Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Klub piłkarski Szachtar Donieck otworzył pierwszą w Polsce oficjalną szkółkę piłkarską dla chłopców i dziewczynek w wieku 2-13 lat. Sestry,eu odwiedziły trening na stołecznym Bemowie.
Rozgrzewka przed meczem. Zdjęcie autorki
Перше, що вражає, це розмір футбольного поля – воно справді величезне. Тренування проходять на стадіоні у Варшаві за адресою Obrońców Tobruku, 11. Це Bemowski ośrodek piłki nożnej. Тут є кілька великих футбольних полів з електронним табло, трибуни для глядачів і навіть металева огорожа для гостей – там на професійних матчах розміщують фанів команди запрошеної команди-противника, аби уникнути сутичок між гостями та господарями матчу.
Trening młodych sportowców. Zdjęcie autorki
"Bardzo brakowało nam takich treningów w Warszawie. Wcześniej syn trenował tylko w sekcji po szkole. Ale to nie ten sam poziom. Tutaj masz poczucie, że jesteś już prawdziwym piłkarzem, a trenerzy są bardzo motywujący. Trudno jest dostać się do profesjonalnych polskich szkół, jest wiele problemów z komunikacją, a syn chce grać z ukraińskimi kolegami z drużyny" - mówi mama młodego zawodnika Andrija Hamanyuka.
Gra na całego. Zdjęcie autorki
Głównym trenerem szkoły jest Serhij Karputiew, ukraiński mistrz młodzieżowy w piłce nożnej, kandydat na mistrza sportu w piłce nożnej, trener w projekcie Welcome Through Football organizowanym pod auspicjami UEFA oraz trener w projektach społecznych Szachtara.
Trener udziela rad. Zdjęcie autorki
Wszyscy zainteresowani chłopcy i dziewczęta mogą zapisać się na lekcje niezależnie, czy wcześniej trenowali. Uczniowie będą mieli prawo pierwszeństwa do udziału w procesie selekcji do Akademii Szachtara, a także będą częścią regularnych profesjonalnych wydarzeń piłkarskich klubu. Oficjalne otwarcie szkoły zaplanowano na listopad 2023 roku, z prezentami, loteriami i gościnnymi mistrzami piłki nożnej.
Dziennikarka, specjalistka ds. PR. Jest mamą małego geniusza z autyzmem i założycielką klubu dla mam PAC-Piękne Spotkania w Warszawie. Prowadzi bloga i grupę TG, gdzie wspólnie ze specjalistami pomaga mamom dzieci specjalnych. Pochodzi z Białorusi. Jako studentka przyjechała na staż do Kijowa i została na Ukrainie. Pracowała dla dzienników Gazeta po-kievske, Vechirni Visti i Segodnya. Uwielbia reportaż i komunikację na żywo.
R E K L A M A
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów. Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.
Kiedy mówimy o tych liczbach, warto pamiętać, o kim jest ta opowieść. To nie jest anonimowa fala migracji zarobkowej. Raport Deloitte pokazuje wyraźnie: uchodźcy z Ukrainy to przede wszystkim kobiety i dzieci. Aż 67% gospodarstw domowych prowadzonych jest przez samotne kobiety, które w Polsce samodzielnie utrzymują swoje rodziny, jednocześnie zmagając się z traumą wojny i niepewnością o los bliskich. W tym kontekście ich determinacja do pracy i samodzielności robi jeszcze większe wrażenie.
Efekt trampoliny
W każdej dyskusji o migracji powraca ten sam lęk: czy zabiorą nam pracę? Czy obniżą pensje? To naturalne obawy, które w zderzeniu z faktami okazują się mitem. Analiza Deloitte jest jednoznaczna: napływ uchodźców nie tylko nie zaszkodził polskim pracownikom, ale wręcz stał się dla nich korzystny. Wbrew czarnym scenariuszom, nie zaobserwowano ani spadku realnych płac, ani wzrostu bezrobocia wśród Polaków.
Najbardziej zdumiewające dowody płyną z analizy na poziomie powiatów. Dane pokazują, że tam, gdzie udział uchodźców w zatrudnieniu wzrósł o jeden punkt procentowy, wskaźnik zatrudnienia Polaków był wyższy o 0,5 punktu procentowego, a stopa bezrobocia niższa o 0,3 punktu.
To nie jest sucha statystyka. To dowód na „efekt trampoliny”: napływ nowej siły roboczej pozwolił polskim pracownikom awansować. Zamiast konkurować o te same, proste zadania, wielu z nich mogło zająć się bardziej zaawansowaną pracą, często lepiej płatną.
Ten cichy fenomen przełożył się na konkretne liczby.
Wkład uchodźców w polski PKB w 2024 roku sięgnął aż 2,7%, co odpowiada kwocie blisko 100 miliardów złotych wartości dodanej.
Równie wymowny jest ich wpływ na finanse publiczne. Uchodźcy stali się ważnymi płatnikami, zwiększając w 2024 roku dochody państwa o 2,94%, co oznacza dodatkowe 47 miliardów złotych w budżecie.
Dowodem ich rosnącej niezależności jest fakt, że aż 80% dochodów ich gospodarstw domowych pochodzi z pracy. Co istotne, udział świadczeń społecznych w ich dochodach wynosi tylko 14% i nie wzrósł, mimo podniesienia kwoty 800+.
Szczególnie wymowny jest wskaźnik pokazujący błyskawiczne "przenoszenie" swojego centrum ekonomicznego do Polski. Jeszcze w 2023 roku 81% dochodów uchodźców pochodziło ze źródeł polskich, a w 2024 roku było to już 90%. Co to dokładnie oznacza? W ciągu zaledwie jednego roku udział pieniędzy pochodzących z Ukrainy – takich jak oszczędności czy przekazy od rodziny – w budżetach uchodźców drastycznie zmalał. To polski rynek pracy i polskie zarobki stały się dla nich głównym źródłem utrzymania. Tak szybka zmiana dla tak dużej grupy ludzi to jeden z najmocniejszych dowodów na udaną i dynamiczną integrację.
Ten obraz współpracy, która przynosi korzyści obu stronom, potwierdzają nie tylko analitycy. Słychać go również w głosach polskich przedsiębiorców.
„Polska jest w komfortowej sytuacji, bo nie dość, że pomaga ludziom w potrzebie, to jeszcze dzięki ich pracy zarabia. Rzadko się zdarza, żeby na taką skalę etyka szła w parze z pragmatyką” – komentuje właściciel polskiej firmy, która zatrudnia wielu pracowników z Ukrainy, w większości kobiet.
Prosi o zachowanie anonimowości, bo jak dodaje, „ostatnie głosy od nowego lokatora Belwederu wskazują na inny kierunek”.
Ten rozdźwięk między rzeczywistością ekonomiczną a debatą publiczną nie jest przypadkowy.
Jest on paliwem dla polskich populistów, którzy upraszczają skomplikowany obraz, by zbić kapitał polityczny na lękach i uprzedzeniach. Ich narracja o "kosztach" i "zagrożeniach" stoi w jawnej sprzeczności z danymi raportu Deloitte o miliardowych wpływach do budżetu i rosnącym zatrudnieniu Polaków. Tę atmosferę niechęci dodatkowo rozgrywa i podsyca rosyjska propaganda, której strategicznym celem jest osłabienie Polski poprzez skłócenie jej z Ukraińcami i podważenie sensu niesionej pomocy. W ten sposób populistyczna gra na emocjach splata się z zewnętrzną dezinformacją, tworząc toksyczną mieszankę, w której fakty ekonomiczne mają niewielkie szanse na przebicie.
Skarb za szklaną szybą: Niedopasowanie i marnowany potencjał
Prawdziwy skarb – czyli wiedza i umiejętności tysięcy uchodźców – wciąż pozostaje w dużej mierze niewykorzystany. Główny problem to ogromna przepaść między wykształceniem uchodźców a pracą, którą wykonują. Aż 40% z nich ma wyższe wykształcenie, ale tylko 12% pracuje w zawodach wymagających tych kwalifikacji – wobec 37% wśród Polaków. Skutkiem jest częstsza praca w zawodach prostych (38% uchodźców wobec 10% Polaków). Choć warto zauważyć, że to właśnie ta grupa w ostatnich dwóch latach odnotowała najszybszy awans zawodowy, zmniejszając swój udział o 10 punktów procentowych. Mediana ich wynagrodzeń dynamicznie rośnie – z 3100 zł do 4000 zł netto – zbliżając się do poziomu 84% mediany krajowej.
Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest potężna bariera w dostępie do tak zwanych zawodów regulowanych. Są to profesje takie jak lekarz, pielęgniarka, nauczyciel czy architekt, których wykonywanie wymaga specjalnych licencji i spełnienia surowych wymogów prawnych. Statystyki są tu bezlitosne: w tych zawodach pracuje zaledwie 3,6% uchodźców, podczas gdy wśród Polaków odsetek ten wynosi 10,6%. Dla wielu ukraińskich specjalistów przeszkodą nie do pokonania okazuje się wymóg posiadania polskiego obywatelstwa, który formalnie zamyka drogę do awansu np. w zawodzie nauczyciela. Innych zatrzymuje długa i kosztowna procedura uznawania zagranicznych dyplomów oraz konieczność zdania egzaminów w języku polskim. Dodatkowo, tylko 18% uchodźców mówi płynnie po polsku, co osiągają średnio po 29 miesiącach pobytu w kraju.
Gdybyśmy odblokowali zaledwie połowę tego uśpionego potencjału, polska gospodarka zyskałaby co najmniej 6 miliardów złotych wartości dodanej rocznie.
Zatrzymani w pół drogi: Paradoks integracji
Dziś zatrudnionych jest 69% uchodźców w wieku produkcyjnym. W przypadku kobiet – 70%, czyli tylko 2 punkty procentowe mniej niż wśród Polek. Różnice stają się jednak widoczne w grupach wiekowych 25–39 lat, gdzie uchodźczynie pracują rzadziej niż Polki, co raport wiąże z brakiem systemowego wsparcia w opiece nad dziećmi.
Co ciekawe, raport wskazuje na pewien paradoks. Integracja zawodowa i znalezienie stabilnej pracy w Polsce sprawiają, że uchodźcy rzadziej planują powrót do Ukrainy. Z kolei dostęp do dobrej edukacji dla dzieci i usług publicznych daje im poczucie stabilności, które... zwiększa ich gotowość do powrotu, bo mają zasoby i spokój, by taki powrót zaplanować.
Stawka w tej grze toczy się nie tylko o teraźniejszość. Prognozy Deloitte pokazują, że przy utrzymaniu kursu integracji, wkład uchodźców w polski PKB może wzrosnąć do 3,2% do roku 2030. Jednak w całej tej debacie o procentach PKB, strategiach i polityce, najrzadziej słyszalny jest głos tych, których ona najbardziej dotyczy. To opowieść o niezwykłej szansie, którą Polska może zmarnować, jeśli pozwoli, by zgiełk polityki zagłuszył głos faktów.
Anna J. Dudek: – Serial „Dojrzewanie”, który opowiada historię młodego nastolatka oskarżonego o zabójstwo koleżanki, wstrząsnął opinią publiczną. To serial o incelach?
Michał Bomastyk: – To zbyt duże uproszczenie. Przyklejanie etykiety incela dojrzewającemu chłopakowi może mieć negatywne konsekwencje dla jego funkcjonowania w przyszłości, także dla zdrowia psychicznego.
Główny bohater nie był członkiem subkultury inceli. Rzeczywiście uważał, że dla dziewczyn jest nieatrakcyjny, ale mówimy o 13-latku, któremu takie rozterki towarzyszą. Czy to jest podstawa, by nazywać go incelem? Mam poczucie, że nie.
Kiedy patrzę na głównego bohatera serialu, widzę mizoginię i traktowanie kobiet przedmiotowo, co jest niedopuszczalne. To efekt działania patriarchatu na młodego chłopaka, który na naszych oczach się radykalizuje i praktykuje nienawiść wobec kobiet. Incele również to robią – nienawidzą kobiet i są agresywnymi mizoginami. Pamiętajmy jednak, że każdy incel nienawidzi kobiet, natomiast nie każdy mizogin jest incelem.
Michał Bomastyk. Zdjęcie: Materiały prasowe
Określenie „incel” pojawia się bardzo często w kontekście chłopców, chłopaków i młodych mężczyzn. Co dokładnie oznacza?
No właśnie: to, że ono się pojawia, nie znaczy jeszcze, że ci chłopcy czy mężczyźni są incelami.
Incelami są faceci funkcjonujący w tzw. manosferze – „męskiej sferze”, w której nie ma miejsca dla kobiet, ponieważ incele ich nienawidzą. Ale nienawidzą też mężczyzn, którzy mają sylwetkę chada, czyli wysokiego, przystojnego, z widocznymi kośćmi policzkowymi i zarostem. Incele to mężczyźni skupieni w internetowej subkulturze, dobrowolnie decydujący się na rezygnację z uprawiania seksu z kobietami ze względu na swój wygląd, sytuację życiową, stan zdrowia czy sytuację ekonomiczną i społeczną.
To mężczyźni nazywający siebie „przegrywami”, którzy mówią, że dla nich życie już się skończyło i jest to swoisty game over, ponieważ są niezdolni do znalezienia partnerki i romantycznego życia. Obwiniają o to kobiety i mężczyzn, którzy incelami nie są.
Ale incele nienawidzą też patriarchatu, ponieważ w ich ocenie nagradza on mężczyzn uchodzących za „samców alfa”
Incele są więc mężczyznami tworzącymi własną, hermetyczną, zamkniętą społeczność, do której bardzo trudno się dostać i w której nie ma miejsca dla mężczyzn uprawiających seks. I rzecz jasna dla kobiet, gdyż zdaniem inceli zasługują one na wszystko, co najgorsze. Dlatego odpowiadając na pierwsze pytanie nie powiedziałem, że „Dojrzewanie” jest serialem o incelach. Natomiast z pewnością pojawiają się w nim incelskie praktyki.
Mówi się o kryzysie męskości, który ma wynikać z silnej emancypacji kobiet i zmiany postrzegania „klasycznej” męskości, czyli tej, w której mężczyzna płodzi syna, sadzi drzewo i stawia dom. Wszystko to w patriarchalnym sosie. Na czym ten kryzys polega i czy to aby na pewno kryzys? A może to po prostu dziejąca się na naszych oczach zmiana?
Myślę, że mówienie o kryzysie jest niewskazane, ponieważ pokazujemy wtedy, że męskość rozumiana klasycznie jest zagrożona i właśnie „jest w kryzysie”. Paradoksalnie więc mówienie o „kryzysie męskości” wzmacnia patriarchalny przekaz, bo żałuje się w jakiś sposób tego klasycznego wzorca. Tymczasem to dobrze, że ten wzorzec się zmienia. Zamiast więc mówić: „kryzys męskości” proponuję zwrócić się ku „zmianie męskości” albo „redefinicji męskości”.
To pokazuje, że mężczyźni rzeczywiście dostrzegają potrzebę zmiany i odejścia od klasycznego, patriarchalnego paradygmatu. Istnieje ryzyko, że jeżeli będziemy utrzymywać, że ten „kryzys” istnieje, to taki przekaz będzie sugerował, że z mężczyznami jest coś nie tak. A to nie jest narracja włączająca
Dla mężczyzn to „dobra zmiana”? Taka, która przychodzi z łatwością?
Musimy podkreślić, że niektórzy mężczyźni nie chcą zmian w obszarze męskości i poszukiwania dla niej nowych definicji czy strategii. I to najprawdopodobniej ci mężczyźni wierzą w „kryzys męskości”, ponieważ dotychczasowa wizja męskości (ta patriarchalna), która była im bliska i do której zostali zsocjalizowani, nagle się rozpada, a poczucie ich męskiej tożsamości zaburza się i destabilizuje. Wtedy rzeczywiście ci mężczyźni mogą być w kryzysie, bo zmiana patriarchalnego wzorca zapewne jest dla nich niewygodna i burzy ich poczucie komfortu. I teraz naszym – osób zajmujących się prawami człowieka i równym traktowaniem – zadaniem jest pokazywanie tym mężczyznom, że nie muszą postrzegać dekonstrukcji patriarchalnego wzorca męskości jako zagrożenia czy kryzysu ich samych, a właśnie jako punkt zwrotny dla ich męskiej tożsamości, która już nie musi być zwarta z hegemonią odartą z czułości i wrażliwości.
Wraz z fundacją Instytut Przeciwdziałania Wykluczeniom prowadzisz telefon zaufania dla mężczyzn, angażujesz się także w działania równościowe. Z czym najczęściej dzwonią chłopcy i mężczyźni?
Owszem, dzwonią do nas mężczyźni w kryzysie, ale to jest kryzys zdrowia psychicznego. Dlatego chcą porozmawiać z psychologiem – by otrzymać pomoc i wsparcie. Mężczyźni są różni, więc i tematy, z którymi dzwonią, są różne. Widać jednak bardzo wyraźnie, że to są rozmowy dotyczące relacji z partnerką, dzieckiem, drugim mężczyzną. Ale są to też rozmowy mężczyzn będących w kryzysie suicydalnym. Najważniejsze dla nas jest to, by mężczyzna, który dzwoni, otrzymał pomoc. My odczuwamy wdzięczność wobec każdego takiego mężczyzny. Wdzięczność za to, że uwierzył, że proszenie o pomoc jest męskie.
Gdybyś miał określić najważniejszą zmianę, którą obserwujesz w różnicach pokoleniowych – weźmy „boomerów”, „millenialsów” i „zetki” – to na czym miałaby ona polegać?
Odpowiadając na to pytanie powinniśmy każde pokolenie rozpatrzeć osobno i wskazać na to, jaką męskość (re)produkują czy performują mężczyźni „boomerzy”, „millenialsi” i ci z „pokolenia Z”. Powiedziałbym jednak, że różnica między „boomerami” a „millenialsami” to przede wszystkim podejście do roli ojca. Faceci z „pokolenia millenium” nierzadko noszą w sobie traumy związane z wychowaniem ich przez ojców i chcą się od tych praktyk, których jako dzieci doświadczyli, odciąć. I inaczej wychowywać swoje dzieci, stawiając na czułość, opiekuńczość i obecność w ich życiu.
A „zetki”?
Myślę, że możemy tutaj mówić o projektowaniu męskości – poszukiwaniu jej nowych form, redefiniowaniu skostniałych i hermetycznych wzorców męskości, funkcjonujących w modelu patriarchalnym
Nie oznacza to jednak, że młodzi mężczyźni z „pokolenia Z” uwolnili się od toksycznego patriarchatu, ponieważ oni również są socjalizowani do męskości najbardziej pożądanej w męskocentrycznym modelu, czyli męskości hegemonicznej. Wydaje się jednak, że „zetki” potrafią się tym krzywdzącym normom postawić i z nich rezygnować dużo łatwiej niż „millenialsi”. Ale to nie znaczy, że faceci z „pokolenia Z” nie są zagrożeni radykalizacją. Skoro są obarczeni patriarchatem, to istnieje ryzyko, że zdecydują się pójść tą „drogą męskości”, a to z kolei może prowadzić do negatywnych konsekwencji.
A „toksyczna męskość”? Co oznacza? Czy wpisują się w nią młodzi mężczyźni określani jako incele?
Mówisz: „określani jako incele”, a to incele sami siebie tak określają. To, że ktoś ich tak określa, nie znaczy, że nimi są. To ważne. A odpowiadając na pytanie: z całą pewnością tak. Manosfera i zachowania mężczyzn należących do społeczności inceli wpisują się w kategorię toksycznej męskości, i to w najgorszym wydaniu – obrzydliwej mizoginii. Powiem jednak, że tu też jest widoczna ogromna krzywda patriarchatu, która inceli dotyka. Bo uwierzyli, że są niewystarczający, nieatrakcyjni, niepotrzebni i cały świat ich nienawidzi dlatego, że przegrali swoje życie. Uważam, że taką skrzywioną wizję siebie mają właśnie za sprawą patriarchatu, który ich skrzywdził, zranił. I teraz oni sami krzywdzą kobiety, nienawidząc ich.
Kadr z serialu. Zdjęcie: Materiały prasowe
Skoro zostali skrzywdzeni, to czy potrzeba w podejściu do tego zjawiska empatii, czułości?
Nie chcę ich usprawiedliwiać, ponieważ mizoginia w żaden sposób nie może być usprawiedliwiana. Natomiast chcę pokazać działanie patriarchalnego mechanizmu. W wyniku jego funkcjonowania obrywają wszyscy, incele też.
A czym jest toksyczna męskość? To wzorzec sprzedawany młodym i dorosłym mężczyznom, zgodnie z którym wmawia im się, że mogą być przemocowi, agresywni, gniewni, hiperseksualni, że mogą traktować kobiety przedmiotowo i że dzięki temu będą prawdziwymi mężczyznami – samcami gotowymi podbijać świat.
Chciałbym podkreślić, że już decydując się na użycie terminu „toksyczna męskość”, powinniśmy wskazywać na toksyczne zachowania, nie zaś dawać do zrozumienia, że wszyscy mężczyźni w patriarchalnym modelu mają ukrytą toksyczną esencję. Bo taka perspektywa jest sama w sobie toksyczna: zachowania toksyczne – tak, męskość sama w sobie – nie.
Wróćmy do „Dojrzewania”. Jakie wrażenie na Tobie, badaczu męskości, zrobił ten serial? Zaskoczył cię?
Nie, ponieważ długo już przyglądam się funkcjonowaniu społeczno-kulturowych norm męskości i wzorców męskości.
Natomiast wiem, że ten serial może zaskakiwać i szokować. I ja się bardzo cieszę, że tak jest. Bo ten serial nie jest o incelach. On jest o chłopcu, który nie został włączony w równościową zmianę i w procesie wychowania jako chłopiec był socjalizowany do tradycyjnej męskości. Efekt znają te osoby, które serial obejrzały.
Jest to więc serial o tym, by chłopców włączać, mówić im o uczuciach, o tym, że nie muszą nigdy udawać „prawdziwych mężczyzn” – że mogą płakać, mogą być wrażliwi, mogą być wolni od etykiet męskości
Ale to też serial o tym, że dziewczyny nie powinny etykietować facetów, że są mało męscy i jako mężczyźni „nie stają na wysokości zadania”. Męskość nie jest jednorodna. Męskość jest różnorodna, czuła i empatyczna. Potraktujmy ten serial jak przestrogę, że musimy poważnie myśleć o chłopcach i uczyć ich feministycznych wartości. By kierowali się wartościami, które na pierwszym miejscu stawiają równość i prawa człowieka, nie zaś mizoginię i przemoc.
Jako kobieta z przerażeniem obserwuję dzisiejsze newsy z Polski i mam wrażenie, że cały kraj zaczyna się odwracać przeciwko kobietom. Wzrost liczby wyznawców Andrew Tate’a [amerykańsko-brytyjski kickbokser, oskarżony m.in. o handel nieletnimi i stosunki seksualne z nimi, czołowy influencer z tzw. manosfery, określany mianem „guru inceli” – red.] i to, jak bardzo jego narracja została znormalizowana, budzi we mnie nie tylko niepokój o własne bezpieczeństwo, ale również o przyszłość tego kraju. Coraz więcej osób, zwłaszcza mężczyzn, głosuje na przedstawicieli prawicy, a wyniki pierwszej tury ostatnich wyborów są więcej niż niepokojące.
Poza oczywistym faktem, że żyjemy w systemie patriarchalnym, który wspiera atakowanie mniejszości, za głównych winowajców uważam brak edukacji oraz media społecznościowe. Stanowisko polskiego rządu, że edukacja seksualna jest w szkołach niepotrzebna, przyczynia się do powszechnego braku wiedzy wśród młodzieży na temat tak istotnych kwestii jak zgoda, antykoncepcja czy zdrowe relacje. Brak tej edukacji nie tylko naraża młodych ludzi na dezinformację i szkodliwe doświadczenia, ale także utrwala patriarchalne normy, według których seksualność i prawa seksualne są określane z anachronicznej, zdominowanej przez mężczyzn perspektywy, bez uwzględnienia punktu widzenia kobiet czy ludzi ze środowisk LGBTQ+.
Pamiętam, że gdy w szkole mówiliśmy o seksie, ograniczało się to do terminów typu „okres” czy „mutacja głosu u chłopców”, a temat kobiecej anatomii wywoływał jedynie chóralny śmiech.
Dziś patrzenie na to, jak skromną wiedzę mają moi polscy męscy rówieśnicy o kobiecym ciele, a nawet o tak podstawowych kwestiach, jak opieka po stosunku (aftercare), bardzo mnie martwi
Jak mamy się czuć bezpieczne i szanowane jako kobiety, skoro nigdy nie dano nam przestrzeni, by otwarcie mówić o zmianach, jakie przechodzi nasze ciało, gdy dorastamy?
Męskie głosy dominowały w mojej klasie tak samo, jak dziś dominują w społeczeństwie. Bo polski system edukacji nie zapewnia dzieciom odpowiednich informacji, a PiS skutecznie ogranicza dostęp do rzetelnych źródeł poprzez zakazywanie edukacji czy książek, w efekcie czego wielu młodych sięga po informacje w mediach społecznościowych. Internet mógłby być pomocnym narzędziem w nauce o seksualności, ale niestety obecne algorytmy czynią go pod tym względem raczej szkodliwym.
Ostatnio słuchałam wypowiedzi Laury Bates [amerykańska pisarka i działaczka feministyczna – red.], która mówiła, że wystarczy około 10 minut od założenia konta na TikToku z męskim imieniem, aby algorytm zaczął podsuwać seksistowskie i toksyczne treści.
To pokazuje, że media społecznościowe niekoniecznie chcą nas edukować. Chcą raczej manipulować, co zresztą idealnie współgra z wartościami właścicieli tych platform
Wiedząc, że osoby takie jak Elon Musk są właścicielami serwisów takich jak Twitter, i znając ich poglądy, powinniśmy podchodzić z krytycyzmem do treści tam zamieszczanych. Tymczasem przeglądając media społecznościowe często zapominamy o konieczności sprawdzania informacji i dajemy się wciągnąć w powierzchowną formę przekazu.
Ogromną rolę powinni w tej kwestii odgrywać rodzice. Ale choć to oni są odpowiedzialni za wychowanie dzieci, to Internet stał się narzędziem wychowawczym, nad którym prawie nie da się zapanować. Jak można oczekiwać od rodziców, że będą kontrolować treści, z którymi stykają się ich dzieci, skoro wielu z nich nie potrafi nawet korzystać z TikToka czy Instagrama? Odpowiedzialność powinna spoczywać na platformach, a ponieważ tak się nie dzieje, musimy nagłośnić ten problem w naszych społecznościach. Gdy systemy zawodzą lub stawiają zysk ponad bezpieczeństwo, musimy działać. Należy zwiększać świadomość, promować edukację cyfrową i tworzyć otwarte przestrzenie do rozmów, by młodzi ludzie mogli funkcjonować w tym świecie bez patriarchalnych filtrów.
To samo dotyczy przemysłu pornograficznego. Jest on patriarchalny, rasistowski i seksistowski, a mimo to każdy w Polsce ma do niego dostęp. Wystarczy kliknąć, że ma się 18 lat, i już można wejść. W dobie powszechnego dostępu do smartfonów to naprawdę łatwe. Tymczasem przemysł ten nie promuje zdrowych przykładów miłości czy seksu, a większość filmów kończy się orgazmem mężczyzny – bez jakichkolwiek oznak zgody kobiety czy troski o nią po stosunku.
Kiedy młodzi nie są edukowani, a porno staje się dla nich głównym źródłem wiedzy o seksie, rodzą się ogromne zagrożenia, szczególnie dla kobiet
Skutki tego zjawiska pokazano w niedawnym serialu „Dojrzewanie”, który ukazuje, jak oglądane przez młodych chłopców treści mogą prowadzić do agresji. Teraz bardziej niż kiedykolwiek musimy priorytetowo traktować edukację młodych ludzi – zwłaszcza w czasie, gdy ideologie skrajnej prawicy zyskują na sile i przekształcają nasze narracje kulturowe.
Zamiast oglądać treści edukacyjne takie jak „Sex Education” czy „Dojrzewanie”, które mają na celu znormalizowanie rozmów o tożsamości, relacjach i zgodzie, wielu młodych chłopców zwraca się ku postaciom takim jak Andrew Tate. Takie treści żerują na wrażliwych osobach i karmią je hipermaskulinistyczną narracją, która gloryfikuje agresję i tłumienie emocji. To nie tylko kwestia złych wzorców. To normalizacja nienawiści. Gdy takie treści stają się dla młodych umysłów normą, kształtują sposób myślenia, który atakuje kobiety, podważa znaczenie zgody i promuje kulturę przemocy oraz nierówności.
*Incele - mężczyźni mimowolnie powstrzymujący się od seksu - to ruch białych heteroseksualnych mężczyzn, którzy uważają, że „seks jest zasobem zmonopolizowanym przez kobiety i służy manipulowaniu mężczyznami”. Winę za swą przymusową abstynencję seksualną mężczyźni ci zrzucają kobiety.
Miasto Sumy położone jest około 30 kilometrów od granicy z Rosją. To bardzo blisko, szczególnie jeśli chodzi o odległość od miejsc, z których wystrzeliwane są w kierunku Ukrainy rakiety.
Dziś wojenny front zaczyna się tuż za rosyjską granicą. To widać w krajobrazie miasta, jak i słychać. Bardzo najpierw słychać wybuch, a dopiero później alarm przeciwlotniczy. Systemy wczesnego ostrzegania nie są w stanie zareagować na czas, a tym samym, w porę ostrzec mieszkańców o nadlatującymi zagrożeniu.
Ludzie żyją w poczuciu nieustannego zagrożenia, przed którym nikt nie może ich uprzedzić.
Kiedy ostrzały bez ostrzeżenia przybrały formę smutnej i przerażającej codzienności, władze miasta podjęły decyzję o zawieszeniu stacjonarnego funkcjonowania szkół i przejścia w pełni na nauczanie zdalne
- W niektórych rodzinach jest dwójka czy trójka dzieci - mówi dyrektor Iryna Szumilo - To nie są bogate rodziny. Jeśli w takiej rodzinie jest tylko jeden komputer to przecież nie mają jak się nim podzielić, bo lekcje trwają cały dzień, w tym samym czasie. Dlatego w większości przypadków dzieci łączą się z telefonów mamy czy taty. Ale to bardzo utrudnia naukę.
Pusto i głucho
Na ścianie, przy schodach prowadzących do klas, przygotowano grafikę z ważnymi dla rozwoju dzieci słowami: rodzina, motywacja, sztuka, przyszłość, cel, kreatywność.
Tuż obok przyklejono kartkę z napisem “do schronu” i strzałką wskazującą drogę do piwnicy. Już w czasie pełnoskalowej inwazji zaczęto szkołę remontować i dostosowywać pod wojenne realia. Ze smutnej i szarej piwnicy, służącej za schron przeciwlotniczy, postarano się stworzyć przyjemną przestrzeń.
- Organizowaliśmy konkursy sztuki. Dzieci przyniosły swoje prace, które teraz ozdabiają schron - opowiada Tetiana Podoliako, nauczycielka języka ukraińskiego - Od razu jest przyjemniej. A bywało tak, że schodziliśmy do piwnicy razem z dziećmi i siedzieliśmy tu po sześć czy osiem godzin, dopóki zagrożenie nie minęło. To miejsce jest też przygotowane na prowadzenie zajęć podczas alarmów. Ale decyzją władz, nawet tutaj dzieci nie mogą się spotykać i uczyć.
Zaglądamy do podziemnej klasy w schronie. Przy jednej z ławek, przed otwartym komputerem, siedzi mały chłopiec, obok niego nauczycielka. Trwa lekcja angielskiego. Tetiana tłumaczy mi szeptem, że to uczeń ze specjalnymi potrzebami, który nie był w stanie przywyknąć do nauki w domu, dlatego, w drodze wyjątku, pozwolono mu przebywać na terenie szkoły podczas zajęć. Ale tylko w piwnicy.
Zdjęcie: Aldona Hartwińska
Ale bywają takie przypadki, że dzieci potrzebują porozmawiać osobiście - czy to ze szkolnym psychologiem, czy nauczycielką, której ufają. Bardzo często o swoich problemach chętniej opowiedzą pracownikom szkoły, niż rodzicom. A dzieciom jest w tej chwili bardzo ciężko i po pomoc sięgają coraz częściej. Zamknięcie w domu, nieustanne zagrożenie spadającymi rakietami, wszechobecny strach z powodu trwającej wojny czy w końcu bliscy, którzy zginęli na wojnie, a ich śmierć bardzo ciężko jest im zrozumieć czy przeżyć… A nauczycielki w szkole są zawsze gotowe i czekają na swoich podopiecznych. Nie tylko organizują zajęcia wyrównawcze czy objaśniają to, czego nie zrozumieli na lekcjach, ale też oferują im wsparcie zwyczajną rozmową o ich problemach. Rozmawiają telefonicznie, czy przez wideopołączenia. Jeśli sytuacja tego wymaga, spotykają się osobiście w schronie.
- Pracuję w szkolnictwie już wiele lat - mówi Tetiana Podoliako - Ale takie nastały czasy, że nasza wypłata jest po prostu śmieszna. Więc dziś w szkołach pracują prawdziwi nauczyciele, a nie ci, którzy przyszli zarobić pieniądze.
Tu przyszli ludzie za głosem swojego serca. Bo rolą nauczyciela jest nie jedynie nauczyć czytać czy pisać, a najważniejszą jego misją jest nauczyć dziecko, by w przyszłości, w jakiejkolwiek sytuacji próby, pozostało dobrym człowiekiem
Wielka, szkolna rodzina
Puste, szkolne korytarze mają w sobie coś przerażającego i smutnego. Podłoga skrzypi, a nasze głosy niosą się echem. A przecież od kolorowych ścian powinien odbijać się śmiech dzieci.
Dzisiejszy alarm przeciwlotniczy przerwał, między innymi, lekcję informatyki. Nauczycielka tego przedmiotu, Wiktora Awramenko, była tu kiedyś uczennicą, ale po latach wróciła już w innej roli. Takich przypadków jest więcej, a uczniowie i nauczyciele tworzą całe szkolne pokolenia. Atmosfera szkoły przypomina bardziej wielką rodzinę, niż placówkę edukacyjną. Dziś wykładanie informatyki to prawdziwe wyzwanie w tych trudnych czasach, bo jak uczyć dzieci tego przedmiotu zdalnie, bez możliwości pokazania czegoś, wsparcia technicznego?
- Mamy tutaj taki elektroniczny dziennik, cały system, gdzie możemy zadawać prace domowe, pisać uwagi, wystawiać oceny, do tego mają dostęp zarówno uczniowie i rodzice - Wiktoria Awramenko pokazuje długą listę prezentacji i prac domowych, które zostały zadane uczniom - A jeśli dziecko nie jest w stanie się podłączyć do zajęć online to staramy się przekazać jak najwięcej materiałów, ćwiczeń tak, żeby samodzielnie mogło nadrobić zaległości.
Na pytanie kiedy ostatni raz widziała uczniów w swojej sali Wiktoria odpowiada, że w maju tego roku, kiedy jeszcze było nauczanie hybrydowe - część zajęć odbywała się w szkole, a część online. Jednak łzy same pojawiają się w oczach, kiedy spoglądamy na pusty korytarz.
- Dzieci są teraz ograniczane w każdej sferze ich życia. Nie tylko zabiera im się edukację, ale odbiera im się dzieciństwo. Przed szkołą jest plac zabaw, tam dawno nikogo nie było. To bardzo przykre.
Zdjęcie: Aldona Hartwińska
Wierzymy, że to się niedługo skończy
Nauczyciele wierzą, że już niedługo szkolne korytarze znów zapełnią się dziećmi, więc przygotowują się pod ich nieobecność. Samodzielnie odnawiają salę, w której, w niewiadomej jeszcze przyszłości, ma powstać nowa pracownia komputerowa. Remontują salę, nie martwią się na zapas, że przecież nie mają jeszcze komputerów.
- Pracownicy szkoły remontują wszystko swoimi własnymi siłami, bo nie mamy takich środków z ministerstwa - mówi dyrektorka szkoły - Od kogoś wzięliśmy farbę, od kogoś innego cement. Nawet wysyłaliśmy pytania do różnych sklepów, czy nie mają czegoś uszkodzonego, może porwał się worek i taki produkt nie nadaje się do sprzedaży, a my go chętnie weźmiemy. I tak po troszeczku działamy, już od września.
Własnymi siłami wyremontowali również sala do nauki chemii. Na ścianach wiszą tablice, kolorowe równania reakcji chemicznych, a na podłodze stoją donice z pięknymi kwiatami. Miejsce przypomina salę z amerykańskich kampusów, dopracowaną w każdym detalu. Odnawiane są też korytarze i łazienki. Ale największe wrażenie robi na mnie jadalnia. Wielkie i czyste pomieszczenie, z kilkoma rzędami ław i krzeseł, z malunkami potraw, owoców i warzyw.
- Zaczęliśmy gotować według jadłospisu, stworzonego przez samego Jewhena Kłopotenko - mówi szkolna kucharka - Tylko gotować nie mamy dla kogo.
Od stycznia 2022 roku w całej Ukrainie rozpoczęto wprowadzanie zmian w systemie odżywiania dzieci w placówkach edukacyjnych. Podstawowym udoskonaleniem miało być to, że dzieci będą jeść mniej pieczywa, cukru i soli, podczas gdy na talerzach ma wzrosnąć ma ilość warzyw, mięsa i nabiału. Za zmiany odpowiadał legendarny kucharz, Kłopotenko, który przygotował 160 wzorcowych dań. Na liście można było znaleźć, między innymi, pieczoną rybę, chersońską zupę rybną, sałatkę z buraków i krakersów, sznycel z kurczaka, banosz czy barszcz połtawski. Jednak ze szkolnej kuchni bije chłód z pustych kotłów i patelni. Nikt nie wie, kiedy w końcu będzie można odpalić palniki. Kucharka, trochę jakby ze wstydem w oczach, mówi niemal szeptem, że wie, że niektóre z dzieci tylko w szkole mogły liczyć na ciepły i porządny posiłek w ciągu dnia.
Zdjęcie: Aldona Hartwińska
Tuż obok wejścia głównego do szkoły znajduje się Ściana Pamięci. Mały i skromny ołtarzyk w niebiesko-żółtych barwach upamiętnia poległych bohaterów, którzy byli absolwentami szkoły nr 20. w Sumach. Ośmiu żołnierzy, którzy zginęli podczas pełnoskalowej inwazji, spogląda na mnie z małych fotografii. Obok stoi mały kartonik, gdzie dzieci i rodzice mogą przynosić podarunki dla wojowników. Często są to malunki, czekoladki czy własnoręcznie wykonane motanki, które działają jak talizman i przynoszą szczęście.
- Bardzo nie chciałabym przyczepiać tu kolejnych zdjęć - mówi Tetiana, a jej oczy szklą się od wzruszenia - Ale wiemy, że wielu naszych absolwentów, wielu naszych chłopców, walczy w tej chwili na froncie.
10 restauracji w Warszawie, gdzie można przywitac Nowy Rok 2025:
1. Impreza dla singli z hitami lat 80. i 90. w klubie Jednorożec
Adres: Czackiego 3/5 Telefon: 533 354 970
Będzie to impreza, która pozwoli nie tylko tańczyć, ale także flirtować, nawiązywać nowe znajomości i mieć niezapomnianą zabawę. Przed uroczystością goście powinni wybrać bransoletkę — czerwoną, zieloną lub niebieską. Czerwony to kolor miłości, jest dla tych, którzy szukają miłości i związków. Zielony dla tych, którzy szukają przygody, a niekoniecznie miłości (kolor zabawy i rozrywki). I niebieski dla tych, którzy w ogóle nie szukają randek. W programie jest dyskoteka, muzyka DJ-ów, wiele niespodzianek i konkursów. Dwa sale muzyczne z odmienną muzyką: na pierwszym — sylwestrowa mieszanka przebojów przeważnie lat 80., 90. i 2000, na drugim mieszanka polskich przebojów.
Cena wstępu — 50 zł
2. Gruzińskie tradycje i muzyka na żywo w restauracji GAGA
31 grudnia od 22:00 do 5 rano następnego dnia spodziewana jest tu zapalająca uroczystość z tańcami gruzińskimi i europejskimi, pysznym jedzeniem, konkursami i prezentami z restauracji. Święty Mikołaj jest obecny w programie świątecznym. Wybierz spośród 2 menu z przekąskami, chaczapuri, kebabami, gorącymi daniami. Świąteczne menu obejmuje sałatkę z języka, phali, różne rodzaje bakłażanów, różne rodzaje kubdari, ziemniaki z boczkiem i domowe, chkmeruli, chahobili, lula z indyka, dolma itp. Każde menu zawiera butelkę szampana, a także butelkę wódki lub wina do wyboru.
Koszt uroczystości wynosi 800 zł od osoby, alkohol jest wliczony w cenę.
3.Inspector Lounge: Nowy Rok w jednej z najbardziej stylowych instytucji w Polsce
Adres: Zielna 37 Telefon: +48793977777
Ta słynna ukraińska restauracja lounge w centrum Warszawy jest najlepszą restauracją w Polsce według VOGUE. A w sylwestra przygotowali tu coś specjalnego dla swoich gości. Obchody Nowego Roku rozpoczną się o 22:30 i zakończy 1 stycznia o godzinie 5 rano. Goście mogą cieszyć się specjalnym programem pokazowym, jasną scenerią, muzyką i wieloma pysznymi daniami. Mianowicie: różnorodne tartaletki, szczególnie z kawiorem z łososia i serem Philadelphia, z czerwoną rybą i guacamole, z pieczoną wołowiną cielęcą i sosem BBQ. Płaskowyż serów, bułek, Olivier z fileta z kaczki, tiramisu itp. Ta restauracja słynie z niesamowitej atmosfery, nienagannej obsługi i pysznej kuchni, dzięki czemu zapewnione są przyjemne wakacje.
Tutaj obiecują CASINO NIGHT pośród blasku i luksusu. Uroczystość odbędzie się w stylu filmów o Jamesie Bondzie. Przygotowywane są występy, które zabiorą Cię do świata tajnych agentów. A restauracja zamieni się w eleganckie kasyno z błyszczącymi żetonami i kartami do gry. Cena zaproszenia obejmuje nieograniczony bar na świeżym powietrzu, bufet, designerskie koktajle i pokazy. Rozrywka: Noworoczne gry i atrakcje, program muzyczny.
Cena wstępu wynosi od 399 do 799 zł od osoby (cena zależy od lokalizacji stołu).
5. Poczęstunek i kręgielnia we włoskiej restauracji Nawona/Arco Club
Adres: Bitwy Warszawskiej 1920, 19 Telefon: 602 414 045
Świąteczna impreza wieczorna LA DOLCE VITA NIGHTz DJ-em, włoskimi hitami, napojami, nieograniczonym jedzeniem i kręgielnią. Zaproszenie obejmuje nieograniczony bufet, stację Live Cooking z daniami włoskimi, strefę fotograficzną, 16 kręgielni i dostęp do wszystkich atrakcji ARCO, bar otwarty. Menu obejmuje bułki z pstrąga, wędzony dziki łosoś w soli morskiej z kaparami, szalotką i ogórkiem, trufle z koziego sera, mini hamburgery, tiramisu, canoli, włoskie mięso i krojenie. Gotowanie na żywo przygotuje małże w sosie szampańskim z chili i imbirem, focaccia na ziołach i ravioli z tradycyjnymi sosami i parmezanem.
Kolejna wspaniała gruzińska restauracja, w której w sylwestra do 6.00 rano będą gruzińskie tradycyjne tańce, muzyka na żywo i jedna z najsmaczniejszych kuchni na świecie.
Kolejna instytucja Ukraińców, w której będą obchodzić Nowy Rok do 6 rano 1 stycznia. Canoe Lounge jest znany wśród młodzieży warszawskiej z jasnego pokazu kabaretowego i jest uważany za jeden z najmodniejszych lokali w stolicy. Jest przestronny, jest kilka sal. Organizatorzy nie ujawnili jeszcze wszystkich tajemnic świątecznego programu. Z jedzenia oferują bułki i sushi, różne bruschetki, futro z łososia, język cielęcy Olivier, tartaletki jamon i persimmon, a także tartaletki z pasztetem z wątróbki drobiowej i dżemem malinowym.
Koszt uroczystości to 799 zł od osoby.
8. Piętro nr 2: noc Bollywood i widok na centrum Warszawy
Prezydencki hotel obiecuje atmosferę Bollywood i sylwestra w rytmach muzyki orientalnej. To egzotyczne wakacje nie potrwają długo - od 20.00 wieczorem do 2 rano. Cena biletu obejmuje kolację w formie bufetu, paczkę napojów alkoholowych i bezalkoholowych, w tym kieliszek szampana o północy. Jest to wykwintna restauracja z widokiem na centrum miasta i Pałac Kultury (a zatem widoczne będą fajerwerki), stoły znajdują się w niewielkiej odległości od siebie - idealnie nadaje się więc na romantyczną kolację noworoczną. Za opłatą można zarezerwować pokój w hotelu po uroczystości.
W tej instytucji obiecują Nowy Rok pełen fontann energii i nowoczesnej muzyki.
DJ Matush i wokalista Jacob A. zadbają o dobry nastrój i atmosferę na parkiecie tanecznym. O północy oferowany jest również bufet, pakiet alkoholi premium, napoje bezalkoholowe i kieliszek szampana.
Koszt: 1490 zł od osoby przy dowolnym stole, 1650 zł za osobę za stół z widokiem i 1790 zł za osobę za stół przy oknie.
10. Świętowanie w stylu ukraińskim
Jeśli chcesz świętować Nowy Rok w ukraińskich tradycjach, z rodzimymi potrawami na stole, narodowym wnętrzem i zapalającą muzyką, zalecamy zwrócenie uwagi na restauracje Blisko miasta Siostrna ul. Złota, 63, oraz Dom w pobliżu Siostrna ul. Grójecka, 186.
Te restauracje nie działają w sylwestra, ale przyjmują zamówienia na organizowanie świątecznych imprez firmowych i bankietów. Istnieje specjalne menu bankietowe z daniami kuchni ukraińskiej, a wnętrze i atmosfera są tutaj w stylu ukraińskiego domu: z ręcznikami, haftowanymi obrazami i kelnerami chodzą w stroju narodowym. To świetne miejsca na spotkanie z kolegami i przyjaciółmi, śpiewanie naszych piosenek i delektowanie się prawdziwym kotletem kijowskim, pysznym barszczem ze smalcem i pączkami, tradycyjną rzepką mięsną, pierogami z wiśniami itp.
Tradycyjnie co roku na początku stycznia organizowane jest również święto dla Ukraińców Dom Ukraińskiw Warszawie. Zwykle jest to wspólna kolacja poświęcona zakończeniu świąt Bożego Narodzenia. Na uczestników czeka świąteczny stół, kolędy i występy ukraińskich grup muzycznych. W ubiegłym roku uroczystość odbyła się w siedzibie Teatru Nowego w Warszawie. Aby dowiedzieć się, co wydarzy się w tym roku, śledź sieci społecznościowe Ukraińskiego Domu.