Exclusive
20
min

Glenn Grant: Co zrobić, żeby Rosja wywiesiła białą flagę

Dziś trzeba pilnie zreformować ukraińskie prawodawstwo, zlikwidować korupcję i zapewnić żołnierzom porządną pomoc medyczną. To potrzebuje reformy, nie armie - mówi Glenn Grant, emerytowany podpułkownik armii brytyjskiej i ekspert ds. reformy organizacji obronnych i bezpieczeństwa w Europie.

Maryna Stepanenko

Rishi Sunak z Wołodymyrem Zełenskim. Kijów, 12 stycznia 2024 r. Zdjęcie: Kancelaria Prezydenta Ukrainy

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Wielka Brytania, po Stanach Zjednoczonych i Niemczech, jest trzecim największym darczyńcą pomocy dla Kijowa. Ponad 15 miliardów euro to kwota, jaką Londyn wydał na pomoc wojskową, finansową i humanitarną. Czy Brytyjczycy będą w stanie zrobić więcej, jeśli wsparcie USA się zmniejszy i czego potrzebuje Ukraina, aby stać się bardziej skuteczna na polu bitwy?

Glen Grant, emerytowany podpułkownik armii brytyjskiej. Zdjęcie: Ukraiński Instytut Przyszłości

Maryna Stepanenko: Emmanuel Macron oświadczył, że w przyszłości nie należy wykluczać rozmieszczenia zachodnich wojsk lądowych na Ukrainie, by dać odpór rosyjskiej agresji. Pomysł ten poparły Finlandia, Czechy i kraje bałtyckie. Jednak NATO i Wielka Brytania wykluczyły taką możliwość. Co Pana zdaniem zyskałaby Ukraina na obecności zagranicznego kontyngentu? I jak możemy zmienić zdanie naszych sojuszników w tej kwestii?

Glenn Grant: Po pierwsze, nie jestem wcale pewien, czy to, co mówią ludzie ma znaczenie, nawet jeśli jest to Macron. Wszystkie ambasady w Ukrainie są chronione przez żołnierzy, więc można powiedzieć, ze wojska sojusznicze są już u nas. I to jest normalne - i wszyscy o tym wiedzą.

Po co nam zachodnie wojska? Po pierwsze, mogą nam pomóc w szkoleniach, po drugie w pracy z ludźmi

Ale to tylko wtedy, gdy ukraińskie wojsko zaakceptuje tę pomoc. Macron ma rację, gdy mówi o możliwości wysłania zachodnich wojsk do Ukrainę. Ale ja oferuję pomoc od 10 lat. Nikt jednak do mnie nie dzwoni i nie mówi: "Glenn, czy możesz przyjechać i pomóc z czymś dla wojska?". Inne organizacje cały czas się do mnie zwracają, ale wojsko jest zbyt dumne, by prosić o pomoc w postaci ludzi, szkoleń itp. Ja i kilku moich przyjaciół zaoferowaliśmy, że przyjdziemy.

Ale nas nie chcą. Nie wiem, czy to biurokracja, czy brak moralnej odwagi, czy po prostu przywódcy nie chcą tego robić - nie wiem.

Macron nie wykluczył obecności wojsk NATO na Ukrainie. fot: Shutterstock

W rzeczywistości ta pomoc jest bardzo potrzebna do szkolenia na poligonach. Sztab generalny również potrzebuje dużej pomocy.

Myślę, że jeśli Francja zdecyduje się wysłać swoich żołnierzy, inne kraje szybko pójdą w jej ślady.

MS: Brytyjski minister spraw zagranicznych David Cameron zaproponował Niemcom wymianę rakiet Taurus na brytyjskie rakiety Storm Shadow, aby zapewnić Ukrainie broń dalekiego zasięgu. Jak ocenia Pan ten pomysł?

GG: Jeśli to jest to, czego potrzeba, aby zmienić stanowisko Niemiec, to współczuję Berlinowi, ponieważ nie rozumieją, co się dzieje na świecie. Zwlekają z decyzją, która powinna zostać podjęta sześć miesięcy, rok temu.

MS: Ale w rzeczywistości Niemcy nadal nie chcą tego zrobić.

GG: Tak, oczywiście, że nie chcą. Śmiertelnie boją się Rosji.

MS: Wielka Brytania jest jednym z najbardziej lojalnych sojuszników Ukrainy w wojnie z Rosją od 2022 roku. Dlaczego to wsparcie dla Kijowa jest tak silne? Jakie są obecnie główne wyzwania dla brytyjskiej pomocy dla Ukrainy?

GG: Jest kilka powodów. Po pierwsze, Wielka Brytania zawsze wspiera najsłabszych. Po drugie, robienie takich rzeczy leży w naszej naturze. Kiedy widzimy, że ktoś jest bity, w naszych genach jest walka. Pamiętamy też lekcje historii, pierwszą i drugą wojnę światową, i nie chcemy, by było jeszcze gorzej. Nie chcemy też, by wojna rozprzestrzeniła się na nasze ziemie. Jakie wyzwania stoją przed nami? Nie mamy już nic. Daliśmy wszystko, co mogliśmy dać. Teraz mamy tylko pieniądze. Pieniądze i entuzjazm

Możemy więc oczekiwać, że Wielka Brytania spróbuje kupić inne rzeczy, nie tylko pociski dalekiego zasięgu z Niemiec.

Wielka Brytania jest na trzecim miejscu pod względem pomocy dla Ukrainy. Zdjęcie: Kancelaria Prezydenta Ukrainy

MS: Czy Wielka Brytania jest w stanie zwiększyć swoją pomoc dla Ukrainy, jeśli Amerykanie przestaną jej udzielać?

GG: Nie. Daliśmy prawie wszystko, co mogliśmy dać. Teraz mamy tylko pieniądze, za które możemy kupić coś, czego Ukraina potrzebuje.

MS: A jak myślisz, co się stanie na linii frontu, jeśli USA nie zagłosują za udzieleniem Ukrainie pomocy?

GG: Wielu ludzi zginie. Nie sądzę jednak, żeby linia frontu nagle się zmieniła, bo Ukraińcy szybko się nie poddadzą. Jednak brak amerykańskiej pomocy może mieć jedną zaletę - może sprawić, że ukraińskie dowództwo zastanowi się nad tym, jak walczyć inaczej niż metodami z czasów ZSRR. Ale nie wiem wystarczająco dużo o nowych generałach, aby powiedzieć, czy są w stanie myśleć nowocześniej.

Marszałek Izby Reprezentantów Mike Johnson proponuje pożyczyć Ukrainie broń. Zdjęcie: Shutterstock

MS: Ukrainie brakuje amunicji, a Rosja produkuje jej trzy razy więcej niż Europa i USA. Jak można zmienić tę sytuację na korzyść Ukrainy?

GG: Po pierwsze, nie jestem w 100% pewien, czy Rosja produkuje tyle, ile Pani mówi. Dużo się o tym mówi, ale nie widziałem na to żadnych dowodów. Czasami te liczby mogą być podawane przez samą Rosję, aby przestraszyć Ukrainę i Zachód, i zmusić do rozmów pokojowych. Nie ma więc pewności, że tak jest, ale jest pewność, że Kreml otrzymuje dużo amunicji od Korei Północnej. Wiemy też, że wiele z nich jest stara i detonuje wcześniej niż powinna.

Ukraina będzie musiała wymyślić, jak samodzielnie produkować więcej amunicji. A niestety nie inwestuje się w to wystarczająco dużo wysiłku

To bardzo poważny problem. A jeśli Ukraina nie może produkować amunicji do ciężkiej artylerii, to musi wyprodukować więcej dronów i opracować inne sposoby walki, które wykraczają poza użycie artylerii.

MS: Jak Pan myśli, czemu należy poświęcić więcej uwagi: produkcji dronów czy artylerii i co jest bardziej opłacalne w produkcji?

GG: To ważne pytanie, ponieważ amunicja występuje w różnych kształtach i rozmiarach, z różnymi zapalnikami i różnie kosztuje. Podobnie jest z dronami.

Wiemy, że duże drony, te, które latają przez 24 godziny, kosztują fortunę. Ale mniejsze, te, które Ukraina zamawia z Chin lub sama produkuje, nie są tak drogie i można je porównać do amunicji artyleryjskiej. Ale to nie są pociski artyleryjskie. O to właśnie chodzi.

Amunicja artyleryjska ma zupełnie inny profil wybuchowy w porównaniu z dronami. Są one również wykorzystywane do innych celów. Artyleria jest zabójcza. Zamienia duże obszary w piekło. Potrzebujesz obu

MS: Spędził Pan dużo czasu pracując nad reformą obronności, szczególnie w Europie Wschodniej. Jakich zmian w sektorze obronnym najbardziej potrzebuje Ukraina?

GG: Reformy legislacyjnej, czyli ustaw. Potrzebuje także zmian w polityce podatkowej, w polityce eksportowo-importowej i w zarządzaniu całym systemem, personelem, rekrutacją. To teraz potrzebuje reformy, a nie samo wojsko. Bo jeśli nie zmienisz ważnych rzeczy na górze, to nie będzie miało większego znaczenia, co zrobisz z armią. Więc teraz jest to problem polityczny. Obrona Ukrainy jest problemem politycznym, a politycy nie radzą sobie z nim dobrze.

MS: Minął prawie miesiąc, odkąd Wołodymyr Zełenski mianował Ołeksandra Syrskiego na stanowisko Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy. Jakie zmiany zachodzą lub już zaszły w ukraińskiej armii?

GG: Nie słyszałem od żadnego z moich przyjaciół zaangażowanych w armię i obronę, że nagle siły zbrojne są lepsze w wydawaniu rozkazów, że jest większa jasność co do tego, co ludzie powinni robić, że jest większa motywacja, że jest lepsze planowanie lub że są lepsze sposoby robienia rzeczy. Nie oznacza to, że nie ma żadnych zmian.

MS: Wołodymyr Zełenski zatwierdził kandydaturę Walerija Załużnego na ambasadora Ukrainy w Wielkiej Brytanii. Jak ta nominacja wpłynie na dalszą współpracę między Kijowem a Londynem, w tym na wsparcie wojskowe?

GG: Mam nadzieję, że współpraca między Ukrainą a Wielką Brytanią poprawi się. Choć nie da się poprawić czegoś, co już działa bardzo dobrze. Załużny to dobry człowiek. Ludzie w Wielkiej Brytanii go polubią, jestem tego pewien. Ale jego praca tutaj nie będzie łatwa. Wielka Brytania przechodzi okres politycznych zawirowań. W tym czasie bardzo łatwo jest odłożyć ambasadorów na dalszy plan i nie zwracać na nich uwagi, ponieważ polityka wewnętrzna pochłania czas i energię. Załużny stoi więc przed prawdziwym wyzwaniem. I mam nadzieję, że będzie na tyle mądry, aby znaleźć dobry zespół, który pomoże mu sobie z tym poradzić.

Praca w Wielkiej Brytanii da Załużnemu po pierwsze, szanse wykorzystania swoich umiejętności i doświadczenia dla dobra Ukrainy, po drugie - nauki. Bo to polityczny tygiel, miejsce, w którym wiele się dzieje i myślę, że będzie wielu ludzi, którzy będą chcieli się z nim spotkać, porozmawiać i pomóc w utrzymywaniu kontaktów między Ukrainą a Wielką Brytanią.

MS: Wielka Brytania była pierwszym krajem G7, który podpisał dwustronną umowę o bezpieczeństwie z Ukrainą. Następnie 6 innych krajów (Niemcy, Francja, Dania, Kanada, Włochy i Holandia) podpisało podobne umowy z naszym krajem. Co takie umowy mogą przynieść Ukrainie w dłuższej perspektywie?

12 stycznia 2024 r. Sunak i Zełenski podpisali w Kijowie umowę o bezpieczeństwie. Zdjęcie: Kancelaria Prezydenta Ukrainy

GG: To naprawdę dobre pytanie. Myślę, że są dwie rzeczy, które są najważniejsze dla każdej umowy: zaufanie i łatwość wypełniania zobowiązań. Zaufanie jest oczywiste. Jeśli masz umowę i ufasz drugiemu krajowi, możesz robić rzeczy znacznie szybciej. Możesz współpracować w dziedzinie uzbrojenia, ćwiczeń, szkoleń. Możesz robić interesy obronne, tworzyć coś razem, być może opracowywać nową broń lub nowe samoloty lub cokolwiek innego, ponieważ ufasz, że ten kraj będzie traktował cię uczciwie w procesie współpracy. Nie oszuka cię. Zaufanie jest więc bardzo ważne.

Wielka Brytania mówi, że będzie wspierać Ukrainę przez długi czas, co jest naprawdę ważne, ponieważ ta wojna może trwać długo

Myślę, że w Londynie panuje zakłopotanie, ponieważ już raz narozrabialiśmy (odnosząc się do niewypełnienia postanowień Memorandum Budapesztańskiego - red.), a nie będzie dobrze, jeśli znowu narobimy bałaganu lub stracimy reputację uczciwego kraju.

MS: Szwecja oficjalnie stała się członkiem NATO. Jeśli chodzi o perspektywy Ukrainy, Jens Stoltenberg powiedział, że jest to kwestia "kiedy", a nie "czy". Twoim zdaniem, o jakich ramach czasowych mówimy i jakie są warunki wstępne przystąpienia Ukrainy do NATO?

Ceremonia podniesienia szwedzkiej flagi w siedzibie Sojuszu Północnoatlantyckiego. 11 marca 2024 r., Bruksela. Zdjęcie: NATO

‍GG: To bardzo skomplikowane pytanie. Warunki są dość proste. Ukraina musi zmienić swój system wartości i pojęć. To jest pierwsza rzecz. A wartości, moim zdaniem, są kluczowym czynnikiem. Przede wszystkim muszą się pozbyć się tego wyższościowego sowieckiego podejścia. Widzimy, co dzieje się z Węgrami (mówimy o reformie systemu sądownictwa i zapewnieniu ochrony praw podstawowych na Węgrzech - red.). Jeśli nie masz odpowiednich prawnych mechanizmów kontroli i równowagi dla prezydenta, ryzykujesz, że kraj nie będzie miał takiego samego stylu myślenia i przywództwa jak reszta NATO. To pierwsza rzecz.

Po drugie, korupcja musi zostać zlikwidowana. Należy usprawnić prawodawstwo, aby uniemożliwić pranie brudnych pieniędzy, oszustwa podatkowe i tym podobne rzeczy. To ważne dla NATO.

I ostatnią rzeczą jest to, że musi istnieć odpowiedni system medyczny dla żołnierzy. Jak ludzie mogą oczekiwać, że przyjdą walczyć u twojego boku, jeśli nie potrafisz odpowiednio zadbać o swoje wojsko i zapewnić im wszystkiego, czego potrzebują?

Kiedy to się powinno stać? Najlepiej kilka lat po zakończeniu wojny, kiedy będzie jasne, że nie wybuchnie ponownie

MC: Czyli, Pana zdaniem, Ukraina nie ma szans na dołączenie do Sojuszu, dopóki rosyjskie wojska nie opuszczą wszystkich naszych terytoriów?

GG: Nie, nie sądzę, że byłoby to do zaakceptowania przez którekolwiek z państw członkowskich. Uważam, że wojska rosyjskie powinny zostać całkowicie usunięte z waszych terytoriów. Dodam, że przystąpienie do NATO jest decyzją polityczną. I nie mogę z góry ocenić, co politycy powiedzą jutro. Wiem, co myślą dzisiaj, ale nie wiem, co stanie się jutro. I nikt tego nie wie. Tak jak nie wiedzieliśmy, kiedy na przykład Bułgaria zostanie przyjęta do NATO. Wszystkie kraje bałtyckie i większość ludzi w Europie myślała, że to się nigdy nie stanie. A potem, bum, stało się. Poczekajmy więc i zobaczmy. Myślę jednak, że dopóki Rosja będzie grać w gry, w które gra teraz, nie ma szans na przystąpienie Ukrainy do NATO.

MS: I moje ostatnie pytanie dotyczy niedawnego oświadczenia papieża, że "Ukraina musi mieć odwagę wywiesić białą flagę", co w rzeczywistości oznacza poddanie się. Ale na jakich warunkach Rosjanie byliby zmuszeni do wywieszenia białej flagi?

GG: To niezwykle interesujące pytanie, ponieważ zmusza nas do zastanowienia się nad tym, jak może wyglądać koniec wojny. Jeśli Rosja straci Krym, a jej wojska zostaną zepchnięte pod granice, będzie to osobista porażka Putina. I istnieje możliwość, że pojawi się nowy przywódca, który powie: "Dość tego! To wszystko są gierki Putina, chcemy wrócić do normalnego życia, znieść sankcje i stać się normalnym krajem". Cóż, jeśli chodzi o "normalność"... Rosja nigdy nie była normalnym krajem.

Myślę, że musi wydarzyć się coś dramatycznego, aby Rosja wywiesiła białą flagę

Tak jak powiedziałem, jeśli Rosja zaatakuje kraj NATO, to zmieni paradygmat, a wtedy może dojść do sytuacji, w której będą chcieli się zatrzymać i zwrócić się ku zdrowemu rozsądkowi.

MS: Czy śmierć Putina może zmusić Rosję do zakończenia wojny?

GG: To trudne pytanie. Nie wiemy wystarczająco dużo o relacjach między oligarchami wewnątrz kraju. Ale myślę, że bardziej prawdopodobne jest, że Putin zostanie zastąpiony przez jednego ze swoich zwolenników, ponieważ wyeliminował innych kandydatów. Ale wiesz, dziwniejsze rzeczy zdarzały się w przeszłości. Jeśli Moskwie zabraknie pieniędzy, jeśli sankcje się zaostrzą i nagle okaże się, że jeden dolar jest wart milion rubli... Pamiętasz przykład Włoch pod koniec II wojny światowej? Ludzie wozili swoje pensje na taczkach, ponieważ było tak wiele banknotów, a ich wartość była minimalna. Jeśli rubel podąży tą drogą, coś może się zmienić w Rosji. Ale tak się jeszcze nie stało i nie wygląda na to, by miało się stać.

Musimy robić coraz więcej, by Rosja wywiesiła białą flagę. Staram się być realistą, ale nie mam też wątpliwości, że wygramy. Ale będzie to wymagało dużo więcej wysiłku.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała w ukraińskim wydaniu Radio France international. Była starszą redaktorką anglojęzycznego projektu Multimedialnej Platformy Transmisji Zagranicznych Ukrainy. Pełniła funkcję felietonistki międzynarodowego działu wiadomości na kanale Inter TV. W przeszłości zajmowała się także filmowaniem dokumentalnym. Obecnie prowadzi ukraińskojęzyczny projekt YouTube jako scenarzystka.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Od metali ziem rzadkich po myśliwce F-16 – nowy etap partnerstwa między Ukrainą a Stanami Zjednoczonymi coraz bardziej nabiera geostrategicznego charakteru. Niedawno Kijów podpisał z Waszyngtonem dwustronną umowę o wspólnym wydobyciu surowców mineralnych. Chociaż wiele jej punktów ma charakter ramowy, stała się ona silnym sygnałem zarówno dla sojuszników, jak dla przeciwników.

Czy to wystarczy, by zmienić bieg wojny? W rozmowie z serwisem Sestry kwestię tę analizuje generał Gordon B. „Skip” Davis Jr., były zastępca sekretarza generalnego NATO ds. inwestycji w obronność, a obecnie starszy pracownik naukowy w Programie Obrony i Bezpieczeństwa Transatlantyckiego, działającego w ramach Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA).

Zasoby zamiast gwarancji?

Maryna Stepanenko: – Dziewięć miesięcy po tym jak prezydent Zełenski po raz pierwszy zaproponował Stanom Zjednoczonym partnerstwo w inwestowaniu w ukraińskie surowce ziem rzadkich – umowa w tej sprawie została w końcu zawarta. Nie zawiera ona jednak bezpośrednich gwarancji bezpieczeństwa. Czy Pana zdaniem takie „powiązanie gospodarcze” może realnie wpłynąć na długoterminowe bezpieczeństwo Ukrainy, skoro USA mają już ekonomiczny interes w tym, by była krajem stabilnym?

Gen. Gordon B. Davis: – Fakt, że Stany Zjednoczone mają interes gospodarczy w Ukrainie, co zostało bezpośrednio zaproponowane i zatwierdzone przez prezydenta Trumpa, jest oczywistym plusem dla Ukrainy. Chociaż brak gwarancji bezpieczeństwa pozostaje krytyczną luką, osobiste poparcie Trumpa dla tej umowy działa na korzyść Ukrainy. On nie chce być postrzegany jako przegrany w kwestii wsparcia dla Ukrainy, a teraz, mając w niej interesy gospodarcze, najprawdopodobniej pozostanie zaangażowany.

Trump postrzega tę umowę jako sposób na podziękowanie amerykańskiemu rządowi i podatnikom za wspieranie Ukrainy w ciągu ostatnich trzech lat

Na obecnym etapie umowa ma większe znaczenie dyplomatyczne i polityczne niż gospodarcze, ponieważ zidentyfikowanie opracowanie tych zasobów zajmie trochę czasu – zwłaszcza w kontekście trwającej wojny, która utrudnia badania geologiczne i wydobycie surowców. Jest to jednak krok naprzód i odbędzie się on prawdopodobnie mniejszym kosztem dla Ukrainy, niż początkowo oczekiwano. Administracja Zełenskiego zasługuje na pochwałę za wynegocjowanie korzystnych warunków i uzyskanie jeśli nie wojskowej lub gospodarczej, to przynajmniej politycznej gwarancji ze strony USA.

Jak można interpretować utworzenie wspólnego funduszu inwestycyjnego, który ma wspierać odbudowę Ukrainy i rozwój sektora surowcowego?

Na razie jest to raczej instrument polityczny, ponieważ prawdopodobnie upłynie sporo czasu, zanim będzie można realnie odczuć korzyści ze wspólnej eksploatacji ukraińskich zasobów naturalnych. Pozytywnym aspektem jest jednak to, że element ten stanowi część szerszego planu – zwłaszcza w kwestiach, na które nalegał Zełenski. Prezydent nie chciał jedynie pomocy w odbudowie, ale jasnych zobowiązań ze strony USA, co znajduje odzwierciedlenie w tej umowie.

Stanowi ona również zachętę dla amerykańskiego biznesu do włączenia się w wysiłki na rzecz odbudowy Ukrainy. W idealnym wariancie zachęciłoby to amerykańskich inwestorów do inwestowania nawet w czasie wojny, co pomagałoby w odrodzeniu prywatnego sektora w Ukrainie, który poniósł ogromne straty. To z kolei mogłoby pomóc w produkcji materiałów i zasobów niezbędnych Siłom Zbrojnym Ukrainy do kontynuowania obrony, a także położyć podwaliny pod szerszy rozwój gospodarczy, gdy warunki pozwolą na bardziej stabilne, długoterminowe inwestycje.

Ukraina wykazała się niezwykłą żywotnością i innowacyjnością, co już przyciągnęło uwagę amerykańskich firm i potencjalnych inwestorów. Ta energia jest kluczowym atutem, a wspomniana inicjatywa może stać się drogą do jej spożytkowania na rzecz powojennej odbudowy i wzrostu gospodarczego.

Wspólny ukraińsko-amerykański fundusz wydobycia minerałów może rozpocząć prace jesienią. Zdjęcie: ulotka/AFP/East News

Chociaż nie jest to bezpośrednio związane z podpisaniem umowy, kilka dni później Departament Stanu USA zatwierdził ewentualną nową sprzedaż Ukrainie pakietu szkoleń, wsparcia i wyposażenia dla myśliwców F-16 o wartości około 310,5 mln dolarów. Nie jest to oczywiście pomoc w formie dotacji, ale gotowość do zatwierdzenia sprzedaży dużej ilości broni. Jak Pan ocenia ten krok Waszyngtonu?

Dwa ostatnie ogłoszenia – jedno dotyczące 300 mln dolarów, związane z myśliwcami F-16, a drugie, które dotyczyło głównie środków obrony przeciwlotniczej – są ważne, ponieważ po raz pierwszy administracja Trumpa zatwierdziła sprzedaż krytycznie potrzebnego wsparcia wojskowego dla Ukrainy. To znaczące wydarzenie. Jest ono zgodne z deklarowaną przez administrację zasadą, że nic nie jest za darmo, ale pomoc zostanie udzielona, jeśli Ukraina wykaże gotowość do pokoju lub rozwiązania konfliktu na drodze negocjacji.

Ukraina wykazała taką gotowość. Pakiet szkoleniowy i wsparcia dla F-16 może być dość skuteczny pod wieloma względami. Do tej pory pewne kluczowe technologie, takie jak Link-16 [podstawowy standard komunikacyjny w ramach systemu wymiany danych taktycznych i operacyjnych NATO. Działa on jak potężny „modem”, który umożliwia wymianę zaszyfrowanych informacji między samolotem bojowym, platformami pomocniczymi, np. innymi F-16, radarami naziemnymi, a nawet naziemnymi systemami obrony powietrznej i bazami w czasie rzeczywistym. – aut.], nie były udostępniane z obawy, że ukraińskie F-16 mogą trafić w ręce Rosji, na przykład jeśli jeden z nich zostanie zestrzelony na tyłach wroga. Ale do takiego zestrzelenia nie doszło. Ukraińskie Siły Powietrzne wykonały wyjątkową pracę, zachowując swoje zasoby i skutecznie wykorzystując je na polu bitwy.

Ten pakiet wsparcia można uznać za swego rodzaju nagrodę za ich dyscyplinę i operacyjny sukces

Ogólnie rzecz biorąc, to bardzo pozytywny krok. Może on wzmocnić możliwości Ukrainy dzięki takim systemom jak LINK-16 lub bardziej zaawansowanym radarom, poprawiając wykrywanie i śledzenie celów. Dzięki temu F-16 będą jeszcze skuteczniejsze w walce – lepsze w zwalczaniu rakiet i dronów oraz silniejsze w zapewnianiu bliskiego wsparcia powietrznego ukraińskim siłom lądowym.

Jest to więc dobra umowa na wszystkich frontach i prawdopodobnie będzie miała realny wpływ. Ocena tego wpływu może być trudna, jeśli ukraińskie siły powietrzne lub rząd nie podzielą się szczegółowymi wynikami takiego wsparcia. Możemy jednak mieć nadzieję, że przyspieszy ona również szkolenie pilotów i zwiększy liczbę zdolnych do walki załóg, co pozwoli wzbijać się w powietrze większej liczbie F-16.

Rozejm i droga do pokoju

Tylko w ciągu pierwszych 12 godzin tak zwanego rozejmu na czas obchodów 9 maja, który zaproponował Rosja, Rosjanie dopuścili się 734 naruszeń zawieszenia broni i przeprowadzili 63 operacje szturmowe. Czy w ogóle można mówić o rozejmie, gdy agresor zachowuje się tak jawnie nieuczciwie?

Myślę, że dobrze to pani podsumowała: nie, nie można. I nie wierzę, że Zachód może teraz zrobić cokolwiek, by skłonić Rosję do pokoju.

Dopóki Putin i jego wojsko nie uznają, że nie mają realnych szans na osiągnięcie swoich szerszych celów, na przykład zajęcie wszystkich samozwańczych republik lub tak zwanych anektowanych regionów, nie zatrzymają się

Szanse Rosji na osiągnięcie spektakularnego sukcesu są niewielkie. Powiększanie przez nią zdobytych terytoriów zatrzymało się, straty nadal rosną, a straty głównych platform – samolotów i okrętów – są tak duże, że nie będzie ich można zastąpić w ciągu roku czy dwóch.

Ostatecznie sytuację może zmienić rosnący opór rosyjskiego społeczeństwa – czy to przeciwko poborowi do wojska, czy przeciw kontynuowaniu wojny w ogóle. To właśnie tutaj może pojawić się realna presja. Jednak jak dotąd ta strategia nie działa.

Jednocześnie wsparcie Zachodu nie zanika, a ostatnie działania – jak porozumienie w sprawie minerałów ziem rzadkich i rosnąca świadomość administracji Trumpa, że Rosja nie zamierza pójść na kompromis – wzmacniają pozycję Ukrainy. Mówili o tym zarówno prezydent, jak wiceprezydent USA.

Jednak tego, kiedy Rosja w końcu zdecyduje się szukać pokoju lub zaakceptować jakieś warunki, nikt nie jest w stanie przewidzieć.

W przeddzień tak zwanego rozejmu, na który Ukraina się nie zgodziła, Kijów przeprowadził jedną z największych operacji przeciwko Rosji, unieruchamiając główne cywilne lotniska w Moskwie i zadając ciosy lotniskom wojskowym i obiektom produkcyjnym. W odpowiedzi Rosja zaatakowała infrastrukturę cywilną w ukraińskich miastach – domy, w których mieszkają zwykli ludzie. Co Moskwa chce osiągnąć takimi uderzeniami?

Rosja uważa, że kontynuacja ataków na ludność cywilną i infrastrukturę podważy w Ukrainie poparcie społeczne dla wojny. To jedynie wyjaśnienie, jakie dostrzegam. Jak dotąd obserwujemy jednak zadziwiającą wytrwałość i determinację Ukraińców. Rozumieją, co się stanie, jeśli ulegną rosyjskim żądaniom, więc morale pozostaje silne już od trzech lat.

Ukraina ma słabe punkty, jednak morale nie jest jednym z nich. Determinacja Ukraińców będzie trwać tak długo, jak długo będzie trwało wsparcie zewnętrzne i jak długo będą oni dysponowali odpowiednim sprzętem do ochrony linii frontu i całego kraju. Realnymi słabościami są stabilność pomocy finansowej i wojskowej oraz – coraz częściej – zasoby ludzkie. Te ostatnie mogą być obecnie nawet ważniejsze niż wsparcie zewnętrzne.

Oczekuję dalszego trwania impasu lub niewielkich sukcesów Rosji, ale nie przełomu. To wojna na wyniszczenie, w której Ukraina polega na wsparciu Zachodu, a Rosja na pomocy Iranu, Korei Północnej i nieoficjalnym wsparciu technicznym Chin

Wsparcie Zachodu dla Ukrainy nie zanika. Przywódcy UE i NATO wykazali silne zaangażowanie na jej rzecz i prawdopodobnie utrzyma się ono w ciągu tego roku. Oczekuje się, że większe wsparcie zostanie udzielone podczas posiedzeń Rady UE i szczytu NATO. Rosnąca produkcja krajowa w Ukrainie, zwłaszcza dronów, pomaga jej pozostać w walce. Mam tylko nadzieję, że wasze siły zbrojne będą w stanie zachować zasoby ludzkie i siłę woli niezbędne do dalszej obrony.

10 maja w Kijowie odbyło się spotkanie Zełenskiego, Macrona, Tuska, Mertza i Starmera. Zdjęcie: OPU

Podczas spotkania przywódców w Waszyngtonie wiceprezydent USA J. D. Vance oświadczył, że Rosja żąda zbyt wiele w negocjacjach dotyczących zakończenia wojny z Ukrainą. Jak Pana zdaniem powinna w tej sytuacji rozwijać się dyplomacja i taktyka wojskowa Ukrainy oraz jej partnerów?

Uważam, że wysiłki polityczne prezydenta Zełenskiego, mające na celu utrzymanie międzynarodowego wsparcia i wykazanie prawdziwej gotowości do rozważenia kwestii zawieszenia broni oraz negocjacji, są właściwym podejściem. Oczywiście Ukraina musi pozostawić sobie otwarte możliwości i kontynuować tę strategię.

Jeśli chodzi o Rosję, to szybko traci ona niewielką szansę, jaką kiedyś miała, by uzyskać poparcie administracji Trumpa dla rozwiązania konfliktu na drodze negocjacji.

Jeśli Rosja zniweczy dążenia Trumpa do pokoju, ten tylko zwiększy swoje poparcie dla Ukrainy i zrezygnuje z wszelkich prób skłonienia obu stron do negocjacji

Być może Putin zakłada, że po zawieszeniu broni determinacja Zachodu osłabnie, pomoc amerykańska się zmniejszy, a Rosja będzie mogła wznowić zajmowanie terytoriów, zaczynając od czterech regionów, do których rości sobie prawa.

Na razie żądania Putina pozostają maksymalistyczne: zmiana reżimu w Kijowie, całkowita demilitaryzacja Ukrainy i trwały zakaz członkostwa Ukrainy w UE i NATO. Te warunki są prawdopodobnie jego absolutną górną granicą – dąży on co najmniej do uzyskania praw do Krymu i czterech anektowanych regionów. A także do uzyskania jakiejś niejasnej obietnicy, że Ukraina pozostanie poza zachodnimi instytucjami przez określony czas. Nie odsłonił jednak tych kart.

Istota sprawy polega na tym, że Putin zmarnował swoją szansę na osiągnięcie porozumienia, które przyniosłoby korzyści Rosji i jej obywatelom. Dlatego nie sądzę, że Ukraina powinna zgodzić się na coś mniejszego niż zawieszenie broni i wycofanie sił rozlokowanych wzdłuż obecnych linii starć.

Na początku maja „Bild” opublikował artykuł zatytułowany „Kiedy wojna się skończy, Putin stanie przed problemem”. Napisano w nim, że Rosja odmawia negocjacji, ponieważ zakończenie wojny może oznaczać katastrofę dla Kremla. Na ile uzasadnione są te twierdzenia?

Putin stawia w tej wojnie ogromne stawki – i sam je podnosi za pomocą propagandy. Wmówił rosyjskiej opinii publicznej, że ta „operacja” ma znaczenie egzystencjalne, a NATO i Ukraina stanowią śmiertelne zagrożenie. Jeśli więc kiedyś zda sobie sprawę, że przegrywa wojnę – nie liczmy na ostateczną porażkę – po prostu „rozkręci” tę wojnę na nowo, nastawiając koła swojej machiny informacyjnej na nową narrację.

Robił to już wcześniej: kiedy natarcie na Kijów zwolniło, zdławił dyskusje o zajęciu miasta, uciszył krytycznie nastawionych blogerów, ukarał generałów, a następnie rozwinął zupełnie nową strategiczną linię fabularną, z innymi celami.

W grze Putina straty natychmiast stają się zwycięstwami. Każdą porażkę interpretuje jako triumf

Prawdziwe pytanie brzmi: „Kiedy uzna, że nie może już zdobyć więcej terytorium, bogactwa ani zasobów bez zniszczenia rosyjskiej gospodarki na zawsze?” Wtedy może „wyjść z gry i ogłosić sukces”. Tyle że ten przełomowy moment jest tylko w jego rękach i nikt nie wie, kiedy zdecyduje się zmienić scenariusz.

Bezpieczeństwo Europy w nowych realiach

W maju Francja i Niemcy ogłosiły utworzenie wspólnej rady do spraw bezpieczeństwa i obrony w celu zacieśnienia współpracy w obliczu rosnących zagrożeń ze strony Rosji i niepewności co do polityki Stanów Zjednoczonych. Jakie kluczowe zadania stoją przed tą radą? I w jakim stopniu jest ona w stanie zwiększyć zbiorowe bezpieczeństwo Europy?

Wszelkie wielostronne wysiłki mające na celu wzmocnienie zbiorowej obrony i powstrzymanie agresji są mile widziane. Kilka inicjatyw na różnych szczeblach, na przykład siły pokojowe zaproponowane przez Wielką Brytanię, Francję i Niemcy, które łączą dwa państwa posiadające broń jądrową i największe gospodarki Europy – ma na celu wzmocnienie wsparcia dla Ukrainy.

Jak szerokie poparcie dla tych działań wyrażą inni sojusznicy z NATO – to dopiero się okaże. Niemniej nadzieję budzi fakt, że deklaracje Rady UE, zwiększenie wydatków na obronność, szkolenia mające na celu poprawę gotowości bojowej i zwiększenie produkcji są zgodne z priorytetami NATO i wzmacniają wsparcie dla Ukrainy.

W marcu Komisja Europejska przedstawiła plan ReArm Europe, który przewiduje znaczne zwiększenie wydatków na obronność i wspólne inwestycje w przemysł obronny. Jak Pana zdaniem inicjatywy te mogą wpłynąć na zdolność Europy do samodzielnego zapewnienia sobie bezpieczeństwa bez nadmiernej zależności od Stanów Zjednoczonych?

Każdy krok w kierunku wzmocnienia zdolności obronnych UE i zaspokojenia potrzeb sił zbrojnych jest mile widziany, ale przed blokiem jeszcze długa droga. Nawet razem członkowie UE zapewniają jedynie około 40 procent potencjału europejskich sojuszników w ramach NATO. To znacznie mniej niż indywidualne wkłady Wielkiej Brytanii, Norwegii i Turcji.

Ambicje UE dotyczące przezbrojenia są zgodne z celami NATO, ale pozostają jedynie ambicjami. Dziesiątki dalszych polityk muszą zostać zatwierdzone przez Radę, budżety muszą zostać rozdzielone, a przemysł krajowy musi zwiększyć produkcję. Realnie rzecz biorąc, mówimy o miesiącach, jeśli nie latach, zanim siły UE będą mogły odegrać swoją rolę.

W obliczu rosnącego zagrożenia ze strony Rosji niektóre kraje europejskie, w tym Polska, dążą do ściślejszej współpracy w zakresie powstrzymywania nuklearnego, w tym do możliwości udziału w programie wymiany nuklearnej NATO. Jak Pan ocenia takie kroki?

Polska od około dziesięciu lat niepostrzeżenie wzmacnia siły powstrzymywania nuklearnego NATO, zapewniając wsparcie lotnicze podwójnego przeznaczenia – pomyślmy o tym jak o „drugim pilocie” sił nuklearnych USA i Wielkiej Brytanii, a nie jako o samej głowicy bojowej.

W praktyce Waszyngton i Londyn polegają na pięciu niejądrowych samolotach sojuszników oraz szerszej taktycznej osłonie powietrznej, by realnie grozić odpowiedzią nuklearną.

Polska wnosi swój wkład poprzez ćwiczenia, szkolenia i planowanie operacyjne, ale nie posiada i najprawdopodobniej nie będzie posiadać w najbliższej przyszłości broni jądrowej na swoim terytorium

Doprowadziłoby to do gwałtownej eskalacji napięć w stosunkach z Rosją i mogłoby zagrozić wszelkim szansom na pokój w Ukrainie. Niemniej nawet sama perspektywa posiadania takiej broni przez Polskę mogłaby stanowić potężny atut podczas negocjacji. Warto się więc nad tym zastanowić.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Polska – „drugi pilot” nuklearnych sił USA i Brytanii

Maryna Stepanenko

W przededniu 9 maja Rosja zintensyfikowała propagandę w krajach tzw. globalnego południa: Indonezji, RPA, Indiach i Chinach. Kanał telewizyjny RT wspólnie z „Rosyjskim Domem” w Dżakarcie zorganizował pokaz radzieckiego filmu „Lecą żurawie”, z indonezyjskimi napisami. Wydarzenie odbyło się w ramach projektu „Wspólne zwycięstwo”, w ramach którego w dziesięciu krajach planuje się umieścić w przestrzeni publicznej banery informacyjne ze zdjęciami lokalnych weteranów, którzy rzekomo walczyli ramię w ramię z żołnierzami ZSRR, opatrzone wyrazami wdzięczności za „wspólne zwycięstwo”.

Kremlowskie obchody dotarły nawet do Zgromadzenia Ogólnego ONZ. 6 maja rosyjski Chór Tureckiego śpiewał tam radzieckie pieśni, w tym słynny sowiecki przebój „Dzień zwycięstwa”. Co ciekawe, o koncercie świat dowiedział się z mediów społecznościowych rosyjskich artystów, bo kierownictwo ONZ na ten temat milczało. Podobne akcje są częścią szeroko zakrojonej kampanii Kremla, w ramach której Rosja próbuje wykorzystać kult „Dnia Zwycięstwa” do rozpowszechnienia za granicą swojej propagandy i sfałszowanej wersji historii.

Jak zmieniły się te narracje w czasie rosyjskiej inwazji na Ukrainę? Czy rosyjskie „kampanie 9 maja” mają charakter masowy? Jak reaguje Europa? Jak długo jeszcze Kreml będzie mógł szerzyć na świecie kult „pobiedobiesia” [idiom oznaczający powszechny amok Rosjan związany z obchodzeniem 9 maja – red.]? I jak zburzyć mity rosyjskiej propagandy?

Kult „Wielkiego Zwycięstwa”: etapy przepoczawarzania

Kult „Wielkiego Zwycięstwa”, stworzony za rządów Putina, jest kluczowym fundamentem raszyzmu, czyli współczesnej ideologii Kremla. Mesjanistyczny mit o tym, że Rosja rzekomo samodzielnie pokonała nazizm, usprawiedliwia imperialne zakusy Moskwy na suwerenność innych państw. Rosjanie mówią, że skoro ich kraj uratował świat przed brunatną zarazą w XX wieku, to ma „historyczne prawo” dyktować swoją wolę innym państwom w XXI wieku – wyjaśnia Maksym Wichrow, ekspert Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacyjnego:

– W kontekście agresji przeciwko Ukrainie ogólna narracja Kremla jest następująca: „Wojna przeciwko Ukrainie to kontynuacja świętej wojny z faszyzmem, którą Rosja rozpoczęła w 1941 roku”. Narracja ta pozostaje praktycznie niezmienna od 2014 roku, tyle że od 2022 roku retoryka Kremla stała się jeszcze bardziej agresywna.

Trzeba zauważyć, że fałszywe oskarżenia o „faszyzm/nazizm” są częścią ludobójczej retoryki Moskwy wobec Ukrainy i Ukraińców

Jednocześnie, jak zauważa Wichrow, w słowniku rosyjskiej propagandy słowa „faszyzm” i „nazizm” zostały pozbawione pierwotnego znaczenia. Jeśli Moskwa nazwała jakieś państwo lub naród „faszystowskim”, oznacza to, że nie mają oni prawa do istnienia i można wobec nich popełniać wszelkie zbrodnie:

– Bucza, Izium, Mariupol, Bachmut – wszystko to według raszystów jest „sprawiedliwą karą dla faszystów”. Narracja o „ukraińskim faszyzmie” jest intensywnie wykorzystywana przez rosyjskie służby specjalne w operacjach informacyjnych przeciwko Ukrainie, polegających na dyskredytowaniu najwyższych władz wojskowych i politycznych, sił obronnych, członków rządu itp. Z jednej strony Moskwa dąży w ten sposób do podważenia międzynarodowego poparcia dla Ukrainy, z drugiej – do destabilizacji Ukrainy od wewnątrz.

Sam termin „Wielka Wojna Ojczyźniana”, którego Rosja używa na określenie II wojny światowej, ma charakter propagandowy, ponieważ zakłada, że ZSRR wyzwolił [a nie zniewolił – red.] narody Europy Środkowej i Wschodniej. A sama wojna była zwycięstwem ZSRR, pomimo ogromnych strat, jakie poniósł ten kraj – zauważa dr Sonia Horonziak, dyrektorka programu Demokracji i Społeczeństwa Obywatelskiego w Instytucie Spraw Publicznych. Co więcej, dodaje, wiosną 2014 roku rosyjska Duma przyjęła ustawę, która ma chronić pamięć historyczną w putinowskiej Rosji, wprowadzając odpowiedzialność karną m.in. za zaprzeczanie „faktom” związanym z działaniami Armii Czerwonej podczas wojny lub za brak szacunku dla „dni chwały wojskowej Rosji”. Dlatego Dzień Zwycięstwa, 9 maja ma szczególne znaczenie dla realizacji polityki historycznej Rosji:

– Takie podejście jest niespotykane w innych krajach, z wyjątkiem niektórych byłych republik radzieckich, takich jak Białoruś. Odmowa stosowania takiej retoryki stała się jednym ze sposobów walki Ukrainy z rosyjską propagandą po aneksji Krymu w 2014 roku.

Ukraina odrzuciła zarówno termin„Wielka Wojna Ojczyźniana ”, jak datę 9 maja jako narodowy dzień zwycięstwa. W Ukrainie, podobnie jak w wielu krajach Europy Zachodniej, ten dzień jest obchodzony 8 maja

Dziś Kreml i rosyjskie media państwowe nieustannie wykorzystują swój Dzień Zwycięstwa do usprawiedliwiania i gloryfikowania rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie. Uciekają się do fałszywych porównań między II wojną światową a inwazją na Ukrainę, twierdząc, że rosyjscy żołnierze walczą z nazizmem w Ukrainie tak samo, jak ich dziadkowie walczyli z nazistowskimi Niemcami. Tak widzi sprawę Julia Smirnowa, starsza badaczka niemieckiego Centrum Monitorowania, Analiz i Strategii (CeMAS), ekspertka ds. cyfrowego autorytaryzmu i dezinformacji w Internecie.

– Na poziomie wewnętrznym narracje te są wykorzystywane do mobilizowania poparcia dla Kremla i prowadzenia wojny przeciwko Ukrainie. A także do stworzenia poczucia zagrożenia, przed którym rzekomo broni się Rosja – mówi Smirnowa. – Na poziomie międzynarodowym Kreml stara się przedstawić Rosję jako siłę antyfaszystowską, rzekomo zainteresowaną pokojem i sprawiedliwym porządkiem na świecie.

Rosja szerzy kult „Wielkiego Zwycięstwa”. Zdjęcie: KIRILL KUDRYAVTSEV/AFP/Eastern News

Po aneksji Krymu, a zwłaszcza po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę, rosyjskie media państwowe wykorzystywały obrazy „Dnia Zwycięstwa” na okupowanych terytoriach Ukrainy do wzmocnienia propagandowej narracji o „denazyfikacji”. Twierdziły, że ludzie na tych terytoriach witają siły okupacyjne jak wyzwolicieli i że władze ukraińskie rzekomo zabroniły im ten dzień świętować. Zdaniem Smirnowej ciekawe jest również przeanalizowanie, jak zmieniła się retoryka rosyjska po zwycięstwie Trumpa:

– Po inauguracji Donalda Trumpa na stanowisko prezydenta USA w oficjalnych publikacjach i państwowych mediach pojawił się narracja o wojnie, w której „USA i Rosja ponownie zjednoczyły się przeciwko faszyzmowi”. W kwietniu 2025 roku rosyjska służba wywiadowcza SWR opublikowała artykuł „Eurofaszyzm, tak jak 80 lat temu, jest wspólnym wrogiem Moskwy i Waszyngtonu”, w którym porównano Europę i Ukrainę do nazistowskich Niemiec.

Skala i cele rosyjskiej propagandy

Maksym Wichrow zaznacza, że po rozpoczęciu wojny na pełną skalę pozycja Rosji w krajach Zachodu bardzo się zachwiała. Właśnie dlatego na Kremlu zaczęto głośno mówić o kancelowaniu rosyjskiej kultury. Rosja robi jednak wszystko, by wrócić do przestrzeni publicznej Zachodu.

– 80. rocznica zakończenia II wojny światowej to dogodna okazja, by spróbować wyjść z izolacji – zauważa Wichrow. – Mówi się, że nie chodzi o putinowską Rosję, ale o pamięć, o czyny tych, którzy walczyli z nazizmem.

Chodzi więc o manipulację kontekstami, których, na przykład w USA, można nie rozumieć i nie odczuwać

Właśnie dlatego, twierdzi ekspert, Ukraina musi bardzo jasno i głośno artykułować swoją wiedzę o tym, czym jest raszyzm i jak Moskwa manipuluje pamięcią o II wojnie światowej:

– Nikt nie wie o tym lepiej niż my, ponieważ mieliśmy smutną okazję obserwować to zło z bliska, a od 2014 roku prowadzimy z nim bezpośrednią walkę.

Julia Smirnowa dodaje, że kampanie propagandowe organizują lokalni koordynatorzy, którzy z reguły nie są formalnie powiązani z państwem rosyjskim, ale utrzymują z nim nieformalne kontakty.

– Koordynatorzy z różnych krajów są regularnie zapraszani do Moskwy – mówi ekspertka. – Na przykład w kwietniu tego roku koordynatorzy „Nieśmiertelnego Pułku” z 52 krajów zebrali się w Moskwie na międzynarodowym forum, gdzie mogli uzgodnić działania między sobą i rosyjskimi „ekspertami”, w tym z propagandowej stacji telewizyjnej Russia Today. Natomiast hiszpańska koordynatorka „Nieśmiertelnego Pułku” Wiktoria Samojłowa wzięła udział w propagandowym wydarzeniu z udziałem Putina.

Smirnowa przypomina, że „Nieśmiertelny Pułk” początkowo był oddolnym ruchem pamięci w Rosji. Jednak państwo przejęło go i wykorzystało do szerzenia państwowej propagandy na temat II wojny światowej:

– Jednym z celów takich kampanii za granicą jest mobilizacja mieszkających tam Rosjan. Ponadto tworzą one wrażenie masowego ruchu prorosyjskiego.

Grupa wsparcia rosyjskiej narracji

Wizyty europejskich przywódców w Moskwie 9 maja, w czasie gdy Rosja prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie, są nie do przyjęcia – oświadczył premier Donald Tusk. Według niego przywódcy Chin czy Brazylii mogą mieć inne poglądy na historię i teraźniejszość. Ale żaden Europejczyk nie może udawać, że nie widzi, gdzie tkwi zagrożenie, i jak ważne jest zachowanie solidarności i wspólnoty europejskiej.

Wcześniej o niedopuszczalności udziału europejskich przywódców w rosyjskich obchodach 9 maja mówiła Kaja Kallas, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej. Spośród Europejczyków poparcie dla putinowskiego Dnia Zwycięstwa osobiście zadeklarowali prezydent Serbii Aleksandar Vučić i premier Słowacji Robert Fico.

Jednak grono odbiorców rosyjskich komunikatów w Europie jest znacznie szersze. Według Smirnowej narracje te znajdują oddźwięk głównie wśród polityków i szerszej publiczności o prokremlowskich poglądach:

– W Niemczech politycy z partii Sojusz Sahry Wagenknecht niedawno publicznie wypowiadali się o „historycznej odpowiedzialności” Niemiec wobec Rosji i krytykowali zalecenie niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, aby w tym roku nie zapraszać oficjalnych przedstawicieli Rosji i Białorusi na uroczystości upamiętniające II wojnę światową. Ich stanowisko poparła niemieckojęzyczna wersja kanału telewizyjnego Russia Today.

Rosja przygotowuje się do 80. rocznicy zwycięstwa w II wojnie światowej. Zdjęcie: ANGELOS TZORTZINIS/AFP/East News

Strategie polityków, jak z kolei uważa Maksym Wichrow, są determinowane przez ich własne interesy polityczne. Dlatego tak naprawdę chodzi tu o ich wyborców, o ich wrażliwość na rosyjskie narracje. W tym zakresie Moskwa prowadzi zakrojoną na szeroką skalę i agresywną walkę o umysły mieszkańców krajów europejskich:

– Celem Rosji jest destabilizacja, a ostatecznie – zniszczenie Unii Europejskiej i NATO. Dlatego Moskwa wspiera różne siły populistyczne w Europie, posuwając się aż do bezpośredniego ingerowania w procesy wyborcze. I niekoniecznie chodzi tu o bezpośrednią reklamę „ruskiego miru”. Nacisk kładzie się na podsycanie niezadowolenia z „dyktatury Brukseli” i „dominacji migrantów”.

Ważnym tematem ataków informacyjnych jest też Ukraina: „Dlaczego pieniądze naszych podatników są przeznaczane na finansowanie wojny, w której nie wiadomo jeszcze, kto jest ofiarą, a kto agresorem?”

Rosja wykorzystuje także obawy przed eskalacją: UE, wspierając Ukrainę, rzekomo ryzykuje wciągnięcie państw europejskich w bezpośredni konflikt zbrojny z Federacją Rosyjską. Wichrow podkreśla, że chodzi tu więc o klasyczną operację destabilizującą.

Fanatyczny kult „Pobiedy”

Biorąc pod uwagę cały ten kontekst nie dziwi, że celem współczesnej rosyjskiej propagandy jest wspieranie i wzmacnianie w innych krajach postrzegania Rosji jako kraju zwycięskiego i „zbawcy” innych narodów, ocenia Sonia Horonziak:

– To retoryka siły i długu, którego poczucie wobec Rosji powinny mieć inne kraje, zwłaszcza Ukraina. Dlatego wszystkie działania – zarówno prawne (od 2014 r. ukraińska polityka historyczna jest ukierunkowana głównie na walkę z historycznymi zniekształceniami), jak informacyjne – muszą wzmacniać kampanię informacyjną o faktach, rzeczywistym udziale i rzeczywistych działaniach Armii Czerwonej i ZSRR w II wojnie światowej.

Maksym Wichrow podkreśla, że jeśli chodzi o sprawy wewnętrzne Rosji, to temat II wojny światowej może być wykorzystywany jeszcze bardzo długo:

– Wszystko zaczęło się od rekonstrukcji breżniewowskiego kultu „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej ”, ale dzisiejsze „pobiedobiesie” to już inne zjawisko. Jest ono bardzo bliskie swoistej religii obywatelskiej, a wierzeń religijnych nie da się obalić racjonalnymi argumentami. Co więcej, współczesne „pobiedobiesie” nie dotyczy tak bardzo II wojny światowej, jak imperialnej manii wielkości. Kiedyś wszystkie te uczucia przelewały się w koncepcję Rosji jako obrończyni prawosławia, a potem – Rosji jako przewodniczki ludzkości ku świetlanej komunistycznej przyszłości.

Teraz Rosja przywdziała szaty wybawicielki ludzkości od nazizmu

Ekspert jest przekonany, że można to zatrzymać tylko wtedy, gdy Rosja zostanie zdekolonizowana, a to, co z niej pozostanie, przemyśli swoje miejsce i przeznaczenie w świecie – tak jak w XX wieku Niemcy:

– Do tego czasu możemy na okrągło obalać mity o II wojnie światowej, ale nie wpłynie to na rosyjską świadomość masową.

Według Wichrowa w wymiarze międzynarodowym sprawa wygląda bardziej optymistycznie. Na przykład rosyjska propaganda nie ma już wpływu na Ukrainę – z wyjątkiem marginalnych grup, które nie są w stanie wpłynąć na życie kraju:

– Kraje zachodnie również mają swoje ugruntowane rozumienie II wojny światowej, swój model pamięci, którego Moskwa nie jest w stanie zmienić. Nawet te kraje, które w pewnym stopniu akceptują rosyjską narrację, mają dość silną odporność na „pobiedobiesie”.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

„Pobiedobiesie”, czyli czemu służy rosyjski kult 9 maja

Kateryna Tryfonenko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Ексклюзив
20
хв

Oszustwo Rosji

Ексклюзив
20
хв

Szybki pokój po amerykańsku. Czy Trump ogra Putina?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress