Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
"Wojna nie tylko pozbawiła mnie domu, ale też otworzyła mi oczy. Zobaczyłam, że rodzina może żyć bez przemocy i krzyków, a żona nie jest służącą swojego męża".
Straciłaś najbliższe osoby? Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko? Zacząć żyć w obcym kraju? Nie masz przy sobie bliskich, którym mogłabyś się zwierzyć, prosić o wsparcie? Twoja mama, siostry, przyjaciółki odeszły - może na zawsze? Potrzebujesz rady, wsparcia?
Daj sobie pomóc. Napisz od nas: [email protected], a my zadbamy, aby psycholożka lub terapeutka służyły dobrą radą. To może być pierwszy krok, aby skorzystać z pomocy, która ulży w życiu na obczyźnie i pomoże zacząć rozwiązywać problemy.
"Zdałam sobie sprawę, że można żyć bez przemocy".
Moja historia jest jak setek tysięcy Ukrainek, które ratując życie dzieci i swoje uciekły przed wojną. Ale w moim przypadku wojna nie tylko pozbawiła mnie domu, zmusiła do emigracji, ale także otworzyła mioczy. Pokazała, że przemoc i złe życie to miałam już przed jej wybuchem.
Po wybuchu wojny mąż od razu poszedł walczyć, a ja z trójką dzieci zdecydowałam się wyjechać. Bałam się przede wszystkim o życiedzieci.Polscy gospodarze potraktowali nas jak rodzinę, w której był spokój i ciepło Po przyjeździe do Polski trafiliśmy do rodziny z trójką nastoletnich dzieci. Pani domu dyrektorka w dużej firmie, mąż lekarza. Cudowne było to, jak nas przyjęli. Wydawało mi się, że znamy się od zawsze, ale nie widzieliśmy się kilka lat. Od razu powiedzieli, żebyśmy sobie mówili na ty. W ich wygodnym domu dostaliśmy swoje pokoje, mieliśmy swoją łazienkę, zawsze pełną lodówkę. W miarę możliwości jedliśmy wspólnie posiłki, gospodarze interesowali się naszym życiem, zabierali na zakupy, organizowali czas dla moich dzieci. Traktowali nas, jak członków swojej rodziny.
Kiedy dzieci zajmowały się swoimi sprawami zdarzało nam się z moją nową polską przyjaciółką siedzieć przy stole, pić kawę rozmawiać o życiu. Ona była ciekawa mojego i chętnie opowiadała o swoim. Któregoś wieczoru, gdy tak siedziałyśmy po ogarnięciu domu i dzieci do domu wrócił jej mąż. Był pokilkunastu godzinach dyżuru. Widać było, że jest zmęczony. Wszedł, przywitał się i mówi: O widzę, że kawkę pijecie. Też bym się napił, zrobisz mi. Na co żona do niego: A co Bozia rączek nie dała? Zrób sobie i dla nas jeszcze po jednej. Zamurowało mnie. Przed oczami przeleciało moje życie z mężem.Wtedy pojęłam, że można żyć bez przemocy i krzyków
Przypomniałam sobie, kiedy raz powiedziałam mu po jego powrocie z pracy, że ma sobie przygotować obiad, bo kończę odrabiać lekcje z dziećmi. Przed trzy dni nie wychodziłam, żeby nikt nie widział sińcana twarzy. A co powiedział gospodarz: Jasne, siedzicie już robię kawę i chętnie z wami pogadam.
Wtedy pomyślałem, że może ta wojna pojawiła się w moim życiu nie bez powodu. Po to, bym zrozumiała, że rodzina może żyć bez przemocy i krzyków. Że żona nie jest własnością męża, jego służącą i kochanką na żądanie.
Choć mieszkamy już w swoim mieszkaniu, mam pracę, dzieci dobrze czują się w polskich szkołach, nasi pierwsi gospodarze nie zapominają o nas. Nadal zadarzają się wspólne weekendy, torby z zakupami,prezenty dla dzieci. A ja jestem im wdzięczna za wszystko, a zawłaszcza za to jedno zdanie: A Bozia rączek nie dała. Już wiem, że nie chcę wracać do swojego poprzedniego życia. Nie chcę wracać do męża ani, żeby przyjechał do nas. Najbardziej boję się, kiedy będę musiała mu to powiedzieć. Na samą myśl wszystko mnie boli ze strachu. Nie wiem, jak to przeżyję
Justyna Majchrowska, psycholożka w Avigon.pl:
Szanowna Pani, przede wszystkim, proszę przyjąć ode mnie wyrazy uznania i szacunku, że stawiła Pani czoła, tak trudnej sytuacji. Tak jak Pani pisze, nie jest Pani jedyną kobietą w takiej sytuacji, co nie zmienia faktu, żeprzemoc w rodzinie nigdy nie powinna się zdarzyć. Gratuluję, że wykazała się Pani odwagą, siłą i nie poddała się. Bardzo się cieszę, że trafiła Pani na tak dobrą i sympatyczną rodzinę, która zapewniła Pani i Pani dzieciom, godne warunki do życia, jak również otoczyła mnóstwem opieki i serdeczności. Odnośnie polskiego małżeństwa, wdzięczność, jest tu uczuciem, które, jak mogę się domyślić, przepełnia Pani serce.
Osoby, które spotykamy w życiu są dla nas lustrem, w którym możemy się przejrzeć
Sytuacja, o której Pani napisała - pozwolę sobie przytoczyć - "A Bozia rączek nie dała?", okazała się swoistym odzwierciedleniem. Zobaczyła Pani w niej siebie. Gratuluję Pani świadomości tej sytuacji - jak to Pani nazwała "otworzyło to moje oczy".Osoby, które spotykamy, są dla nas lustrem, możemy się w nich przejrzeć, uwzględniając w tym pozytywne, chciane przez nas cechy charakteru, jak również te, których raczej chcemy się pozbyć. Ta sytuacja pozwoliła Pani też zobaczyć, że można inaczej, że Mąż Pani nowej, polskiej przyjaciółki,najprawdopodobniej uznał to jako żart lub coś w tym stylu, i po prostu przygotował dla Waszej trójki kawę.
Każdy ma prawo do życia bez strachu i przemocy
Ma Pani prawo do szczęścia, radości i spokoju. Prawo do życia bez strachu i bez przemocy. Moment rozmowy z Pani mężem, prawdopodobnie nie będzie łatwy, ale zapewne trudniejsze będzie tkwienie w sytuacji, gdzie nie czuje się Pani komfortowo i bezpiecznie.
Kiedy już będzie Pani gotowa, warto, by zadbała Pani o warunki, w jakich przekaże Pani wiadomość swojemu mężowi. Może Pani rozważyć spotkanie w miejscu publicznym, lub w towarzystwie osoby trzeciej, tak, by czuć się spokojną i bezpieczną. Rozmowa telefoniczna, również jest motywem, nad którym może się Pani zastanowić. Istnieją organizacje i instytucje, które oferują pomoc osobom, które doświadczyły przemocy domowej. Jeśli wyraża Pani taką wolę, zapewne warto. Dodatkowo, chcę się odnieść, do pomocy i wsparcia jaką Pani i Pani dzieci otrzymały od polskiej Rodziny, gdzie się Pani zatrzymała. Jest ona nieoceniona. Gratuluję także, że macie Państwo wspólny kontakt.
Niech przeszłość będzie lekcją, by wzrastać
Dodam, że cudownym jest fakt, że ma Pani pracę, mieszkanie, a Pani dzieci bardzo dobrze czują się w nowej, polskiej szkole. Życzę Pani wszystkiego najlepszego. By płomień wiary, działania i nadziei, nalepsze jutro, tlił się w Pani sercu, niczym ogień w kominku, i by to ciepło, przekazywała Pani swoim dzieciom, oraz wszystkim innym osobom, które tego ciepła potrzebują. Niech przeszłość Panią umocni, niech będzie lekcją, by wzrastać i by Pani przyszłe życie, było pełne miłości, szczęścia i świadomych czynów, które zaowocują wspaniałym życiem.
W Warszawie powstaje opieka psychologiczna i psychiatryczna przeznaczona specjalnie dla Ukraińców. Z ukraińskimi migrantami będą pracować wysoko wykwalifikowani ukraińscy, a nie polscy specjaliści. O specyfice pracy z obcokrajowcami, nieufności Ukraińców wobec miejscowych specjalistów i traumie psychologicznej migrantów, w tym dzieci, rozmawiamy z dr. Krzysztofem Staniszewskim, psychiatrą i psychoterapeutą z warszawskiego Centrum „Psychokrates”.
Krzysztof Staniszewski
Traumy, nieufność, zagubienie
Oksana Szczyrba: Skąd wziął się pomysł uruchomienia ukraińskiej pomocy psychologicznej dla Ukraińców w Polsce?
Krzysztof Staniszewski: W ramach mojej codziennej praktyki klinicznej od kilku lat zajmuję się poradnictwem dla osób z Ukrainy – zarówno tych, które czasowo przebywają w Polsce, jak tych, które przeprowadziły się tutaj na stałe. To właśnie uchodźcy najczęściej wymagają specjalistycznego podejścia. Wynika to zarówno z ich reakcji na bezpośrednie skutki wojny w Ukrainie, jak z trudności z przystosowaniem się do nowego życia w Polsce. Dodatkowym wyzwaniem są problemy Ukraińców w biegłym opanowaniu języka polskiego.
Jedną z różnic między naszym a innymi tego typu ośrodkami jest nasza gotowość do reagowania na potrzeby w zakresie diagnozy, wsparcia psychologicznego i terapii w języku ukraińskim.
Poza tym wielokrotnie słyszałem skargi Ukraińców na niską jakość pomocy psychologicznej w Polsce, w szczególności tej świadczonej nieodpłatnie. Często zajmują się tym osoby bez odpowiedniego wykształcenia, doświadczenia czy nadzoru. Według nas takie usługi mogą nie tylko nie pomóc wrażliwej osobie, ale wręcz jej zaszkodzić. Dlatego bardzo ważne są dla nas kwalifikacje ukraińskich specjalistów, ich doświadczenie kliniczne i zdolność do zapewnienia profesjonalnego, bezpiecznego i komfortowego wsparcia w języku ukraińskim.
Jakie są główne wyzwania psychoemocjonalne, przed którymi stają Ukraińcy po emigracji do Polski? Czym różni się trauma związana z przymusową emigracją od traumy, której doświadczają emigranci dobrowolni?
Z moich obserwacji wynika, że istnieje kilka najczęściej pojawiających się wyzwań. Jest grupa emigrantów, którzy doświadczyli wojny bezpośrednio – bombardowań czy ataków rakietowych. Dotyczy to zwłaszcza mieszkańcy regionów przygranicznych. U takich osób zaobserwowałem typowe objawy PTSD.
Najczęściej mamy do czynienia z dwiema głównymi grupami stresorów. Po pierwsze – trauma związana z przeprowadzką. Ludzie zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów, pracy i krewnych z powodu wojny i przenieśli się do bezpieczniejszego kraju, takiego jak Polska. Po drugie – chodzi o wyzwania i trudności związane z szybką organizacją życia na emigracji. Oba te zewnętrzne konteksty przyczyniają się do pojawienia się reakcji depresyjnych, lęku, zaburzeń adaptacyjnych i nerwic.
Wielu Ukraińców za granicą, w szczególności w Polsce, nie ufa miejscowym psychologom, psychiatrom i pracownikom socjalnym w instytucjach publicznych. Dowodzą tego nie oficjalne badania, ale prywatne rozmowy. Ta nieufność wynika z przypadków naruszania etyki zawodowej, ujawniania tajemnicy lekarskiej i przekazywania danych osobowych służbom socjalnym lub policji. Istnieje też bariera doświadczenia. Osoba, która nie doświadczyła wojny i straty, nie zawsze jest w stanie zrozumieć kogoś, kto coś takiego przeżył. Jak polscy psychologowie mogą dotrzeć do Ukraińców w tego typu sytuacjach?
Nieufność jest naturalną reakcją wrażliwej osoby, która doświadczyła straty, traumy i jest zmuszona do adaptacji do nowych warunków
Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, dlatego mamy ukraińskich specjalistów pracujących z Ukraińcami – psychoterapeutów, psychiatrów, psychologów, którzy nie tylko znają język ukraiński, ale także dobrze rozumieją kulturowy i emocjonalny kontekst wojny, emigracji i straty.
Do rekrutacji pracowników podchodzimy bardzo odpowiedzialnie. Zatrudniamy tylko profesjonalistów z odpowiednim wykształceniem, praktyką, uczciwością etyczną i wysokim poziomem empatii. To pozwala nam zapewnić bezpieczeństwo, na którym buduje się zaufanie.
Jeśli jakakolwiek instytucja świadcząca opiekę psychologiczną lub psychiatryczną narusza zasady etyki zawodowej lub tajemnicę lekarską, to jest to odrębny problem, patologia, która wymaga zdecydowanej reakcji.
Jednocześnie specyfika opieki w ramach publicznego systemu ochrony zdrowia (np. na oddziałach ratunkowych, izbach przyjęć, szpitalach psychiatrycznych) sprawia, że częściej trafiają tam pacjenci z poważniejszymi zaburzeniami psychicznymi, takimi jak stany psychotyczne, utrata przytomności, ciężka depresja, zachowania autoagresywne czy samobójcze.
Przyczyny takich stanów niekoniecznie są bezpośrednio związane z wojną czy emigracją – one dotyczą wszystkich osób mieszkających w Polsce.
Jeśli Ukrainiec cierpi na psychozę i musi być hospitalizowany, bariera językowa jest poważną przeszkodą
Bo do trudności w komunikacji dochodzą objawy psychotyczne, takie jak halucynacje i utrata kontaktu z rzeczywistością.
W naszej praktyce ambulatoryjnej w centrum psychiatrycznym i psychoterapeutycznym zazwyczaj nie leczymy pacjentów wymagających natychmiastowej hospitalizacji. Jesteśmy placówką komercyjną, a nie fundacją, choć współpracujemy z fundacjami. Nie jesteśmy też związani z Narodowym Funduszem Zdrowia. Nasze drzwi są otwarte dla każdego, kto doświadczył silnego lęku, zagubienia, wypalenia, ataków paniki, PTSD czy po prostu potrzebuje zrozumienia.
Pomoc psychologiczna jest potrzebna tym, którzy wiedzą, czym jest strata. Zdjęcie: STRINGER/AFP/East News
Pomoc psychologiczna: otwartość zamiast wstydu
Jak rozpoznaje się to, że dana osoba powinna udać się do psychoterapeuty lub psychiatry? Jakie są znaki ostrzegawcze inne niż myśli samobójcze?
Myśli samobójcze są już bardzo poważnym sygnałem ostrzegawczym.
Główne objawy, które powinny skłonić Cię do szukania pomocy, to::
utrata zdolności do cieszenia się z małych rzeczy,
utrata energii do wykonywania codziennych zadań,
niepokój,
symptomy bezsenności,
trudności z koncentracją,
zmiana apetytu,
obniżona ogólna efektywność życiowa.
Te objawy często wskazują na rozwój zaburzeń psychicznych, choć nie są tak oczywiste, jak wspomniane myśli samobójcze.
W Polsce kultura szukania pomocy psychologicznej jest bardziej rozwinięta niż w Ukrainie. Wielu Ukraińców uważa, że to jak podpisanie oświadczenia, że jesteś chory psychicznie. Nie obawia się Pan, że Ukraińcy rzadko będą szukać pomocy?
Od wielu lat obserwuję zmiany w podejściu do zdrowia psychicznego, szczególnie w polskim społeczeństwie. To proces o charakterze ewolucyjnym – wyraźna zmiana nastąpiła w czasie pandemii COVID-19.
Oprócz relacji lekarz – pacjent, zmiany dostrzegam również w kontekstach społecznie przyjaznych. Jeszcze 15 lat temu, gdy podczas wypadów sportowych czy w nieformalnych rozmowach opowiadałem o swoim zawodzie, często zauważałem nieufność lub ostrożność pomieszaną z zaciekawieniem.
W ostatnich latach coraz częściej widzę otwartość, a nawet coś w rodzaju dumy u ludzi, którzy wprost mówią o korzystaniu z pomocy psychiatrycznej lub psychoterapeutycznej. To się staje powszechnym tematem rozmów, oznaką świadomego dbania o siebie w czasach stresu, a nie powodem do wstydu czy zażenowania. Wśród Ukraińców też wielokrotnie spotykałem się ze zrozumieniem wagi takiej pomocy, chociaż dostęp do terapii stacjonarnej w języku ukraińskim jest w Polsce ograniczony.
Jednym z problemów psychologicznych dotykających wielu uchodźców – zwłaszcza tych, którzy nie planowali wyjazdu z kraju – jest poczucie bycia uwięzionym między dwoma światami, trudności z budowaniem przyszłości w nowym kraju. Rządy wielu krajów tylko potęgują ten niepokój, przy każdej okazji podkreślając, że uchodźcy muszą wrócić, a tymczasowa ochrona i świadczenia zostaną anulowane.
Bycie zawieszonym między dwiema przestrzeniami, ograniczony i nieregularny kontakt z bliskimi, którzy pozostali w Ukrainie, i trudności w organizacji życia na przymusowej emigracji to jedne z głównych czynników stresu psychicznego, a zarazem pole do wyzwań
Niestabilne warunki pomocy ze strony państwa, a także narracje krążące w społecznościach i mediach społecznościowych w oczywisty sposób utrudniają osiągnięcie poczucia bezpieczeństwa, a tym samym podstawowej równowagi psychicznej i wewnętrznego spokoju.
Jednak wsparcie w postaci farmakoterapii, pomocy psychologicznej, poradnictwa i interwencji kryzysowych stwarza możliwości złagodzenia wewnętrznych psychologicznych konsekwencji tego, co dzieje się wokół.
Ból, który nie zawsze krzyczy
Wiele dzieci uchodźców dorasta w lęku i strachu. Czy psychologicznie różnią się od swoich polskich rówieśników? Jeśli tak, to na czym te różnice polegają? Jak to może wpłynąć na ich przyszłość?
Oczywiście, dzieci uchodźców różnią się od swoich polskich rówieśników – przede wszystkim doświadczeniem. Dorastanie w cieniu wojny oznacza dorastanie w świecie, w którym poczucie bezpieczeństwa, przewidywalności i stabilności nagle zniknęło. Nawet jeśli dziecko fizycznie znajduje się w bezpiecznym miejscu, w Polsce, jego psychika często nadal żyje w tym strachu, w tej stracie.
Dziewczynka opiekuje się swoją młodszą siostrą w pobliżu kijowskiego szpitala dziecięcego Ochmatdyt, który 8 lipca 2024 r. został trafiony rosyjskimi pociskami. Zdjęcie:: Evgeniy Maloletka/Associated Press/East News
Wiele ukraińskich dzieci doświadczyło traumy: utraty bliskich, domu, oddzielenia od rodziców lub rodzeństwa, życia w piwnicy lub ucieczki pod ostrzałem. Często są bardziej dojrzałe emocjonalnie niż ich rówieśnicy, ale jednocześnie bardziej spięte, czujne, wycofane – lub przeciwnie: nadmiernie podekscytowane. Nie oznacza to, że te dzieci są „gorsze”. One po prostu niosą ze sobą spory bagaż, który czasem utrudnia im bycie po prostu dziećmi. Jeśli nie otrzymają odpowiedniego wsparcia psychologicznego, może to wpłynąć na ich dorosłe życie: mogą mieć problemy z nawiązywaniem relacji, zaufaniem, poczuciem własnej wartości.
Dlatego w naszym ośrodku uruchomiliśmy specjalną pomoc psychologiczną dla ukraińskich rodzin. Pracujemy nad tym, by trauma nie była przeszkodą, ale punktem, na którym można budować nową siłę.
Jakie metody lub podejścia w pracy psychologicznej są najskuteczniejsze w przypadku dzieci uchodźców, które przeszły przez traumatyczne doświadczenia? Czy w Polsce istnieją jakieś różnice w terapii z dziećmi z Ukrainy w porównaniu z innymi krajami?
W pracy z dziećmi uchodźców, które doświadczyły traumy, najskuteczniejsze są te podejścia, które uwzględniają nie tylko psychikę, ale także ciało, relacje i kulturę. Często jest to terapia integracyjna – połączenie elementów terapii poznawczo-behawioralnej, terapii traumy, terapii zabawą, terapii sztuką, a także metod zorientowanych na ciało, takich jak TRE (Tension & Trauma Releasing Exercises – ćwiczenia uwalniające napięcie i traumę) lub mindfulness dla dzieci.
U dzieci z Ukrainy czasami widzimy nieco inny krajobraz emocjonalny. Często trzymają wszystko „w środku”, jakby były wewnętrznie zmobilizowane. Ich ból czasem nie krzyczy – jest cichy. Może to być wynikiem zarówno osobistych, jak zbiorowych, pokoleniowych doświadczeń. Dlatego bardzo ważne jest stworzenie dziecku nie tylko bezpiecznej przestrzeni, ale także atmosfery głębokiego zaufania i szacunku dla jego historii.
Warto również wspomnieć o wewnętrznej izolacji dzieci w środowisku szkolnym, wśród innych dzieci. Przejawia się to nie tylko w ich emocjonalnym zamykaniu się, ale także w doniesieniach o nadpobudliwości, która „realizuje się” w kontekście uczenia się, w interakcjach grupowych.
Jednocześnie wiele dzieci wykazuje wyjątkową zdolność do przyswajania nowych informacji, dużą otwartość na naukę i chęć odkrywania nowych rzeczy - pomimo traumatycznych doświadczeń
To ważny zasób do wykorzystania w pracy terapeutycznej i edukacyjnej. W terapii ważne jest również uwzględnienie bariery językowej, specyfiki kulturowej wychowania, a nawet stosunku do samej idei psychoterapii w rodzinie. Rodzice mogą nie doceniać wagi udzielenia ich dziecku pomocy psychologicznej, ponieważ sami nie mają doświadczenia z tego typu wsparciem.
Czy zauważa Pan jakieś wewnętrzne zasoby lub cechy dzieci ukraińskich uchodźców, które pomagają im się przystosować, pomimo traumatycznych doświadczeń? Co może wspierać ich odporność?
Często widzę u tych dzieci imponującą siłę wewnętrzną. Są niezwykle zdolne do adaptacji, często odpowiedzialne ponad swój wiek. Od najmłodszych lat doświadczają utraty domu, bliskich i stabilności, a jednocześnie mają głębokie zrozumienie znaczenia wsparcia, więzi i empatii.
Jednym z głównych zasobów jest więź z rodziną. Nawet jeśli jedno z rodziców jest fizycznie nieobecne (bo na przykład przebywa w Ukrainie), dziecko często odczuwa jego moralną obecność i pamięta wartości, które utrzymują rodzinę razem. Język, zwyczaje, rytuały – na przykład ukraińskie bajki, muzyka, domowa kuchnia – też są ważnym wsparciem.
Istnieją czynniki, które mogą wspierać odporność dziecka:
• stabilność w codziennym życiu (harmonogram, rutyna, przewidywalność), • dorośli, którym można zaufać, • możliwość wyrażania emocji poprzez kreatywność, zabawę, ruch, • uznanie ich doświadczenia – nie milczenie, ale delikatna rozmowa.
Jak przejawia się ta dojrzałość dzieci uchodźców, o której Pan wspomniał?
To jedna z najbardziej poruszających i jednocześnie niepokojących spraw. Wiele dzieci uchodźców, zwłaszcza starszych, wydaje się „wychodzić” z dzieciństwa. Uczą się podejmować trudne decyzje, opiekować się młodszymi dziećmi, wspierać swoje matki i zbyt wcześnie zrozumieć świat dorosłych.
Pamiętam dwoje takich dzieci: 13-letnią dziewczynkę i 15-letniego chłopca. Przychodziły na sesje terapeutyczne z matkami, ale zachowywały się tak, jakby to one były za wszystko odpowiedzialne.
Dziewczynka chętnie opowiadała o tym, które dokumenty są już wypełnione, a które trzeba jeszcze złożyć. Odpowiadała zamiast matki i próbowała kontrolować cały proces.
Kiedy zapytałem ją o jej własne uczucia, milczała przez długi czas, a potem powiedziała: „Nie mam czasu na płacz. Mama i tak już to wszystko dźwiga sama”
Chłopiec pomagał matce mówić po polsku, wtrącając się do rozmowy, gdy nie potrafiła jasno sformułować myśli. Powiedział mi, że sam chodzi do sklepu i gotuje dla siebie proste posiłki, ponieważ mama pracuje przez długie godziny.
Zapytał mnie, czy mogę nauczyć go „nie martwić się, gdy jego mama długo nie dzwoni”
To przykłady dzieci biorących odpowiedzialność za dorosłych. Chodzi tu nie tylko dojrzałość – to głębokie dostosowanie emocjonalne. W takim przypadku zadaniem terapii jest pomóc dziecku odzyskać dzieciństwo: by pozwoliło sobie na strach, zabawę, smutek i prośbę o wsparcie.
To „wewnętrzne dorastanie” często prowadzi do emocjonalnego wypalenia, wycofania i problemów własną fizycznością. Ale pokazuje również głębokie zasoby dziecka. Naszym zadaniem jest stworzenie przestrzeni, w której nawet najsilniejsze dziecko może być słabe i czuć, że zostanie otoczone opieką – bez wymagań i oczekiwań.
Ukraina wdrożyła projekt GIDNA, który wykorzystuje najnowsze praktyki psychoterapeutyczne w celu przywrócenia zdrowia psychicznego i wiary w siebie ofiarom gwałtów, których dopuścili się okupanci.
W 2024 roku ukraińska Prokuratura Generalna odnotowała oficjalnie 322 przypadki przemocy seksualnej związanej z konfliktem zbrojnym. Wiadomo jednak, że ich rzeczywista liczba jest znacznie wyższa. Według Kateryny Lewczenko, komisarz rządu ds. polityki płci, na każdy stwierdzony przypadek przemocy seksualnej przypada co najmniej tuzin takich, które nie zostały zgłoszone. Ofiary milczą z powodu traumy, strachu przed osądem, niewiedzy, gdzie zwrócić się o pomoc, i braku gwarancji, że sprawcy zostaną ukarani.
Pramila Patten, Specjalna Przedstawicielka Sekretarza Generalnego ONZ ds. Przemocy Seksualnej w Konfliktach, analizując sytuację w Ukrainie ustaliła, że wiek ofiar rosyjskiej przemocy seksualnej wynosi od 4 (!) do 82 lat. To głównie kobiety i dziewczęta.
Kobiety, które doświadczyły przemocy seksualnej, często odczuwają głęboki wstyd, poczucie winy, strach, izolację od społeczeństwa i nieufność
Urodzić dziecko okupanta
Rosyjska armia zajęła rodzinną wioskę Olgi (imię kobiety zostało zmienione) w obwodzie donieckim na początku marca 2022 r. Najeźdźcy przyszli do jej domu i kazali sobie gotować – a potem, grożąc wywiezieniem dwojga jej małoletnich dzieci, zaczęli ją gwałcić. Trwało to około miesiąca.
Przez cały ten czas kobieta szukała kogoś, kto pomógłby jej wyjechać. W końcu się udało – dotarcie do obszarów kontrolowanych przez Ukraińców zajęło jej i dzieciom cztery dni. Będąc już w bezpiecznym miejscu Olga dowiedziała się, że jest w ciąży. Krewni chcieli, by poddała się aborcji, lecz zdecydowała się urodzić.
Dziś Olga jest pod opieką GIDNA. Przyznaje, że praca z psychologiem „pomaga jej nie zwariować”, znosić presję otoczenia i zajmować się dziećmi.
Specjaliści z projektu GIDNA, prowadzonego przez fundację Future for Ukraine, zapewniają anonimową i bezpłatną pomoc psychologiczną kobietom, które doświadczyły przemocy seksualnej związanej z konfliktem lub były jej świadkami.
Jak działa terapia
Gdy dana osoba przeżywa jakieś wydarzenie, informacje o tym są przechowywane w jej mózgu, a potem przetwarzane w doświadczenie życiowe. Jednak jeśli wydarzenie jest traumatyczne lub powtarzalne, skuteczne przetworzenie go może nie nastąpić. Negatywne wydarzenia tkwią w mózgu, a potem uwalniają się jako koszmary, retrospekcje czy natrętne myśli, uniemożliwiając normalne życie.
Wydarzenia są przetwarzane przez mózg głównie podczas snu, czego oznaką jest ruch gałek ocznych śpiącego. Naukowcy postanowili wykorzystać to zjawisko, by pomóc mózgowi „przetrawić” informacje, które w nim utknęły. Terapia EMBR (Eye Movement Desensitisation and Reprocessing) opiera się na samoleczeniu psychicznym: podczas sesji terapeuta prosi osobę o przypomnienie sobie traumatycznego wydarzenia i wykonywanie jednocześnie ruchów gałkami ocznymi. W trakcie tego procesu negatywne emocje stopniowo słabną, a wspomnienia stają się mniej bolesne.
W przetwarzaniu traumy pomaga terapia angażująca ruchy gałek ocznych. Zdjęcie: Shutterstock
Anna Hrubaja, kuratorka projektu, mówi, że bardzo trudno samodzielnie przetrwać traumę związaną z przemocą, bo psychika często nie jest w stanie poradzić sobie z konsekwencjami takich wydarzeń. Kluczem do powrotu do zdrowia są terapie takie jak EMDR, bo pomagają stopniowo uwolnić się od bolesnych wspomnień i przywrócić człowiekowi wewnętrzną siłę i chęć do życia.
– EMDR to specjalistyczna terapia, która łączy skuteczne elementy różnych podejść terapeutycznych i pomaga mózgowi przetworzyć traumatyczne wspomnienia oraz zmniejszyć ich emocjonalny wpływ – mówi Natalia Mołoczyńska, psycholożka z GIDNA.
Metoda EMDR została opracowana przez amerykańską psycholożkę Francine Shapiro w 1987 roku. Od tego czasu jest szeroko stosowana w leczeniu skutków zdarzeń traumatycznych.
EMDR stosuje się w leczeniu stresu pourazowego (PTSD), zaburzeń lękowych, ataków paniki, depresji, fobii, traumatycznych przeżyć po pobycie w niewoli, wypadkach, katastrofach – oraz skutków przemocy, w tym przemocy seksualnej. Psychologowie z projektu GIDNA potwierdzają, że protokół EMDR stał się najskuteczniejszą metodą pracy z kobietami, które padły ofiarą gwałtu.
Terapia EMDR jest uznawana za skuteczną metodę leczenia zespołu stresu pourazowego przez Światową Organizację Zdrowia i Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne. Stosuje się ją w pracy z ofiarami przemocy, weteranami wojennymi i osobami w żałobie
– To potężne narzędzie, które pomaga kobietom radzić sobie z traumą i stresem poprzez zmianę ich reakcji emocjonalnej na traumatyczne wspomnienia. Podczas terapii kobiety nie tylko rozmawiają o swoich doświadczeniach, ale też intensywnie pracują z nimi na poziomie układu nerwowego. Metoda pozwala szybciej i głębiej przywrócić równowagę emocjonalną oraz poczucie bezpieczeństwa, a także zmniejszyć niepokój i strach – zaznacza Natalia Prysażniuk, psycholożka z GIDNA.
Maryna Kuzmin, kolejna psycholożka zaangażowana w projekt, tłumaczy skuteczność protokołu EMDR tym, że aktywuje on naturalną zdolność mózgu do przetwarzania traumatycznych informacji.
– Podejście to opiera się na jasnych protokołach i pozwala uzyskać stabilne wyniki nawet w stosunkowo krótkim czasie – zapewnia Maryna Kuzmin.
– Jako kuratorka projektu stosuję podejście skoncentrowane na traumie w pracy z kobietami, które doświadczyły przemocy seksualnej podczas wojny – dodaje Anna Hrubaja. – Biorąc pod uwagę stan kobiety, bardzo ważne jest określenie zestawu środków, które należy zastosować w terapii. Może to być protokół przetwarzania poznawczego, protokół EMDR. W najbardziej kryzysowych przypadkach konieczne jest ustabilizowanie kobiety za pomocą tzw. protokołu ISP [Integral Somatic Psychology, czyli Integralna psychologia somatyczna – skuteczne podejście w ramach psychologii somatycznej, które pomaga pacjentowi osiągnąć optymalne zdrowie psychiczne dzięki pełnemu ucieleśnieniu odczuwanych przez niego emocji – red.]. Dopiero po przepracowaniu tych kryzysów i udzieleniu pilnej pomocy psychologicznej można włączyć do terapii techniki uważności, by nauczyć kobietę żyć tu i teraz.
Bo niepokój rodzi się właśnie wtedy, gdy utkniemy w przeszłości albo uciekamy myślami w przyszłość
Psychoterapeuci z projektu GIDNA zaczęli stosować najskuteczniejszy na świecie protokół EMDR w pracy z kobietami, które doświadczyły przemocy seksualnej. Zdjęcie: Shutterstock
Bym znów poczuła radość
Jednym z ważnych efektów terapii EMDR jest zmniejszenie poczucia winy i wstydu. Kobieta przestaje obwiniać siebie za to, co się stało.
– Czułam się bardzo winna z powodu tego, co się stało, prześladowało mnie to – mówi jedna z uczestniczek projektu GIDNA. – Wydawało mi się, że straciłam część siebie. Stopniowo jednak zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to poczucie winy nie było kwestią mojej odpowiedzialności, i nauczyłam się akceptować siebie. Pracowaliśmy nad tym, bym znów mogła odczuwać radość z małych rzeczy i pozwolić sobie myśleć o przyszłości.
Dla kobiety, która doświadczyła przemocy seksualnej, kluczowe jest odzyskanie poczucia kontroli nad własnym życiem i umiejętność dostrzeżenia perspektyw
Terapia pomaga wyeliminować retrospekcje i koszmary albo przynajmniej ograniczyć ich występowanie.
– Praca z psychoterapeutą była dla mnie wybawieniem w najtrudniejszym okresie mojego życia – przyznaje inna uczestniczka projektu, która doświadczyła przemocy seksualnej ze strony okupantów. – Ciągły niepokój nie pozwalał mi spać i normalnie żyć. Spotkania z psychoterapeutą pomogły mi nauczyć się rozumieć swoje emocje, zamiast od nich uciekać. Dużo pracowaliśmy nad technikami uspokajającymi i w końcu poczułam wewnętrzny spokój.
– Stany Zjednoczone nie chcą rozwiązania NATO, ale wychodzą z założenia, że musi to być sojusz, w którym każdy z partnerów ponosi swoją część odpowiedzialności – stwierdził sekretarz stanu USA Marco Rubio.
Od powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu różnice między partnerami po obu stronach Atlantyku tylko się pogłębiają. Kolejny klin w transatlantycką jedność, co może skutkować nawet odwołaniem czerwcowego szczytu NATO, może wbić „pokojowa” umowa Trumpa. W tym dokumencie, z którym zapoznali się dziennikarze Reutersa, jest m.in. mowa, że USA de iure uznają Krym za część Rosji, a de facto – kontrolę Federacji Rosyjskiej nad okupowanymi częściami obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego. W innym punkcie proponuje się Ukrainie rezygnację z dążeń do przystąpienia do NATO.
Dla Europejczyków uznanie aneksji ukraińskiego półwyspu jest nie do przyjęcia. „Krym i dążenia Ukrainy do członkostwa w NATO to czerwone linie. Nie możemy z nich zrezygnować” – cytuje „Financial Times” wysokiego rangą europejskiego urzędnika. Ukraina i UE przekazały Amerykanom swoją wizję pokojowego rozwiązania, która według Reutersa zasadniczo różni się od propozycji amerykańskich. Według europejskich polityków i ekspertów przed UE stoi trudne zadanie: ponowne zjednoczenie Europy dla jej bezpieczeństwa i uruchomienie własnej produkcji wojskowej na dużą skalę.
Czy wszystkie kraje europejskie są na to gotowe i czy istnieje alternatywa dla NATO? Kto może stać się sojusznikiem Europy w nowej architekturze bezpieczeństwa i jaką rolę odegra w niej Ukraina? Czy Trump jest zdolny porzucić europejskich sojuszników? I czy groźby Moskwy zmierzające ku podważeniu trwałości Sojuszu są realne?
NATO i priorytety Trumpa
Jak ocenia Giuseppe Spatafora, analityk Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Unii Europejskiej, polityka USA wobec Europy w kwestiach bezpieczeństwa może oscylować między dwoma scenariuszami. Pierwszy można warunkowo określić jako „oko za oko”. Jego istota polega na tym, że USA nie planują ostatecznego wycofania się z Europy, ale wykorzystują tę sprawę jako narzędzie nacisku, zmuszając sojuszników do zwiększenia wydatków na obronę – z jednoczesnym naciskiem na zakup amerykańskiej broni. Posłusznych sojuszników USA wesprą, pozostałych ukarzą. Według Spatafory doprowadzi to ostatecznie do powstania dwustronnej struktury stosunków obronnych.
Drugi scenariusz analityk nazywa „Żegnaj, Europo”:
— W tym wariancie Stany Zjednoczone strategicznie odchodzą od Europy, koncentrując się na innych regionach. Siły zbrojne i infrastruktura są przenoszone w celu ochrony terytorium amerykańskiego lub w rejon Indo-Pacyfiku. Stany Zjednoczone starają się jak najszybciej wycofać się z regionalnych konfliktów, w szczególności z wojny w Ukrainie, pozostawiając tę wojnę Europie. Pentagon dokonuje przeglądu zakupów, koncentrując się na wojnie morskiej na Pacyfiku. Sprzedaż broni zostaje przekierowana do sojuszników azjatyckich.
Realizacja tego wariantu może trwać latami, choć może ją przyspieszyć kryzys zewnętrzny lub chęć Trumpa, by szybko zdobyć punkty polityczne
Stany Zjednoczone już przenoszą akcenty na Daleki Wschód, o czym Trump mówi zupełnie otwarcie, zauważa Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007 – 2009. Kierunek azjatycki jest dla niego zasadniczo ważniejszy niż europejski, więc działa adekwatnie:
— Skoro Europa mnie nie interesuje, to po co mam w niej utrzymywać: a) wojska i wydawać na to kolosalne środki; b) chronić Europę, jeśli nie płaci za swoje bezpieczeństwo; c) poza tym uważam, że Europejczycy już od dawna wykorzystują Amerykę.
Z tego punktu widzenia zwrot na wschód jest całkowicie logiczny.
Jednak według Ohryzki największe zagrożenie zarówno dla Ukrainy, jak dla całej Europy, jest związane są z tym, że Trump nie widzi w Rosji zagrożenia:
— Rosja jest dla niego teoretycznie możliwym sojusznikiem w walce z Chinami. To głupota najwyższej próby, ale nie możemy wejść do jego głowy i powiedzieć mu, że jest inaczej. Dlatego oczywiste jest, że w jakiejś perspektywie należy spodziewać się odejścia USA od Europy.
Czy oznacza to, że Trump wyjdzie z NATO? Myślę, że nie, bo NATO to bardzo ważny instrument, by co najmniej koordynować jakieś działania i nie zepsuć stosunków ostatecznie
Francuskie siły powietrzne i kosmiczne podnoszą swą gotowość w bazie lotniczej BA116 w regionie Grand Est. Zdjęcie: Christine Biau/Sipa/Sipa/East News
Nie należy jednak mylić tego, co mówi administracja Trumpa, z tym, co administracja Trumpa faktycznie robi. Albowiem często pojawiają się oświadczenia, pretensje, ultimata, które nie przekładają się na rzeczywistość. Częściowo wynika to z niestabilności charakterystycznej dla wysoce spersonalizowanego reżimu, który w niektórych przypadkach składa się z dość niekompetentnych ludzi. Tak widzi sprawę Keir Giles, starszy konsultant brytyjskiego centrum analitycznego Chatham House.
Giles podaje przykład Kanady. Trump na kilka tygodni o niej zapomniał, ale ostatnio powrócił do swoich roszczeń wobec niej z nową energią. W związku z tym na razie wszyscy amerykańscy urzędnicy w strukturach NATO pozostają na swoich stanowiskach, a amerykańskie wojsko nadal stacjonuje w Europie. Nie sposób jednak przewidzieć, co się stanie, gdy administracja Trumpa o obu tych sprawach sobie przypomni. Podobnie jak kolejnych działań Trumpa.
– Kluczowe pytanie: „Czy Stany Zjednoczone wyjdą z NATO?” – nie ma w rzeczywistości znaczenia, ponieważ żadne państwo nie musi wychodzić z Sojuszu, by ta organizacja przestała istnieć. Jeśli na przykład USA zablokują współpracę na podstawie artykułu 5, mogą wyrządzić znacznie większą szkodę niż poprzez bezpośrednie ich wyjście z Sojuszu.
Zagrożenie bezpieczeństwa czy gra pod publiczkę?
Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Siergiej Szojgu 24 kwietnia w wywiadzie dla rosyjskich mediów zadeklarował gotowość Rosji do użycia broni jądrowej. Swierdził, że Rosja uważnie obserwuje przygotowania wojskowe krajów europejskich. Przypomniał również o zmianach wprowadzonych w zeszłym roku do rosyjskiej doktryny jądrowej, które pozwalają na użycie broni jądrowej w przypadku jakiejkolwiek agresji wobec Rosji lub Białorusi.
Wcześniej, 15 kwietnia, dyrektor rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin oskarżył NATO o nasilenie aktywności wojskowej w pobliżu granic Rosji.
Jednocześnie oskarżył Polskę i kraje bałtyckie o szczególną agresywność i powiedział, że to one pierwsze ucierpią w przypadku konfliktu Rosji z NATO
Prezydent Polski Andrzej Duda nazwał groźby Naryszkina klasyczną dezinformacją, twierdząc, że wszystko, co robi NATO, jest jedynie odpowiedzią na rosyjską agresję.
Natomiast Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych Polski, podczas wystąpienia w Sejmie 23 kwietnia stwierdził, że Rosja rozumie tylko pokój przez siłę, i poradził Moskwie, aby lepiej zarządzała własnym terytorium: „Zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Chajszenwaj” [Władywostok - red.].
Radosław Sikorski podczas przemówienia w Sejmie. Warszawa, 23 kwietnia 2025 r. Zdjęcie: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Oświadczenia rosyjskich urzędników to typowa rosyjska polityka szantażu, podkreśla Wołodymyr Ohryzko. Niestety – ona działa:
– Bo na Zachodzie jak diabły kadzidła boją się samego już tylko określenia „broń jądrowa”. A Rosja wymachuje nim na prawo i lewo, oficjalnie i nieoficjalnie. I właśnie na tym się opiera – nawiasem mówiąc, od wieków – rosyjska polityka wobec Zachodu: na zastraszaniu, kłamstwach i itp. Na razie to działa. Nasz ukraiński cel powinien polegać na wyjaśnieniu europejskim przyjaciołom, że Putin tak bardzo chce żyć, że tematu wojny z NATO w ogóle nie ma na agendzie.
Jeśli nie był w stanie przez trzy lata całkowicie zająć dwóch ukraińskich obwodów, to co tu mówić o zaatakowaniu NATO, jego połączonych sił, niezależnie od tego, jak bardzo by nie były teraz zdezorganizowane
Siedem krajów europejskich wezwało Trumpa i amerykański Kongres do nieulegania szantażowi i oszustwom Rosji. Przewodniczący komisji spraw zagranicznych parlamentów krajów bałtyckich, Francji, Czech, Wielkiej Brytanii i Ukrainy 25 kwietnia opublikowali wspólne oświadczenie, w którym podkreślili konieczność bezkompromisowej ochrony suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Wezwali również do przyspieszenia procesu przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO oraz konfiskaty na rzecz Kijowa zamrożonych rosyjskich aktywów.
„Nie możemy powtórzyć błędów Monachium z 1938 roku. Negocjacje ze zbrodniarzem wojennym Putinem są bezsensowne: jego głównym celem jest osłabienie i upokorzenie naszego sojusznika, Stanów Zjednoczonych” – czytamy w ich oświadczeniu.
Ukraina oczekuje, że gwarancje bezpieczeństwa ze strony Stanów Zjednoczonych będą tak silne, jak dla Izraela. Zdjęcie: OPU
Istnieje wiele spekulacji na temat tego, gdzie Rosja może zadać następny cios – czy to w celu przetestowania NATO, czy próby zniszczenia Sojuszu, czy też w celu bezpośredniej ekspansji terytorialnej. Wiele uwagi poświęca się oczywiście krajom bezpośrednio graniczącym z Rosją. Tyle że dla Rosji niekoniecznie muszą to być cele najbardziej atrakcyjne, uważa Keir Giles:
– Dla Rosji sensowne jest zaatakowanie tego systemu tam, gdzie są jego najsłabsze punkty. Jeśli więc macie kraj, który określił się jako współlider tak zwanej koalicji chętnych, jak Wielka Brytania, i jeśli wygląda na to, że może on wprowadzić wojska do Ukrainy, by spróbować wesprzeć ukraińską suwerenność, to kraj ten staje się celem dla Rosji.
Alternatywne sojusze i sojusznicy
W końcu Amerykanie wycofają się z Europy. Pytanie tylko o czas i algorytm działań – tzn. jak to zrobią, uważa dyrektor Centrum Strategii Obronnych Ołeksandr Chara. Na przykład nadal otwarta pozostaje kwestia strategiczna, czy Amerykanie zwiną swój parasol nuklearny nad Europą:
– Druga kwestia jest oczywista: NATO jest fundamentem obecnego systemu bezpieczeństwa. Jeśli Stany Zjednoczone ograniczą swoje zobowiązania, będzie to oznaczało, że trzeba przekształcić tę organizację, dostosowując ją do obecnych wyzwań – ale z zasobami znacznie bardziej ograniczonymi pod względem wojskowym i technologicznym.
Stany Zjednoczone są arsenałem demokracji, produkują duże ilości zaawansowanej broni, a poza tym częściowo zapewniają infrastrukturę, dowodzenie, wywiad i wsparcie technologiczne dla NATO. Zastąpienie tego wymaga czasu i inwestycji
Tak czy inaczej, Chara jest przekonany, Ukraina musi zintegrować swoje standardy ze standardami NATO, nie rezygnować z perspektywy członkostwa w Sojuszu, a w przypadku pojawienia się alternatywnych sojuszy bezpieczeństwa – zająć w nich miejsce.
Jednak obecnie Ukraina potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa. W swoich „pokojowych” propozycjach Stany Zjednoczone przerzucają własne zobowiązania wobec niej na kraje europejskie. Mimo to Wołodymyr Zełenski oświadczył, że Ukraina oczekuje od USA silnych gwarancji bezpieczeństwa – takich jak w przypadku Izraela. Według prezydenta Ukrainy obecność kontyngentu amerykańskiego w Ukrainie nie jest warunkiem koniecznym, lecz niezbędne są dane wywiadowcze i systemy obrony przeciwlotniczej, w szczególności Patriot.
Keir Giles zauważa, że mimo głosów o malejącej roli NATO, nie było dotychczas mowy (przynajmniej publicznie) o pilnej potrzebie poszukiwania bardziej stabilnej i niezawodnej alternatywy dla Sojuszu:
– W rzeczywistości niektóre organizacje, które mogłyby służyć jako rdzeń lub prototyp takiej organizacji, zostały w znacznym stopniu odrzucone. Słyszymy wiele rozmów o tak zwanej koalicji chętnych, ale istnieją przecież Wielonarodowe Połączone Siły – kierowana przez Wielką Brytanię grupa krajów północnoeuropejskich, które miały takie samo podejście do bezpieczeństwa i chciały być gotowe do działania w czasach, w których NATO nie byłoby w stanie tego bezpieczeństwa zapewnić. Teraz właśnie nadszedł na to czas, tyle że o tej organizacji całkowicie zapomniano.
Największe coroczne manewry NATO - Dynamic Mariner/Flotex25. Zatoka Kadyksu, 28 marca 2025 r. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News
Wśród Europejczyków dominuje jedna koncepcyjna luka, która według Gilesa bardzo hamuje europejskie myślenie o nowym środowisku bezpieczeństwa:
– Chodzi o to, w jaki sposób w tych okolicznościach Ukraina będzie dostawcą bezpieczeństwa, a nie jego konsumentem. Przecież Ukraina jest jednym z najważniejszych, najsilniejszych krajów i armii, jeśli chodzi o utrzymanie linii frontu przeciwko Rosji.
Dlatego alternatywy dla NATO w zakresie bezpieczeństwa są możliwe, lecz wymagają silniejszego wykazania się przywództwem ze strony krajów, które rozumieją, jak poważne i pilne jest to wyzwanie. Giles zauważa jednak, że europejscy przywódcy wciąż szukają rozwiązań, które nie dostrzegają tej rzeczywistości:
– Jak szybko Europa może być gotowa? Potrzeba dużo czasu, by zniwelować 30 lat niszczenia własnego potencjału militarnego. Widzimy znaczne inwestycje w obronność, na przykład w takich krajach jak Polska. Ale na zachód od Warszawy, w Europie Zachodniej, nadal jest sprzeciw, co oznacza, że te ważne inwestycje nie są nawet publicznie omawiane.
Tymczasem zwiększenie wydatków na obronność powinno być obecnie jednym z priorytetów Europy, uważa Giuseppe Spatafora. Bruksela powinna pomóc państwom członkowskim, na przykład poprzez specjalne instrumenty finansowe lub wspólne pożyczki
Pokazałoby to Stanom Zjednoczonym determinację Europy, a także pozwoliło jej samodzielnie wspierać Ukrainę:
– Po drugie, UE musi inwestować w strategiczne możliwości, kluczowe dla autonomicznego potencjału wojskowego: transport lotniczy, wywiad, obronę przeciwlotniczą i tak dalej. Muszą też być zasoby do prowadzenia wojny – od artylerii po duże armie. Bez tego powstrzymanie Rosji bez USA będzie niemożliwe.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Jurij Merkotan był saksofonistą i orkiestrantem w Gwardii Narodowej Ukrainy. Od 2020 roku wraz z żoną mieszkał w Mariupolu. 26 lutego 2022 r. wyruszył do Azowstali, by bronić ojczyzny – potem na 21 miesięcy trafił do niewoli. Dziś przyznaje, że po tym, co przeszedł, on i żona musieli zbudować swój związek na nowo. Niemal od zera.
Ołeniwka: „szwejki” i masowe groby
– 24 lutego o 2 nad ranem byłem już w jednostce – wspomina. – Dwa dni później dotarłem do Azowstali. Wraz z innymi żołnierzami broniłem miasta. 21 maja zostałem wzięty do niewoli. Najpierw zabrali nas do Ołeniwki. Mieszkaliśmy w dwupiętrowych barakach, które ludzie nazywają „szwejkami”, otoczonych wysokim płotem. Spaliśmy na żelaznych pryczach, na przegnitych materacach. Karmiono nas owsianką, do tego kawałek chleba. Jedzenie zawsze było gorące, dawano nam półtorej minuty na zjedzenie wszystkiego. Nasze podniebienia płonęły, a usta piekły.
Jurij Merkotan przed rosyjską niewolą, 2022 r.
Przez przypadek znalazłem się na liście tych, których Rosjanie codziennie zabierali do Mariupola, by wykopywać ciała. To była grupa 65 jeńców wojennych, moje nazwisko zostało dopisane jako ostatnie. Codziennie rano przyjeżdżały po nas trzy autobusy z Doniecka. Kiedy jechaliśmy po raz pierwszy, nie rozumieliśmy, po co nas zabierają. Każdy, kto wysiadał z autobusu, dostawał łopatę i rozkaz kopania. Pamiętam, że było tam coś w rodzaju masowego grobu.
Od razu natknąłem się na ciało. Z jednego dołu wyciągnęliśmy siedem osób. Pracowaliśmy od 7 rano do 7 wieczorem. Psychicznie to było bardzo trudne do zniesienia.
Kiedy zaczęliśmy kopać i wyciągać te ciała, na workach były numery do 1100. Kiedy skończyliśmy pracę, było 4000
Groby były porozrzucane po całym mieście – między domami, na podwórkach. Wszędzie trupi odór, byliśmy nim przesiąknięci. Często po tym nie mogliśmy się umyć ani wyprać ubrań. Piliśmy wodę z rzeki, strażacy przywozili nam ją w beczkach. Ale Ołeniwce mnie nie męczyli. Tortury zaczęły się cztery i pół miesiąca później, gdy przenieśli mnie do obwodu woroneskiego w Rosji...
Gumowe pałki i rosyjskie piosenki
Tego dnia myśleliśmy, że jedziemy na wymianę. Wepchnęli nas wszystkich do ciężarówek, ze zawiązanymi oczami i w kajdankach. Dowóz na lotnisko w Rostowie trwał kilka godzin, stamtąd polecieliśmy do Woroneża. A potem więźniarkami przewieźli nas do miejscowej kolonii karnej. Gdy wychodziliśmy z aut, strażnicy tłukli nas gumowymi pałkami.
Najpierw pospisywali nasze dane osobowe, potem po dwóch zaprowadzili do łaźni. Na umycie się mieliśmy do 20 sekund, dali nam mokre ręczniki, w które ktoś już się wcześniej wycierał. Trafiłem dwuosobowej celi.
Pierwsze pięć dni to był koszmar. Bili nas trzy razy dziennie, głównie wieczorami. Wyprowadzali na korytarz i kładli „pod sznurek”. Bili po genitaliach, nogach, zrywali ścięgna, mięśnie, razili prądem
Po czymś takim nie mogliśmy ani chodzić, ani nawet leżeć czy siedzieć na kiblu. Nogi spuchnięte, straszne siniaki. W tym, co robili na korytarzach, wcale nie chodziło o wyciąganie z nas informacji. Pytali tylko: „Kim jesteś? Miejsce służby?” Gdy usłyszeli: „Gwardia Narodowa”, mówili: „O, mamy tu nazistów, faszystów”. Bili mnie jednym ciągiem przez co najmniej 10 minut, a ja musiałem recytować wiersze i śpiewać rosyjskie piosenki.
Psy jakby się nami bawiły
U każdego przesłuchania były inne. Moje trwały co najmniej 40 minut, choć zdarzały się półtoragodzinne. Biją cię i pytają: „O jakich zbrodniach ukraińskiego wojska wiesz?”. Odpowiadasz: „O żadnych”. A wtedy słyszysz: „Kłamiesz” – i biją jeszcze mocniej. I dopiero gdy widzą, że już ledwo żyjesz, mówią: „Dobra, idź się zastanów, oddzwonimy”. Tydzień później wszystko się powtarza – i tak na okrągło.
Do tortur używali gumowych pałek, paralizatora i „kijanki” [drewniany młotek - red.]. Nie raz zdarzało się, że wypuszczali na nas psy. Gryzły nas w ręce i stopy. Lubili to robić zwłaszcza wtedy, gdy byłeś pod prysznicem albo gdy się przebierałeś. Większość psów miała skórzane kagańce, ale i tak bardzo bolało. Zdarzały się też takie, które nie miały. Były tak wyszkolone, że gryzły nas, jakby się nami bawiły. Nie zagryzały.
W rosyjskiej niewoli Jurij Merkotan schudł prawie 60 kg
Po siedmiu miesiącach przenieśli mnie do innej kolonii, gdzie spędziłem kolejne dziewięć miesięcy. Najgorszy był strach przed czekaniem. Bili cię rano i wieczorem, między 22:00 a 6:00 rano, więc żyjesz w ciągłym stresie, bo w każdej chwili mogą przyjść i cię pobić. Poza tym strażnik, który pilnuje na korytarzu, kiedy chce, może podejść do twojej celi i obserwować cię przez judasza, a tobie nie wolno wtedy spojrzeć w jego kierunku. Jeśli spojrzysz, a on to zauważy, znowu cię pobiją.
I w ogóle nie wolno nam było na nikogo patrzeć. Cały czas chodziliśmy pochyleni, ze zwieszonymi głowami i rękami z tyłu.
Postój na toaletę
23 stycznia 2024 r. powiedzieli mi, że jadę na wymianę. Ubrali mnie w mundur Sił Zbrojnych Ukrainy. Wtedy już nie wierzyliśmy, że to naprawdę wymiana. W końcu tak wielu ludzi przewozili z miejsca na miejsce.
Spodnie były o 10 rozmiarów za duże, buty numer 43, choć noszę 47. Ledwo mogłem wcisnąć do nich stopy. Była zima, było ślisko, więc ciągle się przewracałem
Załadowali nas do „zeczek” [więźniarek – red.] i wieźli przez osiem godzin na jakieś lotnisko. Kiedy przesiedliśmy się do cywilnego autobusu, pomyślałem, że tym razem już na pewno biorą nas na wymianę. Ale dwie godziny później ktoś krzyknął przez radio: „Stać!” – i zawróciliśmy. Podczas postoju na toaletę połamali mi szczękę.
Jurij podczas wymiany więźniów, 31 stycznia 2024 r.
Nie rozumieliśmy, skąd u nich taka agresja. Później okazało się, że tego dnia w rejonie Biełgorodu rozbił się rosyjski IŁ-76. Spędziłem jeszcze tydzień w tej samej kolonii i celi, w której siedziałem wcześniej. Zwolnili mnie dopiero przy drugiej próbie, wieczorem 30 stycznia. Następnego dnia byłem już na terytorium Ukrainy.
Myślisz sobie: „Serio?”
Trzeciego dnia po powrocie do szpitala przyszła moja żona. Bardzo się martwiłem, bo nie widziałem jej od dwóch lat. Zmieniła się. Miała swoje życie, a ja miałem swoje – niezależnie od tego, jakie ono było. Czułem jakąś obcość. Musieliśmy poznać się na nowo.
Anastazja i Jurij Merkotanowie
Kiedy nie widzisz ukochanej osoby przez prawie 2 lata, to jest to bardzo odczuwalne. Zmienia się zewnętrznie – twarz, sylwetka, charakter, nawyki, zachowanie, nowe zainteresowania. To dezorientujące, bo to tak, jakbyś spotkał inną osobę, kogoś z innym spojrzeniem na życie. Myślisz sobie: „Serio?”. Gdzieś jeździła, coś zobaczyła, opowiada o tym, a ja zdaję sobie sprawę, że nie potrafię sobie wyobrazić, o czym ona mówi.
Ale żona ciągle mi to wszystko powtarzała, rozmawiała ze mną, a ja się w końcu do tego przyzwyczaiłem. Myślę, że przygotowała się na mój powrót. I to pomogło.
On już nie będzie taki, jak kiedyś
– Zanim mąż wrócił z niewoli, konsultowałam się z psychologami – przyznaje Anastazja Merkotan, żona Jurija. – Przygotowywałam się. Zrozumiałam, jakie mogą być problemy, jak powinnam się z nim komunikować, starałam się stosować do zaleceń specjalistów. Słuchaj wszystkiego, co mówi twój mąż, bez względu na to, jak trudno byłoby tego słuchać. I najważniejsze: nie użalaj się.
Oczywiście były też problemy psychologiczne. Dużo czasu zajęło mu przyzwyczajenie się do społeczeństwa. Kiedy odwiedzali nas przyjaciele, nie rozmawiał z nimi za dużo, był bardzo zmęczony ludźmi.
W tym roku będzie nasza 12. rocznica. Zawsze staraliśmy się rozmawiać o wszystkim, rozwiązywać wszystkie trudne sprawy poprzez rozmowę. Oczywiście o niektórych rzeczach milczałam, żeby go nie zranić. Albo szukałam odpowiedniego momentu i okazji, żeby coś powiedzieć. Musisz zrozumieć, że jeśli ten ktoś ma na przykład atak paniki, to mówienie o czymś, co ci nie odpowiada, jest niewłaściwe. Delikatnie mówiąc.
Bardzo ważna jest cierpliwość. Od razu dotarło do mnie, że on nie będzie już taki sam, jak przed niewolą.
Jednak bez względu na wszystko, on był moim mężem, na którego czekałam i się doczekałam
Pojechaliśmy w Karpaty na rodzinną dekompresję [rehabilitację psychologiczną – red.]. Uczyliśmy się słuchać siebie nawzajem, rozumieć, rezygnować z naszych indywidualnych ambicji, uszczęśliwiać się nawzajem. Nie chodzi o prezenty, ale o chwile troski. Nauczyliśmy się spędzać czas razem, a jednocześnie dawać przestrzeń osobistą, jeśli ten drugi ktoś tego potrzebuje. Te dziesięć dni odegrało dużą rolę w naszym życiu po. Zdaję sobie sprawę, że pewnie nie wydarzyłoby się nic strasznego, bo nie myśleliśmy o rozwodzie – ale naprawdę zaczęliśmy się lepiej rozumieć. Poza tym to właśnie podczas tej podróży zdecydowałam się zmienić zawód. Teraz studiuję, chcę zostać psychologiem. A Jurij niedawno napisał dla mnie piosenkę.
Podczas rodzinnej rehabilitacji psychologicznej w Karpatach
Gdy wstyd zżera cię od środka
– Kiedy chłopcy i dziewczyny wracają z niewoli, pierwszą rzeczą, którą widzimy, jest fizyczny wpływ niewoli – obrażenia, skutki tortur, wyczerpanie – mówi Natalia Szewczenko, psycholożka z organizacji pozarządowej „Serce Azowstali”.
Może dojść do dysfunkcji seksualnych trwających nawet trzy miesiące. Kiedy człowiek jest pod wpływem stresu przez długi czas, system hormonalny zawodzi i nastawia się tylko na przetrwanie, na adaptację do warunków, w których ten człowiek funkcjonuje
Niewola odciska piętno na psychice żołnierza. Pracując z tymi, którzy wracają z niewoli, widzę wciąż nowe przypadki. Ich ciała i psychika przystosowały się do niewoli, a ponowna kalibracja wymaga czasu.
Powiem dziwną rzecz. Chłopaki, którzy wrócili, w ciągu pierwszego miesiąca czasem mówią: „Wydaje mi się, że tam było łatwiej niż tutaj. Nie rozumiem, co tu robię, jak żyć, co się dzieje”. Są zdezorientowani
Najważniejszy jest pierwszy miesiąc. Jeśli mówimy o relacjach rodzinnych ze współmałżonkiem, proces wzajemnego postrzegania się jest bardzo ważny. Chłopaki i dziewczyny, którzy wracają, wstydzą się tego, przez co przeszli. To uczucie zżera ich od środka. Wielu nie może tego znieść i wpada w alkohol albo narkotyki. W rezultacie relacje rodzinne są niszczone. Zawsze powtarzam, że państwo i organizacje pozarządowe powinny jak najwięcej pracować z rodzinami, które odzyskują bliskich z niewoli. One muszą być na to przygotowane.
1. Najważniejsze jest zaufanie. Gdy ktoś trafia do niewoli, nie ufa nikomu, nawet swoim towarzyszom broni. Bo zdarza się, że osoba, z którą przeszedłeś przez piekło, zaczyna pracować dla wroga i cię zdradza.
Upewnij się, że najbliższa ci osoba czuje się przy tobie bezpiecznie.
Czasami daje o sobie znać „męstwo”: jestem bohaterem, walczyłem. Jak bohater może pokazać komuś, że cierpi? Przecież wytrzymał coś takiego i przeżył!
Po niewoli ludzie często unikają tłumów, nawet swoich krewnych. To naturalne. Potrzebują prywatności, własnej, zamkniętej przestrzeni. Czas minie i ten ktoś w końcu dołączy do społeczeństwa.
2. Nie pytaj, co się działo w niewoli. Uwolniona osoba powie ci wszystko, kiedy będzie gotowa.
3. Odzyskawszy ukochaną osobę, krewni starają się nią opiekować, często ograniczając jej swobodę. Uwolnieni chłopcy i dziewczyny czasami wyznają: „Wydaje mi się, że znowu zostałem schwytany, ale tym razem przez moją rodzinę”. Nadopiekuńczość nie jest dobra. Możesz po prostu powiedzieć: „Jestem tu dla ciebie i kiedy tylko będziesz potrzebować pomocy, daj mi znać”.
4. Zamknięte emocje. Mózg osoby w niewoli dostosowuje się do traumatycznych realiów. To normalne, bo jeśli dasz upust wszystkim swoim emocjom, możesz oszaleć albo nie przeżyć.
Po powrocie żona lub matka stara się jak najbardziej skupić swoją uwagę na uwolnionym mężczyźnie. A wtedy on może zareagować tak, jakby to wszystko go nie obchodziło. I zaczynają się wątpliwości i pytania: „Przestałeś mnie kochać?”, „Nie chcesz mnie?”, „Nie chcesz już ze mną żyć?”.
Nie oczekuj emocjonalnego wybuchu ani uwagi. Po niewoli człowiek musi się przystosować.
5. Wycofanie się w głąb siebie. Jeśli uwolniona osoba nagle wycofuje się z rozmowy, pod żadnym pozorem nie pytaj: „Jak się czujesz?”. Bo bardzo trudno mu powiedzieć, że odczuwa ból.
Istnieje wiele technik, które można wykorzystać, by „przywrócić osobę do jej ciała”. Jeśli zdasz sobie sprawę, że ten ktoś nie jest teraz z tobą, ma szkliste spojrzenie, weź go za rękę i powiedz: „Spójrz mi w oczy, jestem z tobą, ściskam twoją dłoń. Powiedz mi, czy to czujesz. Co czujesz w lewej nodze? Co czujesz w prawej nodze?”. W ten sposób ten ktoś mimowolnie przełącza się z ciężkich myśli na swoje ciało. Gdy tak się stanie, podaj mu wodę, niech pije ją małymi łykami.
6. Szanuj granice cielesne uwolnionej osoby. W niewoli chłopcy i dziewczyny przechodzą różne tortury. Czasami mówią, że po powrocie wstydzą się swojego ciała, nie chcą być dotykani. Ale to nie oznacza, że zawsze tak będzie. Czasami po powrocie mężczyźni mogą chcieć spać w innym pokoju. To również wariant normy. Intymne relacje wymagają czasu.
Pewien mężczyzna powiedział mi, że kiedy wrócił z wojny, spał w śpiworze obok łóżka swojej żony. Bo tak czuł się bezpiecznie. Nie dlatego, że jego żona była inna. Działo się w nim coś, czego nie dało się kontrolować.
7. Wspieraj swojego męża – czy żonę, idźcie razem do psychologa, a tam powiedz tak: „Nie jesteś słaby, po prostu potrzebujesz pomocy. Jestem gotowa być twoim wsparciem”. Moment wsparcia jest bardzo ważny. Wiele osób myśli, że kiedy bliski wróci z niewoli, życie znów będzie jasne. A ja mówię: „Przykro mi, ale nie. Zacznie się nowy etap walki i musicie być na niego gotowi”.
Mimo wojny udało się jej nie tylko utrzymać zespół DOMIO PUBLISHING, ale nawet zwiększyć liczbę pracowników. W Polsce uruchomiła magazyn „Architectural Digest”, z siedzibą w Warszawie, który szybko znalazł swoich czytelników i zdobywa lokalny rynek.
Natalia Dunajska opowiada o branży wydawniczej w Polsce i o swoich przemyśleniach na temat wojny.
O czasopismach i luksusie
– „Architectural Digest” (AD) wszedł na polski rynek, gdy minął już pierwszy szok związany z inwazją na pełną skalę – mówi Natalia. – Negocjacje w sprawie licencji trwały 1,5-2 lata.
Polski AD to magazyn o projektowaniu architektonicznym i sztuce, wykwintnych wnętrzach i stylowych domach, innowacjach i trendach. Ma też segment lifestylowy, z modą i dobrami luksusowymi.
Okładka magazynu. Zdjęcie: materiały dla prasy
Wydawnictwa DOMIO PUBLISHING są w 90% tworzone lokalnie. Dobrze wiemy, że to, co działa w Polsce, nie działa w Ukrainie czy we Francji. Tak jak to, co sprawdza w Ukrainie, nie sprawdzi się w Polsce.
Jestem osobą zorientowaną bardzo komercyjnie i odpowiedzialną za biznes, który prowadzę. Dlatego mówię językiem liczb – wynik jest dla mnie zawsze ważny. I kocham swoją pracę
Dajemy ludziom marzenia, jesteśmy kupowani i czytani. Nie oznacza to oczywiście, że ktoś po przeczytaniu naszego magazynu od razu kupi kuchnię za 100 tysięcy euro. Ale przynajmniej może zanurzyć się w świecie luksusu, zajrzeć do gustownie urządzonego mieszkania lub domu. Dajemy czytelnikom możliwość zbliżenia się do swoich marzeń, spełnienia ich. W końcu tylko wtedy, gdy marzymy, odnosimy sukcesy.
O guście
Polacy mają gust, ale dość powściągliwy. Są mniej odważni w kolorach i odcieniach niż Hiszpanie. Preferują jednak niezawodność: drogi przedmiot musi być naprawdę wysokiej jakości.
Jeśli polski nabywca wydaje 100 dolarów, musi rozumieć, na co je wydaje.
Europejska mentalność polega m.in. na tym, że człowiek w wieku 20 lat nie ma w zwyczaju nosić futra z norek do szpilek czy jeździć bentleyem. Dla określonych atrybutów trzeba osiągnąć pewien wiek
W polskim segmencie luksusowym widzimy pięknych ludzi, którzy są dobrze ubrani. Ale są ubrani bardziej powściągliwie niż w Ukrainie, a ich samochody są bardziej powściągliwe niż nasze.
O różnicach
W Ukrainie istnieje zjawisko zwane show-off, życie na pokaz. Możesz żyć w dość prostych warunkach, a mimo to jeździć mercedesem. To takie azjatyckie pragnienie luksusu.
Uroczyste otwarcie magazynu AD. Zdjęcie: Materiały prasowe
Kiedy Ukrainka wychodzi z domu, wygląda tak, jakby wychodziła za mąż. Zawsze makijaż, często buty na obcasie.
W Polsce jest to mniej widoczne. Co więcej, ludzie tutaj ubierają się o wiele prościej, czasem nawet nudno. Modni ludzie są tutaj wielkimi konserwatystami. I nawet jeśli są dobrze sytuowani, to te ich pieniądze są „ciche”. W Ukrainie bogaci ludzie stopniowo zmieniają się w tym kierunku.
O rynku
W naszym segmencie biznesowym Polska to Ukraina sprzed 7-10 lat. Rynek dóbr luksusowych w Ukrainie jest znacznie większy. Nie ma tu wielu marek, które są u nas. Na przykład my mamy bezpośrednią monomarkę – przedstawicielstwa Cartiera, Chanela, Louisa Vuittona, Prady, Johna Richmonda. Kilka miesięcy temu otwarto tu kącik Dior. Louis Vuitton również ma tu swój kącik, a my mamy osobny sklep. Cartier działa tu przez agenta, a w Ukrainie bezpośrednio.
Myślę, że nawet mimo wojny Ukraina konkuruje z Polską pod względem wielkości rynku. Ale tu jest ogromny potencjał. W ciągu ostatnich dwóch lat otwarto wiele salonów w segmencie wyposażenia wnętrz, a wiele kolejnych zostanie otwartych.
Polacy kochają to, co mają, chronią to i nie wpuszczają ludzi z zewnątrz
Ale to zjawisko ma też swoją drugą stronę – gdy nie mogą zaoferować produktów takiej jakości, które zastąpiłby luksusowe zagraniczne marki wchodzące teraz na rynek.
Otwierają się luksusowe sklepy, a miejscowi przychodzą i je oglądają. By wydać 10 000 dolarów na sofę, musisz najpierw przyzwyczaić się do tego pomysłu. Jednak Polacy też lubią jeździć audi, BMW i porsche. Preferują szwajcarskie zegarki i biżuterię Bulgari, Cartier, Van Cleef itp. Oznacza to, że istnieje popyt na zachodnie marki – obok polskich projektantów i marek.
O początkach
W branży wydawniczej pracuję od lat, więc znam wszystkie procesy od podszewki, wiem jak je budować. Potrzebowałam odpowiedniego zespołu. Przede wszystkim musiałam znaleźć redaktora naczelnego, który wybrałby odpowiednich dziennikarzy. Nie mówię po polsku i nie mam wyczucia językowego, więc istniało duże ryzyko pomyłki przy wyborze naczelnego. Ale mieliśmy szczęście.
Z dystrybucją wszystko było proste. Zwróciłam się do sztucznej inteligencji. Napisałam: „Podaj największe firmy zajmujące się dystrybucją czasopism” – i dostałam je wraz z kontaktami. Mamy dwóch świetnych sprzedawców reklam, nasz zespół jest w całości polski. Oczywiście dokonaliśmy pewnych korekt i pożegnaliśmy się z niektórymi osobami, ale w ciągu półtora roku stworzyliśmy bardzo dobry team.
Jestem CEO firmy i oczywiście jestem rozdarta między dwoma rynkami – spędzam 50% czasu w Polsce i 50% w Ukrainie. Ale „long distance doesn't work” – zarówno w związkach, jak w biznesie, więc musisz to wszystko kontrolować.
Z Brigitte Macron. Zdjęcie: prywatne archiwum
O błędach i trudnościach
Kiedy rejestrowaliśmy firmę online, popełniliśmy mały błąd. Pojawiliśmy się w KRS, ale już nie na białej liście [wykaz podatników VAT – red.] i nie mogliśmy przejść dalej. Na zadane przez nas pytania nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Istnieje problem komunikacji we wszystkich strukturach, zwłaszcza jeśli jesteś obcokrajowcem. Dotyczy to również otwarcia konta bankowego. Byliśmy więc w próżni. Dopiero gdy błąd został naprawiony, wszystko zaczęło działać.
Popełnilibyśmy mniej błędów, gdyby ktoś wziął nas za rękę i poprowadził od początku. Później nasza koleżanka, Ukrainka od dawna mieszkająca w Polsce, ułatwiła i przyspieszyła wszystkie procesy.
Trudności pojawiły się wtedy, gdy otworzyliśmy firmowe konto bankowe. Z jakiegoś powodu nie zostało aktywowane. Wysłałam pismo z pytaniem, co się dzieje, dlaczego aktywacja trwa tak długo. Mija tydzień, dwa – i nikt mi nie odpowiada. W banku dowiaduję się, że to kierownik popełnił błąd podczas wypełniania dokumentów – ale nie mogą tego naprawić, bo kierownika nie ma. Nie mogą też otworzyć nowego konta, ponieważ już je mam.
Powiedziałam temu pracownikowi: „Słuchaj, tu jest twój bank, a tu obok jest inny bank. Nie obchodzi nas, gdzie otworzymy konto”. W dwie minuty wszystko było załatwione
Kiedy znaleźliśmy powierzchnię biurową w Warszawie, pośrednik oznajmił: „Podpiszemy umowę za kilka miesięcy”. To było dziwne, bo chodziło nie o zakup, tylko o wynajem. W Kijowie odbywa się to znacznie szybciej.
Zdaliśmy sobie również sprawę, że z częścią zespołu nie wystartujemy. Wymieniliśmy więc 20% zawodników – i wszystko ruszyło.
By wejść na polski rynek, potrzebujesz polskiego partnera, który będzie twoim asystentem i przewodnikiem. Z pomocą miejscowych wszystko jest szybsze i znacznie łatwiejsze do załatwienia – chociaż obecnie istnieje wiele organizacji i fundacji, które pomagają zakładać ukraińskie firmy i zapewniają dotacje na ich rozwój.
Teraz, gdy rozumiem lokalny rynek, zawsze dodaję kilka miesięcy w planowaniu transakcji, uwzględniając tę polską powolność. Polacy mają jednak mocniejsze nerwy. My pracujemy intensywnie, choć mamy u siebie wojnę.
O inwazji
Mieszkamy kilometr od Buczy. Kiedy zaczęła się inwazja, mój mąż wskoczył do samochodu i pojechał do Peczerska, by zabrać naszych rodziców w bezpieczne miejsce.
Przez pierwsze trzy dni siedzieliśmy w piwnicy, ponieważ niedaleko jest lotnisko w Hostomlu i nad naszymi głowami ciągle latały samoloty i rakiety.
Dzień po rozpoczęciu wojny odcięto nam prąd, a kilka dni później gaz. Spośród wszystkich naszych przyjaciół w okolicy tylko my mieliśmy kominek, więc przynajmniej było ciepło. Mój mąż jest fanem grillowania, więc gotowaliśmy na grillu. Miałam też mnóstwo świec, bo przed wojną ciągle je kupowałam.
Ulica Wokzalna [Dworcowa], na której został zniszczony rosyjski konwój, przecina się z ulicą Jabłońską [w czasie okupacji Rosjanie zabili tu co najmniej 60 cywilów – przyp. aut.] za naszym płotem. To tamtędy przejeżdżały czołgi.
Mój brat mieszka trochę dalej, w Bereziwce. 3 marca o 3 nad ranem przyszli do niego Buriaci i powiedzieli: „Luksusowa chałupa – precz!”
Jego dom został zniszczony – z powodu fali uderzeniowej ścianka działowa w kuchni przesunęła się o 20 centymetrów, szyby wyleciały. Teraz jest odbudowywany.
Pojechaliśmy tam 9 marca. Jechaliśmy z białymi szmatami, na których było napisane: „Dzieci”. Przejechaliśmy przez dwa rosyjskie punkty kontrolne, nasze samochody zostały przeszukane.
Później, kiedy przeczytałam o Buczy, pomyślałam: „Mój Boże, wygląda na to, że nad nami czuwała armia aniołów stróżów”.
Pojechaliśmy na zachód Ukrainy, ale gdy tylko w naszym Worzelu [podmiejskie osiedle w okolicy Buczy – red.] włączyli prąd, następnego dnia byliśmy w domu.
O Warszawie
Do Warszawy przyjeżdżam, jak do domu, wszystko tu znam. Uwielbiam to miasto, bo nie muszę po nim jeździć samochodem. Nawet jeśli ktoś oferuje mi podwiezienie, mówię: „Nie dzięki”. A po Kijowie podróżuję samochodem cały czas.
Mam w Warszawie swoje ulubione miejsca: Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Muzeum Wojska Polskiego, bardzo podoba mi się też architektura Teatru Wielkiego. Dla mnie to nie jest obce miasto.
Spędzam w Warszawie dużo czasu. Kiedy rozpoczynaliśmy nasz projekt, przebywałam tu dłużej niż w Kijowie. Dla moich dzieci to było nie do zniesienia. Teraz spędzam tyle samo czasu tu i tu.
Nie rozważam jednak Warszawy jako miejsca stałego zamieszkania. W Kijowie mam duży, piękny dom, który sobie wybudowaliśmy. Czy wyprowadzisz się z domu z dużą działką i grillem? Nie. Uwielbiam dobre ukraińskie supermarkety, uwielbiam naszą szybkość, cyfryzację i aplikacje: Diia, Monobank. Jesteśmy bardzo innowacyjni. Pod pewnymi względami prześcignęliśmy nawet Amerykę.
Takiego poziomu życia, jaki mam w Ukrainie, w Polsce nie osiągnę. Ale mam wielu przyjaciół, którzy przeprowadzili się do Warszawy
Uważam, że jeśli mieszkasz w tym kraju, musisz być w pełni zintegrowany z jego kulturą. Kiedy przeprowadzasz się do Polski, grasz według jej zasad, kotaktujesz się z Polakami, żyjesz w tej kulturze i wnosisz własną. Nie powinieneś zamykać się we własnym środowisku. Musisz być w pełni zaangażowany w życie tego kraju.
O Europie
Mam silne przeczucie, że granice, które kiedyś w Europie istniały, staną się jeszcze bardziej rozmyte. Będziemy bardziej zintegrowani z Unią Europejską i krajami europejskimi, a one będą nas lepiej rozumieć. Zaczynamy się do nich dostosowywać, tak jak one dostosowują się do nas.
Zmieni się nawet nasza mentalność. Tyle że my mamy pewną cechę szczególną: potrafimy obchodzić prawo.
Tutaj, w Polsce, pracujemy zgodnie z prawem i płacimy podatki. To pierwszy krok na drodze do normalnego, cywilizowanego społeczeństwa. Oznacza to również brak korupcji
W Polsce bardzo imponuje mi rozwój regionów – życie nie toczy się tylko w miastach i wokół nich. Dobrze byłoby zrobić tak i u nas.