Ołena Apczel jest teatrolożką, reżyserką i wolontariuszką. W latach 2021-2022 kierowała działem programów społecznych w Teatrze Nowym w Warszawie, a jesienią 2012 roku przeniosła się do Berlina. Tam pracowała jako współdyrektorka Theatertreffen, największego festiwalu teatralnego w świecie niemieckojęzycznym. Po trzech latach pobytu za granicą, z pozwoleniami na pobyt w dwóch krajach przez kilka kolejnych lat i z dziesiątkami ofert pracy w dyplomacji i sztuce, wróciła do Ukrainy. Sestrom opowiedziała o dziewięcioletniej wojnie, życiu i pracy za granicą, twórczym wypaleniu i o tym, jak wyobraża sobie dzień zwycięstwa.
Natalia Żukowska: Ołena, dlaczego zdecydowałaś się wrócić do Ukrainy, skoro wojna wciąż trwa?
Олена Апчел: Моє рішення повернутися до України є дуже свідомим, виваженим та виношеним. Іноді я чую, як люди кажуть: « У нас було нормальне життя до 24 лютого 2022-го, а потім його змінила війна». Я не знаю, як до цього ставитися. Бо у мене «нормальне» життя було до 2014-го року, а потім його змінила війна. І я реально не можу оговтатися всі майже 10 років. Цей стан важко описати. В один момент ти не належиш собі, втрачаєш можливість керувати часом, простором та планами. І повернення до України зараз — це одна з формул, аби я нарешті керувала своїм життям, я не дозволяю страху забирати мою гідність і здатність. Можливо я роблю помилку і зрозумію це у майбутньому, але я хочу і можу це зробити і перевірити. Я вчуся проходити складні часи із широко відкритими очима. Я нарешті починаю розмову із моїм страхом. Пам’ятаю, як на 3-му році війни я собі говорила: «От вона закінчиться, збудуєш родину», на 5-му році: «От закінчиться війна, народиш». А вона все ніяк не закінчується. І вже триває довше, ніж Друга світова. Я з маленького містечка на Донеччині, яке вісім років було прифронтовим, а зараз окуповане. Утім, всі ці роки я не хотіла називати себе біженкою чи переселенкою, тим паче, що навчалася, а потім працювала в Харкові — це місто вже теж стало трохи рідним.
NŻ: Jak wyglądało Twoje życie w Doniecku przed wojną?
ОА: Мій тато з Одещини. За родинними легендами, у мене мішана кров — румуно-греко-гагаузо-молдовсько-українська. Прізвище Апчел — мого тата. По маминій лінії у роду були козаки з гарними українськими прізвищами. Але мій дід, якого ми не бачили, був росіянином. І ці десять років перепрошивання ідентичності я часто асоціюю з випалюванням цієї чверті кацапського всередині мене. Коли почалась війна, я не була постійно на Донеччині, бо вже викладала і навчалася в аспірантурі у Харкові. Паралельно кілька років працювала головною режисеркою Центру фестивальних і конкурсних програм у Росії (до 2014-го). А ще займалася незалежним театром у Харкові. На той час це означало не заробляти, а витрачати гроші. І це виглядало так: я заробляла у Росії, а в Україні робила вистави і допомагала батькам. Коли Росія напала на Україну у 2014 році, для мене було очевидним, що треба там закінчувати. Я розірвала всі зв’язки і договори, ми дуже посварилися із на той момент колегами, бо вони щиро не розуміли своєї співвідповідальності за дії влади. Якийсь час я намагалася донести правду про події в Україні своїм колишнім російським колегам і родичам, які там жили. Десятки годин розмовляла з ними по телефону, але, на жаль, без результату. Це був час дуже жорсткого дорослішання: Київський Майдан, Харківський Майдан, Донецький Майдан, сварки у родині, перші волонтерські виїзди на фронт, захист дисертації, втрата заробітку. Моя родина опинилася на лінії фронту, виїжджати ніхто не хотів. 2014-й переламав все, кожного місяця ми ставали зрілішими на десятиліття.
NŻ: Gdzie jest teraz twoja rodzina?
OA: Moja matka zmarła w 2016 roku, a ojciec podczas okupacji na Krymie. Niektórzy z moich braci i sióstr również byli pod okupacją, część z nich przeżyła oblężenie Mariupola, obozy filtracyjne. Niektórzy tam zostali, inni wyjechali. Niektórzy przebywają gdzieś incognito. Na tymczasowo okupowanych terytoriach za samo polubienie postu ze słowem "Ukraina" lub "pokój" można trafić do więzienia na 15 lat i zostać oskarżonym o szpiegostwo lub "terroryzm informacyjny".
NŻ: Co zrobiło na Tobie największe wrażenie po powrocie do Ukrainy?
OA: Po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę dużo podróżowałam tam i z powrotem, bo dostarczałam amunicję dla wojska i pomoc humanitarną. Więc to nie jest tak, że wróciłam po trzech latach emigracji. W przypadku wielu ludzi pierwsze wrażenie po przeprowadzce jest bardzo emocjonalne, nieracjonalne i być może błędne, ale w Kijowie uderzyło mnie... poczucie bezpieczeństwa. To przez obecność obrony przeciwlotniczej i alarmy przeciwlotnicze. Po raz pierwszy usłyszałam alarm w Dnieprze wiosną 2022 roku - i płakałam ze szczęścia. To było niesamowite uczucie ulgi, gdy po raz pierwszy od 8 lat wojny ktoś się o ciebie troszczy i włącza ostrzeżenie o niebezpieczeństwie. W obwodzie donieckim nie było alarmów, był ciągły ostrzał, bez ostrzeżenia. Przyzwyczaiłam się też do naszego transportu publicznego, minibusów. Czegoś takiego nie ma w żadnym europejskim kraju.
NŻ: W Niemczech byłeś współdyrektorką Theatertreffen, największego festiwalu teatralnego w niemieckojęzycznym świecie. Nad czym pracowałaś? O czym opowiadałaś obcokrajowcom?
OA: To festiwal z bardzo długą, 60-letnią historią. Jest produktem Berliner Festspiele, który jest finansowany przez Niemiecką Federalną Fundację Kultury. Zarządza ona siedmioma dużymi festiwalami z różnych dziedzin sztuki. Moja polska koleżanka Joanna Nuckowska, z którą pracowałam w Teatrze Nowym w Warszawie, i ja otrzymałyśmy propozycję kierowania tym festiwalem przez pięć lat. Z czasem dołączyły do nas jeszcze dwie koleżanki z Niemiec. Nasz program opierał się na wartościach sztuki horyzontalnej, feministycznej, wielokulturowej, społecznie odpowiedzialnej. Dlatego jednym z głównych zadań minionego roku była odpowiedź na prawie dziesięcioletnią wojnę w Europie. Dzięki finansowemu wsparciu Federalnej Agencji Edukacji Obywatelskiej mogliśmy zrealizować program solidarności z artystami z Ukrainy w ramach społecznie odpowiedzialnego programu festiwalu. Zaprosiliśmy siedem ukraińskich spektakli, głównie z teatrów niezależnych, przeprowadziliśmy cztery dyskusje, pokazaliśmy dwie instalacje wideo i wspólnie z Instytutem Ukraińskim stworzyliśmy wystawę plakatów wojennych. To była zakrojona na szeroką skalę ingerencja w niemiecką rzeczywistość. Próbowaliśmy problematyzować rzeczywistość poprzez sztukę niezależną. W ciągu tego roku zdałam sobie sprawę, że w niemieckich kręgach intelektualnych proces zrozumienia i subiektywnej widoczności Ukrainy wymaga przede wszystkim zrównoważonych edukacyjnych i krytycznych projektów artystycznych. Na poziomie narracji to bardzo trudne. Jesteśmy dla nich zbyt niewidoczni kulturowo, zbyt emocjonalni. Ponadto ten festiwal to elitarne wydarzenie z drogimi biletami, miejsce, do którego ludzie przyjeżdżają od dziesięcioleci, aby pić szampana i cieszyć się pięknymi występami. A tu my -z naszą niezależną sztuką, trudnymi tematami, wojną.
NŻ: Czy obcokrajowcy rozumieli, co dzieje się w Ukrainie? Jak udało Ci się to przekazać poprzez sztukę?
OA: Publiczność była niejednorodna, niektórzy ludzie mieli więcej zrozumienia, inni mniej. Panele dyskusyjne cieszyły się dużym zainteresowaniem. Rozmawialiśmy o dekolonizacji sztuki ukraińskiej, o zawłaszczaniu jej przez sztukę rosyjską.
Na dyskusję "Kobiety na wojnie" w ramach festiwalu "Ich historie" zaprosiliśmy Katerynę Prijmak, p.o. szefowej Ruchu Kobiet Weteranek, Tajrę (Julia Pajewska, ukraińska żołnierka, sanitariuszka, wolontariuszka i ochotniczka - red.), a także badaczkę i dziennikarkę Deutschlandradio oraz autorkę książki "Jenseits von Putin. Toksyczne rosyjskie społeczeństwo", aby umożliwić niemieckiej publiczności przynajmniej częściowe zrozumienie feministycznego wektora zmian w ukraińskiej armii i jego wpływu na rzeczywistość. Podczas występów reakcje były różne, pojawiły się nawet negatywne recenzje. Narzekano na przykład na brak estetyki projektów. Ale byli też inni widzowie, którzy skupili się na kontekście. Na przykład performance Niny Chyżnej "Luty", stworzony w schronie przeciwbombowym, wywołał artystyczną dyskusję skupiającą się na tym, kim byli ci młodzi ludzie i jak mogli rozmawiać o wojnie w takich okolicznościach.
NŻ: Jak zmieniła się rola teatru, gdy wybuchła wojna na pełną skalę?
OA: Ona się zmieniała od 2014 roku. Do 2022 roku wielu moich kolegów wykonało ogromną pracę na temat wojny, a także wyzwań dla przesiedleńców wewnętrznych, których w ciągu 8 lat wojny było ponad 2 miliony. Mam taką sztukę, "Więzi", o bombardowaniu Donieccczyzny, emigracji, śmierci mojej matki i mojej niewoli. Zaprezentowałam ją w Gdańsku w 2018 roku.
Był też spektakl "Kreszany", o naszej wspólnej z Polską, słowiańskiej historii, ale z przekrojowym tematem kobiet w ukraińskiej armii. Albo na przykład w 2021 roku wspólnie z Julią Krywycz z Dnipro zrealizowałyśmy projekt "Słownik" w Warszawie - o tym, jak wojna i uchodźcy zmienili nasz język, a nasz język zmienia nas.
Teatr czasu wojny jest narzędziem do mówienia o zmienionej tożsamości, zrozumienia tego, co dzieje się z pamięcią. To poszukiwanie zrozumienia, co zrobimy z tym wszystkim później. To próby życia w teraźniejszości. Bo wojna nie jest tematem, jest już częścią naszej rzeczywistości, która pozostanie z nami na zawsze. A teatr może być jednym z narzędzi, które stawia pytania, pomaga podkreślić tabu i ból, pracować z konkretnym problemem na różne sposoby. Ja na przykład nie uprawiam sztuki fabularnej, to znaczy nie wystawiam gotowych historii czy tekstów. Pracuję z zespołem, z dramaturgami i aktorami nad określonymi tematami. Ktoś wykonuje napisane sztuki, ktoś pracuje z tematem wojny poprzez plastyczne występy taneczne. Po inwazji na pełną skalę wielu artystów, którzy wyjechali za granicę, otrzymało bezprecedensowe zaufanie i wsparcie, mogli tworzyć różne projekty artystyczne i pojawiło się wiele różnych spektakli. Wracając do kluczowego znaczenia kontekstu: ani ja, ani nikt inny nie ma prawa oceniać tych prac - tylko historia oceni ich jakość i przydatność. Trudno mi jednak było rozmawiać z moimi zagranicznymi kolegami po obejrzeniu kilku projektów, w których kobiety noszące wieńce, czytające smutne monologi i śpiewające smutne piosenki stworzyły obraz Ukrainy, w którego budowaniu tak naprawdę nie chcę pomagać. Myślę, że z takimi rzeczami trzeba być bardzo ostrożnym.
NŻ: Czy kiedykolwiek doświadczyłaś twórczego czy emocjonalnego wypalenia? Jeśli tak, to jak sobie z tym poradziłaś?
OA: Przez pierwsze dwa lata wojny skupiłam się na wolontariacie i mogłam tworzyć tylko spektakle społeczne, w teatrze prawie nie pracowałam. W tym stanie pojechałam po raz pierwszy do Polski. Łudziłam się, że ból emigracji pomoże stłumić ból utraty domu. Potem zmarła moja mama i moje wypalenie pogłębiło się, choć uległo też przemianie. W trzecim roku wojny wróciłam do Ukrainy. Nie bardzo pamiętam, jak sobie z tym poradziłam, ale wiem na pewno: czas nie leczy ran. Ludzie to robią. Pomogło mi otoczenie - moi ludzie, którzy kontynuowali wolontariat. Z nimi było łatwiej i jaśniej. A kiedy w siódmym roku wojny rozpoczęła się pandemia COVID-19, postanowiłam zająć się sobą. Świat się zatrzymał i po raz pierwszy od wielu lat pojawił się powód do smutku. Wtedy zaczęłam leczyć swoją depresję. Przede wszystkim dałam sobie możliwość wypłakania się, opłakania zmarłych, utraty domu i zdecydowałam się na leczenie - cotygodniowa psychoterapia i leki. Starałam się stworzyć harmonogram, zaczęłam odżywiać się zgodnie z nim, dbać o siebie i opisywać swoje myśli w dzienniku. I oczywiście upewniłam się, że mam wystarczająco dużo snu, rozłożyłam obciążenie pracą. To bardzo mi pomogło. Odbyłam też wiele godzin rozmów z moimi siostrami, które przechodziły przez własne, trudne historie uzdrowienia.
NŻ: Czy masz wystarczająco dużo czasu na kreatywność? Nad czym pracujesz?
ОА: Перші два роки війни у мене була така трохи творча пауза, потім на 5 років я якось повернулася до своєї діяльності і зараз знову трішки зависла. Мені складно зараз уявити себе під час репетицій, бо я сфокусована на допомозі армії або переселенцям. Я змогла себе вмовити поки що бути посередницею, кураторкою, за рахунок чого я робила фестиваль у Німеччині і паралельно якісь проєкти у Польщі. І я дуже вдячна своїм колегам і колежанкам, які фіксують реальність в мистецьких проєктах зараз. Також тим, хто добровільно пішов у військо і зробив паузу в мистецькій діяльності. Складний час складних виборів — і, напевно, найкращим виходом є вміння об’єднувати, комбінувати свої діяльності, перебувати одночасно в різних полях. Іноді, звісно, я теж роблю щось творче. От зараз перед виїздом із Берліна реалізувала перформативне читання п’єси Катерини Пенькової, української драматургині, яка теж комбінує творчу і волонтерську роботу, займається шелтерами для біженців у Варшаві. Ці два тижні мені було незвично знову щодня ходити на репетиції. Але розумію, що культурні меседжі — це теж зброя.
NŻ: Słyszałam, że byłaś w rosyjskiej niewoli. Kiedy i w jakich okolicznościach do tego doszło?
OA: Na razie nie opowiadam o tej części mojego życia, bo trzeba ją najpierw przepracować ze specjalistami. Dziś jestem członkinią organizacji SEMA Ukraina, zrzeszającej kobiety, które doświadczyły przemocy seksualnej i przemocy ze względu na płeć w wyniku zbrojnej agresji Rosji na Ukrainę, a które dziś są aktywne obywatelsko. Nasza organizacja została stworzona przez Irynę Dowgan [ukraińska aktywistka i wolontariuszka, która została uprowadzona przez rosyjskie wojsko 24 sierpnia 2014 roku i oskarżona o szpiegostwo na rzecz Ukrainy. Jej zdjęcie, przywiązanej do latarni, obiegło cały świat - red.] w 2019 roku, dzięki wsparciu międzynarodowej organizacji Fundacja doktora Denisa Mukwege. Jesteśmy częścią globalnej SEMA NETWORK. Organizację tę tworzą głównie kobiety z krajów, w których toczyły się wojny domowe lub konflikty. Uczymy się od nich, a one uczą się od nas. Jednak nasza historia i wojna Rosji przeciwko Ukrainie bardzo się różnią, ponieważ to jest wojna wyzwoleńcza, a nie konflikt cywilny. Dla mnie członkinie naszej organizacji są prawdziwymi bohaterkami Ukrainy. Niektóre z nich były przez lata nielegalnie przetrzymywane i torturowane za swoją proukraińską postawę.
NŻ: Pomagasz kobietom, które doświadczyły przemocy z rąk Rosjan. Z jakimi historiami przychodzą do Ciebie ludzie?
OA: Kiedy Iryna Dowhan stworzyła SEMA Ukraina, starała się zgromadzić wokół siebie kobiety, by wspierały się nawzajem, informowały, rejestrowały przestępstwa, zapewniały wsparcie prawne i miały międzynarodową platformę na rzecz przeciwdziałania przemocy seksualnej związanej z konfliktami. Po inwazji na pełną skalę organizacja zaczęła szybko rosnąć. Obecnie liczy ponad 50 członkiń. Jednak ta liczba jest nieproporcjonalna w stosunku do faktycznej liczby ofiar. Obecnie w rosyjskich ośrodkach zatrzymań, w tak zwanych DRL i ŁRL, oraz w więzieniach na Krymie przebywa ponad tysiąc kobiet, które od 2014 roku zostały skazane na różne kary. Liczba ofiar przemocy będzie nadal rosnąć. Historie z niewoli są bardzo różne. Mamy np. Ludmiłę Husejnową, która spędziła trzy lata w niewoli i została zwolniona w zeszłym roku. Była jedną z niewielu cywilów, którzy zostali wymienieni z kobietami-żołnierzami. Są też historie z okupowanych terytoriów obwodów chersońskiego, kijowskiego, donieckiego i ługańskiego. Porównanie bólu każdej z tych kobiet jest niemożliwe. Niektóre są gotowe zeznawać publicznie, inne nie.
NŻ: O co nie należy pytać osób, które przeżyły przemoc seksualną i tortury?
OA: Rozmowa z dziennikarzem często przypomina ponowne przesłuchanie przez śledczego. Dlatego ważne jest, by wcześniej upewnić się, że nie dojdzie do takiej sytuacji. Istnieją pewne podstawowe zasady, na przykład osoba z historią przemocy nigdy nie może być winna ani odpowiedzialna za to, co jej się przydarzyło. Odpowiedzialność zawsze spoczywa na sprawcy. Niestety w naszym społeczeństwie przemoc domowa nadal jest owiana stereotypami i piętnem: "to jej wina", "nie powinna się ubierać", "jeśli bije, to kocha". Przemoc wobec mężczyzn pozostaje osobnym tematem tabu i nie jest omawiana w ogóle. Tymczasem takie zniekształcone postrzeganie przenosi się na przemoc w wojsku. W żadnym przypadku nie można winić ofiary za to, co jej się przydarzyło. Osoba na okupowanym terytorium jest zależna od ludzi, którzy mają broń. Takie terytorium jest terytorium bezprawia. Często zdarza się, że dziennikarz rozmawia z ofiarą, a na koniec pyta: "Wymień 10 sposobów na uniknięcie gwałtu". Albo: "Jak się czułaś? Bałaś się? Czy nie myślałaś, że dobrze się bawisz?". To nieprofesjonalne i prowadzi do retraumatyzacji.
NŻ: Jak wojna Cię zmieniła?
OA: Miałam 27 lat, gdy w 2014 roku rozpoczęła się wojna, i tak naprawdę nie pamiętam, jaka byłam wcześniej. Z jednej strony marzę, by inni zrozumieli to doświadczenie, a z drugiej naprawdę chciałabym, by nikt nigdy nie poczuł tego bólu. Nie życzę nikomu, by doświadczył czegoś takiego, ale niestety wielu z nas już tego doświadczyło. Niektórzy kilka razy, a niektórzy pewnie doświadczą tego w przyszłości. Wszyscy musimy nauczyć się z tym żyć, nauczyć się przekształcać nasze traumatyczne doświadczenia w traumatyczny rozwój. To bardzo dziwne uczucie: stoisz tam, masz przed sobą cały dom, ale fragment pocisku uszkodził drzwi, dach lub bramę. Naprawiasz to, a w następnym roku sytuacja się powtarza. Mijają kolejne trzy lata - i znowu. Takie rutynowe zagrożenie to bardzo dziwne uczucie. Pamiętam, jak w 2016 i 2017 roku, gdy z miasta frontowego do Charkowa było około 20-30 kilometrów, przyjeżdżało się na miejsce i panowała cisza i spokój, a wszyscy pili kawę. To też dziwne uczucie. Ale z drugiej strony to piękne. Ludzie muszą żyć. O to właśnie chodzi w tej walce. Naprawdę chcę nie dać się ukamienować, nie popaść w zazdrość i traumę, dzieląc mój kraj na mniej lub bardziej bezpieczne miejsca. Na tych, którzy przebywają za granicą dłużej albo krócej. Choć trudno mi wybaczyć tym, którzy współpracowali z Rosjanami przez pierwsze 8 lat wojny i przestali dopiero teraz. Często wściekam się na ludzi, dla których wojna trwa "już dwa lata". Jednocześnie cieszę się, że to dobrze, że nie zostali posiekani przez pociski, że od ośmiu lat mogą oddychać wolnym powietrzem, normalnie spać i nie wzdrygać się, gdy ktoś gdzieś odpali fajerwerki. Nienawidziłam noworocznego świętowania właśnie z powodu petard i fajerwerków. Teraz powtarzam sobie, że każdy musi iść swoją drogą i w swoim czasie. Tak, wojna mnie zmieniła. Stałam się bardziej wrażliwa na niesprawiedliwość, ale też bardziej wyrozumiała wobec własnej bezradności i mniej wymagająca wobec innych. Dzięki wojnie zakochałam się w moim domu, moim stepie i przechodzę moją osobistą dekolonizację, derusyfikację i deimperializację. To bolesne i długie procesy, ale dzięki nim jestem bardziej odporna.
NŻ: Jak wyobrażasz sobie dzień naszego zwycięstwa?
ОА: Цей день мусить бути тихим, днем пам’яті і вшанування. Навіть якщо завтра ми виборемо перемогу — кількість сплаченого за це настільки велика, що я дуже хотіла би, аби ми не перетворилися на росіян і не зробили цей день святом вишиванки, танців, вінків та вареників. Я дуже цього боюся. Розумію, що перші місяці ми будемо в ейфорії, а потім настане дуже глибока суспільна депресія, можливо на довгі роки. І нам треба вже зараз готуватися до того, в який спосіб будемо підтримувати одне одного у цьому майбутньому. Це буде суспільство ветеранів і ветеранок, суспільство релокованих, іноді двічі, протезованих людей, з досвідом сексуального насилля, тортур і полону, з різними видами тривожних і посттравматичних розладів, із досвідом еміграції та вигорання. І нам треба вже зараз досліджувати механізми відновлення, формувати толерантність і терпимість, взаємодопомогу і повагу. Я бачу у дні, місяці і роки після перемоги багато роботи — і треба вже готуватися до цього. Мрію про Україну, в якій наш травматичний досвід ми перетворимо на посттравматичне зростання. Це нам допоможе стати зрілим суспільством. Вірю, що ми зможемо це зробити дуже швидко, бо нам нічого не бракує, ми вже ок. Так, на жаль, маємо кровожерливих сусідів ззовні, корупціонерів і бандитів всередині, але водночас маємо значну частину свідомого громадянського суспільства і відважне військо. Треба триматися і далі боротися, бо є заради чого.
Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!