Exclusive
20
min

10 najważniejszych ukraińskich książek non-fiction po 24 lutego 2022 r.

Od początku inwazji na pełną skalę pojawiło się wiele ważnych i interesujących raportów, wywiadów, pamiętników, a nawet postów w mediach społecznościowych. Oto teksty, które warto przeczytać, aby zrozumieć, co dzieje się

Tetiana Trofimenko

Ołeksandr Myched, "Kryptonim dla Hioba. Kroniki inwazji" (Wydawnictwo Starego Lwa, 2023), (fragment okładki)

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Po 24 lutego 2022 roku ukraińska literatura, podobnie jak cała kultura, nie przestała istnieć. Większość wydawnictw realizowała swoje wcześniejsze plany i publikowała teksty nie tylko dotyczące wojny. Jednak w tym artykule chcę opowiedzieć o tekstach napisanych podczas "wielkiej" wojny, o wojnie lub innych tematach, które są dla nas dzisiaj ważne.

"Najdłuższa podróż" Oksany Zabużko (Komora, 2022)

Już w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę pojawiło się wiele bardzo ważnych tekstów non-fiction, wśród których na szczególną uwagę zasługuje "wielki esej" Oksany Zabużko.

Niedawno pisarka, wraz z filmowcem i byłym rosyjskim więźniem politycznym Olegiem Sencowem, otrzymała najwyższe odznaczenie Republiki Francuskiej: Legię Honorową, przyznawaną za zasługi cywilne i wojskowe.

"Najdłuższa podróż" to w rzeczywistości rodzaj publicystyki społecznej. Od samego początku książka ta była zorientowana "na eksport" (tłumaczenia zostały opublikowane przed ukraińskim tekstem), więc przemawia przede wszystkim do społeczności międzynarodowej i opowiada w skondensowanej formie historię nie dziesięcioletniej, ale trzydziesto- i trzystuletniej wojny rosyjsko-ukraińskiej, o której nieuchronności Oksana Zabużko mówiła na długo przed rozpoczęciem wojny na pełną skalę. Analizując z perspektywy historycznej konsekwentne plany Moskwy zniszczenia Ukraińców, pisarka podkreśla, że pomimo nieprzewidywalnego wyniku trwającej wojny, Ukraińcy już udowodnili całemu światu, a przede wszystkim sobie, że słowa z hymnu narodowego "oddamy ciało i duszę za naszą wolność" to nie tylko słowa, ale rzeczywiste działanie. "24 lutego 2022 r. "fasada" [państwa rosyjskiego], która była odnawiana i malowana przez trzy stulecia, upadła, okazując się blefem. Rosja się skończyła", podsumowuje Oksana Zabużko.

"Słownik wojny" Ostapa Sływynskiego (Vivat, 2023)

Najbardziej uniwersalny jest niewielki "Słownik wojny" (ukazało się już jego polskie tłumaczenie), opracowany przez poetę i tłumacza Ostapa Sływynskiego. W tej książce historie naocznych świadków (ich nazwiska nie są wymienione, jedynie imię i miasto, z którego pochodzą) ułożone są alfabetycznie i stanowią najkrótsze z możliwych, najprostsze życiorysy, czasem przerażające, a czasem wzruszające. Kreda i kula, trup i radość, lampa i krew - to hasła, które oddają wojenną rzeczywistość, a także zmianę języka i znaczenia podstawowych słów.

Wśród anonimowych narratorów "Słownika wojny" znajdują się znani pisarze i osobowości kultury (ich listę można znaleźć w przypisie).

"Wojna 2022" (Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego, PEN Ukraine, Wydawnictwo Starego Lwa, 2022)

Antologia "Wojna 2022" (wydana przez Wydawnictwo Starego Lwa we współpracy z PEN Ukraina z inicjatywy i przy wsparciu finansowym polskiego Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego, opracowana przez pisarza Wołodymyra Rafeenkę) ma prawdziwie "gwiazdorską" obsadę ukraińskich autorów. Książka zawiera wpisy do pamiętników, eseje i wiersze takich autorów jak Jurij Andruchowycz, Serhij Żadan, Jurij Wynnyczuk, Lubko Deresz, Larysa Denysenko, Iryna Cilyk, Andrij Lubka, Kateryna Babkina i wielu innych. W porównaniu ze "Słownikiem wojny", antologia ta jest większa i może być trudniejsza w czytaniu ze względu na różnorodność prezentowanego materiału. Obejmuje ona na przykład posty Serhija Żadana na Facebooku, zgrupowane pod tytułem "Nasze flagi powiewają nad miastem"; wolontariacki "Dziennik nadziei" autorstwa literaturoznawczyni i krytyczki Bohdany Romantsowej, która była wolontariuszką na lwowskim dworcu kolejowym w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę; fragmenty dziennika rekruta wojskowego, pisarza Artema Chapai, oraz Artema Czecha, który po raz drugi przechodzi przez próby wojny (jego książka "Punkt zero", wydana w 2017 roku, zdobyła szereg ukraińskich nagród literackich, a w 2019 roku autor otrzymał Nagrodę Literacką im. Józefa Conrada-Korzeniowskiego, ustanowioną przez Instytut Polski w Kijowie).

"Stan wojenny" (Meridian Czernowitz, 2022)

Antologia "Stan wojenny" z przedmową Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy Walerija Załużnego jest podobna pod względem autorów i treści. Zawiera eseje 50 autorów - znanych pisarzy, krytyków literackich i osób publicznych. Teksty antologii opisują przede wszystkim osobiste doświadczenia autorów, którzy nastawieni są również na zagranicznego odbiorcę.

Olga Kari: Życie w środku życia (Yakaboo Publishing, 2022)

Książka dziennikarki Olgi Kari to krótki tekst o pierwszych miesiącach 2022 roku, które autorka spędza w Kijowie. Jej rodzice są w tym czasie w Czernichowie. "Życie w środku życia" to dość intymny i emocjonalny tekst napisany z perspektywy kobiety, która nie doświadczyła tragicznych strat, ale głęboko analizuje i odczuwa wszystko, co dzieje się wokół niej.

Ołeksandr Myched "Kryptonim dla Hioba. Kroniki inwazji" (Wydawnictwo Starego Lwa, 2023)

Ta książka może być bardziej poruszająca dla czytelników: zawiera nie tylko opowieści autora o jego rodzinie (Ołeksandr i jego żona mieszkali w Hostomelu w czasie 24 lutego, a jego rodzice w Buczy), ale także wywiady z m.in. dziennikarzem Jewhenem Spirinem, artystką Larą Jakowenko, krytykiem literackim Tetianą Myched (matką autora) oraz "fragmenty kroniki" zbrodni wojennych popełnionych przez Rosjan na okupowanych terytoriach. "Call Sign for Job" to książka obszerna, zawierająca wiele refleksji autora na tematy historyczne i kulturowe, napisana w radykalny i bezkompromisowy sposób.

Wołodymyr Wakulenko-K. "Przekształcam się..." (Vivat, 2023)

W grupie dokumentów osobistych wyróżnia się pamiętnik autora książek dla dzieci Wołodymyra Wakulenki-K., który został zabity przez Rosjan we wsi Kapytoliwka niedaleko Iziumia w 2022 roku. Przewidując swoją nieuchronną śmierć z rąk raszystów, zapisał wydarzenia na kartkach papieru, a następnie zakopał je w ogrodzie, prosząc swojego ojca, aby je przekazał dalej. Dokument ten został znaleziony przez pisarkę Victorię Amelinę, która po inwazji na pełną skalę dokumentowała zbrodnie wojenne w ramach zespołu "Truth Hounds" i zmarła po zranieniu w rosyjskim ataku rakietowym w Kramatorsku 1 lipca 2023 r., w dniu urodzin Wołodymyra Wakulenki-K.

Idea, że Rosja systematycznie niszczy ukraińską kulturę i popełnia ludobójstwo na Ukraińcach, jest głównym wątkiem we wszystkich tych tekstach. W przedmowie Wiktorii Ameliny do dziennika Wołodymyra Wakulenki-K widzimy wymowne podobieństwa do poprzednich epok historycznych: "...jestem wewnątrz nowego renesansu. Podobnie jak w latach 30. ukraińscy artyści są zabijani, ich rękopisy znikają, a pamięć o nich jest wymazywana. ...Czasy rzeczywiście się zmieniły: wcześniej, w latach sześćdziesiątych, Ałła Horska, Łeś Taniuk i Wasyl Symonenko prowadzili śledztwa w sprawie morderstw artystów "straconego renesansu", popełnionych kilkadziesiąt lat przed rozkwitem ich pokolenia. Teraz ukraińscy pisarze badają zbrodnie popełnione zaledwie sześć miesięcy temu".

Bohdan Logwynenko "De-okupacja. Historie ukraińskiego oporu. 2022" (Ukraїner, 2023)

W latach 2022-2023 pojawiły się również publikacje oparte na doświadczeniach zwykłych ludzi, którzy przeżyli okupację lub działania wojenne, a nie znanych intelektualistów. Jedną z najnowszych książek tego typu jest zbiór reportaży Bohdana Łogwynenki, który zawiera relacje z wyzwolonych miast Słobożańszczyzny, Kijowa, północy i południa Ukrainy. Są to historie ukraińskich żołnierzy, policjantów, ochotników, partyzantów i zwykłych mieszkańców, którzy nie tylko przeżyli okupację, ale także stawili jej opór pomimo śmiertelnego niebezpieczeństwa. Zespół Ukraïnera był jednym z pierwszych, który udał się na tereny okupowane - materiały zawarte w książce można również obejrzeć na stronie YouTube projektu.

Iryna Howorukha "Plakhta" (Summit Book, 2022, 2023)

Wydaniu niektórych książek towarzyszyły gorące debaty w mediach społecznościowych. Tak było na przykład w przypadku pierwszej książki "Plakhta" autorstwa Iryny Hovorukhy (mamy już drugą część). Pierwsza książka oparta jest na wywiadach z mieszkańcami Czernichowa, Buczy, Hostomla, Irpina, Borodianki oraz wsi w obwodach kijowskim i czernichowskim, natomiast druga opowiada o wydarzeniach na południu i wschodzie Ukrainy (obwody doniecki i ługański, Chersoń, Mikołajów, Melitopol, Ochaków, Charków i Izium). Zebrane informacje zostały przedstawione w formie fabularyzowanej z myślą o szerokim gronie czytelników. To nie treść książki wywołała debatę publiczną, ale osobowość pisarki: przed inwazją na pełną skalę Iryna Hovorukha była znana jako autorka rosyjskojęzycznych historii miłosnych; nie miała doświadczenia życia pod okupacją rosyjską, dlatego wielu czytelników odmawiało jej prawa do pisania o tragediach wojennych.

Eugenia Podobna, "Miasto żywych, miasto umarłych. Opowieści z czasów wojny" (Folio, 2022)

Warto zauważyć, że nie było takich oskarżeń wobec książki reporterskiej "Dziewczyny obcinają warkocze" Eugenii Podobnej, dziennikarki i korespondentki wojennej, która w 2020 roku zdobyła Nagrodę Szewczenki za zbiór wywiadów z ukraińskimi żołnierkami.

Oczywiście w czasach wojny społeczność czytelników stawia autorom bardziej rygorystyczne wymagania moralne, oceniając przede wszystkim ich publiczną reputację (podobne przykłady zaobserwowano również w dziedzinie beletrystyki, ale to temat na osobną dyskusję).

Świat musi wiedzieć

Po 24 lutego 2024 r. ukraińska literatura faktu aktywnie pracuje nad doświadczeniem inwazji na pełną skalę, wykorzystując różne gatunki, takie jak dokumentalna rejestracja zbrodni rosyjskich okupantów, reportaże i wywiady, gatunek pamiętnika i tradycyjne eseje o mniej lub bardziej prywatnym charakterze. Autorzy poruszają wiele ważnych i aktualnych kwestii związanych z samoświadomością Ukraińców w czasie kryzysu: obok jednoznacznie negatywnego stosunku do państwa rosyjskiego jako agresora, podkreślają konieczność odrzucenia "wielkiej kultury rosyjskiej" i odmowy kontaktów z "dobrymi Rosjanami"; analizują problem osobistej winy i kompleksu ocalałego; obojętności na tle ogólnej spójności społeczeństwa w obliczu wojny; reputacji publicznego intelektualisty i jego roli w społeczeństwie itp. Ważne są również próby przekazania informacji o przyczynach i uwarunkowaniach tej wojny, refleksje i analizy, a także publikacje dokumentalne i prawdziwe historie życia Ukraińców z różnych regionów do czytelnika poza Ukrainą. Wydaje się, że w sytuacji, gdy zachodni odbiorcy nie są dobrze zorientowani w realiach wojny rosyjsko-ukraińskiej, to właśnie literatura faktu powinna być tłumaczona na języki obce, aby świat pamiętał o zagrożeniu ze strony terrorystycznego państwa.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Krytyczka literacka, absolwentka nauk filologicznych. Obroniła rozprawę o literaturze ukraińskiego baroku. Prowadzi kurs „Nowoczesna literatura ukraińska” na Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim we Lwowie. Pracowała jako zastępca dyrektora Charkowskiego Muzeum Literackiego, opublikowała serię badań nad literaturą ukraińską epoki renesansu Shot. Kierowniczka sekcji literackiej Charkowskiego Towarzystwa Historyczno-Filologicznego. Publikuje w „Mediaport”, „LitaKcent”, ZAXID.NET, „Bukvoid”, „Ukrainska Pravda”, „Teksty”, „Novinarnia” i magazynie „SHO”. Autorka książek „#Окололітературне. Wszystko, co chciałeś wiedzieć o współczesnej literaturze ukraińskiej” (2019) i „Wszystko, co chciałeś wiedzieć o literaturze ukraińskiej. Powieści” (2022). Po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę przebywa w Polsce. Pracuje nad projektem „Krótka historia ukraińskiej krytyki literackiej”, wspieranym przez Instytut Literatury w Krakowie.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

To właśnie od tego – od piękna, które trwa, od kobiecości, która nie znika nawet pod ostrzałem, i od wewnętrznej siły, która pachnie perfumami – rozpoczęła się nasza rozmowa.

Rymma Ziubina w Warszawie. Zdjęcie: Sestry

Teraz wszyscy jesteśmy tacy prawdziwi

Diana Balynska: – Co dzisiaj oznacza dla Pani być piękną?

Rymma Ziubina: – Być prawdziwą. Cieszę się, że standardy typu: „90-60-90” nie dominują już tak bardzo. Na początku wojny często mówiono mi: „Wszyscy jesteście teraz tacy prawdziwi”. I to prawda. Łzy w kadrze, kiedy są prawdziwe, widać od razu. Nie da się ich pomylić ze sztucznymi. I właśnie w tej szczerości tkwi prawdziwe piękno.

Czy dbanie o siebie, ta „czerwona szminka”, pomaga nam, kobietom, w sytuacjach kryzysowych?

Oczywiście! Dbanie o siebie, higiena – to pierwsze, o czym mówili psychologowie od początku inwazji. Jeśli nie brałaś prysznica od trzech dni, to jest to niepokojący sygnał. I to nie dlatego, że nie masz dostępu do wody, ale dlatego, że leżysz i nie możesz nic zrobić – a to objaw depresji. Dbanie o siebie to forma samoorganizacji. Oznacza, że przynajmniej coś kontrolujesz. To działanie, a działanie to życie.

Poza tym w każdej sytuacji pozostajesz kobietą. Pamiętam, jak byłam już w szlafroku, gdy rozległ się alarm. Zamierzałam założyć piżamę, ale zdecydowałam: nie, potrzebuję czegoś, w czym w razie czego będę mogła wybiegnąć. I najładniejszej bielizny – tak na wszelki wypadek... Zajrzałam do koszyka i zaczęłam przeglądać: „To? Nie. O! To już lepiej”.

Na Majdanie, gdy było strasznie, miałam tę samą zasadę: tylko najlepsza bielizna, żeby nikt nie śmiał powiedzieć, że na Majdanie są same bezdomne i „ubogie” kobiety – jak pisały rosyjskie media. To taka cienka granica między śmiesznym a strasznym

Jest jakaś rzecz czy rytuał, bez których nie wychodzi Pani z domu?

Perfumy. Bardzo kocham perfumy. Nawet w walizce ewakuacyjnej miałam dokumenty, maski z czasów pandemii, szminkę nie zawsze – ale i perfumy, które były tam obowiązkowo. Wciąż je zmieniam. Kocham nowe zapachy, eksperymenty.

Skoro mówimy o pięknie w czasach wojny: co dla Pani oznacza wygląd zewnętrzny i wewnętrzna siła?

Piękno to działanie. Nie wygląd zewnętrzny, nie piękne słowa, ale czyny. Tak jak miłość – nie jest rzeczownikiem, ale czasownikiem. Działanie i słowo. Kochać to działać. Tak samo jest z pięknem – to autentyczność i siła ducha.

Wspieram ukraińskich producentów, którzy dbają o naszą zewnętrzną urodę, ponieważ to, jak obecnie działa produkcja w warunkach wojny, również świadczy o niezłomności. Na przykład bardzo lubię i wspieram firmę Wiosna, która produkuje kosmetyki na bazie naszych ukraińskich ziół. Wszystko jest wytwarzane w Ukrainie, w warunkach zatrzymania produkcji podczas przerw w dostawach prądu i alarmów powietrznych. Po nieprzespanych nocach, po ostrzałach i bombardowaniach dziewczyny przychodzą rano do pracy i pracują. Właścicielka Wiosny, Inna Skarżyńska, jest mamą czworga dzieci; podczas wojny adoptowała jeszcze jednego chłopca. Jej sklepik i zakład w Buczy zostały doszczętnie zniszczone przez rosyjskich żołnierzy. A ona wszystko odbudowała, tyle że już we Lwowie.

To jest właśnie piękno.

Piękno ludzi, którzy szyją, pieką chleb, robią najsmaczniejszą pizzę we Lwowie – kiedy mężczyźni są na froncie lub właśnie z niego wrócili

Ostatnie wzruszające pokazy Ukrainian Fashion Week w Kijowie, kiedy na wybieg wyszli chłopcy po amputacjach i z protezami, były o tym samym. To nasi bohaterowie, którzy za cenę własnego zdrowia dają nam spokojne życie. Musimy brać pod uwagę wasze potrzeby – w modzie, architekturze, życiu codziennym.

Niedawno do naszego Lwowa, do Teatru Narodowego im. Marii Zańkowieckiej, przyjechali chłopcy, którzy przechodzą rehabilitację w centrum SuperHumans. Przygotowywaliśmy się do ich wizyty, przegadaliśmy szczegóły – czy jest podjazd, gdzie będzie im wygodniej siedzieć, gdzie ustawić wózki inwalidzkie.

Z weteranami z SuperHumans. Zdjęcie: archiwum prywatne

Już w 1995 roku, na festiwalu teatralnym w Edynburgu, widziałam, jak pierwsi w sali pojawili się ludzie na wózkach inwalidzkich. Przygotowano dla nich specjalne miejsca, i to nie z boku, skąd kiepsko widać, ale w środku pierwszego rzędu. Na świecie to działa od dawna, nie trzeba niczego wymyślać. Tyle że trzeba to zrobić pilnie.

Twarz bez zbędnych manipulacji

Czy rozumienie piękna się zmieniło? Obecnie często kojarzy się piękno z ingerencją – botoksem, wypełniaczami, plastyką...

Mamy tu dobre światło, możesz mnie sobie obejrzeć [śmiech]! Jest nawet anegdota wśród filmowców: „Słyszałem, że się ożeniłeś. Żona jest ładna?” – „To zależy, jak ustawić światło”.

Sama nie uciekam się do manipulacji estetycznych – trzymam się do ostatniej kropli krwi. Nie obiecuję, że tak będzie przez całe życie, ale na razie nie czuję takiej potrzeby.

Nawiasem mówiąc, na stronach castingowych, gdzie poszukuje się aktorek, coraz częściej pojawia się fraza: „Twarz bez zbędnych manipulacji”. To oczywiście kwestia indywidualnego wyboru kobiety. Ale jest też strona finansowa. Jeśli kobieta dokonuje darowizn, to mimowolnie sobie przelicza [koszty takich zabiegów]: jeden „zastrzyk” to trzy-pięć tysięcy hrywien. A potem znowu. Teraz jest to więc również kwestia priorytetów.

Jak postrzega Pani swój wiek? Czy Pani nastawienie do siebie zmienia się z upływem lat? Spotkała się Pani z przejawami ageizmu w swojej profesji?

W wieku 36 lat miałam już na koncie trzy role babci [śmiech]. Potrzebne do nich były twarze medialne, a wtedy takich twarzy nie było zbyt wiele. Ale ogólnie podchodzę do swojego wieku zupełnie spokojnie. Nie próbuję wskoczyć do ostatniego wagonu i sztucznie zatrzymać czas. Moje podejście do życia zmienia się, podobnie jak moje pragnienia.

Kiedy miałam 25 lat, wydawało mi się, że można zmienić świat – nawet poprzez zawód aktora. Dzisiaj już wiem, że nie

Chociaż... Dzisiaj podeszła do mnie kobieta i powiedziała: „Dwa lata temu, po rozwodzie, byłam całkowicie załamana. Spotkanie z panią tak mnie zainspirowało, że ponownie wyszłam za mąż”. Takie chwile są bardzo wzruszające.

Jeśli chodzi o ageizm – oczywiście, że istnieje. Obecnie mam niewiele ról filmowych, ponieważ nie gram młodych kobiet, a ról dla kobiet w moim wieku w kinie jest niewiele – nie tylko w Ukrainie, ale i na całym świecie. Jeśli Sharon Stone mówi, że w Hollywood po 45. roku życia nie piszą już dla ciebie scenariuszy i nie kręcą cię, to co ja mogę powiedzieć? Na szczęście jest teatr, w którym jestem potrzebna.

W garderobie. Zdjęcie: Disy Garby

Wiele starszych Ukrainek, które wyjechały do Polski, również spotyka się z ageizmem. Co by Pani poradziła takim kobietom, które po przeprowadzce, utracie kariery, części swojej tożsamości nie mogą odnaleźć siebie?

Nie mam już zbyt wielu rad. Trudno doradzać, kiedy się nie doświadczyło czegoś samemu. Ale widzę, że nawet w Ukrainie niektóre firmy zaczynają doceniać pracowników w starszym wieku. Tłumaczą swój wybór na korzyść pań po pięćdziesiątce tym, że oprócz doświadczenia zawodowego w tym wieku kobieta koncentruje się już na pracy, podczas gdy młodą dziewczynę czeka jeszcze małżeństwo, narodziny dzieci – co dla pracodawcy oznacza urlopy macierzyńskie, zwolnienia lekarskie, nieobecności w pracy.

Pamiętam siebie jako młodą pracującą mamę: dziecko ma gorączkę, a ja całuję je, ale biegnę do teatru. Biegnę i płaczę, bo rozumiem, że żadne przedstawienie nie jest tego warte. Ale idę, bo czuję się zobowiązana. Bo nie mogę jeszcze stawiać warunków i odwoływać przedstawień.

Jestem przekonana, że 50 lat to wspaniały czas, by przypomnieć sobie o sobie, o swoich niespełnionych marzeniach. Jeśli twój zawód pokrywa się z hobby, tak jak u mnie, to jest to dar

Jednak wiele kobiet całe życie poświęca tylko pracy i dlatego zapomniały, czego kiedyś chciały. A warto sobie przypomnieć: „Marzyłam, by nauczyć się włoskiego” albo: „Kiedyś chciałam tańczyć”. I warto to zrobić. Nawiasem mówiąc, serial „Lusia stażystka”, w którym zagrałam, jest hymnem kobiet po 50. Pod koniec 2021 roku otrzymałam nawet nagrodę za ten projekt, która nosi nazwę „Precz ze stereotypami roku”.

Wojna to nie tylko czołgi i zgliszcza

Często bywa Pani za granicą. Czy można tam jakoś rozpoznać Ukrainkę na ulicy wśród innych kobiet?

Wie pani, podczas podróży ze mną jest jak ze sportowcami, którzy widzą tylko lotniska, hotele i halę sportową. Ja mam tak samo, tylko zamiast hali sportowej jest sala kinowa albo teatralna [śmiech]. Ale przypomniało mi się, jak nasz ukraiński kierowca we Włoszech, gdzie kręciliśmy „Gniazdo gołębicy”, a w kadrze było może z dziesięć ukraińskich dziewczyn, podszedł pod koniec zdjęć: „Pani Rymmo, ja pani nie rozpoznałem! Jest pani dokładnie taka, jak te dziewczyny, które co tydzień tu wożę – tak samo ubrana, z taką samą torebką”. To był komplement – że jestem prawdziwa, jak ta emigrantka zarobkowa, którą gram w filmie. I nie chodzi nawet o ubranie. W filmie, w tych scenach z pierwszego okresu bohaterki we Włoszech, mam nawet inne oczy.

Oczy nas zdradzają. Spojrzenie. Smutek. Przerażenie. Niepewność. Nie chcę nikogo obrazić. Chcę tylko, żeby oczy Ukrainki błyszczały ze szczęścia.

Podczas wystąpienia publicznego. Zdjęcie: Ołeksandr Senko

A gdyby dzisiaj musiała Pani zagrać migrantkę zarobkową, to jak wyglądałaby ta postać?

Bardzo podobnie. Już wtedy pytano mnie: „Przeżyła pani coś takiego?”. A ja odpowiadałam: „Tak, częściowo”. Samotność, zwątpienie, nieporozumienia w rodzinie, poczucie, że nikt nie potrzebuje twojego zawodu... To wszystko było w moim życiu. Teraz ten obraz stał się tylko bardziej bolesny.

Po „Gnieździe gołębicy” były propozycje, by grać emigrantki zarobkowe, ale odmawiałam, bo to powielanie roli. A dla mnie ważne jest odkrywanie czegoś nowego w sobie i dla widza.

Zaproponowano mi też zagranie współczesnej historii: kobiety, która na własne oczy widziała rozstrzelanie dziecka, przeżyła traumę psychiczną... Odmówiłam, ponieważ moim zdaniem przed taką rolą trzeba przejść pewne przygotowania – porozmawiać z psychologami, pobyć w klinice, wczuć się. A zdjęcia miały rozpocząć się tydzień po przeczytaniu przeze mnie scenariusza.

Czy filmy o emigracji są teraz na czasie?

Absolutnie. Ale trzeba zrozumieć, że są różne takie filmy, tak jak filmy o wojnie. Wojna to nie tylko czołgi, lotnictwo, ruiny. To także kobieta w obcym kraju – bez języka i pracy. I dziecko, które widziało wojnę. Najgłębsze dzieła sztuki zawsze opowiadają o małym człowieku na tle wielkiej tragedii.

Jakiego kina potrzebują dziś widzowie?

Ukraińskiego. Widz naprawdę chce oglądać nasze historie, naszych aktorów, słyszeć nasz język. Jako członkini akademii filmowej obejrzałam wszystkie filmy, które powstały w ostatnich latach, by móc wybrać laureatów nagrody „Złoty Bączek”. Obecnie jest bardzo mało pełnometrażowych filmów fabularnych. Ale nawet te, które są, różnią się gatunkowo – są i dramaty, i komedie.

Mamy potężne kino dokumentalne, które prezentujemy na światowych festiwalach filmowych. Jednak współczesnych ukraińskich filmów fabularnych, które warto byłoby pokazać światu, jest na razie tylko kilka

A jak zmienił się teatr w czasie inwazji?

Teraz działa już zupełnie inaczej. Wpływa na to wszystko: odległość od linii frontu, alarmy powietrzne, godziny policyjne. Na przykład w Użhorodzie, gdzie ani przez jeden dzień nie było godziny policyjnej, spektakle zaczynają się o 19:00, jak wcześniej. Natomiast w Kijowie Teatr im. Iwana Franki gra już o 15:00 lub 17:00.

W Charkowie, Sumach i Chersoniu sytuacja jest krytyczna: przedstawienia odbywają się tylko w schronach. W Charkowie teatry dosłownie walczą o przetrwanie. Same opłacają wynajem pomieszczeń w schronach, a ludzie otrzymują 25% stawki, czyli mniej niż 100 dolarów miesięcznie.

Nie zawsze możemy zaplanować repertuar. Jeśli aktor jest w rezerwie, to gra. Jeśli przychodzi wezwanie, to dziś jest jeszcze na scenie, a jutro już nie.

Zdjęcie: Jurij Mechitow

Podczas alarmów powietrznych przerywamy przedstawienie, czekamy w schronie, a potem zaczynamy grać od tej minuty, w której przerwaliśmy. Nie zawsze jednak jest możliwość, by po zakończeniu alarmu dokończyć przedstawienie tego samego wieczoru. W końcu przez ostatnie dwa tygodnie w Ukrainie alarmy powietrzne trwały po 8 godzin. I to jest to, czego można się spodziewać po Rosjanach nie tylko w nocy.

Jeśli widzimy, że ludzie nie zdążą wrócić do domu przed godziną policyjną, przenosimy przedstawienia na inny dzień. A wyjazdy na tournee to w tej chwili dla teatru ogromne ryzyko finansowe.

We Lwowie, w naszym Teatrze im. Marii Zańkowieckiej, przed rozpoczęciem spektaklu puszczaliśmy komunikat z prośbą o wyłączenie telefonów komórkowych. Teraz taki komunikat zaczyna się słowami: „Chwała Ukrainie!”, a sala odpowiada: „Chwała bohaterom!” A potem informujemy: „W przypadku alarmu powietrznego zatrzymamy przedstawienie, a administratorzy pomogą wam zejść do schronu”. Dopiero wtedy zaczyna się przedstawienie. I niezależnie od tego, o czym ono jest, po spektaklu wychodzimy, by się ukłonić, i mówimy: „Nasze ciepłe spotkania są możliwe tylko dzięki Siłom Zbrojnym Ukrainy”. Bo w sali i na scenie znajdują się ludzie, których bliscy są na froncie: synowie, córki, mężowie, bracia, siostry, rodzice. Po każdym spektaklu w Teatrze imienia Zańkowieckiej ogłaszamy ze sceny zbiórkę datków.

W czym dziś odnajduje Pani wewnętrzne oparcie?

– W ludziach, i to nie tylko w znajomych. Mogę spotkać kogoś na ulicy, a ta osoba powie mi, że ją wsparłam – filmem, występem, słowem. Takie spotkania zdarzają mi się w chwilach zwątpienia. I to właśnie one dodają mi otuchy.

20
хв

Chcę, by oczy Ukrainki błyszczały ze szczęścia

Diana Balynska

Grzegorz Janikowski (PAP): – Próby do „Kaluguli” Camusa rozpoczęli Państwo w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Iwana Franki w Kijowie przed inwazją Rosji na Ukrainę. Przerwaliście na prawie trzy miesiące. Ostatecznie premiera przedstawienia odbyła się w lipcu 2022 r. Jak teraz ten spektakl jest odbierany w Kijowie? W zeszłym roku prezentowali Państwo „Kaligulę” na festiwalu w Awinionie. Jak tam został przyjęty?

Iwan Urywskij: – Pokazaliśmy „Kaligulę” nie tylko w Awinionie, ale i na kilku innych festiwalach, np. w Sarajewie. Rzecz jasna, gramy – jednak przede wszystkim w Kijowie, gdzie publiczność pokochała ten spektakl. Pokazaliśmy go już ponad sto razy.

Długo zastanawiałem się, na czym polega fenomen recepcji tego przedstawienia. Po wizytach na festiwalach i rozmowach z wieloma ludźmi doszedłem do wniosku, że temat tyranii, despotyzmu dotyczy całego świata. Oczywiście, ten problem najbardziej porusza Ukraińców, bo sytuacja wojny czyni go namacalnym. Nasze przedstawienie spotkało się również z gorącym odbiorem i zrozumieniem we Francji, mimo że Francuzów sytuacja konfliktu zbrojnego bezpośrednio nie dotyczy. Bardzo ciekawe były ich komentarze i rozmowy w Awinionie. Bo temat „Kaliguli” jest uniwersalny i nie może być obojętny dla całego świata. Widzimy, co dzieje się w różnych zakątkach globu. Konflikty zbrojne, junty, armie najemników, terroryzm. Dlatego temat dyktatury jest gorący w rożnych państwach świata. Jedni znajdują się w oku cyklonu, inni pozornie są bezpieczni i daleko im do tej problematyki. Myślę, że nie znamy dnia ani minuty, bo Kaligula może pojawić się nagle w każdej części świata.

Co oznacza dla Pana robienie teatru w kraju objętym wojną? W 2024 r. wystawił pan „Marię Stuart” Schillera, w tym roku wyreżyserował „Makbeta”. Jak to się udaje?

Przyznam, że wystawiam teraz więcej sztuk, niż robiłem to przed inwazją Rosjan. Gdy wybuchła wojna, prawie trzy miesiące nie pracowaliśmy. Przygotowywaliśmy różne koncerty i wieczory poetyckie dla naszych żołnierzy.

Czuliśmy się, jak we mgle, i nie wiedzieliśmy, czy jeszcze kiedykolwiek będziemy robić teatr

Czy on jest potrzebny? gdy wreszcie wystawiliśmy „Kaligulę”, okazało się, że widzowie bardzo potrzebują teatru. Chcą żyć w miarę normalnie, oderwać się od koszmaru wojny. Dlatego zacząłem eksperymentować z rozmaitymi gatunkami teatralnymi. Zacząłem np. reżyserować komedie, których nigdy wcześniej nie robiłem. Prawda jest taka, że przede wszystkim musieliśmy jako zespół zrozumieć siebie i swoją sytuację. Potem zaczęliśmy pytać widzów, jakiego teatru potrzebują i czym dziś ma być teatr w Ukrainie.

Wystawia Pan głównie klasykę ukraińską i światową, jak „Tramwaj zwany pożądaniem” Williamsa, „Peer Gynta” Ibsena, wspomnianą „Marię Stuart”. Na swoim koncie ma Pan także realizacje m.in. Strindberga, Gozziego i Gogola. Krąży opinia, że biorąc na warsztat sztuki klasyczne, za każdym razem Pan je dekonstruuje lub redefiniuje. Na czym polega Pańska strategia reżyserska?

Za każdym razem gdy wybieram tekst sztuki, staram się ją wystawić tak, jak ja ją rozumiem. Doskonale wiem, że obcuję z klasyką, dlatego nie dokonuję dużych zmian. Po prostu wnikliwie czytam utwór, by zrozumieć go dla siebie. Następnie oglądam lub przypominam sobie realizacje danego tytułu w innych teatrach Europy. Wreszcie przychodzi moment, że zaczynam rozumieć, dlaczego inni reżyserzy wystawili go tak, a ja mam inną wizję. Myślę, że stąd są te opinie o tym, że dekonstruuję klasyków.

„Kaligula” Urywskiego na festiwalu w Polsce. Zdjęcie: Julia Weber

Często skraca Pan tekst, dokonuje przesunięć scen?

Przedstawienie „Kaliguli” trwa godzinę i piętnaście minut. To jest bardzo skrócona wersja. Po prostu nie mogliśmy przeprowadzić tylu prób, ile chcieliśmy. Cały czas wyły syreny przeciwlotnicze, a my nie mieliśmy prawa robić prób, gdy zbliżał się nalot. Dlatego tę wersję spektaklu dopasowaliśmy do realiów wojennych. Przypomnę tylko, że zdarzało się, że musieliśmy przerywać przedstawienie i z widzami schodzić do schronu.

W 2024 r. otrzymał Pan prestiżową Nagrodę Państwową im. Tarasa Szewczenki za spektakl „Czarownice z Konotopu” według Hrihorija Kwitki-Osnowjanenko. Wiem, że w czerwcu jadą Państwo z tym przedstawieniem na tournée do Stanów Zjednoczonych i Kanady. O czym opowiada ten spektakl?

W maju pokazaliśmy to przedstawienie w Polsce, a w czerwcu rzeczywiście wyruszamy za ocean. „Czarownica z Konotopu” to obowiązkowa lektura szkolna. Hrihorij Kwitko-Osnowjanenko pierwszy pisał prozą po ukraińsku. To rodzaj burleskowej satyry. Spektakl opowiada o tym, jak zaczyna się wojna Polski z Rosją, a Kozacy chcą uniknąć poboru, bo nie chcą iść na tę wojnę. Zapraszają wójta Konotopu na tzw. sotnik, czyli spotkanie, i przekonują go, że w mieście są wiedźmy. Żeby je odnaleźć, trzeba przeprowadzić tradycyjną próbę wody, czyli topić kolejne kobiety. Kto nie utonie, ten jest wiedźmą.

To straszna historia, rodzaj horroru, ale napisana jako komedia. Nasz spektakl odwołuje się do ukraińskiego folkloru i ludowości. To rodzaj wyobrażenia, jak to mogło wyglądać. Publiczność pokochała to przedstawienie. Zagraliśmy je już ponad dwieście razy.

Co zamierza Pan wystawić w najbliższym czasie?

W sobotę, 31 maja, w Narodowym Lwowskim Teatrze Opery i Baletu miała miejsce premiera opery „Złoty pierścień” Zachara Berkuta w mojej reżyserii. W kijowskiej Operze Narodowej Ukrainy im. T. Szewczenki przygotuję kolejną operę. Będą to „Bajki” E. T. A. Hoffmana.

Iwan Urywskij (ur. 9 marca 1990 r. w Krzywym Rogu) jest ukraińskim reżyserem teatralnym i operowym. Zrealizował ponad 20 spektakli w większości opartych na ukraińskiej klasyce. Był głównym reżyserem Ukraińskiego Teatru Muzyczno-Dramatycznego im. Wasyla Wasylki w Odessie. Od 2020 r. jest zatrudniony jako reżyser w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Iwana Franki w Kijowie. Współpracował również z teatrami w Iwano-Frankowsku, we Lwowie, w Kownie i Pradze.

20
хв

Kaligula może pojawić się wszędzie

Polska Agencja Prasowa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Po wojnie w nas wciąż będzie wojna

Ексклюзив
20
хв

Dziś wojna to nie tylko czołgi i artyleria. To także drony i AI

Ексклюзив
20
хв

Gabrielius Landsbergis: – Tylko Ukraina może powstrzymać Rosję

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress