Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
W piątek 9 lutego prezydent USA Joe Biden spotkał się w Białym Domu z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. Przywódcy omówili dalszą pomoc dla Ukrainy i wezwali Kongres USA do jak najszybszego zatwierdzenia dodatkowych funduszy na jej obronę.
Przed spotkaniem Biden powiedział, że Kongres byłby winny "niemal kryminalnego zaniedbania", gdyby nie przyjął rezolucji w sprawie finansowania Ukrainy. Podziękował również Scholzowi za jego przywództwo w zapewnieniu pomocy wojskowej dla Kijowa w Niemczech. "Niepowodzenie Kongresu USA we wspieraniu Ukrainy jest bliskie kryminalnemu zaniedbaniu" - powiedział Biden, przyjmując Scholza w Gabinecie Owalnym.
Z kolei niemiecki przywódca wyraził nadzieję, że Kongres wysłucha Bidena i zdecyduje się udzielić niezbędnego wsparcia.
Dziennikarz James Angelos pisze na portalu politico. eu, że po tym, jak 7 lutego Senat USA odrzucił kompromisową ustawę, która zapewniłaby Ukrainie pomoc w wysokości 60 miliardów dolarów, piątkowa wizyta Olafa Scholza w Białym Domu zapowiadała się na jedną z najtrudniejszych w jego dotychczasowej karierze kanclerskiej. "Trump powrócił, a Ameryka opuściła Ukrainę" - czytamy w Politico.
Publicysta zaznacza, że choć wojna w Ukrainie jest „najgorszym strategicznym koszmarem” dla całej Europy, dla Niemiec zablokowanie przez działających na rozkaz Trumpa Republikanów pomocy walczącemu krajowi to scenariusz „szczególnie ponury”. Wejście w rolę lidera pomocy dla Ukrainy, wymuszone politycznym paraliżem wywołanym przez trumpistów w Kongresie, jest bowiem Berlinowi mocno nie na rękę. Scholz i jego ekipa nie wychodzili dotychczas przed szereg, wygodniej czując się na pozycji „pomocnika Waszyngtonu”.
Prezydent USA Joe Biden i kanclerz Niemiec Olaf Scholz w Gabinecie Owalnym Białego Domu w Waszyngtonie, 9 lutego 2024 r. Fot: Shutterstock/ Rex Features/ East News
Rola lidera pomocy – o ile Biden i Demokraci nie znajdą sposobu na przełamanie opory Republikanów - przypadłaby Niemcom nie tylko ze względu na to, że są największym krajem w Europie. Kraj ten jest bowiem także najbardziej szczodrym po USA źródłem wsparcia dla walczącej Ukrainy. Do października ubiegłego roku jego łączna wartość wyniosła 17,1 miliarda euro, podczas gdy Wielka Brytania przekazała Kijowowi 6,57, a Francja tylko 0,54 miliarda euro.
Kontrastuje to z pokutującym w wielu rejonach Europy przeświadczeniem, że Niemcy pomagają mniej, niż mogliby, a na dodatek robią to niechętnie. Ta niesprawiedliwa ocena jest po części zawiniona przez same Niemcy, które przez pierwsze wojenne miesiące ociągały się, jak mogły z każdym kolejnym pakietem wsparcia i zwykle dawały nie to, czego od nich oczekiwano (długo nie dawały ciężkiej broni – zresztą do dziś nie wysłały Ukrainie rakiet manewrujących dalekiego zasięgu Taurus, o które Kijów prosi od dawna). Bo nie chciały prowokować Rosji.
To już jednak przeszłość. Ot, ironia losu – USA, dawny lider, i Niemcy, którym zarzucano opieszałość, być może wkrótce zamienią się miejscami.
Autor artykułu Politico zauważa, że wspieranie Ukrainy jest coraz trudniejsze dla zachodnich przywódców nie tylko ze względu na wewnętrzne rozgrywki polityczne. Słabnie też bowiem poparcie zachodnich społeczeństw dla większego zaangażowania ich krajów w pomoc. James Angelos przywołuje badania Pew Research Center, według których rośnie odsetek Amerykanów uznających, że ich kraj pomaga za bardzo. W Niemczech też nie jest różowo: za zwiększeniem wsparcia dla Kijowa jest tylko 38 proc. obywateli.
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że pieniądze, nawet gdyby się znalazły, to jeszcze nie wszystko. Wobec stałego zwiększania wysiłku wojennego Rosji rosnąca w UE produkcja amunicji (w 2025 r. moce produkcyjne Wspólnoty mają sięgać 2 mln sztuk) może okazać się niewystarczająca. Głównie dlatego, że ważne jest to, co można Ukrainie dać teraz, a nie za dwa lata. Bo to właśnie teraz ważą się losy wojny.
W tej sytuacji niemiecki rząd zdaje sobie sprawę, że jedynym wyjściem jest zachęcenie pozostałych europejskich państw do zwiększenia pomocy dla Ukrainy. I robi to od dłuższego czasu.
„Niemcom i Europie w dużo większym stopniu zależy na przetrwaniu Ukrainy niż USA. Dla Europejczyków porażka Ukrainy może mieć katastrofalne skutki dla bezpieczeństwa kontynentu” – pisze Angelos.
Katastrofa? Tak, ponieważ ewentualne zwycięstwo Putina w połączeniu z wyborczym triumfem Trumpa to prosta droga do rozprzestrzenienia wojny na Łotwę, Mołdawię – a być może także na inne europejskie kraje. Ta wizja spędza dziś sen z powiek niejednemu europejskiemu przywódcy - podsumowuje publicysta.
Negocjacje w Stambule stały się kolejnym testem dla tych, którzy szukają sposobów ustanowienia pokoju w Ukrainie. Świat bacznie obserwuje, czy wysiłki dyplomatyczne uratują kontynent europejski przed konfliktem, czy też kluczem do pokoju pozostanie wyłącznie siła militarna Ukrainy.
Rozmawiamy z Welizarem Szłamanowem, byłym ministrem obrony Bułgarii (2014 r.) i dyrektorem ds. zarządzania popytem w Agencji NATO ds. Technologii Informacyjnych i Cyberbezpieczeństwa (2009-2017 r.). Bułgarski ekspert analizuje wyniki spotkania w Stambule, a także ocenia perspektywy nowych sankcji i rolę zachodniej pomocy wojskowej w kontekście walki o suwerenność Ukrainy.
Meandry negocjacji
Maryna Stepanenko: W październiku 2022 r. prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podpisał dekret nr 679/2022, którym wprowadził w życie decyzję Rady Bezpieczeństwa Narodowego o niemożliwości prowadzenia negocjacji z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. I chociaż nie zabrania on bezpośrednio rozmawiania z innymi przedstawicielami władz rosyjskich, Kijów długo odrzucał również taką możliwość. Co mogło wpłynąć na zmianę stanowiska Ukrainy?
Welizar Szałamanow: Po pierwsze, nastąpiły zmiany w Stanach Zjednoczonych, przy czym prezydent Zełenski uznaje rolę Ameryki i prezydenta Trumpa. W związku z tym koryguje swoje podejście, wychodząc od propozycji amerykańskiego przywódcy, a mianowicie: skoncentrować się na zaprzestaniu działań wojennych, prowadzenia ognia – i skupić się bezpośrednich rozmowach z prezydentem Putinem. To jedna z przyczyn.
Po drugie, Wołodymyr Zełenski ma obecnie pełne poparcie zjednoczonej Europy, co daje mu silniejszą pozycję do podjęcia negocjacji z prezydentem Putinem. W dużej mierze prezydent Ukrainy ma obecnie możliwość reprezentowania stanowiska europejskiego – zwłaszcza wziąwszy pod uwagę fakt, że europejscy przywódcy nie współpracują bezpośrednio z szefem Kremla.
Oni po prostu nie mogą się dogadać, który z nich miałby podjąć się tej roli. W tej sytuacji na scenę wkracza więc Zełenski
Po trzecie, pojawia się możliwość poważniejszego zaangażowania Turcji i prezydenta Erdogana. Turcja, nie zajmując jasnego stanowiska w tej wojnie, służy jako swego rodzaju neutralne miejsce spotkań. Pozostaje przy tym niezawodnym partnerem Ukrainy w regionie Morza Czarnego, co daje prezydentowi Zełenskiemu pewność, że spotkanie z Putinem może odbyć się właśnie w Turcji, a nie gdzie indziej.
Prezydent Zełenski nalega na osobiste spotkanie z Władimirem Putinem jako potencjalnie najbardziej efektywny format dialogu. Jakie mogą być tutaj korzyści i zagrożenia?
Po pierwsze, oczywiste jest, że w rosyjskim systemie decyzje podejmuje wyłącznie prezydent Putin. Każde porozumienie osiągnięte bez jego bezpośredniego udziału może zostać łatwo złamane. Ale nawet jeśli Putin potwierdzi coś osobiście, nie ma żadnej gwarancji, że zostanie to wykonane. Tyle że wtedy przynajmniej nie będzie już formalnego usprawiedliwienia.
Po drugie, ten krok to ważny sygnał. Nie tylko Ukraina odmówiła negocjacji z Putinem. Putin wykazał całkowity brak szacunku wobec Ukrainy jako suwerennego państwa, ale także wobec samego prezydenta Zełenskiego. Zmuszenie go do spotkania twarzą w twarz z Zełenskim byłoby krokiem w kierunku uznania suwerenności Ukrainy i zmieniłoby ton negocjacji.
Nie mniej ważny jest przekaz Europy: negocjacje mogą być skuteczne tylko pod warunkiem zawieszenia broni. Tutaj Zełenski ryzykuje, zgadzając się na spotkanie z Putinem przed zawieszeniem broni, z zamiarem uczynienia tego pierwszym punktem rozmów. Dopiero potem można byłoby podjąć dalsze kroki.
I oczywiście jest kwestia humanitarna, czyli wymiana wszystkich jeńców wojennych. Bo chodzi o ludzi. Ta kwestia ma kluczowe znaczenie.
Wsparcie sojuszników
Prezydent Francji Emmanuel Macron po wizycie w Kijowie oświadczył, że dopóki przystąpienie Ukrainy do NATO pozostaje nieosiągalne, Europa powinna zaproponować Kijowowi inne gwarancje bezpieczeństwa, w szczególności rozmieszczenie wojsk sojuszniczych w strategicznych punktach na terytorium Ukrainy, z dala od linii frontu. Jak Pan ocenia tę inicjatywę?
To już przechodzi w praktyczne działania. Szefowie resortów obrony Francji i Wielkiej Brytanii odwiedzili Ukrainę, by ocenić sytuację na miejscu. Istnieje koalicja chętnych i chociaż szczegóły na jej temat nie mogą być podane do publicznej wiadomości, kluczowy przekaz jest taki, że rozmieszczenie wojsk nie jest przedmiotem negocjacji z Rosją. To kwestia wyłącznie między Ukrainą a koalicją.
Przywódcy Ukrainy, Francji, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Polski odbyli rozmowę telefoniczną z Donaldem Trumpem. Tirana, 16 maja 2025 r. Zdjęcie: OPU
Jeśli Ukraina prosi o takie rozmieszczenie w zamian za gwarancje bezpieczeństwa, to tylko koalicja i Kijów mogą określić jego warunki
To również jasny sygnał dla USA: chociaż wasz udział pozostaje ważny, nie jesteście jedyni. Europa jest gotowa wziąć na siebie odpowiedzialność – zwłaszcza za wszystko to, co wykracza poza wyjątkowe możliwości USA, na przykład aktywa kosmiczne. Jeśli chodzi o wojsko i wsparcie finansowe, kraje europejskie i partnerzy globalni, w tym Australia, są gotowi wnieść swój wkład.
Europejscy przywódcy mówią o wprowadzeniu nowych, surowych sankcji wobec Rosji – w szczególności w sektorze energetycznym – w przypadku fiaska procesu pokojowego. Czy nie nadszedł już czas, by przejść od warunkowych „sankcji odwetowych” do systemowej ofensywy gospodarczej wobec Rosji: całkowitego embarga, blokady jej pozostałych aktywów, sankcji wtórnych wobec Chin, Indii i Turcji? Co powstrzymuje Europę?
Myślę, że sankcje są częścią języka używanego zarówno jako czynnik powstrzymujący dalszą eskalację wojny, jak instrument deeskalacji w obszarach, które nie są bezpośrednio związane z działaniami wojskowymi, lecz mają wpływ na zdolność Rosji do kontynuowania agresji.
Mimo negocjacji nie osiągnięto postępu w powstrzymywaniu rosyjskich ataków terrorystycznych na ukraińskie miasta. Dlatego uważam, że należy spodziewać się stopniowego zaostrzenia sankcji
Obecnie kraje europejskie mają silniejszą pozycję, która pozwala zwrócić się do Stanów Zjednoczonych, a w szczególności do prezydenta Trumpa, o wprowadzenie sankcji również przez stronę amerykańską. Bo UE już wiele zrobiła w tym kierunku. Musi być jednolite podejście. W końcu zbliżamy się do szczytu NATO w Hadze i jasne jest, że jednym z głównych tematów będzie wsparcie dla Ukrainy. Obejmuje ono nie tylko pomoc wojskową, ale także sankcje gospodarcze, ponieważ będzie to spotkanie szefów państw, a nie tylko wojskowych czy urzędników ds. polityki zagranicznej.
Wielu ukraińskich i zachodnich analityków wielokrotnie podkreślało, że kluczem do prawdziwego pokoju jest nie dyplomacja, a wzmocnienie Sił Zbrojnych Ukrainy. Czy Pana zdaniem obecna pomoc wojskowa od sojuszników jest zgodna z tą logiką?
Widzimy – czego dobrym przykładem jest niedawne wystąpienie w Kijowie gen. Walerija Załużnego, byłego głównodowodzącego sił ukraińskich – że jest to już proces dwustronny. Zachodni sojusznicy wspierają Ukrainę, ale uczą się również od niej taktyki, technologii i sztuki operacyjnej.
W związku z tym uważam, że w tej nowej fazie wzajemnego wsparcia i współpracy zobaczymy jeszcze silniejsze wsparcie ze strony Zachodu
To zwiększy presję na Rosję – ekonomiczną poprzez zachodnie sankcje, technologiczną poprzez wzmocnienie wsparcia dla Ukrainy, a także poprzez proces przyswajania wniosków, który pomoże krajom zachodnim podnieść jakość swojej pomocy. W tej spirali Rosja będzie tracić pozycje z każdym dniem.
Tak, ten proces można przyspieszyć, ale nie powinniśmy postrzegać go jako działania czysto wojskowego. Jest on ściśle powiązany z dyplomacją i rozwojem gospodarczym. Takie kompleksowe podejście wysyła Rosji jasny sygnał: nie wygracie tej wojny i musicie zmienić kurs.
Jako były wiceminister obrony Bułgarii i wysoki rangą urzędnik NATO wie Pan, jak podejmowane są strategiczne decyzje. Co dziś przeszkadza w przekształceniu pomocy obronnej dla Ukrainy w przewagę ofensywną?
To bardzo trudne pytanie, ponieważ NATO zostało zbudowane jako sojusz obronny. Nigdy nie było przeznaczone do ofensywy czy użycia siły bez uprzedniego ataku wroga. To poważne wyzwanie.
Właśnie dlatego powstała koalicja chętnych – by pokonać tę fundamentalną przeszkodę. Z drugiej strony wsparcie krajów wolnego świata pomaga Ukrainie zrozumieć zagrożenia i przygotować się na nie. Rozwijamy potencjał, który stanowi czynnik powstrzymujący Rosję, w tym w dziedzinie jądrowej. Oświadczenia Wielkiej Brytanii i Francji pokazują nowe podejście do powstrzymywania nuklearnego.
Jednak największym wyzwaniem jest to, że w ciągu ostatnich 10 lub 11 lat, zwłaszcza od 2014 roku, Rosja stworzyła bardzo skuteczne operacje informacyjno-psychologiczne przeciwko naszym społeczeństwom i procesom decyzyjnym. Stwarza to obecnie realne trudności.
Jednym z ważnych kroków jest ścisła współpraca z Ukrainą na rzecz wzmocnienia odporności informacyjnej i procesów decyzyjnych – zrozumienie wrażliwości demokracji w celu zapewnienia jasnych i szybkich decyzji na rzecz Ukrainy.
Zagrożenia polityczne, regionalne i cybernetyczne
18 maja w Rumunii odbyły się wybory prezydenckie, w których drugiej turze zmierzyli się kandydaci prozachodni i prorosyjski. Zwyciężył Nicusor Dan, prozachodni burmistrz Bukaresztu. Ale I tura wyborów odbyła się również w Polsce. Zwyciężył Rafał Trzaskowski, obecny prezydent Warszawy i kandydat Koalicji Obywatelskiej. Jego przeciwnikiem w II turze będzie Karol Nawrocki popierany przez Prawo i Sprawiedliwość (PiS), który krytykuje politykę UE i sceptycznie podchodzi do integracji Ukrainy z Unią. Obserwujemy wzrost popularności skrajnie prawicowych i antyeuropejskich polityków w krajach UE. Czy można temu przeciwdziałać?
To jedno z najważniejszych wyzwań dla Europy i demokracji. Oprócz gorącej wojny w Ukrainie mamy kolejne kluczowe pole bitwy, na którym musimy pokazać, że potrafimy przeciwstawić się rosyjskiej agresji. To nie tylko agresja militarna, ale także agresja informacyjna, psychologiczna i polityczna w całej Europie, a prawdopodobnie także w Stanach Zjednoczonych. Mam nadzieję, że obywatele i przywódcy europejscy traktują to bardzo poważnie.
Jeśli uda nam się zapobiec dojściu do władzy nacjonalistycznych, antyzachodnich, prorosyjskich przywódców w Europie Wschodniej, będzie to jasny sygnał dla prezydenta Putina, że przegrywa
Bo to nie tylko wojna przeciwko Ukrainie. To wojna przeciwko Zachodowi, zwłaszcza przeciwko Europie Wschodniej, mająca na celu zniweczenie wszystkiego, co osiągnięto do 1997 roku, jak otwarcie stwierdził Putin w swoim liście do NATO w grudniu 2021 roku.
Dlaczego skrajnie prawicowe siły zyskują tak poważne poparcie wśród obywateli krajów europejskich?
Po pierwsze, musimy szczerze przyznać, że Europa Wschodnia ma pewne słabe punkty. Musimy uznać ich istnienie i skoncentrować się na naszych mocnych stronach – walce z korupcją, słabą komunikacją, egoizmem politycznym i nadmiernym poleganiem na UE, NATO czy USA, zamiast samodzielnie brać odpowiedzialność za podejmowanie trudnych decyzji.
Dwaj niedawni nacjonalistyczno-populistyczni kandydaci na prezydenta Rumunii – Gheorghe Simion (z prawej) i Calin Georgescu – w lokalu wyborczym 18 maja. Zdjęcie: MIHAI BARBU/AFP/East News
Mamy nadzieję, że uda nam się rozwiązać te problemy, zanim spotkamy się z tym, z czym spotkała się Ukraina – fizyczną agresją rosyjskich wojsk. Szczerze mówiąc, Ukrainie również brakowało determinacji przed wyborami, w których wygrał Zełenski, i przed inwazją w 2022 roku. Korupcja i wpływy rosyjskie były powszechne, co sprawiało, że kraj nie był w stanie stawić czoła rosnącej presji. Okazała się jednak, że sytuacja nie jest aż tak zła, jak sądził Putin, a jego błąd w ocenie obrócił się przeciwko niemu.
Teraz jako członkowie UE i NATO my, kraje Europy Wschodniej, musimy wyciągnąć wnioski z doświadczeń Ukrainy. Podobnie jak Ukraina po lutym 2022 r., musimy podjąć zdecydowane działania, by zapobiec dalszym manipulacjom i propagandzie Rosji, która wspiera siły nacjonalistyczne.
Co innego, gdy te grupy istnieją na marginesie – a co innego, gdy zdobywają realną władzę
Rosja zwiększa swoją obecność wojskową na granicy z Finlandią, budując m.in. nowe obiekty infrastrukturalne, i rozmieszcza wojska w strategicznych punktach. To próba testowania reakcji NATO na nowe wyzwania, w szczególności na możliwość zastosowania artykułu 5?
Nie możemy ignorować takiego scenariusza. Właśnie dlatego Finlandia, kraje bałtyckie i Polska wystąpiły o wprowadzenie zmian do konwencji ottawskiej o zakazie stosowania min przeciwpiechotnych. Wymienione kraje wykorzystują ten rodzaj broni obronnej, by zmniejszyć ryzyko inwazji, jednocześnie odbudowując swój potencjał wojskowy.
To poważne zagrożenie, z którym należy walczyć zarówno na szczeblu krajowym, jak na szczeblu NATO i UE. Jednak zmiany wymagają czasu – między innymi na odbudowę przemysłu obronnego, przyspieszenie produkcji i zapewnienie zamówień publicznych. Zarazem, jak podkreślił generał Załużny, musimy zrozumieć, na czym polega nowy charakter wojny, i być gotowi na zagrożenia ze strony dronów, zintegrowanych systemów rozpoznawczych i precyzyjnych uderzeń.
Lista wyzwań jest długa, ale Europa ma zarówno wolę, jak możliwości, by im sprostać. Najważniejszym elementem jest analiza doświadczeń Ukrainy. Tworzy to prawdziwe wzajemne wsparcie: zapewniamy Ukrainie to, czego potrzebuje teraz, jednocześnie wykorzystując jej doświadczenia do przygotowania się na zagrożenia, z którymi możemy się zmierzyć za trzy czy pięć lat.
Celem jest nie dać się zaskoczyć, tak jak stało się to w przypadku Ukrainy
Region Morza Czarnego pozostaje podatny na zagrożenia hybrydowe ze strony Rosji – od prowokacji wojskowych po cyberataki i dezinformację. Bułgaria jako kraj NATO znajduje się na pierwszej linii tej walki. Jak Pan ocenia obecną sytuację bezpieczeństwa w regionie? Czy NATO i UE robią wystarczająco dużo, by wzmocnić zdolności obronne krajów regionu Morza Czarnego?
To bardzo ważne pytanie, ponieważ NATO i UE mogą zrobić tylko tyle, ile kraje regionu są gotowe zrobić same. Ukraina dobrze wie, że pierwszą linią obrony są wysiłki krajowe i żadna pomoc zewnętrzna nie może zastąpić tej odpowiedzialności. Bułgaria i Rumunia muszą zrobić znacznie więcej dla własnej obrony, zanim oficjalnie poproszą o dalsze wsparcie ze strony UE i NATO.
W naszym regionie wyjątkową rolę odgrywa Turcja. To zdolny militarnie sojusznik NATO, który jednak nie jest członkiem UE. Między Turcją a UE istnieją napięcia w kwestiach przemysłu obronnego i zamówień publicznych. Teraz, gdy Ukraina jest praktycznie włączona we współpracę z UE w dziedzinie przemysłu obronnego, nadszedł czas, by nawiązać podobne, zrównoważone stosunki z Turcją.
Wzmocnienie obronności w regionie Morza Czarnego nie jest możliwe bez Kijowa i Ankary
Poleganie wyłącznie na własnej produkcji i odłożonych zakupach w Stanach Zjednoczonych oraz Europie Zachodniej – czasami nawet na pięć lub więcej lat – jest nie do przyjęcia, jeśli wziąć pod uwagę zagrożenie ze strony Rosji. W obliczu zmiany zobowiązań USA w Europie, zwłaszcza w Europie Południowo-Wschodniej, Bułgaria i Rumunia powinny ściśle współpracować z Ukrainą i Turcją w celu wzmocnienia potencjału odstraszania oraz obrony poprzez skoordynowane plany NATO i UE.
Niedawno w Hiszpanii doszło do poważnej awarii systemu energetycznego, która prawdopodobnie została spowodowana cyberatakiem. UE nadal zaostrza sankcje przeciwko autorom cyberataków i wprowadza nowe inicjatywy, takie jak baza danych podatności. Na ile skuteczne są te działania? Czy Europa jest gotowa na rosnące zagrożenia cybernetyczne, zwłaszcza w kontekście wojny w Ukrainie?
UE musi zintegrować cywilne cyberbezpieczeństwo i odporność informacyjną z planowaniem wojskowym, by skutecznie przeciwdziałać rosyjskim atakom.
Hybrydowa wojna Rosji jest scentralizowana i kierowana przez GRU [wywiad wojskowy Rosji – red.], podczas gdy 20–30 krajów europejskich prowadzi ją oddzielnie, dzieląc między siebie wysiłki cywilne i wojskowe. To daje Rosji przewagę. Potrzebna jest ściślejsza współpraca między cywilnymi i wojskowymi służbami cybernetycznymi i informacyjnymi na szczeblu UE i NATO, z wykorzystaniem cennego doświadczenia Ukrainy.
To zagrożenie jest realne i jeszcze wiele razy może nas zaskoczyć. Potrzeba poważnych, kompleksowych działań – połączenia wysiłków wojskowych i cywilnych, współpracy NATO i UE, zaangażowania Ukrainy i koordynacji regionalnej. Bo ataki na jeden kraj mają wpływ na inne.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
W nocy 11 maja prezydent Rosji niespodziewanie ogłosił gotowość do bezpośrednich rozmów w Stambule – „tam gdzie zostały one przerwane w 2022 roku”. Trzy lata temu Rosja domagała się od Ukrainy redukcji armii, rezygnacji z przystąpienia do NATO, zniesienia międzynarodowych sankcji wobec Moskwy i nadania rosyjskiemu językowi statusu urzędowego w Ukrainie. Od tego czasu Kreml nie zmienił tych żądań, dodając jedynie kolejne. Do warunków tymczasowego zawieszenia ognia Moskwa dorzuciła wycofanie ukraińskich wojsk z całych obwodów donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego.
Oświadczenie Putina o wznowieniu negocjacji z Ukrainą pojawiło się po wspólnym apelu Ukrainy, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i Polski o 30-dniowe zawieszenie broni, które miało rozpocząć się 12 maja. Prezydent Francji i kanclerz Niemiec podczas wizyty w Kijowie 10 maja ostrzegli, że Unia Europejska wraz ze Stanami Zjednoczonymi wprowadzą nowe sankcje przeciwko Rosji, jeśli nie zgodzi się ona na zawieszenie broni bez warunków wstępnych.
Moskwa odpowiedziała, że kwestia ta może zostać poruszona podczas negocjacji w Stambule, natomiast prezydent USA publicznie wezwał władze Ukrainy do przyjęcia propozycji dialogu. Zełenski ją przyjął i oświadczył, że jest gotowy do osobistego spotkania z prezydentem Rosji. Z kolei Trump nie wykluczył, że dołączy do rozmów w Turcji, jeśli przyjedzie tam Putin. Ostatecznie jednak ani amerykański, ani rosyjski przywódca do Turcji nie polecieli. Trump oświadczył przy tym, że w pokojowych rozmowach w sprawie Ukrainy nie będzie postępów, dopóki on sam nie spotka się z Putinem.
Dlaczego Putin nie pojechał na rozmowy z Zełenskim? Czy jest szansa na dyplomatyczne rozwiązanie? Jak w najbliższej przyszłości osiągnąć zawieszenie broni? I czy UE oraz USA zaostrzą sankcje wobec Moskwy?
Ścieżka dyplomatyczna
Rozmowy w Stambule to początek bardzo długiej drogi, twierdzi Davis Allison, analityk strategiczny Centrum Studiów Strategicznych w Hadze:
– To powrót do wczesnych faz wojny, kiedy negocjacje toczyły się w trakcie działań zbrojnych.
Jeśli więc istnieje jakiś pozytywny znak, to jest nim fakt, że wznowiono otwarte negocjacje. Tyle że groźby USA o zaprzestaniu wsparcia dla Ukrainy studzą wszelki optymizm
Sądząc po oświadczeniach Putina i jego otoczenia, prezydent Rosji nie jest zainteresowany zakończeniem wojny, chyba że nastąpi to na jego maksymalistycznych warunkach – podkreśla Amanda Paul, starsza analityk polityczna w brukselskim European Policy Center.
Podczas gdy w Turcji czekano na Putina, 15 maja 2025 r. Trump spotkał się w Abu Zabi z prezydentem Zjednoczonych Emiratów Arabskich Mohammedem bin Zayed Al Nahyanem. Zdjęcie: GIUSEPPE CACACE/AFP/East News
Ekspert ds. międzynarodowych Bohdan Ferenc uważa z kolei, że jeśli spojrzeć na sytuację w szerszym kontekście, to należy uznać, że proces pokojowy już się rozpoczął. Jest nim seria wstępnych spotkań w Arabii Saudyjskiej, inicjatywy Trumpa i całkowity restart komunikacji – nawiasem mówiąc, również ze strony Ukrainy – również w kierunku poszukiwania możliwości zakończenia wojny.
– Pomysł kontynuowania rozmów w Stambule wyszedł od Rosjan – mówi Ferenc. – Chcą w ten sposób pokazać pewną konsekwencję, ponieważ to właśnie w Stambule w 2022 roku zainicjowano taki format rozmów. Teraz chcą go kontynuować i wykorzystać poprzednie żądania do swoich celów.
– Władimir Putin nie skorzystał z możliwości rozpoczęcia rozmów pokojowych, którą dał mu Wołodymyr Zełenski – oświadczył sekretarz generalny NATO Mark Rutte podczas nieformalnego spotkania ministrów spraw zagranicznych państw Sojuszu w Antalyi. Według niego Zełenski wyraził gotowość do podjęcia rozmów o zawieszeniu broni, a po jego ogłoszeniu – również do rozmów na temat porozumienia pokojowego.
– Ukraina jest więc wyraźnie gotowa grać według zasad. Piłka jest teraz po stronie Rosji – dodał Rutte
Dlaczego Putin nie chce rozmawiać z Zełenskim
Jak ocenia Davis Allison, Kijów i Moskwa mają teraz taktyczną możliwość przyjrzenia się, jak współpracują delegacje i czy uda im się osiągnąć postęp na niższym szczeblu. Zarazem Allison nie wyklucza, że negocjacje zakończą się porozumieniem o zawieszeniu broni, co może stworzyć podstawę do spotkania Zełenskiego, Putina i Trumpa. Jednak w najbliższej perspektywie prawdopodobna i całkowicie zgodna z rosyjską praktyką jest taktyka przeciągania.
– Wątpię, by Trump był skłonny do wprowadzenia nowych sankcji – zaznacza Allison. – Natomiast prawdopodobnym elementem strategii Rosji jest poinformowanie Europejczyków, że bez zniesienia sankcji nie będzie żadnych negocjacji. Według mnie istnieje realna szansa na to, że Moskwa zechce podjąć działania dyplomatyczne, ale oczywiście będzie starała się uzyskać maksymalną realizację swoich żądań od każdego ich uczestnika, nim ustąpi choćby o centymetr.
Rosjan interesują bezpośrednio stosunki rosyjsko-amerykańskie. Boją się utraty nowej szansy, która ich zdaniem otworzyła się po wyborze Trumpa na prezydenta – ocenia Bohdan Ferenc. W Moskwie nie chcą stracić wznowionej niedawno bezpośredniej komunikacji z Amerykanami, a właściwie – komunikacji Putina z Trumpem:
– To kluczowy czynnik, który powstrzymuje ich przed podjęciem bardziej radykalnych kroków w kierunku nieuczestniczenia w tych czy innych inicjatywach pokojowych. Po drugie, sankcje. Rosjanie próbują w ten sposób zagwarantować sobie, że w przypadku znalezienia punktów zbieżnych sankcje zostaną zniesione.
Czy mogą rozwiązać problem pomocą dyplomacji? My widzimy, że ich dyplomacja to przede wszystkim agresywna wojna
Negocjacje w Stambule: stanowiska i oczekiwania
Często negocjacje wyobrażamy sobie tak: dwóch ludzi spotyka się, rozmawia i znajduje kompromis. Jednak jak zauważa Nico Lange, ekspert Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, w przypadku Rosji to błędna perspektywa:
– Musimy jasno powiedzieć: jedno państwo zaatakowało drugie. Nasze stanowisko jako Niemiec jest takie, że agresywna wojna nie może przynosić korzyści. Przekonanie, że Ukraina musi oddać część swojego terytorium, by Putin w końcu się uspokoił, to iluzja. Ukraina musi przy naszym wsparciu bronić swojej pozycji negocjacyjnej.
Nie chodzi tylko o pokój teraz, ale także o to, by Putin nie zaatakował ponownie za kilka miesięcy lub lat
Rosyjska delegacja pod przewodnictwem doradcy prezydenta Rosji Władimira Medyńskiego przybyła do Stambułu rano 15 maja. To ten polityk stał na czele rosyjskiej grupy negocjacyjnej w 2022 roku. „Strona rosyjska jest gotowa do wznowienia procesu negocjacyjnego, gotowa do ewentualnych kompromisów i ich omówienia” – cytują słowa Medyńskiego rosyjskie media. Jednocześnie zastrzegł on, że przedtem należy „usunąć podstawowe przyczyny konfliktu”.
Tymczasem prezydent Ukrainy przez ponad trzy godziny rozmawiał w Ankarze ze swoim tureckim odpowiednikiem Recepem Erdoganem. Podczas tego spotkania do ostatniej chwili nie było jasne, czy w Stambule odbędą się jakiekolwiek rozmowy. Ostatecznie Zełenski oświadczył na konferencji prasowej, że z szacunku dla prezydentów Trumpa i Erdogana postanowił wysłać delegację do Stambułu. Na jej czele stanął minister obrony Rustem Umerow. Zełenski podkreślił, że głównym zagadnieniem poruszanym przez Ukrainę jest zawieszenie broni, choć sam wątpi, że Rosja się na to zgodzi.
15 maja Zełenski spotkał się z Erdoganem. Zdjęcie: OPU
Bohdan Ferenc podkreśla, że propozycja 30-dniowego zawieszenia broni jest stanowiskiem Ukrainy, skoordynowanym z europejskimi partnerami i bezpośrednio z administracją Trumpa.
– To oczywiście wzmacnia argument o konieczności zawieszenia broni i samą propozycję Ukrainy – ocenia ekspert. – Jednak Rosjanie raczej nie są gotowi od razu się na to zgodzić. Dlaczego? Bo chodzi im o przeciągnięcie całego procesu, by w tym czasie nasilać działania na froncie i wywalczyć dla siebie lepsze warunki do przyszłych negocjacji.
Tę opinię podziela Amanda Paul: ukraińskie podejście jest całkowicie słuszne, lecz Rosja nie jest zainteresowana takim rozejmem. Według ekspertki Rosja przygotowuje się do letniej ofensywy i nie odczuwa presji.
„Władimir Putin chce zdobyć wszystko, co tylko się da, spróbuje odebrać każdy skrawek terytorium aż do przedmieść Kijowa” – twierdzi anonimowy amerykański urzędnik, którego cytuje CNN
Z kolei według Pawło Szamszina, rzecznika Operacyjno-Taktycznej Grupy „Charków”, Rosjanie gromadzą siły, a ich letnia ofensywa już się rozpoczęła.
Davis Allison uważa, że w pewnych warunkach 30-dniowe zawieszenie broni jest możliwe, o ile oczywiście Rosja będzie go przestrzegać. Jednak bardzo trudno będzie je nadzorować, bo takie porozumienie oznaczałoby zaprzestanie ataków za pomocą dronów, rakiet itp.:
– Osiągnięcie całkowitego zawieszenia broni na tak dużym terytorium jest bardzo trudne. Wystarczy, że jedna jednostka nie otrzyma rozkazu lub nie zastosuje się do niego, a wszystkie wysiłki zostaną zniweczone
Zaostrzenie sankcji: realne czy nie
Wołodymyr Zełenski oświadczył w Ankarze, że jeśli Rosja nie wykaże rzeczywistej gotowości do zakończenia wojny, Ukraina zwróci się do USA, Unii Europejskiej i krajów Globalnego Południa o wprowadzenie kolejnych surowych sankcji. Według niego gotowość do negocjacji muszą wykazać wszystkie strony. Pierwszym krokiem jest zawieszenie broni.
– Jeśli zależy to od bezpośrednich negocjacji przywódców, to ja jestem gotowy – dodał ukraiński prezydent.
Putin najwyraźniej jeszcze przed spotkaniem z Zełenskim chce spotkać się z Trumpem. Amanda Paul podkreśla, że lokator Kremla potrafi grać z lokatorem Białego Domu:
– Wyraźna fascynacja Trumpa Putinem była dotychczas przeszkodą w podjęciu poważnych kroków przez Waszyngton. Putin prawdopodobnie domyśla się, że pomimo jego nieobecności w Stambule Trump znajdzie sposób, by oświadczyć, że Rosjanie prowadzą negocjacje, a Ukraina powinna zrobić to samo. Oznacza to, że groźba sankcji najprawdopodobniej pozostanie tylko groźbą. Ale kto wie, co będzie naprawdę? Trump często bywa nieprzewidywalny.
Według Nico Lange Putin chce prowadzić negocjacje, stawiając maksymalistyczne żądania, a jednocześnie nie ogłaszając zawieszenia broni. Należy jednak zmusić go do zmiany stanowiska – za pomocą sankcji, obniżenia cen surowców energetycznych, a także dostaw broni i amunicji dla Ukrainy:
– Negocjacje muszą być poparte siłą. To, że Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Polska są gotowe zaostrzyć sankcje, jeśli Putin nie zgodzi się na zawieszenie broni, jest właściwym sygnałem. Europejczycy mają do odegrania bardzo ważną rolę. Dotychczas Europa polegała głównie na Stanach Zjednoczonych, ale dalej tak już nie może być. Wszyscy musimy zdać sobie sprawę z tego, że jeśli rozpocznie się prawdziwy proces pokojowy, to zapewnienie zawieszenia broni i długoterminowego bezpieczeństwa Ukrainy będzie przede wszystkim zadaniem Europy.
Jeśli czołowe kraje europejskie wystąpią wspólnym frontem, będzie to dobry pierwszy krok
Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji”.
Negocjacje w Stambule stały się kolejnym testem dla tych, którzy szukają sposobów ustanowienia pokoju w Ukrainie. Świat bacznie obserwuje, czy wysiłki dyplomatyczne uratują kontynent europejski przed konfliktem, czy też kluczem do pokoju pozostanie wyłącznie siła militarna Ukrainy.
Rozmawiamy z Welizarem Szłamanowem, byłym ministrem obrony Bułgarii (2014 r.) i dyrektorem ds. zarządzania popytem w Agencji NATO ds. Technologii Informacyjnych i Cyberbezpieczeństwa (2009-2017 r.). Bułgarski ekspert analizuje wyniki spotkania w Stambule, a także ocenia perspektywy nowych sankcji i rolę zachodniej pomocy wojskowej w kontekście walki o suwerenność Ukrainy.
Meandry negocjacji
Maryna Stepanenko: W październiku 2022 r. prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podpisał dekret nr 679/2022, którym wprowadził w życie decyzję Rady Bezpieczeństwa Narodowego o niemożliwości prowadzenia negocjacji z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. I chociaż nie zabrania on bezpośrednio rozmawiania z innymi przedstawicielami władz rosyjskich, Kijów długo odrzucał również taką możliwość. Co mogło wpłynąć na zmianę stanowiska Ukrainy?
Welizar Szałamanow: Po pierwsze, nastąpiły zmiany w Stanach Zjednoczonych, przy czym prezydent Zełenski uznaje rolę Ameryki i prezydenta Trumpa. W związku z tym koryguje swoje podejście, wychodząc od propozycji amerykańskiego przywódcy, a mianowicie: skoncentrować się na zaprzestaniu działań wojennych, prowadzenia ognia – i skupić się bezpośrednich rozmowach z prezydentem Putinem. To jedna z przyczyn.
Po drugie, Wołodymyr Zełenski ma obecnie pełne poparcie zjednoczonej Europy, co daje mu silniejszą pozycję do podjęcia negocjacji z prezydentem Putinem. W dużej mierze prezydent Ukrainy ma obecnie możliwość reprezentowania stanowiska europejskiego – zwłaszcza wziąwszy pod uwagę fakt, że europejscy przywódcy nie współpracują bezpośrednio z szefem Kremla.
Oni po prostu nie mogą się dogadać, który z nich miałby podjąć się tej roli. W tej sytuacji na scenę wkracza więc Zełenski
Po trzecie, pojawia się możliwość poważniejszego zaangażowania Turcji i prezydenta Erdogana. Turcja, nie zajmując jasnego stanowiska w tej wojnie, służy jako swego rodzaju neutralne miejsce spotkań. Pozostaje przy tym niezawodnym partnerem Ukrainy w regionie Morza Czarnego, co daje prezydentowi Zełenskiemu pewność, że spotkanie z Putinem może odbyć się właśnie w Turcji, a nie gdzie indziej.
Prezydent Zełenski nalega na osobiste spotkanie z Władimirem Putinem jako potencjalnie najbardziej efektywny format dialogu. Jakie mogą być tutaj korzyści i zagrożenia?
Po pierwsze, oczywiste jest, że w rosyjskim systemie decyzje podejmuje wyłącznie prezydent Putin. Każde porozumienie osiągnięte bez jego bezpośredniego udziału może zostać łatwo złamane. Ale nawet jeśli Putin potwierdzi coś osobiście, nie ma żadnej gwarancji, że zostanie to wykonane. Tyle że wtedy przynajmniej nie będzie już formalnego usprawiedliwienia.
Po drugie, ten krok to ważny sygnał. Nie tylko Ukraina odmówiła negocjacji z Putinem. Putin wykazał całkowity brak szacunku wobec Ukrainy jako suwerennego państwa, ale także wobec samego prezydenta Zełenskiego. Zmuszenie go do spotkania twarzą w twarz z Zełenskim byłoby krokiem w kierunku uznania suwerenności Ukrainy i zmieniłoby ton negocjacji.
Nie mniej ważny jest przekaz Europy: negocjacje mogą być skuteczne tylko pod warunkiem zawieszenia broni. Tutaj Zełenski ryzykuje, zgadzając się na spotkanie z Putinem przed zawieszeniem broni, z zamiarem uczynienia tego pierwszym punktem rozmów. Dopiero potem można byłoby podjąć dalsze kroki.
I oczywiście jest kwestia humanitarna, czyli wymiana wszystkich jeńców wojennych. Bo chodzi o ludzi. Ta kwestia ma kluczowe znaczenie.
Wsparcie sojuszników
Prezydent Francji Emmanuel Macron po wizycie w Kijowie oświadczył, że dopóki przystąpienie Ukrainy do NATO pozostaje nieosiągalne, Europa powinna zaproponować Kijowowi inne gwarancje bezpieczeństwa, w szczególności rozmieszczenie wojsk sojuszniczych w strategicznych punktach na terytorium Ukrainy, z dala od linii frontu. Jak Pan ocenia tę inicjatywę?
To już przechodzi w praktyczne działania. Szefowie resortów obrony Francji i Wielkiej Brytanii odwiedzili Ukrainę, by ocenić sytuację na miejscu. Istnieje koalicja chętnych i chociaż szczegóły na jej temat nie mogą być podane do publicznej wiadomości, kluczowy przekaz jest taki, że rozmieszczenie wojsk nie jest przedmiotem negocjacji z Rosją. To kwestia wyłącznie między Ukrainą a koalicją.
Przywódcy Ukrainy, Francji, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Polski odbyli rozmowę telefoniczną z Donaldem Trumpem. Tirana, 16 maja 2025 r. Zdjęcie: OPU
Jeśli Ukraina prosi o takie rozmieszczenie w zamian za gwarancje bezpieczeństwa, to tylko koalicja i Kijów mogą określić jego warunki
To również jasny sygnał dla USA: chociaż wasz udział pozostaje ważny, nie jesteście jedyni. Europa jest gotowa wziąć na siebie odpowiedzialność – zwłaszcza za wszystko to, co wykracza poza wyjątkowe możliwości USA, na przykład aktywa kosmiczne. Jeśli chodzi o wojsko i wsparcie finansowe, kraje europejskie i partnerzy globalni, w tym Australia, są gotowi wnieść swój wkład.
Europejscy przywódcy mówią o wprowadzeniu nowych, surowych sankcji wobec Rosji – w szczególności w sektorze energetycznym – w przypadku fiaska procesu pokojowego. Czy nie nadszedł już czas, by przejść od warunkowych „sankcji odwetowych” do systemowej ofensywy gospodarczej wobec Rosji: całkowitego embarga, blokady jej pozostałych aktywów, sankcji wtórnych wobec Chin, Indii i Turcji? Co powstrzymuje Europę?
Myślę, że sankcje są częścią języka używanego zarówno jako czynnik powstrzymujący dalszą eskalację wojny, jak instrument deeskalacji w obszarach, które nie są bezpośrednio związane z działaniami wojskowymi, lecz mają wpływ na zdolność Rosji do kontynuowania agresji.
Mimo negocjacji nie osiągnięto postępu w powstrzymywaniu rosyjskich ataków terrorystycznych na ukraińskie miasta. Dlatego uważam, że należy spodziewać się stopniowego zaostrzenia sankcji
Obecnie kraje europejskie mają silniejszą pozycję, która pozwala zwrócić się do Stanów Zjednoczonych, a w szczególności do prezydenta Trumpa, o wprowadzenie sankcji również przez stronę amerykańską. Bo UE już wiele zrobiła w tym kierunku. Musi być jednolite podejście. W końcu zbliżamy się do szczytu NATO w Hadze i jasne jest, że jednym z głównych tematów będzie wsparcie dla Ukrainy. Obejmuje ono nie tylko pomoc wojskową, ale także sankcje gospodarcze, ponieważ będzie to spotkanie szefów państw, a nie tylko wojskowych czy urzędników ds. polityki zagranicznej.
Wielu ukraińskich i zachodnich analityków wielokrotnie podkreślało, że kluczem do prawdziwego pokoju jest nie dyplomacja, a wzmocnienie Sił Zbrojnych Ukrainy. Czy Pana zdaniem obecna pomoc wojskowa od sojuszników jest zgodna z tą logiką?
Widzimy – czego dobrym przykładem jest niedawne wystąpienie w Kijowie gen. Walerija Załużnego, byłego głównodowodzącego sił ukraińskich – że jest to już proces dwustronny. Zachodni sojusznicy wspierają Ukrainę, ale uczą się również od niej taktyki, technologii i sztuki operacyjnej.
W związku z tym uważam, że w tej nowej fazie wzajemnego wsparcia i współpracy zobaczymy jeszcze silniejsze wsparcie ze strony Zachodu
To zwiększy presję na Rosję – ekonomiczną poprzez zachodnie sankcje, technologiczną poprzez wzmocnienie wsparcia dla Ukrainy, a także poprzez proces przyswajania wniosków, który pomoże krajom zachodnim podnieść jakość swojej pomocy. W tej spirali Rosja będzie tracić pozycje z każdym dniem.
Tak, ten proces można przyspieszyć, ale nie powinniśmy postrzegać go jako działania czysto wojskowego. Jest on ściśle powiązany z dyplomacją i rozwojem gospodarczym. Takie kompleksowe podejście wysyła Rosji jasny sygnał: nie wygracie tej wojny i musicie zmienić kurs.
Jako były wiceminister obrony Bułgarii i wysoki rangą urzędnik NATO wie Pan, jak podejmowane są strategiczne decyzje. Co dziś przeszkadza w przekształceniu pomocy obronnej dla Ukrainy w przewagę ofensywną?
To bardzo trudne pytanie, ponieważ NATO zostało zbudowane jako sojusz obronny. Nigdy nie było przeznaczone do ofensywy czy użycia siły bez uprzedniego ataku wroga. To poważne wyzwanie.
Właśnie dlatego powstała koalicja chętnych – by pokonać tę fundamentalną przeszkodę. Z drugiej strony wsparcie krajów wolnego świata pomaga Ukrainie zrozumieć zagrożenia i przygotować się na nie. Rozwijamy potencjał, który stanowi czynnik powstrzymujący Rosję, w tym w dziedzinie jądrowej. Oświadczenia Wielkiej Brytanii i Francji pokazują nowe podejście do powstrzymywania nuklearnego.
Jednak największym wyzwaniem jest to, że w ciągu ostatnich 10 lub 11 lat, zwłaszcza od 2014 roku, Rosja stworzyła bardzo skuteczne operacje informacyjno-psychologiczne przeciwko naszym społeczeństwom i procesom decyzyjnym. Stwarza to obecnie realne trudności.
Jednym z ważnych kroków jest ścisła współpraca z Ukrainą na rzecz wzmocnienia odporności informacyjnej i procesów decyzyjnych – zrozumienie wrażliwości demokracji w celu zapewnienia jasnych i szybkich decyzji na rzecz Ukrainy.
Zagrożenia polityczne, regionalne i cybernetyczne
18 maja w Rumunii odbyły się wybory prezydenckie, w których drugiej turze zmierzyli się kandydaci prozachodni i prorosyjski. Zwyciężył Nicusor Dan, prozachodni burmistrz Bukaresztu. Ale I tura wyborów odbyła się również w Polsce. Zwyciężył Rafał Trzaskowski, obecny prezydent Warszawy i kandydat Koalicji Obywatelskiej. Jego przeciwnikiem w II turze będzie Karol Nawrocki popierany przez Prawo i Sprawiedliwość (PiS), który krytykuje politykę UE i sceptycznie podchodzi do integracji Ukrainy z Unią. Obserwujemy wzrost popularności skrajnie prawicowych i antyeuropejskich polityków w krajach UE. Czy można temu przeciwdziałać?
To jedno z najważniejszych wyzwań dla Europy i demokracji. Oprócz gorącej wojny w Ukrainie mamy kolejne kluczowe pole bitwy, na którym musimy pokazać, że potrafimy przeciwstawić się rosyjskiej agresji. To nie tylko agresja militarna, ale także agresja informacyjna, psychologiczna i polityczna w całej Europie, a prawdopodobnie także w Stanach Zjednoczonych. Mam nadzieję, że obywatele i przywódcy europejscy traktują to bardzo poważnie.
Jeśli uda nam się zapobiec dojściu do władzy nacjonalistycznych, antyzachodnich, prorosyjskich przywódców w Europie Wschodniej, będzie to jasny sygnał dla prezydenta Putina, że przegrywa
Bo to nie tylko wojna przeciwko Ukrainie. To wojna przeciwko Zachodowi, zwłaszcza przeciwko Europie Wschodniej, mająca na celu zniweczenie wszystkiego, co osiągnięto do 1997 roku, jak otwarcie stwierdził Putin w swoim liście do NATO w grudniu 2021 roku.
Dlaczego skrajnie prawicowe siły zyskują tak poważne poparcie wśród obywateli krajów europejskich?
Po pierwsze, musimy szczerze przyznać, że Europa Wschodnia ma pewne słabe punkty. Musimy uznać ich istnienie i skoncentrować się na naszych mocnych stronach – walce z korupcją, słabą komunikacją, egoizmem politycznym i nadmiernym poleganiem na UE, NATO czy USA, zamiast samodzielnie brać odpowiedzialność za podejmowanie trudnych decyzji.
Dwaj niedawni nacjonalistyczno-populistyczni kandydaci na prezydenta Rumunii – Gheorghe Simion (z prawej) i Calin Georgescu – w lokalu wyborczym 18 maja. Zdjęcie: MIHAI BARBU/AFP/East News
Mamy nadzieję, że uda nam się rozwiązać te problemy, zanim spotkamy się z tym, z czym spotkała się Ukraina – fizyczną agresją rosyjskich wojsk. Szczerze mówiąc, Ukrainie również brakowało determinacji przed wyborami, w których wygrał Zełenski, i przed inwazją w 2022 roku. Korupcja i wpływy rosyjskie były powszechne, co sprawiało, że kraj nie był w stanie stawić czoła rosnącej presji. Okazała się jednak, że sytuacja nie jest aż tak zła, jak sądził Putin, a jego błąd w ocenie obrócił się przeciwko niemu.
Teraz jako członkowie UE i NATO my, kraje Europy Wschodniej, musimy wyciągnąć wnioski z doświadczeń Ukrainy. Podobnie jak Ukraina po lutym 2022 r., musimy podjąć zdecydowane działania, by zapobiec dalszym manipulacjom i propagandzie Rosji, która wspiera siły nacjonalistyczne.
Co innego, gdy te grupy istnieją na marginesie – a co innego, gdy zdobywają realną władzę
Rosja zwiększa swoją obecność wojskową na granicy z Finlandią, budując m.in. nowe obiekty infrastrukturalne, i rozmieszcza wojska w strategicznych punktach. To próba testowania reakcji NATO na nowe wyzwania, w szczególności na możliwość zastosowania artykułu 5?
Nie możemy ignorować takiego scenariusza. Właśnie dlatego Finlandia, kraje bałtyckie i Polska wystąpiły o wprowadzenie zmian do konwencji ottawskiej o zakazie stosowania min przeciwpiechotnych. Wymienione kraje wykorzystują ten rodzaj broni obronnej, by zmniejszyć ryzyko inwazji, jednocześnie odbudowując swój potencjał wojskowy.
To poważne zagrożenie, z którym należy walczyć zarówno na szczeblu krajowym, jak na szczeblu NATO i UE. Jednak zmiany wymagają czasu – między innymi na odbudowę przemysłu obronnego, przyspieszenie produkcji i zapewnienie zamówień publicznych. Zarazem, jak podkreślił generał Załużny, musimy zrozumieć, na czym polega nowy charakter wojny, i być gotowi na zagrożenia ze strony dronów, zintegrowanych systemów rozpoznawczych i precyzyjnych uderzeń.
Lista wyzwań jest długa, ale Europa ma zarówno wolę, jak możliwości, by im sprostać. Najważniejszym elementem jest analiza doświadczeń Ukrainy. Tworzy to prawdziwe wzajemne wsparcie: zapewniamy Ukrainie to, czego potrzebuje teraz, jednocześnie wykorzystując jej doświadczenia do przygotowania się na zagrożenia, z którymi możemy się zmierzyć za trzy czy pięć lat.
Celem jest nie dać się zaskoczyć, tak jak stało się to w przypadku Ukrainy
Region Morza Czarnego pozostaje podatny na zagrożenia hybrydowe ze strony Rosji – od prowokacji wojskowych po cyberataki i dezinformację. Bułgaria jako kraj NATO znajduje się na pierwszej linii tej walki. Jak Pan ocenia obecną sytuację bezpieczeństwa w regionie? Czy NATO i UE robią wystarczająco dużo, by wzmocnić zdolności obronne krajów regionu Morza Czarnego?
To bardzo ważne pytanie, ponieważ NATO i UE mogą zrobić tylko tyle, ile kraje regionu są gotowe zrobić same. Ukraina dobrze wie, że pierwszą linią obrony są wysiłki krajowe i żadna pomoc zewnętrzna nie może zastąpić tej odpowiedzialności. Bułgaria i Rumunia muszą zrobić znacznie więcej dla własnej obrony, zanim oficjalnie poproszą o dalsze wsparcie ze strony UE i NATO.
W naszym regionie wyjątkową rolę odgrywa Turcja. To zdolny militarnie sojusznik NATO, który jednak nie jest członkiem UE. Między Turcją a UE istnieją napięcia w kwestiach przemysłu obronnego i zamówień publicznych. Teraz, gdy Ukraina jest praktycznie włączona we współpracę z UE w dziedzinie przemysłu obronnego, nadszedł czas, by nawiązać podobne, zrównoważone stosunki z Turcją.
Wzmocnienie obronności w regionie Morza Czarnego nie jest możliwe bez Kijowa i Ankary
Poleganie wyłącznie na własnej produkcji i odłożonych zakupach w Stanach Zjednoczonych oraz Europie Zachodniej – czasami nawet na pięć lub więcej lat – jest nie do przyjęcia, jeśli wziąć pod uwagę zagrożenie ze strony Rosji. W obliczu zmiany zobowiązań USA w Europie, zwłaszcza w Europie Południowo-Wschodniej, Bułgaria i Rumunia powinny ściśle współpracować z Ukrainą i Turcją w celu wzmocnienia potencjału odstraszania oraz obrony poprzez skoordynowane plany NATO i UE.
Niedawno w Hiszpanii doszło do poważnej awarii systemu energetycznego, która prawdopodobnie została spowodowana cyberatakiem. UE nadal zaostrza sankcje przeciwko autorom cyberataków i wprowadza nowe inicjatywy, takie jak baza danych podatności. Na ile skuteczne są te działania? Czy Europa jest gotowa na rosnące zagrożenia cybernetyczne, zwłaszcza w kontekście wojny w Ukrainie?
UE musi zintegrować cywilne cyberbezpieczeństwo i odporność informacyjną z planowaniem wojskowym, by skutecznie przeciwdziałać rosyjskim atakom.
Hybrydowa wojna Rosji jest scentralizowana i kierowana przez GRU [wywiad wojskowy Rosji – red.], podczas gdy 20–30 krajów europejskich prowadzi ją oddzielnie, dzieląc między siebie wysiłki cywilne i wojskowe. To daje Rosji przewagę. Potrzebna jest ściślejsza współpraca między cywilnymi i wojskowymi służbami cybernetycznymi i informacyjnymi na szczeblu UE i NATO, z wykorzystaniem cennego doświadczenia Ukrainy.
To zagrożenie jest realne i jeszcze wiele razy może nas zaskoczyć. Potrzeba poważnych, kompleksowych działań – połączenia wysiłków wojskowych i cywilnych, współpracy NATO i UE, zaangażowania Ukrainy i koordynacji regionalnej. Bo ataki na jeden kraj mają wpływ na inne.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
W nocy 11 maja prezydent Rosji niespodziewanie ogłosił gotowość do bezpośrednich rozmów w Stambule – „tam gdzie zostały one przerwane w 2022 roku”. Trzy lata temu Rosja domagała się od Ukrainy redukcji armii, rezygnacji z przystąpienia do NATO, zniesienia międzynarodowych sankcji wobec Moskwy i nadania rosyjskiemu językowi statusu urzędowego w Ukrainie. Od tego czasu Kreml nie zmienił tych żądań, dodając jedynie kolejne. Do warunków tymczasowego zawieszenia ognia Moskwa dorzuciła wycofanie ukraińskich wojsk z całych obwodów donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego.
Oświadczenie Putina o wznowieniu negocjacji z Ukrainą pojawiło się po wspólnym apelu Ukrainy, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i Polski o 30-dniowe zawieszenie broni, które miało rozpocząć się 12 maja. Prezydent Francji i kanclerz Niemiec podczas wizyty w Kijowie 10 maja ostrzegli, że Unia Europejska wraz ze Stanami Zjednoczonymi wprowadzą nowe sankcje przeciwko Rosji, jeśli nie zgodzi się ona na zawieszenie broni bez warunków wstępnych.
Moskwa odpowiedziała, że kwestia ta może zostać poruszona podczas negocjacji w Stambule, natomiast prezydent USA publicznie wezwał władze Ukrainy do przyjęcia propozycji dialogu. Zełenski ją przyjął i oświadczył, że jest gotowy do osobistego spotkania z prezydentem Rosji. Z kolei Trump nie wykluczył, że dołączy do rozmów w Turcji, jeśli przyjedzie tam Putin. Ostatecznie jednak ani amerykański, ani rosyjski przywódca do Turcji nie polecieli. Trump oświadczył przy tym, że w pokojowych rozmowach w sprawie Ukrainy nie będzie postępów, dopóki on sam nie spotka się z Putinem.
Dlaczego Putin nie pojechał na rozmowy z Zełenskim? Czy jest szansa na dyplomatyczne rozwiązanie? Jak w najbliższej przyszłości osiągnąć zawieszenie broni? I czy UE oraz USA zaostrzą sankcje wobec Moskwy?
Ścieżka dyplomatyczna
Rozmowy w Stambule to początek bardzo długiej drogi, twierdzi Davis Allison, analityk strategiczny Centrum Studiów Strategicznych w Hadze:
– To powrót do wczesnych faz wojny, kiedy negocjacje toczyły się w trakcie działań zbrojnych.
Jeśli więc istnieje jakiś pozytywny znak, to jest nim fakt, że wznowiono otwarte negocjacje. Tyle że groźby USA o zaprzestaniu wsparcia dla Ukrainy studzą wszelki optymizm
Sądząc po oświadczeniach Putina i jego otoczenia, prezydent Rosji nie jest zainteresowany zakończeniem wojny, chyba że nastąpi to na jego maksymalistycznych warunkach – podkreśla Amanda Paul, starsza analityk polityczna w brukselskim European Policy Center.
Podczas gdy w Turcji czekano na Putina, 15 maja 2025 r. Trump spotkał się w Abu Zabi z prezydentem Zjednoczonych Emiratów Arabskich Mohammedem bin Zayed Al Nahyanem. Zdjęcie: GIUSEPPE CACACE/AFP/East News
Ekspert ds. międzynarodowych Bohdan Ferenc uważa z kolei, że jeśli spojrzeć na sytuację w szerszym kontekście, to należy uznać, że proces pokojowy już się rozpoczął. Jest nim seria wstępnych spotkań w Arabii Saudyjskiej, inicjatywy Trumpa i całkowity restart komunikacji – nawiasem mówiąc, również ze strony Ukrainy – również w kierunku poszukiwania możliwości zakończenia wojny.
– Pomysł kontynuowania rozmów w Stambule wyszedł od Rosjan – mówi Ferenc. – Chcą w ten sposób pokazać pewną konsekwencję, ponieważ to właśnie w Stambule w 2022 roku zainicjowano taki format rozmów. Teraz chcą go kontynuować i wykorzystać poprzednie żądania do swoich celów.
– Władimir Putin nie skorzystał z możliwości rozpoczęcia rozmów pokojowych, którą dał mu Wołodymyr Zełenski – oświadczył sekretarz generalny NATO Mark Rutte podczas nieformalnego spotkania ministrów spraw zagranicznych państw Sojuszu w Antalyi. Według niego Zełenski wyraził gotowość do podjęcia rozmów o zawieszeniu broni, a po jego ogłoszeniu – również do rozmów na temat porozumienia pokojowego.
– Ukraina jest więc wyraźnie gotowa grać według zasad. Piłka jest teraz po stronie Rosji – dodał Rutte
Dlaczego Putin nie chce rozmawiać z Zełenskim
Jak ocenia Davis Allison, Kijów i Moskwa mają teraz taktyczną możliwość przyjrzenia się, jak współpracują delegacje i czy uda im się osiągnąć postęp na niższym szczeblu. Zarazem Allison nie wyklucza, że negocjacje zakończą się porozumieniem o zawieszeniu broni, co może stworzyć podstawę do spotkania Zełenskiego, Putina i Trumpa. Jednak w najbliższej perspektywie prawdopodobna i całkowicie zgodna z rosyjską praktyką jest taktyka przeciągania.
– Wątpię, by Trump był skłonny do wprowadzenia nowych sankcji – zaznacza Allison. – Natomiast prawdopodobnym elementem strategii Rosji jest poinformowanie Europejczyków, że bez zniesienia sankcji nie będzie żadnych negocjacji. Według mnie istnieje realna szansa na to, że Moskwa zechce podjąć działania dyplomatyczne, ale oczywiście będzie starała się uzyskać maksymalną realizację swoich żądań od każdego ich uczestnika, nim ustąpi choćby o centymetr.
Rosjan interesują bezpośrednio stosunki rosyjsko-amerykańskie. Boją się utraty nowej szansy, która ich zdaniem otworzyła się po wyborze Trumpa na prezydenta – ocenia Bohdan Ferenc. W Moskwie nie chcą stracić wznowionej niedawno bezpośredniej komunikacji z Amerykanami, a właściwie – komunikacji Putina z Trumpem:
– To kluczowy czynnik, który powstrzymuje ich przed podjęciem bardziej radykalnych kroków w kierunku nieuczestniczenia w tych czy innych inicjatywach pokojowych. Po drugie, sankcje. Rosjanie próbują w ten sposób zagwarantować sobie, że w przypadku znalezienia punktów zbieżnych sankcje zostaną zniesione.
Czy mogą rozwiązać problem pomocą dyplomacji? My widzimy, że ich dyplomacja to przede wszystkim agresywna wojna
Negocjacje w Stambule: stanowiska i oczekiwania
Często negocjacje wyobrażamy sobie tak: dwóch ludzi spotyka się, rozmawia i znajduje kompromis. Jednak jak zauważa Nico Lange, ekspert Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, w przypadku Rosji to błędna perspektywa:
– Musimy jasno powiedzieć: jedno państwo zaatakowało drugie. Nasze stanowisko jako Niemiec jest takie, że agresywna wojna nie może przynosić korzyści. Przekonanie, że Ukraina musi oddać część swojego terytorium, by Putin w końcu się uspokoił, to iluzja. Ukraina musi przy naszym wsparciu bronić swojej pozycji negocjacyjnej.
Nie chodzi tylko o pokój teraz, ale także o to, by Putin nie zaatakował ponownie za kilka miesięcy lub lat
Rosyjska delegacja pod przewodnictwem doradcy prezydenta Rosji Władimira Medyńskiego przybyła do Stambułu rano 15 maja. To ten polityk stał na czele rosyjskiej grupy negocjacyjnej w 2022 roku. „Strona rosyjska jest gotowa do wznowienia procesu negocjacyjnego, gotowa do ewentualnych kompromisów i ich omówienia” – cytują słowa Medyńskiego rosyjskie media. Jednocześnie zastrzegł on, że przedtem należy „usunąć podstawowe przyczyny konfliktu”.
Tymczasem prezydent Ukrainy przez ponad trzy godziny rozmawiał w Ankarze ze swoim tureckim odpowiednikiem Recepem Erdoganem. Podczas tego spotkania do ostatniej chwili nie było jasne, czy w Stambule odbędą się jakiekolwiek rozmowy. Ostatecznie Zełenski oświadczył na konferencji prasowej, że z szacunku dla prezydentów Trumpa i Erdogana postanowił wysłać delegację do Stambułu. Na jej czele stanął minister obrony Rustem Umerow. Zełenski podkreślił, że głównym zagadnieniem poruszanym przez Ukrainę jest zawieszenie broni, choć sam wątpi, że Rosja się na to zgodzi.
15 maja Zełenski spotkał się z Erdoganem. Zdjęcie: OPU
Bohdan Ferenc podkreśla, że propozycja 30-dniowego zawieszenia broni jest stanowiskiem Ukrainy, skoordynowanym z europejskimi partnerami i bezpośrednio z administracją Trumpa.
– To oczywiście wzmacnia argument o konieczności zawieszenia broni i samą propozycję Ukrainy – ocenia ekspert. – Jednak Rosjanie raczej nie są gotowi od razu się na to zgodzić. Dlaczego? Bo chodzi im o przeciągnięcie całego procesu, by w tym czasie nasilać działania na froncie i wywalczyć dla siebie lepsze warunki do przyszłych negocjacji.
Tę opinię podziela Amanda Paul: ukraińskie podejście jest całkowicie słuszne, lecz Rosja nie jest zainteresowana takim rozejmem. Według ekspertki Rosja przygotowuje się do letniej ofensywy i nie odczuwa presji.
„Władimir Putin chce zdobyć wszystko, co tylko się da, spróbuje odebrać każdy skrawek terytorium aż do przedmieść Kijowa” – twierdzi anonimowy amerykański urzędnik, którego cytuje CNN
Z kolei według Pawło Szamszina, rzecznika Operacyjno-Taktycznej Grupy „Charków”, Rosjanie gromadzą siły, a ich letnia ofensywa już się rozpoczęła.
Davis Allison uważa, że w pewnych warunkach 30-dniowe zawieszenie broni jest możliwe, o ile oczywiście Rosja będzie go przestrzegać. Jednak bardzo trudno będzie je nadzorować, bo takie porozumienie oznaczałoby zaprzestanie ataków za pomocą dronów, rakiet itp.:
– Osiągnięcie całkowitego zawieszenia broni na tak dużym terytorium jest bardzo trudne. Wystarczy, że jedna jednostka nie otrzyma rozkazu lub nie zastosuje się do niego, a wszystkie wysiłki zostaną zniweczone
Zaostrzenie sankcji: realne czy nie
Wołodymyr Zełenski oświadczył w Ankarze, że jeśli Rosja nie wykaże rzeczywistej gotowości do zakończenia wojny, Ukraina zwróci się do USA, Unii Europejskiej i krajów Globalnego Południa o wprowadzenie kolejnych surowych sankcji. Według niego gotowość do negocjacji muszą wykazać wszystkie strony. Pierwszym krokiem jest zawieszenie broni.
– Jeśli zależy to od bezpośrednich negocjacji przywódców, to ja jestem gotowy – dodał ukraiński prezydent.
Putin najwyraźniej jeszcze przed spotkaniem z Zełenskim chce spotkać się z Trumpem. Amanda Paul podkreśla, że lokator Kremla potrafi grać z lokatorem Białego Domu:
– Wyraźna fascynacja Trumpa Putinem była dotychczas przeszkodą w podjęciu poważnych kroków przez Waszyngton. Putin prawdopodobnie domyśla się, że pomimo jego nieobecności w Stambule Trump znajdzie sposób, by oświadczyć, że Rosjanie prowadzą negocjacje, a Ukraina powinna zrobić to samo. Oznacza to, że groźba sankcji najprawdopodobniej pozostanie tylko groźbą. Ale kto wie, co będzie naprawdę? Trump często bywa nieprzewidywalny.
Według Nico Lange Putin chce prowadzić negocjacje, stawiając maksymalistyczne żądania, a jednocześnie nie ogłaszając zawieszenia broni. Należy jednak zmusić go do zmiany stanowiska – za pomocą sankcji, obniżenia cen surowców energetycznych, a także dostaw broni i amunicji dla Ukrainy:
– Negocjacje muszą być poparte siłą. To, że Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Polska są gotowe zaostrzyć sankcje, jeśli Putin nie zgodzi się na zawieszenie broni, jest właściwym sygnałem. Europejczycy mają do odegrania bardzo ważną rolę. Dotychczas Europa polegała głównie na Stanach Zjednoczonych, ale dalej tak już nie może być. Wszyscy musimy zdać sobie sprawę z tego, że jeśli rozpocznie się prawdziwy proces pokojowy, to zapewnienie zawieszenia broni i długoterminowego bezpieczeństwa Ukrainy będzie przede wszystkim zadaniem Europy.
Jeśli czołowe kraje europejskie wystąpią wspólnym frontem, będzie to dobry pierwszy krok
Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji”.
Beata Łyżwa-Sokół: Ostatni rok był dla Ciebie naprawdę intensywny. Twoje fotoreportaże z Ukrainy regularnie publikowały „The New York Times” i „The Washington Post”.
Oksana Parafeniuk: Uściślając, to ostatnie półtora roku było bardzo intensywne. Pracowałam jako fotoreporterka jeszcze przed inwazją Rosji, ale wtedy nie było takiego zainteresowania Ukrainą. Pracę fotografki łączyłam więc z byciem producentką i fixerką [fixer to lokalny przewodnik, tłumacz i organizator, który pomaga zagranicznym reporterom w zbieraniu materiałów – red.]. Kilka tygodni przed inwazją zadzwonił do mnie znajomy fotoedytor z „The Washington Post” z propozycją ściślejszej współpracy.
– Jeśli TO się stanie, chcemy, żebyś była z nami każdego dnia – powiedział.
– OK – odrzekłam i dodałam, że mam tylko jeden mały problem: jestem w szóstym miesiącu ciąży i raczej nie chciałabym jeździć w niebezpieczne miejsca. To była dla mnie trudna sytuacja: dostaję propozycję marzeń, ale wiem, że w tym momencie nie mogę jej przyjąć.
Co ciekawe, nigdy nie chciałam być fotoreporterką wojenną. Natomiast jestem Ukrainką i nie wyobrażałam sobie, że w takim momencie nie będę dokumentować tego, co się dzieje w Ukrainie. Zrobiłam więc wiele materiałów, które dotyczyły tego, co się działo poza pierwszą linią frontu. Sądząc po reakcjach ludzi, którzy odzywali się do mnie po publikacjach, kilka z nich okazało się naprawdę ważnych.
Oksana Parafeniuk. Zdjęcie: archiwum prywatne
Pod niektórymi tekstami pojawia się informacja, że nie tylko robiłaś zdjęcia, lecz byłaś też współautorką całego materiału.
Gdy pracuję sama, nie potrzebuję tłumacza. A jeśli pracuję z zagranicznym zespołem – zawsze jest producent/tłumacz. Pomagam, gdy słyszę, o czym rozmawiają bohaterowie materiału, jeśli mówią coś interesującego albo jestem świadkiem sytuacji, której zagraniczny redaktor mógłby nie zrozumieć, np. ze względu na kontekst kulturowy. I dlatego czasami jestem dodawana do listy osób, które przyczyniły się do powstania artykułu.
Dostajesz konkretne zlecenia na fotoreportaże, czy sama proponujesz tematy?
Większość historii, które zrobiłam, to zlecenia. Zazwyczaj mam mnóstwo pomysłów na materiały, ale nie zawsze mam odwagę je zaproponować i potem, gdy widzę, że ktoś inny zrealizował fotoreportaż na ten temat, żałuję, że zabrakło mi pewności. Problem też w tym, że wiele historii uważam za ważne i interesujące. Dlatego angażuję się w wiele tematów i zdarza się, że idę na reportaż bez dziennikarza.
„The Washington Post” opublikował Twój duży materiał, wykonany podczas operacji rekonstrukcji twarzy ukraińskich żołnierzy. Jak długo pracowałaś nad tą historią?
Ten materiał powstał w szczególnym dla mnie czasie, gdy z powodu narodzin syna praktycznie miałam roczną przerwę w pracy. Nigdy wcześniej nie uczestniczyłam też jako fotografka w operacji. Poza tym nie miałam okazji zetknąć się z pierwszymi ofiarami rosyjskiej agresji, bo nie pracowałam na linii frontu. Nie widziałam zbyt wiele krwi, nie byłam nawet w punkcie stabilizacyjnym, dokąd trafiają ranni. Więc gdy się dowiedziałam, że wejdę na salę operacyjną, a bohaterowi mojej historii będą przeszczepiać kość strzałkową z nogi do szczęki, by tę szczękę zrekonstruować, trochę się przestraszyłam. Mimo to zapytałam lekarza, czy będę mogła zostać do końca operacji. Zdziwił się. Powiedział, że dziennikarze zwykle wchodzą na pięć minut, robią kilka ujęć i opuszczają salę.
14 grudnia 2023 roku, Kijów. Jewhen Bohdan, chirurg szczękowo-twarzowy, przygotowuje do operacji rekonstrukcji twarzy 27-letniego Mykołę Rudenka. Mykoła, weteran wojenny, został ranny w twarz i szyję w czerwcu 2023 roku na froncie. Stracił część szczęki i zębów.
Weszłam więc na salę, gdzie operowano Mykołę – mężczyznę, z którym rozmawiałam dzień wcześniej – i już nie byłam w stanie stamtąd wyjść. To było fascynujące. Operacja trwała 12 godzin. Wyskoczyłam tylko na chwilę, by zjeść lunch. Większość czasu rozmawiałam z asystentem obserwującym zabieg, który wyjaśniał mi, co się dzieje.
Kilka miesięcy później wróciłam z dziennikarzami, żeby zrobić ciąg dalszy tej historii. W międzyczasie przeczytałam niezwykłą książkę z dziedziny chirurgii rekonstrukcji twarzy, którą rozwinął podczas I wojny światowej brytyjski lekarz Harold Gillies. Okazuje się, że współczesna medycyna w dużej mierze opiera się na doświadczeniach z I wojny światowej.
Podczas ilu operacji robiłaś zdjęcia?
Operacja Mykoły była pierwsza, potem byłam jeszcze na trzech. Dwie z nich odbywały się równocześnie tego samego dnia, więc przechodziłam z sali do sali. W ciągu prawie roku powstał naprawdę duży materiał.
Dziś myślę, że byłoby idealnie, gdybym mogła wrócić do moich bohaterów. Zrobiłam zdjęcia tylko w szpitalu, a ciekawi mnie, co się działo z nimi potem.
44-letnia Switłana Zdor i 42-letni Jurij Zdor, małżeństwo z Czernihowa, w centrum medycznym „Oberih” w Kijowie 31 lipca 2023 roku. Jurij jest weteranem. Z powodu ran odniesionych na polu bitwy stracił nogę. Doznał też ciężkich obrażeń drugiej nogi, jamy brzusznej i płuc. Switłana i Jurij, którzy są małżeństwem od 6 lat, wzięli udział w filmie promującym projekt Veteran Hub „Resex” – platformę poświęconą życiu seksualnemu rannych żołnierzy. W ramach projektu opracowano dwa podręczniki dla weteranów i weteranek, które są dostępne bezpłatnie. Każdy z podręczników opiera się na badaniach zespołu Veteran Hub dotyczących seksualności po traumie.
Powiedziałaś gdzieś, że robienie zdjęć wcześniej było dla Ciebie tylko hobby. Jak większość fotografowałaś kwiatki i znajomych. A potem był Majdan, który zmienił Twoje podejście do fotografii.
W 2014 roku pracowałam w biurze, zajmowałam się stypendiami dla studentów. Wieczorami chodziłam z przyjaciółmi na Majdan. Interesowałam się polityką, ale nie myślałam o dziennikarstwie. Przychodziłam na Majdan z aparatem, choć nie wiedziałam, jak fotografować ludzi, których nie znam. Lecz chociaż nie potrafiłam do końca odnaleźć się w tej dramatycznej sytuacji, zrozumiałam, że interesują mnie ludzie w tych trudnych momentach ich życia. W weekendy zaczęłam wspierać fotografów zagranicznych jako fixerka. Ze Stanów przyjechała też moja przyjaciółka fotoreporterka, która bardzo mnie zainspirowała. Ukraina stała się interesująca dla fotoreporterów z całego świata, co chwila ktoś szukał tłumacza albo potrzebował coś zorganizować. Gdy 18, 19 i 20 lutego 2014 roku robiło się na Majdanie coraz goręcej, byłam w biurze i to, co się dzieje, oglądałam w telewizorze. Bałam się, a moi rodzice bardzo się bali o mnie. Chciałam jechać na Majdan, ale nie chciałam ich martwić. Siedziałam więc w biurze i myślałam, jak bardzo nienawidzę swojej pracy.
Przyjechałam tam 21 lutego, kiedy już odbywały się pogrzeby. Nie zostałam aktywistką, ale pomagałam, jak mogłam. Chciałam tam być nie jako fotografka, ale jako Ukrainka. Rzuciłam pracę w biurze, zaczęłam dostawać więcej zleceń jako fixerka, w kwietniu pojechałam do Charkowa, a potem do Doniecka. Zanurzyłam się w świecie dziennikarstwa, podpatrywałam, jak się przeprowadza wywiady, jak się buduje historie. Zorientowałam się, że dzięki temu mogę zrozumieć, co się dzieje w moim kraju.
Większość Twoich materiałów to osobiste historie cywilnych ofiar wojny. Czy po ponad 10 latach wojny i stałej obecności reporterów z całego świata w Ukrainie ludzie wciąż chcą się fotografować i dzielić swymi historiami? Czy chętnie wpuszczają Cię do swoich domów?
Jeszcze przed inwazją, gdy pracowałam jako fixerka we wschodniej Ukrainie, często trudno było dotrzeć do ludzi. Byli podejrzliwi, nieufni. Teraz bardziej się otworzyli. Nie wiem, czy to dlatego, że jest więcej dziennikarzy, czy też dlatego, że informacje stały się ważną częścią życia każdego z nas i Ukraińcy zrozumieli, że muszą opowiadać o tym, co im się przytrafiło. Jako fotografka i dziennikarka chcę ich historie opowiedzieć jak najlepiej, chcę pokazać jak najwięcej z ich prawdziwego życia. Dlatego zależy mi na zdjęciach w domu, w otoczeniu rodziny, w przestrzeni, w której dobrze się czują. Gdy mają wątpliwości tłumaczę, że dla tych, którzy w drugim zakątku świata zobaczą ich portrety w mediach, ujęcie zrobione w domu będzie o wiele bardziej autentyczne i wiarygodne niż to wykonane w kawiarni czy innym przypadkowym miejscu. Czytelnicy będą mogli bardziej się z nimi utożsamić. Zawsze mam nadzieję, że bohaterowie, których znajduję, poczują się ze mną komfortowo i otworzą się przede mną jako człowiekiem, a nie tylko jako fotografką. Dlatego niczego nie udaję, jestem przy nich sobą. Jeśli im się nie podoba, nie naciskam, nie próbuję namawiać do zdjęć.
Odkąd współpracuję z dużymi mediami, zdarza się, że to nie ja prowadzę negocjacje z bohaterami. Tak było np. w przypadku materiału dla „The Washington Post” o Jarosławie Bazyłewiczu, który podczas rosyjskiego ataku na Lwów stracił trzy córki i żonę.
Fotografia tej rodziny sprzed ataku, z usuniętymi twarzami żony i córek, które zginęły, i portret rannego Jarosława obiegły media na całym świecie.
Ta historia wstrząsnęła wszystkimi w Ukrainie. Producent materiału bardzo ostrożnie podszedł do tematu. Powiedział mi, że warto nawet dłużej poczekać na zgodę rodziny na wywiad, bo świat powinien poznać tę historię z jej perspektywy. Dwa tygodnie po tragedii pojechaliśmy z dziennikarzem do rodziców Jarosława i jego siostry z mężem. Myśleliśmy, że będą tylko oni, ale po jakimś czasie dołączył do nas sam Jarosław i był z nami przez 3-4 godziny wywiadu. W tamtym momencie wszyscy poczuliśmy ogromną odpowiedzialność, więc staraliśmy się być tak wrażliwi, jak to tylko możliwe. W takich chwilach szanujesz każdą sekundę spotkania z bohaterem, nie zaprzątasz uwagi swoją obecnością. Tego dnia była 6. rocznica urodzin Emilii, najmłodszej córki Jarosława, która zginęła. Rodzina postanowiła, że wszyscy pójdą na cmentarz. Wiedziałam, że to powinno wejść do naszego materiału. Równocześnie czułam kamień na sercu, taki ścisk w klatce piersiowej, i trudno było mi zapytać, czy możemy z nimi pójść. Ale zgodzili się. Szliśmy za nimi całą drogę, a już na miejscu zatrzymaliśmy się – naprawdę daleko.
Widziałam,jak Jarosław podchodził do każdego krzyża. Kiedy stanął obok krzyża najmłodszej córki, zaczął płakać. Pomyślałam wtedy, że może powinnam mu zrobić portret. Ale nie mogłam tak po prostu przed nim stanąć
To bardzo trudna część tej pracy. Bo co zrobić w takiej sytuacji? Wiesz, że w takiej chwili trzeba zrobić tylko jedno zdjęcie, bo nie możesz chodzić dookoła cierpiącego człowieka i robić 20 ujęć ze wszystkich kątów. Musisz spróbować zrobić zdjęcie, ale nie możesz być nachalna, nie możesz przekroczyć pewnych granic. Bo wiesz, że to jest jego życie, jego uczucia.
Pamiętam fotografię, którą wtedy zrobiłaś. Jarosław stoi przed czterema grobami, patrzy na portrety bliskich umieszczone na krzyżach. To bardzo mądre, mocne ujęcie.
Nikt mi tego wcześniej nie powiedział. Rzadko słyszę, że wykonałam dobrą robotę. Oczywiście zazwyczaj takie rzeczy mówią mi przyjaciele, ale to co innego. Często się zastanawiam nad przekraczaniem granic. Wiem, że dość dobrze je wyczuwam, choć równocześnie mam wrażenie, że jest ich zbyt wiele, że czasem uniemożliwiają mi pracę. Gdy zrobię zdjęcie, jestem ciekawa, czy ktoś uzna je za mocne. Czy zrobię takie zdjęcie, które będzie miało na coś wpływ, jeśli będę się trzymać swoich granic? Czy jeśli tak się nie stanie, to będzie oznaczać, że nie wykonałam swojej pracy wystarczająco dobrze? Może byłam zbyt daleko, a może byłam zbyt ostrożna?
Fotografia musi przyciągać uwagę do tych wszystkich ważnych historii. Tak czy inaczej na pewno nie czuję, bym kiedykolwiek przekroczyła jakąś granicę, wtargnąła w czyjeś życie.
27 lipca 2024 roku, jedna z wyzwolonych wsi w obwodzie chersońskim. 76-letnia Liudmyła została pobita i zgwałcona przez z rosyjskiego żołnierza w kwietniu 2022 roku, kiedy ta wieś znalazła się pod okupacją. Żołdak wybił jej zęby, złamał cztery żebra i rozciął brzuch. Jakiś czas po tym incydencie udało się jej ze wsi uciec, a po wyzwoleniu jesienią 2022 r. do niej wrócić.
Zazwyczaj czuję, że zrobiłam zdjęcia, które musiałam zrobić – choć czasem uznanie, że tak właśnie było, zajmuje mi wieczność.
Bardzo mocna była też historia rodziny Serhija Hajdarżyna z Odessy, którego żona i syn zginęli w ataku drona. Przeżyli Serhij i córka.
Anna, żona Serhija, prawdopodobnie zginęła z czteromiesięcznym synkiem Tymofiejem podczas karmienia go piersią. Wszystkie relacje mówią, że w takiej pozycji zostali odnalezieni pod gruzami. Podczas wywiadu Serhij przyniósł zakrwawiony smoczek, który znalazł w gruzach. Umył go i postanowił zachować. Spędziliśmy na rozmowie wiele godzin. Trzymałam się prawie do końca, ale gdy zaczęłam fotografować ten smoczek,rozpłakałam się. Niewiele wcześniej sama przestałam karmić syna piersią.
Realizacja tych dwóch materiałów straumatyzowała mnie. Myślę że w kontekście pracy dziennikarskiej trzeba mówić o zdrowiu psychicznym
Czy dlatego szukasz pozytywnych historii? Takich jak ta o wspinaczce na najwyższą górę Ukrainy albo o randkowaniu?
Teraz nie jest łatwo opublikować materiał zrealizowany z dala od linii frontu. Ale chcę pokazać ten kontrast: że w tym samym czasie dzieją się zupełnie różne rzeczy. Niektóre historie są dla mnie ważne również na poziomie osobistym. Trochę wstyd się przyznać, ale na Howerlę wchodziłam wtedy po raz pierwszy, podobnie jak większość zespołu. To była miła historia i dobry czas spędzony w naturze. Kiedy pracujesz nad bardzo stresującymi i trudnymi materiałami, lżejsza historia pomaga się zbliżyć w zespole. Wśród ludzi, z którymi wychodziłam, byli żołnierze i osoby, które mają kogoś na froncie. Każdy miał jakąś niesamowitą historię. Powstała opowieść z wojną w tle, ale inaczej pokazana.
Pojechaliśmy też z ekipą do Charkowa, by sfotografować pierwszy dzień nauki w podziemnej szkole. Na miejscu zobaczyliśmy siedmiolatków i ich rodziny pełne życia, radosnych ludzi ubranych w haftowane koszule, wszędzie były kwiaty i pluszaki.
Zdaję sobie sprawę, że dla ludzi, którzy nigdy nie byli w Ukrainie podczas wojny, obraz takiego normalnego życia może być dziwny. Ważne jest jednak, by zrozumieć, że takie zwyczajne chwile trzymają nas razem.
Howerla, najwyższy szczyt Ukrainy, 13 września 2024 r. Niektórzy Ukraińcy, w tym czynni żołnierze, wspinają się na niego, by odnaleźć spokój i odpocząć od wojny.
Niestety jest i druga strona medalu. Gdy takie pozytywne obrazy trafiają do mediów społecznościowych, nierzadko spotykają się z krytyką. Bo skoro jest wojna, to nie można spotykać się z przyjaciółmi w kawiarni.
Ważne jest, byśmy mieli jak najwięcej różnych historii, by czytelnicy mieli szerszy obraz kraju, w którym trwa wojna. Wśród ludzi, którzy siedzą wieczorem w barze, są też wolontariusze, osoby organizujące zbiórki na sprzęt wojskowy i tacy, którzy następnego dnia pójdą na front. Sama chodzę z moim małym synem na basen i stojąc w wodzie z innymi matkami rozmawiamy o nocy nieprzespanej z powodu ataku rakietowego. Wieczorem spotykam się ze znajomymi w kawiarni, a kilka godzin później,usypiając dziecko, zastanawiam się, czy umrzemy.
Wiele kontrowersji wzbudziło ostatnio zestawienie dwóch fotografii z Ukrainy w finale tegorocznego konkursu World Press Photo. Niektórzy twierdzili, że jury stawia znak równości między ofiarami: 6-letnią ukraińską dziewczynką i rosyjskim żołnierzem. Inni uważali, że to pokazuje różne oblicza wojny. Jak zareagowałaś na ten werdykt?
Najbardziej uderzyło mnie uzasadnienie zestawienia tych zdjęć, mówiące, że to „silne połączenie” (jurorzy już za to przeprosili). Taka retoryka prowadzi do zrównania ofiary z żołnierzem armii rosyjskiej, armii agresora, która zabija i torturuje Ukraińców, okupuje ich ziemie
Potrafię dostrzec powiązania wizualne, ale tu nie mówimy o sztuce, tylko o fotografii dokumentalnej. Kontekst ma kluczowe znaczenie. W takich sprawach powinniśmy być bardzo ostrożni.
Mnóstwo ludzi udostępnia w mediach społecznościowych Twoje fotoreportaże publikowane przez zagraniczne media. Link do materiału o przemocy seksualnej wobec Ukrainek dostałam, zanim sama trafiłam na niego na stronie „The New York Times”. Widać, że zdjęcia i tematy, których dotykasz, mają ogromny wpływ na ludzi.
Ten materiał rzeczywiście poruszył czytelników, miał sporo komentarzy na Instagramie. Myślę, że bardzo ważne było opublikowanie na pierwszej stronie gazety portretu 77-letniej Ludmiły, nauczycielki z obwodu chersońskiego, wcześniej bitej i gwałconej przez rosyjskich żołnierzy. Zaprezentowanie tego tematu poprzez odniesienie do konkretnej osoby przykuło uwagę wielu ludzi na świecie.
Cmentarz Łyczakowski we Lwowie, 15 września 2024 roku. 48-letni Jarosław Bazylewicz odwiedza grób swojej żony Jewhenii oraz groby ich trzech córek: Jaryny, (21 lat), Darii (18 lat) i Emilii (6 lat), które zginęły w wyniku ostrzału ich domu przez rosyjską rakietę 4 września 2024.
Patrzę na zdjęcie Ludmiły i myślę, że mogłaby być moją matką.
Bohaterowie takich historii bardzo rzadko godzą się na fotografie, na pokazanie ich twarzy. Z kolei dla czytelników zobaczenie prawdziwej osoby, a nie anonimowego portretu, ujęcia z tyłu, jest szczególnie istotne.
Czym dziś jest dla Ciebie fotografia?
Teraz to głównie sposób na to, by lepiej zrozumieć wojnę. Choć tu mieszkam i wiem, jak to jest, wciąż staram się pokazać różne sposoby radzenia sobie przez Ukraińców z sytuacją. Przez zdjęcia próbuję też lepiej poznać ludzi w moim kraju. Wierzę, że mogę odegrać jakąś rolę, choćby niewielką, w zachowaniu pamięci o tym, co nas dotknęło. Kiedyś ktoś będzie chciał zbadać, co się tu wydarzyło. Chcę być źródłem dobrych materiałów, również dla ludzi za granicą. Nie możemy dopuścić, by ta tragedia została zapomniana.
W życiu prywatnym fotografia jest dla mnie sposobem na zachowanie pamięci o rodzinie. Wyrzucam sobie, że do tej pory nie zeskanowałam starych rodzinnych zdjęć, które mam tylko w wersji papierowej. Gdybym nagle musiała opuścić dom, mogłabym je stracić na zawsze. Gdy dziś robię zdjęcia w Ukrainie, myślę, że one są pomocne dla wielu ludzi. Zapis tego momentu jest ważny teraz, ale równie ważny będzie dla naszych bliskich w przyszłości.