Marsz z okazji Dnia Niepodleglosci Ukrainy. Zdjęcie: Fot. Lukasz Gdak/East News

I tu Ukraińcy mogą odegrać ogromną rolę. Bo mają doświadczenie w walce z dezinformacją, znają narzędzia, wiedzą, jak reagować. W Ukrainie lokalni liderzy – nauczyciele, bibliotekarze, obrona terytorialna, organizacje społeczne – stali się informacyjnymi „latarnikami”, budując sieci zaufania. W Polsce również możemy tworzyć takich liderów i ich wspierać. A to bardzo pilna sprawa.

Dzisiejsze bezpieczeństwo narodowe to coś więcej niż tylko schrony i przepisy. To relacje międzyludzkie, zaufanie społeczne i higiena informacyjna. Wszystko zaczyna się od świadomości.

Jeśli chcemy być gotowi na kryzysy, musimy mówić o faktach, a nie o mitach. O ludziach, a nie o stereotypach. O współpracy, a nie o podziałach

Jedyny front to bezpieczne społeczeństwo. Ukraińcy nie są „gośćmi” – są częścią naszego społeczeństwa. Jeśli razem z nimi zbudujemy system obrony cywilnej, razem będziemy w stanie chronić się przed atakami nie z nieba, lecz z internetu.

Kto sieje strach, ten zbiera kliki. Kto krzewi wiedzę, buduje schronienie. Wojna informacyjna trwa. Albo nauczymy się ją prowadzić, albo przegramy jeszcze zanim padnie pierwszy strzał.

20
хв

Nie trzeba bomb, by wybuchła wojna. Wystarczy dobry fejk

Julia Boguslavska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Im więcej kobiet w armii, tym większe ich prawa

Ексклюзив
20
хв

Agnieszka Holland: Światło jest w nas

Ексклюзив
20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress