Exclusive
20
min

Anna Stawyczenko: Kiedy rosyjski pocisk leci na twój dom, przechodzi ci ochota na Czajkowskiego

„Zaproponowałam pomoc ukraińskim muzykom orkiestrowym – tym, którzy stracili domy w Ukrainie, wyjechali, by ratować swoje dzieci, przeżyli rosyjską okupację lub przebywają na terytoriach okupowanych. Zaczęliśmy więc wysyłać muzyków do Francji. Dla niektórych z nich musieliśmy zorganizować całe ekspedycje. Znaleźliśmy im zakwaterowanie, pracę i wysłaliśmy instrumenty muzyczne. I nadal się nimi opiekujemy”

Julia Szipunowa

Anna Stawyczenko jest promotorką ukraińskiej muzyki klasycznej w Europie. Zdjęcie: Chrystyna Kulakowska

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Anna Stawyczenko to prawdziwa ambasadorka ukraińskiej muzyki klasycznej w Europie. Zorganizowała wiele ważnych inicjatyw i liczne koncerty w Ukrainie i za granicą. W 2022 roku zapewniła na przykład rezydencję w Warszawie dla Kijowskiej Orkiestry Symfonicznej i urządziła Ukraiński Weekend w ramach lokalnego festiwalu firmowanego przez Sinfonię Varsovię. W drugą rocznicę inwazji na stronie internetowej Filharmonii Paryskiej zorganizowała z kolei transmisję koncertu „Ukraine Unbreakable” z Narodowej Filharmonii Ukrainy. Nagranie nadal jest tam dostępne.

Wraz z ukraińskimi muzykami w Paryżu w zeszłym roku Anna zainicjowała Projekt 1991 – serię koncertów muzyki kameralnej, które odbywają się we Francji co miesiąc, a czasem kilka razy w miesiącu. Wśród nich są Dni Silwestrowa w Paryżu oraz występ ukraińskiego kwartetu Bleu et Or (Niebieski i Złoty) na Festiwalu w Prowansji, który zagrał utwory ukraińskich kompozytorów.

Sukcesem Anny jest również współorganizacja koncertu podczas pierwszej w historii konferencji poświęconej ukraińskiej muzyce awangardowej na Sorbonie. Sawyczenko jest również szefową ukraińskiej misji Filharmonii Paryskiej, w ramach której Francja pomaga ukraińskim muzykom w znalezieniu schronienia, zatrudnienia, zdobyciu instrumentów muzycznych i innych potrzebnych do życia rzeczy.

Anna Stawyczenko (w środku) z ukraińskim kwartetem Quatuor Bleu et Or w Musée d'Orangery w Paryżu. Zdjęcie: archiwum prywatne

Misja w Paryżu: wydobyć ukraińską muzykę z ciszy

– Przyjechałam do Paryża na zaproszenie Filharmonii Paryskiej, by poprowadzić ukraińską misję tej instytucji – mówi nam Anna. – Ta misja polega na pomaganiu ukraińskim muzykom orkiestrowym, którzy opuścili Ukrainę z powodu wojny, w znalezieniu tymczasowych kontraktów we francuskich orkiestrach, głównie krajowych. Dzięki temu ukraińscy artyści mogą kontynuować karierę zawodową, współpracując z najlepszymi francuskimi orkiestrami.

Wszystko zaczęło się od projektu zebrania i usystematyzowania ukraińskich partytur. Wymyśliłam go z kolegami z Klubu Latoszyńskiego, Instytutu Ukraińskiego, Lwowskiej Sali Organowej i Ukrainian Live, gdy zaczęła się rosyjska inwazja. Po pierwsze, chcieliśmy ocalić ukraińskie partytury przed zniszczeniem. Po drugie, chcieliśmy mieć tę bibliotekę online dla siebie, ale też zapewnić dostęp do niej światowym orkiestrom i instytucjom muzycznym. By mogły grać ukraińską muzykę.

Zaczęliśmy gromadzić bazę danych, potem nawiązałam kontakty z zachodnioeuropejskimi instytucjami muzycznymi, oferując im wykonywanie muzyki ukraińskiej. Jedną z tych instytucji była Filharmonia Paryska. Poprosili mnie o przygotowanie programu utworów ukraińskich dla Orchestre de Paris.

To problem dla zagranicznych orkiestr i instytucji: nawet jeśli mają dostęp do ukraińskiej muzyki, to jej nie znają. Dlatego niezwykle trudno im wybierać utwory z szerokiego repertuaru ukraińskiego

Zaczęliśmy więc myśleć o tym, jak jeszcze ta wiodąca francuska instytucja muzyczna mogłaby pomóc Ukrainie. I tak wpadliśmy na pomysł ukraińskiej misji.

Zasugerowałam, byśmy pomogli ukraińskim muzykom orkiestrowym, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji – czy to w Ukrainie, czy za granicą. Tym, którzy stracili swoje domy w Ukrainie, wyjechali, by ratować swoje dzieci, przeżyli rosyjską okupację lub nadal przebywają na okupowanych terytoriach. Zaczęliśmy wysyłać ukraińskich muzyków do Francji. Dla niektórych z nich musieliśmy organizować całe operacje wyjazdowe. Albo dostawę instrumentów pozostawionych na Ukrainie do Francji, ponieważ muzycy nie ryzykowali zabierania ich ze sobą, obawiając się uszkodzenia. Jednocześnie znajdowaliśmy kontrakty dla ukraińskich muzyków we francuskich orkiestrach, pomagaliśmy im z zakwaterowaniem i wszystkimi procedurami administracyjnymi. I nadal się nimi opiekujemy.

– Co się zmieniło w działalności ukraińskiej misji Filharmonii Paryskiej w ciągu ostatnich dwóch lat?

– Początkowo to była misja humanitarna: pomóc kobietom i ich rodzinom, dać im miejsce do życia i pracy. Z czasem misja zaczęła się przekształcać. Nadal pomagamy muzykom, ale jednocześnie zaczęliśmy myśleć i działać szerzej.

W zeszłym roku zaczęliśmy zbierać i wysyłać instrumenty muzyczne oraz sprzęt do ukraińskich szkół dotkniętych wojną.

W grudniu ubiegłego roku wysłaliśmy 165 instrumentów i profesjonalny sprzęt do 20 ukraińskich szkół z 13 miast

Wśród nich znalazły się Bałaklija w obwodzie charkowskim, Irpień i kilka szkół w obwodzie sumskim. To miasta, które doświadczyły strasznych rzeczy.

Gitary z Francji w Kijowie. Zdjęcie z prywatnego archiwum
Podczas okupacji Bałaklii Rosjanie urządzili sobie kwaterę w szkole muzycznej. Wszystko tam splądrowali i zniszczyli. Ukradli nawet czajniki elektryczne

Przez półtora roku szkoła nie mogła prowadzić zajęć. W sezonie 2023/24 została ponownie otwarta, a teraz ma instrumenty i sprzęt z Filharmonii Paryskiej.

Pomagamy również rodzinom, które opuściły tymczasowo okupowane terytoria i przebywają w Odessie lub Kijowie. Na przykład wysłaliśmy skrzypce rodzinie, która straciła wszystko w Siewierodoniecku. Cała trójka dzieci w tej rodzinie gra muzykę. Nie marzyli, że kiedykolwiek będą mogli znowu to robić.

Misja opiekuje się teraz bardzo młodymi ukraińskimi muzykami klasycznymi, starając się pomóc im w organizacji zajęć i zapewnieniu przyszłości. Zakup instrumentu muzycznego jest wyzwaniem dla rodziny, nawet w czasie pokoju. Zwykle wymaga to kilku lat oszczędzania. Teraz, jeśli rodzina jakaś straciła dom, wyprowadziła się, zaczęła życie od nowa – kupowanie nowego instrumentu nie wchodzi w rachubę.

Chłopiec z Odessy znów może grać na skrzypcach. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Wśród muzyków, których znam, niektórzy są teraz na froncie. Są tacy, którzy zostali ciężko ranni, byli leczeni – i na front wrócili. Są też tacy, którzy zginęli.

W lutym zorganizowaliśmy transmisję koncertu Narodowej Filharmonii Ukrainy w Kijowie, który był transmitowany na stronie internetowej Filharmonii Paryskiej. Pomysł polegał na tym, aby udostępnić tę platformę Ukraińcom, aby ukraińska muzyka mogła być słyszana na całym świecie i w ten sposób upamiętnić wszystkich muzyków, którzy walczą i tych, którzy zginęli. To był nasz hołd dla tych, którzy nie mogą już występować.

Europę bardziej interesują Ukraińcy - wojownicy niż Ukraińcy - artyści

– Jak wygląda sytuacja ukraińskich muzyków za granicą?

– Różnie. Niektórzy mają więcej szczęścia, jak muzycy z naszej misji. Mogą kontynuować pracę artystyczną, i to na najwyższym poziomie. Co więcej, otrzymują pomoc i wsparcie. Ale ogólnie rzecz biorąc, ukraińskim muzykom bardzo trudno jest znaleźć za granicą pracę i się zintegrować. Wielu świetnych muzyków z całego świata wyjeżdża do Paryża, Berlina itp. i tam próbują budować swoje kariere. Dlatego bardzo trudno się przebić, zwłaszcza w krótkim czasie – zwykle zajmuje to lata. A Ukraińcy nie mogą czekać: muszą zapłacić za mieszkanie, nauczyć się nowego języka i pracować. Dlatego wielu muzyków z Ukrainy nie jest teraz w stanie pracować w swoim zawodzie w Europie Zachodniej.

– Czy wzrosło zainteresowanie ukraińską muzyką klasyczną?

– Jednoznaczne „tak” byłoby idealizowaniem sytuacji. Zainteresowanie wzrosło, ale często jest to zainteresowanie nami jako ludźmi w trudnej sytuacji. Jako reprezentantami kraju, który tytanicznie walczy na oczach całego świata.

A to jeszcze nie ma odzwierciedlenia we wzroście zainteresowania ukraińską muzyką. To długa, trudna droga; dopiero zaczynamy. Dotychczas wykonywanie ukraińskiej muzyki na świecie spoczywa głównie na barkach samych Ukraińców: muzyków, producentów i menedżerów. To my staramy się, aby nasza muzyka była grana.

Dni Silwestrowa w Paryżu, maj – czerwiec 2023. Zdjęcie: Charlotte Force

– Czy ukraińska muzyka klasyczna może dziś konkurować z muzyką rosyjską?

– Nie, nie może. To skutek stuletniego promowania się przez Rosję – mocno, czasem agresywnie, inwestując w to miliony. Nie możemy powiedzieć tego samego o sobie, dlatego mamy teraz nierównowagę. Rosyjska muzyka i rosyjscy muzycy są wszędzie – zarówno w orkiestrach, jak też jako soliści i dyrygenci. Co równie ważne – są także rosyjscy menedżerowie, agenci. Nawet ta straszna wojna nie zmieniła tego radykalnie, ponieważ większość Europejczyków wciąż jest zafascynowana marką „wielkiej rosyjskiej kultury” i nie chce niczego zmieniać.

Każda europejska orkiestra na dowolnym poziomie wykonuje rosyjski repertuar

– Jaki jest Twój stosunek do pomysłu jednoczenia muzyki ukraińskiej i rosyjskiej?

– Niestety, zarówno na początku wojny na pełną skalę, jak teraz pojawiają się próby (czasem udane) jednoczenia ukraińskich i rosyjskich wykonawców na tej samej scenie, łączenia muzyki ukraińskiej i rosyjskiej w tych samych programach.

Często organizatorzy i instytucje ukrywają na etapie negocjacji obecność rosyjskich nazwisk w obsadzie lub programie – czasem robią to aż do momentu publikacji plakatów. Spotkałam się z tym wiele razy

Robią to albo z naiwności, nie rozumiejąc, w czym problem, albo motywując się legendą o Rosjanach jako „ofiarach reżimu” i „trzech narodach jednakowo dotkniętych tą wojną – albo celowo, traktując Ukraińców z pobłażliwością, by nadal współpracować z Rosjanami i robić biznes jak zwykle. Trzeba być bardzo ostrożnym i starać się zdobyć jak najwięcej informacji – a i tak nie można mieć gwarancji, że uniknie się takich niespodzianek.  

Istnieją również specjalne granty i rezydencje, przyznawane wyłącznie artystom i naukowcom z Ukrainy, Białorusi i Rosji – jeden blok. Uczestnictwo w czymś takim staje się osobistym wyborem moralnym dla każdego Ukraińca: albo dostajesz grant lub zaproszenie od opery lub orkiestry, zgadzając się na takie sąsiedztwo, albo odmawiasz, bo jest to sprzeczne z twoimi zasadami.

Widzimy rezultaty takiego podejścia: świat milczał, gdy Rosja zaanektowała Krym i najechała Donbas – i świat przełknął słowa Putina, że Ukraina nigdy nie istniała. Bo gdy granice między Ukrainą a Rosją są zamazane, bardzo wygodnie jest przymykać oko na zbrodnie, które Rosja popełnia od wieków przeciwko Ukrainie i innym sąsiadom. Widzimy, że to rozmycie staje się śmiertelnie niebezpieczne.

Kiedy stworzyłam Projekt 1991, który promuje ukraińską muzykę we Francji, słyszałam wiele pytań od obcokrajowców: „Dlaczego nie wykonujecie muzyki rosyjskiej obok ukraińskiej w swoich programach?”

Za każdym razem mnie to szokuje i muszę tłumaczyć, że w dzisiejszych czasach granie rosyjskiego repertuaru jest dla nas nie do przyjęcia. To wewnętrzny protest każdego świadomego Ukraińca, który nie chce mieć nic wspólnego z rosyjską narracją.

Skrzypce, które przybyły z Francji do Balaclea. Zdjęcia z prywatnego archiwum

– Jakie argumenty masz do przekazania Francuzom?

– Wyjaśniam im to tak: „Twoje postrzeganie świata bardzo się zmienia w zależności od tego, czy rosyjski pocisk leci na twój dom, czy nie”. Sugeruję, by wyobrazili sobie własny dom pod rosyjskim bombardowaniem i poczuli, czy chcieliby w tym momencie słuchać Czajkowskiego.

– A Twoje konserwatorium w Kijowie, które nosi jego imię, wciąż nie zostało przemianowane...

– To katastrofa. Próbujemy wyjaśnić światu, zarówno tym Ukraińcom, którzy są w domu, jak tym, którzy są teraz na Zachodzie, jak charakterystyczna jest ukraińska kultura i że mamy własne nazwy. A potem wysyłamy nasze CV z tekstem „absolwentka Narodowej Akademii Muzycznej Ukrainy imienia Czajkowskiego”. Jak więc możemy prowadzić te wszystkie dyskusje z godnością? W mojej biografii wpisuję teraz po prostu „NAMU”, bez nazwiska patrona.

– Czy można jakoś wpłynąć na podejście Europejczyków? Nie wyobrażam sobie, jak Anna Netrebko wystąpiła w tym roku na scenie Opery Paryskiej, gdzie kiedyś występował Wasyl Slipak (nawet mimo ukraińskich protestów).

– To kwestia stanowiska kierownictw instytucji muzycznych i sumienia tamtejszej publiczności. Oczywiście kierownictwo Netrebko jest bardzo aktywne w wybielaniu jej nazwiska w mediach, by śpiewaczka mogła ponownie występować na najlepszych scenach świata bez jakichkolwiek problemów. Jednak jej osobowość pozostaje kontrowersyjna ze względu na jej powiązania z Putinem. Zachodnia publiczność dokonuje własnego moralnego wyboru, czy kupić bilet na koncert Anny Netrebko, czy na występ Teodora Currentzisa – udając, że nie wie, co się za nimi kryje, lub po prostu mówiąc, że „muzyka jest poza polityką”.

– To co robić?

– Promować, promować i jeszcze raz promować ukraińską muzykę. Zrobić wszystko, co możliwe, aby ta muzyka zabrzmiała. Organizować wydarzenia, współpracować z globalnymi instytucjami i orkiestrami, negocjować występy i włączać ukraińskich kompozytorów do repertuaru. To ogromna praca, którą trzeba wykonać na poziomie instytucji publicznych i prywatnych, a także inicjatyw indywidualnych.

Ważne jest, by muzyka była prezentowana na przyzwoitym poziomie. W dobrym wykonaniu, z profesjonalnie skomponowanymi programami.

Bo czas „zniżek wojennych” i „zniżek dla uchodźców”, kiedy pewien odsetek zachodnich słuchaczy był gotów solidarnie uczestniczyć w ukraińskich koncertach dowolnej jakości, dobiega końca. Zresztą, takie pozycjonowanie też nie jest dla nas dobre

Od czasu do czasu otrzymuję prośby od francuskich orkiestr lub zespołów kameralnych o znalezienie partytury konkretnego ukraińskiego utworu. Albo po prostu chcą zagrać coś ukraińskiego i proszą o radę. Było już kilka próśb o II Symfonię Rewuckiego. Często doradzam Latoszynskiego, ponieważ bardzo lubię jego dzieła. I chociaż są to odosobnione przypadki – to już się dzieje i się z tego cieszę.

<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/66300dc7066fa5201d178b78_ascala-borisgodunov%202022.jpg">„Przeczytaj także: Mit wielkiej kultury rosyjskiej jest bardzo skutecznym narzędziem do manipulowania świadomością”</span>

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka telewizyjna i radiowa. Przez 10 lat pracowała w Winnickim oddziale Narodowego Towarzystwa Nadawczego Ukrainy. Kierowała redakcją radia. Korespondentka serwisów informacyjnych w STB, NTN i Inter. Zwyciężczyni konkursu na najlepszy program radiowy na temat „decentralizacja”.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Agnieszka Holland, portret, reżyserka filmowa

Joanna Mosiej: Powiedziała Pani, że największym Pani marzeniem jest, żeby świat się obudził i żebyśmy mieli przyszłość. Czy naprawdę jesteśmy już w momencie, w jakim była Republika Weimarska w swoim schyłkowym okresie? Nie ma dla nas nadziei i odwrotu? Historia musi się powtórzyć? 

Agnieszka Holland: Boję się, że trudno będzie zawrócić z tej drogi, jeżeli nie ma prawdziwej woli. Oczywiście nadzieja umiera ostatnia, ale to musi być nadzieja zbiorowa, a nie tylko jednostek. A w tym momencie, wśród tych, którzy decydują o naszych losach, nie ma pomysłów, nie ma woli. I nie ma odwagi.

Obecnie wszystkie rządy centrowo liberalno-prawicowe idą zdecydowanie w stronę reaktywności wobec czegoś, co wydaje im się nieuchronne, czyli fali brunatnego populizmu. A kiedy tej fali nie przeciwstawia się nic innego, tylko jeszcze więcej populizmu, to nie można wygrać rozgrywki o losy świata. Przynajmniej nie w najbliższym dziesięcioleciu. A równocześnie nie widzę takiej pracowitości, determinacji, nie widzę charyzmy, która mogłaby ludzi przekonać, że warto się o pewne wartości bić. I to w każdym wymiarze. I w takim, w jakim biją się Ukraińcy i w takim, jakim jest rezygnacja z pewnego komfortu, po to, żeby zapewnić lepszą przyszłość, żeby poszerzyć prawa innych.

Jednocześnie coraz więcej ludzi do tej pory zaangażowanych, z powodu zmęczenia, rozczarowania i utraty nadziei, udaje się na wewnętrzną emigrację. 

Tak, odpływają do takiego niebytu i pasywności, dlatego kryzys nadziei wydaje mi się najgłębszym i najbardziej niebezpiecznym kryzysem. I on wyraża się w wielu sprawach, jak chociażby w takiej niechęci do prokreacji, która jest w krajach zamożniejszych i która wynika właśnie z braku nadziei, z braku wiary w to, że przyszłość ma sens. Że jest na tyle dobra, że warto projektować siebie w tę przyszłość. I takie ogromne rozczarowanie, poczucie bezsensu, chęć odcięcia się od polityki młodych ludzi czy ludzi wrażliwych, ideowych, jest zjawiskiem śmiertelnie niebezpiecznym dla jakiejkolwiek próby utrzymania demokracji. 

Także jesteśmy w takim smutnym czasie. Zresztą to co się dzieje w Polsce jest jakimś odbiciem tego, co się dzieje w skali światowej. To co wyprawia Donald Trump, jak szybko rosną różne autorytaryzmu i to takie dystopijne. Można na to zareagować jako na fatalizm, poddać się temu i próbować iść z falą, co robi większość klasy politycznej. 

To podejście takiego specyficznego, narcystycznego egoizmu, które świetnie wyczuwają politycy pokroju Donalda Trumpa. Oni na tym budują. Dają nadzieję tym, którzy są na tyle bezkrytyczni, że przyjmą każdą błyskotkę za złoto i bardzo łatwo jest ich uwieść. Nie są wyposażeni w narzędzia jakiegoś elementarnego krytycyzmu, żeby się przeciwstawić nowoczesnym środkom komunikacji.

A w czasach rewolucji internetowej, sztucznej inteligencji, social mediów z ich algorytmami, manipulacja opinią publiczną jest banalnie łatwa i piekielnie skuteczna

Więc te potwory mają po swojej stronie jakieś zupełnie niebywałe narzędzia. To jest wielka wina całego systemu edukacji, również mediów, które poddały się presji klikalności tak bardzo, że w gruncie rzeczy przestały być autorytetem dla kogokolwiek.

Reżyserka Agnieszka Holland podczas performancu Joanny Rajkowskiej w Ogrodzie Saskim, dotyczącego granicy polsko-białoruskiej, Warszawa, 14 maja, 2023 roku. Zdjęcie: Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.p

Mam wrażenie, że tragizm Ukrainy polega też na tym, że walczy o przyłączenie do świata, którego już nie ma - do świata demokracji liberalnej, praw człowieka, państwa prawa. Do świata, który się topi jak jakiś cenny kruszec. 

Trochę tak właśnie jest. Ostatnie posunięcia Donalda Trumpa, czyli zamrożenie środków z USAD, godzą bezpośrednio w ich byt. Odbierają nadzieje nie tylko na lepszą przyszłość, ale i teraźniejszość. Z tych środków finansowana była praca wielu organizacji pozarządowych oraz konkretna pomoc humanitarna. Trudno będzie zastąpić te środki. Musimy zatem na nowo odbudować na jakichś innych zasadach niezależne organizacje pozarządowe i niezależne media. To będzie ogromny wysiłek. Bo pieniądze są w większości po tamtej stronie, gdzie wszyscy milionerzy i big techy.
Trump i jego zastępcy, jak jacyś uczniowie czarnoksiężnika, mogą imponować skutecznością wynikającą z całkowitego braku zahamowań. Do tej pory byliśmy przyzwyczajeni, że są pewne reguły i granice, których nie można przekraczać. 

My jesteśmy zdecydowanie w defensywie. 

Jak to się skończy?

Myślę, że mniej więcej wiadomo. Skończy się to jakąś apokaliptyczną katastrofą, po której, mam nadzieję, znowu wrócimy do domu. Jeżeli przetrwamy, to wrócimy do jakiegoś sensu, ale jak na razie nie wygląda to dobrze. 

To jak dawać nadzieję?
Mogę wyrażać tylko swój podziw, bo szczerze mówiąc, dawanie nadziei w sytuacji, kiedy nie wiem skąd ją wziąć, byłoby no takie nieodpowiedzialne.

Jest Pani sumieniem polskiego kina, a kto byłby dla Pani bohaterem dzisiejszych czasów, takim Obywatelem Jonesem?

Obywatel Jones, odważny sygnalista jest zawsze moim bohaterem. Bohaterem są też aktywiści, ci, którzy idą pod prąd, którzy zawsze kierują się najbardziej podstawowymi wartościami. Oni są dla mnie bohaterami naszych czasów. Jest im ciężko, bo to wielka mniejszość. Tak jak była wielka mniejszość demokratycznej opozycji w krajach komunistycznych, czy jak była ogromna mniejszość pierwszych chrześcijan.

No ale wierzę, że ten świat się jednak odbudowuje za każdym razem i za każdym takim zawirowaniem te wolności się poszerzają. Więc mam nadzieję, że teraz też tak nastąpi

W Pani filmie „Europa, Europa”, jest taka surrealistyczna scena, w której Hitler w tańczy w objęciach ze Stalinem. Myślę, że dzisiaj można by pokazać podobną scenę Putina tańczącego z …. 

No tak, myślę, że można by zrobić taki krąg, dość duży, tańczących oszalałych autorytarnych narcyzów, którzy nie oglądają się na żadne wartości, poza swoim doraźnym wielkim zwycięstwem.

„Europa, Europa’, która była w pewnym sensie ostrzeżeniem, aktualizuje się, jak wszystkie filmy czy opowieści, w takich momentach, które mówią o tym, co dzieje się z człowiekiem, który jest postawiony wobec najprostszego wyboru, żeby siebie ratować.

I wszystko inne przestaje się liczyć.

Kręciliśmy go w 1989 roku, a do kin wszedł na przełomie 1990 i 91 roku. To był czas wielkiej nadziei, wielkich zmian w naszej części Europy. Często pytano mnie, skąd ten podwójny tytuł. Ja odpowiadałam, że dla mnie ciekawa jest podwójność Europy, swoista dychotomia, która się odbija w losach chłopaka – bohatera filmu.

Europa z jednej strony jest kolebką największych wartości, demokracji, praw człowieka, równości, braterstwa, solidarności, wspaniałej kultury. A z drugiej strony - kolebką największych zbrodni przeciw ludzkości i największego okrucieństwa

To jest właśnie ta podwójność. I teraz ponownie zaczyna przechylać się na tę ciemną stronę. Wchodzimy w mrok i na razie nie widać jeszcze światełka w tunelu. No, ale to nie znaczy, że nie mamy iść w stronę tego światełka. 

Trzeba budować koalicję przeciwko temu, co się dzieje. Trzeba wlać ducha otuchy w opornych. Ludzi dobrej woli ciągle jest dużo i na tym ich oporze musimy budować przyszłość.

Reżyserka Agnieszka Holland na planie filmu “Europa Europa”, Łomianki, 10 czerwca, 1989 rok. Zdjęcie: Sławomir Sierzputowski /Agencja Wyborcza.pl

Wreszcie chociaż trochę otuchy. 

A moim ukraińskim znajomym, przyjaciółkom i przyjaciołom chciałam powiedzieć, że światło się pojawi. Chwilowo widzimy wokół ciemność i wydaje się nam, że nie ma w ogóle światła. Ale to światło jest. Ono jest w nas. My jesteśmy nosicielami tego światła i ci, którzy walczą w Ukrainie, są bardziej niż ktokolwiek inny jego nosicielami. Jest wokół dużo sił, które chcą to światło zgasić. No musimy je chronić. Jedyne, co mogę wyrazić, to podziw dla ich siły i solidarność. 

Bardzo dziękuję. Pięknie to Pani powiedziała. My sobie ostatnio powtarzamy, że nadzieja jest w nas. Bo gdy się wydaje, że nie ma skąd jej brać, to musimy znaleźć ją w sobie. 

Dokładnie, ma Pani rację. Właśnie to chciałam powiedzieć, że światło, czyli nadzieja jest w nas.

20
хв

Agnieszka Holland: Światło jest w nas

Joanna Mosiej
yevhen klopotenko pierogi z serem barszczowym jarosław mudryi

Jewhen Kłopotenko jest ukraińskim szefem kuchni, kreatywnym przedsiębiorcą, działaczem społecznym, autorem książek i ekspertem kulinarnym. To najbardziej znany promotor kuchni ukraińskiej na świecie.

Urodził się w rodzinie, która nie miała nic wspólnego z prawdziwym gotowaniem. Pracował jako kelner w restauracjach w Niemczech, USA, Ukrainie i z czasem zdał sobie sprawę, że chce gotować. A potem wygrał popularny program „Masterchef”, studiował we francuskiej szkole gotowania Le Cordon Bleu i zaczął realizować ciekawe projekty kulinarne na dużą skalę.

Dzięki inicjatywie Jewhena w 2022 roku barszcz został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO i uznany za potrawę ukraińską. W rankingu restauracji Michelin przeproszono nawet za to, że wcześniej nazwano barszcz daniem rosyjskim.

Głównym celem Klopotenki jest poprawa kultury jedzenia w Ukrainie, odkrywanie historii kuchni ukraińskiej i jej promowanie. W rozmowie z serwisem Sestry Jewhen mówi m.in. o różnicy między polskimi pierogami a ukraińskimi warenikami, o tym, jakie potrawy i dania jedli Ukraińcy w minionych stuleciach i co może stać się specjalnością kuchni ukraińskiej na świecie.

140 potraw z "Eneidy"

Ksenia Mińczuk: Kim się czujesz: ekspertem, popularyzatorem, biznesmenem czy showmanem?

Jewhen Kłopotenko: Czuję się osobą, która wprowadza zmiany w dziedzinie gastronomii. Jak nazywa się takich ludzi? Kreatorami zmian. Jeśli chcesz być kimś takim, musisz i badać, i promować, i gotować i być biznesmenem.

Jak to się stało, że zająłeś się kuchnią ukraińską?

Po powrocie z Francji w 2016 roku zdałem sobie sprawę, że nie chcę i nie mogę mieszkać nigdzie indziej niż w Ukrainie. Ludzie zaczęli prosić mnie o otwarcie restauracji. Kiedy zacząłem myśleć o tym, jaka to powinna być restauracja, zrozumiałem, że mogę otworzyć tylko coś ukraińskiego.

Ukraińska restauracja to jedyna rzecz, która ma sens, skoro jestem Ukraińcem

Ale czym właściwie jest ukraińska restauracja? Zdałem sobie sprawę, że wiem dużo o kuchni światowej, ale prawie nic o kuchni ukraińskiej. Spotkałem Ołenę Brajczenko, historyczkę i badaczkę kultury gastronomicznej. Powiedziałem jej: „Co ty za dziwną robotę wykonujesz? Jak pracujesz? Budzisz się, otwierasz książkę i czytasz o jedzeniu?”. Ołena wiele mnie nauczyła.

A potem otworzyłem „Eneidę” [chodzi o poemat „Eneida” Iwana Kotlarewskiego, wybitnego poety, opublikowany w Petersburgu w 1798 roku. To trawestacja Wergiliuszowej „Eneidy”, napisana językiem najbardziej zbliżonym do żywej mowy ludu ukraińskiego – red.]. I zdałem sobie sprawę, że jest tam wymienionych 140 potraw, których nazw nie kojarzę. Postanowiłem nauczyć się tych wszystkich potraw.

Odkryłem ogromny, ukryty świat. Kiedy dotykasz takich rzeczy, odzyskujesz kontakt ze swoją przeszłością i możesz wpływać na przyszłość. Teraz za każdym razem, gdy ożywiam jakieś danie, porównuję je z kuchnią światową. Widzę podobieństwa i różnice. Składniki, produkty, techniki...

Na przykład proso najpierw było gotowane, potem zostało zastąpione ziemniakami, a potem dodano buraki... Możesz zobaczyć ciągłość tej historii. Jeśli zapytamy: „Skąd się wziął barszcz?”, „Skąd się wzięły syrniki?” [smażone placki z mąki, sera białego i jajek – red.], „Skąd się wzięła wędzona gruszka?”, zrozumiemy, że na wszystkie te pytania są odpowiedzi. Moją rolą gotować smacznie i w oparciu o tradycję.

„Za każdym razem, gdy ożywiam jakieś danie, porównuję je z kuchnią światową”. Zdjęcie: Dmytro Bakhta

Opowiedz o swoich badaniach nad potrawami Rusi Kijowskiej.

Dopiero je zacząłem, robię to od czterech miesięcy. Ten projekt prawdopodobnie będzie trwał latami. Jest projektem odrodzenia, powrotu do potraw Rusi Kijowskiej – nie do składników, ale do technik gotowania.

Na przykład historycy twierdzą, że buraki trafiły do Ukrainy w XI-XII wieku. Tymczasem istnieją zapiski Światosława z 1073 roku, opisujące niektóre składniki potraw, w tym buraki. I teraz pojawia się pytanie, z którym warto się zmierzyć: „Czy to był burak, czy może coś innego, co Światosław nazwał burakiem?”

W Ukrainie na przykład jedzono wówczas marchew. Ale marchewki były wtedy małe, wielkości palca, i nie żółte, a fioletowe

O kuchni w czasach Rusi Kijowskiej dowiedziałem się choćby tego, że w XIV wieku w Czernihowie w soborze Zbawiciela (zbudowanym przez Światosława) ktoś wydrapał na ścianie w języku staroukraińskim (lub rosyjskim), że 25 kwietnia 1300 roku był tu kapłan o imieniu Iwan, który jadł białe placki. Białe placki są zdecydowanie najstarszą udokumentowaną ukraińską potrawą.

Co jadł Jarosław Mądry

A kiedy badałem tradycję Maslenicy [tłusty tydzień przed Wielkim Postem – red.], dowiedziałem się, że wszystko, co kiedyś gotowano z miękkim serem, nazywano „nabiałem”. Czyli mieliśmy pierogi z nabiałem. A moja teoria jest taka, że białe placki to placki z twarogiem. Tak więc historia twarogu jest starsza niż historia barszczu, o którym po raz pierwszy usłyszeliśmy w XVI wieku.

Ot, taka historyczna luka. Do tego odkrycia doprowadził nas napis na ścianie soboru Spaskiego [lub: Sobór Przemienienia Pańskiego – pochodzący z XI wieku najstarszy budynek w Czernihowie i jeden z niewielu zachowanych budynków Rusi przedmongolskiej – red.], przez wieki niezauważany.

O jedzeniu napisano niewiele, dlatego musimy szukać w nietypowych miejscach

Nie chciałbym wyciągać wniosków z kronik. Bo kronika jest książką, w której ktoś pisze o tym, jak wyobraża sobie rzeczy, które istniały 100 lat przed nim. Ja szukam innych podejść. Poszedłem do Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, Akademii Ostrogskiej, Ławry Kijowsko-Peczerskiej – i tam szukam przepisów i potraw.

I jakie ciekawe rzeczy udało Ci się odkryć?

Na przykład „babę-szarpanynę” [stare ukraińskie danie, zapiekanka rybna – red.]. Nawiasem mówiąc, to dobre danie na Wielkanoc. Kiedyś jedliśmy tarankę [suszona płoć – red.], teraz jemy „babę” z piwem.

Uwielbiam tarankę.

Tak, wszyscy ją uwielbiamy, ale teraz spożywa się ją już w inny sposób. Kiedyś robiono z płoci zupę rybną i nie było takiego słowa jak „taranka”. To po prostu była solona lub suszona (gdy nie było soli) ryba. Tę suszoną płoć wrzucano więc do wody, gotowano, a wywar wyrabiano z ciastem, dzięki czemu stawało się „rybne”. Po upieczeniu powstawało coś w rodzaju zapiekanki albo chleba na bazie bulionu rybnego. Następnie kładło się na nim mięso z ryby i się jadło. Ta receptura została zachowana w Akademii Ostrogskiej i Ławrze Kijowsko-Peczerskiej. I jest też opisana w „Eneidzie”. Wcześniej nie wiedziałem, co to jest, ale zbadałem sprawę i już wiem.

Baba-szarpanyna we współczesnej wersji

A co jadł Jarosław Mądry?

Jestem w trakcie szukania odpowiedzi na to pytanie. Interesujące jest to, że w miejscu, w którym stał pałac Jarosława Mądrego, stoi teraz moja restauracja „Sto lat temu”. Taki chichot historii.

W marcu 2019 roku Jewhen wraz z Inną Popereszniuk otworzyli w Kijowie restaurację „Sto lat temu”, która oferuje nowoczesną kuchnię ukraińską. Jewhen chciał pokazać, jak wyglądałaby kuchnia ukraińska, gdyby nie wpływy Związku Radzieckiego

Gdzie szukasz informacji?

Przede wszystkim powinienem powiedzieć, że to, co robię, jest raczej rekonstrukcją niż wierną reprodukcją. Na przykład ciasta, które wypiekam, nie są dokładnie takie, jak były kiedyś. Bo np. nie wiemy na pewno, jaki rodzaj sera kiedyś był, można tylko spekulować. Co więc robię? Na przykład znajduję jakieś wspomnienie. A potem badam etymologię.

Kiedyś nie było tłuczonych ziemniaków, zup ani sosów. Nazwy naszych potraw brały się z procesu ich przygotowywania. Jeśli coś było gotowane – to „warenucha”, jeśli smażone – „smażenyna”. Na przykład we wspomnieniach Jarosława Mądrego pojawia się słowo „smaga”. Ale smaga jest również znana jako bimber – być może dlatego, że był pędzony na ogniu. Poszukiwania etymologiczne są bardzo ważne przy rekonstrukcji procesu gotowania.

Prowadzę poszukiwania w najstarszych cerkwiach i monastyrach Ukrainy, z XV i XVI wieku. Znajdujące się w nich książki często zawierają informacje, których potrzebuję. Na przykład o życiu mnichów. W „Eneidzie” Kotlarewskiego znalazłem następujące potrawy: „wereszczaka”, „hamuła”, „szpundra” i „cietrzew”.

XIX wiek był wspaniałym okresem. Co ciekawe, nie było wtedy zup

Kiedyś byłem w obwodzie żytomierskim i natknąłem się na słowo „kałatusza” - od „kałataty” [bić red.]. Chodzi o to, że bierzesz bulion rybny i grzybowy, dodajesz mąkę i wszystko ubijasz.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że nasza technologia ubijania jest w istocie odpowiednikiem francuskiej techniki zagęszczania czegoś płynnego mąką, która ma ponad 350 lat. Nasza technologia ma 400 lat. Francuzi po prostu nazwali to inaczej

Jest też danie o nazwie łemiszka: zalewasz mąkę gorącą wodą i jesz. To popularne niegdyś danie, które pozwalało się najeść. Okazuje się, że połączenie gorącego płynu i mąki w różnych proporcjach jest nasze, ukraińskie.

Jewhen zbiera przepisy z południa Ukrainy

Moja teoria jest taka, że barszczem nazywano wszystko, co było ugotowane, a nie zagęszczone. Była zupa grochowa, kapuśniak, a reszta to był barszcz. Teraz muszę poszukać potwierdzenia tej teorii lub czegoś, co ją obali.

Inny temat: nawet w czasach Kozaków, w XV i XVI wieku, istniały specjalne potrawy i dania dla bogatych. Natknąłem się na informacje o szafranie, szparagach itp. Wspominano też o „niedźwiedziach” (często znajdowałem o nich informacje) – mięsie dzikich zwierząt zapiekanym w chlebie.

Kto na świecie smaży twaróg

Jakie potrawy lub tradycje kuchni ukraińskiej Twoim zdaniem zostały niezasłużenie zapomniane? I dlaczego powinny zostać przywrócone do nowoczesnego menu?

Wydaje mi się, że są najbardziej niedoceniane w Ukrainie są syrniki, czyli zapiekanki z twarogu. Świat niewiele o nich wie, moglibyśmy więc opowiedzieć o nich światu. Bo mało kto na świecie smaży twaróg.

Wspomniałbym tu też o wereszczace. To mięso duszone w kwasie chlebowym. I o kaszy kaczanej – to proso zacierane z jajkami i ciastem w krupki. I jest jeszcze kisiel, czyli płatki owsiane fermentowane przez jeden dzień. Ta mieszanina staje się lepka, jak galaretka. Ciekawą rzeczą w tym daniu jest to, że czasami przyrządzano je z mlekiem i podawano na weselach. Ta potrawa była bardzo podobna do włoskiej panacotty.

Chciałbym również wspomnieć o wędzonej gruszce.

Wiele krajów uwielbia wędzoną paprykę, ale nigdzie nie znają wędzonej gruszki. A to nasza specjalność

Jak balansujesz między zachowaniem autentyczności kuchni ukraińskiej a dostosowaniem jej do nowoczesnych trendów?

Kiedy gotujesz coś autentycznego, często nie smakuje to dobrze. W końcu świat jedzenia i smaków się zmienił. Pojawiło się wiele produktów z innych krajów, a we wszystkich potrawach jest więcej cukru. To zasadniczo zmienia nawyki smakowe. Wyobraź sobie, że zalewasz mąkę gorącą wodą i jesz. Teraz trudno to sobie wyobrazić.

Gotuję więc autentyczne danie, próbuję go, a potem zastanawiam się, czy ma szansę przetrwać w takiej postaci. Jeśli nie, ulepszam je. Biorę, powiedzmy, mąkę, zalewam ją gorącą wodą, rozcieram szpatułką na pergaminie i suszę. Otrzymuję coś w rodzaju chrupiących chipsów, cienkiej macy. Kształt jest inny – i to już jest modne i fajne. A wcześniej to po prostu była łemiszka. Gdyby ktoś nad nią popracował, już dawno stałaby się takimi naszymi chipsami.

Nowoczesna wersja łemiszki

Po prostu staram się dopasować to wszystko do jakiejś logiki. Mogę odtworzyć autentyczne smaki, np. kwasu buraczanego czy chlebowego. W dawnych czasach kwas chlebowy robiono z żytniego chleba i wody. Był biały, czasami dodawano do niego suszone jabłka. To był kwaśny, chłodny, gazowany napój, który nie miał nic wspólnego z dzisiejszym sklepowym kwasem chlebowym.

Zachowałbym też autentyczny smak galaretki, tyle że 150-180 lat temu nie zawierała cukru.

Kiedyś w ogóle nie było cukru w żywności. A teraz usuwam cukier z menu w szkołach i ludzie mówią do mnie: „Jak możesz to robić?”

Słowianie lubią zawijać w ciasto

Promujesz kuchnię ukraińską za granicą. Jak sprawić, by stała się bardziej znana na świecie?

Problem z kuchnią ukraińską polega na tym, że nie zdążyła się ukształtować. W czasach Związku Radzieckiego była mocno wymieszana. A kiedy zaczęła się inwazja, wielu ludzi wyjechało za granicę i zabrali ze sobą głównie sowieckość, a nie ukraińskość. Często Ukraińcy, którzy nakrywają do stołu za granicą lub otwierają restauracje, serwują sałatkę Olivier, bo ich wspomnienia z domu są przyklejone do potraw ze Związku Radzieckiego. Jeśli wyrzucisz tę sałatkę z menu, wyrzucisz swoje wspomnienia, a wspomnienia to jest to, co trzyma nas przy życiu. Dlatego rozumiem tych ludzi, chociaż w kontekście promowania kuchni ukraińskiej to nie w porządku.

Trzeba otwierać więcej ukraińskich lokali z tradycyjną kuchnią i promować tę kuchnię na wszystkich platformach. Na tym etapie barszcz nam wystarczy, a potem dodamy coś jeszcze – serniki, krymskotatarskie paszteciki, naleśniki. Jestem pewien, że świat to zje.

Barszcz z wędzoną gruszką, który Jewhen serwował gościom na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 r.

Jednym z najpopularniejszych dań w polskich restauracjach są „pierogi ruskie”, czyli pierogi z ziemniakami i serem. Na początku inwazji wielu Polaków zmieniło nazwę tego dania na „perogi ukraińskie”, ale później dawna nazwa wróciła. Tymczasem jest wielu Ukraińców, którzy nie przełknęliby potrawy o tej nazwie...

Wareniki nie są potrawą ukraińską, polską ani rosyjską. Według naszej wiedzy zostały wynalezione gdzieś w Turcji. Ludy słowiańskie generalnie lubią zawijać różne rzeczy w ciasto. Poza tym słowo „ruski” nie pochodzi od „Rosji”, ale od „Rusi”.

Musimy zaakceptować fakt, że polskie pierogi są bardziej popularne na świecie niż wareniki. Nie ma co z tym walczyć. Musimy zwrócić się ku naszej tradycji pierogów. Ukraińcy jedli je z wiśniami, makiem i twarogiem. Takich pierogów nie ma nigdzie indziej

Polska ma też barszcz, ale on nie ma nic wspólnego z barszczem ukraińskim. To są zupełnie inne potrawy i tradycje: barszcz ukraiński jest gęsty, prawie każda gospodyni ma swój przepis, mamy kult tej potrawy, ciągle ją udoskonalamy, to część naszej tożsamości kulturowej. Natomiast polski barszcz to w zasadzie rosół i jest podawany głównie jako świąteczne danie raz w roku.

Na swojej stronie na Facebooku napisałeś: „Żytomierszczyzna to kraina ludzi, lasów, grzybów i oczywiście kałatusza”. Czy możesz sporządzić listę ukraińskich potraw?

To właśnie wtedy, gdy byłem w obwodzie żytomierskim, miałem fantazję o stworzeniu mapy ukraińskich potraw. Na przykład region Żytomierza jest ojczyzną dań ziemniaczanych, mają nawet kiełbasę z ziemniakami. Stworzenie mapy potraw jest bardzo interesujące. Myślę, że zajmie jakieś półtora roku badań.

Jaką rolę odgrywa kultura kulinarna w odbudowie Ukrainy?

Jedzenie jest częścią kultury. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby na naszych stołach było nie tylko radzieckie i zagraniczne jedzenie, ale także potrawy ukraińskie.

Jedzenie nigdy nie jest na pierwszym miejscu, dopóki nie zostanie ci odebrane

Przypomnijmy sobie pierwszy tydzień inwazji. Ludzie w Ukrainie wykupywali żywność, robili zapasy, bo nie wiedzieli, co będzie dostępne następnego dnia.

Jak ukraińska kuchnia może stać się narzędziem dyplomacji kulturalnej?

Ona już jest takim narzędziem. Odkąd barszcz został wpisany na listę UNESCO, wszystko się zintensyfikowało. Teraz każdy na poziomie oficjalnym może powiedzieć, że barszcz jest głównym daniem ukraińskim, i jeszcze bardziej go promować.

Michael Douglas w restauracji Jewhena w Kijowie, 2024 r.

Potrzebujemy ukraińskiego jedzenia na imprezach w naszych ambasadach w każdym kraju. I potrzebujemy, by ludzie, którzy opuścili Ukrainę, promowali ukraińską kulturę, gdziekolwiek się znajdą.

Jakie jest Twoje ulubione danie?

Mam układ z barszczem. Mogę mówić tylko o nim – i o niczym innym.

Zdjęcia: klopotenko.com, @klopotenko

20
хв

Skąd się wzięła wędzona gruszka, czyli Jewhen w krainie przysmaków

Ksenia Minczuk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Jurij Andruchowycz: Dziś polityczni liderzy nie prowadzą — oni gonią społeczne trendy. I zamieniają się w klaunów

Ексклюзив
20
хв

Skąd się wzięła wędzona gruszka, czyli Jewhen w krainie przysmaków

Ексклюзив
20
хв

Po wojnie Ukrainę czeka boom gospodarczy

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress