Exclusive
20
min

Dlaczego wracam na wschód

Chcę czuć, że gdzieś przynależę – do miejsca, w którym sąsiedzi pozdrawiają się nawzajem, miejsca, w którym ludzie troszczą się o siebie nawzajem

Melania Krych

Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Przez długi czas przeprowadzka do Ameryki była moim marzeniem, jednak po trzech latach mieszkania tam zdecydowałam się wrócić do Polski. Tak jak moi rodzice, myślałam, że życie w Ameryce zaoferuje mi ów wielki amerykański sen – lecz to nie był ten przypadek. Myślę, że ze względu na sposób, w jaki Ameryka jest przedstawiana, miałam wpojone wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądało moje życie. Nie byłam jednak świadoma szokujących odkryć, które przychodzą wraz z przeprowadzką na Zachód.

Gdy tam dotarłam, nie powiedziałabym, że tęskniłam za moim starym życiem w Polsce. Wszystko wydawało się nowe i ekscytujące. Czułam, że „mi się udało”. Jednak im więcej czasu spędzałam w USA, tym bardziej zdawałam sobie sprawę ze smutnych realiów Ameryki. Życie na Wschodzie jest mocno skupione na społeczności: znam swoich sąsiadów, kupuję owoce i warzywa na lokalnym targu, przyjaciele stawiają mi piwo, gdy jestem spłukana. Tymczasem moje doświadczenia w Ameryce były całkowitym tego przeciwieństwem. Jeśli nie mieszkasz w dzielnicy, w której dorastałaś lub budowałaś społeczność, wszystkie twoje doświadczenia są czysto transakcyjne. Przyłapywałam się na myśleniu, że tworzę z kimś relację – a później szybko odkrywałam, że ta osoba czegoś ode mnie chce, zacierając granicę tego, czy przyjaźń może istnieć poza pracą lub statusem.

W Stanach Zjednoczonych najtrudniejszym było dla mnie zrozumienie swojej tożsamości

W Ameryce jestem postrzegana jako biała dziewczyna, a moja tożsamość jako Polki niekoniecznie jest brana pod uwagę – chyba że poruszę ten temat w rozmowie. Naprawdę trudno mi było to zrozumieć, bo czuję, że pochodzę z kraju, który bardzo koncentruje się na tożsamości. Czułam, że właśnie tego mnie pozbawiano. W rzeczywistości nie potrafiłam zidentyfikować się z tym, kim jestem w USA. Czy powinnam być uważana za imigrankę, czy za polską Amerykankę? To było dla mnie bardzo niejasne. Zdawałam sobie sprawę z przywilejów, jakie mam w Ameryce ze względu na bycie białą kobietą. Nie potrafiłam jednak identyfikować się ani tworzyć więzi z białymi Amerykankami wokół mnie.

Zdjęcie: Shutterstock

Nie czułam się tam, jak w domu – chyba że byłam na Greenpointcie, gdzie mogłam spotykać się z Polakami. Bo jeśli chodzi o mój uniwersytet, to spotkałam tam tylko jedną Polkę. Lepiej poczułam się dopiero wtedy, gdy zaprzyjaźniłam się z Ukraińcem, który pochodził z rodziny imigrantów. Świetnie rozumiał, o czym mówię. Amerykanie postrzegali go tylko jako białego chłopca – zresztą on też nie był w stanie identyfikować się z białymi amerykańskimi mężczyznami. Rozmawialiśmy o podobieństwach i różnicach w byciu Polakiem i Ukraińcem – oraz o terrorze, który szaleje teraz na świecie, a który większość naszych rówieśników w Ameryce zdawała się ignorować. Myślę, że Ameryka jest tak skoncentrowana na sobie i swojej polityce, że wiele kwestii zewnętrznych, które nie dotyczą tamtejszych ludzi, wydaje się im nieistotnych. Dlatego możesz się czuć zagubiony, zwłaszcza gdy jesteś imigrantem.

Ten mój przyjaciel uświadomił mi, jak bardzo tęsknię za moim krajem i moją społecznością, bo był najbliżej tego, czym w moim odczuciu była społeczność w Ameryce. Tam bycie wschodnim Europejczykiem jest dziwnym doświadczeniem. Bo choć z jednej strony większość krajów Europy Wschodniej była w przeszłości uciskana, to z drugiej masz przecież przywilej bycia białą osobą i powinnaś wziąć odpowiedzialność za posiadanie tego przywileju.

Po prostu za mało mówi się o tym, jak bardzo historia wpłynęła na kraje Europy Wschodniej – zwłaszcza na Zachodzie nie widzę, by było wielu ludzi świadomych tego, co się stało.

Pamiętam, jak na jednych z moich zajęć amerykański dzieciak nie wiedział, co dzieje się w Ukrainie. „Jaka wojna?”, powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę

Jak można tego nie wiedzieć? – myślałam rozzłoszczona. Tam wszystko kręci się wokół ich kraju, a to, co nie jest na nim skoncentrowane lub nie skupia się na ich idei indywidualizmu – jest wykluczane. „Ameryka to, Ameryka tamto” – nie mogłam już tego znieść. Żadnych wiadomości o innym kraju, choć to ich kraj jest odpowiedzialny za większość zbrodni wojennych na świecie, będąc zarazem jedynym, który mógłby te wojny zakończyć.

Zdjęcie: Shutterstock

W Nowym Jorku zamieszkałam w ukraińskiej części dzielnicy East Village, mając nadzieję, że przyniesie mi to poczucie spokoju. Jednak zamiast tego miałam wrażenie, ta ukraińskość jest zmyślona. Na ulicach nie słyszałam ukraińskiego, za to większość dzielnicy wydawała mi się zgentryfikowana przez hipsterskich białych Amerykanów i studentów szukających tanich mieszkań. Często zastanawiałam się, co to oznacza dla tych, którzy kiedyś nazywali tę okolicę domem.

Kontrast między oryginalną kulturą a nowoczesnym, bardziej skomercjalizowanym środowiskiem wywoływał poczucie nostalgii za tym, co zostało utracone, potęgowane przez obecne wydarzenia w Ukrainie

To samo zaobserwowałam na Greenpointcie. To, co kiedyś było znane jako kwitnąca polska dzielnica, nie było już takie samo. Odwiedzałam to miejsce każdego miesiąca – kolejna restauracja była zamykana i kolejna znana mi osoba wyprowadzała się, bo nie było jej już stać na życie tam. Najbardziej uderzyła mnie zmiana w otaczających mnie ludziach. Wielu mieszkańców, którzy mieszkali tam przez długi czas, zostało wypchniętych z powodu rosnących czynszów, a krajobraz kulturowy, dzięki któremu z początku czułam się jak w domu, stał się bardziej homogeniczny. Zarówno ukraińska, jak polska społeczność zostały wypchnięte z dzielnic, które kiedyś uważały za swoje. Teraz przenoszą się kilka mil dalej od Manhattanu, do innej dzielnicy, którą będą nazywać domem, dopóki wszystko się nie powtórzy.

Przez cały pobyt w Ameryce zastanawiałam się: dlaczego nie wybrać spokojniejszego, wspólnotowego życia? Dlaczego to miałoby pozostać tylko marzeniem? To poczucie izolacji w czterech ścianach mojego nowojorskiego mieszkania, codzienne budzenie się w dobiegającym z zewnątrz hałasie, patrzenie na twarze, których nie rozpoznaję. Dlaczego nie przenieść się z powrotem do domu i mieć wspólnotę, wsparcie i poczucie bezpieczeństwa? Zdałam sobie sprawę, że narzekając na to wszystko miałam tylko jedną opcję. Spakowałam swoje rzeczy i wyjechałam. Moim marzeniem nie jest otaczanie się błyszczącymi rzeczami i praca, która wzmacnia moje poczucie własnej wartości. Chcę czuć, że gdzieś przynależę – do miejsca, w którym sąsiedzi pozdrawiają się nawzajem, miejsca, w którym ludzie troszczą się o siebie nawzajem. Miejsca, które możemy nazwać domem.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Reżyserka, kreatywna producentka i asystentka reżysera z Warszawy. Obecnie kończy studia w NYU Tisch School, gdzie uczęszcza na program Film and TV. W trakcie swojego pobytu w NYU wyreżyserowała kilka filmów, które koncentrują się na wprowadzaniu zmian społecznych. Wiele z filmów, nad którymi pracowała, zostało zakwalifikowanych na znane festiwale filmowe. Wierzy, że opowiadanie historii powinno zawsze być wypełnione prawdą i pełnić rolę motywatora do wprowadzenia zmian w społeczenstwie.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Ursula von der Leyen to polityczka pochodząca z Niemiec – kraju, którego politykę za czasów kanclerza Gerharda Schroedera Rosja zdołała od wewnątrz zmanipulować. Najsilniejszy przemysłowo kraj Europy popełnił katastrofalny błąd w polityce energetycznej, wpadając w objęcia Putina – kilka kolejnych niemieckich rządów oddawało krok po kroku bezpieczeństwo energetyczne Niemiec w ręce wielkich przemysłowców. Nie liczyło się nic poza szybkimi zyskami i obniżeniem kosztów produkcji, dlatego kraj uzależnił się od taniego gazu i znacznych rabatów udzielanych przez Kreml. Rosyjski gaz w Niemczech stał się tak tani, że zaczęto go wykorzystywać nie tylko do ogrzewania domów i produkcji chemicznej, ale także do wytwarzania energii elektrycznej. Spowodowało to jeszcze większą zależność, na którą niemieccy politycy patrzyli przychylnie. Gaz był przez nich uważany za tanią i bardziej ekologiczną alternatywę dla węgla i ropy.

Dlatego Kreml nabrał przekonania, że Niemcy, będąc w znacznym stopniu uzależnione od jego nośników energii, nie kiwną palcem, gdy najpierw upadnie Ukraina, a potem kraje bałtyckie i Polska
UE zagroziła zablokowaniem Nord Stream 2, jeśli Kreml nie zgodzi się na rozejm. Zdjęcie: ANDREW MEDICHINI/AFP/East News

Pewności Rosjanom dodawał ambitny projekt, nad którym Putin i jego niemieccy lobbyści pracowali przez dekady – gazociągiem Nord Stream 2, będącym inwestycją za ponad 9,5 mld dolarów i zacieśniającym niemiecko-rosyjskie partnerstwo energetyczne. O to, by ten gazociąg zaczął działać, Niemcy toczyły ciężkie boje z Trumpem podczas jego pierwszej kadencji i z Joe Bidenem.

Jednak wystąpienie Ursuli von der Leyen w Parlamencie Europejskim na początku maja daje do zrozumienia, że Niemcy i Europa w końcu odpokutują za wieloletnie angażowanie się w niebezpieczny projekt Putina.

– Era rosyjskich paliw kopalnych w Europie dobiega końca – oświadczyła polityczka

Właśnie rezygnację z rosyjskich paliw kopalnych von der Leyen uznała za jeden z trzech kluczowych warunków osiągnięcia trwałego pokoju w Ukrainie. Od połowy pierwszej dekady XXI wieku Rosja intensywnie promowała w Berlinie, Brukseli i Paryżu tezę, że Ukraina jest bardzo niepewnym tranzytowym dostawcą gazu dla Europy, a w kwestii technologii gazowych Ukraińcy są zacofani. W rzeczywistości było na odwrót: to właśnie w Kijowie zaprojektowano główne radzieckie gazociągi, które potem przyniosły Putinowi i jego otoczeniu miliardy dolarów.

Przywództwo Ursuli von der Leyen w Unii przypadło na trudne czasy – wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi i pogorszenie się stosunków Europejczyków z prezydentem Donaldem Trumpem. Chcąc go skłonić do konstruktywnych rozmów z Europą, Niemka wezwała na pomoc premierkę Włoch Giorgię Meloni. Dziś razem szukają sposobów na ratowanie Europy.

Giorgia Meloni i Ursula von der Leyen. Zdjęcie: LUDOVIC MARIN/AFP/East News

Von der Leyen ma jasny plan, jak stopniowo uwalniać Europę od roli potencjalnego bezwolnego trofeum Chin, Rosji i Stanów Zjednoczonych. Liderka Unii Europejskiej proponuje rezygnację z nowych umów na dostawy rosyjskiego gazu, w tym gazu przesyłanego rurociągami i skroplonego gazu ziemnego (LNG). Ma go zastąpić gaz amerykański i to właśnie osobiste kontakty Meloni z Trumpem mają pomóc w ustaleniu, jaki będzie jego udział. Najlepiej, by to nie był monopol.

Plan von der Leyen przewiduje korzystanie przez Europę z alternatywnych źródeł energii. Zgodnie z nim UE zwiększa wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii i import gazu z innych krajów. Proponuje się też nowe zasady monitorowania i przejrzystości dostaw gazu, by można było uniknąć ukrytych zakupów rosyjskiego paliwa.

Osobno pojawia się propozycja stopniowego ograniczenia roli rosyjskiego sektora jądrowego: UE planuje też stopniowe ograniczenie importu wzbogaconego uranu i innych materiałów jądrowych z Rosji.

To atut, który od lat pozwala Rosji straszyć atakiem nuklearnym i szantażem wymuszać na Europie ustępstwa

Przewodnicząca Komisji Europejskiej jest jednym z pierwszych polityków, którzy zaczęli mówić o dostosowaniu europejskiego przemysłu obronnego do wyzwań nowych czasów: „Czas iluzji minął. Teraz Europa musi wziąć na siebie większą odpowiedzialność za własną obronę. Nie w odległej przyszłości, ale już dziś, nie stopniowymi krokami, ale z odwagą, której wymaga sytuacja”.

Oczekuje się, że w czerwcu 2025 r. zostanie przedstawiony pakiet zmian dla europejskiego przemysłu obronnego, który uprości certyfikację, testowanie i systemy zakupów uzbrojenia. Wszystko to stanowi właściwą odpowiedź na kryzys, w który pogrążyła Europę bierność wobec manipulacji i szantażu ze strony Rosji. Według von der Leyen przed rozpoczęciem inwazji na Ukrainę kraje UE płaciły Rosji za nośniki energii 12 mld euro miesięcznie. Obecnie kwota ta spadła do 1,8 mld. Udział rosyjskiego gazu w unijnym imporcie zmniejszył się z 45% do 13%, a import ropy zmalał dziesięciokrotnie.

Chociaż Węgry i Słowacja, których rządy są lojalne wobec Kremla, bardzo chcą ponownie odkręcić kurek z rosyjską ropą i gazem, przywódczyni Unii Europejskiej dała do zrozumienia, że nic takiego się nie stanie. Viktor Orbán i Robert Fico będą więc musieli pogodzić się z rzeczywistością i zmienić kurs, na przykład poprzez rozwijanie alternatywnych sposobów produkcji energii elektrycznej, tak jak od kilku lat robi to Polska.

Ursula von der Leyen i Donald Tusk. Zdjęcie: JONAS ROOSENS/HOLLANDSE HOOGTE/East News

„Rosja wielokrotnie wykazała swoją niewiarygodność jako dostawca. Putin wstrzymywał dostawy gazu do Europy w 2006, 2009, 2014 i 2021 roku, a także podczas wojny. Ile jeszcze trzeba, żebyśmy to zrozumieli? Uzależnienie od Rosji szkodzi nie tylko naszemu bezpieczeństwu, ale także gospodarce. Nasze ceny energii nie mogą zależeć od wrogiego sąsiada” – stwierdziła niemiecka polityczka.

Ursula von der Leyen zmieniła zasady gry, których przestrzegali tolerancyjni wobec Rosji europejscy dżentelmeni

W epoce wielkich wstrząsów ta zdecydowana kobieta w Brukseli stała się zbawieniem dla wszystkich. Europa nie jest już bowiem rozdarta między wątpliwościami a kompromisami. Architektką tego procesu jest właśnie von der Leyen.

Latem 2024 r. gazeta ekonomiczna „Handelsblatt” opublikowała obszerny artykuł o tym, jak była kanclerz Niemiec i szefowa CDU/CSU Angela Merkel ukrywała informacje na temat taktyki szantażu Putina i skali uzależnienia niemieckiego biznesu od rosyjskich surowców energetycznych. Miało to potem wpływ na decyzje polityczne podejmowane w Brukseli i Waszyngtonie.

Ursula von der Leyen jest wieloletnią gwiazdą CDU – partii, która odniosła zwycięstwo w ostatnich wyborach w Niemczech. Prowadzona przez nią polityka zdaje się świadczyć o tym, że przywódczyni UE naprawia błędy historii i odpokutowuje za dawne grzechy swoich politycznych kolegów.

Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji”.

20
хв

Pierwsza w Europie. Jak Ursula von der Leyen ratuje Zachód spod gilotyny rosyjskiego gazu

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Kiedy wyjechał, odetchnęłam z ulgą – niech lepiej będzie daleko, ale bezpiecznie.

W pierwszych dniach marca 2022 roku zostawiłam mojego 15-letniego syna Daniła w samochodzie ledwo znanych mi ludzi, którzy jechali w kierunku polskiej granicy. 

Był mroźny, suchy i, jak mi się wydaje, nawet nieco słoneczny dzień w napiętym, prawie pustym Kijowie. Transport publiczny nie działał, taksówka kosztowała tyle co bilet lotniczy, a przejazd nią był nieprzewidywalny z powodu blokad. Z rodzinnej Obołoni [dzielnica Kijowa] do miejsca odjazdu Daniła przywiozła moja przyjaciółka. Kilka dni później wstąpiła do wojska i do dziś tam służy. 

Daniło miał ze sobą tylko plecak z kilkoma koszulkami i spodniami – każde miejsce w środkach transportu z Ukrainy było na wagę złota, więc nie było mowy o walizkach. Jak i ile czasu Daniło jechał z Kijowa do Lwowa przez ogromne korki – to osobna historia. Ale w końcu dotarł do Polski, a 11 marca wyleciał z Warszawy do Kanady. 

Daniło był już tam z drużyną hokejową, więc miał ważną wizę kanadyjską. Ja nigdy nie byłam w Kanadzie i wiedziałam o tym kraju tylko, że jest tam zimno, ale ludzie są przyjaźni. No i że pod Vancouver mieszkają nasi znajomi z drużyny, którzy wyjechali z Doniecka jeszcze w 2014 roku. Prawdopodobnie dlatego od razu zgodzili się przyjąć syna. Jak wtedy myśleliśmy, na kilka tygodni. 

Następnym razem zobaczyłam go dokładnie rok później – przyjechał do Ukrainy i spędził z nami lato. Szczerze mówiąc, nie było to szczęśliwe lato. Co innego, gdy ostrzeliwują ciebie, a co innego, gdy ostrzeliwują twoje dziecko. Nie zawsze zwracam uwagę na alarmy powietrzne i ani razu nie schroniłam się w schronie, ale kiedy Daniło był w pobliżu, nie mogłam znaleźć sobie miejsca podczas gdy wyły syreny.. 

Kiedy wyjechał, odetchnęłam z ulgą – niech lepiej będzie daleko, ale bezpiecznie. 

W zeszłym roku, w 2024 roku, również go zobaczyłam – na jego kanadyjskiej maturze. Z powodu wojny nie pożegnał się z ukraińską szkołą. Pierwszego lata po inwazji po prostu odebrałam jego świadectwo ze złotym medalem w sekretariacie szkoły, nie powstrzymując łez goryczy za niego i wszystkie nasze dzieci. Kiedy stało się jasne, że będzie kontynuował naukę w kanadyjskiej szkole, postanowiłam, że muszę być obecna na zakończeniu roku szkolnego, nawet jeśli droga z Kijowa do Vancouver będzie kosztować tyle, ile dwa miesiące życia w Ukrainie. 

Daniło Bereza na zakończeniu roku szkolnego w Kanadzie, 2024 r.

To nie jest historia o największym bólu. Ta historia jest o bólu, którego w ogóle nie powinno być.

W marcu tego roku minęły trzy lata, odkąd mieszkamy w odległości 8640 kilometrów od siebie. Jak minęły? Myślę, że łatwiej, niż gdyby Danio był młodszy lub starszy w momencie inwazji. Przyjechał do Kanady w wieku 15 lat, przez dwa i pół roku uczył się w lokalnej szkole, dostał się do drużyny hokejowej, uzyskał prawo jazdy, znalazł dodatkową pracę, poznał dziewczynę. Pierwszy rok w Kanadzie nie był łatwy, ale ogólnie integracja przebiegła pomyślnie.


Być może pomogło też to, że Kanada jest krajem imigrantów z silną diasporą ukraińską. 

Jeśli można tak powiedzieć w tej sytuacji, to ja miałam „szczęście”, że Putin i jego ołowiani żołnierze najechali Ukrainę, kiedy Daniło był już nastolatkiem. Dzięki temu mógł sam wyjechać do obcego kraju, a ja zostałam i kontynuowałam pracę w swoim zawodzie. Setki tysięcy naszych kobiet, których dzieci były młodsze w momencie inwazji, zostały zmuszone do wyjazdu wraz z nimi do obcych krajów, nie znając języka, nie mając możliwości znalezienia godziwej pracy i wsparcia rodziny. 
Jednocześnie matki takie jak ja mają swoje trudności. Jedną z nich jest systematyczne opuszczanie najważniejszych wydarzeń w życiu dziecka i często dowiadywanie się o nich po fakcie. Dla mamy, która zawsze była głęboko zaangażowana w życie syna, jest to bolesne doświadczenie. 

Tak, Daniło zapisał się do nowej szkoły nie ze mną, ale z mamą z rodziny, która go przyjęła.
Przygotowywał się i wstąpił na uniwersytet nie ze mną, ale z kuratorką szkolną.
Święta Bożego Narodzenia spędził nie z własną rodziną, ale z rodziną swojej dziewczyny.
Nowy Rok nie spędził ze mną i babcią, ale sam w samochodzie na parkingu, ponieważ w Kanadzie to święto nie ma takiego znaczenia jak u nas.
Nawet datę operacji po urazie barku wybrał bez mnie... 

Część tych trudności wynika z odległości i różnicy czasu. Ale wojna maksymalnie komplikuje sytuację. Na przykład wkrótce czeka go poważna operacja, która wymaga długiej rekonwalescencji. Normalnie przywieźlibyśmy go do domu, otoczyli troską. Ale syn ma już 18 lat i nie może swobodnie wyjechać z Ukrainy. Więc przejdzie przez to sam, a jego rodzina będzie w tym czasie na innym kontynencie. 

Oczywiście to zupełnie inne doświadczenie niż wtedy, gdy twój syn dorasta w kraju, który codziennie jest ostrzeliwany. Albo gdy przez trzy lata nie może zobaczyć ojca. Albo gdy poszedł walczyć. Albo... albo... albo...

Ale ta historia nie jest o największym bólu. Ta historia jest o bólu, którego w ogóle nie powinno być.

Tak jak nie powinno być państwa-terroysty, które dzieli rodziny na lata i kilometry, a niektóre nawet na zawsze. 

Data publikacji: 1.5.2025

20
хв

Niech już lepiej będzie daleko

Anastasija Bereza

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

By pokonać Putina, trzeba obronić demokrację przed prorosyjskimi nacjonalistami w UE

Ексклюзив
20
хв

Stambuł: udawana dyplomacja czy szansa na przełom

Ексклюзив
20
хв

Pierwsza w Europie. Jak Ursula von der Leyen ratuje Zachód spod gilotyny rosyjskiego gazu

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress