Exclusive
20
min

Bilet do pułapki. John Bolton o negocjacjach z Rosją i ich konsekwencjach dla Ukrainy

– Możesz zgodzić się na prawie wszystko, ale rosyjski podpis nie powstrzyma trzeciej inwazji, jeśli Moskwa zdecyduje się ją rozpocząć – mówi były doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego

Maryna Stepanenko

John Bolton, doradca Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego w latach 2018-2019. Zdjęcie: AP/EAST NEWS

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Rozmowy w Rijadzie, porozumienie w sprawie żeglugi na Morzu Czarnym, a obecne próby Białego Domu osiągnięcia rozejmu do 20 kwietnia – wszystkie te kroki tworzą iluzję postępu dyplomatycznego. Czy to rzeczywiście krok w kierunku pokoju, czy tylko kolejny manewr polityczny?

Mimo swoich deklaracji Rosja nadal atakuje ukraińską infrastrukturę energetyczną. Z drugiej strony Zachód rozważa złagodzenie sankcji wobec rosyjskiego sektora rolnego, choć Moskwa nie wykazała żadnych ustępstw. Wszystko to dzieje się na tle prób wykorzystania przez administrację Donalda Trumpa wojny do własnej gry geopolitycznej.

Czy Biały Dom ma jasną strategię, czy to tylko próba odnotowania „sukcesu” przed Wielkanocą? Czy dyplomacja staje się narzędziem łagodzenia sankcji, co byłoby na rękę Kremlowi? Rozmawiamy z Johnem Boltonem, amerykańskim politykiem, dyplomatą i doradcą Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego w latach 2018-2019.

Negocjacje: kto zyskuje więcej

Maryna Stepanenko: W zeszłym tygodniu w Rijadzie odbyła się kolejna runda negocjacji. Jak je Pan ocenia?

John Bolton: Udało się nam osiągnąć pewne porozumienia w sprawie zawieszenia broni na Morzu Czarnym w zakresie warunków, na jakich statki handlowe mogą swobodnie przepływać przez Morze Czarne bez narażania się na ataki. Statki handlowe nie mogą być wykorzystywane jako jednostki wojskowe. Myślę, że generalnie wróciliśmy do tego, o czym rozmawialiśmy z Turcją w 2022 roku.

To może być postęp, ale myślę, że Rosja jest tym zainteresowana tak samo jak Ukraina: by móc transportować część swoich produktów rolnych. Nie sądzę, by gwarantowało to postęp w doprowadzeniu do zawieszenia broni na lądzie lub bardziej kompleksowego zawieszenia broni, nie mówiąc już o finalnym rozwiązaniu.

Wysłannik prezydenta USA na Bliskim Wschodzie Steve Witkoff, sekretarz stanu USA Marco Rubio i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Mike Walz podczas rozmów w Arabii Saudyjskiej. Zdjęcie: Evelyn Hockstein/Associated Press/East News

Jesteśmy świadkami złamania przez Rosję obietnicy zaprzestania ataków na ukraińską infrastrukturę energetyczną. Co więcej, ataki nie tylko nie ustały, ale wręcz się nasiliły. Teraz mamy umowy zapewniające bezpieczną żeglugę na Morzu Czarnym i zapobiegające wykorzystywaniu statków handlowych do celów wojskowych. W jaki sposób USA mogą zagwarantować przestrzeganie przez Rosję umów, skoro wcześniej naruszała już ona umowy międzynarodowe?

Nie sądzę, by istniały jakiekolwiek gwarancje. Dlatego prezydent Zełenski tak mocno naciska na gwarancje bezpieczeństwa. On bardzo dobrze rozumie poczynania Rosji

Można uzgodnić niemal wszystko, ale rosyjski podpis nie powstrzyma trzeciej inwazji, jeśli Moskwa zdecyduje się ją rozpocząć.

Wiele z tych błędów zostało popełnionych w 2014 roku, co ostatecznie doprowadziło do drugiej inwazji Rosji. Ale szkody zostały już wyrządzone, a myślenie, że samo podpisanie dokumentu zapewni trwały pokój i stabilność, jest błędne – zwłaszcza jeśli porozumienie pozostawia pewne terytoria w rękach rosyjskich, co czyni je zasadniczo nieadekwatnym.

Stany Zjednoczone ogłosiły zamiar ułatwienia Rosji wznowienia eksportu produktów rolnych i nawozów, w szczególności poprzez obniżenie kosztów ubezpieczenia morskiego i rozszerzenie dostępu do portów i systemów płatności. Czy to nie jest sprzeczne z obecną polityką sankcji, zwłaszcza biorąc pod uwagę brak ustępstw ze strony Rosji w celu osiągnięcia prawdziwego pokoju?

Tak, myślę, że to oznaka złagodzenia sankcji, które dają Rosji więcej możliwości gospodarczych, niż miała wcześniej – bez wyraźnego uzasadnienia. Ukraina odniosła względny sukces w kwestii eksportu swoich produktów rolnych z Odessy przez Dardanele i Bosfor.

Nie jestem pewien, czy naprawdę skorzysta ona na tym porozumieniu. Daje ono pewne gwarancje, że statki nie będą celem ataków, ale w ostatecznym rozrachunku prawdziwym beneficjentem porozumienia czarnomorskiego może być Rosja.

Czy ta inicjatywa nie stanowi precedensu, w którym Moskwa mogłaby wykorzystać negocjacje dyplomatyczne jako narzędzie do złagodzenia sankcji bez zmiany swojej agresywnej polityki?

Krótkoterminowa strategia dyplomatyczna Rosji jest dość jasna: usunąć jak najwięcej ograniczeń i nacisków, kontynuując walkę. Zwłaszcza że Rosjanie uważają, że dynamika sytuacji na polu bitwy jest dla ich korzystna.

Ich głównym celem jest złagodzenie presji gospodarczej. Chociaż presja ta nie jest tak silna, jak mogłaby być, nadal jest na tyle znacząca, że dążą do jej złagodzenia

Prawdziwe pytanie brzmi: „Dlaczego Stany Zjednoczone miałyby zapewnić Rosji tę ulgę, skoro nie zmienia ona swojego zachowania?”. Jeśli nie poczyni znaczących ustępstw w sprawie zawieszenia broni lub nie wykaże prawdziwego zamiaru zakończenia wojny, nie ma powodu, by łagodzić presję. Jak dotąd nie pokazała ani jednego, ani drugiego.

Co stanie się z żeglugą na Morzu Czarnym? Zdjęcie: Ukrinform/East News

W co gra Rosja

Biały Dom dąży do zawarcia porozumienia o zawieszeniu broni do 20 kwietnia. W tym roku przypada wtedy Wielkanoc – zarówno dla katolików, jak prawosławnych. Czy Pana zdaniem administracja Trumpa ma konkretną strategię w tym zakresie?

Nie sądzę, by istniała konkretna strategia. W najlepszym razie Trump od stwierdzenia, że może zakończyć wojnę w jeden dzień, przeszedł do przeniesienia terminu na kwiecień. Prawdopodobnie do Wielkanocy pojawi się jakaś deklaracja postępu, aby mógł ogłosić sukces. Byłbym jednak bardzo zaskoczony, gdyby do tego czasu udało się uzgodnić pełne zawieszenie broni.

Moim zdaniem Kreml nie wierzy, że zawieszenie broni leży w jego interesie. Są gotowi grać z Trumpem, ponieważ już uzyskali od niego znaczące ustępstwa w kwestiach długoterminowych – bez pełnego przywrócenia suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy, bez jej członkostwa w NATO i bez gwarancji bezpieczeństwa NATO. Rosjanie nie chcą ryzykować utraty tych korzyści. Dlatego choć mogą negocjować, nie ma realnych oznak, by zamierzali zmienić swoje długoterminowe cele.

Specjalny przedstawiciel USA Steve Witkoff za największą przeszkodę w zakończeniu wojny Rosji w Ukrainie uznał „status Krymu i czterech okupowanych przez Rosję regionów Ukrainy kontynentalnej”, nazywając to „słoniem w pokoju” w rozmowach pokojowych. Czy istnieją realistyczne scenariusze zwrotu tych terytoriów? Jakie instrumenty dyplomatyczne, wojskowe lub gospodarcze mogłyby się do tego przyczynić?

Myślę, że istnieją alternatywy, ale najprawdopodobniej oznaczałyby one przedłużanie się wojny. Kluczowym pytaniem jest to, czy Ukraina będzie w stanie kontynuować walkę, jeśli Stany Zjednoczone ponownie zawieszą wsparcie wojskowe. To dźwignia, którą dysponuje Trump.

Jeśli chodzi o Witkoffa, uważam, że jest on permanentnie narażony na rosyjską propagandę. To, o czym właśnie pani wspomniała, jest tego najlepszym przykładem

Te cztery regiony i Krym nie były jakimś wewnętrznym problemem. Były celem niesprowokowanej rosyjskiej agresji zarówno w 2014, jak w 2022 roku. Jeśli już, to są one problemem Rosji, a nie Ukrainy.

Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Mike Waltz przedstawił pomysł rozpoczęcia negocjacji w sprawie zamrożenia linii frontu „tam, gdzie ona się obecnie znajduje”. Jakie mogą być tego konsekwencje?

Cóż, jestem tym bardzo zaniepokojony. Jedną z głównych obaw, jakie mam w związku z zawieszeniem broni, jest to, że jeśli zostanie ono ogłoszone wzdłuż obecnych linii kontaktu, a negocjacje rozpoczną się w Genewie, Wiedniu lub nawet w Rijadzie, zawieszenie broni może szybko przekształcić się w faktyczną granicę.

Im dłużej negocjacje będą się przeciągać, tym bardziej Rosja będzie dążyć do umocnienia swojej obecności, tworząc struktury administracyjne na okupowanych terytoriach, integrując je ze swoim systemem zarządzania i traktując je tak, jakby były częścią Rosji.

W końcu Rosjanie zaczną twierdzić, że zwrot tych terytoriów jest niemożliwy. Dlatego uważam, że zawieszenie broni w tym kontekście stanowi poważne ryzyko dla Ukrainy

Kolejna inwazja: kto na celowniku?

Rosja dużo mówi o zresetowaniu stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Czy to realistyczne? Jakie są długoterminowe konsekwencje rosnącego zaufania Trumpa do Putina dla bezpieczeństwa USA i NATO?

Putin manipuluje Trumpem z niezwykłą łatwością, polegając na swoim wyszkoleniu w KGB i jasnym rozumieniu strategicznych interesów Rosji. W przeciwieństwie do niego Trump zdaje się nie dostrzegać żadnych istotnych amerykańskich interesów w tej sytuacji.

Jest gotów poświęcić interesy Ukrainy, ponieważ po prostu nie ma to dla niego znaczenia

Trump postrzega swoje relacje z Putinem jako osobiste, wierząc, że jeśli dogaduje się z rosyjskim przywódcą, to relacje amerykańsko-rosyjskie muszą być silne. Ale Putin nie postrzega tego w ten sposób. To zbyt uproszczone i naiwne podejście do polityki zagranicznej, w którym wszystko sprowadza się do dynamiki osobistej, jest dokładnie tym, co Putin wykorzystuje do osiągnięcia własnych celów kosztem Ukrainy.

Niedawno „Bild” opublikował artykuł, w którym stwierdził, że Rosja może zaatakować Litwę już tej jesieni. To możliwy scenariusz?

Z wojskowego punktu widzenia Rosja może próbować przeprowadzić taką operację, być może w celu zabezpieczenia korytarza do eksklawy kaliningradzkiej. Nie sądzę jednak, by to było prawdopodobne. Putin przygląda się kilku innym częściom byłego Związku Radzieckiego – Azji Środkowej, Kaukazowi i Mołdawii – gdzie może dostrzec możliwości przywrócenia rosyjskiej kontroli.

Jeśli doszłoby do zawieszenia broni w Ukrainie, sądzę, że wolałby zwrócić się przeciw tym regionom niż podejmować znacznie bardziej ryzykowny krok, jakim byłaby bezpośrednia inwazja na terytorium NATO

Ale jeśli Trump będzie nadal osłabiał NATO, Putin może w końcu uznać, że warto podjąć ryzyko.

Jak wycofanie się USA ze wsparcia dla Europy pod rządami Trumpa wpłynęłoby na równowagę sił w regionie? Czy UE będzie w stanie wypełnić tę próżnię bezpieczeństwa?

Uważam, że wycofanie się USA z NATO byłoby katastrofalnym błędem zarówno dla Stanów Zjednoczonych, jak Europy.

Nawet znaczne osłabienie Sojuszu miałoby poważne konsekwencje. Putin doskonale zdaje sobie z tego sprawę

Zachęcanie Trumpa do podjęcia kroków osłabiających, a nawet likwidujących NATO mogłoby przynieść Rosji długoterminowe korzyści. Ale Putin zdaje sobie również sprawę, że to okno nie będzie otwarte wiecznie – nie może liczyć na więcej niż kolejne cztery lata [rządów Trumpa]. Dlatego próbuje manipulować Trumpem, starając się wykorzystać dyplomację i wpływy polityczne, by osiągnąć to, czego rosyjskie wojsko nie zdołało w Ukrainie do tej pory osiągnąć.

Czy biorąc pod uwagę obecne napięcia między USA a Kanadą uważa Pan, że Kanada mogłaby zacieśnić współpracę z Europą w celu utworzenia sojuszu podobnego do NATO, ale już bez USA, w celu wzmocnienia bezpieczeństwa europejskiego?

Mogłaby spróbować to zrobić, ale byłby to poważny błąd – dla Kanady, dla Europy i dla wszystkich zainteresowanych. Jeśli Stany Zjednoczone wycofają się z NATO lub jeśli Europa faktycznie wypchnie z niego Stany Zjednoczone, będzie to wielki błąd. Pomimo szkód, jakie Trump już wyrządził i jakie może jeszcze wyrządzić, musimy przyjąć długoterminową perspektywę. Pozostało mu 46 miesięcy urzędowania, lecz stosunki bezpieczeństwa między Europą a Stanami Zjednoczonymi będą trwać przez dziesięciolecia. Podczas zimnej wojny jednym z kluczowych celów Rosji było podzielenie Zachodu, ale nigdy jej się to nie udało.

Teraz ryzykujemy, że to stanie się z nami. Ważne jest, byśmy do tego nie dopuścili

Z Trumpem nie będzie to łatwe, ale musimy pozostać skupieni na długoterminowym celu.

„Kulawa kaczka”, skandal i przyszłość Vance'a

Chociaż wskaźnik poparcia dla Trumpa jest najwyższy w historii, wynosi poniżej 50 procent, a niewielka większość wyborców (51%) nie pochwala jego pracy. W jakim stopniu społeczeństwo amerykańskie jest obecnie skupione na polityce Białego Domu wobec Ukrainy? Czy możliwe jest wywarcie presji społecznej na Trumpa, aby kontynuował pomoc wojskową dla Kijowa?

Uważam, że to wciąż możliwe. Notowania Trumpa spadają, ale od lat ludzie zauważają, że ma on coś, co często nazywa się „wysoką podłogą i niskim sufitem”. To oznacza, że jego notowania mają tendencję do utrzymywania się w wąskim przedziale.

Jednocześnie choć Trump jest nowo wybranym prezydentem, jest także „kulawą kaczką”, ponieważ nie może ubiegać się o trzecią kadencję. Oznacza to, że w drugiej kadencji jego notowania mogą spaść jeszcze bardziej niż w pierwszej. Zobaczymy, jak potoczą się wydarzenia, ale jego notowania obecnie stopniowo spadają. Jeśli niepewność związana z taryfami celnymi będzie nadal ciążyć na gospodarce, trend ten może się utrzymać.

Podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa był Pan jego doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Jaka była Pana pierwsza reakcja, gdy dowiedział się Pan o skandalu związanym z włączeniem Jeffreya Goldberga, redaktora naczelnego „The Atlantic”, do prywatnego czatu omawiającego amerykański atak wojskowy na Jemen? Co oznacza ten precedens?

To było naprawdę zdumiewające. Nie pojąć, dlaczego ktokolwiek miałby nawet pomyśleć o korzystaniu z niezabezpieczonego, pozarządowego kanału komunikacji. Signal z trudem może zastąpić wysoce bezpieczną sieć, którą rząd USA budował ogromnym kosztem przez wiele lat. Nikt nie zaproponował rozsądnego wyjaśnienia tej sytuacji – ponieważ, szczerze mówiąc, nie sądzę, by takie istniało. To poważne pytanie dla administracji Trumpa. Będziemy musieli poczekać i zobaczyć, czy to się skończy, czy nie.

Ale jedno jest pewne: kiedy wysocy rangą amerykańscy urzędnicy zachowują się tak beztrosko, zachęca to tylko przeciwników Ameryki do zintensyfikowania wysiłków szpiegowskich
Donald Trump i John Bolton. Zdjęcie: Atlantic Council

Czy J.D. Vance mógłby być kandydatem na następcę Trumpa w przyszłości? Co taka postać w Białym Domu oznaczałaby dla Ameryki, świata i globalnego bezpieczeństwa?

Nie jest pewne, czy on w ogóle otrzyma nominację Republikanów. Jego szanse będą w dużej mierze zależeć od tego, jak popularna będzie administracja Trumpa za dwa do dwóch i pół roku. Jeśli gospodarka pogrąży się w recesji z powodu ceł, zaszkodzi to wszystkim ludziom związanym z prezydenturą Trumpa.

Tymczasem choć w ciągu czterech miesięcy od wyborów Partia Demokratyczna nie wykazała dużego rozmachu, może wystawić silnego kandydata w 2028 roku. Nie ma gwarancji, że Vance zdobędzie nominację lub zostanie prezydentem.

Tylko dwóch wiceprezydentów USA zostało wybranych na prezydenta bezpośrednio po ich kadencji wiceprezydenckiej: George Bush w 1988 roku, a przed nim, na początku XIX wieku, Martin Van Buren.

Niektórzy wiceprezydenci wygrali wybory prezydenckie w późniejszym okresie swojej kariery, ale bardzo rzadko zdarza się, by zastąpili prezydenta, z którym pracowali.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała w ukraińskim wydaniu Radio France international. Była starszą redaktorką anglojęzycznego projektu Multimedialnej Platformy Transmisji Zagranicznych Ukrainy. Pełniła funkcję felietonistki międzynarodowego działu wiadomości na kanale Inter TV. W przeszłości zajmowała się także filmowaniem dokumentalnym. Obecnie prowadzi ukraińskojęzyczny projekt YouTube jako scenarzystka.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Mimo oporu Budapesztu, Komisja Europejska wraz z szeregiem państw członkowskich szuka sposobów na odblokowanie startu negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. O 1 stycznia 2030 r. jako momencie akcesji niektórzy mówią jako o celu ambitnym, ale symbolicznym. Inni, w szczególności Litwa, uważają go za całkowicie osiągalny.

Wsparcie dla Ukrainy nie jest dla Wilna decyzją podjętą pod wpływem ostatnich wydarzeń. Wynika ono z głębokiego przekonania, które ukształtowało się jeszcze przed inwazją Rosji. O tym, a także o blokadach politycznych, wpływie Orbána, wyborze nowego prezydenta Polski i ryzyku dezinformacji rozmawiamy z Ingridą Šimonyte, która w latach 2020-2024 stała na czele litewskiego rządu.

Cierpliwość do Węgier się wyczerpuje

Maryna Stepanenko: – Litwa zaproponowała 1 stycznia 2030 roku jako orientacyjną datę przystąpienia Ukrainy do UE. To realistyczny cel polityczny czy raczej symboliczny gest wsparcia? W jaki sposób Litwa przyczynia się do osiągnięcia tego celu?

Ingrida Šimonyte:
– Litwa od dawna wierzy, że przyszłość Ukrainy jest w Unii Europejskiej. Było tak jeszcze na długo przed krwawymi wojnami Rosji przeciwko Ukrainie. Zawsze uważaliśmy Ukrainę za kraj europejski i wierzyliśmy, że jej integracja ze wspólnotą euroatlantycką będzie korzystna dla obu stron. Oczywiście, 20 lat temu pogląd ten nie był popularny i wielu podchodziło do niego sceptycznie. W Ukrainie zawsze byli ludzie, którzy zdecydowanie opowiadali się za integracją europejską, dlatego doszło do dwóch Majdanów. Ale byli też tacy, którzy uważali, że stosunki handlowe i biznesowe z Rosją mogą być korzystne. Inwazja zmieniła wszystko.

Biorąc pod uwagę to, jak szybko zmieniły się poglądy w ciągu ostatnich czterech lat, nie powiedziałabym, że dziś coś jest nierealne

Jeszcze kilka lat temu zaproszenie Ukrainy do UE w 2024 r. wydawało się czymś nie do pomyślenia – a jesteśmy już w tym miejscu. Rzecz jasna, przeszkody nadal istnieją. Niektórzy politycy lub kraje z powodów politycznych lub pod presją nieprzyjaznych reżimów blokują postęp, blokując otwarcie klastrów negocjacyjnych lub podjęcie decyzji. Ale to nic nowego.

Widzieliśmy już podobne niepowodzenia. Na przykład Macedonia Północna musiała zmienić nazwę, by zadowolić jedno z państw członkowskich, ale potem inne państwo UE ten proces zablokowało. Trudno powiedzieć, czy osiągniemy cel do 1 stycznia 2030 r. Nie widzę jednak w nim niczego nierealistycznego. Ukraina wykazała się niezwykłą zdolnością do szybkiego i profesjonalnego prowadzenia walki o przetrwanie oraz wdrażania głębokich reform w wielu sektorach. To rzadkość.

Wierzę więc, że to możliwe. Będziemy dokładać wszelkich starań, jestem tego pewna.

Premier Węgier Viktor Orbán często korzysta z prawa weta w Radzie UE. W jaki sposób Ukraina i jej sojusznicy mogą skutecznie pokonać takie blokady polityczne na drodze do członkostwa?

W niektórych przypadkach widzieliśmy już precedensy, kiedy decyzje były podejmowane z pominięciem węgierskiego weta. Nie jest to jednak dobra sytuacja – i nie jest to problem Ukrainy, lecz Unii Europejskiej. UE nie może za każdym razem napotykać te same przeszkody ze strony jednego państwa członkowskiego, kiedy trzeba osiągnąć konsensus.

Nawet jeśli Unii udaje się posunąć naprzód, uwzględniając niektóre interesy Węgier, wysyłamy w ten sposób niewłaściwy sygnał, że nagradzamy zachowanie sprzeczne z duchem Unii. Stanowisko Węgier staje się coraz poważniejszym problemem i wielu polityków zdaje sobie z tego sprawę.

Nie chcę, by UE była zmuszona do podjęcia radykalnych środków, takich jak pozbawienie kraju prawa głosu. Jednak musimy uznać, że taka opcja istnieje
Węgry wciąż nie wycofują weta wobec negocjacji o przystąpieniu Ukrainy do UE. Zdjęcie: LEON NEAL/AFP/East News

Widzieliśmy już, że w niektórych obszarach Unia może działać bez zgody Węgier. Jeśli jednak będzie to się zdarzało zbyt często, stanie się oczywiste, że problem należy rozwiązać w sposób bardziej radykalny. Nie potrafię powiedzieć, kiedy nadejdzie punkt zwrotny, ale oczywiste jest, że wielu polityków traci cierpliwość do Węgier.

Kilka lat temu pomysł pozbawienia prawa któregoś kraju UE głosu wydawał się czymś nie do pomyślenia jako zbyt „nieeuropejski”. Teraz już tak nie jest

Wiele zależy od tego, czy Węgry zdecydują się zmienić swoje zachowanie. Tak jak wojna jest w rękach Putina, tak Węgry mogą w każdej chwili zaprzestać mnożenia przeszkód, co będzie lepsze dla wszystkich.

Warszawa to nie Budapeszt

Nowym prezydentem Polski został Karol Nawrocki. Czy istnieje ryzyko, że stanie się on „drugim Orbanem”?

Nie do końca, ponieważ formalnie nowo wybrany prezydent nie jest członkiem partii, chociaż Nawrocki jest związany z Prawem i Sprawiedliwością. Kiedy PiS było u władzy, premier Mateusz Morawiecki był bardzo zaangażowany w pomoc dla Ukrainy. Często razem odwiedzaliśmy Ukrainę, spotykaliśmy się w ramach Trójkąta Lubelskiego. Polska ma silny instynkt rozpoznawania zagrożenia ze strony Rosji – w przeciwieństwie do Orbána.

Orbán działa na korzyść interesów Putina głównie po to, by pozostać u władzy. Jego retoryka często pokrywa się z mirażowymi narracjami Rosji i zawiera oskarżenia pod adresem Ukrainy.

Polska, podobnie jak kraje bałtyckie, ma bolesną historię z Rosją. Węgry również, tyle że reagują inaczej. Niezależnie od partii – czy to PiS, czy Platforma Obywatelska – polscy przywódcy ogólnie uważają Rosję za zagrożenie

Dlatego nie porównywałabym Polski z Węgrami. Nie wybrano pana Mentzena, którego można by porównać do Orbána. Ważne jest również to, że w procesie podejmowania decyzji w UE rząd reprezentują premier i ministrowie, a nie prezydent. Przewidziana jest koordynacja ich działań z prezydentem, ale władza wykonawcza należy do rządu.

W końcu [w 2026 r.] w Polsce odbędą się wybory parlamentarne i rząd może się zmienić. Nie spodziewam się jednak znaczących zmian w ogólnym stanowisku: obie główne partie były pragmatyczne i ostrożne w stosunku do Rosji, obie popierały konieczność obrony Europy.

Tak, wszyscy słyszeliśmy podczas kampanii wypowiedzi, które budziły niepokój. Ale retoryka przedwyborcza to jedno, a ważne jest to, jak współpracują instytucje. Dlatego pozostaję optymistką. Oczywiście, politycy będą próbować dramatyzować problemy wewnętrzne. Weźmy na przykład rolników – zeszłoroczne protesty zostały wywołane oświadczeniami, że Ukraińcy zabierają im rynki, oraz obawami dotyczącymi skutków członkostwa Ukrainy w UE. Takie nastroje pojawią się jednak w wielu krajach.

Rosja będzie to wykorzystywać w propagandzie, by podsycać negatywne nastroje. Ale to nic nowego. Odpowiedzialni politycy powinni skupić się na długoterminowych celach i nie ulegać manipulacjom. Wiemy, jak działa Rosja. Musimy po prostu być gotowi.

Największe sankcje na Rosję wprowadził sam Putin

Obecnie w ścisłej koordynacji między UE a USA opracowywany jest 18. pakiet sankcji. Czy prace te odpowiadają oczekiwaniom Litwy? Co Pani kraj uważa za priorytet do uwzględnienia w tym pakiecie, by maksymalnie wzmocnić presję sankcyjną na Rosję?

Zawsze optowaliśmy za włączeniem do pakietu sankcji skroplonego gazu i materiałów jądrowych eksportowanych przez Rosję, ale oczywiście jest z tym problem. To dobra i zła strona procesu podejmowania decyzji w Unii Europejskiej: konieczny jest konsensus. Oznacza to, że w pewnym momencie otrzymujesz nie najlepszy wynik (przynajmniej z twojego punktu widzenia), ale tak właśnie wygląda koordynacja. Dlatego dobrze, że przyjęcie jednego pakietu ograniczeń jest zawsze początkiem kolejnego.

I tak, choć niestety powoli, zmierzamy do momentu, w którym te długotrwałe problemy również zostaną uwzględnione
Ingrida Šimonyte z Wołodymyrem Zełenskim. Zdjęcie: OPU

Litwa konsekwentnie opowiada się za najsurowszymi sankcjami wobec Rosji, zwłaszcza w kontekście nowych ataków na infrastrukturę cywilną Ukrainy. Dlaczego Pani zdaniem niektóre kraje UE nadal nie są gotowe do podjęcia tak zdecydowanych działań, jak Wilno? Jakie są główne obawy Zachodu?

Powiedziałabym, że największy wpływ na gospodarkę miały nie sankcje, ale odcięcie dostaw gazu przez samego Putina. Cios gospodarczy był ogromny. Gdyby [europejskie] kraje same miały zaprzestać kupowania rosyjskiego gazu, większość by na to nie poszła, obawiając się skoków cen, kosztów dla biznesu i problemów z dostawami. Nie zapominajmy też o całej całej tej propagandzie, że Europa zamarznie zimą.

Nic takiego się nie stało. Poradziliśmy sobie dobrze, choć to sporo kosztowało. Ale UE jest bogata i to nie pieniądze są jej największym problemem

Bardziej skomplikowane są inne obszary. Nalegaliśmy na podjęcie działań w sprawie gazu już na początku 2022 roku, ale nikt się na to nie zgodził. Wtedy Putin zrobił to sam – i zobaczyliśmy, że damy sobie radę. Strach bierze się stąd, że nie wiesz, czy dasz sobie radę. To sprawia, że przywódcy wahają się przed podjęciem trudnych decyzji.

Czasami chodzi również o wąskie interesy biznesowe. Ludzie powiązani z partiami rządzącymi twierdzą, że nie mogą żyć bez handlu z Rosją. To powoduje opór na szczeblu krajowym.

Ale, ogólnie rzecz biorąc, chodzi o strach przed reakcją opinii publicznej. Niektórzy politycy twierdzą: „Rosja wciąż istnieje, nadal zabija Ukraińców, ale my zaczęliśmy żyć gorzej. Dlaczego mamy cierpieć?”. W krajach demokratycznych to trudna dyskusja. Potrzebne są mocne argumenty i silne przywództwo, by przekonać ludzi, że warto.

To NATO powinno prosić Ukrainę, by je przyjęła

Od początku inwazji Rosji strategia obronna NATO uległa istotnym zmianom. Jak Litwa je ocenia? Czy nowa strategia odpowiada realnym zagrożeniom na wschodniej flance?

Podjęto kroki we właściwym kierunku, ale nie są one jeszcze wystarczające. Przed nami jeszcze długa droga, zwłaszcza biorąc pod uwagę bieżącą dyskusję na temat tego, jak silne są nasze transatlantyckie więzi ze Stanami Zjednoczonymi. Jaka część odpowiedzialności za bezpieczeństwo europejskie ostatecznie spadnie na Europę? Założenie, że Stany Zjednoczone zawsze będą zapewniać kluczowe wsparcie, na przykład w dziedzinie obrony przeciwlotniczej, może okazać się błędne.

Europa musi stać się bardziej samowystarczalna: skrócić łańcuchy dostaw, zwiększyć liczebność sił zbrojnych i podnieść wydatki na obronność

To niełatwe, zwłaszcza dla krajów, które nie traktowały obronności priorytetowo, jak my. Jesteśmy małym krajem, ale wydawanie nawet do 5% PKB na obronność – do czego dążymy od czasów Krymu – nigdy nie było przedmiotem sporu. W innych krajach, nawet po inwazji, realizacja zobowiązania dotyczącego wydatków rzędu 2,5% czy 3% PKB szła kiepsko.

Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, potwierdził zaproszenie Ukrainy na szczyt Sojuszu w Hadze. Zdjęcie: OPU

Jednak obecnie sytuacja się zmienia. Komisja Europejska przejmuje bardziej aktywną rolę w sferze obronności, ustanawiając stanowisko komisarza ds. obrony i proponując instrumenty finansowe wspierające państwa członkowskie. Ale przed nami jeszcze ważne decyzje polityczne, takie jak pobór do wojska. Wiele krajów polega wyłącznie na zawodowej armii, która jest kosztowna i ma ograniczone możliwości.

Ponowne wprowadzenie poboru do wojska jest kwestią delikatną politycznie. Po 35 latach pokoju trudno przekonać obywateli, w tym kobiety, że potrzebują podstawowego szkolenia

Ukraina znacznie wzmocniła swoje zdolności obronne. Jak widzi Pani perspektywy pogłębionej współpracy wojskowej między Litwą a Ukrainą – zarówno na szczeblu dwustronnym, jak w ramach NATO?

Jest taki dowcip, że to NATO powinno poprosić Ukrainę o przyjęcie go do swoich szeregów. W tym dowcipie jest wiele prawdy. Ukraina od dawna znana jest jako silny przemysłowo i technologicznie kraj o wysokim poziomie wiedzy technicznej, inżynierii i nauki. I na szczęście nic z tego nie zostało utracone.

Obecnie widzimy, że Ukraina nie tylko produkuje, ale też tworzy rzeczy, które zmieniają oblicze pola walki. Wielu z nas powinno zazdrościć jej tego, uczyć się od niej i z nią współpracować. Kiedy pracowałam w rządzie, podpisaliśmy umowy z ukraińskimi instytucjami o wspieraniu współpracy między naszymi przedsiębiorstwami. Nie tylko po to, by darować jej lub kupować dla niej broń na całym świecie. Także po to, aby inwestować w to, co Ukraina może opracować i wyprodukować. To ogromny potencjał.

Europejski przemysł obronny potrzebuje silnego impulsu, a Ukraina jest doskonałym przykładem tego, co można osiągnąć pod presją, wykazując się innowacyjnością i skutecznością

Stanowi ona również wyzwanie dla tradycyjnego myślenia o obronności, które zakłada wydawanie przez lata ogromnych sum na systemy, które potem można unieruchomić za pomocą znacznie tańszych technologii.

To zmienia nasze wyobrażenie o gospodarce obronnej. Odnosząc się tego, co osiągają sektor obronny Ukrainy oraz jej talenty naukowe i inżynieryjne, mogę tylko powiedzieć: „Wow!”. Mamy się czego uczyć.

Ochrona zniknie, ludzie pozostaną

Bruksela rozważa możliwe wycofanie programu tymczasowej ochrony dla obywateli Ukrainy za granicą. Jakie działania podejmuje Litwa w tej sprawie? Na co mogą liczyć Ukraińcy?

W naszym kraju mieszka obecnie około 80 tysięcy obywateli Ukrainy – to mniej niż szczytowa liczba ponad 90 tysięcy. Niektórzy wrócili do Ukrainy lub przenieśli się gdzie indziej. U nas obowiązuje system tymczasowej ochrony, ale w praktyce większość Ukraińców przyjeżdża tu nie dla przywilejów. To głównie kobiety ze wschodniej Ukrainy, które uciekły z dziećmi lub starszymi krewnymi. Zdecydowana większość z nich pracuje, jest samowystarczalna i płaci podatki.

Ukraińcy nie otrzymują niczego z miłosierdzia. Są częścią naszego społeczeństwa i głęboko to szanuję

Tak, istnieją programy pomocy społecznej, takie jak opieka medyczna lub obiady w szkołach, ale to nic nadzwyczajnego. Jeśli status tymczasowej ochrony zostanie zniesiony, nie sądzę, by wiele się zmieniło. Po prostu przejdzie on w status pozwolenia na pobyt, a ludzie i tak zostaną.

Litwa nie jest krajem z dużym budżetem na opiekę społeczną. Oferujemy podstawowe wsparcie socjalne – zarówno litewskim obywatelom, jak Ukraińcom. Dzieci otrzymują posiłki w szkołach, ludzie mają dostęp do opieki medycznej lub otrzymują pomoc w opłacaniu mediów – bez jakichkolwiek różnic.

Jesteśmy już daleko od pierwszych dni inwazji, kiedy uchodźcy z Ukrainy potrzebowali pilnej pomocy: łóżek, jedzenia, artykułów pierwszej potrzeby. Obecnie wielu z nich osiedliło się i stało się pełnoprawnymi członkami naszego społeczeństwa.

Rusofile to na Litwie margines

Czy zauważa Pani nasilenie prorosyjskich, antyukraińskich lub izolacjonistycznych narracji w litewskim społeczeństwie lub polityce? Jeśli tak, to co jest źródłem tej zmiany?

To, co było chyba nieoczekiwane w 2022 roku, to fakt, że ludzie, którzy byli prorosyjscy lub przydatni dla Kremla, zniknęli z pola widzenia opinii publicznej. Zamilkli, ponieważ społeczeństwo tutaj jest silnie proukraińskie.

Stopniowo jednak zaczęli znów się pojawiać i mówić, że „Ukraina nie może wygrać” albo że „marnujemy [na nią] pieniądze”. To typowe prokremlowskie narracje. Ciekawe, że podczas zeszłorocznych wyborów prezydenckich i parlamentarnych niektórzy politycy otwarcie promowali tę linię, twierdząc, że pacyfikacja równa się pokój, że musimy dać agresorowi to, czego chce.

Na szczęście żaden z nich nie zdobył realnej władzy politycznej. Pozostali na marginesie, choć nadal cieszą się pewnym poparciem. To świadczy o tym, że część społeczeństwa jest prosowiecka lub prorosyjskie i podatna na propagandę Kremla. Wiemy, że tak jest, jak w każdym kraju.

Pozytywnym aspektem jest jednak to, że poparcie społeczne dla Ukrainy pozostaje silne. W rzeczywistości na Litwie trudniej jest być antyukraińskim niż, powiedzmy, anty-LGBT lub przeciwnym konwencji stambulskiej.

Jeśli chodzi o Ukrainę, większość ludzi na Litwie wstydziłaby się powiedzieć, że jej nie popiera

Nawet zwolennicy Rosji często formułują swoje poglądy w łagodniejszych słowach, mówiąc coś w stylu: „Popieramy Ukrainę, ale giną ludzie, więc potrzebujemy pokoju”. Następnie wzywają Ukrainę, by zrezygnowała z części swoich terytoriów lub do zaprzestania wsparcia wojskowego na jej rzecz. To nadal narracja Kremla, tyle że już nie otwarcie antyukraińska.

Zdjęcie główne: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Czy Nawrocki stanie się „drugim Orbanem” Europy? Była premierka Litwy o różnicy między Polską a Węgrami

Maryna Stepanenko

Kiedy my, Ukraińcy, mówimy o „zdradzie”, rzadko mamy na myśli Amerykę. Ale wygląda na to, że nadszedł czas, aby przyjrzeć się jej bliżej – nie jej dronom czy sprzętowi pancernemu, ale ideom, które się z tym wiążą.

Sylvie Kauffmann, była redaktor naczelna „Le Monde”, pisze w „Financial Times” o niepokojącej zmianie: Ameryka przestaje być obrończynią demokracji i próbuje zmienić jej definicję – w kraju i na świecie. Najbardziej niebezpieczne nie jest to, że Stany Zjednoczone mogą opuścić NATO, ale to, że chcą wciągnąć Europę w swoją ideologiczną transformację, w której demokracja nie oznacza już wolności, lecz posłuszeństwo.

„Prawdziwym szokiem [którego doświadczyliśmy] ze strony Trumpa nie jest odmowa. Jest nim zdrada” – uważa Natalie Tozzi, włoska politolożka.

Ta zdrada nie wymaga armii ani wybuchów. Ona dokonuje się poprzez język

Dzieje się to poprzez nowe „koalicje cywilizacyjne”, które promują wiceprezydent J. D. Vance lub Marco Rubio w swoim raporcie o potrzebie „zachowania cnót kultury zachodniej”. Ale jakiej kultury? Tej, która obraża sędziów, atakuje imigrantów, potępia wolność słowa i nazywa demokratycznie wybrane rządy „tyranami w masce”.

Stany Zjednoczone nie tylko się zmieniają. Wciągają też w ten proces Europę. Niedawno Trump osobiście przyjął w Gabinecie Owalnym skrajnie prawicowego kandydata na prezydenta Polski Karola Nawrockiego. A kilka dni przed wyborami sekretarz bezpieczeństwa USA Kristi Noem przyleciała do Warszawy, by publicznie go poprzeć. Podobne ingerencje miały miejsce w Rumunii.

To już nie jest dyplomacja. To eksport systemu.

Europa znalazła się w nowym geopolitycznym krajobrazie: z jednej strony Rosja, dyktatura, która prowadzi wojnę. Z drugiej – Ameryka, która proponuje „nowy porządek” w miękkiej, religijno-konserwatywnej otoczce.

„Lider tego ruchu jest teraz w Białym Domu. Dla nas to przełom” – mówi hiszpański urzędnik w rozmowie z Kauffmann.

Ukraina musi być czujna, bo ta wojna nie dotyczy tylko terytoriów. Dotyczy też wartości. Bo jeśli Zachód nie oznacza już wolności, uczciwości i pluralizmu, to o co tak naprawdę walczymy?

Pouczają nas: nie krytykujcie Ameryki, jeśli jesteście w jej obozie. Ale dzisiaj, jeśli naprawdę jesteśmy w obozie europejskim, musimy zadawać pytania. Bo to, co Trump robi z Ameryką, jego współpracownicy chcą zrobić z Polską, Rumunią – i być może z Ukrainą.

To nie jest koniec partnerstwa. To koniec iluzji

Kaufmann pisze: „Ameryka jest w tarapatach. Ale zanim Europa będzie mogła jej pomóc, musi uporządkować swoje sprawy”.

Ukraina jest częścią tej Europy. I być może to właśnie my – z doświadczeniem wojny, dyktatury, hybrydowej rzeczywistości – pierwsi dostrzeżemy, kiedy sojusz zamieni się w pułapkę.

Na podstawie artykułu pt. „Europe, the US and the question of values” autorstwa Sylvie Kauffmann, opublikowanego w „Financial Times” 4 czerwca 2025 r.

20
хв

Doktryna zdrady: Ameryka nie jest już sojusznikiem, a misjonarzem nowego porządku?

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Gabrielius Landsbergis: – Tylko Ukraina może powstrzymać Rosję

Ексклюзив
20
хв

Ondřej Kolář: – Europejscy przywódcy zdali już sobie sprawę, że za partnera mają klauna. Trump nie wie, co mówi i co robi

Ексклюзив
20
хв

By pokonać Putina, trzeba obronić demokrację przed prorosyjskimi nacjonalistami w UE

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress