Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.
W 505 batalionie 37 brygady piechoty morskiej SZU 33-letnia Belgijka jest jedynym obcokrajowcem. Do Ukrainy trafiła wraz z rozpoczęciem inwazji jako wolontariuszka w konwoju humanitarnym. Chociaż urodziła się bez prawej nogi, nie przeszkodziło jej to w dostarczaniu pomocy z Belgii na front.
– Później brałam udział w niezwykle trudnych operacjach ewakuacyjnych w Donbasie. Często byliśmy tylko jakieś pół kilometra od rosyjskich żołnierzy. Strzelali, a ja wiedziałam, że w każdej chwili mogę zginąć. Ale nawet jeśli amputowano ci nogę, to nie jest jeszcze powód, by uważać, że ta straszna wojna w sercu Europy nie dotyczy ciebie – Ania apeluje także do tych, których wojna skazała na niepełnosprawność.

Uwięziona w szpitalnym łóżku
Urodziła się w Bytomiu.
– Od dzieciństwa mówili mi, że moja mama mnie porzuciła. Rodzice mieli już wtedy syna. Mama była zmuszona sama mnie wychowywać, bo tata, kiedy się urodziłam, trafił do więzienia. Przez pawie dwa lata mieszkałam w szpitalu, aż lekarz znalazł dla mnie belgijską rodzinę z miasta Liege.
Zazwyczaj dzieci, których rodzice się wyrzekli, trafiają do domów dziecka. Jednak w przypadku Ani lekarz uznał, że ze względu na zdrowie bezpieczniej będzie pozostawić ją w szpitalu.
– Dwa lata żyłam w swoim szpitalnym łóżku, jak w więzieniu. Przez cały ten czas ani razu nie wyszłam na ulicę, nie widziałam słońca ani deszczu. Nie miałam żadnych zabawek – pierwszego misia podarowali mi przybrani rodzice.
Dopiero kiedy miała już 26 lat, dowiedziała się, że jej biologiczna mama mieszka w Polsce. I że ma 16 braci i sióstr.
– Mieszkałyśmy dwie godziny drogi od siebie. Okazało się, że nie tylko ja jej szukałam – przez wiele lat mama też mnie szukała. Pojechałam do Polski, żeby się z nią spotkać. To był największy cud w moim życiu
Mama opowiedziała mi, że przez cztery miesiące po moich narodzinach codziennie przychodziła do mnie do szpitala – aż lekarz wywalczył sądowy zakaz tych odwiedzin. Cztery miesiące później mama i tata zostali pozbawieni praw rodzicielskich. Dowiedziawszy się o tym, ojciec chciał popełnić samobójstwo. Udało się go uratować.
Mama zostawiła lekarzom swój adres, aby Ania mogła ją znaleźć, jeśli zechce. Potem Ania jeszcze kilkukrotnie przychodziła do szpitala, lecz nikt nic jej nie chciał powiedzieć. Aż w końcu jedna z pielęgniarek wyznała, że mama przychodziła do szpitala i jej szukała.
Na progu śmierci
Kiedy wybuchła wielka wojna, Ania wraz z innymi wolontariuszami z różnych krajów pomagała ukraińskim uchodźcom na polsko-ukraińskiej granicy. W schronisku przebywało prawie dziesięć tysięcy osób. Ania była jedyną osobą, która kierowała do Belgii tych, którzy chcieli tam wyjechać.
– Pracowaliśmy dzień i noc. Czasami musieliśmy spać na ziemi, na dworcu kolejowym, obok uchodźców. Nie miałam głowy do tego, by dbać o protezę, więc w końcu doszło do infekcji – nie mogłam jej zdjąć bez oderwania kawałka skóry. Rana krwawiła, ale nie miałam czasu, żeby się sobą zająć, bo przybywało coraz więcej ludzi – bez walizek, ze zwierzętami. Stracili swoje rodziny i mieszkania, stracili wszystko. Trzeba było im pomóc.

Któregoś dnia Ania straciła przytomność. W szpitalu przepisano jej antybiotyki. Siostra Ani, która pracuje w placówce medycznej w Belgii, nalegała, by ta natychmiast wróciła do domu, nie ryzykowała życia. Ale Ania prosto ze szpitala pojechała do schroniska dla uchodźców. W miejscowej przychodni podpięto ją do kroplówki.
– Potem przez całą noc walczyłam o życie. Pielęgniarka powiedziała, że jeśli wystąpi wstrząs septyczny, nie przeżyję. Cóż, pomyślałam sobie, urodziłam się na tej ziemi i jestem gotowa tu umrzeć, pomagając ludziom.
Kiedy się obudziła, lekarz płakał, trzymając ją za rękę. Powiedział, że o piątej rano nastąpił wstrząs septyczny, była w hipotermii, ale po kilku minutach temperatura jej ciała nagle zaczęła rosnąć.
– Ten lekarz powiedział, że w ciągu swojej 30-letniej kariery nigdy nie widział czegoś podobnego
Wstałam z łóżka, przeniosłam się na wózek inwalidzki i znów zaczęłam pomagać uchodźcom. Woziłam na tym wózku ich bagaże, uspokajałam ich. To, że Bóg ocalił mi życie, uznałam za znak, że muszę nadal pomagać Ukraińcom
Zew krwi
W październiku 2024 roku Ania wstąpiła do Sił Zbrojnych Ukrainy. Uczy się obsługi dronów, zajmuje się logistyką i zaopatrzeniem batalionu.
– Żaden dron nie wzbije się w powietrze bez ludzi, którzy go konfigurują i nim sterują. Dlatego wciąż się uczymy, testujemy i opracowujemy nowe rozwiązania. Dwa lata temu drony FPV zmieniły przebieg wojny. Kilkoma niedrogimi dronami można zniszczyć sprzęt wroga wart miliony dolarów.
Wstąpienie do Sił Zbrojnych Ukrainy uważa za swoje drugie narodziny:
– Od dzieciństwa marzyłam o służbie w wojsku. Czułam, że żyje we mnie duch wojownika. Intensywnie trenowałam, by wzmocnić się fizycznie i duchowo.

W Belgii niepełnosprawność uniemożliwiła jej związanie się z wojskiem. Pracowała w branży hotelarsko-gastronomicznej, w projektach wsparcia osób po amputacjach. Ale wciąż czuła, że nie jest na swoim miejscu.
– Jedyne, co przed wojną wiedziałam o Ukrainie, to Czarnobyl. Lekarze uważali, że moja niepełnosprawność jest skutkiem awarii w tej elektrowni jądrowej. Potem zaczęła się straszna wojna. Pojechałam do Ukrainy, bo to nie jest lokalny konflikt. Jeśli nie pomożemy Ukrainie przetrwać, ucierpi cały demokratyczny świat.
Żołnierze walczący na froncie donieckim wielokrotnie mówili Ani, że ma charakter i siłę Kozaka – wojownika. A ona tylko się śmiała. Potem zapytała mamę o swoich przodków i dowiedziała się, że rzeczywiście ma ukraińskie korzenie. Zresztą po urodzeniu nazywała się Anna Natalia Katarzyna Zubko.
– Mama powiedziała, że mój dziadek był Ukraińcem z Zaporoża, a pradziadek wyzwalał Ukrainę podczas II wojny światowej. Kiedy dowiedziałam się, że Ukraina jest moją duchową ojczyzną, chciałam wycałować każdy milimetr ukraińskiej ziemi!
Każdy musi coś zrobić
Samochody i pojazdy opancerzone na froncie „żyją” w najlepszym razie kilka miesięcy. Trzeba je regularnie naprawiać, bo każda akcja bojowa oznacza nowe uszkodzenia i straty. Dlatego żołnierze 505 batalionu wciąż potrzebują pieniędzy na naprawy. Ania zbiera te pieniądze. Dzięki swojej popularności i reputacji jest bardzo skuteczna.
– Każdy musi coś zrobić, by przeciwstawić się przemocy i położyć kres cierpieniom, które wrogowie sprowadzili na ukraińską ziemię. Chcę, by nadszedł dzień, kiedy ludzie, których ewakuowaliśmy z okupowanych miast, powrócą do swoich domów. Bardzo tego pragnę.
To nie Ukraińcy rozpoczęli wojnę w Europie. A pokój to nie tylko brak wojny. To wybór, by nie poddać się przemocy, nawet gdy grożą ci bronią
Zdjęcia: archiwum prywatne bohaterki
Dziennikarka, redaktor Mikołajowskiego Oddziału Narodowej Publicznej Nadawczej Ukrainy. Autor programów telewizyjnych i radiowych, opowiadań, artikułów na tematy wojskowe, ekologiczne, kulturalne, społeczne i europejskie. Opublikowano w gazecie ukraińskiej diaspory w Polsce „Nasze Słowo”, na ogólnoukraińskich stronach dotyczących „Portal Integracji Europejskiej” Biura Wicepremiera ds. Integracji Europejskiej i Euroatlantyckiej oraz Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych. Międzynarodowe programy szkoleniowe dla dziennikarzy: Deutsche Welle Akademie, Media Neighbourhood (BBC Media Action), Thomson Foundation i inni. Współorganizatorka wielu dziedzin i szkoleń: projekty edukacyjno-kulturalnych dla uchodźców w Polsce, realizowane przez Caritas, Federację Organizacji Pozarządowych FoSA; „Kultura Pomaga”, realizowanych przez Osvitę (UA) i Zusę (DE). Jest współautorką książki „Serce oddane ludziom” o historii południowej Ukrainy. Opublikowano artykuł na temat wojskowe w książkach „Wojna na Ukrainie. Kijów - Warszawa: Razem do zwycięstwa” (Polska, 2022), „Lektury iczne: Zachowajmy dla otomności” (Ukraina, 2022)
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.