Exclusive
20
min

10 najlepszych miejsc na ferie zimowe w Polsce

W przededniu ferii zimowych podpowiadamy, gdzie zimą znajdują się najpiękniejsze i najciekawsze miejsca w Polsce. Gdzie można pojeździć na jachtach lodowych, zjeść pierogi z mięsem żubra albo zjechać na sankach po kilometrowym torze

Julia Ladnova

Sanna w Bukowinie Tatrzańskiej. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

1.Zimne Mazury i wieczna zmarzlina ełcka

Są miejsca piękne zarówno latem, jak zimą - na przykład jeziora mazurskie. W upalne dni to popularny region żeglarski kąpielowy, a w zimnych porach roku, zwłaszcza gdy spadnie śnieg, jest to miejsce mocy, które cieszy oko i duszę. Mazury oferują zimą wiele atrakcji. Lokalne hotele organizują ogniska, piesze wycieczki, a najpopularniejszym wydarzeniem sezonu są zawody na orientację Ełcka Zmarzlina. W tym roku uczestnicy mają do wyboru dwa dystanse: 25 i 50 km, a na ich drodze będzie wiele ciekawych zadań. Opłata startowa wynosi 110 zł. Na mecie na wszystkich czeka ciepła zupa.

Mazurski Zen. Zdjęcie: Shutterstock
Orientacja w terenie. Zdjęcie: Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Ełku

2. Wyścigi jachtów lodowych w Giżycku‍

Zawody żeglarskie są popularne w Giżycku nie tylko latem, ale także zimą! Tak, kiedy jeziora zamarzają, organizowane są tu wyścigi jachtów lodowych (bojerów). Nawet jeśli sam czymś takim nie pływasz, fajnie jest oglądać te spektakularne zawody. Łodzie na lodzie zostały po raz pierwszy użyte w Holandii w XVII wieku, ale wtedy służyły do transportu towarów. Zimowe regaty pojawiły się w Polsce w latach 20. i 30. ubiegłego wieku i szybko zyskały popularność.

Silny wiatr wieje w żagle jachtów lodowych. Zdjęcie: www.bojer.pl

3. Odpoczynek w rezerwacie "Bory Tucholskie" i "Polskie Stonehenge"

Tenświatowy rezerwat biosfery znajduje się 50 kilometrów od Gdańska i ma wyjątkową atmosferę o każdej porze roku. Mówi się, że pod tutejszymi sosnami Napoleon zakopał swoje skarby. Kompleks leśny zajmuje powierzchnię trzech tysięcy kilometrów kwadratowych i jest domem dla różnych zwierząt i ptaków (np. głuszców). W parku rosną stuletnie dęby - jeden z nich ma nawet 600 lat. Spacerując po okolicy można zobaczyć wiele leśniczówek z czerwonej cegły.

Rezerwat "Bory Tucholskie". Fot: Facebook Park Narodowy Bory Tucholskie

W ośnieżonych lasach znajduje się wiele biegowych tras narciarskich, a jeśli nie ma śniegu, można odwiedzić pobliskie średniowieczne miasto Chojnice. Można też wybrać się do Leśna, gdzie znajduje się kościół z największą drewnianą dzwonnicą w Polsce. Z 30 metrowej wieży można też podziwiać unikatowy XIX-wieczny akwedukt w Fojutowie. W rezerwacie znajduje się również miejsce, które Polacy nazywają swoim małym Stonehenge. "Kręgi Kamienne" to największe w Polsce skupisko kamiennych kręgów, mających średnicę od 15 do 33 metrów. Najprawdopodobniej jest to cmentarzysko Gotów z I i II wieku naszej ery.

"Kamienne kręgi". Zdjęcie: Facebook

‍4. Szczecin i zimowy Bałtyk

Szczecinto miasto na granicy z Niemcami, znane z filharmonii i tras podziemnych. Niedaleko znajduje się Świnoujście, miasto z fortyfikacjami, a także Centrum Słowian i Wikingów na wyspie Wolin. Aleja Sław w Międzyzdrojach jest lokalnym odpowiednikiem Walko of Fame w Hollywood. Nieopodal jest góra Kawcza, miejsce dla miłośników aktywności na świeżym powietrzu. Dalej mamy Kołobrzeg, uzdrowisko z piaszczystymi plażami, klimatycznymi kawiarniami i molo. Kołobrzeska Latarnia Morska to symbol miasta i jedna z najwyższych takich latarni w Polsce. Wszystkie te miejsca stają się szczególnie atrakcyjne zimą, ponieważ o tej porze nie ma tam tłumów. Mówi się, że zimą nie ma złej pogody, są tylko źle dobrane ubrania. Ubierz się więc ciepło i pospaceruj po miastach czy plażach z zamarzniętym piaskiem. A wieczorem skorzystaj z programów SPA, oferowanych przez większość tutejszych hoteli.‍

Szczecin. Zdjęcie: Shutterstock
Zimowy Bałtyk. Zdjęcie: Shutterstock

5. Góralski karnawał w Bukowinie Tatszańskiej‍.

Źródła termalne, jazda na nartach i jedna z największych atrakcji roku - lutowy karnawał góralski. Impreza ma już ponad 40 lat. Regionalne zespoły i grupy folklorystyczne, konkursy kolęd i tańców, wystawy rzemiosła ludowego, na których swoje prace prezentują mistrzowie rzeźbienia w drewnie, mebli artystycznych, wyrobów metalowych i skórzanych, malarstwa na szkle i tkania koronek itp. A głównym wydarzeniem jest fascynujący pokaz owczarków podhalańskich.

Góralski karnawał to święto lokalnego folkloru i tradycji. Fot: https://goralskikarnawal.pl

‍6.Ośrodek szkolenia olimpijskiego i trasy narciarstwa biegowego w Spale

Małe miasteczko Spała słynie z dzikich lasów i rzeki Plicy. Spalskie lasy od dawna były miejscem wypoczynku wysokich rangą urzędników z Polski i innych krajów, a od średniowiecza polowali tu mnisi i myśliwi. Sto kilometrów od Warszawy znajduje się dobrze wyposażony Ośrodek Przygotowań Olimpijskich z krytym basenem i kriokomorą. Do Spały przyjeżdża się na narty biegowe, sanki i zimowy paintball.

Narciarstwo biegowe pozwoli spalić więcej kalorii niż zwykła jazda na nartach. Zdjęcie: Shutterstock

7. Samotność w Bieszczadach

Zmęczeni tętniącym życiem miasta i jego gorączkowym rytmem - zapraszamy w Bieszczady. To miejsce uznawane jest za jedno z najbardziej kameralnych w całej Polsce. Znajdują się tu szlaki dla miłośników pieszych wędrówek. Najciekawszym z nich jest czterokilometrowa Połonina Caryńska. Ze szczytu Kruhly Wierch (1297 m n.p.m.) roztacza się niezrównana panorama. Nie mniej imponujące widoki oferuje dwukrotnie dłuższa Połonina Wetlińska, znajdująca się na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Najwyższy punkt tego pasma górskiego, Roh, znajduje się na wysokości 1255 m n.p.m. Łączna długość bieszczadzkich szlaków turystycznych wynosi ponad 200 km, a śnieg pada w regionie od listopada do maja.

Bieszczadzki krajobraz. Fot: Shutterstock

‍8. Tor saneczkowy w Karpaczu

Tylko w Karpaczu, gdzie znajdują się wyjątkowe tory saneczkowe, możnaza jednym razem pokonać ponad kilometr na sankach. Ze stoków mogą korzystać dzieci od trzeciego roku życia - umożliwiają to dwuosobowe sanki z pasami bezpieczeństwa dla dorosłych i dzieci. Tory znajdują się na terenie Ośrodka Rekreacyjno-Sportowego "Kolorowa". Są w pełni zautomatyzowane, więc przysłowie: "Jeśli lubisz jeździć na nartach, powinieneś też polubić sanki" w Karpaczu nie ma racji bytu. Prędkość jazdy jest regulowana.

Jeden z torów saneczkowych w Karpaczu. Fot: WebCamera.pl

‍9. Zimowa wędrówka do Morskiego Oka

Spacer nad staw Morskie Oko w pobliżu Zakopanego to prawdziwe wyzwanie dla wędrowców w sezonie zimowym. Wielometrowe ośnieżone jodły, wysokie góry, schronisko z gorącą czekoladą po drodze - wszystko to jest bardzo romantyczne, ale należy pamiętać, że długość trasy wynosi około dziesięciu kilometrów, dlatego nie każdy może ją pokonać tam i z powrotem. Jednak spacer wzdłuż zamarzniętego jeziora wielkości dziesięciu boisk piłkarskich to wielka i rzadka przyjemność. Powietrze jest tu tak czyste i świeże, że aż chce się je zabrać ze sobą w butelce.

Największym i najbardziej znanym tatrzańskim jeziorem jest Morskie Oko. Przy silnych mrozach zamarza, a przy takiej pogodzie jak teraz zamienia się w lustro gór. fot: Shutterstock

‍10. Żubry w Puszczy Białowieskiej

Słynna Puszcza Białowieska jest ostatnim reliktowym lasem w Europie. Po polskiej stronie (bo jest też strona białoruska) najpopularniejszym miejscem wypoczynku w tym lesie jest wieś Białowieża. Można tu bez trudu spotkać ostatniego przedstawiciela dzikich europejskich byków - żubra. Zwierzęta czują się tu swobodnie, jak w domu. A lokalne restauracje raczą daniami z dziczyzny - mięsem jelenia, dzika, sarny, a nawet pierogami z mięsem żubra. Ale jak to możliwe, skoro żubry znajdują się w Międzynarodowej Czerwonej Księdze Zwierząt? Okazuje się, że jest to mięso zwierząt, które zostały porzucone przez swoje stado, na przykład z powodu wyczerpania. Ale zdarza się to rzadko. Gdy wszystkie żubry są zdrowe i szczęśliwe, restauracje nie mają wyboru i do pierogów dodają wołowinę.

Puszcza Białowieska jest domem dla 300 żubrów. Fot: Shutterstock


No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, specjalistka ds. PR. Jest mamą małego geniusza z autyzmem i założycielką klubu dla mam PAC-Piękne Spotkania w Warszawie. Prowadzi bloga i grupę TG, gdzie wspólnie ze specjalistami pomaga mamom dzieci specjalnych. Pochodzi z Białorusi. Jako studentka przyjechała na staż do Kijowa i została na Ukrainie. Pracowała dla dzienników Gazeta po-kievske, Vechirni Visti i Segodnya. Uwielbia reportaż i komunikację na żywo.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy mówimy o tych liczbach, warto pamiętać, o kim jest ta opowieść. To nie jest anonimowa fala migracji zarobkowej. Raport Deloitte pokazuje wyraźnie: uchodźcy z Ukrainy to przede wszystkim kobiety i dzieci. Aż 67% gospodarstw domowych prowadzonych jest przez samotne kobiety, które w Polsce samodzielnie utrzymują swoje rodziny, jednocześnie zmagając się z traumą wojny i niepewnością o los bliskich. W tym kontekście ich determinacja do pracy i samodzielności robi jeszcze większe wrażenie.

Efekt trampoliny

W każdej dyskusji o migracji powraca ten sam lęk: czy zabiorą nam pracę? Czy obniżą pensje? To naturalne obawy, które w zderzeniu z faktami okazują się mitem. Analiza Deloitte jest jednoznaczna: napływ uchodźców nie tylko nie zaszkodził polskim pracownikom, ale wręcz stał się dla nich korzystny. Wbrew czarnym scenariuszom, nie zaobserwowano ani spadku realnych płac, ani wzrostu bezrobocia wśród Polaków.

Najbardziej zdumiewające dowody płyną z analizy na poziomie powiatów. Dane pokazują, że tam, gdzie udział uchodźców w zatrudnieniu wzrósł o jeden punkt procentowy, wskaźnik zatrudnienia Polaków był wyższy o 0,5 punktu procentowego, a stopa bezrobocia niższa o 0,3 punktu.

To nie jest sucha statystyka. To dowód na „efekt trampoliny”: napływ nowej siły roboczej pozwolił polskim pracownikom awansować. Zamiast konkurować o te same, proste zadania, wielu z nich mogło zająć się bardziej zaawansowaną pracą, często lepiej płatną.

Ten cichy fenomen przełożył się na konkretne liczby.

Wkład uchodźców w polski PKB w 2024 roku sięgnął aż 2,7%, co odpowiada kwocie blisko 100 miliardów złotych wartości dodanej.

Równie wymowny jest ich wpływ na finanse publiczne. Uchodźcy stali się ważnymi płatnikami, zwiększając w 2024 roku dochody państwa o 2,94%, co oznacza dodatkowe 47 miliardów złotych w budżecie.

Dowodem ich rosnącej niezależności jest fakt, że aż 80% dochodów ich gospodarstw domowych pochodzi z pracy. Co istotne, udział świadczeń społecznych w ich dochodach wynosi tylko 14% i nie wzrósł, mimo podniesienia kwoty 800+.

Szczególnie wymowny jest wskaźnik pokazujący błyskawiczne "przenoszenie" swojego centrum ekonomicznego do Polski. Jeszcze w 2023 roku 81% dochodów uchodźców pochodziło ze źródeł polskich, a w 2024 roku było to już 90%.
Co to dokładnie oznacza? W ciągu zaledwie jednego roku udział pieniędzy pochodzących z Ukrainy – takich jak oszczędności czy przekazy od rodziny – w budżetach uchodźców drastycznie zmalał.
To polski rynek pracy i polskie zarobki stały się dla nich głównym źródłem utrzymania. Tak szybka zmiana dla tak dużej grupy ludzi to jeden z najmocniejszych dowodów na udaną i dynamiczną integrację.

Ten obraz współpracy, która przynosi korzyści obu stronom, potwierdzają nie tylko analitycy. Słychać go również w głosach polskich przedsiębiorców.

„Polska jest w komfortowej sytuacji, bo nie dość, że pomaga ludziom w potrzebie, to jeszcze dzięki ich pracy zarabia. Rzadko się zdarza, żeby na taką skalę etyka szła w parze z pragmatyką”komentuje właściciel polskiej firmy, która zatrudnia wielu pracowników z Ukrainy, w większości kobiet.

Prosi o zachowanie anonimowości, bo jak dodaje, „ostatnie głosy od nowego lokatora Belwederu wskazują na inny kierunek”.

Ten rozdźwięk między rzeczywistością ekonomiczną a debatą publiczną nie jest przypadkowy.

Jest on paliwem dla polskich populistów, którzy upraszczają skomplikowany obraz, by zbić kapitał polityczny na lękach i uprzedzeniach. Ich narracja o "kosztach" i "zagrożeniach" stoi w jawnej sprzeczności z danymi raportu Deloitte o miliardowych wpływach do budżetu i rosnącym zatrudnieniu Polaków.
Tę atmosferę niechęci dodatkowo rozgrywa i podsyca rosyjska propaganda, której strategicznym celem jest osłabienie Polski poprzez skłócenie jej z Ukraińcami i podważenie sensu niesionej pomocy.
W ten sposób populistyczna gra na emocjach splata się z zewnętrzną dezinformacją, tworząc toksyczną mieszankę, w której fakty ekonomiczne mają niewielkie szanse na przebicie.

Skarb za szklaną szybą: Niedopasowanie i marnowany potencjał

Prawdziwy skarb – czyli wiedza i umiejętności tysięcy uchodźców – wciąż pozostaje w dużej mierze niewykorzystany. Główny problem to ogromna przepaść między wykształceniem uchodźców a pracą, którą wykonują.
Aż 40% z nich ma wyższe wykształcenie, ale tylko 12% pracuje w zawodach wymagających tych kwalifikacji – wobec 37% wśród Polaków.
Skutkiem jest częstsza praca w zawodach prostych (38% uchodźców wobec 10% Polaków). Choć warto zauważyć, że to właśnie ta grupa w ostatnich dwóch latach odnotowała najszybszy awans zawodowy, zmniejszając swój udział o 10 punktów procentowych.
Mediana ich wynagrodzeń dynamicznie rośnie – z 3100 zł do 4000 zł netto – zbliżając się do poziomu 84% mediany krajowej.

Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest potężna bariera w dostępie do tak zwanych zawodów regulowanych. Są to profesje takie jak lekarz, pielęgniarka, nauczyciel czy architekt, których wykonywanie wymaga specjalnych licencji i spełnienia surowych wymogów prawnych.
Statystyki są tu bezlitosne: w tych zawodach pracuje zaledwie 3,6% uchodźców, podczas gdy wśród Polaków odsetek ten wynosi 10,6%. Dla wielu ukraińskich specjalistów przeszkodą nie do pokonania okazuje się wymóg posiadania polskiego obywatelstwa, który formalnie zamyka drogę do awansu np. w zawodzie nauczyciela. Innych zatrzymuje długa i kosztowna procedura uznawania zagranicznych dyplomów oraz konieczność zdania egzaminów w języku polskim. Dodatkowo, tylko 18% uchodźców mówi płynnie po polsku, co osiągają średnio po 29 miesiącach pobytu w kraju.

Gdybyśmy odblokowali zaledwie połowę tego uśpionego potencjału, polska gospodarka zyskałaby co najmniej 6 miliardów złotych wartości dodanej rocznie.

Zatrzymani w pół drogi: Paradoks integracji

Dziś zatrudnionych jest 69% uchodźców w wieku produkcyjnym. W przypadku kobiet – 70%, czyli tylko 2 punkty procentowe mniej niż wśród Polek. Różnice stają się jednak widoczne w grupach wiekowych 25–39 lat, gdzie uchodźczynie pracują rzadziej niż Polki, co raport wiąże z brakiem systemowego wsparcia w opiece nad dziećmi.

Co ciekawe, raport wskazuje na pewien paradoks. Integracja zawodowa i znalezienie stabilnej pracy w Polsce sprawiają, że uchodźcy rzadziej planują powrót do Ukrainy. Z kolei dostęp do dobrej edukacji dla dzieci i usług publicznych daje im poczucie stabilności, które... zwiększa ich gotowość do powrotu, bo mają zasoby i spokój, by taki powrót zaplanować.

Stawka w tej grze toczy się nie tylko o teraźniejszość. Prognozy Deloitte pokazują, że przy utrzymaniu kursu integracji, wkład uchodźców w polski PKB może wzrosnąć do 3,2% do roku 2030.
Jednak w całej tej debacie o procentach PKB, strategiach i polityce, najrzadziej słyszalny jest głos tych, których ona najbardziej dotyczy.
To opowieść o niezwykłej szansie, którą Polska może zmarnować, jeśli pozwoli, by zgiełk polityki zagłuszył głos faktów. 

20
хв

Ukraiński cud gospodarczy, którego Polska nie chce dostrzec

Jerzy Wojcik

Anna J. Dudek: – Serial „Dojrzewanie”, który opowiada historię młodego nastolatka oskarżonego o zabójstwo koleżanki, wstrząsnął opinią publiczną. To serial o incelach? 

Michał Bomastyk: – To zbyt duże uproszczenie. Przyklejanie etykiety incela dojrzewającemu chłopakowi może mieć negatywne konsekwencje dla jego funkcjonowania w przyszłości, także dla zdrowia psychicznego.

Główny bohater nie był członkiem subkultury inceli. Rzeczywiście uważał, że dla dziewczyn jest nieatrakcyjny, ale mówimy o 13-latku, któremu takie rozterki towarzyszą. Czy to jest podstawa, by nazywać go incelem? Mam poczucie, że nie.

Kiedy patrzę na głównego bohatera serialu, widzę mizoginię i traktowanie kobiet przedmiotowo, co jest niedopuszczalne. To efekt działania patriarchatu na młodego chłopaka, który na naszych oczach się radykalizuje i praktykuje nienawiść wobec kobiet. Incele również to robią – nienawidzą kobiet i są agresywnymi mizoginami. Pamiętajmy jednak, że każdy incel nienawidzi kobiet, natomiast nie każdy mizogin jest incelem.

Michał Bomastyk. Zdjęcie: Materiały prasowe

Określenie „incel” pojawia się bardzo często w kontekście chłopców, chłopaków i młodych mężczyzn. Co dokładnie oznacza?

No właśnie: to, że ono się pojawia, nie znaczy jeszcze, że ci chłopcy czy mężczyźni są incelami.

Incelami są faceci funkcjonujący w tzw. manosferze – „męskiej sferze”, w której nie ma miejsca dla kobiet, ponieważ incele ich nienawidzą. Ale nienawidzą też mężczyzn, którzy mają sylwetkę chada, czyli wysokiego, przystojnego, z widocznymi kośćmi policzkowymi i zarostem. Incele to mężczyźni skupieni w internetowej subkulturze, dobrowolnie decydujący się na rezygnację z uprawiania seksu z kobietami ze względu na swój wygląd, sytuację życiową, stan zdrowia czy sytuację ekonomiczną i społeczną.

To mężczyźni nazywający siebie „przegrywami”, którzy mówią, że dla nich życie już się skończyło i jest to swoisty game over, ponieważ są niezdolni do znalezienia partnerki i romantycznego życia. Obwiniają o to kobiety i mężczyzn, którzy incelami nie są.

Ale incele nienawidzą też patriarchatu, ponieważ w ich ocenie nagradza on mężczyzn uchodzących za „samców alfa”

Incele są więc mężczyznami tworzącymi własną, hermetyczną, zamkniętą społeczność, do której bardzo trudno się dostać i w której nie ma miejsca dla mężczyzn uprawiających seks. I rzecz jasna dla kobiet, gdyż zdaniem inceli zasługują one na wszystko, co najgorsze. Dlatego odpowiadając na pierwsze pytanie nie powiedziałem, że „Dojrzewanie” jest serialem o incelach. Natomiast z pewnością pojawiają się w nim incelskie praktyki. 

Mówi się o kryzysie męskości, który ma wynikać z silnej emancypacji kobiet i zmiany postrzegania „klasycznej” męskości, czyli tej, w której mężczyzna płodzi syna, sadzi drzewo i stawia dom. Wszystko to w patriarchalnym sosie. Na czym ten kryzys polega i czy to aby na pewno kryzys? A może to po prostu dziejąca się na naszych oczach zmiana?

Myślę, że mówienie o kryzysie jest niewskazane, ponieważ pokazujemy wtedy, że męskość rozumiana klasycznie jest zagrożona i właśnie „jest w kryzysie”. Paradoksalnie więc mówienie o „kryzysie męskości” wzmacnia patriarchalny przekaz, bo żałuje się w jakiś sposób tego klasycznego wzorca. Tymczasem to dobrze, że ten wzorzec się zmienia. Zamiast więc mówić: „kryzys męskości” proponuję zwrócić się ku „zmianie męskości” albo „redefinicji męskości”.

To pokazuje, że mężczyźni rzeczywiście dostrzegają potrzebę zmiany i odejścia od klasycznego, patriarchalnego paradygmatu. Istnieje ryzyko, że jeżeli będziemy utrzymywać, że ten „kryzys” istnieje, to taki przekaz będzie sugerował, że z mężczyznami jest coś nie tak. A to nie jest narracja włączająca

Dla mężczyzn to „dobra zmiana”? Taka, która przychodzi z łatwością?

Musimy podkreślić, że niektórzy mężczyźni nie chcą zmian w obszarze męskości i poszukiwania dla niej nowych definicji czy strategii. I to najprawdopodobniej ci mężczyźni wierzą w „kryzys męskości”, ponieważ dotychczasowa wizja męskości (ta patriarchalna), która była im bliska i do której zostali zsocjalizowani, nagle się rozpada, a poczucie ich męskiej tożsamości zaburza się i destabilizuje. Wtedy rzeczywiście ci mężczyźni mogą być w kryzysie, bo zmiana patriarchalnego wzorca zapewne jest dla nich niewygodna i burzy ich poczucie komfortu. I teraz naszym – osób zajmujących się prawami człowieka i równym traktowaniem – zadaniem jest pokazywanie tym mężczyznom, że nie muszą postrzegać dekonstrukcji patriarchalnego wzorca męskości jako zagrożenia czy kryzysu ich samych, a właśnie jako punkt zwrotny dla ich męskiej tożsamości, która już nie musi być zwarta z hegemonią odartą z czułości i wrażliwości. 

Wraz z fundacją Instytut Przeciwdziałania Wykluczeniom prowadzisz telefon zaufania dla mężczyzn, angażujesz się także w działania równościowe. Z czym najczęściej dzwonią chłopcy i mężczyźni?

Owszem, dzwonią do nas mężczyźni w kryzysie, ale to jest kryzys zdrowia psychicznego. Dlatego chcą porozmawiać z psychologiem – by otrzymać pomoc i wsparcie. Mężczyźni są różni, więc i tematy, z którymi dzwonią, są różne. Widać jednak bardzo wyraźnie, że to są rozmowy dotyczące relacji z partnerką, dzieckiem, drugim mężczyzną. Ale są to też rozmowy mężczyzn będących w kryzysie suicydalnym. Najważniejsze dla nas jest to, by mężczyzna, który dzwoni, otrzymał pomoc. My odczuwamy wdzięczność wobec każdego takiego mężczyzny. Wdzięczność za to, że uwierzył, że proszenie o pomoc jest męskie. 

Gdybyś miał określić najważniejszą zmianę, którą obserwujesz w różnicach pokoleniowych – weźmy „boomerów”, „millenialsów” i „zetki” – to na czym miałaby ona polegać? 

Odpowiadając na to pytanie powinniśmy każde pokolenie rozpatrzeć osobno i wskazać na to, jaką męskość (re)produkują czy performują mężczyźni „boomerzy”, „millenialsi” i ci z „pokolenia Z”. Powiedziałbym jednak, że różnica między „boomerami” a „millenialsami” to przede wszystkim podejście do roli ojca. Faceci z „pokolenia millenium” nierzadko noszą w sobie traumy związane z wychowaniem ich przez ojców i chcą się od tych praktyk, których jako dzieci doświadczyli, odciąć. I inaczej wychowywać swoje dzieci, stawiając na czułość, opiekuńczość i obecność w ich życiu. 

A „zetki”? 

Myślę, że możemy tutaj mówić o projektowaniu męskości – poszukiwaniu jej nowych form, redefiniowaniu skostniałych i hermetycznych wzorców męskości, funkcjonujących w modelu patriarchalnym

Nie oznacza to jednak, że młodzi mężczyźni z „pokolenia Z” uwolnili się od toksycznego patriarchatu, ponieważ oni również są socjalizowani do męskości najbardziej pożądanej w męskocentrycznym modelu, czyli męskości hegemonicznej. Wydaje się jednak, że „zetki” potrafią się tym krzywdzącym normom postawić i z nich rezygnować dużo łatwiej niż „millenialsi”. Ale to nie znaczy, że faceci z „pokolenia Z” nie są zagrożeni radykalizacją. Skoro są obarczeni patriarchatem, to istnieje ryzyko, że zdecydują się pójść tą „drogą męskości”, a to z kolei może prowadzić do negatywnych konsekwencji.

A „toksyczna męskość”? Co oznacza? Czy wpisują się w nią młodzi mężczyźni określani jako incele?

Mówisz: „określani jako incele”, a to incele sami siebie tak określają. To, że ktoś ich tak określa, nie znaczy, że nimi są. To ważne. A odpowiadając na pytanie: z całą pewnością tak. Manosfera i zachowania mężczyzn należących do społeczności inceli wpisują się w kategorię toksycznej męskości, i to w najgorszym wydaniu – obrzydliwej mizoginii. Powiem jednak, że tu też jest widoczna ogromna krzywda patriarchatu, która inceli dotyka. Bo uwierzyli, że są niewystarczający, nieatrakcyjni, niepotrzebni i cały świat ich nienawidzi dlatego, że przegrali swoje życie. Uważam, że taką skrzywioną wizję siebie mają właśnie za sprawą patriarchatu, który ich skrzywdził, zranił. I teraz oni sami krzywdzą kobiety, nienawidząc ich.

Kadr z serialu. Zdjęcie: Materiały prasowe

Skoro zostali skrzywdzeni, to czy potrzeba w podejściu do tego zjawiska empatii, czułości? 

Nie chcę ich usprawiedliwiać, ponieważ mizoginia w żaden sposób nie może być usprawiedliwiana. Natomiast chcę pokazać działanie patriarchalnego mechanizmu. W wyniku jego funkcjonowania obrywają wszyscy, incele też.

A czym jest toksyczna męskość? To wzorzec sprzedawany młodym i dorosłym mężczyznom, zgodnie z którym wmawia im się, że mogą być przemocowi, agresywni, gniewni, hiperseksualni, że mogą traktować kobiety przedmiotowo i że dzięki temu będą prawdziwymi mężczyznami – samcami gotowymi podbijać świat.

Chciałbym podkreślić, że już decydując się na użycie terminu „toksyczna męskość”, powinniśmy wskazywać na toksyczne zachowania, nie zaś dawać do zrozumienia, że wszyscy mężczyźni w patriarchalnym modelu mają ukrytą toksyczną esencję. Bo taka perspektywa jest sama w sobie toksyczna: zachowania toksyczne – tak, męskość sama w sobie – nie. 

Wróćmy do „Dojrzewania”. Jakie wrażenie na Tobie, badaczu męskości, zrobił ten serial? Zaskoczył cię?

Nie, ponieważ długo już przyglądam się funkcjonowaniu społeczno-kulturowych norm męskości i wzorców męskości.

Natomiast wiem, że ten serial może zaskakiwać i szokować. I ja się bardzo cieszę, że tak jest. Bo ten serial nie jest o incelach. On jest o chłopcu, który nie został włączony w równościową zmianę i w procesie wychowania jako chłopiec był socjalizowany do tradycyjnej męskości. Efekt znają te osoby, które serial obejrzały.

Jest to więc serial o tym, by chłopców włączać, mówić im o uczuciach, o tym, że nie muszą nigdy udawać „prawdziwych mężczyzn” – że mogą płakać, mogą być wrażliwi, mogą być wolni od etykiet męskości

Ale to też serial o tym, że dziewczyny nie powinny etykietować facetów, że są mało męscy i jako mężczyźni „nie stają na wysokości zadania”. Męskość nie jest jednorodna. Męskość jest różnorodna, czuła i empatyczna. Potraktujmy ten serial jak przestrogę, że musimy poważnie myśleć o chłopcach i uczyć ich feministycznych wartości. By kierowali się wartościami, które na pierwszym miejscu stawiają równość i prawa człowieka, nie zaś mizoginię i przemoc.

20
хв

„Dojrzewanie” to nie jest serial o incelach

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Де відпочити в Польщі влітку?

Ексклюзив
20
хв

Де у Варшаві зробити гриль та посмажити м'ясо? Список місць

Ексклюзив
20
хв

Ukraińcy w Warszawie są zaproszeni na obchody święta Rokolada

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress