Exclusive
20
min

Czego nauczyły mnie moje ukraińskie siostry

Chociaż jestem feministką, muszę przyznać, że do niedawna myślałam o kobietach, które ucierpiały na wojnie, jak o ofiarach. Ukraińskie kobiety wywróciły moje wyobrażenie o bohaterstwie do góry nogami. Do tej pory to słow

Natalia Waloch

Ukraińskie kobiety w Przemyślu, Polska, 14 marca 2022 r. Fot Louisa Gouliamaki/AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Myślę o nich za każdym razem, gdy piłuję paznokcie. Kiedy wkładam bukiet do wazonu, kiedy sprawdzam przed rozmową kwalifikacyjną, czy dyktafon w moim telefonie działa, kiedy czekam z dziećmi na zatłoczonym peronie, aby zabrać je do taty. Myślę, kiedy co miesiąc odczytuję licznik energii elektrycznej i kiedy wyrzucam pluszowe misie mojej córki do dużego niebieskiego kosza.

Ukraińskie kobiety stały się częścią mojego życia i nauczyły mnie rzeczy, które pozostaną ze mną na zawsze.

Pociąg

24 lutego 2022 roku zadzwoniła do mnie Anastasia Pugaczewa. Zanim przeprowadziłam się z dziećmi do Warszawy, nasze córki - jej Polina i moja Łucja - chodziły razem do przedszkola w Toruniu. Nastka powiedziała, że wyjeżdża na Ukrainę. Kilka miesięcy temu jej mąż zmarł po ciężkiej chorobie, a ona zostawiła Polinę na jakiś czas u dziadków, żeby doszła do siebie. Teraz miała ją odebrać w chaosie pierwszych dni wojny, kiedy nikt na świecie nie wiedział, czego się spodziewać, a Rosjanie nacierali na Kijów. Podróż, która zwykle zajmowała kilka godzin, trwała dzień w jedną stronę.

Udało się. Przywiozła Polinę bezpiecznie do Torunia. Za każdym razem, gdy czekam z dziećmi na zatłoczonym peronie Dworca Gdańskiego w Warszawie, by zabrać je na weekend do taty, myślę o podróży Nastii. I odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam jej zdjęcie z Poliną w polskim pociągu, po całej tej macierzyńskiej misji

Anastazja Pugaczewa i Polina, zdjęcie archiwum prywatne

Kolejne miesiące nie przyniosły spokoju. Większość rodziny Anastazji mieszkała w Mariupolu, a ona rzadko się z nimi kontaktowała. Po wyzwoleniu miasta dowiedziała się, że jej ojciec zmarł. Nastia zabrała babcię i innych krewnych do Torunia, ale po jakimś czasie postanowili wrócić do domu. I wtedy... Wtedy nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Pomiędzy leczeniem ran po śmierci męża, opieką nad Poliną, żałobą po ojcu i nieustanną pomocą uchodźcom, Anastasiia pisała bogate w poezję teksty, wściekle grała na gitarze, a za chwilę miał się ukazać album jej zespołu Nastalgia "Coj po polsku"

Nastka pokazała mi, że najgorsze nie musi zabijać wrażliwości. Wręcz przeciwnie: może ją wzmocnić, wydobyć na powierzchnię i pozwolić nam stworzyć na gruzach ogród. Może trochę ponury, dziki, gęsty, taki, w którym nie mamy pewności, czy nie ukłujemy się sięgając po kwiat, ale wciąż piękny i przede wszystkim żywy: odradzający się po najsroższej zimie, wstający po każdej burzy i gradzie, zielony po największej suszy.

Bukiety i dyktafon

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Anastazja wracała z Poliną z Piaticzatek, rozmawiałam z Oksaną Litwinienko, którą znam od wielu lat. W tym czasie nie spała przez kolejny dzień i nadal była w kontakcie ze swoimi krewnymi na Ukrainie. Powiedziałem jej, że nie wiem, gdzie znaleźć spokój w obliczu tego, co się dzieje, i że właśnie kupiłam sobie kwiaty i zamierzam zrobić z nich piękny bukiet. Podobno nawet w okopach podczas bitwy nad Sommą żołnierze hodowali kwiaty: sadzili je w łuskach po pociskach.

Oksana odparła, że Ukrainki w Kijowie też tak robią; słyszała o jednej, która wyszła do ogrodu i zaczęła porządkować grządki zniszczone przez ostrzał. "Wiesz, ja też pójdę i kupię bukiet" - powiedziała na koniec. Nigdy nie zapomnę tej rozmowy i Oksany, która nie mogła zamknąć oczu nawet na kwadrans. Nie spała jeszcze przez wiele dni, a potem pojechała na granicę. Pomagała tam dzień i noc, i była jedną z pierwszych osób, które zmierzyły się z czymś, o czym nikt z nas nie mówił nawet wtedy, na samym początku inwazji na pełną skalę, ponieważ wszyscy się tego baliśmy. Dotarło to do mnie w marcu 2022 roku, kiedy dowiedziałem się od polskiego żołnierza, że do Polski przyjeżdżają zgwałcone przez Rosjan kobiety i dziewczynki. Na granicy przejmowała je Oksana i naprawdę nie mogły mieć większego szczęścia w tym nieszczęściu.

Nie wiem, czy znam kogoś takiego jak ona. Jest odważna i silna w sposób, który rzadko się widuje. Jest też wściekła i nie wstydzi się tego gniewu, nie powstrzymuje go. W końcu przywiodło ją to do Kijowa. Pojechała zobaczyć swoich bliskich, znajome miejsca, zanurzyć się w swoim języku, ale oczywiście ponownie udała się do miejsca, w którym niewielu ludzi chce być

Tu w mojej opowieści pojawia się inna Ukrainka, Iryna Dowhań. Świat usłyszał o niej już w lutym 2022 roku, kiedy amerykański dziennikarz uwolnił ją z niewoli Rosjan w okupowanym Donbasie. Znęcali się nad Iriną, napastowali ją seksualnie, a w końcu, po wielu dniach, sprawcy przywiązali ją do słupa w mieście - owiniętą w ukraińską flagę, z napisem na piersi, że jest dzieciobójczynią. Przechodnie opluwali ją i bili. Odkąd świat dowiedział się o masakrze w Buczy i masowych gwałtach, Iryna podróżuje po wsiach i miasteczkach, i zbiera świadectwa. Włącza dyktafon i słucha. Oksana skontaktowała się z Iryną, która założyła organizację Sema Ukraine i razem podróżowały od wioski do wioski, aby zebrać dowody zbrodni Rosjan

Iryna Dowhań dręczona w Donbasie, Zdjęcie Mauricio Lima/The New York Times/East News

My, Polacy, znamy duszący ciężar wojennych tajemnic rodzinnych, które były utrzymywane przez pokolenia. Świat nigdy nie był łaskawy dla maltretowanych kobiet. Tymczasem Ukrainki mówią, że wiedzą, że to nie one powinny się wstydzić; chcą, aby świat dowiedział się, co zrobili Rosjanie. "Chcieli zrobić z nas ofiary, ale my wolimy być bronią. Tak właśnie mówią" - mówi mi Oksana.

Pokazała mi, jak niesamowitym motorem napędowym może być gniew. Gniew, do którego nam, kobietom, przez wieki odmawiano prawa i który nauczyłyśmy się tłumić. Dziś myślę, że nie ma sprawiedliwości bez gniewu. Nigdy wcześniej nie myślałam o tym w ten sposób.

Paznokcie

Kiedy rozmawiam z Eleną Apchel przez komunikator w grudniu 2022 roku, w Wigilię, ledwo ją widzę. Jej twarz jest lekko oświetlona tylko przez ekran jej smartfona.

Poznałyśmy się miesiąc wcześniej na Kongresie Kobiet w Brukseli. Olena jest reżyserką teatralną, przez kilka lat pracowała w Polsce, a obecnie mieszka w Berlinie. Ale w chwili, gdy rozmawiamy, jest w Ukrainie. Przyjechała zorganizować zbiórkę ciepłych butów i ubrań dla swoich kolegów żołnierzy. Tak wiele kobiet wstąpiło do ukraińskiej armii, że nie ma wystarczającej ilości mundurów w odpowiednim rozmiarze dla wszystkich. Kobiety stanowią 20 procent armii, około 50 000 osób. 5 000 z nich walczy na froncie

Wśród nich są koledzy Oleny. Jedną z nich jest aktorka teatru lalek, która po szkoleniu stała się jednym z najlepszych strzelców jednostki. Druga jest koleżanką ze studiów: Olena studiowała reżyserię filmową, kulturoznawstwo i dokumentalistykę. Służy w wojsku już od kilku lat - przecież wiemy, że ta wojna zaczęła się na długo przed lutym 2022 roku. Jej mąż i dwójka dzieci zostali w domu. W jej ślady poszli ojciec i brat, którzy również wstąpili do wojska.

Przyjaciółki Oleny są na linii frontu. Oznacza to, że Rosjanie są nie dalej niż 1,3 km od nich. Leżą lub stoją przez cały dzień i noc, często w błocie, deszczu lub zimnie. Podczas swoich podróży na Ukrainę Olenie czasami udaje się z nimi spotkać, jeśli dostaną przepustkę, aby nabrać sił. Mówi, że ich włosy są zawsze czyste i splecione. I pachną jak ognisko. Po tygodniach spędzonych na froncie ten zapach wnika głęboko w skórę i włosy i nie da się go szybko zmyć

Kiedy zacząłam pisać ten tekst, zadzwoniłem do Oleny. Była właśnie w pociągu, znów w podróży z Berlina na Ukrainę. Wkrótce przestanie podróżować tam i z powrotem. Wyjedzie do swojego kraju na zawsze. Postanowiła zostawić wszystko i wstąpić do wojska. "Wiesz, oni walczą już tak długo, że musimy zmienić siostry na linii frontu." - powiedziała mi kiedyś.

Od tamtej pory za każdym razem, gdy piłuję paznokcie, myślę o Olenie. Myślałam, że znam siłę kobiecej solidarności, ale dopiero teraz dostrzegłam jej ogrom. Dlaczego, możesz zapytać, przychodzą mi do głowy te myśli, kiedy robię paznokcie? Z powodu innej historii Oleny, którą ta wspaniała dziewczyna wyryła w moim sercu jak dłuto: "Pewnego dnia patrzyłam i zobaczyłam, że jedna z moich koleżanek żołnierek ma takie dziwnie przycięte paznokcie, zapytałam ją o nie, a ona na to: "No pizda, no pizda": "No, b***h, Olena, siedziałam tam, nie było pilniczka do paznokci, to sobie spiłowałam na kamieniu". I dołączyłam do kobiet, które od wieków piłowały sobie paznokcie, do tych wszystkich Amazonek i Sarmatek, które też walczyły"  

Licznik energii elektrycznej i pluszowe misie

Od 24 lutego 2022 roku obsesyjnie zadaję sobie pytanie, jak to jest wziąć dziecko za rękę, zamknąć dom, nie wiedząc, czy kiedykolwiek do niego wrócimy, i iść przed siebie, nie wiedząc, czy uda nam się dotrzeć do jakiegoś lepszego miejsca. I jak to jest wjechać do sąsiedniego kraju, gdzie kule nie latają, a potem jechać nocą z nieznajomymi do miasta o dziwnej nazwie. No i w końcu nadeszła noc. Pierwsza od dawna, kiedy snu na pewno nie przerywa ryk, pod ciepłym i może nawet przyjemnym kocem, ale wciąż tak obca.

Kiedy widziałam morze ukraińskich matek, które przyjechały do Polski, nie mogłam przestać myśleć o tym, jak trudno jest nagle znaleźć się w obcym miejscu, nie z własnego wyboru. Zabrać dziecko do szkoły i martwić się, jak odnajdzie się w klasie. Szukanie sklepu w nieznanej dzielnicy, by kupić szampon lub podpaski. Próbując rozgryźć nową sieć autobusów i tramwajów, aby dostać się do biura. Wydaje mi się, że jest to nieskończenie trudne doświadczenie, zwłaszcza gdy ma się męża, który walczy na froncie, często starych rodziców i przyjaciół, pozostawionych w kraju.

Przez wiele miesięcy, gdy owijałam moje dzieci w kocyki, w mojej głowie pojawiały się obrazy ukraińskich dzieci śpiących w schroniskach. Do dziś, gdy podnoszę rozrzucone na podłodze pluszaki mojej córki, przypominam sobie schronisko we Lwowie, w którym spędziłam godzinę w czerwcu zeszłego roku

Wraz z parlamentarzystkami z Polski i Belgii zbierałam dowody wojennych gwałtów popełnionych przez Rosjan i odwiedziliśmy w sumie siedem ośrodków w okolicach Rzeszowa i Lwowa. Podczas jednej z tych wizyt usłyszałyśmy alarm. Razem z kierowniczkami ośrodka i kobietami, które przyjechały do względnie bezpiecznego wówczas Lwowa, zeszłyśmy do piwnicy. Było nas około dziesięciu. Najmłodsza z nas miała kilka miesięcy i wierciła się w ramionach matki, najstarsza była po osiemdziesiątce i w wyniku ostrzału prawie całkowicie straciła wzrok, i słuch.

Na stoliku pod ścianą stał obraz Matki Boskiej, a obok butelka ze smoczkiem do mleka dla małego dziecka, które jako jedyne nie rozumiało, co się dzieje. Kobiety prowadzące ośrodek, który przed wojną służył jako schronienie dla ofiar przemocy domowej, wskazały na pokój z materacami wyłożonymi na ścianach na wypadek, gdyby musiały spędzić noc w piwnicy: "Zanim to wszystko się zaczęło, chcieliśmy zrobić tu pokój zabaw dla dzieci, ale niestety zamiast pokoju zabaw mamy schronienie"

Nie potrafię sobie wyobrazić strachu, jaki czuje matka, gdy jej dziecku grożą kule, ale już wiem, jak wiele może zrobić, by chronić swoje dziecko. Pojedzie w nieznane, stworzy dom dla swojego dziecka, nawet jeśli nie będzie to jej własny, podniesie głowę i znajdzie pracę w obcym kraju. Nawet umrze. Znam przypadek ukraińskiej matki, która szła prawie 40 kilometrów do przejścia granicznego z Polską, niosąc na rękach to młodsze i to starsze dziecko. Udało się, przekroczyli granicę. Trafiła do polskiej rodziny. Zjadła, położyła się spać i zmarła. Lekarz stwierdził, że zmarła z wycieńczenia.

Wiem też, że matka, przede wszystkim wtedy, gdy chce chronić, może dać dziecku wolność. Ludmiłę poznałam przez przyjaciółkę i razem szukałyśmy dla niej mieszkania w Polsce. Kilka lat temu opuściła Donbas po tym, jak jej mąż został zabity przez Rosjan na schodach i przeniosła się do Kijowa. Przyjechała do Warszawy po wielu dniach spędzonych w schronisku, większość czasu w ciemności z powodu braku prądu. Kiedy mój przyjaciel zabrał ją na spacer do Parku Łazienkowskiego, Ludmiła była nieustannie zachwycona świeżym powietrzem i słońcem.

Później dowiedziałem się, że miała córkę poetkę na Ukrainie. Zostawiła ją, bo córka nie wyobrażała sobie, że mogłaby przestać walczyć. Słynny polski profesor literatury Stanisław Pigoń powiedział kiedyś, że w Powstaniu Warszawskim walczyli wybitni polscy poeci: "Cóż, należymy do narodu, którego przeznaczeniem jest strzelać do wroga diamentami"

Najwyraźniej Ukraińców czeka ten sam los. Co miesiąc otwieram szafkę na korytarzu i spisuję stan licznika energii elektrycznej. Za każdym razem, gdy to robię, myślę o Ludmile, o jej dniach spędzonych w ciemności. I o najciemniejszym momencie w jej historii, kiedy szanując wolność córki, została zmuszona do pozostawienia swojego największego skarbu na Ukrainie

Chwała bohaterce!

Chociaż jestem feministką, muszę przyznać, że do niedawna myślałam o kobietach, które ucierpiały na wojnie, jak o ofiarach. Ukraińskie kobiety wywróciły moje wyobrażenie o bohaterstwie do góry nogami. Do tej pory to słowo było zarezerwowane dla mężczyzn

Bohaterami byli ci, którzy walczyli, byli ranni i wracali do domu bez ręki czy nogi. Kobiety były co najwyżej postaciami drugoplanowymi. Dziś głęboko nie zgadzam się z tym poglądem. Matka, która bierze swoje dzieci i idzie je ratować, jest bohaterką. Podobnie jak kobieta, która straciwszy męża, z pokorą przyjmuje decyzję córki o pójściu na wojnę, jest bohaterką. Żołnierka w okopach jest bohaterką, podobnie jak jej przyjaciółka, która porusza niebo i ziemię, aby zorganizować ciepłe buty dla niej i jej towarzyszy, a następnie sama decyduje się pójść na front. W końcu to kobiety zgwałcone przez wroga są bohaterkami, bo czym ich rany - nie tylko te widoczne - różnią się od ran weteranów wojennych?

Ukraińskie kobiety - te, które mieszkając w Polsce i innych krajach Europy Zachodniej, są świadkami rosyjskich okrucieństw - zmieniają nasz świat. Podobnie jak ci, którzy zdecydowali się pozostać na Ukrainie, ukraińscy politycy i aktywiści, tacy jak Oksana Litwinienko i Iryna Dowhań: dzień po dniu przez ostatnie półtora roku upewniały świat, że ta wojna nie jest tylko kolejną wojną opowiadaną z męskiej perspektywy. Dbają o to, by dzień po dniu świat dowiadywał się nie tylko o tym, co dzieje się na froncie, ale także o stratach poniesionych przez ludność cywilną. To kopernikański przewrót w narracji o konfliktach zbrojnych. Do tej pory o tym, co działo się z ludnością cywilną, dowiadywaliśmy się po latach, gdy na powojenne terytorium wkraczały międzynarodowe komisje, gdy publikowano książki reporterskie. Ukraińskie kobiety nie pozwalają światu przymykać oczu.

Wszystko to jest możliwe dzięki wielkiej sile, która łączy je wszystkie i która również niesamowicie objęła wiele polskich kobiet, a na pewno objęła mnie.

Tą siłą jest siostrzeństwo

No items found.
No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka od 19 lat, związana z "Gazetą Wyborczą" i tygodnikiem "Wysokie Obcasy". Zajmuje się tematyką społeczną, prawami kobiet i polityką. Od marca 2022 r. zajmuje się na opisywaniem zbrodni rosyjskich okupantów - zbrodni wojennych gwałtów w Ukrainie. W czerwcu 2023 r. pojechała w Ukrainę z delegacją parlamentarzystów z Belgii i Polski, aby zebrać dowody rosyjskich zbrodni na kobietach. Mama Stanisława i Łucji.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Chociaż Chorwacji nie można nazwać popularnym kierunkiem wśród ukraińskich uchodźców, od początku wojny na pełną skalę przybyło tu ponad 27 tysięcy Ukraińców, co dla kraju o populacji poniżej 4 milionów ludzi stanowi znaczącą liczbę. Co ciekawe, mniej więcej tyle samo osób (28-30 tysięcy) opuszcza Chorwację każdego roku, migrując do innych krajów UE, co już wywołało kryzys demograficzny. Władze i media w Chorwacji wciąż mówią o braku siły roboczej i o tym, że już teraz co piętnasty pracownik jest obcokrajowcem. Oczekuje się, że do 2030 r. w Chorwacji będzie około pół miliona migrantów zarobkowych.

Biorąc pod uwagę oczywisty kryzys na rynku pracy, przybycie ukraińskich uchodźców mogłoby być korzystne dla chorwackiej gospodarki. Zarazem jednak Ukrainki, które przeniosły się tu przed wojną, twierdzą, że Chorwacja to nie kraj do zarabiania pieniędzy. „Tu jest ciepło i pięknie, ale realne minimum egzystencji jest wyższe niż minimalna płaca” – twierdzi Ołeksandra z Kijowa. – Jeśli więc nie masz tu mieszkania i pracujesz na lokalnym rynku pracy, bardzo trudno jest przeżyć”.

Cudowne miejsca, ale życia tu sobie raczej nie urządzisz

Ołeksandra przyjechała z dwoma synami do Chorwacji jesienią 2022 roku. Najpierw ewakuowała się do Niemiec, potem wróciła do Ukrainy. Ale wraz z rozpoczęciem rosyjskich ataków dronowych wyjechała ponownie.

– Tym razem do Chorwacji, i to nie tylko z dziećmi, ale także z rodzicami – mówi. – W Chorwacji nie ma comiesięcznych zasiłków socjalnych; można tu otrzymać co najwyżej 300 euro na osobę rocznie. Nie ma też mieszkań socjalnych, jak w Niemczech. Ale są programy pomocy dla Ukraińców w zakresie tymczasowego zakwaterowania, które, o ile mi wiadomo, organizuje przez Czerwony Krzyż. To bezpłatne zakwaterowanie w domkach, w których można mieszkać do czasu znalezienia stałego miejsca zamieszkania. Mieszkaliśmy w takim hotelu przez rok, aż przeprowadziliśmy się do Zadaru, gdzie wynajmujemy mieszkanie.

Te domki znajdują się w górach – w pięknych miejscach, ale z dala od cywilizacji, większych miast i morza. Nie ma tam kuchni, ale jest bezpłatne wyżywienie. Oznacza to, że dostajesz dach nad głową, jedzenie, ale znalezienie stałej pracy, która pozwoliłaby wynająć własne mieszkanie i urządzić sobie życie, jest praktycznie niemożliwe. Znam ludzi, którzy mieszkają w takich domkach już od trzech lat. Dopóki trwa wojna, nie są eksmitowani.

Ważne, by zrozumieć, że jeśli prosisz o takie mieszkanie, nie możesz wybrać, gdzie zostaniesz zakwaterowany – mogą cię umieścić nawet w hotelu przy autostradzie, gdzie w zasięgu spaceru nie ma nic

Z poszukiwaniem mieszkania do wynajęcia bywa różnie: ktoś znajduje je szybko, ktoś szuka miesiącami. W Chorwacji nie ma tak surowych wymagań wobec najemców, jak w innych krajach europejskich, gdzie sprawdzają oficjalne dochody i historię kredytową. Ale tutaj trudno znaleźć odpowiednie warunki, na przykład pozwalające przez rok płacić stałą kwotę. Jako że większość miejscowych żyje z turystyki, latem najemcy mogą zostać poproszeni o płacenie dwa razy więcej, a nawet o wyprowadzenie się – z możliwością powrotu po zakończeniu sezonu. Nam udało się znaleźć mieszkanie ze stałym czynszem. Ceny ostatnio znacznie wzrosły. Kiedy przyjechaliśmy, jednopokojowe mieszkanie można było wynająć za 450 euro. Obecnie kosztuje ono co najmniej 650 euro.

Hotel Wooden Houses Macola, w którym mieszkają ukraińscy uchodźcy. Zdjęcie: wooden-houses-macola-korenica.hotelmix.com.ua

Kto się odnalazł się w Chorwacji

Są jednak Ukraińcy, którzy mieszkają w drogich nadmorskich strefach. To głównie informatycy pracujący na rynki innych krajów. W Chorwacji po prostu mieszkają i cieszą się morzem.

Jednak niewielu Ukraińców znalazło zatrudnienie na lokalnym rynku pracy. Znam dziewczynę, która zarabia w Chorwacji jako manikiurzystka, jej klientki to głównie Ukrainki. Znam też mężczyznę, który sprzedaje panele słoneczne. Jest doświadczonym biznesmenem, ale mówi, że na początku było ciężko. Chorwaci są przyzwyczajeni do kupowania od osób, które znają osobiście – nawet jeśli to oznacza, że muszą zapłacić więcej. Ten mój znajomy włożył sporo wysiłku w nawiązywanie kontaktów. Niektórzy Ukraińcy zarabiają na wynajmowaniu hoteli i podnajmowaniu w nich pokoi.

Minimalna pensja wynosi tu około 800 euro. Jeśli płacisz 650 za wynajem mieszkania, to po prostu nie masz za co żyć

Ceny produktów są wyższe niż w Niemczech. Aby kupić na przykład kawałek mięsa, kaszę i warzywa, trzeba wydać powyżej 30 euro. Chociaż mieszkamy nad morzem, ryby i owoce morza są tu tak drogie, że nie pozwalamy sobie na nie zbyt często. Niedawno pojechałam do Ukrainy i mąż kupił mi pięć kilogramów krewetek. Jadłam je na śniadanie, obiad i kolację.

W Chorwacji pracuję na własny rachunek, zajmuję się fotografią. Głównie to sesje zdjęciowe w sezonie turystycznym. Ale finansowo pomaga mi mąż, który wysyła nam pieniądze z Ukrainy.

Ołeksandrze podoba się wolność, którą czuje się w Chorwacji

Według Ołeksandry Ukraińcy w Chorwacji mogą uzyskać zniżkę na wynajem mieszkania w ramach programu rekompensat. Ale w praktyce nie zawsze tak się dzieje:

– Nie wszyscy właściciele mieszkań chcą się w to bawić. Istota programu polega na tym, że to wynajmujący musi złożyć wniosek i dokumenty potwierdzające, że mieszkają u niego Ukraińcy. I jeśli na przykład wynajmuje mieszkanie za 600 euro, to część tych pieniędzy nie zostanie mu wypłacona przez najemcę, ale przez państwo. Wielu nie chce brać w tym udziału m.in. dlatego, że wraz z wnioskiem o udział w programie rozpoczyna się weryfikacja dokumentów, a nie każdy wynajmujący Chorwat ma papiery w porządku.

W tym sensie chorwacka rzeczywistość bardziej przypomina ukraińską niż niemiecką czy szwajcarską

Chorwacki mentalność, czyli „jak się umówisz”

Tutaj, podobnie jak w Ukrainie, coś może być nielegalne, a coś działa na zasadzie „jak się umówisz”. Jednak rozwiązanie sprawy za pośrednictwem kogoś trzeciego jest mało prawdopodobne – Chorwaci ustalają sprawy tylko osobiście, zwracając się bezpośrednio do drugiej strony. Znajoma poradziła mi kiedyś, żebym poszła do lekarza z czekoladą. W pewnym sensie panuje tu znany nam chaos. Zapomniałeś zabrać jakiś dokument? Nie ma sprawy, przyniesiesz później. Ludzie wierzą sobie na słowo.

Kolejną rzeczą, która bardzo różni Chorwację od Niemiec, jest brak kontroli. Tu nie ma surowych systemów kar ani urzędów pracy, które zmuszają cię do szukania zatrudnienia. Nikogo nie interesuje, gdzie i jak mieszkasz, czy pracujesz, czy nie, czy jeździłeś do Ukrainy, czy nie.

Nie ma świadczeń socjalnych, a co za tym idzie – nie ma kontroli. Czujesz się swobodnie i to mi się podoba

Nawiasem mówiąc, pomimo braku surowego systemu kar i policji na każdym kroku, w Chorwacji czujesz się bezpiecznie. W małych miasteczkach wszyscy się znają, a kradzieże zdarzają się głównie w sezonie turystycznym. Ogólnie Chorwaci są przyjaźni i dobrze traktują obcokrajowców. W rozmowach z Ukraińcami często wspominają, że trzydzieści lat temu sami przeżyli wojnę – i bardzo nam współczują.

Większość Chorwatów to ludzie religijni. To kraj katolicki, nawet w szkole jest nauczanie religii.

Festiwal dziecięcy w Szybeniku, 2024 r.

Nie nazwałabym jednak Chorwatów pracoholikami. Na pewno nie będą się nadmiernie wysilać. Jeśli ktoś ma domek nad morzem, to przez dziesiątki lat wynajmuje go turystom. Pół roku zarabia na tym pieniądze, a przez kolejne pół roku z tych pieniędzy żyje. I nic więcej nie potrzebuje.

A serwisu nawet nie ma co porównywać z ukraińskim.

Moje zepsute auto trafiło do trzech chorwackich warsztatów i tygodniami stało w krzakach, nikt nawet nie zaczął naprawy

Tymczasem w Ukrainie naprawiono je od razu. Za naprawę laptopa lub smartfona wezmą co najmniej 50 euro, choć to nie znaczy, że praca zostanie wykonana. Nie zdziw się, jeśli w restauracji podadzą ci brudny talerz albo szklankę. Jeśli poprosisz, wymienią, ale najprawdopodobniej będą zdziwieni, o co ci chodzi. Miejscowi są pod tym względem wyluzowani. W zasadzie w żadnej dziedzinie nie ma konkurencji, nikt nie stara się zadowolić innych ani zarobić więcej. Ludzie mają inne podejście do pracy, pieniędzy i w ogóle życia.

Jako że zarobki są tutaj niewielkie, w rodzinach zazwyczaj pracują oboje partnerzy. Rodzice często pracują na zmiany, dzieci również chodzą do szkoły na zmiany: przez tydzień rano, przez drugi po południu. Program nauczania jest tu nieco łatwiejszy niż w Polsce, ale podejście bardziej przypomina nasze niż niemieckie: nauczyciel może dziecko zbesztać, a nawet podnieść głos. W Niemczech niezależnie od tego, jak się dziecko zachowuje, coś takiego nie ma miejsca.

W nadmorskich regionach Chorwacji można zobaczyć wille, których właścicieli miejscowi sarkastycznie nazywają „niemieckimi Chorwatami”. To ludzie, którzy trzydzieści lat temu z powodu wojny wyjechali do Niemiec i tam zostali. Zarabiając znacznie więcej, niż mogliby w ojczyźnie, pozostają w Niemczech, ale nieruchomości kupują w Chorwacji. Ci, którzy nie wyjechali podczas wojny, nazywają tych ludzi zdrajcami. Jak już wspomniałam, Ukraińcy i Chorwaci są w pewnym sensie do siebie podobni.

W martwym sezonie życie się zatrzymuje

– W pracy naprawdę nie ma napięcia – potwierdza Ksenia Norik z Kijowa, także mieszkająca w Chorwacji.

– Dla Chorwatów czymś zupełnie normalnym jest po prostu siedzieć przez godzinę czy dwie, pić kawę i gapić się na morze

Niedawno odwiedziła mnie przyjaciółka, która powiedziała: „Bardzo ładnie, ale nie mogłabym mieszkać cały czas w takiej wakacyjnej atmosferze”.

Chorwaci sami się dziwią, gdy słyszą, że ktoś przyjechał do nich nie na wakacje, ale na stałe. Bo miejscowa młodzież – wręcz przeciwnie: wyjeżdża do krajów, w których można więcej zarobić. Ksenia jest profesjonalną artystką. W Ukrainie zajmowała się malarstwem, uczyła rysunku w kilku pracowniach w Kijowie i miała własny internetowy sklep z obrazami.

Wraz z wybuchem wojny ewakuowała się z trzyletnią córką najpierw do Polski, a następnie do chorwackiego miasteczka Vodice, gdzie w zeszłym roku otworzyła własną pracownię.

Ksenia: "Inspiruje mnie tutejsza przyroda, to niesamowite piękno"

– To właśnie w Chorwacji zaczęłam malować pejzaże. Inspiruje mnie tutejsza przyroda, to niesamowite piękno – mówi. – Wyjeżdżając w pośpiechu z Kijowa zabrałam tylko pięć małych obrazów, które zmieściły się do torby. Trzy z nich sprzedałam na aukcji w Polsce. Później, po pół roku życia w Chorwacji, pojechałam do Ukrainy i wywiozłam wiele swoich obrazów i narzędzi pracy.

W Chorwacji udało mi się znaleźć lokum, którego właściciel zgodził się wziąć udział w programie rekompensaty za mieszkanie – w ten sposób zamiast 600 euro miesięcznie płacę na razie 300.

Jeśli chcesz samodzielnie wynająć mieszkanie, musisz zarabiać co najmniej 1300-1400 euro miesięcznie

W niektórych branżach, takich jak moja, są możliwości. Ja otworzyłam własną pracownię dzięki dotacji na rozwój działalności gospodarczej, którą otrzymałam z funduszy europejskich. To był długi i niełatwy proces, wiele niuansów i dokumentów, ale wszystko się udało. Od lata ubiegłego roku mam własną pracownię, która jest jednocześnie moim małym sklepikiem. Sprzedaję tam swoje obrazy, pamiątki, a także maluję na zamówienie.

Miejscowi już dobrze mnie znają – po przyjeździe do miasteczka sama zaczęłam poznawać ludzi. Nawiązałam znajomości w przedszkolu córki, w lokalnej bibliotece, potem zorganizowałam kilka indywidualnych wystaw – i napisała o mnie lokalna gazeta. Teraz mam już klientów zarówno wśród mieszkańców, jak turystów. Moja galerio-pracownia znajduje się w centrum miasta, wieczorami ludzie spacerujący promenadą wchodzą do środka i często coś kupują lub zamawiają. W sezonie pracownia jest otwarta do 23.

Pracownia - sklepik Kseni

Zimą wszystko wygląda inaczej. To martwy sezon, więc w tym okresie dużo maluję, prowadzę też lekcje malarstwa i warsztaty. Lekcje są w języku chorwackim, który przez te trzy lata dobrze opanowałam. Nawiasem mówiąc, gramatyka chorwacka jest bardzo podobna do polskiej, niektóre słowa też. Chodziłam na kursy, miałam korepetycje, ale przez większość czasu uczyłam się sama. Prawdziwy postęp nastąpił wtedy, gdy przestałam bać się popełniać błędy. Poza tym większość Chorwatów dobrze zna angielski.

Jeśli bardzo chcesz, możesz nauczyć się języka i znaleźć tu możliwości rozwoju. Na przykład stypendium, które otrzymałam, nie jest przeznaczone tylko dla artystów – biznesy mogą być różne. W zależności od dziedziny działalności, można otrzymać od 7 do 20 tysięcy euro. Następnie, w razie potrzeby, można ubiegać się o inne stypendia, na przykład jeśli trzeba dokupić sprzęt.

Życie w Chorwacji ma swoje plusy i minusy. Dla mnie jako artystki plusy to oczywiście niesamowita przyroda i architektura. Tutaj na pewno jest skąd czerpać inspiracje. W Chorwacji jest dużo słonecznych dni, nawet zimą. Jest tu dość wietrznie, więc nawet w upale nie ma duchoty.

Kuchnia jest ciekawa, miejscowi bardzo lubią mięso. Często można zobaczyć na rożnie jagnię, dzika, a nawet krowę

Chorwaci świetnie przyrządzają raki, a do tego jest tu bardzo smaczna oliwa. Lubię też blitwę – to warzywo, podgatunek buraka.

Minusy to wysokie ceny. Teraz przyjechała do nas moja mama i na produkty spożywcze dla całej rodziny co kilka dni wydajemy 100 euro. No i ten martwy sezon, kiedy życie w mieście na kilka miesięcy po prostu zamiera. W Chorwacji jest też bardzo wysoka wilgotność, nie ma centralnego ogrzewania, więc zimą w mieszkaniach może pojawić się pleśń. Miejscowi są do tego przyzwyczajeni, ale Ukraińców często to szokuje.

To, że nie ma tu zasiłków socjalnych, jest jednocześnie i minusem, i plusem. Jesteś sam za siebie odpowiedzialny i nikomu nic nie jesteś winien.

„Niedawno odwiedziła mnie przyjaciółka, która powiedziała: - Bardzo ładnie, ale nie mogłabym mieszkać cały czas w takiej wakacyjnej atmosferze”.

Według chorwackich mediów najwięcej Ukraińców mieszka obecnie w Zagrzebiu, nadmorskiej żupanii [odpowiednik województwa – red.] splicko-dalmackiej oraz w północnym regionie Primorje-Gorski Kotar, wokół portu Rijeka. Jeśli chodzi o zatrudnienie, jednym z najbardziej poszukiwanych kierunków była i pozostaje branża hotelarska i restauracyjna – sezonowa praca jest tam zawsze. Ponadto, jak podaje lokalna prasa, obecnie w Chorwacji jest duże zapotrzebowanie na sprzedawców w sklepach i centrach handlowych, a także na budowlańców i specjalistów ds. rozwoju biznesu, którzy znają języki obce.

Niektórym Ukraińcom w Chorwacji udaje się nostryfikować dyplomy i znaleźć pracę zgodnie z wykształceniem. Wśród nich są lekarze. Jak informuje serwis jutarnji.hr, Chorwacka Izba Lekarska rozpatruje obecnie 16 wniosków o uznanie dyplomów medycznych z Ukrainy. Na chorwackim rynku pracy rzeczywiście brakuje lekarzy, ale dyplomy medyczne wydane w innych krajach trudno tu nostryfikować. Na przykład epidemiolożka Olga z obwodu ługańskiego powiedziała, że z powodu różnic w programach nauczania i biurokratycznych niuansów z 27 lat stażu pracy udało jej się potwierdzić tylko 12 i uzyskała prawo do pracy nie jako epidemiolog, a jako lekarz ogólny. By zostać wąskim specjalistą, musisz jeszcze przez pięć lat studiować na lokalnej uczelni.

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

20
хв

Piękny kraj, ale nie do zarabiania. Jak się żyje Ukraińcom w Chorwacji

Kateryna Kopanieva

Nie pomogły ani zaświadczenia ze szkoły, ani ubezpieczenie zdrowotne

W rzeczywistości problem z dokumentami istnieje od początku pełnoskalowej inwazji Rosji. Kiedy tysiące Ukrainek z dziećmi przeniosły się do Francji, ustawowo przyznano im status tymczasowej ochrony. Dotyczyło to jednak wyłącznie osób dorosłych. Dzieci poniżej 18 roku życia we Francji nie mają żadnego oficjalnego dokumentu potwierdzającego, że przebywają w kraju pod tymczasową ochroną. Jedyny ślad znajduje się w polisie ubezpieczeniowej rodziców.

Do lipca tego roku polscy pogranicznicy przymykali na to oko, mimo że okres pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego był już przekroczony.

Jednak w lipcu 2025 Polska niespodziewanie zaostrzyła procedury przy przekraczaniu granicy z Ukrainą. Ukraińcy zaczęli dzielić się negatywnymi doświadczeniami.

Alona Kutas napisała na stronie facebookowej „Pomoc w sprawach administracyjnych Ukraińców we Francji”:

— 17 lipca ja, moje dwie córki (30 i 16 lat), wnuczka (3,8 roku) oraz nasz pies dotarliśmy do przejścia granicznego Szeginie–Medyka. Szybko przeszliśmy ukraińską kontrolę… Ja i starsza córka mamy APS (tymczasową ochronę), nasze dzieci w wieku 16 i 3,8 lat — nie. W związku z tym mnie, starszą córkę i wnuczkę Polacy przepuścili, ale mojej 16-letniej córki już nie.

Wyjaśnię od razu, czemu wnuczka została wpuszczona — nie przekroczyła okresu bezwizowego. Moja 16-latka, oczywiście, tak — od ponad roku nie była w Ukrainie: uczyła się we francuskim liceum, w szkołach ukraińskich online, mieszkała w Paryżu. Została poproszona o przejście do pomieszczenia w celu wyjaśnienia sprawy.

Pokazaliśmy kierownikom służby celnej wszystkie dokumenty, jakie miała córka (ze szkoły, ubezpieczenie zdrowotne), a nawet pismo wydane przez ambasadę Francji z pełnymi informacjami o pobycie i nauce w Paryżu.

Po zapoznaniu się z tym dokumentem polski kierownik punktu powiedział: „Dokument jest w porządku, ale złamaliście prawo (przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w strefie Schengen), więc proszę wracać do Ukrainy”. Ani łzy, ani prośby nie pomogły.

Najbardziej wstrząsnęła mną jednak sytuacja innej matki z dzieckiem z niepełnosprawnością. Chłopiec leżał na specjalnym łóżku, obok stała walizka pełna leków. Matka przez dziesięć minut podawała mu lekarstwa. Nie wiedziałam, jak im pomóc. Oni również wracali do Niemiec.

Nas i ich odesłano z powrotem na Ukrainę. W paszporcie córki umieszczono stempel „F” (oznacza przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w ramach ruchu bezwizowego — red.). Córka ze łzami w oczach wróciła na Ukrainę.
Wyrobiliśmy nowy paszport, znaleźliśmy przewoźnika jadącego przez granicę rumuńską i bez problemów dotarliśmy do Paryża.

Inna matka, Liza Buryk z Lyonu, obrała inną drogę. Po własnych negatywne doświadczeniach na granicy zaczęła zbierać świadectwa od rodziców i wysyłać pisma do odpowiednich instytucji we Francji i na Ukrainie:

— To, co dzieje się teraz na polsko-ukraińskiej granicy latem 2025 roku, to stres, bezsilność i upokorzenie.

Te kobiety nie jechały do Ukrainy na wakacje, ale na pogrzeby, leczenie chorych rodziców, odnowienie dokumentów lub po prostu zobaczyć się z rodziną po ponad trzech latach wojny. Wiele z nich podróżowało z dziećmi, bo nie miały z kim ich zostawić. Bo dziadkowie zostali w Ukrainie, mężczyźni walczą a nawet jęli nie, to i tak nie mogą opuści Ukrainy.

I teraz, wracając do Francji, nie są przepuszczane przez polską granicę, bo dziecko nie ma oddzielnego dokumentu o ochronie tymczasowej.

Co ma zrobić kobieta z dzieckiem na rękach, bez niezbędnych dokumentów, bez noclegu, bez wsparcia?

Lisa wysłała ponad 30 listów do różnych instytucji. Około 6 z nich odpowiedziało, przekazując przydatne informacje lub zalecenia, 3 listy wróciły z przyczyn technicznych, a pozostałe – jak dotąd bez odpowiedzi.

Modlitwa ukraińskich uchodźców we francuskim Lourdes z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy 24 sierpnia 2024 roku. Zdjęcie: ED JONES/AFP/East News


Wyrabiajcie wizę powrotną lub jedźcie przez inne kraje

W ambasadach Ukrainy we Francji oraz Francji na Ukrainie skomentowano sytuację w ten sposób: dzieciom zaleca się wyrobienie wizy powrotnej (którą można uzyskać w konsulacie w Kijowie). Albo po prostu przekraczanie granicy z pominięciem Polski, wracając innymi drogami.

W szczególności ambasada Ukrainy we Francji oświadczyła:

„Ambasada Ukrainy we Francji w ostatnich dniach otrzymała dziesiątki zgłoszeń od ukraińskich stowarzyszeń i obywateli, którzy przebywają pod tymczasową ochroną w różnych regionach Francji, z prośbą o pomoc w rozwiązaniu sytuacji, która ma trwały, nieprzypadkowy charakter na przejściach granicznych przy wjeździe z Ukrainy do Polski.”

Podaje się, że wszystkim niepełnoletnim obywatelom Ukrainy poniżej 18 roku życia, którzy podróżują z ważnymi PGUWK w towarzystwie swoich rodziców lub opiekunów prawnych, polscy strażnicy graniczni odmawiają wjazdu do Polski i dalszego przejazdu do Francji. Uzasadniają to niedawnymi wewnętrznymi decyzjami i instrukcjami, a także brakiem francuskich zezwoleń na pobyt, powołując się na przekroczenie dozwolonego pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego do 90 dni.

W związku z tym Ambasada zwróciła się do MSZ Francji z prośbą o poinformowanie MSW Polski lub podjęcie innych działań oraz udzielenie wyjaśnień w sprawie rozwiązania tej sytuacji. Ponadto Ambasada Ukrainy w Polsce podejmuje działania w celu uzyskania oficjalnych wyjaśnień od strony polskiej.

Do czasu uzyskania wyjaśnień od władz francuskich i polskich Ambasada Ukrainy zaleca, aby podczas podróży z Francji wybierać inne przejścia graniczne niż polskie — zarówno przy wjeździe do Ukrainy, jak i w drodze powrotnej.

Ze swojej strony Ambasada Francji w Ukrainie zaznaczyła:

„Nieletni, których rodziny korzystają z tymczasowej ochrony we Francji, nie mają prawa do uzyskania DCEM w prefekturze właściwej dla miejsca zamieszkania. W związku z niedawnymi trudnościami podczas przekraczania granic, zaleca się powrót do Francji z krajów posiadających bezpośrednie połączenia lotnicze, zwłaszcza spoza strefy Schengen.

Przypominamy, że wjazd do kraju jest wyłączną kompetencją danego państwa, a przyjęcie pasażerów — wyłączną odpowiedzialnością wybranej linii lotniczej.”

W przypadku zakazu przekroczenia granicy przy wjeździe do krajów strefy Schengen należy złożyć wniosek o wizę powrotu — visa retour — w dziale wizowym Ambasady Francji w Kijowie, zgodnie z procedurą opisaną na naszej stronie internetowej.

Wydanie tego rodzaju wizy podlega zgodzie terytorialnie właściwej prefektury, co może spowodować dodatkowy czas rozpatrywania wniosku wizowego. Zwracamy uwagę, że dział wizowy nie udziela konsultacji telefonicznych i prosimy o zapoznanie się z procedurą składania wniosku wizowego na stronie ambasady”.

Tym, kto najszybciej zareagował na sytuację, byli przewoźnicy autobusowi — zwiększając liczbę kursów przez granicę rumuńską i węgierską, gdzie obecnie wobec nieletnich obywateli Ukrainy nie ma zastrzeżeń. Jakie kolejne trasy obejściowe trzeba będzie znaleźć w przyszłości, pozostaje niejasne. Jest to problem systemowy, który należy rozwiązać na poziomie międzyrządowym. Jednocześnie w ambasadach obu krajów uznaje się to za „przejściowe trudności”.

Mamy nadzieję, że rzeczywiście będą one tymczasowe, a francuscy i polscy urzędnicy zareagują szybko — regulując procedurę powrotu ukraińskich rodzin, które znajdują się pod tymczasową ochroną państw europejskich, z Ukrainy do krajów UE.

20
хв

Ukraińskie dzieci przebywające pod tymczasową ochroną we Francji nie są przepuszczane przez polską granicę

Julia Szipunowa

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress