Exclusive
20
min

Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie 2024: co ciekawego na stoisku ukraińskim

20 wydawnictw z Ukrainy, ponad 300 nowych książek, bestsellery, puzzle przedstawiające ukraińskie obiekty zniszczone przez Rosjan, a także unikalne publikacje o twórczości Marii Prymaczenko. Międzynarodowe Targi Książki trwają w Warszawie do 26 maja, a tegoroczne ukraińskie stoisko prezentowane jest pod hasłem „Kruchość istnienia”

Tetiana Wygowska

Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie 2024. Zdjęcie: Valentin Kondratiuk

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Ukraińskie stoisko nr 134 tradycyjnie znajduje się w Sali Marmurowej. W ubiegłym roku Ukraina była gościem honorowym targów. W tym roku gościem honorowym są Włochy, a Ukraińcy wystawiają swoje produkty naprzeciwko gości z Półwyspu Apenińskiego.

Część stoiska ukraińskiego 2024

Książki na ukraińskim stoisku zadowolą najbardziej wymagających czytelników.

– W tym roku odwiedzający Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie będą mogli kupić ponad 300 najnowszych książek ukraińskich wydawców. Krajowe wydawnictwa książkowe istnieją i mają się dobrze, mimo poczynań wroga – mówi Ołeksandra Kowal, dyrektorka Ukraińskiego Instytutu Książki.

Organizatorami wydarzenia są Fundacja Historia i Kultura, Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP oraz Ambasada Ukrainy w Polsce.

W ceremonii otwarcia ukraińskiego stoiska wzięli udział pracownicy Ambasady Ukrainy w Polsce, w tym radca-minister Roman Szepeliak. Z wydawcami rozmawiał o rozwoju i promocji ukraińskich książek na europejskim rynku.

Minister-radca Ambasady Ukrainy w Polsce Roman Szepeliak na stoisku Wydawnictwa Ranok. Zdjęcie autorki

Podczas otwarcia ukraińskiego stoiska gruchnęła wiadomość, że Rosjanie ostrzelali Charków, a jednym z celów była drukarnia „Faktor-Druk”, w której drukowano książki wielu czołowych ukraińskich wydawnictw. Zginęło siedmioro pracowników drukarni, zniszczony został nakład kilkadziesięciu tytułów. Hasło tegorocznych targów – „Kruchość istnienia” nabrało tragicznego wymiaru.

Nowe książki o wojnie - dla dorosłych i dla dzieci

Wydawnictwo „Folio” ma w swojej ofercie autobiograficzną książkę Walerii „Nawy” Subotiny „Niewola” oraz powieść o odporności Enerhodaru „Królewski gambit” autorstwa Petro Kraliuka i Ołeksandra Krasowyckiego.

„Nika-Centr” oferuje z kolei nową książkę Antona Sanczenki „Streszczenie srogiej wojny: 2022”.

Literatura dziecięca też nie omija tematyki wojskową. Wydawnictwo „Wiwat” przywiozło „Bohaterskie bajki” autorstwa autorstwa Iryny Macko, „Mamino” – opowieść terapeutyczną „Miasto w oknie” Tetiany Wynnyk, a „Czas Zmian Inform” zaprezentowało przygodową opowieść dla nastolatków „Sam i Maruśka idą na wojnę” Walentyny Mychajłenko.

Bestsellery i ukraińska klasyka

Oprócz nowości wydawniczych ukraińscy wydawcy zaprezentowali swoje bestsellery. Są książki Jewhenii Kuzniecowej „Drabina” i „Zapytaj Mieczkę”, jest literacki hit „Widzę, że interesuje cię ciemność” Illariona Pawliuka z Wydawnictwa Stary Lew. Mamy tu także „Mawkę. Strażnika lasu” i „Psa patrona” wydawnictwa „Ranok” i „Łowców tygrysów” wydawnictwa „Czas Mistrzów” i inne.

- Ceny naszych książek są takie same jak w Ukrainie. Niektóre publikacje są interaktywne: zawierają elementy rzeczywistości rozszerzonej – mówi o swojej ekspozycji Ołeh Symonenko, dyrektor wydawnictwa „Czas Mistrzów”.

Dwujęzyczne, tłumaczenia i książki o Ukrainie po polsku

Zainteresowanie literaturą ukraińską w Polsce rośnie, więc z roku na rok polscy wydawcy publikują coraz więcej tłumaczeń ukraińskich dzieł i książek edukacyjnych o Ukrainie. Drobny wybór takich książek jest prezentowany na ukraińskim stoisku: „Przyleciała jaskółeczka” Ireny Rozdobudko (Wydawnictwo „Bogdan”), „Krótka historia barszczu ukraińskiego” Jewhenii Kuzniecowej (Wydawnictwo Centrala), „Owwa! Ukraina dla dociekliwych” polskiej pisarki ukraińskiego pochodzenia Żanny Słoniewskiej (Wydawnictwo Dwie siostry) i inne.

Książki ukraińskie przetłumaczone na język polski. Zdjęcie autorki

Dwujęzyczne książki są popularne nie tylko wśród Ukraińców, ale także wśród Polaków. Kostiantyn Kłymczuk, dyrektor wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, mówi, że na jego stoisku najlepiej sprzedaje się książka ze współczesnymi ukraińsko-polskimi bajkami „Babcia i Mariczka. Dziadek i Rysio” (Bajki polskie i ukraińskie „Dziadek i Rysio. Babcia i Mariczka”).

– Jesteśmy bardzo dumni z tego projektu – mówi wydawca. – Zrealizowaliśmy go wspólnie z naszym polskim partnerem Stowarzyszenie Pokolenie. W projekt zaangażowanych było dwóch wydawców, dwóch pisarzy i dwóch artystów – z Ukrainy i Polski. Polskie historie zostały przetłumaczone na ukraiński, a ukraińskie na polski.

Kostiantyn Kłymczuk, dyrektor wydawnictwa „Czas Zmian Inform”

Ukraińskie łamigłówki i komiksy

Oprócz popularnych „Obrońców kotów” Wydawnictwa „Ranok” będzie można zapoznać się z leśnikami z regionów sumskiego i karpackiego (książka autorstwa Anny Deminy, Wydawnictwo „TUT”). Na ukraińskim stoisku pojawią się również dwa wydawnictwa komiksowe, „The Will Production” i „Wilkołak”, więc fani tego gatunku powinni być zadowoleni.

Po raz pierwszy w Warszawskich Targach Książki bierze udział Ukrainian Puzzles. To biznes społeczny, który powstał w kwietniu 2022 roku z myślą o produkcji puzzli przedstawiających zabytki zniszczone lub uszkodzone przez Rosję w wojnie przeciwko Ukrainie.

Wita Worobczuk, współzałożycielka "Ukrainian Puzzles"

– Symboliczna rekonstrukcja obiektu z puzzli jest jednocześnie niewielkim wkładem w rzeczywistą rekonstrukcję, ponieważ zysk netto ze sprzedaży jest kierowany na ten właśnie cel – mówi Jaryna Żurba, współzałożycielka i autorka koncepcji Ukrainian Puzzles. – Na przykład uczestnicy targów mogą kupić puzzle przedstawiające Czernihowską Bibliotekę Młodzieżową lub legendarny samolot An-225 Mriya.

Ukraińskie Puzzle prezentują również nowe kolekcje: „Sztuka ukraińska”, „Odkryj Ukrainę” i „Chwała Ukrainie”. Tydzień temu ukazały się nowe puzzle „Zwierzęta Prymaczenki”, które obecnie mają swoją premierę na ukraińskim stoisku na Warszawskich Targach Książki. To szczególnie istotne, ponieważ warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej organizuje obecnie wystawę prac Marii Prymaczenko.

Maria Prymaczenko i inne książki o sztuce

Kilka ukraińskich wydawnictw oferuje materiały poświęcone słynnej ukraińskiej artystce. Są to nie tylko puzzle, ale także albumy, książki, a nawet kolorowanki. Dwujęzyczne wydanie upominkowe o naszej słynnej rodaczce można znaleźć na stoisku „Szczyt – książka”, a „Atrakcje Ukrainy” mają kilka książek poświęconych artystce.

– Po raz pierwszy opublikowaliśmy ponad 150 jej nieznanych prac z kolekcji Narodowego Muzeum Architektury Ludowej i Życia Wiejskiego Ukrainy w obszernym albumie zatytułowanym „Kolorowy los”, który stał się rarytasem bibliograficznym już następnego dnia po wydaniu w 700 egzemplarzach. Publikacja jest już dostępna w językach angielskim i polskim. Dla najmłodszych przygotowaliśmy dwie kolorowanki oparte na twórczości tej wyjątkowej artystki – mówi Anatolii Serikow, redaktor naczelny wydawnictwa „Atrakcje Ukrainy”.

Ołena Zalewska, przedstawicielka wydawnictwa „Duch i litera” oraz Anatolii Serikow, redaktor naczelny wydawnictwa „Atrakcje Ukrainy”

Wydawnictwo „Duch i litera” przywiozło kolekcję „Scenariusze Paradżanowa”, eseje o historii ukraińskiej sztuki wizualnej XI-XX wieku, „Dom ze lwami” Paoli Utewskiej i Dmytro Gorbaczowa oraz dzieło „Sztuka: jej psychologia, jej styl, jej ewolucja” Fedira Szmita.

„Lwowski mit” i „Rozstrzelane odrodzenie”. Program wydarzeń

W ukraińskim programie literackim wezmą udział: Switłana Taratorina, Radek Rak, Jaryna Cymbał, Marcin Gaczkowski, Hałyna Tkaczuk, Katarzyna Ryrych, Maciej Piotrowski i Jurij Wynnyczuk.

– Pierwszym wydarzeniem, które przygotowaliśmy, jest spotkanie dwóch pisarzy science fiction: Polaka Radka Raka i Ukrainki Switłany Taratoriny – mówi Tetiana Petrenko, krytyczka literacka i specjalistka w Dziale Promocji i Czytelnictwa w Ukraińskim Instytucie Książki. – W tym roku ukaże się jej druga książka przetłumaczona na język polski – „Dom soli”. To przejmująca książka o Krymie, przedstawiająca krajobraz kulturowy półwyspu, na którym Switłana dorastała. To także refleksje na temat aneksji Krymu i stosunku autorki do tych wydarzeń.

Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie 2024

Drugie wydarzenie dotyczy „Rozstrzelanego odrodzenia” [chodzi o pokolenie ukraińskich artystów i naukowców, działających w latach 20. i początku lat 30. XX wieku na terenie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Większość przedstawicieli tego pokolenia została aresztowana i zamordowana przez NKWD  w latach 30. XX w. – red.]. Po polsku ukazały się powieści „Miasto” Waleriana Pidmohylnego i „Podróż uczonego doktora Leonarda i jego przyszłej kochanki, pięknej Alczesty, do Słobożańskiej Szwajcarii” Mike'a Johansena. Krytyczka literacka Jaryna Cymbał i tłumacz Marcin Gaczkowski, obecni na tym wydarzeniu, będą dyskutować o tym, jak polska publiczność może odbierać te powieści i co czyni je interesującymi.

Trzecim wydarzeniem w tej sekcji tematycznej będzie spotkanie z pisarkami dla dzieci Hałyną Tkaczuk i Katarzyną Ryrych. Porozmawiamy o wpływie wojny na psychikę dzieci, jako że książki obu pisarek poruszają ten problem. I o tym, jakie książki mogą pomóc dzieciom w przetrwaniu wojny.

Wreszcie – prezentacja książki Jurija Wynnyczuka „Legendy Lwowa”, która została wydana w języku polskim. Porozmawiamy o tak zwanym „micie lwowskim”, o tym, jak się ukształtował i co sprawia, że jest atrakcyjny dla polskich czytelników – konkluduje Tetiana Petrenko.

Zdjęcie autorki

<frame>Wydawnictwa prezentujące swoje produkty na targach: Wydawnictwo Stary Lew, „Vivat”, „Assa”, „Czas Zmian Inform”, „Parasol”, „Wolny Wiatr”, „Czas Mistrzów, „Atrakcje Ukrainy”, „Mamino”, „Nika-Centr”, „Nora-Druk”, „Szczyt-Książka”, „Folio”, „Duch i Litera”, „TUT”, „Wilkołak”, „The Will production”, Wydawnictwo Anety Antonenko oraz „Ukrainian Puzzles”. Koordynatorami stoiska narodowego są Ukraiński Instytut Książki i Ministerstwo Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy. <frame>

Porządek wydarzeń:

24 maja | 15.00-15.50 | Sala Kijów (dawniej Rudniewa)

Fikcja a historia. Rozmowa pomiędzy Radka Raka i Switłany Taratorinej.

25 maja | 13.00-13.50 | Forum w Sali Mikołajskiej

Ukraiński renesans lat 20. XX w. Prezentacja „Miasta” Pidmohylnego i „Podróży uczonego doktora Leonarda” Mike’a Johansena

26 maja | 11.00-11.50 | Forum w Sali Mikołajskiej

Sekretne uczucia młodych czytelników. Rozmowa o literaturze dziecięcej z udziałem Hałyny Tkaczuk i Katarzyną Ryrych

26 maja | 14.00-14.50 | Forum w Sali Mikołajskiej

Kulturalny portret miasta: premiera książki „Legendy Lwowa” Jurija Wynnyczuka

Ukraińską książkę w cenIE wydawcy można kupić w Warszawie do niedzieli 26 maja.

Gdzie: Pałac Kultury i Nauki,

Plac Defilad 1

Sala Marmurowa, stoisko nr 134

Godziny otwarcia:

24 maja - 10:00-19:00

25 maja - 10:00-19:00

26 maja - 10:00-17:00

Zdjęcia: Walentyna Kondratiuk

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Założycielka i redaktor naczelna wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, współzałożycielka fundacji „Czas Zmian”, wolontariuszka frontowa, dziennikarka, publikująca w gazetach ukraińskich i polskich, w szczególności „Dzienniku Zachodnim”, „Gazecie Wyborczej”, "Culture.pl".  Członkini Ogólnoukraińskiego Towarzystwa „Proswita” im.  Tarasa Szewczenki, organizatorka wydarzeń kulturalnych, festiwali, "Parad Wyszywanki" w Białej Cerkwi.

W Katowicach stworzyła ukraińską bibliotekę, prowadzi odczyty literackie, organizuje spotkania z ukraińskimi pisarzami.  Laureatka Nagrody literackiej i artystycznej miasta Biała Cerkiew im  M. Wingranowskiego.  Otrzymała Medal „Za Pomoc Siłom Zbrojnym Ukrainy”, a także nagrodę Visa Everywhere Pioneer 20, która docenia osiągnięcia uchodźczyń, mieszkających w Europie i mających znaczący wpływ na swoje nowe społeczności.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

To właśnie od tego – od piękna, które trwa, od kobiecości, która nie znika nawet pod ostrzałem, i od wewnętrznej siły, która pachnie perfumami – rozpoczęła się nasza rozmowa.

Rymma Ziubina w Warszawie. Zdjęcie: Sestry

Teraz wszyscy jesteśmy tacy prawdziwi

Diana Balynska: – Co dzisiaj oznacza dla Pani być piękną?

Rymma Ziubina: – Być prawdziwą. Cieszę się, że standardy typu: „90-60-90” nie dominują już tak bardzo. Na początku wojny często mówiono mi: „Wszyscy jesteście teraz tacy prawdziwi”. I to prawda. Łzy w kadrze, kiedy są prawdziwe, widać od razu. Nie da się ich pomylić ze sztucznymi. I właśnie w tej szczerości tkwi prawdziwe piękno.

Czy dbanie o siebie, ta „czerwona szminka”, pomaga nam, kobietom, w sytuacjach kryzysowych?

Oczywiście! Dbanie o siebie, higiena – to pierwsze, o czym mówili psychologowie od początku inwazji. Jeśli nie brałaś prysznica od trzech dni, to jest to niepokojący sygnał. I to nie dlatego, że nie masz dostępu do wody, ale dlatego, że leżysz i nie możesz nic zrobić – a to objaw depresji. Dbanie o siebie to forma samoorganizacji. Oznacza, że przynajmniej coś kontrolujesz. To działanie, a działanie to życie.

Poza tym w każdej sytuacji pozostajesz kobietą. Pamiętam, jak byłam już w szlafroku, gdy rozległ się alarm. Zamierzałam założyć piżamę, ale zdecydowałam: nie, potrzebuję czegoś, w czym w razie czego będę mogła wybiegnąć. I najładniejszej bielizny – tak na wszelki wypadek... Zajrzałam do koszyka i zaczęłam przeglądać: „To? Nie. O! To już lepiej”.

Na Majdanie, gdy było strasznie, miałam tę samą zasadę: tylko najlepsza bielizna, żeby nikt nie śmiał powiedzieć, że na Majdanie są same bezdomne i „ubogie” kobiety – jak pisały rosyjskie media. To taka cienka granica między śmiesznym a strasznym

Jest jakaś rzecz czy rytuał, bez których nie wychodzi Pani z domu?

Perfumy. Bardzo kocham perfumy. Nawet w walizce ewakuacyjnej miałam dokumenty, maski z czasów pandemii, szminkę nie zawsze – ale i perfumy, które były tam obowiązkowo. Wciąż je zmieniam. Kocham nowe zapachy, eksperymenty.

Skoro mówimy o pięknie w czasach wojny: co dla Pani oznacza wygląd zewnętrzny i wewnętrzna siła?

Piękno to działanie. Nie wygląd zewnętrzny, nie piękne słowa, ale czyny. Tak jak miłość – nie jest rzeczownikiem, ale czasownikiem. Działanie i słowo. Kochać to działać. Tak samo jest z pięknem – to autentyczność i siła ducha.

Wspieram ukraińskich producentów, którzy dbają o naszą zewnętrzną urodę, ponieważ to, jak obecnie działa produkcja w warunkach wojny, również świadczy o niezłomności. Na przykład bardzo lubię i wspieram firmę Wiosna, która produkuje kosmetyki na bazie naszych ukraińskich ziół. Wszystko jest wytwarzane w Ukrainie, w warunkach zatrzymania produkcji podczas przerw w dostawach prądu i alarmów powietrznych. Po nieprzespanych nocach, po ostrzałach i bombardowaniach dziewczyny przychodzą rano do pracy i pracują. Właścicielka Wiosny, Inna Skarżyńska, jest mamą czworga dzieci; podczas wojny adoptowała jeszcze jednego chłopca. Jej sklepik i zakład w Buczy zostały doszczętnie zniszczone przez rosyjskich żołnierzy. A ona wszystko odbudowała, tyle że już we Lwowie.

To jest właśnie piękno.

Piękno ludzi, którzy szyją, pieką chleb, robią najsmaczniejszą pizzę we Lwowie – kiedy mężczyźni są na froncie lub właśnie z niego wrócili

Ostatnie wzruszające pokazy Ukrainian Fashion Week w Kijowie, kiedy na wybieg wyszli chłopcy po amputacjach i z protezami, były o tym samym. To nasi bohaterowie, którzy za cenę własnego zdrowia dają nam spokojne życie. Musimy brać pod uwagę wasze potrzeby – w modzie, architekturze, życiu codziennym.

Niedawno do naszego Lwowa, do Teatru Narodowego im. Marii Zańkowieckiej, przyjechali chłopcy, którzy przechodzą rehabilitację w centrum SuperHumans. Przygotowywaliśmy się do ich wizyty, przegadaliśmy szczegóły – czy jest podjazd, gdzie będzie im wygodniej siedzieć, gdzie ustawić wózki inwalidzkie.

Z weteranami z SuperHumans. Zdjęcie: archiwum prywatne

Już w 1995 roku, na festiwalu teatralnym w Edynburgu, widziałam, jak pierwsi w sali pojawili się ludzie na wózkach inwalidzkich. Przygotowano dla nich specjalne miejsca, i to nie z boku, skąd kiepsko widać, ale w środku pierwszego rzędu. Na świecie to działa od dawna, nie trzeba niczego wymyślać. Tyle że trzeba to zrobić pilnie.

Twarz bez zbędnych manipulacji

Czy rozumienie piękna się zmieniło? Obecnie często kojarzy się piękno z ingerencją – botoksem, wypełniaczami, plastyką...

Mamy tu dobre światło, możesz mnie sobie obejrzeć [śmiech]! Jest nawet anegdota wśród filmowców: „Słyszałem, że się ożeniłeś. Żona jest ładna?” – „To zależy, jak ustawić światło”.

Sama nie uciekam się do manipulacji estetycznych – trzymam się do ostatniej kropli krwi. Nie obiecuję, że tak będzie przez całe życie, ale na razie nie czuję takiej potrzeby.

Nawiasem mówiąc, na stronach castingowych, gdzie poszukuje się aktorek, coraz częściej pojawia się fraza: „Twarz bez zbędnych manipulacji”. To oczywiście kwestia indywidualnego wyboru kobiety. Ale jest też strona finansowa. Jeśli kobieta dokonuje darowizn, to mimowolnie sobie przelicza [koszty takich zabiegów]: jeden „zastrzyk” to trzy-pięć tysięcy hrywien. A potem znowu. Teraz jest to więc również kwestia priorytetów.

Jak postrzega Pani swój wiek? Czy Pani nastawienie do siebie zmienia się z upływem lat? Spotkała się Pani z przejawami ageizmu w swojej profesji?

W wieku 36 lat miałam już na koncie trzy role babci [śmiech]. Potrzebne do nich były twarze medialne, a wtedy takich twarzy nie było zbyt wiele. Ale ogólnie podchodzę do swojego wieku zupełnie spokojnie. Nie próbuję wskoczyć do ostatniego wagonu i sztucznie zatrzymać czas. Moje podejście do życia zmienia się, podobnie jak moje pragnienia.

Kiedy miałam 25 lat, wydawało mi się, że można zmienić świat – nawet poprzez zawód aktora. Dzisiaj już wiem, że nie

Chociaż... Dzisiaj podeszła do mnie kobieta i powiedziała: „Dwa lata temu, po rozwodzie, byłam całkowicie załamana. Spotkanie z panią tak mnie zainspirowało, że ponownie wyszłam za mąż”. Takie chwile są bardzo wzruszające.

Jeśli chodzi o ageizm – oczywiście, że istnieje. Obecnie mam niewiele ról filmowych, ponieważ nie gram młodych kobiet, a ról dla kobiet w moim wieku w kinie jest niewiele – nie tylko w Ukrainie, ale i na całym świecie. Jeśli Sharon Stone mówi, że w Hollywood po 45. roku życia nie piszą już dla ciebie scenariuszy i nie kręcą cię, to co ja mogę powiedzieć? Na szczęście jest teatr, w którym jestem potrzebna.

W garderobie. Zdjęcie: Disy Garby

Wiele starszych Ukrainek, które wyjechały do Polski, również spotyka się z ageizmem. Co by Pani poradziła takim kobietom, które po przeprowadzce, utracie kariery, części swojej tożsamości nie mogą odnaleźć siebie?

Nie mam już zbyt wielu rad. Trudno doradzać, kiedy się nie doświadczyło czegoś samemu. Ale widzę, że nawet w Ukrainie niektóre firmy zaczynają doceniać pracowników w starszym wieku. Tłumaczą swój wybór na korzyść pań po pięćdziesiątce tym, że oprócz doświadczenia zawodowego w tym wieku kobieta koncentruje się już na pracy, podczas gdy młodą dziewczynę czeka jeszcze małżeństwo, narodziny dzieci – co dla pracodawcy oznacza urlopy macierzyńskie, zwolnienia lekarskie, nieobecności w pracy.

Pamiętam siebie jako młodą pracującą mamę: dziecko ma gorączkę, a ja całuję je, ale biegnę do teatru. Biegnę i płaczę, bo rozumiem, że żadne przedstawienie nie jest tego warte. Ale idę, bo czuję się zobowiązana. Bo nie mogę jeszcze stawiać warunków i odwoływać przedstawień.

Jestem przekonana, że 50 lat to wspaniały czas, by przypomnieć sobie o sobie, o swoich niespełnionych marzeniach. Jeśli twój zawód pokrywa się z hobby, tak jak u mnie, to jest to dar

Jednak wiele kobiet całe życie poświęca tylko pracy i dlatego zapomniały, czego kiedyś chciały. A warto sobie przypomnieć: „Marzyłam, by nauczyć się włoskiego” albo: „Kiedyś chciałam tańczyć”. I warto to zrobić. Nawiasem mówiąc, serial „Lusia stażystka”, w którym zagrałam, jest hymnem kobiet po 50. Pod koniec 2021 roku otrzymałam nawet nagrodę za ten projekt, która nosi nazwę „Precz ze stereotypami roku”.

Wojna to nie tylko czołgi i zgliszcza

Często bywa Pani za granicą. Czy można tam jakoś rozpoznać Ukrainkę na ulicy wśród innych kobiet?

Wie pani, podczas podróży ze mną jest jak ze sportowcami, którzy widzą tylko lotniska, hotele i halę sportową. Ja mam tak samo, tylko zamiast hali sportowej jest sala kinowa albo teatralna [śmiech]. Ale przypomniało mi się, jak nasz ukraiński kierowca we Włoszech, gdzie kręciliśmy „Gniazdo gołębicy”, a w kadrze było może z dziesięć ukraińskich dziewczyn, podszedł pod koniec zdjęć: „Pani Rymmo, ja pani nie rozpoznałem! Jest pani dokładnie taka, jak te dziewczyny, które co tydzień tu wożę – tak samo ubrana, z taką samą torebką”. To był komplement – że jestem prawdziwa, jak ta emigrantka zarobkowa, którą gram w filmie. I nie chodzi nawet o ubranie. W filmie, w tych scenach z pierwszego okresu bohaterki we Włoszech, mam nawet inne oczy.

Oczy nas zdradzają. Spojrzenie. Smutek. Przerażenie. Niepewność. Nie chcę nikogo obrazić. Chcę tylko, żeby oczy Ukrainki błyszczały ze szczęścia.

Podczas wystąpienia publicznego. Zdjęcie: Ołeksandr Senko

A gdyby dzisiaj musiała Pani zagrać migrantkę zarobkową, to jak wyglądałaby ta postać?

Bardzo podobnie. Już wtedy pytano mnie: „Przeżyła pani coś takiego?”. A ja odpowiadałam: „Tak, częściowo”. Samotność, zwątpienie, nieporozumienia w rodzinie, poczucie, że nikt nie potrzebuje twojego zawodu... To wszystko było w moim życiu. Teraz ten obraz stał się tylko bardziej bolesny.

Po „Gnieździe gołębicy” były propozycje, by grać emigrantki zarobkowe, ale odmawiałam, bo to powielanie roli. A dla mnie ważne jest odkrywanie czegoś nowego w sobie i dla widza.

Zaproponowano mi też zagranie współczesnej historii: kobiety, która na własne oczy widziała rozstrzelanie dziecka, przeżyła traumę psychiczną... Odmówiłam, ponieważ moim zdaniem przed taką rolą trzeba przejść pewne przygotowania – porozmawiać z psychologami, pobyć w klinice, wczuć się. A zdjęcia miały rozpocząć się tydzień po przeczytaniu przeze mnie scenariusza.

Czy filmy o emigracji są teraz na czasie?

Absolutnie. Ale trzeba zrozumieć, że są różne takie filmy, tak jak filmy o wojnie. Wojna to nie tylko czołgi, lotnictwo, ruiny. To także kobieta w obcym kraju – bez języka i pracy. I dziecko, które widziało wojnę. Najgłębsze dzieła sztuki zawsze opowiadają o małym człowieku na tle wielkiej tragedii.

Jakiego kina potrzebują dziś widzowie?

Ukraińskiego. Widz naprawdę chce oglądać nasze historie, naszych aktorów, słyszeć nasz język. Jako członkini akademii filmowej obejrzałam wszystkie filmy, które powstały w ostatnich latach, by móc wybrać laureatów nagrody „Złoty Bączek”. Obecnie jest bardzo mało pełnometrażowych filmów fabularnych. Ale nawet te, które są, różnią się gatunkowo – są i dramaty, i komedie.

Mamy potężne kino dokumentalne, które prezentujemy na światowych festiwalach filmowych. Jednak współczesnych ukraińskich filmów fabularnych, które warto byłoby pokazać światu, jest na razie tylko kilka

A jak zmienił się teatr w czasie inwazji?

Teraz działa już zupełnie inaczej. Wpływa na to wszystko: odległość od linii frontu, alarmy powietrzne, godziny policyjne. Na przykład w Użhorodzie, gdzie ani przez jeden dzień nie było godziny policyjnej, spektakle zaczynają się o 19:00, jak wcześniej. Natomiast w Kijowie Teatr im. Iwana Franki gra już o 15:00 lub 17:00.

W Charkowie, Sumach i Chersoniu sytuacja jest krytyczna: przedstawienia odbywają się tylko w schronach. W Charkowie teatry dosłownie walczą o przetrwanie. Same opłacają wynajem pomieszczeń w schronach, a ludzie otrzymują 25% stawki, czyli mniej niż 100 dolarów miesięcznie.

Nie zawsze możemy zaplanować repertuar. Jeśli aktor jest w rezerwie, to gra. Jeśli przychodzi wezwanie, to dziś jest jeszcze na scenie, a jutro już nie.

Zdjęcie: Jurij Mechitow

Podczas alarmów powietrznych przerywamy przedstawienie, czekamy w schronie, a potem zaczynamy grać od tej minuty, w której przerwaliśmy. Nie zawsze jednak jest możliwość, by po zakończeniu alarmu dokończyć przedstawienie tego samego wieczoru. W końcu przez ostatnie dwa tygodnie w Ukrainie alarmy powietrzne trwały po 8 godzin. I to jest to, czego można się spodziewać po Rosjanach nie tylko w nocy.

Jeśli widzimy, że ludzie nie zdążą wrócić do domu przed godziną policyjną, przenosimy przedstawienia na inny dzień. A wyjazdy na tournee to w tej chwili dla teatru ogromne ryzyko finansowe.

We Lwowie, w naszym Teatrze im. Marii Zańkowieckiej, przed rozpoczęciem spektaklu puszczaliśmy komunikat z prośbą o wyłączenie telefonów komórkowych. Teraz taki komunikat zaczyna się słowami: „Chwała Ukrainie!”, a sala odpowiada: „Chwała bohaterom!” A potem informujemy: „W przypadku alarmu powietrznego zatrzymamy przedstawienie, a administratorzy pomogą wam zejść do schronu”. Dopiero wtedy zaczyna się przedstawienie. I niezależnie od tego, o czym ono jest, po spektaklu wychodzimy, by się ukłonić, i mówimy: „Nasze ciepłe spotkania są możliwe tylko dzięki Siłom Zbrojnym Ukrainy”. Bo w sali i na scenie znajdują się ludzie, których bliscy są na froncie: synowie, córki, mężowie, bracia, siostry, rodzice. Po każdym spektaklu w Teatrze imienia Zańkowieckiej ogłaszamy ze sceny zbiórkę datków.

W czym dziś odnajduje Pani wewnętrzne oparcie?

– W ludziach, i to nie tylko w znajomych. Mogę spotkać kogoś na ulicy, a ta osoba powie mi, że ją wsparłam – filmem, występem, słowem. Takie spotkania zdarzają mi się w chwilach zwątpienia. I to właśnie one dodają mi otuchy.

20
хв

Chcę, by oczy Ukrainki błyszczały ze szczęścia

Diana Balynska

Grzegorz Janikowski (PAP): – Próby do „Kaluguli” Camusa rozpoczęli Państwo w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Iwana Franki w Kijowie przed inwazją Rosji na Ukrainę. Przerwaliście na prawie trzy miesiące. Ostatecznie premiera przedstawienia odbyła się w lipcu 2022 r. Jak teraz ten spektakl jest odbierany w Kijowie? W zeszłym roku prezentowali Państwo „Kaligulę” na festiwalu w Awinionie. Jak tam został przyjęty?

Iwan Urywskij: – Pokazaliśmy „Kaligulę” nie tylko w Awinionie, ale i na kilku innych festiwalach, np. w Sarajewie. Rzecz jasna, gramy – jednak przede wszystkim w Kijowie, gdzie publiczność pokochała ten spektakl. Pokazaliśmy go już ponad sto razy.

Długo zastanawiałem się, na czym polega fenomen recepcji tego przedstawienia. Po wizytach na festiwalach i rozmowach z wieloma ludźmi doszedłem do wniosku, że temat tyranii, despotyzmu dotyczy całego świata. Oczywiście, ten problem najbardziej porusza Ukraińców, bo sytuacja wojny czyni go namacalnym. Nasze przedstawienie spotkało się również z gorącym odbiorem i zrozumieniem we Francji, mimo że Francuzów sytuacja konfliktu zbrojnego bezpośrednio nie dotyczy. Bardzo ciekawe były ich komentarze i rozmowy w Awinionie. Bo temat „Kaliguli” jest uniwersalny i nie może być obojętny dla całego świata. Widzimy, co dzieje się w różnych zakątkach globu. Konflikty zbrojne, junty, armie najemników, terroryzm. Dlatego temat dyktatury jest gorący w rożnych państwach świata. Jedni znajdują się w oku cyklonu, inni pozornie są bezpieczni i daleko im do tej problematyki. Myślę, że nie znamy dnia ani minuty, bo Kaligula może pojawić się nagle w każdej części świata.

Co oznacza dla Pana robienie teatru w kraju objętym wojną? W 2024 r. wystawił pan „Marię Stuart” Schillera, w tym roku wyreżyserował „Makbeta”. Jak to się udaje?

Przyznam, że wystawiam teraz więcej sztuk, niż robiłem to przed inwazją Rosjan. Gdy wybuchła wojna, prawie trzy miesiące nie pracowaliśmy. Przygotowywaliśmy różne koncerty i wieczory poetyckie dla naszych żołnierzy.

Czuliśmy się, jak we mgle, i nie wiedzieliśmy, czy jeszcze kiedykolwiek będziemy robić teatr

Czy on jest potrzebny? gdy wreszcie wystawiliśmy „Kaligulę”, okazało się, że widzowie bardzo potrzebują teatru. Chcą żyć w miarę normalnie, oderwać się od koszmaru wojny. Dlatego zacząłem eksperymentować z rozmaitymi gatunkami teatralnymi. Zacząłem np. reżyserować komedie, których nigdy wcześniej nie robiłem. Prawda jest taka, że przede wszystkim musieliśmy jako zespół zrozumieć siebie i swoją sytuację. Potem zaczęliśmy pytać widzów, jakiego teatru potrzebują i czym dziś ma być teatr w Ukrainie.

Wystawia Pan głównie klasykę ukraińską i światową, jak „Tramwaj zwany pożądaniem” Williamsa, „Peer Gynta” Ibsena, wspomnianą „Marię Stuart”. Na swoim koncie ma Pan także realizacje m.in. Strindberga, Gozziego i Gogola. Krąży opinia, że biorąc na warsztat sztuki klasyczne, za każdym razem Pan je dekonstruuje lub redefiniuje. Na czym polega Pańska strategia reżyserska?

Za każdym razem gdy wybieram tekst sztuki, staram się ją wystawić tak, jak ja ją rozumiem. Doskonale wiem, że obcuję z klasyką, dlatego nie dokonuję dużych zmian. Po prostu wnikliwie czytam utwór, by zrozumieć go dla siebie. Następnie oglądam lub przypominam sobie realizacje danego tytułu w innych teatrach Europy. Wreszcie przychodzi moment, że zaczynam rozumieć, dlaczego inni reżyserzy wystawili go tak, a ja mam inną wizję. Myślę, że stąd są te opinie o tym, że dekonstruuję klasyków.

„Kaligula” Urywskiego na festiwalu w Polsce. Zdjęcie: Julia Weber

Często skraca Pan tekst, dokonuje przesunięć scen?

Przedstawienie „Kaliguli” trwa godzinę i piętnaście minut. To jest bardzo skrócona wersja. Po prostu nie mogliśmy przeprowadzić tylu prób, ile chcieliśmy. Cały czas wyły syreny przeciwlotnicze, a my nie mieliśmy prawa robić prób, gdy zbliżał się nalot. Dlatego tę wersję spektaklu dopasowaliśmy do realiów wojennych. Przypomnę tylko, że zdarzało się, że musieliśmy przerywać przedstawienie i z widzami schodzić do schronu.

W 2024 r. otrzymał Pan prestiżową Nagrodę Państwową im. Tarasa Szewczenki za spektakl „Czarownice z Konotopu” według Hrihorija Kwitki-Osnowjanenko. Wiem, że w czerwcu jadą Państwo z tym przedstawieniem na tournée do Stanów Zjednoczonych i Kanady. O czym opowiada ten spektakl?

W maju pokazaliśmy to przedstawienie w Polsce, a w czerwcu rzeczywiście wyruszamy za ocean. „Czarownica z Konotopu” to obowiązkowa lektura szkolna. Hrihorij Kwitko-Osnowjanenko pierwszy pisał prozą po ukraińsku. To rodzaj burleskowej satyry. Spektakl opowiada o tym, jak zaczyna się wojna Polski z Rosją, a Kozacy chcą uniknąć poboru, bo nie chcą iść na tę wojnę. Zapraszają wójta Konotopu na tzw. sotnik, czyli spotkanie, i przekonują go, że w mieście są wiedźmy. Żeby je odnaleźć, trzeba przeprowadzić tradycyjną próbę wody, czyli topić kolejne kobiety. Kto nie utonie, ten jest wiedźmą.

To straszna historia, rodzaj horroru, ale napisana jako komedia. Nasz spektakl odwołuje się do ukraińskiego folkloru i ludowości. To rodzaj wyobrażenia, jak to mogło wyglądać. Publiczność pokochała to przedstawienie. Zagraliśmy je już ponad dwieście razy.

Co zamierza Pan wystawić w najbliższym czasie?

W sobotę, 31 maja, w Narodowym Lwowskim Teatrze Opery i Baletu miała miejsce premiera opery „Złoty pierścień” Zachara Berkuta w mojej reżyserii. W kijowskiej Operze Narodowej Ukrainy im. T. Szewczenki przygotuję kolejną operę. Będą to „Bajki” E. T. A. Hoffmana.

Iwan Urywskij (ur. 9 marca 1990 r. w Krzywym Rogu) jest ukraińskim reżyserem teatralnym i operowym. Zrealizował ponad 20 spektakli w większości opartych na ukraińskiej klasyce. Był głównym reżyserem Ukraińskiego Teatru Muzyczno-Dramatycznego im. Wasyla Wasylki w Odessie. Od 2020 r. jest zatrudniony jako reżyser w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Iwana Franki w Kijowie. Współpracował również z teatrami w Iwano-Frankowsku, we Lwowie, w Kownie i Pradze.

20
хв

Kaligula może pojawić się wszędzie

Polska Agencja Prasowa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Profesor Szeptycki: – Chcemy współistnieć, mimo różnic i ran

Ексклюзив
20
хв

Nie trzeba bomb, by wybuchła wojna. Wystarczy dobry fejk

Ексклюзив
20
хв

Kto chce nas skłócić?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress