Exclusive
20
min

„Mamo, jestem psem”. Kim są quadrobersi i czy to bezpieczne

Niektórzy w ten sposób wyrażają siebie, inni uciekają od codzienności, u niektórych zamiłowanie do quadrobingu może prowadzić do zaburzeń osobowości: dziecko nie będzie odróżniać świata rzeczywistego od fikcji. Wspólnie z psychologiem ustalamy granicę, na którą dorośli powinni zwrócić uwagę

Natalia Żukowska

Kim są quadrobersi? Czy to bezpieczne? Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Quadrobersi to nowa subkultura nastolatków, która zyskuje popularność na całym świecie, w tym w Ukrainie. Młodzi ludzie zakładają maski zwierząt, doczepiają sobie sztuczne ogony i naśladują zachowania zwierząt, czasami poruszając się na czworakach i wydając typowe dla zwierząt odgłosy. Dla niektórych to świetna zabawa, lecz dla innych ucieczka od rzeczywistości, za którą kryją się poważne problemy psychologiczne – ostrzegają eksperci. Czy quadrobing jest zagrożeniem dla psychiki dziecka? Jak rodzice powinni reagować na nowe hobby swoich dzieci – i kiedy powinni włączyć alarm?

Czym jest quadrobing

Po raz pierwszy świat usłyszał o quadrobingu w 2015 roku za sprawą 42-letniego japońskiemu sportowca Kenichi Ito. Ustanowił on rekord Guinnessa w biegu na 100 metrów na czworaka, pokonując ten dystans w 15,71 sekundy. Wyczyn Japończyka poprzedziła ciężka praca. Przez dziewięć lat badał osobliwości układu mięśniowo-szkieletowego małpy i próbował dostosować swoje ciało do ruchów tego zwierzęcia. Pracował jako dozorca i wykonywał swoją codzienną pracę wykonywał na czworaka. Wtedy japoński sportowiec nie podejrzewał, że jego hobby przerodzi się w nowy subkulturowy trend: quadrobing. Jego głównymi elementami jest poruszanie się na czterech kończynach i wykonywanie różnych sztuczek – od przeskakiwania przeszkód po szybkie bieganie, naśladowanie ruchów czy odgłosów różnych zwierząt.

Nowy trend pojawił się już na TikTok-u.

Tego lata na platformie zaczęły mnożyć się krótkie filmy pokazujące nastolatków przebranych za zwierzęta i biegających na czworaka po ulicach
Kenichi Ito z Tokio - pierwszym quadrobers. Zdjęcie: Shutterstock

Jak reagują „dwunożni”

W mediach społecznościowych reakcje na nietypowe hobby nastolatków są różne. Niektórzy nie zwracają uwagi, inni potępiają.

„Moja córka zainteresowała się tym – pisze Ołena Hałuszko na Facebooku. – Plusem jest, że skacze, biega, jest jedną z najsprawniejszych w klasie, ma świetne oceny z wychowania fizycznego, nauczyła się stać na rękach, robiła maski na zamówienie dla quadroberów i zarabiała nawet na tym pieniądze, bo cena maski to średnio 800-1000 hrywien [ok. 80-100 złotych – red.]. Poprawiła też swoje umiejętności rysowania i szycia, ponieważ zrobienie takiej maski to nie lada wyzwanie. Ale teraz nie jest już zainteresowana quadrobingiem. To mija, jak wszystkie dziecięce zabawy”.

W komentarzach pod dyskusją o nowej subkulturze Lilia Mozgowa podkreśla, że „to taka sama subkultura jak inne. Jeśli nie utrzymasz tematu przy życiu, za kilka lat wymyślą inny. Mam kilku przyjaciół, których dzieci były gotami [chodzi o członków subkultury gotyckiej, charakteryzującej się wpływami rocka gotyckiego i horrorów – red.] i nic się nie stało. Teraz jest pokolenie asertywnych dzieci – i bardzo fajnie. To sprawia, że bardzo różnią się od nas w ich wieku.

Nie powinieneś niczego zabraniać – powinieneś słuchać i prowadzić dialog z dziećmi dialog
Quadrobersi naśladują zachowania zwierząt . Zdjęcie: Shutterstock

Jednak hejterów jest więcej:

„Biedni ludzie, żadnej inteligencji”.

„Nie mają nic innego do roboty, więc mają czas na bzdury. I co, teraz będą kopulować jak zwierzęta na ulicach?”

Bloger broni quadrobersów

23-letni Iwan Wergun jest początkującym blogerem. O quadrobersach słyszał już dość dawno temu, ale dopiero latem natknął się na ich film w mediach społecznościowych: dziecko biegło po ulicy w masce, nie zachowując się jednak agresywnie; nikogo nawet nie dotknęło.

Komentarze pod postem były dla Iwana szokujące:

– Dorosła kobieta napisała do tego dziecka: „Zdychaj”

Było wiele podobnych komentarzy, życzących śmierci zwolennikom tej subkultury. Bardzo mnie to oburzyło. Przypomniałem sobie swoje lata szkolne, kiedy byłem prześladowany za absolutnie wszystko, za cały mój wygląd, ponieważ miałem problemy z zębami, włosami, ubraniami. Postanowiłem więc stanąć w obronie quadrobersów i wziąć na siebie część nienawiści, która na nich spada.

Iwan Wergun podczas nagrywania filmu. Zdjęcie: prywatne archiwum

By chronić zwolenników nowej subkultury, Iwan zaczął udawać quadrobersa na TikToku – chociaż, jak podkreśla, nie jest nim. Nie nosi żadnych masek ani sztucznych ogonów. W filmach robi bardziej absurdalne rzeczy: wydaje odgłosy zwierząt albo je kocią karmę przed kamerą. Jedna z tych historii miała ponad 5,5 miliona wyświetleń i zebrała 17 tysięcy komentarzy. Plan Iwana zadziałał.

– Postanowiłem tworzyć treści, które nie są odpowiednie dla dzieci, i ostrzegam o tym – mówi. – Filmy, które nagrywam, są tworzone, by pokazać innym, czego nie robić, ponieważ są rzeczy niebezpieczne dla ich zdrowia. Przed kamerą tylko udaję, że jem karmę dla kotów, choć tak naprawdę tego nie robię. Po prostu wywołuję zamieszanie i zwracam na siebie uwagę dorosłych. Zwracam im również uwagę, aby byli bardziej czujni wobec swoich dzieci.

Każdego dnia nagrywa 5-7 krótkich filmów. Nakręcenie jednego zajmuje mu nawet godzinę. Jest przekonany, że zainteresowanie quadrobbingiem z czasem zmaleje, ale negatywne komentarze mogą pozostać w głowie dziecka na zawsze.

Ivan przed kamerą udaje, że je karmę dla kotów. Zrzut ekranu z TikTok

Quadrobing nie jest chorobą psychiczną

Każda nowa subkultura jest postrzegana przez starsze pokolenie jako wroga i zagrażająca – mówi psycholog Ołena Szersznewa. W rzeczywistości jednak quadrobing nie stanowi żadnego oczywistego zagrożenia dla dzieci. Ten rodzaj zabawy może poprawiać ich rozwój fizyczny. Pozwala im również wyrazić siebie, znaleźć społeczność, w której są akceptowane, co jest niezwykle ważne dla nastolatków.

– Nie widzę tu głębokiego problemu – w zaznacza Szersznewa. – Widzę za to głęboką potrzebę akceptacji przez rówieśników, potrzebę przynależenia do pewnej społeczności, wyrażania siebie, samorealizacji, autoprezentacji

Dzieci wybierają różne kostiumy zwierząt i używają ich do zaakcentowania swojej indywidualności. Dostrzegam w quadrobingu podobieństwa do innych subkultur, które już widzieliśmy, jak emo, rockersi, raperzy – którejkolwiek. Niektórzy ludzie lubią rapować i recytować, a inni, bawiąc się w naśladowanie zwierząt, pokazują, że mogą biegać na czterech nogach. To jest wyrażanie siebie.

Psycholog Ołena Szersznewa jest pewna, że quadrobing nie niesie ze sobą oczywistych zagrożeń. Zdjęcie: prywatne archiwum

Psycholożka ostrzega jednak, że tak jak w przypadku każdej subkultury, i tu istnieje ryzyko. Kiedy dziecko przekracza granicę zdrowego rozsądku, rodziców powinno to zaalarmować:

– Gdzie ta granica? Jeśli dziecko jest całkowicie zanurzone w subkulturze, traci zainteresowanie nauką, niektórymi ze swoich poprzednich hobby, przyjaciółmi, rodziną – to znaczy, że staje się zbyt skoncentrowane na nowym hobby.

Jeśli traci swoją tożsamość i identyfikuje się ze zwierzęciem naprawdę, a nie dla zabawy, rodzice powinni uznać, że coś jest nie tak

W takich okolicznościach ważne jest, by szczerze o tym porozmawiać, a nawet zabrać dziecko do specjalisty, ponieważ w ten sposób może ono przejawiać problemy psychologiczne, a nawet zaburzenia psychiczne.

W tej sytuacji powodem szczególnego zachowania, jak twierdzi psycholożka, nie jest fascynacja nową subkulturą. Quadrobing to tylko pretekst do zamanifestowania głębszych problemów:

– Jeśli dziecko ma problemy psychiczne, to na pewno były one poprzedzone jakimś dyskomfortem lub traumą – na przykład awanturami w domu albo obrażaniem czy wyśmiewaniem dziecka przez rówieśników w szkole. Takie sytuacje, jeśli powtarzają się codziennie, mogą doprowadzić do agresji. Wtedy dziecko może nałożyć sobie na głowę uszy jakiegoś zwierzaka i na przykład kogoś ugryźć.

Dlaczego to robi? Bo ma możliwość wyrażenia nagromadzonej w sobie agresji nie jako ono samo, bezpośrednio, ale jako kot czy pies, którego udaje

I wówczas pojawiają się pytania: dlaczego ma w sobie tę agresję?; skąd się wzięła?; co ją spowodowało? Te pytania powinni sobie zadać rodzice.

Rodzice powinni obserwować dziecko, aby zrozumieć przyczynę jego zachowania. Zdjęcie: Shutterstock

Co powinni zrobić rodzice

1. Obserwuj dziecko

Zgodnie z radą psychologa, dorośli powinni obserwować dziecko, aby gra pozostała grą, a subkultura – subkulturą. Najważniejsze jest to, że kiedy dziecko zakłada uszy, maskę czy ogon, nie uznaje, że jest jakimś zwierzęciem:

– Dla dziecka stabilnego psychicznie, szczęśliwego, zadowolonego z życia, akceptowanego w zespole, w swojej rodzinie, quadrobing nie stanowi żadnego zagrożenia. Ale kiedy ktoś kogoś ugryzie, to mamy już zagrożenie i niebezpieczeństwo. W jednej z audycji telewizyjnych na ten temat dziennikarz podał przykład dziewczynki prowadzonej przez chłopca na smyczy w ramach rzekomej zabawy. Jako psycholożka powiedziałabym, że to już jest zagrożenie psychologiczne. Zawiera bowiem elementy upokorzenia i nierówności płci – mówi Ołena Szersznewa.

1. Wspieraj dziecko

Wsparcie rodziców jest najważniejszą rzeczą dla dzieci w każdym przedsięwzięciu, podkreśla psycholożka. Jest przekonana, że udzielając go, dorośli „pieką dwie pieczenie na jednym ogniu”. Z jednej strony pomaga to zwiększyć poczucie własnej wartości dziecka i jego dobrostan psychiczny. Z drugiej buduje zaufanie, dzięki któremu dorośli będą mogli wpływać na sytuację i prowadzić dziecko w zdrowym kierunku.

Szersznewa: – Rodzice muszą uczyć swoje dzieci równowagi od dzieciństwa.

W rzeczywistości quadrobing może mieć efekt terapeutyczny, gdy dziecko otwiera się poprzez swoje alter ego

Czasami dzieciom łatwiej wyrazić siebie nie we własnym imieniu, ale na przykład w imieniu zwierzęcia. A jeśli dzięki temu ujawnią się miłość, światło i radość, to jaka krzywda może wynikać z subkultury? Natomiast jeśli w życiu dziecka są urazy, ból, agresja, to przecież nie wynikają z tego, że ono udaje jakieś zwierzę.

Rodzice nie są zobowiązani do dzielenia hobby swoicho dzieci. Jednak jak radzi psycholożka, najważniejsze jest, by nie oceniać. Bo jeśli hobby nie jest szkodliwe, nie ma potrzeby go zakazywać.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka, dziennikarka, autor wielu głośnych artykułów śledczych, które wadziły do zmian w samorządności. Chodzi również o turystykę, naukę i zasoby. Prowadziła autorskie projekty w telewizji UTR, pracowała jako korespondent, a przez ponad 12 lat w telewizji ICTV. Podczas swojej pracy odkrył ponad 50 kraów. Ale doskonałe jest opowiadanie historii i analizy uszkodzeń. Pracowała som wykładowca w Wydziale Dziennika Międzynarodowego w Państwowej Akademii Nauk. Obecnie jest doktorantką w ramach dziennikarstwa międzynarodowego: praca nad tematyką polskich mediów relacji w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz
Ukraińskie dzieci też wspierają swoją armię

Rozmawiamy z trzema dziewczynkami, które wykorzystały swoje talenty, by zebrać dziesiątki tysięcy hrywien na wsparcie ukraińskiego wojska.

Gdy wygram, pokonany przekazuje datek

– W 2022 roku wiele osób zaczęło pomagać armii – wspomina 13-letnia Waleria Jeżowa, mistrzyni świata w warcabach. – Ja też chciałam się przyłączyć. Zapytałam mamę, jak mogę to zrobić. „Co potrafisz robić najlepiej?” – zapytała. I tak doszłyśmy do wniosku, że mogę zbierać pieniądze dla armii, grając w warcaby.

Siedzę więc na ulicy i gram w warcaby z każdym, kto zechce. Jeśli ktoś mnie pokona, nie musi dawać datku – chociaż takich, którzy nie dali, jeszcze nie było. Jeśli wygrywam, pokonany musi wrzucić do puszki hrywnę.

Waleria Jeżowa gra przed supermarketem w Kijowie

Długo zastanawiałyśmy się, od czego zacząć. Trzeba było znaleźć miejsce, gdzie mogłabym grać, nie przeszkadzając innym. Wybrałyśmy miejsce przy supermarkecie w rejonie darnyckim pod Kijowem. Postawiłyśmy tam krzesełka, usiadłam, a mama poszła na zakupy. Ludzie zaczęli do mnie podchodzić, pytać, interesować się... Kiedy mama wyszła, przed moim stoliczkiem stała już kolejka. Tego dnia zebrałam jakieś 1200 hrywien.

Oczywiście zdarzali się też tacy, którzy wygrywali. W swoim życiu grałam z mistrzami sportu, kandydatami na mistrzów i innymi. Ale w pobliżu supermarketu, gdzie prowadziłam swój wolontariat, przez cały jego czas wygrały ze mną 3, może 4 osoby.

Potem było wiele innych miejsc. Na przykład grałam w parku Szewczenki. Największa kwota, jaką udało mi się zebrać w ciągu jednego dnia, to około 15 tysięcy hrywien.

Przez cały czas mojego wolontariatu zebrałam ponad 220 tysięcy hrywien

Pierwsze 20 tysięcy, które zebrałam, przekazałam fundacji Serhija Prytuli. Bardzo się denerwowałam, nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Od dawna podziwiam Prytulę, oglądałam jego programy w telewizji, dużo o nim wiem. Dlatego spotkanie z nim było dla mnie ważne. Kiedy zobaczył, jaką sumę przyniosłam, a miałam tylko dziesięć lat, rozpłakał się i mnie uściskał.

W fundacji Serhija Prytuli

Ksenia Minczuk: – Dlaczego zaczęłaś grać właśnie w warcaby? Jakie masz osiągnięcia?

Waleria Jeżowa: – Zaczęłam, gdy miałam 7 lat. Wtedy właśnie otwarto nowy klub warcabowy i chciałam spróbować. Wciągnęło mnie.

W 2021 roku zostałam mistrzynią świata dziewcząt do 10 lat. Mam też trzy puchary z mistrzostw Europy za pierwsze miejsce. Przez pięć lat z rzędu byłam mistrzynią Kijowa wśród dziewcząt w mojej kategorii wiekowej. Jestem również wielokrotną mistrzynią Ukrainy, mistrzynią Europy dziewcząt w mojej kategorii wiekowej oraz mistrzynią świata 2023-24 juniorek (do lat 19). Obecnie gram w kategorii „Dziewczęta od 13 do 16 lat”.

Opowiesz o swoim największym osiągnięciu?

Było wiele trudnych partii, ale jedna stała się dla mnie wyjątkowa. Arcymistrzyni Ołena Korotka jest najlepszą szachistką Ukrainy. Zagrałam z nią na mistrzostwach Ukrainy dorosłych w 2024 roku – i zremisowałam. Byłam bardzo szczęśliwa, remis z Ołeną to dla mnie wielki zaszczyt.

W jaki sposób szachy pomagają Ci w życiu?

Odciągają uwagę. Bo kiedy grasz, koncentrujesz się, rozważasz każdy ruch. Nie ma miejsca na złe myśli. Ale czasami jest odwrotnie – nerwy. Czasami po grze boli głowa, wzrasta ciśnienie, chociaż ogólnie gra mnie fascynuje.

Przyjaźń z polską szachistką uratowała nasze zwycięstwo

Waleria i Maja spotkały się po raz pierwszy na mistrzostwach świata w 2021 roku – mówi Liubow Jeżowa, mama Walerii. – W ostatniej rundzie Lera grała z Rosjanką, od tej partii zależało złoto mistrzostw świata. W warcabach rozgrywa się dwa mikromecze, a wynik jest łączny. Lera wygrywa pierwszy mikromecz, drugi kończy remisem, więc wzywa sędziego, żeby zapisał łączny wynik. I wtedy Rosjanka mówi sędziemu, że nie pamięta wyniku pierwszego mikromeczu... Sędzia jest zdezorientowany. Kto wygrał? Polka Maja Rydz grała wtedy swoją partię obok i obserwowała grę Walerii – i pomogła udowodnić, że to Lera wygrała. Z wdzięczności moja córka podarowała Mai swój medal z mistrzostw świata.

Kiedy wybuchła wojna, Maja wraz z mamą zwróciły się do polskiej federacji szachowej z prośbą o pomoc w ustaleniu, czy z Lerą wszystko w porządku, czy jesteśmy bezpieczni. Przedstawiciel federacji odnalazł mnie na Facebooku. Mama Mai zaproponowała nam przyjazd do nich, ale zostaliśmy w Ukrainie. Teraz spotykamy się na międzynarodowych zawodach.

Waleria podczas symultany szachowej

Z kim grałaś, Walerio?

Z wieloma graczami. Jeśli chodzi o znane osoby, to z Hectorem Jimenezem Brave, Wołodymyrem Ostapczukiem, Wiktorią Bulitko, Jegorem Krutogołowem. Nie wszystkich jestem w stanie wymienić, ale ci mnie nie pokonali. Dużo grałam z żołnierzami. Często zdarza się, że przekazuję im swoją pomoc.

Jak żołnierze na to reagują?

Dziękują. Często ich żony pokazują filmy z podziękowaniami od mężów z frontu. I często płaczą. Pamiętam spotkanie z żołnierzem Ołeksijem Prytulą, weterynarzem z Odessy. We wrześniu 2022 roku, podczas natarcia na Łymań, został ciężko ranny i stracił obie nogi. Zbierałam pieniądze na protezy dla niego. Gdy mu je założyli, spotkaliśmy się. Podarował mi piękny bukiet kwiatów. Pomimo wszystkich przeżyć jest bardzo pogodnym człowiekiem. Zostałam również odznaczona medalem przez żołnierzy 28 OMB [oddzielna brygada zmechanizowana – red.]. Dowódca, który wręczył mi ten medal, później zginął, próbując ratować swojego towarzysza broni. Dlatego ta nagroda jest dla mnie szczególnie ważna.

Chciałabym wierzyć, że moje pieniądze, choć niewielkie, komuś pomogą

Jakie najjaśniejsze momenty związane z ich zbieraniem zapamiętałaś?

Gdy chłopcy na ulicy zbierali i przynosili drobniaki, żeby ze mną zagrać — po 50 kopiejek, po hrywnie. Każdego dnia przybiegali do tego supermarketu, gdzie grałam. Potem prosili, żebym ich uczyła.

Z Ołeksijem Prytulą, któremu pomogła zebrać pieniądze na protezy

Nadal grasz i zbierasz pieniądze?

Tak! Bardzo często gram w pobliżu supermarketu. Latem codziennie, w innych porach roku w weekendy. Tam już mnie znają – pracownicy, administrator. Przynosili mi nawet gorące obiady. Teraz częściej gram na imprezach charytatywnych. Zapraszają mnie, a ja się zgadzam. Tam jest znacznie więcej ludzi, a to oznacza, że można zebrać więcej pieniędzy dla armii. Moja metoda działa, więc będę grać dalej.

O czym marzysz?

Najważniejsze, żeby jak najszybciej skończyła się wojna. Myślę, że dziś to marzenie każdego Ukraińca. A jeśli chodzi o osobiste marzenia, to chcę się spotkać z Łesią Nikitiuk [ukraińska prezenterka telewizyjna – red.]. I oczywiście chcę zostać mistrzynią świata. Będę trenować, żeby to osiągnąć.

Kartki z kiełkującymi nasionami

Na Instagramie piszesz: „Szanuję przeszłość, nie stronię od teraźniejszości, tworzę przyszłość. Kontynuuję tradycje mojego rodu”. W jaki sposób pomagasz żołnierzom?

Mam 11 lat, pochodzę z miasta Sławuta na Wołyniu. Pomagam wojskowym od początku wojny – odpowiada 11-letnia Sołomia Debopre, etnoblogerka, która tworzy niezwykłe kartki i świeczki, by zbierać datki dla armii. – Na początku w naszym lokalnym Centrum dla Wolontariuszy cała moja rodzina wyplatała siatki maskujące, zbierała ubrania, przygotowywała jedzenie. Kiedy zabrakło tam dla mnie pracy, zaczęłam robić kartki i świeczki.

Sołomia Debopre zaczęła pomagać w wieku 8 lat

Kartki wykonuję własnoręcznie, od papieru po wykończenie. Do produkcji papieru mam specjalne narzędzia. Robię go z przetworzonych zeszytów, opakowań, papierowych śmieci. Formuję go w specjalnym sicie i dodaję nasiona, które potem mogą wykiełkować. Tej techniki nauczyłam się od ukraińskiego mistrza w Estonii, kiedy byłam w Tallinie na festiwalu wraz z zespołem folklorystycznym, w którym śpiewam. Raz w roku wyjeżdżamy za granicę, śpiewamy ukraińskie piosenki, opowiadamy o naszej kulturze, bierzemy udział w jarmarkach, na których sprzedajemy wyroby ukraińskich rzemieślników. Kiedy trafiłam do pracowni papieru, tak mnie wciągnęło, że też zapragnęłam robić coś takiego.

Swoje pierwsze kartki po prostu rozdawałam żołnierzom. Pisałam: „Siejcie na wyzwolonej ziemi”

Jaką największą kwotę udało Ci się zebrać?

18 tysięcy hrywien za jednym razem. Każdego miesiąca zarabiam 5-7 tysięcy hrywien i wszystko przekazuję żołnierzom. Czasami to są przyjaciele rodziców, czasami krewni, czasami moi obserwujący, których dobrze znam. Kiedyś zbierałam pieniądze dla mojego wujka Romana. Pomagałam też naszemu lokalnemu artyście, a on robił dla mnie formy do świec. Kiedy na wojnie zginął jego brat, potrzebny był samochód, by przewieźć ciało. Dołączyłam do zbiórki.

Kartki z nasionami i świeczki Sołomii

Jak żołnierze reagują na Twoją pomoc?

Często nagrywają mi filmy z podziękowaniami. Czasami przysyłają małe upominki: flagi oddziałów, naszywki itp. Kiedyś pewien żołnierz podarował mi duży pocisk. Przywieźli go nam prosto do domu i zostawili na podwórku, ale zapomnieli powiedzieć o tym tacie. Wyszedł na ulicę, zobaczył pocisk i się przestraszył. Pomyślał, że ten pocisk spadł obok naszego domu. Myślę, że go teraz pomaluję i oddam w zamian za datki.

Często organizuję na Instagramie różne konkursy, loterie, biorę udział w loteriach, gdzie za datki można coś wygrać. Mam już swoją publiczność, która wspiera wszystkie moje zbiórki.

O czym marzysz?

Żeby wojna skończyła się jak najszybciej. A kiedy dorosnę, chcę otworzyć kawiarnię i sprzedawać tam swoje świeczki i pocztówki.

Na jarmarku

Obrazy, które skłaniają do płaczu

Moja działalność wolontariacka rozpoczęła się jeszcze w 2014 roku – mówi Alina Stebło, 16-letnia artystka. – Stało się tak dzięki mojemu wychowaniu. Zaszczepiono mi miłość do Ukrainy i nauczono, że zawsze walczyliśmy o wolność i będziemy walczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Musimy też pomagać tym, którzy walczą o naszą wolność. Byłam na Majdanie w Chmielnickim, kiedy jeszcze chodziłam do przedszkola. A kiedy w 2014 roku rozpoczęła się wojna, zaczęłam rysować kartki dla rannych.

Najpierw pomagałam w organizacji społecznej „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”, zbieraliśmy paczki dla żołnierzy. Po kilku tygodniach zrozumiałam, że mogę robić coś innego – rysować. To mi wychodzi znacznie lepiej. Od początku inwazji zajmuję się wyłącznie rysowaniem. To mój sposób na wyrażenie emocji i przeżyć.

Po piątym obrazie, który podarowałam znajomym żołnierzom, mama powiedziała: „A czemu my tak po prostu te twoje prace rozdajemy? Daj je na aukcje, niech przynoszą pieniądze”. I tak zrobiliśmy.

Alina Stebło maluje obrazy, które są sprzedawane na aukcjach

Razem z innymi dziećmi robiliśmy również malunki na łuskach po pociskach, które również przekazywaliśmy na aukcje. Namalowałam około 50 prac. Aukcje dla moich obrazów wyszukuje „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”.

Moja pierwsza wystawa nosi tytuł „Wojna, która nas zmieniła”. W Chmielnickim pokazałam ją już cztery razy. Za każdym razem zbieramy na tych wydarzeniach datki.

Ludzie widzą w moich pracach różne rzeczy: rozpacz, ból, nadzieję. Często mówili, że nie wierzą, że to prace nastolatki.

Zdarzało się, że patrząc na nie, dorośli mężczyźni stali i płakali

Teraz kończę 11 klasę, przygotowuję się do egzaminów, ale nadal maluję. Piszą do mnie wolontariusze z różnych krajów i proszą o prace na aukcje. Moje obrazy trafiły już do Niemiec, Szkocji, Austrii, Stanów Zjednoczonych. Na aukcjach za granicą zebrano już ponad 140 tysięcy hrywien.

Kiedy oddaję swoje prace, nie myślę o tym, ile pieniędzy uda się zebrać. Myślę o tym, co one przyniosą.

Jak wojskowi reagują na Twoją pomoc?

Najlepszym podziękowaniem dla mnie od żołnierzy jest to, że żyją. Nie potrzebuję od nich niczego więcej.

Wystawa obrazów Aliny Stebło

Jakie są Twoje marzenia?

Marzę o końcu wojny. Trochę egoistycznie, bo chcę studiować architekturę w Odessie, a nie mogę tam pojechać, bo jest niebezpiecznie. Ale i tak zostanę architektką, ponieważ po zakończeniu wojny chcę odbudowywać nasz kraj.

Co powiesz tym dzieciom i dorosłym, którzy również chcą pomagać, ale nie wiedzą, od czego zacząć?

Zawsze możecie przyjść do dowolnej fundacji lub organizacji społecznej i powiedzieć: „Chcę pomagać”. Tam szybko zdecydują, w czym możecie być przydatni.

Nie ma wieku, w którym można zacząć być użytecznym. Po prostu róbcie to, co potraficie najlepiej

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

20
хв

Rób to, co potrafisz najlepiej. O ukraińskich dzieciach, które zbierają datki na armię

Ksenia Minczuk

Opuszczając swoje domy w 1986 roku, mieszkańcy strefy Czarnobyla nie zdawali sobie sprawy, że to na zawsze. Włączyli mieszkania na alarm, ukryli przed żonami stragany pod listwami przypodłogowymi. Zostawili zwierzęta. Ludzie ewakuowani rzekomo na trzy dni...

Czarnobylskie „bioroboty” ratują świat

26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa katastrofa spowodowana przez człowieka w historii ludzkości. W nocy w elektrowni jądrowej w Czarnobylu odbył się eksperyment. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i jedna po drugiej miały miejsce dwie eksplozje. Czwarty reaktor został całkowicie zniszczony, w wyniku czego do atmosfery dostała się ogromna chmura pyłu radioaktywnego.

Władze radzieckie przez długi czas uciszały katastrofę, a nawet organizowały tradycyjne parady majowe.

Świat nie wiedział nic o eksplozji przez dwa dni

10 dni — od 26 kwietnia do 6 maja — trwało maksymalne uwalnianie substancji radioaktywnych z uszkodzonego reaktora. 11 ton paliwa jądrowego dostało się do atmosfery. Największa chmura osiadła na terytorium Białorusi. 30 pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu zmarło w wyniku eksplozji lub ostrej choroby popromiennej w ciągu miesiąca.

Szacuje się, że w wyniku katastrofy w Czarnobylu ucierpiało około 5 milionów ludzi. Około 5 tysięcy osad na Białorusi, Ukrainie i Federacji Rosyjskiej zostało skażonych radioaktywnymi nuklidami. Spośród nich na Ukrainie jest 2218 osad i miast o populacji około 2,4 miliona osób.

Likwidacja konsekwencji wypadku kosztowała Związek Radziecki 18 miliardów dolarów. Co najmniej 600 000 osób zostało wrzuconych do walki z „pokojowym atomem” ze wszystkich jego zakątków, a ilu z nich zmarło z powodu choroby popromiennej, nie wiadomo. Według różnych źródeł — od 4 do 40 tysięcy osób.

„Bioroboty” to ludzie, którzy uratowali świat przed rozprzestrzenianiem się substancji radioaktywnych kosztem życia. Zdjęcie: Europejski Instytut Czarnobyla

Unikalne jednostki facetów, którzy zrzucili radioaktywne kawałki grafitu z dachu reaktora, zostały nazwane przez obcokrajowców „biobotami”. W końcu ci ludzie pracowali w tak niebezpiecznych warunkach, że nawet specjalnie stworzone do pracy podczas katastrof zawodowych zepsuły się. Aktywność promieniowania na dachu wynosiła od 600 do 1000 promieni rentgenowskich na godzinę — co jest śmiertelną dawką promieniowania. „Bioroboty” weszli na dach na kilka minut, wrzucili jedną łopatę grafitu do płonącego reaktora i wyszli, ustępując miejsca następnemu. Dla większości z nich to naprawdę heroiczne dzieło kosztowało ich życie.

Dawne miasto marzeń Prypecat jest teraz miastem duchów, nie ma go na współczesnych mapach.

Magnes dla prześladowców i turystów z 75 krajów świata

Pierwsi prześladowcy w Czarnobylu pojawili się na początku lat dziewięćdziesiątych, zaraz po rozpadzie Związku Radzieckiego. Na początku 2000 roku zaczęli tu przyjeżdżać turyści. A w 2010 roku postanowiono otworzyć Strefę dla wszystkich, którzy chcieli - trzeba było uzyskać na to oficjalne pozwolenie i zapłacić od 500 hrywien do 500 dolarów. Na polecenie Ministra Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy przeprowadzono badania radiologiczne i utworzono trasy dla zwiedzających. Zauważono, że na terenie tych tras w strefie 30-kilometrowej można przebywać do 4-5 dni bez szkody dla zdrowia, aw strefie 10-kilometrowej - 1 dzień.

Strefa wykluczenia. Zdjęcie Maria Syrchyna

Wycieczka do 30-kilometrowej strefy Czarnobyla stała się liderem na światowej liście wyjątkowych miejsc i egzotycznych wycieczek (Antarktyda i Korea Północna są niższe w rankingu). Im więcej czasu minęło od wypadku, tym więcej przyjeżdżało turystów. W sumie z 75 krajów na całym świecie.

Strefa, która jest równa rozmiarom trzem Kijowie lub pięciu Warszawom, była podróżowana z całego świata, aby zobaczyć możliwy model przyszłości ludzkiej cywilizacji

Poczuj atmosferę opuszczonego domu. Zrozum, co się dzieje, gdy ludzkie życie jest cenione mniej niż zysk z taniej energii elektrycznej lub tajemnicy państwowej.

„Kilka lat temu widziałem kobietę opalającą się tutaj” - powiedział Serhiy Chernov, były eskorta turystyczna w Strefie. „W tym samym czasie obok niej przeszli miejscowi pracownicy, ubrani w ochronne, obcisłe garnitury. „Ja” - powiedziała, „przeczytałem w moskiewskiej gazecie, że opalenizna w Czarnobylu jest najbardziej stabilna, rok się nie zmywa!”

Czarnobyl po rosyjskiej okupacji

Już pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na pełną skalę elektrownia jądrowa w Czarnobylu, która była zachowana przez 36 lat i chroniona przed dalszym rozprzestrzenianiem się promieniowania, została zajęta przez wojska rosyjskie. Miejsce, w którym niegdyś gościł się najgorszy cywilny incydent nuklearny na świecie, po raz kolejny stał się obszarem zwiększonego zagrożenia.

Wojska rosyjskie przebywały w Strefie nieco ponad miesiąc — do 2 kwietnia. I chociaż nie było tam większych walk (tylko starcia ze strażą graniczną i ostrzał we wczesnych dniach), okupacja zmieniła te specjalne ziemie na wiele lat.

Imponująca opowieść o Rosjanach w strefie Czarnobylu kopających okopy w Czerwonym Lesie — jednym z najbrudniejszych miejsc w okolicy. Pracownicy stacji, którzy pozostali tam podczas okupacji, wyjaśnili, że kopanie ziemi w Czarnobylu jest bardzo niebezpieczne. Ale nikt ich nie słuchał. Co więcej: Rosjanie wyprowadzili radioaktywny pył poza Strefę na gąsienice swoich czołgów.

Rosyjskie pozycje w najbrudniejszym Czerwonym Lesie. 2022. Zdjęcie: Energoatom Ukrainy

W strefie Czarnobyla nadal obowiązywała zasada, że lepiej nie schodzić z asfaltu. Ale teraz, oprócz niebezpieczeństwa związanego z promieniowaniem, dodano zagrożenie minami i rozstępami. Teraz nie ma mowy o żadnej turystyce ani wędrówkach prześladowców, ponieważ 95-98% terytorium strefy wykluczenia jest uważane za wyminowane (ponieważ nie zostało jeszcze zbadane pod kątem obecności urządzeń wybuchowych).

W wyniku rosyjskiej inwazji na elektrownię jądrową w Czarnobylu uszkodzono i splądrowano sprzęt biurowy i komputerowy o wartości ponad 230 milionów hrywien. Policja Narodowa Ukrainy ogłosiła podejrzenie naruszenia prawa i zwyczajów wojennych zastępcy dyrektora Rosatomu Nikołajowi Mulyukinowi. Według śledztwa Muliukin prowadził napad na elektrownię jądrową podczas rosyjskiej okupacji Czarnobyla wiosną 2022 roku. Okupcy nie wiedzieli, co tam robić i po prostu ukradli własność. Trzymali zakładników pracowników stacji i Gwardii Narodowej, którzy go chronili.

Aby doprowadzić CHNPP do stanu przedwojennego i przywrócić wszystko, co niezbędne, potrzeba 1,6 miliarda hrywien, według Państwowej Agencji Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia.

Ale najgorsze jest to, że 103 żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy strzegli elektrowni jądrowej w Czarnobylu, wciąż są w niewoli Rosjan. Według żony jednego z schwytanych żołnierzy Natalii Kushnarevy okupanci schwytali ich podczas inwazji 24 lutego 2022 r.

20
хв

Tragedia w Czarnobylu: 39. rocznica wybuchu

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Rób to, co potrafisz najlepiej. O ukraińskich dzieciach, które zbierają datki na armię

Ексклюзив
20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Ексклюзив
20
хв

Uwięzieni między światami, czyli jak pomagać Ukraińcom w Polsce

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress