Exclusive
20
min

Jewhen Magda: Popieram ekshumację ofiar tragedii wołyńskiej

„Nie mam wątpliwości, że dostawy wojskowe szły do Ukrainy bez przeszkód, ale blokowanie tras przez obywateli kraju, z którym stosunki w 2022 roku osiągnęły poziom euforii, było zimnym prysznicem”. Na marginesie wywiadu z Łukaszem Adamskim

Jewhen Magda

Marsz w Dniu Niepodległości Ukrainy w Poznaniu, 2024 r. Zdjęcie: Łukasz Gdak/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

<frame>Świadome, jak delikatna jest kwestia tragedii wołyńskiej w stosunkach polsko-ukraińskich, publikujemy wywiady z polskimi i ukraińskimi historykami zainteresowanymi nawiązaniem otwartego dialogu między naszymi krajami. Poniżej odpowiedź ukraińskiego politologa, historyka, dyrektora Instytutu Polityki Światowej Jewhena Magdy na wywiad Sestr z Łukaszem Adamskim „Jeśli Ukraina się obroni i odzyska zajęte tereny, to będzie jej wielkie zwycięstwo”<frame>

Łukasza Adamskiego znam od czasów, gdy był zastępcą dyrektora Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia. Jestem przekonany, że to nie wina Pana Łukasza, że nie było i nie ma dzisiaj takiej instytucji, która zapewniałaby dialog między Polakami i Ukraińcami. Centrum Mieroszewskiego, w które przekształciło się Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, prowadzi aktywną politykę wschodnią. Możecie powiedzieć, że Katyń i katastrofa smoleńska nie stoją między Polską a Ukrainą. Tak, ale nasze stosunki dwustronne komplikuje problem tragedii wołyńskiej.

Polacy i Ukraińcy wspólnie modlą się za zamordowanych na Wołyniu, we wsi Pawłówka, 2013. Zdjęcie: Poczta Wołyńska

Chciałbym zauważyć, że w Polsce działalność wielu wpływowych think tanków jest koordynowana przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, podczas gdy w Ukrainie nie ma takiego algorytmu. Prawda jest taka, że po polskiej stronie naszej 525-kilometrowej wspólnej granicy zaczęto badać Ukrainę wcześniej i robi się to bardziej systematycznie. I nie będę teraz przypisywał błędów ukraińskich władz wyłącznie agresji Rosji. Byłoby to nieuczciwe.

Nie mogę jednak zgodzić się z tezą Pana Adamskiego, że nikt w Polsce nie chce zwycięstwa Rosji. Rzeczywiście, gotowość do dialogu z Kremlem nie jest dziś w Polsce „na stole”, a w latach rządów PiS obecny premier Donald Tusk podczas swojego pierwszego premierostwa był chłostany w mediach za dialog z Putinem. Jednak nienawiść do Ukraińców (z różnych powodów) znajduje liczne echa w polskim społeczeństwie. Sukces Konfederacji w wyborach do Parlamentu Europejskiego, w których partia ta podwoiła swoje poparcie w porównaniu z wyborami do Sejmu, tylko to potwierdza.

Przypomnę, że pomiędzy obiema kampaniami wyborczymi doszło również do blokady granicy polsko-ukraińskiej przez polskich rolników – przynajmniej przy wsparciu jednego z działaczy Konfederacji, Rafała Meklera. Ta blokada pokazała m.in., że polscy politycy, mimo istnienia tezy o „polsko-polskiej wojnie politycznej”, nie będą działać przeciwko swoim rodakom w interesie Ukrainy. Z punktu widzenia Polski to oczywiście dobrze, ale dla Ukrainy, która nadal przeciwstawia się Rosji na froncie, stworzyło to problemy natury moralnej. Nie mam wątpliwości, że dostawy wojskowe szły do Ukrainy bez przeszkód, ale blokowanie tras przez obywateli kraju, z którym stosunki w 2022 roku osiągnęły poziom euforii, było zimnym prysznicem. Co więcej, opinia publiczna w Ukrainie jest świadoma wysiłków Andrzeja Dudy, by przekonać kraje Europy Południowej do rozpoczęcia negocjacji z Ukrainą w sprawie przystąpienia do UE. Ale nie wie nic o wysiłkach Donalda Tuska na rzecz integracji europejskiej w interesie Ukrainy.

Nie zamierzam usprawiedliwiać stanowiska Wołodymyra Zełenskiego po incydencie w Przewodowie. Nie chcę szukać wytłumaczenia tego błędu

Chciałbym zwrócić uwagę, że atak w sprawie rozsypywania polskiego ziarna we wrześniu 2023 r., podczas przemówienia prezydenta Ukrainy na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, był bezosobowy, choć łatwo zidentyfikować jego adresata. Pragnę również przypomnieć, że dziennikarz Zbigniew Parafianowicz w swojej książce „Polska na wojnie”, która jest znana nie tylko w Polsce, wspomina o przeprosinach ówczesnego Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy Walerija Załużnego wobec jego polskiego odpowiednika Rajmunda Andrzejczaka. Nawiasem mówiąc, niedawno rzecznik polskiego MSZ Paweł Wroński wyraził nadzieję, że Polska będzie mogła zestrzeliwać rosyjskie rakiety. Wydanie pozwolenia w tej sprawie oczywiście należy do NATO. Bez niego polscy urzędnicy są zmuszeni do mówienia bzdur, gdy rosyjskie rakiety pojawiają się w przestrzeni powietrznej ich kraju.

Zamiast tego jestem gotów wcielić się w adwokata diabła i przeprosić za oświadczenie o „ludobójstwie zbożowym”, wygłoszone w zeszłym roku przez przedstawiciela handlowego Ukrainy Tarasa Kaczkę. Niestety w relacjach polsko-ukraińskich czasami górę biorą emocje. Jednocześnie muszę zauważyć, że ukraiński prezydent, premier, przewodniczący parlamentu, ministrowie obrony i spraw zagranicznych nie pozwalają sobie na podobne ataki. Jednak naprawdę zaskakujące jest to, że nawet rok po zmianie władzy w Polsce jej organy ścigania nie znalazły beneficjentów oszustwa zbożowego, które zaszkodziło bezpieczeństwu żywnościowemu kraju. Trudno sobie wyobrazić, by choćby jeden wagon lub ciężarówka ze zbożem przekroczyły polsko-ukraińską granicę bez przygotowania zawczasu miejsca na rozładunek.

Niestety Warszawa i Kijów szybko przeszły od szczytu porozumienia na wiosnę 2022 r. do okopów wzajemnych roszczeń. I jak tu nie wspomnieć o innym polskim koledze, Przemysławie Żurawskim vel Grajewskim, który wielokrotnie podkreślał, że kiedy Polska i Ukraina są razem – wygrywają? Nawiasem mówiąc, ten model współpracy w pełni funkcjonuje zarówno w ramach NATO, jak Unii Europejskiej. Ta potencjalna współpraca nie wszystkim się jednak podoba – nie tylko za murami Kremla, ale także w UE.

Bądźmy szczerzy: przystąpienie Ukrainy do NATO i UE nie znajduje się obecnie w agendzie żadnej z tych organizacji. Dlatego szumne zapowiedzi polskich polityków, że nie dopuszczą do akcesji Ukrainy bez rozwiązania problemu wołyńskiego, to czysty populizm. Obecny okres wiąże się z wystawianiem kandydatów na prezydenta przez czołowe siły polityczne w Polsce. Stosunek do Ukrainy, w szczególności w kontekście tragedii wołyńskiej, jest papierkiem lakmusowym dla polskich polityków.

Podobnie jak Łukasz Adamski popieram ekshumację ofiar tragedii wołyńskiej, ale uważam, że konieczne jest podkreślenie kilku szczegółów. Rzeczywiście, rozpoczęcie tego procesu i zapewnienia o nieodwracalności stanowiska Ukrainy jest konieczne. Byłoby dobrze, gdyby zostało to politycznie poparte przez parlamenty obu krajów.

Przydałoby się też ustanowienie nagrody „Sprawiedliwy z Wołynia”, co mogliby zrobić Wołodymyr Zełenski i Andrzej Duda

Wiem, że Polska honoruje tych, którzy ratowali ofiary masakry, ale przeniesienie nagrody na poziom międzynarodowy mogłoby zwiększyć poziom zrozumienia problemu w Ukrainie. Brak społecznego zapotrzebowania w Ukrainie na rozwiązanie tego problemu jest być może głównym powodem bierności ukraińskich władz w tej sprawie.

Należy również zrozumieć, że państwo, które codziennie grzebie dziesiątki obywateli zabitych przez rosyjską agresję, nie może uczynić ekshumacji ofiar tragedii wołyńskiej absolutnym priorytetem do czasu zakończenia wojny z Rosją. Zarazem utworzenie międzynarodowej komisji (z udziałem przedstawicieli państw trzecich) przyczyniłoby się do lepszego i szybszego rozwiązania problemu. Dla mnie to, co oczywiste, jest jasne: problemy w relacjach między Polską a Ukrainą można rozwiązać tylko poprzez dialog. Dlatego nie po raz pierwszy proponuję stworzenie formatu dyskusyjnego PL-UA-525, w którym można by nie tylko omawiać istniejące sprzeczności i opracowywać rozwiązania na przyszłość, ale także rozpowszechniać istotne informacje w Polsce i w Ukrainie. Byłbym szczęśliwy, gdyby Centrum Mieroszewskiego przyłączyło się do tej inicjatywy. Polska i Ukraina powinny nie tyle przerzucać się zarzutami, ile tworzyć wspólne znaczenia pod wspólnym hasłem: „Za naszą i waszą przyszłość”.

P.S. Proponuję obejrzeć naszą ostatnią dyskusję z Łukaszem Adamskim na kanale Ukrlife YouTube z Ludmiłą Nemyrą. Był poświęcony tragedii wołyńskiej:

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Jewhen Magda to ukraiński politolog, historyk, dziennikarz, dyrektor Instytutu Polityki Światowej. Autor książek „Wojna hybrydowa. Przetrwaj i wygraj” oraz „Agresja hybrydowa Rosji: lekcje dla Europy”. Znalazł się w pierwszej dziesiątce ekspertów politycznych i analityków Ukrainy w rankingu edycji „Komentari” w 2020 roku.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Warszawa, ciepły sierpniowy dzień. Maryna jedzie z trzyletnim Mironem tramwajem do zoo. Chłopiec siedzi u mamy na kolanach, zajada M&M’sy, zadaje milion pytań.

Rozmawiają po ukraińsku. Choć Maryna mieszka w Polsce od 10 lat, ma męża Polaka i świetnie mówi po polsku, to z synem często rozmawia w ojczystym języku. Chce, żeby Miron znał dobrze język matki i mógł swobodnie rozmawiać z dziadkami i resztą rodziny, która mieszka w Ukrainie.

W pewnym momencie cukierek spada na podłogę. Maryna schyla się, żeby go podnieść, ale wtedy stojące obok starsze małżeństwo zaczyna krzyczeć:
- Przyjechali tutaj i nam brudzą w tramwajach! Niech wraca do siebie i tam śmieci!
Cały tramwaj milczy. Maryna, z trzęsącymi się rękami, chwyta Mirona i wysiada na najbliższym przystanku. Stara się nie płakać, żeby nie przestraszyć syna, choć ten już jest przerażony.

Larysa, inna moja znajoma, od tygodnia prosi ośmioletnią córkę, żeby na placu zabaw rozmawiała po polsku. To wtedy sąsiadka otworzyła okno i wrzasnęła: - Uciszcie te ukraińskie bachory!
Starsza córka Larysy, piętnastolatka, prawie przestała wychodzić z domu - boi się, że ktoś zaatakuje ją za to, że jest Ukrainką. Nawet po polsku boi się odezwać, bo uważa, że każdy usłyszy jej akcent.

To tylko dwie z wielu historii, które w ostatnich miesiącach spotkały moich ukraińskich przyjaciół.

Pamiętam Larysę z pierwszych dni wojny. Przyjechała do Polski, by jej dzieci nie dorastały w rytmie alarmów i w schronach. Wsparcie, jakie otrzymała po przybyciu od obcych ludzi, pozwoliło jej przetrwać najgorszy czas i uwierzyć, że jest nadzieja na lepszą przyszłość. Starsze małżeństwo, u którego zamieszkała, traktowało ją jak własną córkę.
Gdy po kilku miesiącach znalazła pracę i wynajęła samodzielnie mieszkanie, cała ulica uczestniczyła w jego urządzaniu. Na sąsiedzkiej grupie ustalali, kto co może dostarczyć. Pomogli odmalować i kompletnie je wyposażyli ci, którzy jeszcze pół roku wcześniej byli zupełnie obcy. Na pierwsze święta Bożego Narodzenia prawie kłócili się, u kogo Larysa ma spędzić Wigilię. Więc, żeby było sprawiedliwie, była chyba na trzech, a w pozostałe świąteczne dni odwiedzała kolejne rodziny.

To była Polska moich marzeń: gościnna, solidarna, przyzwoita.

Wielu Polaków nadal taką Polskę tworzy — wciąż pomagają, wciąż jeżdżą na Ukrainę z darami.

Nie wierzę, że ci, którzy w 2022 roku otwierali swoje domy, dziś krzyczeliby na matkę z dzieckiem w tramwaju. Ale wiem, że dziś głos mają inni — ci, którzy wcześniej milczeli, a teraz zostali ośmieleni przez populistyczne hasła polityków.

W ostatniej kampanii prezydenckiej karta antyukraińska i antymigracyjna była rozgrywana bezwstydnie. Łatwo jest podzielić: my i oni. Łatwo wmówić, że wszystko, co złe to „oni”, i że jeśli się ich pozbędziemy, będzie nam lepiej.

A przecież wiemy z historii, do czego prowadzi szukanie wroga w sąsiedzie. Jak słowa szybko mogą zmienić się w czyny.

Rząd milczy. Nie reaguje. Jak ludzie w tramwaju. Na co czeka? Na bojówki? Na pogromy?

„Uważam, że ludzkość jest zdolna do najpotworniejszych rzeczy i że ta zdolność jest immanentna. A mechanizmem rozwoju i przetrwania jest nieustanna walka z tą skłonnością” — mówiła Agnieszka Holland w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Wielu moich polskich znajomych pyta mnie, czy w Polsce będzie wojna. Nie, nie jestem absolutnie żadną ekspertką. Może dlatego pytają, bo widzą, że ciągle zajmuję się Ukrainą, podczas gdy większość deklaruje, że jest już zmęczona.
A może po prostu ostatnio wszyscy zadajemy sobie to pytanie.

Dziś w Polsce trwa wojna innego rodzaju. Bez czołgów, ale równie groźna. Rosyjska propaganda działa skutecznie: sieje fake newsy, manipuluje, podsyca nienawiść. Ktoś widzi „rolkę” na TikToku i wierzy bez cienia wątpliwości. Prowokacje działają. Wystarczy flaga UPA na koncercie, trzymana przez podstawioną osobę, by kolejni „obrońcy” mogli wykrzyczeć w twarz Ukraince, że jest „ruską k…” albo „banderówą”.

Politycy prawicy cynicznie to podsycają. A liberalno-demokratyczny obóz władzy? Nie prowadzi zakrojonej na szeroką skalę walki z dezinformacją. Milczy. Pozwala, by w przestrzeni publicznej królowały brunatne performance Brauna, czy Bąkiewicza.

Czy znowu wszystko ma wziąć na siebie społeczeństwo obywatelskie tak jak w lutym 2022 roku?

Tak, nadzieja jest tylko w nas — ponownie przywołam słowa Agnieszki Holland. To duża odpowiedzialność w czasach, gdy wydaje się, że już znikąd tej nadziei nie ma.

Bo jak dodaje Slavoj Žižek, słoweński filozof i myśliciel:

„Już nie możemy myśleć o lepszym świecie, ale po prostu o przetrwaniu”.

Tak trudno marzyć o lepszym świecie, patrząc, jak amerykańscy żołnierze na kolanach rozkładają czerwony dywan przed zbrodniarzem. Tak dziś wyglądają wartości Zachodniego Świata, do którego przyłączenia od ponad trzech lat walczą Ukraińcy?

Nie normalizujmy zła. Nie udawajmy, że nie widzimy. Odezwijmy się w tramwaju, na przystanku, w sklepie. Nie dajmy się zakrzyczeć ekstremom. Bo jeśli my się nie odezwiemy, jeśli my się nie sprzeciwimy, jeśli my nie powiemy „dość”, to kto to zrobi?

Maryna i Larysa nie potrzebują naszych wielkich deklaracji ani politycznych frazesów. Potrzebują, by ktoś w tramwaju powiedział „proszę przestać”, by ktoś na placu zabaw uśmiechnął się do ich dzieci. Potrzebują zwykłej przyzwoitości, która kosztuje mniej niż bilet do zoo.

Jeśli nie będziemy umieli jej okazać to wojna, przed którą uciekły, dotrze do nas szybciej, niż myślimy.

Zobacz także podcast:

20
хв

Kiedy tramwaj milczy

Joanna Mosiej

– Jebać Ukrainę, jebać uchodźców! – niosło się nie po jakimś ciemny zaułku, tylko po deptaku nad Brdą w centrum Bydgoszczy.

Było lipcowe popołudnie, a ja śpieszyłem się na festiwalowe spotkanie. Śpieszyłem się, ale przestałem się śpieszyć. Chciałem zobaczyć, o co chodzi.

Nadbrzeżem szły dzieciaki z opiekunami. Dzieciaki przebrane głównie w krakowskie ludowe stroje. Ponieważ to pod ich adresem leciały bluzgi, wywnioskowałem, że to była ukraińska młodzież. Szybko zlokalizowałem krzykaczy. Dwóch młodzieńców w wieku, nazwijmy to, wkrótce poborowym siedziało na ławce i darło ryje. Podszedłem do nich i niezbyt uprzejmie zapytałem:

– Czy wam się, kurwa, tak bardzo śpieszy, żeby gnić w okopach? Bo jak wujkowie, ojcowie i ciotki tych dzieciaków w krakowskich strojach przejebią, jak Ukraina się wyjebie, to właśnie wy, chłopcy, traficie do okopów i wasz los będzie raczej smutny.

Ja też do nich trafię, ale już mam kawał fajnego życia za sobą.

Coś tam zaczęli się sadzić, że „oni z ruskimi mają sztamę, a Ukraińcy się panoszą”. Nie było sensu gadać. Pożegnałem ich nieładnie i poszedłem do tych dzieci w krakowskich strojach.

– Trzymajcie się – powiedziałem.

Jakaś dziewczynka uśmiechnęła się trochę smuto, ale z wyraźną wdzięcznością cichutko rzuciła: – Dziękuję bardzo.

Poszedłem na spotkanie literackie, ale poszedłem w szoku, bo nie sądziłem, że takie akcje są możliwe w Polsce w biały dzień. Chciałem o tym napisać wcześniej, bo bardzo mi to leżało i leży na wątrobie. Bardzo. Coraz bardziej.

Młody człowiek drze gębę: „Jebać Ukrainę!”, kogoś wyzywa się od „banderówek”, teatr musi zdjąć ukraińskie flagi, bo dyrektor się boi jakichś „obrońców polskości”, a ja przecieram oczy ze zdumienia i przerażenia.

Jest w naszej wspólnej historii taki moment, przy którym zawsze mnie ściska w dołku. Nie tylko ze wzruszenia, ale też ze względu na dalsze konsekwencje. To jest ta chwila, kiedy Józef Piłsudski przemawia w maju 1921 r. do ukraińskich oficerów internowanych w Kaliszu. Dzieje się to po traktacie ryskim.

– Panowie, ja was bardzo przepraszam, nie tak miało być – mówi.

Mówi to do towarzyszy broni, którzy ramię w ramię z polskimi żołnierzami właśnie obronili Polskę przed najazdem bolszewików. Tylko że wtedy nie obroniliśmy wspólnie Ukrainy. Piłsudski mówi to po tym jak polska delegacja rządowa (głównie prawicowa, co za zbieg okoliczności ) zgodziła się w czasie negocjacji z bolszewikami na podział Ukrainy. Koncepcja Piłsudskiego, zakładająca istnienie oddzielających nas od mającej zawsze imperialne zapędy Rosji niepodległych Ukrainy i Białorusi, przestała mieć rację bytu.

Jak to się skończyło? Chyba wszyscy wiemy. I to nie jest pierwszy raz, gdy tak na lodzie zostawiamy Ukraińców. I Rzeczpospolita to ciągłe kozackie próby dołączenia do politycznego narodu, odrzucane, tłumione i… jak to się skończyło – też chyba wiemy. Zawsze gdzieś tam pojawia się Rosja, która natychmiast tę zawiedzioną miłość Ukrainy wykorzysta i obraca ją przeciwko nam. Nie ma nic bardziej napędzającego niż zdradzona miłość. Mit „zdradzieckiego Lacha” jest tak samo silny, jak mit „ukraińskiego rezuna”. Rosja potrafi, oj, potrafi wzmacniać te stereotypy. Przecież widzicie na co dzień, jak to robi. Widzicie to każdego dnia na monitorach waszych komputerów, w waszych telefonach.

Tak, to Rosja macza swoje macki w podsycaniu antyukraińskich nastrojów w Polsce. Ale nie tylko Rosja tworzy ten ściek. Polscy politycy płyną w nim bardzo sprawnie i bardzo go wzmacniają. Tak, wiem, kogo macie na myśli: Mentzen, Barun i cała ta banda. Ale ci głównego nurtu też. Tylko inaczej, bardziej elegancko. Nawrocki nie widzi Ukrainy w NATO (choć dziś to może NATO potrzebuje Ukrainy, z jej doświadczeniem). Tusk z Trzaskowskim zabiorą niepracującym Ukraińcom 800 plus. „Nie będziemy tolerować kombinowania!” – grzmi Tusk. Kombinatorzy, wiadomo! A może by tak premier powiedział, że 800 plus dla samotnej i niepracującej matki, której mąż właśnie walczy, to niewielka cena za „niegnicie w okopie”? Albo to ustanowienie jeszcze jednego święta „Polskich ofiar Rzezi Wołyńskiej” dokładnie w dniu, gdy takie święto już mamy zainicjowane przez jawnie prorosyjskiego posła.

Nikt nie wstaje i nie mówi: „Ej nie, nie, teraz! To nie jest moment, żeby od kraju prowadzącego wojnę żądać rachunku sumienia i skruchy”. Cały Sejm, łącznie z tą moją ukochaną lewicą, głosuje za. Jedna, słownie: jedna posłanka wstrzymuje się od głosu.

Tańczymy ten wołyński taniec na kościach pomordowanych, pławimy się w słowie „rzeź”, choć za rogiem czai się Bucza. Naprawdę trzeba nie mieć instynktu samozachowawczego, żeby tego nie widzieć

Co jakiś czas na profilu Tomasza Sikory czytam informacje: na froncie poległ poeta, aktor, działaczka pozarządowa, chłopak z baletu. Ukraina traci, również w naszej obronie, swoich najlepszych synów i córki. Czytam to i jeszcze bardziej nienawidzę polskich polityków, którzy dla dodatkowych dwóch procent w sondażach kręcą nosami na Ukrainę w NATO i UE. Nienawidzę ich, bo odbierają Ukrainie wiarę i nadzieję na ten wymarzony Zachód. Odbierają jej marzenia.

A wiara, nadzieja i właśnie marzenia w życiu, a na wojnie tym bardziej, potrzebne są tak samo jak nowoczesna broń, może bardziej.

Co mają zrobić politycy z Niemiec albo Hiszpanii, gdy Polacy, czyli niby ci co znają Wschód, tak się zachowują? Nienawidzę ich za to lepiej lub gorzej maskowane szczucie na żyjących u nas Ukraińców. Szczują na tych, którzy budują nasz dobrobyt i w przytłaczającej większości są miłymi, uczynnymi i bardzo pracowitymi ludźmi.

Nienawidzę ich, bo historia z zawiedzioną miłością i odebranymi marzeniami zaczyna się na naszych oczach powtarzać. Do tego na horyzoncie nie widać nikogo, kto mógłby powiedzieć: „Panowie, ja was bardzo przepraszam…”

Na tym zdjęciu na Grenlandii stoimy z ukraińską flagą. Wojtek Moskal, Jacek Jezierski i ja uznaliśmy to za ważny gest. Uprzedzając głupie pytania: tak, mieliśmy polską. Poza tym również unijną, grenlandzką oraz biało-czerwono-białą – białoruską.

Publikujemy z profilu FB autora za jego zgodą

20
хв

Adam Wajrak: Panowie, nie tak miało być

Adam Wajrak

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Adam Wajrak: Panowie, nie tak miało być

Ексклюзив
20
хв

Dopóki jest praca – trzymaj się jej

Ексклюзив
20
хв

Mieć dom, kiedy nie jesteś w domu

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress