Exclusive
20
min

Kraj rad

Odziedziczyliśmy po znienawidzonym "sowiecie" bezwstydną zdolność do wnikania w życie innych ludzi, grzebania w nich i wytykania palcami tego, co inni powinni byli zrobić i jak powinni byli to zrobić.

Nina Kuriata

Dziedzictwo "sowietu": każdy wie, co ktoś inny powinien był zrobić, co należało zrobić lepiej. Zdjęcie: pathdoc/Shutterstock.

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Tragiczna śmierć rodziny z trójką dzieci w Charkowie w wyniku rosyjskiego ataku wywołała nie tylko lawinę współczucia w ukraińskim społeczeństwie, ale także kolejną falę absolutnie dzikich postów w mediach społecznościowych: jak matka mogła nie zadbać o bezpieczeństwo dzieci, a one zostały spalone żywcem w łazience, a ciało najmłodszego, 10-miesięcznego syna, zamieniło się w popiół.

To straszny obraz, który rysuje wyobraźnia: młoda kobieta ukrywająca się przed pożarem w łazience, tuląca swoich synów do piersi, nie mogąca się wydostać i prawdopodobnie wiedząca, że zaraz umrze. To naprawdę przerażające. Jednak wśród tych, którzy byli zszokowani kolejną cywilną śmiercią z powodu rosyjskiej agresji, byli tacy, którzy natychmiast uczynili matkę winną. Mówili, że to ona ponosi odpowiedzialność, że jej dzieci spłonęły, bo mogła już dawno zabrać je w bezpieczne miejsce.

W jednym z tych domów zginęła cała rodzina Putiatinów. Obwód charkowski, 9 lutego. Zdjęcie: Telegram/Oleg Sinegubov

Kiedy rosyjska wojna rozprzestrzeniła się na wszystkie regiony Ukrainy, wykraczając poza linię frontu w Donbasie, kiedy rosyjskie rakiety uderzyły w cele wojskowe i cywilne od Charkowa po Iwano-Frankowsk, głównym zadaniem kobiet było ratowanie życia swoich dzieci. Dla wielu oznaczało to zabranie ich do rzekomo "bezpieczniejszych regionów" lub za granicę. Pod wpływem znanego podstępu o kryptonimie "dwa lub trzy tygodnie" niewiele osób mogło sobie wyobrazić, że wojna potrwa długo (i nikt nie wie, jak długo), a w obliczu nagłego zagrożenia wiele decyzji zostało podjętych "na razie".

Ten czas miał i nadal będzie miał swój własny wymiar dla każdej osoby, i rodziny. Jednak kobiety stanowią około 80% obywateli Ukrainy objętych tymczasową ochroną w krajach europejskich. To one stały w kolejkach na granicach z europejskimi sąsiadami, czasem przez kilka dni. I to one stały się później obiektem potępienia (a czasem wręcz nienawiści w mediach społecznościowych). Prawdę mówiąc, nienawiść ta działa w obie strony.

Wszyscy znamy te stereotypy. "Jeśli wyjechałeś, jesteś zdrajcą" lub po prostu "nie kochasz Ukrainy", "siedzisz na gotowym", "wyjechałeś za pomocą społeczną".

Wszyscy znamy te stereotypy. "Jeśli wyjechałaś, jesteś zdrajcą" lub po prostu "nie kochasz Ukrainy", "siedzisz na wszystkim, co gotowe", "wyjechałaś po pomoc społeczną". Szczególnie zabawne (choć nie do końca) jest czytanie postów ludzi, którzy mają własną wyposażoną piwnicę, autonomiczne ogrzewanie prywatnego domu i kilka samochodów z różnymi rodzajami paliwa, gotowych w każdej chwili pędzić w kierunku zachodniej granicy.

Pozostanie w Ukrainie oznacza "nie dbasz o dzieci", "narażasz je na niebezpieczeństwo", "stawiasz swoje interesy ponad interesami dzieci".

Prym w tej opowieści wiodą mężczyźni, zwłaszcza bezdzietni.

Funkcjonariusze organów ścigania na miejscu śmierci rodziny Putiatinów. Zdjęcie: Telegram/Oleg Sinegubov

Co łączy te oskarżenia, oprócz mowy nienawiści? Całkowite ignorowanie granic osobistych. Oprócz kompletnej nieporadności postsowieckiego systemu państwowego (medycyna, edukacja, aparat państwowy odziedziczony po ZSRR), odziedziczyliśmy po znienawidzonym "sowiecie" tę bezwstydną zdolność do ingerowania w życie innych ludzi, grzebania w nich i wytykania palcami tego, co inni powinni byli zrobić i jak powinni byli to zrobić.

Przypomina mi się scena z radzieckiego filmu, kiedy inspektor z fabryki przychodzi do domu rodziny, wchodzi do sypialni i pyta: "Dlaczego łóżka są razem? Dlaczego nie ma portretów przywódców?". Takie mam skojarzenie, gdy słyszę pytania typu: "Dlaczego nie wracasz?" lub "Dlaczego nie wyjechałeś?". Dla mnie, niezależnie od ich treści, są to pytania tego samego rodzaju. One nie mają nic wspólnego z życiem, ludzi, którzy je zadają.

"Są to pytania, na które musi sobie odpowiedzieć każdy człowiek i każda rodzina. Nie sąsiedzi na ławce przy wejściu lub użytkownicy mediów społecznościowych"

Teraz, na linii frontu, nasi obrońcy walczą między innymi o to, byśmy już nigdy nie należeli do tego, co kiedyś było Związkiem Radzieckim. Lub, jak nazywała to wczesna sowiecka propaganda, Krajem Sowietów. Ale czy wiesz, co nasze społeczeństwo ma wspólnego ze społeczeństwem tego samego "kraju sowietów", który wyłonił się sto lat temu? Każdy wie, co ktoś inny powinien był zrobić, co było najlepszą rzeczą do zrobienia, a co nigdy nie było właściwą rzeczą do zrobienia (oczywiście w czasie przeszłym - jest tak samo oczywiste, która decyzja była właściwa!).

Po tragicznej śmierci rodziny z trójką dzieci w Charkowie, ci, którzy nie mogli powstrzymać się od wyrażenia swoich głębokich przemyśleń z perspektywy czasu, obwinili zmarłą matkę (!) za śmierć jej trójki dzieci. Jakie mieli do tego prawo, to pytanie retoryczne.

Wiadomo, że zmarła kobieta, Olga Putiatina, była prokuratorką wydziału w Woszczańsku Prokuratury Rejonowej w Czuhuwie. W prokuraturze obwodu charkowskiego pracowała od 2012 roku. Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację, w której Olga zabrałaby trójkę swoich dzieci (z których najmłodsze miało w chwili śmierci 10 miesięcy, co oznacza, że nie tylko urodziło się, ale i zostało poczęte podczas inwazji na pełną skalę), rzuciła pracę i wyjechała z nimi za granicę jako "uchodźczyni" (a dokładniej jako osoba objęta tymczasową ochroną humanitarną).

Jestem gotowa się założyć, że wtedy napisaliby o Oldze że "nie wierzy w Siły Zbrojne", "zdradziła Ukrainę" lub "odeszła od męża".

Teraz, gdy Olga nie żyje, nasze społeczeństwo często obwinia ją - właśnie ją - za śmierć jej dzieci. Warto zauważyć, że ta wina jest całkowicie zrzucana na kobietę, mimo że jej mąż, ojciec dzieci, zginął wraz z rodziną. I prawdopodobnie decyzja o tym, co zrobić i co zrobić dla rodziny, została podjęta wspólnie. Ale nie, w ukraińskim społeczeństwie we wszystkim, co dotyczy dzieci - niezależnie od tego, czy dziecko przeklinało w szkole, czy spłonęło w łazience podczas ataku rosyjskiego drona - zawsze winna jest matka. Nawiasem mówiąc, w Europie, o której wielu marzy, obowiązki rodzicielskie są dzielone równo między oboje rodziców. Tym bardziej obrzydliwe jest to, że kobieta, która poniosła tragiczną śmierć, jest potępiana przez mężczyzn po jej śmierci!

12 lutego rodzina Putiatinów została pochowana w obwodzie charkowskim. Zdjęcie: Suspilne

"Dlaczego nie wyjechali?" - słyszałam to pytanie wiele razy od 2014 roku, kiedy Rosja rozpoczęła okupację Donbasu. I za każdym razem chciałam powiedzieć: "Co możesz osobiście zrobić, aby pomóc tym ludziom?". Pamiętam, jak niechętnie wynajmowali mieszkania osobom z "donieckim pozwoleniem na pobyt", jak byli niezadowoleni, widząc na swoich podwórkach samochody z "donieckimi tablicami rejestracyjnymi" i jak tylko ci, którzy mieli talent do biznesu, i nie bali się zaczynać od zera w nowym miejscu, mogli sobie pozwolić na wyjazd - bardzo często wbrew wszelkim przeciwnościom i w niezbyt sprzyjających warunkach. Pomoc państwa dla osób wewnętrznie przesiedlonych była i jest tak mizerna, że nie pokrywa nawet kosztów mediów w sezonie grzewczym.

Dlatego powtórzę moje pytanie w kontekście wojny na pełną skalę: jak każdy z was, kto zadaje pytanie "dlaczego nie odejdą?", może im pomóc?

Kto zapewni mieszkanie i pracę kilkuosobowej rodzinie? Jeśli nie ma pracy w danej specjalności, a inna praca nie zaspokaja potrzeb np. dzieci czy starszych członków rodziny, to kto ich przyjmie? Są to pytania retoryczne. Jednak bez odpowiedzi na nie, ta rozmowa nie powinna się nawet rozpocząć. Tak, w pierwszych dniach inwazji na pełną skalę wiele osób wolało spać w prowizorycznej sali gimnastycznej w Czerniowcach lub Lwowie, ale kiedy pierwszy szok minął, ludzie zaczęli myśleć o długoterminowych rozwiązaniach. A dla wielu z nich domowe mury i znajoma praca są właśnie tym sposobem na życie, który okazał się lepszy niż łóżko na zachodniej Ukrainie czy nieznane w innych krajach.  

Wróćmy jednak do pytania: czym różni się przestarzały Związek Radziecki od Europy, o przyłączenie do której walczył nasz Euromajdan w 2014 r. Ta walka trwa do dziś. Jedną z głównych wartości europejskich jest prywatność. Szacunek dla cudzych decyzji i osobistych granic.

To właśnie ta wartość definiuje etykę komunikacji w społeczeństwach zachodnich: jeśli możesz pomóc, zaoferuj (najlepiej w sposób, który nie stawia odbiorcy pomocy w niewygodnej sytuacji). Jeśli nie możesz, nic nie mów.

Nikt nie wie, jak długo potrwa wojna i jak się zakończy - zarówno dla całego kraju, jak i dla każdego z nas. Każda osoba i każda rodzina podejmuje własne decyzje: niektórzy ludzie pozostają na swoich stanowiskach pracy, inni martwią się o to, by nad głowami nie latały rosyjskie rakiety lub drony. Niektórzy nie mogą opuścić swoich starszych rodziców, podczas gdy inni zabierają swoje dzieci z dala od niebezpieczeństwa. Jedno dziecko w mieście niedaleko linii frontu nie może spać z powodu nalotów i cierpi na moczenie nocne, podczas gdy inne dziecko za granicą, w bezpiecznym miejscu, jest przygnębione, leży na kanapie i prosi o powrót do domu na Ukrainie, do swojego pokoju i szkoły ze schronem przeciwbombowym. Czyjś mąż poszedł na front i poprosił żonę, aby zabrała dzieci daleko, aby nie musiał się o nie martwić. A czyjaś żona za granicą zdecydowała: "Nie zostało nam wiele czasu, aby żyć osobno" i wróciła. Wszystkie te decyzje mają jedną wspólną cechę: są osobiste. I muszą być podejmowane samodzielnie przez w pełni sprawnych dorosłych. I, co najważniejsze, to oni muszą wziąć za nie odpowiedzialność.

Jest mało prawdopodobne, że przyjaciel, który doradził ci wyjazd, rozwiąże twoje problemy z obcym językiem, biurokracją, zatrudnieniem, pomocą społeczną, szkołami, przedszkolami, opiekunkami i klinikami w obcym kraju. Jest mało prawdopodobne, że sąsiad, który napisał w mediach społecznościowych "wracaj do Kijowa, nie był ostrzeliwany od miesięcy, więc jest tu bezpiecznie!", ewakuuje twoją rodzinę przy pierwszym zagrożeniu - ma własną. A ten, który radził wszystkim "po prostu opuścić" strefę frontu, raczej nie pomoże przesiedleńcom wewnętrznym osiedlić się w nowym miejscu. To, co wszyscy mogą zrobić na pewno, to trzymać się z dala od życia innych ludzi ze swoimi ocenami i niechcianymi radami. Mamy zbyt wielu zewnętrznych wrogów, by atakować się nawzajem.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, pisarka, ekspertka medialna, redaktorka do spraw Ukrainy w Tortoise media.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

– Jebać Ukrainę, jebać uchodźców! – niosło się nie po jakimś ciemny zaułku, tylko po deptaku nad Brdą w centrum Bydgoszczy.

Było lipcowe popołudnie, a ja śpieszyłem się na festiwalowe spotkanie. Śpieszyłem się, ale przestałem się śpieszyć. Chciałem zobaczyć, o co chodzi.

Nadbrzeżem szły dzieciaki z opiekunami. Dzieciaki przebrane głównie w krakowskie ludowe stroje. Ponieważ to pod ich adresem leciały bluzgi, wywnioskowałem, że to była ukraińska młodzież. Szybko zlokalizowałem krzykaczy. Dwóch młodzieńców w wieku, nazwijmy to, wkrótce poborowym siedziało na ławce i darło ryje. Podszedłem do nich i niezbyt uprzejmie zapytałem:

– Czy wam się, kurwa, tak bardzo śpieszy, żeby gnić w okopach? Bo jak wujkowie, ojcowie i ciotki tych dzieciaków w krakowskich strojach przejebią, jak Ukraina się wyjebie, to właśnie wy, chłopcy, traficie do okopów i wasz los będzie raczej smutny.

Ja też do nich trafię, ale już mam kawał fajnego życia za sobą.

Coś tam zaczęli się sadzić, że „oni z ruskimi mają sztamę, a Ukraińcy się panoszą”. Nie było sensu gadać. Pożegnałem ich nieładnie i poszedłem do tych dzieci w krakowskich strojach.

– Trzymajcie się – powiedziałem.

Jakaś dziewczynka uśmiechnęła się trochę smuto, ale z wyraźną wdzięcznością cichutko rzuciła: – Dziękuję bardzo.

Poszedłem na spotkanie literackie, ale poszedłem w szoku, bo nie sądziłem, że takie akcje są możliwe w Polsce w biały dzień. Chciałem o tym napisać wcześniej, bo bardzo mi to leżało i leży na wątrobie. Bardzo. Coraz bardziej.

Młody człowiek drze gębę: „Jebać Ukrainę!”, kogoś wyzywa się od „banderówek”, teatr musi zdjąć ukraińskie flagi, bo dyrektor się boi jakichś „obrońców polskości”, a ja przecieram oczy ze zdumienia i przerażenia.

Jest w naszej wspólnej historii taki moment, przy którym zawsze mnie ściska w dołku. Nie tylko ze wzruszenia, ale też ze względu na dalsze konsekwencje. To jest ta chwila, kiedy Józef Piłsudski przemawia w maju 1921 r. do ukraińskich oficerów internowanych w Kaliszu. Dzieje się to po traktacie ryskim.

– Panowie, ja was bardzo przepraszam, nie tak miało być – mówi.

Mówi to do towarzyszy broni, którzy ramię w ramię z polskimi żołnierzami właśnie obronili Polskę przed najazdem bolszewików. Tylko że wtedy nie obroniliśmy wspólnie Ukrainy. Piłsudski mówi to po tym jak polska delegacja rządowa (głównie prawicowa, co za zbieg okoliczności ) zgodziła się w czasie negocjacji z bolszewikami na podział Ukrainy. Koncepcja Piłsudskiego, zakładająca istnienie oddzielających nas od mającej zawsze imperialne zapędy Rosji niepodległych Ukrainy i Białorusi, przestała mieć rację bytu.

Jak to się skończyło? Chyba wszyscy wiemy. I to nie jest pierwszy raz, gdy tak na lodzie zostawiamy Ukraińców. I Rzeczpospolita to ciągłe kozackie próby dołączenia do politycznego narodu, odrzucane, tłumione i… jak to się skończyło – też chyba wiemy. Zawsze gdzieś tam pojawia się Rosja, która natychmiast tę zawiedzioną miłość Ukrainy wykorzysta i obraca ją przeciwko nam. Nie ma nic bardziej napędzającego niż zdradzona miłość. Mit „zdradzieckiego Lacha” jest tak samo silny, jak mit „ukraińskiego rezuna”. Rosja potrafi, oj, potrafi wzmacniać te stereotypy. Przecież widzicie na co dzień, jak to robi. Widzicie to każdego dnia na monitorach waszych komputerów, w waszych telefonach.

Tak, to Rosja macza swoje macki w podsycaniu antyukraińskich nastrojów w Polsce. Ale nie tylko Rosja tworzy ten ściek. Polscy politycy płyną w nim bardzo sprawnie i bardzo go wzmacniają. Tak, wiem, kogo macie na myśli: Mentzen, Barun i cała ta banda. Ale ci głównego nurtu też. Tylko inaczej, bardziej elegancko. Nawrocki nie widzi Ukrainy w NATO (choć dziś to może NATO potrzebuje Ukrainy, z jej doświadczeniem). Tusk z Trzaskowskim zabiorą niepracującym Ukraińcom 800 plus. „Nie będziemy tolerować kombinowania!” – grzmi Tusk. Kombinatorzy, wiadomo! A może by tak premier powiedział, że 800 plus dla samotnej i niepracującej matki, której mąż właśnie walczy, to niewielka cena za „niegnicie w okopie”? Albo to ustanowienie jeszcze jednego święta „Polskich ofiar Rzezi Wołyńskiej” dokładnie w dniu, gdy takie święto już mamy zainicjowane przez jawnie prorosyjskiego posła.

Nikt nie wstaje i nie mówi: „Ej nie, nie, teraz! To nie jest moment, żeby od kraju prowadzącego wojnę żądać rachunku sumienia i skruchy”. Cały Sejm, łącznie z tą moją ukochaną lewicą, głosuje za. Jedna, słownie: jedna posłanka wstrzymuje się od głosu.

Tańczymy ten wołyński taniec na kościach pomordowanych, pławimy się w słowie „rzeź”, choć za rogiem czai się Bucza. Naprawdę trzeba nie mieć instynktu samozachowawczego, żeby tego nie widzieć

Co jakiś czas na profilu Tomasza Sikory czytam informacje: na froncie poległ poeta, aktor, działaczka pozarządowa, chłopak z baletu. Ukraina traci, również w naszej obronie, swoich najlepszych synów i córki. Czytam to i jeszcze bardziej nienawidzę polskich polityków, którzy dla dodatkowych dwóch procent w sondażach kręcą nosami na Ukrainę w NATO i UE. Nienawidzę ich, bo odbierają Ukrainie wiarę i nadzieję na ten wymarzony Zachód. Odbierają jej marzenia.

A wiara, nadzieja i właśnie marzenia w życiu, a na wojnie tym bardziej, potrzebne są tak samo jak nowoczesna broń, może bardziej.

Co mają zrobić politycy z Niemiec albo Hiszpanii, gdy Polacy, czyli niby ci co znają Wschód, tak się zachowują? Nienawidzę ich za to lepiej lub gorzej maskowane szczucie na żyjących u nas Ukraińców. Szczują na tych, którzy budują nasz dobrobyt i w przytłaczającej większości są miłymi, uczynnymi i bardzo pracowitymi ludźmi.

Nienawidzę ich, bo historia z zawiedzioną miłością i odebranymi marzeniami zaczyna się na naszych oczach powtarzać. Do tego na horyzoncie nie widać nikogo, kto mógłby powiedzieć: „Panowie, ja was bardzo przepraszam…”

Na tym zdjęciu na Grenlandii stoimy z ukraińską flagą. Wojtek Moskal, Jacek Jezierski i ja uznaliśmy to za ważny gest. Uprzedzając głupie pytania: tak, mieliśmy polską. Poza tym również unijną, grenlandzką oraz biało-czerwono-białą – białoruską.

Publikujemy z profilu FB autora za jego zgodą

20
хв

Adam Wajrak: Panowie, nie tak miało być

Adam Wajrak

I oto podczas wojny z „russkim mirem” młodzi Ukraińcy nie idą jako ochotnicy na front, ale uciekają do innego kraju, gdzie stają się częścią tego „ruskiego miru”. Chodzą na rosyjskie koncerty, komunikują się po rosyjsku, dla efektu lub prowokacji machają czerwono-czarną flagą z pseudohistoryczną symboliką (historycy zauważyli, że taka flaga w rzeczywistości nie istniała).

Tyle że Polacy wspierają tych Ukraińców, którzy walczą z „ruskim mirem”, a nie tych, którzy są jego częścią i przynoszą go do waszego domu

Skąd tam czerwono-czarna flaga? Tańczyć z nią na rosyjskojęzycznych koncertach to tak jakby nosić ją na paradzie na placu Czerwonym przed kolumną FSB. Przecież takie flagi są nie tylko symbolem antagonizmu polsko-ukraińskiego dla Polaków, ale także jednym z symboli oporu Ukraińców wobec rosyjskich najeźdźców. Oczywiste jest, że wywieszenie takiej flagi w Polsce urazi uczucia wielu Polaków, których wsparcie jest nam niezbędne w czasie wojny. Ale wywieszenie go na koncercie „ruskomirskim” w równym stopniu obraża uczucia tych Ukraińców, którzy walczą dziś pod tą flagą z rosyjskim okupantem.

„Ruski mir” w kulturze jest wykorzystywany przez wroga. Ukraińcy, którzy stają się jego częścią, sami są mentalnie okupowani przez Rosjan, a przy tym bez empatii i gustu przenoszą tę mentalność na Europejczyków. „Ruski mir” jest jak infekcja, którą chcą przenieść w świat. To rodzaj duchowo-kulturowego covidu, który zabija.

To właśnie nim podsycają antyukraińskie nastroje skrajnej prawicy w Polsce i innych krajach europejskich.

Źródło

20
хв

Zarazić świat „ruskim mirem”

Mykoła Kniażycki

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Keir Giles: – Trump jest gotów dać Rosji wszystko, czego ona chce

Ексклюзив
20
хв

Szczyt NATO w Hadze: Sojusz chce płacić, ale czy jest gotów walczyć?

Ексклюзив
20
хв

Bez Ukrainy NATO nie będzie już bezpieczne

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress