Exclusive
20
min

Zobaczyłam Ukrainę, która mówi: Nie możesz mi tego zrobić

Jesteś idiotką! Nie wiedziałaś? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałaś? Cóż, idź umyć twarz, a potem posprzątaj krew ze szpitalnej podłogi i zrób, co możesz. Od teraz to jedyny sposób - wspomina Majdan dla sestry.eu wybitna ukraińska pisarka i reżyserka filmowa

Iryna Cilyk

Iryna Cilyk na początku protestów w centrum Kijowa w 2013 r. Zdjęcie z archiwum Iryny Cilyk

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

To największa trauma i najważniejszy punkt zwrotny w moim życiu. Złote skrzyżowanie przeszłości z teraźniejszością, które są tak ściśle powiązane w nieliniowym poszukiwaniu własnej tożsamości. Kim byłam przed Rewolucją Godności? Kim stałam się po niej? Kiedy myślę o tamtej zimie, zawsze wydaje mi się, że moja droga do niej była dość długa. W końcu wszystko zaczęło się nie w listopadzie 2013 roku, ale dużo wcześniej. Prawdopodobnie jeszcze wtedy, gdy nie miałam pojęcia, co oznacza słowo "godność".

Zmiana ustawień fabrycznych

Fabuła tej historii była prosta i znana wielu ludziom z mojego pokolenia: w Kijowie była zwykła radziecka dziewczyna, która napisała w swoim zeszycie pięknym pismem "Chwała krajowi Sowietów!". Otoczona miłością rodziny, w gimnazjum niewiele myślała o otaczającym ją świecie ze wszystkimi jego niebezpieczeństwami i niesprawiedliwością. Jej ukochana babcia, która kochała dziewczynkę najbardziej i utrzymywała przy życiu bezchmurną czułość jej dzieciństwa, nie spieszyła się z zapoznaniem wnuczki ze szkieletami w domowych szafach. Skąd więc dziewczynka mogła wiedzieć, że na przykład chwalebny kraj Sowietów złamał kiedyś życie jej pradziadkom: zostali zesłani na Sołowki w latach trzydziestych XX wieku. Gdzieś w odległej przeszłości były też inne mroczne historie jej rodziny, ale o tym wszystkim nasza bohaterka dowiedziała się później. Do pewnego momentu w jej życiu wszystko było dość proste, a ona szczerze cieszyła się z nowej odznaki z wizerunkiem kędzierzawego Włodzimierza Lenina na szkolnym mundurku.    

Dziś patrzę tej dziewczynie w oczy z zainteresowaniem. Kiedyś byłam inna. A ile różnych odkryć było przede mną...

Bardzo dobrze pamiętam, jak czułam, że coś jest nie tak z krajem, w którym żyjemy, skoro moja kochana babcia tak bardzo chciała zobaczyć, jak się rozpada. Pewnego lata w daczy zauważyłam, że przez całą noc słuchała radia: położyłam się spać, a babcia siedziała obok, obudziłam się, a ona wciąż tam była. Podekscytowana, szczęśliwa, babcia mówiła o punkcie zwrotnym i końcu Związku Radzieckiego. To było lato 1991 roku. Odnotowałam te dni dla siebie, ale tak naprawdę ich nie rozumiałam. Dla mnie osobiście czasy wielkich realizacji były jeszcze przed nami, ale mechanizm poszukiwania odpowiedzi na złożone pytania został już uruchomiony.

Ludzie opłakują zmarłych na Majdanie w Kijowie. Zima 2014. Zdjęcie: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wszystko zaczęło się od małego. Od podsłuchanych rozmów między dorosłymi. Od uczestniczenia w spotkaniach Związku Ukraińskich Kobiet w Kijowie na początku lat 90. z moją babcią i bycia szczerze zaskoczoną, że wszyscy tam mówili tak egzotycznym dla mnie językiem ukraińskim. Od pierwszej tradycyjnej ukraińskiej pisanki, którą ręcznie malowałam woskiem. Z cienkiej książeczki z wierszami Liny Kostenko, którą dostałam w prezencie, gdy miałam 9 lat. Ze wszystkich innych książek, zwłaszcza tych autorstwa młodych współczesnych ukraińskich poetów, na które natknęłam się w wieku 15 lat i które poruszyły mnie do głębi. Od świadomej decyzji - ja też chcę mówić i pisać w tym języku - i ostatecznego przejścia na nowy poziom zabawy, kiedy dużo później dowiedziałam się, że zostanę matką. Nagle okazało się, że niezwykle ważna jest dla mnie zmiana ustawień fabrycznych i przerwanie łańcucha rusyfikacji w kolejnym pokoleniu mojej rodziny. Sztuczka zadziałała: była radziecka rosyjskojęzyczna dziewczyna ma syna, który od początku mówi po ukraińsku.  

Wszystko zaczęło się od małej rzeczy, choć być może całkiem dużej. Od nabytej umiejętności obserwacji i porównywania. Od samodzielnie podejmowanych decyzji. Od świadomego uzupełniania luk w wiedzy o historii własnego kraju. Z palącego wstydu i szoku - jak to się stało, że ludzie tak niegodni i dalecy od moich wartości rządzą naszym krajem? A potem - od stopniowej akceptacji idei, że tektoniczne przesunięcia są niemożliwe bez rewolucyjnych zmian.  

Punkt bez powrotu

Pomarańczowa Rewolucja nie mogła mnie ominąć. Miałam wtedy 22 lata - pełna energii, gorącej krwi, aktywnie poszukująca siebie i gotowa do walki o to, co moje. A jednak dla mnie osobiście istniał silny element zabawy i karnawalizacji akcji: ja i moi przyjaciele byliśmy ubrani bardzo na pomarańczowo, bardzo cierpieliśmy za prawdę, marzliśmy, wykrzykiwaliśmy radosne hasła razem z tłumem podobnie myślących ludzi i w ogóle nie odczuwaliśmy potencjalnego zagrożenia. Moja pamięć zatarła wiele szczegółów, ale z pewnym zażenowaniem pamiętam to, co najważniejsze: świetnie się bawiłam. Pamiętam też jednak coś innego, znacznie ważniejszego: po raz pierwszy zobaczyłam z bliska swoich ludzi. Wielu różnych ludzi, bardzo młodych i bardzo starych, takich i takich, o różnym statusie społecznym, zawodach i tak dalej. Byłam pod ogromnym wrażeniem kontaktu łokieć w łokieć z nieznajomymi i siły tego elementu. Proces uczenia się tego nowego doświadczenia wydawał się ważniejszy niż rezultat. I chociaż wynik wydawał się natychmiastowy, a my broniliśmy inteligentnego proukraińskiego prezydenta przed zastraszonym więźniem z dwoma wyrokami i bliskimi powiązaniami z Rosją, wkrótce stało się jasne, że sprawy nie były takie, jak się wydawały, w rzeczywistości dopiero się zaczynały.

Po 9 latach burzliwej rzeczywistości, po wzlotach i upadkach chwiejnego życia politycznego Ukrainy, grubym rozczarowaniu i ciągłej frustracji, wróciłam na Majdan bez jasnego zrozumienia własnego celu. Szczerze mówiąc, w pierwszym odruchu złapania parasola i termosu, i wyjścia w listopadową zgniłą nocną mżawkę na centralny plac było niewiele świadomości. Raczej wszyscy pobiegli - i ja pobiegłam. Cóż, dokładniej, nie wszyscy, ale głównie ci bystrzy, świadomi ludzie, z którymi chciałam być, relatywnie rzecz biorąc, w tej samej drużynie i wspólnie zmierzać ku świetlanej europejskiej przyszłości. Tak więc mój mąż i ja również przyszliśmy na Majdan. Znajoma atmosfera natychmiast przypomniała mi o sobie w retrospekcjach: piękni, ale wściekli ludzie, piosenki, wiersze, wesołe śpiewy, słodka herbata, zimne, zgrabiałe dłonie i gorące serca.  

Gorące jedzenie od ludzi o gorących sercach na Majdanie w grudniu 2013 r. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wszystko wydawało się tak bezpieczne, że w pierwszym tygodniu Euromajdanu zabraliśmy ze sobą nawet naszego trzyletniego syna. W pewnym momencie wydarzyło się coś dziwnego - Andrij znalazł się na głównej scenie z mikrofonem w rękach. To wzruszające wideo jest nadal dostępne gdzieś w Internecie: zabawny mały dzieciak w kombinezonie i czapce z uszami, początkowo wahający się. "Andrij, chciałeś coś powiedzieć?" - zachęca go jeden z dorosłych. "Chciałem powiedzieć... Chciałem powiedzieć... Chwała Ukrainie!". Wielotysięczny tłum odpowiada zadowolonym rykiem: "Chwała bohaterom!". Moje dziecko przeżywa szczęśliwy szok i nie może spać przez długi czas tego wieczoru - tak jest podekscytowane.

To był dla nas pierwszy tydzień Euromajdanu. Potem nasz entuzjazm nieco osłabł: ostatniego dnia listopada 2013 r. powiedzieliśmy sobie, że chyba mamy już dość. Byliśmy zmęczeni codziennym chodzeniem na Majdan. Wróciliśmy do domu nieco zdruzgotani i poszliśmy spać. Kto mógł sobie wyobrazić, że w ciągu kilku godzin władze pokryją plac krwią nieuzbrojonych demonstrantów i w ten sposób obudzą w Ukraińcach siłę, która była uśpiona przez lata uporczywego podporządkowania.

Ludzie przeciwko siłom bezpieczeństwa. Ulica Hruszewskiego w Kijowie 24 stycznia 2014 r. Zdjęcie: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Wciąż pamiętam to uczucie strasznej, mrocznej wściekłości. Nie możemy być tak traktowani! Nic takiego o sobie nie wiedziałam. Cóż, dziewczyno, masz przed sobą wiele odkryć. Oto pierwszy punkt z serii punktów bez powrotu. Oto jak twoje własne poczucie godności, o którym wcześniej nawet nie myślałaś, wypełza spod twojej skóry. A potem około miliona z nas wyszło na centralne ulice Kijowa. Byli to Kijowianie i ludzie z innych ukraińskich miast, którzy przybyli z całego świata, aby dołączyć do potężnej rzeki, która już przelała swoje brzegi z całą mocą nieokiełznanego żywiołu.

Czasami zadaję sobie pytanie, czy okoliczności byłyby inne, gdyby protestujący zostali zastrzeleni od razu. Czy zbiorowe zrozumienie naszej własnej siły i szacunku do samych siebie, które nie zostało jeszcze w pełni ukształtowane, mogłoby zostać złamane? Jednak historia, jak wiemy, nie zna trybu łączącego. Patrząc wstecz, mamy tylko to, co mamy: wszyscy mieliśmy pewną ścieżkę, na której stawka rosła z każdym krokiem, a akceptacja szoku nowych okrucieństw ze strony struktur prorządowych była stopniowa.

Tak, to była lawina różnych wydarzeń i silnych emocji, a jednak stopniowo nas zasypywała. Obóz Majdanu rósł, na naszych oczach rodzili się żołnierze i potężny ruch ochotniczy, brutalne ataki Berkutu stawały się coraz częstsze, gniew protestujących narastał, demontowano chodniki, palono opony, nieudolnie przygotowywano pierwsze koktajle Mołotowa. Moja kochana babcia przynosiła na Majdan kanapki ze słoniną..

Ukraińcy na barykadach. Grudzień 2013 r. w centrum Kijowa. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Pierwsze ofiary śmiertelne na Majdanie wstrząsnęły nami wszystkimi do głębi, ale osobiście nadal uważałam je za tragiczny wypadek. Zbyt trudno było pogodzić się z myślą, że zostaniemy zabici - wszyscy bez wyjątku - za nasze prawo do powiedzenia "nie". Aktywiści byli już torturowani w tajemnicy, zabierani do lasów, brutalnie rozstrzeliwani, a ja wciąż nie wiedziałam, nie wierzyłam, nie mogłam zrozumieć. Epifania była szybka i bolesna: musiałam zobaczyć na własne oczy dziesiątki rannych, zakrwawionych ludzi - ludzi takich jak ja - aby w końcu zdać sobie sprawę: Jesteś idiotką! Nie wiedziałaś? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałaś? Cóż, idź umyć twarz, a potem posprzątaj krew ze szpitalnej podłogi i zrób, co możesz. Od teraz to jedyny sposób.

18, 19, 20 lutego 2014 roku na zawsze pozostaną we mnie wielką otwartą raną. Nie chcę w ogóle skupiać się na tamtych dniach, ale moja pamięć zachowała je z niezwykłą wyrazistością. Te nerwowe telefony do męża, który jest gdzieś indziej. Te trzy dni nieprzerwanej pracy na szpitalnym oddziale urazowym, gdzie ranni byli przywożeni niekończącym się strumieniem. Ta pielęgniarka z kulą snajpera w szyi tuż przede mną - szybkie nosze, bandana nasączona ciemną krwią, poplamiony kaptur lekkiej kurtki, plecak dziewczyny, który ktoś ostrożnie położył obok jej nóg. Ci wyczerpani, połamani ludzie na łóżkach, nawet na korytarzu, i niekończący się strumień smakołyków i jedzenia dla nich od mieszkańców Kijowa - puszki ciepłego rosołu, domowe kotlety, wzruszające notatki - otrzymałem je jednego z tych dni. To straszna świadomość, że nie wszyscy ranni zostaną uratowani, a wielu z nich zostało już zabitych na Majdanie. To druzgocący powrót do domu, gdzie czeka na ciebie twoje własne dziecko i radośnie wita cię na korytarzu: "Mamo, narysowałem to dla ciebie, spójrz! To jest Majdan, to jest czołg, to jest jeep przywożący słodycze, a to jest leżący człowiek". "Gdzie widziałeś leżącego człowieka?". "W telewizji!" "Idź, dziewczyno, weź cichą kąpiel w łazience, już dobrze, nikt cię tam nie zobaczy...

Wydarzenia na Majdanie, namalowane przez syna Iryny Cilyk w 2014 roku. Zdjęcie z archiwum autora

Wszystko zaczyna się od małych i jednocześnie wielkich rzeczy. Tamta zima, a zwłaszcza te trzy dni, tak wiele nas nauczyły. Gdzieś na Majdanie wzrosło poczucie naszej zbiorowej odpowiedzialności za siebie, ale jednocześnie zrozumieliśmy, że znowu zostaniemy za to zabici. Ukraińcy zawsze byli za to zabijani. Tym razem byli zabijani przez dziesięć lat i najwyraźniej będzie to trwało dalej. Rosjanie na pewno wrócą, jeśli będą mieli okazję.

Moja babcia nie żyje już od kilku lat. W ostatnich latach życia była aktywną wolontariuszką, niestrudzenie tkającą siatki maskujące na front, ciężko przyjmując wiadomości o wszystkich stratach. Często dręczą mnie wspomnienia jej ostatnich miesięcy życia, a zwłaszcza jedno zdanie, które moja babcia wypowiedziała z nieskończoną goryczą, gdy odchodziła: "Tak bardzo marzyłam o zobaczeniu spokojnej, szczęśliwej Ukrainy. Chyba mi się to nie uda". Rzeczywiście, nie udało jej się.

Odziedziczywszy po niej tak wiele ważnych rzeczy, niestety odziedziczyłem też jej strach. Marzę też o tym, by za jakiś czas zobaczyć spokojną, szczęśliwą Ukrainę. Nie mamy pojęcia, co stanie się z nami w przyszłości. Wiem jednak jedno. Widziałam już Ukrainę, która wyraźnie mówi "nie możecie mi tego zrobić! Ten kraj nauczył mnie wielu rzeczy, w tym znaczenia słowa "godność". Jeśli będę miała szczęście zostać kiedyś babcią, będę miała o czym rozmawiać z moimi wnukami.

Титульне фото: Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska reżyserka filmowa i pisarka. Jest reżyserką filmu dokumentalnego "Ziemia jest niebieska jak pomarańcza", który zdobył nagrodę za najlepszą reżyserię na festiwalu Sundance w 2020 r. oraz Narodową Nagrodę Ukrainy im. Tarasa Szewczenki w 2023 r. Wyreżyserowała film "Ja i Felix", oparty na powieści "Kim jestem?" autorstwa Artema Czecha, ukraińskiego pisarza i męża Iryny. Jest autorką 8 książek (poezja, proza, książki dla dzieci), w tym Depth of Field i Red on Black Traces. Jej książki zostały przetłumaczone na angielski, niemiecki, francuski, polski, czeski, grecki, włoski, turecki i inne języki. Podczas rosyjskiej wojny w Ukrainie zaczęła pisać felietony i eseje dla międzynarodowych mediów, w tym Frankfurter Allgemeine Zeitung, Sonntags Zeitung (Niemcy), Weekendavisen (Dania), Dwutygodnik (Polska) i innych. Jej eseje znalazły się w zbiorze Ukraine 22, opublikowanym w Wielkiej Brytanii (Penguin Random House, 2023). Esej Iryny "Inne życie" stał się częścią projektu we współpracy z amerykańskim fotografem Jimem Goldbergiem (Stanley/Barker, 2022). Inny esej, "The Way of the Ouroboros", został włączony do książki o szwajcarskiej artystce Miriam Kahn, opublikowanej w Paryżu (2023).

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Ukraina ogłosiła niepodległość 24 sierpnia 1991 roku. Polska jako pierwsza uznała tę deklarację, a dziś należy do państw konsekwentnie wspierających wschodniego sąsiada w walce z rosyjską agresją. Rosja bowiem w istocie nigdy suwerenności ukraińskiego państwa nie zaakceptowała. Gdy Rewolucja Godności zniweczyła kremlowskie kalkulacje na utrzymanie politycznego wpływu w Kijowie i powstrzymanie euroatlantyckich aspiracji ukraińskiego społeczeństwa, w marcu 2014 roku aneksja Krymu przez Rosję okazała się pierwszym aktem wojny, trwającej już jedenasty rok.

Rosja nie zamierza zrezygnować z realizacji swoich celów strategicznych, przy czym najważniejszym z nich nie jest wcale podbój Ukrainy, tylko rewizja porządku światowego, a likwidacja ukraińskiej suwerenności stanowi kluczowy środek prowadzącym do tego celu.

Ukraińcy nie chcą rezygnować z suwerenności, przekonani, że są w stanie niepodległość swego państwa obronić i realizować własną strategię – integrację ze strukturami euroatlantyckiej przestrzeni geostrategicznej.

Ukraińskie społeczeństwo świętuje 34. rocznicę niepodległości, tocząc wojnę obronną przeciwko rosyjskiej agresji. I choć ofensywa dyplomatyczna Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej oraz państw wspierających Ukrainę przyniosła szansę na zatrzymanie walk zbrojnych, to jednak trwały pokój jest bardzo odległy.

Skuteczny opór

W lutym 2022 roku, gdy rozpoczęła się pełnoskalowa rosyjska inwazja, mało kto wierzył, że Ukraina zdoła się obronić. Ukraińcom udało się jednak skutecznie stawić opór i pozyskać dla swej sprawy koalicję państw szeroko rozumianego „Zachodu”, gotowych wspierać Kijów finansowo, politycznie, dostawami uzbrojenia oraz innymi formami pomocy wojskowej. Pomoc ta jest niezbędna, byłaby jednak nieskuteczna, gdyby nie zdolność ukraińskiego społeczeństwa do utrzymywania mobilizacji i ducha oporu oraz sprawność państwa nie tylko organizującego wysiłek obronny, ale także zapewniającego nieprzerwanie dostęp do usług społecznych i infrastruktury.

Punktualność pociągów dalekobieżnych w komunikacji krajowej osiągnęła w pierwszym półroczu 2025 roku 95%, a państwowe przedsiębiorstwo kolejowe Ukrzaliznycia stało się symbolem nie tylko jakości serwisu, ale także trwałości nowoczesnego państwa.

W 2022 roku pociągi ukraińskich kolei ewakuowały ponad 4 miliony osób oraz 120 tysięcy zwierząt domowych. Dziś przewożą pasażerów i towary. Niszczona podczas bombardowań infrastruktura jest na bieżąco odbudowywana, a tabor unowocześniany. Od początku bieżącego roku wprowadzono do służby 36 nowych, wyprodukowanych w Ukrainie wagonów. Trwa produkcja kolejnych stu. Tę statystykę dopełniają inne wojenne liczby – w czasie wojny zginęło ponad 900 kolejarzy, 2700 odniosło rany.

Koleje nie są wyjątkiem, podobnie działają inne służby. Wielu czytelników pamięta zapewne jesienne doniesienia o skali zniszczeń infrastruktury energetycznej i ostrzeżenia, że brak dostępu do elektryczności i ciepła w Ukrainie może doprowadzić do wymuszonej zimnem migracji setek tysięcy ludzi. Zamiast tego najnowsze statystyki donoszą, że w czerwcu i lipcu 2025 roku Ukraina więcej energii elektrycznej wyeksportowała, niż musiała kupić, a dostawy elektryczności są stabilne, co umożliwia ciągłą pracę przemysłu.

Stabilność makroekonomiczna

Mimo olbrzymich nakładów na prowadzenie wojny – sięgają one 35% PKB – inflacja utrzymywana jest pod kontrolą i osiąga w tej chwili poziom 14,1%. Niemało, ale w bezpiecznych granicach, pozwalających zachować stabilność makrofinansową. Istotnym jej gwarantem jest wsparcie finansowe z zagranicy – środki zewnętrzne finansują wszystkie cywilne wydatki z budżetu państwa ukraińskiego (połowa wydatków budżetowych), dochody własne przeznaczone są w całości na działania wojenne.
Na pokrycie zobowiązań cywilnych Ukraina potrzebuje w tym roku 38,4 miliardów i ma na potrzeby pełne pokrycie w deklaracjach partnerów, a dodatkowym stabilizatorem jest rezerwa walutowa na poziomie 41,5 miliardów dolarów.

Bezrobocie w lipcu 2025 roku zmalało do 11,2% – to najniższy poziom od początku pełnoskalowej agresji, a sytuacja na rynku pracy oceniana jest przez ekspertów jako stabilna. W istocie obraz statystyczny psuje zjawisko unikania formalnego zatrudnienia przez mężczyzn w wieku poborowym.

Wielu z nich obawia się, że jeśli podejmą oficjalnie pracę, staną się celem wojskowych komisji rekrutacyjnych, wolą więc szukać zatrudnienia „na czarno”. Mimo to sytuacja gospodarcza – jak na czasy wojenne – jest stabilna, czego wyraz stanowią zarówno poprawa nastrojów konsumenckich (choć w obszarze nastrojów uznawanych za negatywne), jak i zmniejszenie się ubóstwa (odsetek osób deklarujących, że muszą oszczędzać na jedzeniu) do poziomu 21,6%, choć niestety to tylko miesięczna korzystna fluktuacja.

Głos rynku

Badania sondażowe warto uzupełnić danymi rynkowymi, bo te lepiej oddają rzeczywiste nastroje. W informacjach z Ukrainy dominują doniesienia o codziennych atakach powietrznych na miasta i infrastrukturę cywilną. Siła tych ataków narasta, rosną liczby ofiar. Od zagrożenia nie są wolne nawet ośrodki na zachodzie kraju. Mimo to rynek nieruchomości rozwija się żwawo, a liczba rozpoczętych w 2025 roku inwestycji mieszkaniowych wzrosła o 35% w stosunku do ubiegłego roku (a o 52%, kiedy się mierzy metrażem). Kijów znów stał się najdroższym miastem w Ukrainie – za kawalerkę trzeba zapłacić tam przeciętnie 65 tysięcy dolarów, za wynajem 18 tysięcy hrywien miesięcznie.

W Ukrainie trwa brutalna wojna, czego wyrazem są tragiczne statystyki ginących każdego dnia żołnierzy, pracowników służb cywilnych i zwykłych cywili, zabijanych w ludobójczych atakach na dzielnice mieszkaniowe i infrastrukturę cywilną.

Od grozy śmierci silniejsze są jednak wola życia i pragnienie wolności, których sens wyraża się nie tylko w gotowości do walki i wspierania sił zbrojnych, ale także w praktykowaniu dobrego życia mimo trudności: w uczestnictwie w kulturze, trosce o przestrzeń wspólną czy zaangażowaniu w debatę polityczną.

Dlatego czerwcowy kijowski festiwal Książkowy Arsenał odwiedziły dziesiątki tysięcy widzów, a w lipcu dziesiątki tysięcy Ukrainek i Ukraińców wyszły na ulice Kijowa i szesnastu innych miast, aby zaprotestować przeciwko ustawie ograniczającej niezależność głównych instytucji do walki z korupcją.

Kobieta uspokaja syna chowając się w metrze podczas rosyjskich ataków dronów na Kijów; Ukraina, czerwiec 2025 r. Zdjęcie: Jewhen Małoletka/Associated Press/Eastern News

Pokój, ale nie za wszelką cenę

W czwartym, a w istocie jedenastym roku wojny, jaką Ukraina prowadzi z Rosją, Ukraińcy niewątpliwie czują się zmęczeni i marzą o pokoju. Jednak nie za wszelką cenę. Zdają sobie sprawę, że o przyszłości nie zadecyduje pole działań zbrojnych, tylko negocjacje. I wiedzą, że Ukraina nie ma dość siły, aby odbić zajęte przez Rosjan terytoria – to około 20% powierzchni kraju. Dlatego, zgodnie z wynikami sondażu Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii (próba realizowana na przełomie lipca i sierpnia 2025), największe uznanie społeczeństwa ma scenariusz, zgodnie z którym Ukraina uznaje de facto okupację zajętych terytoriów, ale nie akceptuje tego de iure. W zamian otrzymuje od państw europejskich i Stanów Zjednoczonych gwarancje bezpieczeństwa oraz kontynuuje proces integracji europejskiej.
Ten wariant skłonnych jest zaakceptować 54% respondentów, dla 35% jest on nieakceptowalny. Warunków rosyjskich oznaczających w istocie kapitulację nie akceptuje 76% badanych osób. Ukraińcy nie mają zamiaru zaakceptować także różnych wariantów propozycji amerykańskich, uznawanych za odmianę oczekiwań Rosji.

W takiej sytuacji trwały pokój może jeszcze długo nie nastąpić, trudno nawet sobie wyobrazić jego namiastkę w formie długotrwałego zawieszenia broni. Miałoby ono sens, gdyby państwa wspierające Ukrainę zaproponowały rzeczywiście mocne gwarancje bezpieczeństwa. W trakcie spotkania prezydentów Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego, w którym uczestniczyli także liderzy państw europejskich, pojawiło się hasło gwarancji na miarę artykułu 5. z Traktatu o Sojuszu Północnoatlantyckim.

Co jednak w praktyce takie gwarancje miałyby znaczyć? Papier zniesie wszystko, o czym przekonali się Ukraińcy po podpisaniu w 1994 roku Memorandum Budapeszteńskiego. Jego sygnatariusze – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja – zapewniały zachowanie integralności terytorialnej Ukrainy w zamian za rezygnację przez ten kraj z arsenału jądrowego. Wielu Ukraińców decyzję tę uważa dziś za największy błąd popełniony wówczas przez młodą republikę.

Jakie gwarancje?

Czy takie gwarancje zapewnią żołnierze państw zachodnich wysłani do Ukrainy w ramach misji pokojowej? Temat ten dostarcza więcej emocji niż konkretów, bo najwyraźniej na razie pełni funkcję żetonu w negocjacyjnej grze. Wprowadził go do obiegu prezydent Francji Emmanuel Macron, podbijając stawkę, co początkowo liderzy innych państw przyjęli z irytacją. Ruch okazał się jednak skuteczny, bo stał się swoistym „sprawdzam” wobec rzeczywistych intencji uczestników „koalicji chętnych”.

Premier Polski Donald Tusk zdecydowanie odmówił zaangażowania polskich żołnierzy, argumentując, że ich zadaniem jest obrona wschodniej flanki NATO na terytorium Rzeczypospolitej. W istocie w naszym kraju zdecydowana większość społeczeństwa – 64% w badaniu Ibris, Defence24 i Fundacji Stand with Ukraine – jest przeciwna wysyłaniu wojsk, a tylko 15% akceptuje takie rozwiązanie.

Ukraińcy zdają sobie sprawę, że wobec narastającego populizmu decyzje w polityce zagranicznej w coraz większym stopniu wynikają z logiki polityki wewnętrznej i stają się funkcją nastrojów społecznych, a nie głębokiego namysłu strategicznego.

Przekonali się o tym wyraźnie w 2023 roku, kiedy ponad pół roku musieli czekać na rozwiązanie pata w Kongresie Stanów Zjednoczonych, który zablokował procedowanie ustawy o pomocy wojskowej. Wtedy też okazało się, że w Polsce ani rząd Mateusza Morawieckiego, ani nowy rząd Donalda Tuska nie potrafiły rozwiązać problemu blokady granicy polsko-ukraińskiej przez rolników. Na swoje argumenty, że blokada godzi bezpośrednio w wysiłek obronny, Ukraińcy mogli usłyszeć, że muszą zrozumieć logikę trwającej w Polsce kampanii wyborczej.

Ukraińcy oczywiście uczestniczą we wszelkich formatach spotkań, walcząc w pierwszej kolejności o jedno – stabilność pomocy finansowej i wojskowej. Dlatego ważnym hasłem, jakie pojawiło się w Waszyngtonie, była deklaracja zakupu przez Ukrainę amerykańskiego uzbrojenia za blisko 100 mld dolarów, które mają wyłożyć państwa europejskie. I porozumienie z USA o wspólnej produkcji dronów wartości 50 miliardów dolarów. Donald Trump będzie mógł się pochwalić, że zgodnie z zasadą America First zrobił kolejny świetny deal. Wołodymyr Zełenski z kolei zyska nowe dostawy zaopatrzenia pomagającego stabilizować sytuację na froncie.

Samodzielność

W rzeczywistości jednak Ukraina od początku wojny konsekwentnie realizuje strategię jak największej strategicznej autonomii, której wyrazem ma być samodzielna produkcja jak największej ilości kluczowego dla działań zbrojnych uzbrojenia i materiałów wojennych. Elementem tej strategii jest też aktywne kształtowanie realiów pola walki w taki sposób, aby zniwelować oczywistą asymetrię sił między Rosją i Ukrainą.

Rosja dysponuje większymi zasobami ludzkimi i materiałowymi. Ukraińcy postawili na wyrównywanie szans poprzez innowacje technologiczne umożliwiające zmianę charakteru działań zbrojnych.

Spektakularnym wyrazem skuteczności tej strategii okazało się otwarcie w drugiej połowie 2023 roku kanału żeglugowego na Morzu Czarnym. Odblokowanie portu w Odessie umożliwiło obsługę eksportu drogą morską. Jak jednak dokonało tego państwo de facto nieposiadające floty wojennej? Odpowiedzią okazały się drony morskie, które są budowane w ekosystemach rozwoju innowacji technologicznych podporządkowanych Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy i Zarządowi Wywiadu Wojskowego. Opracowane w tych ekosystemach konstrukcje Sea Baby i Magura stały się bronią, która uszkodziła i posłała na dno trzecią część rosyjskiej Floty Czarnomorskiej i zmusiła pozostałe okręty do opuszczenia akwenu.

Drony nawodne i powietrzne stały się podstawowym narzędziem prowadzenia wojny, a w wyścigu na rozwój technologii dronowych Ukraińcy utrzymują parytet jakościowy i ilościowy. Ponadto wprowadzają do uzbrojenia zautomatyzowane systemy bojowe umożliwiające ograniczenie zaangażowania siły ludzkiej. W konsekwencji, mimo nominalnej przewagi Rosjan, ci ostatni nie są w stanie doprowadzić nie tylko do przełomu strategicznego, ale nawet operacyjnego. Sukcesy taktyczne opłacane są z kolei gigantycznymi stratami ludzkimi i materialnymi, nie przybliżają jednak przełomu, który mógłby zmusić Ukrainę do kapitulacji.

Żołnierz Gwardii Narodowej Ukrainy przygotowuje drona „Pingwin” do lotu w rejonie Pokrowska w Ukrainie, 6.08.2025. Zdjęcie: Jewhen Małoletka/Associated Press/Eastern News

Wojenne fundamenty przyszłości

Ukraińcy mają świadomość, że przy stabilnej pomocy zachodnich partnerów są w stanie jeszcze długo prowadzić działania obronne. Z kolei aby jak najmniej zależeć od ewentualnej chwiejności, systematycznie rozwijają moce produkcyjne przemysłu obronnego, który w tej chwili zapewnia około 40% niezbędnego zaopatrzenia wojennego. W istocie w obszarach tak kluczowych jak drony i systemy walki elektronicznej Ukraina jest praktycznie samowystarczalna. Jednocześnie w coraz mniejszym stopniu zależy od dostaw systemów artyleryjskich i pocisków. Jak zauważył tygodnik „The Economist”, Ukraina, rozwijając w warunkach wojennych produkcję tak złożonych systemów jak samobieżne armatohaubice Bohdana, rakiety bojowe czy drony morskie, tworzy też podwaliny dla przemysłu przyszłości, który będzie opierał się na rozproszonym wytwarzaniu w systemie połączonych w sieć gniazd posługujących się m.in. zaawansowanymi drukarkami 3D.

W stwierdzeniu tym kryje się głębsza prawda – Ukraińcy zdołali w warunkach wojennych uruchomić potencjał kreatywności i innowacyjności oraz zinstytucjonalizować go w taki sposób, że stał się kluczowym elementem systemu obronnego oraz – szerzej – systemu odporności państwa i społeczeństwa.

Rzecz bowiem nie dotyczy jedynie wytwarzania uzbrojenia, innowacji taktycznych czy wykorzystania kreatywnych metod marketingu do pozyskiwania rekrutów przez jednostki wojskowe. To także rozwój usług społecznych w oparciu o cyfrowe sieci zintegrowane w systemie Dia i modele współpracy struktur władzy publicznej, instytucji, biznesu oraz organizacji społeczeństwa obywatelskiego.

Przykładem pozycja Ukrainy w rozwoju usług publicznych online – w rankingu w ramach przygotowywanego przez ONZ „E-Government Survey” kraj ten zajął w 2024 roku piąte miejsce, awansując do światowej czołówki z 32 miejsca w roku 2022. Polska znajduje się bliżej piątej dziesiątki.

Te wszystkie osiągnięcia zadecydowały, że Ukraina nie uległa rosyjskiemu naporowi i jest nadal w stanie prowadzić wojnę. Osiągnięcia te nie mogą jednak przesłaniać licznych dysfunkcji i patologii państwa ukraińskiego.

Walka z patologiami

Największymi problemami są stan elit politycznych i zasady działania systemu politycznego. Wołodymyr Zełenski jest niewątpliwie niekwestionowanym liderem i symbolem ukraińskiej jedności w czasie dziejowej próby. Jednocześnie coraz większy sprzeciw wywołuje styl sprawowania przez niego władzy, polegający na jej koncentracji w Biurze Prezydenta. Rola rządu ogranicza się do administrowania krajem, natomiast kluczowe decyzje polityczne i strategiczne w wymiarze wewnętrznym, zagranicznym oraz militarnym są podejmowane osobiście przez Zełenskiego i zaufanych funkcjonariuszy Biura pod wodzą Andrija Jermaka.

Opozycja polityczna została zmarginalizowana, Rada Najwyższa odgrywa rolę maszynki do głosowania, mającej realizować zamiary podejmowane w otoczeniu prezydenta. Jaskrawym przykładem tej metody okazała się praca nad ustawą ograniczającą autonomię Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAP).

Prace nad aktem prawnym trwały jeden dzień – 22 lipca – i tyle wystarczyło, by projekt przeszedł przez odpowiednią komisję parlamentarną, został przegłosowany oraz podpisany przez prezydenta. Mało kto poza samymi twórcami miał czas na zapoznanie się z treścią procedowanego dokumentu. Tydzień później, podczas nadzwyczajnego posiedzenia Rady w dniu 31 lipca, w takim samym trybie została przegłosowana kolejna ustawa przywracająca NABU i SAP ich niezależność.

Powodem tak szybkiej korekty legislacyjnego „błędu” stały się masowe protesty społeczne, których nie przewidzieli sam Wołodymyr Zełenski ani jego współpracownicy. Podobnie jak nie przewidzieli stanowczego sprzeciwu ze strony Komisji Europejskiej i liderów państw europejskich. Mimo szybkiej reakcji największy kryzys polityczny Wołodymyra Zełenskiego od początku wojny, a może i początku prezydentury, będzie na pewno miał dalsze konsekwencje.

Ujawnił nie tylko patologię systemu władzy, ale też pokazał siłę społeczeństwa obywatelskiego, którego ethos kształtowały dwie rewolucje: Pomarańczowa z 2004 roku i Godności na przełomie lat 2013 i 2014.

Skutkiem Rewolucji Godności jest swoista umowa społeczna mówiąca, że cel ukraińskiego społeczeństwa, współdzielony przez wszystkie jego części i elity, stanowi realizacja euroatlantyckich aspiracji, wyrażających się w akcesji do Unii Europejskiej i NATO. To właśnie te aspiracje próbuje zniweczyć Władimir Putin, nie może być więc zgody, aby zagroziła im polityka ukraińskiego prezydenta.

Ukraińskie priorytety

Co rzeczywiście wypchnęło Ukraińców na ulice, by protestować przeciwko feralnej ustawie? Wystarczy wczytać się w badanie opublikowane w czerwcu przez agencje Janus, Socis i projekt Barometr. Na pytanie, co najbardziej niekorzystnie wpływa na sytuację w kraju, na pierwszym miejscu 48,5% ankietowanych wskazało wysoki stopień korupcji na szczeblu państwowym. Dopiero na drugim miejscu, ze wskazaniami 41,7%, znalazły się ciągłe ataki powietrzne, a na czwartym – 34,9% – obawa przed nowymi zdobyczami terytorialnymi przez Rosję. Nie należy spieszyć się z interpretacją tych wyników.

Tak, Ukraina ma problem z korupcją, ale jej poziom w ostatnich latach zmalał. Tyle tylko, że radykalnie wzrosła antykorupcyjna świadomość społeczeństwa. Niezgoda na korupcję stała się powszechna po wybuchu wojny – i to dlatego jest ona postrzegana jako najważniejszy problem.

Ważniejszy niż wojna i jej konsekwencje? Tu znowu można zaproponować dość niezwykłe wytłumaczenie. Ukraińcy niemal bezgranicznie ufają Siłom Zbrojnym i są przekonani, że kontrolują one sytuację na froncie oraz najlepiej jak mogą chronią miasta przed rosyjskimi atakami powietrznymi. Opieka wojska powoduje, że wojna jest uciążliwym, ale znajdującym się pod kontrolą aspektem codzienności. Dzięki tej opiece można martwić się o korupcję, ale także pracować, bawić się i wierzyć w przyszłość. Chociaż bowiem odsetek osób twierdzących, że sprawy w Ukrainie zmierzają w złym kierunku, przeważa nad odsetkiem myślących przeciwnie, to jednak ponad połowa, dokładnie 53% badanych, jest przekonana, że Ukraina w ciągu dziesięciu lat stanie się kwitnącym państwem należącym do Unii Europejskiej. Przeciwnego zdania jest 40% respondentów.

Jak więc Ukraińcy postrzegają sami siebie w przededniu 34. rocznicy niepodległości? Częściowej odpowiedzi udziela sondaż grupy Rating opublikowany w połowie sierpnia. Aż 94% ankietowanych uważa za oczywiste, że najważniejszym odniesieniem określającym tożsamość jest bycie obywatelem Ukrainy, a 95% bez wahania zagłosowałoby dziś pozytywnie w referendum niepodległościowym. Od czego będzie zależeć niezależność Ukrainy? Na pierwszym miejscu (57%) badani wskazują zwycięstwo w wojnie, na drugim (35%) wyeliminowanie korupcji.

Wojna skonsolidowała ukraińskie społeczeństwo, wieńcząc zapoczątkowany podczas Rewolucji Godności proces budowy nowoczesnego narodu politycznego, zjednoczonego wokół idei własnego, niepodległego państwa. Państwa silnego podmiotowością swych obywateli i dzięki tej sile zdolnego do obrony suwerenności.

Tekst jest publikowany za zgodą autora

20
хв

Droga niepodległość

Edwin Bendyk

Warszawa, ciepły sierpniowy dzień. Maryna jedzie z trzyletnim Mironem tramwajem do zoo. Chłopiec siedzi u mamy na kolanach, zajada M&M’sy, zadaje milion pytań.

Rozmawiają po ukraińsku. Choć Maryna mieszka w Polsce od 10 lat, ma męża Polaka i świetnie mówi po polsku, to z synem często rozmawia w ojczystym języku. Chce, żeby Miron znał dobrze język matki i mógł swobodnie rozmawiać z dziadkami i resztą rodziny, która mieszka w Ukrainie.

W pewnym momencie cukierek spada na podłogę. Maryna schyla się, żeby go podnieść, ale wtedy stojące obok starsze małżeństwo zaczyna krzyczeć:
- Przyjechali tutaj i nam brudzą w tramwajach! Niech wraca do siebie i tam śmieci!
Cały tramwaj milczy. Maryna, z trzęsącymi się rękami, chwyta Mirona i wysiada na najbliższym przystanku. Stara się nie płakać, żeby nie przestraszyć syna, choć ten już jest przerażony.

Larysa, inna moja znajoma, od tygodnia prosi ośmioletnią córkę, żeby na placu zabaw rozmawiała po polsku. To wtedy sąsiadka otworzyła okno i wrzasnęła: - Uciszcie te ukraińskie bachory!
Starsza córka Larysy, piętnastolatka, prawie przestała wychodzić z domu - boi się, że ktoś zaatakuje ją za to, że jest Ukrainką. Nawet po polsku boi się odezwać, bo uważa, że każdy usłyszy jej akcent.

To tylko dwie z wielu historii, które w ostatnich miesiącach spotkały moich ukraińskich przyjaciół.

Pamiętam Larysę z pierwszych dni wojny. Przyjechała do Polski, by jej dzieci nie dorastały w rytmie alarmów i w schronach. Wsparcie, jakie otrzymała po przybyciu od obcych ludzi, pozwoliło jej przetrwać najgorszy czas i uwierzyć, że jest nadzieja na lepszą przyszłość. Starsze małżeństwo, u którego zamieszkała, traktowało ją jak własną córkę.
Gdy po kilku miesiącach znalazła pracę i wynajęła samodzielnie mieszkanie, cała ulica uczestniczyła w jego urządzaniu. Na sąsiedzkiej grupie ustalali, kto co może dostarczyć. Pomogli odmalować i kompletnie je wyposażyli ci, którzy jeszcze pół roku wcześniej byli zupełnie obcy. Na pierwsze święta Bożego Narodzenia prawie kłócili się, u kogo Larysa ma spędzić Wigilię. Więc, żeby było sprawiedliwie, była chyba na trzech, a w pozostałe świąteczne dni odwiedzała kolejne rodziny.

To była Polska moich marzeń: gościnna, solidarna, przyzwoita.

Wielu Polaków nadal taką Polskę tworzy — wciąż pomagają, wciąż jeżdżą na Ukrainę z darami.

Nie wierzę, że ci, którzy w 2022 roku otwierali swoje domy, dziś krzyczeliby na matkę z dzieckiem w tramwaju. Ale wiem, że dziś głos mają inni — ci, którzy wcześniej milczeli, a teraz zostali ośmieleni przez populistyczne hasła polityków.

W ostatniej kampanii prezydenckiej karta antyukraińska i antymigracyjna była rozgrywana bezwstydnie. Łatwo jest podzielić: my i oni. Łatwo wmówić, że wszystko, co złe to „oni”, i że jeśli się ich pozbędziemy, będzie nam lepiej.

A przecież wiemy z historii, do czego prowadzi szukanie wroga w sąsiedzie. Jak słowa szybko mogą zmienić się w czyny.

Rząd milczy. Nie reaguje. Jak ludzie w tramwaju. Na co czeka? Na bojówki? Na pogromy?

„Uważam, że ludzkość jest zdolna do najpotworniejszych rzeczy i że ta zdolność jest immanentna. A mechanizmem rozwoju i przetrwania jest nieustanna walka z tą skłonnością” — mówiła Agnieszka Holland w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.

Wielu moich polskich znajomych pyta mnie, czy w Polsce będzie wojna. Nie, nie jestem absolutnie żadną ekspertką. Może dlatego pytają, bo widzą, że ciągle zajmuję się Ukrainą, podczas gdy większość deklaruje, że jest już zmęczona.
A może po prostu ostatnio wszyscy zadajemy sobie to pytanie.

Dziś w Polsce trwa wojna innego rodzaju. Bez czołgów, ale równie groźna. Rosyjska propaganda działa skutecznie: sieje fake newsy, manipuluje, podsyca nienawiść. Ktoś widzi „rolkę” na TikToku i wierzy bez cienia wątpliwości. Prowokacje działają. Wystarczy flaga UPA na koncercie, trzymana przez podstawioną osobę, by kolejni „obrońcy” mogli wykrzyczeć w twarz Ukraince, że jest „ruską k…” albo „banderówą”.

Politycy prawicy cynicznie to podsycają. A liberalno-demokratyczny obóz władzy? Nie prowadzi zakrojonej na szeroką skalę walki z dezinformacją. Milczy. Pozwala, by w przestrzeni publicznej królowały brunatne performance Brauna, czy Bąkiewicza.

Czy znowu wszystko ma wziąć na siebie społeczeństwo obywatelskie tak jak w lutym 2022 roku?

Tak, nadzieja jest tylko w nas — ponownie przywołam słowa Agnieszki Holland. To duża odpowiedzialność w czasach, gdy wydaje się, że już znikąd tej nadziei nie ma.

Bo jak dodaje Slavoj Žižek, słoweński filozof i myśliciel:

„Już nie możemy myśleć o lepszym świecie, ale po prostu o przetrwaniu”.

Tak trudno marzyć o lepszym świecie, patrząc, jak amerykańscy żołnierze na kolanach rozkładają czerwony dywan przed zbrodniarzem. Tak dziś wyglądają wartości Zachodniego Świata, do którego przyłączenia od ponad trzech lat walczą Ukraińcy?

Nie normalizujmy zła. Nie udawajmy, że nie widzimy. Odezwijmy się w tramwaju, na przystanku, w sklepie. Nie dajmy się zakrzyczeć ekstremom. Bo jeśli my się nie odezwiemy, jeśli my się nie sprzeciwimy, jeśli my nie powiemy „dość”, to kto to zrobi?

Maryna i Larysa nie potrzebują naszych wielkich deklaracji ani politycznych frazesów. Potrzebują, by ktoś w tramwaju powiedział „proszę przestać”, by ktoś na placu zabaw uśmiechnął się do ich dzieci. Potrzebują zwykłej przyzwoitości, która kosztuje mniej niż bilet do zoo.

Jeśli nie będziemy umieli jej okazać to wojna, przed którą uciekły, dotrze do nas szybciej, niż myślimy.

Zobacz także podcast:

20
хв

Kiedy tramwaj milczy

Joanna Mosiej

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

„Trump powinien rozczarować się Putinem”. Kristi Raik o zagrożeniach dla procesu pokojowego w Ukrainie

Ексклюзив
20
хв

Mykoła Kułeba: – Rosjanie nie chcą zwracać ukraińskich dzieci, bo każde jest świadkiem ich zbrodni

Ексклюзив
20
хв

Posmak Alaski: czy to naprawdę zwycięstwo Rosji i jakie nowe pułapki pojawiły się dla Ukrainy i Europy

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress