Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Kobiet nie szkolimy
– Jestem pierwszą osobą w rodzinie, która nosi mundur – mówi Tetiana. – Już w dzieciństwie chętniej zaprzyjaźniałam się z chłopcami niż z dziewczynkami, uprawiałam sport, lubiłam oglądać filmy wojenne. Jeszcze jako uczennica zastanawiałam się, dlaczego tylko chłopcy są pokazywani w pięknych mundurach wojskowych. Czy dziewczyny nie mogą ich nosić? Nawet z ojcem kłóciłam się na ten temat. Mówił, że armia to dla dziewczyn zbyt ciężka praca, że nie wytrzymają.
W starszych klasach zaczęłam interesować się wojskowością. Myśl o służbie mnie nie opuszczała i pewnego dnia w Internecie natknęłam się na filmik o szkole zawodowej, w której uczą przyszłych strażaków. Zainteresowałam się tym, lecz rodzice, zwłaszcza ojciec, byli kategorycznie przeciw. Tata chciał, żebym została farmaceutką. Dlatego dokumenty potrzebne do zapisania się do tej szkoły musiałam zbierać potajemnie.
Powiedziałam rodzicom, że jadę do koleżanki na urodziny, i w tym czasie wypełniłam testy psychologiczne, a potem poszłam badania lekarskie. Zresztą nie tylko wtedy musiałam ich okłamać
Tyle że w końcu każde kłamstwo wychodzi kiedyś na jaw. Kiedy wypełniałam ankietę, trzeba było podać numer kontaktowy jednego z rodziców, więc podałam numer mamy. Zadzwonili do niej w chwili gdy pomagałam babci paść krowy, a mój telefon był poza zasięgiem. Wieczorem zapytała: „Nie chcesz mi o czymś powiedzieć? Dzwonili do mnie z Winnicy. 1 sierpnia czekają cię egzaminy wstępne”.
W końcu mnie wsparła i razem ukryłyśmy sprawę przed ojcem.
Na egzaminach uzyskałam dobre wyniki z przygotowania fizycznego. Z ponad 30 dziewczyn testy zaliczyły tylko cztery
Tak zostałam kursantką szkoły pożarniczej.
Po ukończeniu nauki miałam pracować jako radiotelefonistka, odbierałam zgłoszenia o pożarach. Ale chciałam być nurkiem, więc zgłosiłam swoją kandydaturę. W odpowiedzi usłyszałam, że to nie jest zawód dla kobiet i że trzeba mieć nie tylko dobrą kondycję fizyczną, ale także moralną i psychiczną.
Zrozumiałam, że będę musiała zajmować się ludźmi, którzy utonęli w wyniku nieszczęśliwego wypadku, ale i wtedy się nie poddałam. Przeszłam badania przed komisją lekarską i zaczęłam się rozglądać za miejscem, w którym mogłabym zdobyć zawód nurka – ratownika. W tamtym czasie specjalne kursy odbywały się w Kijowie, Odessie, Czerkasach, Kamieńcu Podolskim i w obwodzie sumskim. I wszędzie spotykałam się z odmową: „Kobiet nie szkolimy”. Jednak w Odessie po moich uporczywych prośbach instruktor w końcu powiedział:
– Przyjedź. Widzę ogień w twoich oczach.
Potem przez trzy miesiące łączyłam naukę z pracą. Po dyżurach w Winnicy jeździłam na trzy dni do Odessy.

Nie patrzeć topielcowi w oczy
Po szkoleniu rozpoczęło się nurkowanie w Południowym Bohu. Zejście na dno tej rzeki nie było łatwe, a widoczność pod wodą – zerowa. Nie wiedziałam, czy oczy mam otwarte, czy zamknięte; nie było widać absolutnie nic. W takich warunkach trzeba pracować na wyczucie.
Oczyma nurka są jego ręce. Bo poruszając się pod wodą, możemy uderzyć głową w topielca albo przypadkowo nadepnąć na jego ciało
Podczas mojej pierwszej akcji musiałam wyciągnąć ciało 71-latka, który wypadł z łodzi. Widoczność była słaba, w mojej głowie kłębiły się różne myśli. W pewnym momencie zobaczyłam przed sobą jego ręce. Zrobiło się strasznie.
Jedną z podstawowych zasad nurków jest niepatrzenie w oczy topielca. Ale ja w nie spojrzałam i poczułam się nieswojo. Dałam sygnał i razem z ciałem zostaliśmy wyciągnięci na powierzchnię.
Kiedyś świętowaliśmy urodziny jednego z przyjaciół. Na przyjęciu był chłopak, którego wcześniej nie znałam. Tego wieczoru się zaprzyjaźniliśmy, pytał mnie o wiele rzeczy dotyczących mojego zawodu. Następnego ranka dowiedziałam się, że zaginął w wodzie; na poszukiwania wezwano nas. Kiedy zanurkowałam, przed oczyma miałam jego twarz. Przeszukaliśmy osiem stawów i nie mogliśmy go znaleźć. Ciało wydobyliśmy 12. dnia.
Jako nurek – ratowniczka pracowałam dwa lata. Potem zaczęła się inwazja i zostałam podwodnym saperem. Od tego czasu szukam materiałów wybuchowych, także pod wodą. I ludzi, którzy utonęli.
Na początku w zespole, w którym jestem jedyną kobietą na 20 mężczyzn, nie akceptowano mnie. Koledzy nie wiedzieli, jak do mnie podejść, czułam nieufność. Ale z czasem nawiązały się przyjacielskie relacje.
Saper popełnia dwa błędy
Jak mówią saperzy, my popełniamy dwa błędy: pierwszy, kiedy wybieramy zawód, a drugi, kiedy coś zrobimy nie tak. Bo ceną błędu jest życie.
Saperskiego fachu uczyłam się w obwodzie charkowskim, w ramach skróconego programu – bo trwa wojna i potrzebni są ludzie, którzy potrafią rozbrajać miny na wyzwolonych terenach. Potem wysłano mnie na trzymiesięczne szkolenie do międzyregionalnego centrum szybkiego reagowania Państwowej Służby Ratowniczej Ukrainy w obwodzie sumskim – na podwodną saperkę. Dopiero po tym szkoleniu zaczęto nas angażować do wykrywania i unieszkodliwiania materiałów wybuchowych w obwodzie winnickim.

Znajdowaliśmy zarówno materiały wybuchowe z czasów II wojny światowej, jak pozostałości współczesnych rosyjskich rakiet i dronów. Pracowaliśmy nie tylko w zbiornikach wodnych, ale także na lądzie. Później już jako nurkowie badaliśmy Południowy Boh pod kątem budowy kanału żeglugowego. Na dnie znaleźliśmy tylko korzenie i zatopioną barkę.
Dzisiaj nurek nie zawsze musi nurkować, by zbadać dno, bo pojawiło się wiele nowych technologii. Nowoczesny dron może zbliżyć się do przedmiotu grożącego eksplozją, a my na lądzie za pomocą transmisji online badamy teren wokół niego. Mamy drona przeznaczonego do podwodnego rozpoznania. Może skanować przestrzeń do głębokości 100 metrów.
Wciąż trzeba się uczyć
Jako nurek – saper pracuję od trzech. Wróg nieustannie ulepsza swoją broń, więc nawet doświadczeni saperzy muszą się ciągle uczyć. Istnieją na przykład miny o działaniu okrężnym, które dzięki czujnikowi sejsmicznemu mogą reagować na krok dorosłego człowieka. Bardzo często spotyka się miny przeciwpiechotne i przeciwczołgowe. Mina przeciwczołgowa wybucha, gdy naciska na nią ciężar od 150 kilogramów. Wiem też, że obecnie wróg wystrzeliwuje nad Ukrainę drony z trującą substancją. Były już przypadki, gdy ludzie odnieśli poważne oparzenia dróg oddechowych.
Nasza obrona przeciwlotnicza masowo zestrzeliwuje rakiety i drony, ale niewybuchy często spadają na ziemię i do wody. Naszym zadaniem jest ich unieszkodliwienie
Kiedyś jechaliśmy na poszukiwania szahida. Myśleliśmy, że wpadł do wody, bo na jej powierzchni były plamy paliwa. Ale nie – leżał na polu.

Oczywiście rozbrajanie pod wodą jest trudniejsze niż na lądzie. Jeśli pod wodą znajdujemy niewybuchy, których w żadnym wypadku nie można ruszać, unieszkodliwiamy je na miejscu. Wtedy nurek zanurza się, dokładnie bada przedmiot i umieszcza materiał wybuchowy w celu jego detonacji. Jeśli materiał wybuchowy można wyjąć, wydobywamy go na powierzchnię za pomocą specjalnego spadochronu, sterowanego zdalnie. Na lądzie przejmują go koledzy saperzy, wywożą na specjalny poligon i tam unieszkodliwiają. Wkrótce będziemy angażowani do rozminowywania wyzwolonych terenów, w szczególności lokalnych zbiorników wodnych.
Każdy oddycha inaczej
Każdy saper – nurek ma dwa rodzaje kombinezonów roboczych – mokry i suchy. Wyposażenie, podobnie jak waga sprzętu, zależy od pory roku.
Zimą trzeba założyć na siebie do 50 kilogramów obciążenia, by wyregulować pływalność. Latem wyposażenie jest o połowę lżejsze. Do tego trzeba jeszcze zabrać butlę z powietrzem
Każdy oddycha inaczej. Na przykład jeśli nurkuję na głębokość 5 metrów i się nie denerwuję, to latem wystarczy mi powietrza na 2 godziny. Jeśli zacznę się denerwować – na mniej.

Podczas nurkowania musimy brać pod uwagę temperaturę wody i powietrza, zwłaszcza zimą. W zimnych porach roku nurkowanie dłuższe niż 40 minut jest niewskazane, bo ma wpływ na zdrowie. W naszej pracy musimy przestrzegać wszystkich zasad bezpieczeństwa.
Najczęstszym urazem u nurków jest barotrauma ucha. Jeśli nie potrafisz wyrównać ciśnienia w błonach bębenkowych, może dojść do ich pęknięcia lub rozerwania. Człowiek może ogłuchnąć. Przed każdym zanurzeniem, nawet jeśli jest to nurkowanie treningowe, jesteśmy badani przez lekarzy.
Po wojnie będzie dużo pracy
Nigdy nie żałowałam swojego wyboru. Wiem, że moja praca jest niebezpieczna, ale ktoś musi ją wykonywać. Poza tym rodzice się już z tym pogodzili, choć o wielu rzeczach im nie mówię. Zwłaszcza gdy wyruszamy, by unieszkodliwić wrogą rakietę lub drona. Zwykle mówię wtedy, że jedziemy szukać materiałów wybuchowych z czasów II wojny światowej – niemieckich min albo jakichś pocisków artyleryjskich, które są względnie bezpieczne.

Kiedy szłam na studia, w mojej rodzinie nie było wojskowych – a teraz jest nas dwie. Moja młodsza, prawie 18-letnia, siostra chce zostać pilotką i już dostała się do Charkowskiego Narodowego Instytutu Sił Powietrznych Ukrainy. Po wojnie będziemy mieli dużo pracy. Rosjanie pozostawili na naszej ziemi sporo swojego sprzętu. Musimy oczyścić Ukrainę z wroga i tego, co po sobie pozostawił.
Marzę też o zbadaniu dna Morza Czarnego wokół Krymu. Wierzę, że kiedyś to się stanie.
Zdjęcia: archiwum prywatne
Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.