Exclusive
20
min

Ukraiński biznes nie czeka na koniec wojny

Związek Ukraińskich Przedsiębiorców (SUP), który zrzesza ponad 1200 małych, średnich i dużych firm, otwiera przedstawicielstwo w Warszawie. Dyrektorka wykonawcza SUP Kateryna Głazkowa wyjaśnia, dlaczego słowo „niemożliwe” dla niej nie istnieje i dlaczego udział ukraińskiego biznesu w polskim rynku będzie się zwiększał, a konkurencja na nim – wzrośnie

Irena Tymotiewycz

Kateryna Głazkowa, dyrektorka wykonawcza SUP, podczas otwarcia biura w Warszawie 17 czerwca. Zdjęcie: Związek Ukraińskich Przedsiębiorców

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Związek Ukraińskich Przedsiębiorców (SUP), jedno z największych stowarzyszeń biznesowych w Ukrainie, otworzył 17 czerwca swoje pierwsze europejskie biuro – w Warszawie. To przełomowe wydarzenie zarówno dla Ukrainy, jak dla Europy: pokazuje nie tylko prężność i ambicję ukraińskiego biznesu w czasach głębokiego kryzysu, ale także jego gotowość do integracji ze społecznością europejską. Główne zadania przedstawicielstwa obejmują rzecznictwo i wsparcie ukraińskiego biznesu w Europie, nawiązywanie kontaktów z międzynarodowymi partnerami i przyciąganie inwestycji do ukraińskiej gospodarki.

Kateryna Głazkowa
Zdjęcie: Związek Ukraińskich Przedsiębiorców

Dyrektorka wykonawcza organizacji, Kateryna Głazkowa, często odwiedza Polskę nie tylko w sprawach zawodowych: jej dzieci, 16-letni Pawło i 5-letni Mark, mieszkają tu od ponad roku. Jak sama przyznaje, jest bardzo niespokojną matką i gdyby jej synowie byli w Ukrainie, narażeni na ciągłe niebezpieczeństwo, nie byłaby w stanie skoncentrować się na swoich celach zawodowych.

– Rozumiem, jak trudno jest tym, którzy zostali, i tym, którzy wyjechali, ponieważ co dwa tygodnie „zmieniam kapelusz” – jestem albo w Ukrainie, albo za granicą. Teraz, gdy mam pewność, że moje dzieci są bezpieczne, jestem znacznie bardziej efektywna w swojej pracy – mówi moja rozmówczyni.

Spotykamy się w jednej z ukraińskich restauracji w pobliżu ambasady Ukrainy, która kilka lat temu znalazła się w rankingu najlepszych restauracji w stolicy Polski.

Irena Tymotiewicz: To znamienne, że w tym czasie, podczas inwazji, reprezentuje Pani znaczną część ukraińskiego biznesu w Europie. Wydaje się, że rola ukraińskich kobiet, a zwłaszcza kobiet w biznesie, nabiera teraz nowego znaczenia.

Kateryna Głazkowa: Ma ogromne znaczenie. W czasach wojny kobiety biorą na siebie dodatkową odpowiedzialność. Uczą się męskich zawodów i są chętniej zatrudniane, ponieważ ryzyko ich mobilizacji jest mniejsze. Jako że dosłownie tracimy mężczyzn, coraz więcej kobiet będzie zajmować kluczowe stanowiska i odgrywać ważną rolę nie tylko w kraju, ale także w realiach międzynarodowych.

Z drugiej strony może to dać pewien impuls. Bardzo często my, kobiety, nie doceniamy siebie i nie wierzymy we własne siły. Na przykład kiedy nasza organizacja próbowała nakreślić „portret” ukraińskiego przedsiębiorcy w 2020 roku i przeprowadziła stosowne badanie, okazało się, że właścicielami dużych ukraińskich firm są głównie mężczyźni. Kobiety zwykle prowadzą małe firmy, które często mają „szklany sufit”, ograniczający ich rozwój. Teraz jest zarówno okazja, jak potrzeba, by rozwinąć skrzydła. Co więcej, istnieje wiele programów wsparcia, programów edukacyjnych i grantów dla kobiet – przedsiębiorców w Ukrainie i za granicą. Warto z tego skorzystać.

Kobiety mają skłonność do prowadzenia małych firm, których rozwój często ogranicza „szklany sufit”.
Zdjęcie: Shutterstock

Jest Pani zaangażowana w sektor biznesowy od wielu lat. Jak to jest być kobietą w ukraińskim biznesie?

Osobiście czuję się całkiem komfortowo, mimo że ukraiński biznes jest bardzo zdominowany przez mężczyzn. Może po prostu miałam szczęście, a może to kwestia charakteru. Jestem przepełniona energią przedsiębiorców. Mają inny sposób myślenia, nie popadają w rozpacz: nie ma problemów – są zadania. Dla mnie słowo „niemożliwe” nie istnieje – tego się od nich nauczyłam. Coś może być „bardzo trudne”, może to być tak, że „próbowaliśmy sto razy i nie udało się”, ale „niemożliwe” nie jest opcją ani dla mnie, ani dla mojego zespołu. Gdybyśmy my, Ukraińcy, żyli kategoriami, że coś jest niemożliwe, nie przetrwalibyśmy tak długo w tej walce.

Wojny nie da się wygrać bez gospodarki

Pytanie, które frapuje dziś całą społeczność międzynarodową, jeśli chodzi o ukraiński biznes, brzmi: jak to możliwe, że w trzecim roku inwazji na pełną skalę on nie tylko funkcjonuje, ale także wykazuje dobrą pozytywną dynamikę – wchodzi na nowe rynki, wdrażanie innowacyjne rozwiązania?

Po prostu nie mamy innego wyboru. Ukraiński biznes wykazuje bezprecedensową odporność. Bardzo trudno wyjaśnić, co to oznacza w praktyce ludziom, którzy nigdy nie przeżyli wojny.

W ciągu 10 lat wojny, a w tym ponad 2 lat inwazji, nasi przedsiębiorcy nauczyli się działać z powodzeniem nawet pomimo ciągłego ostrzału, przerw w dostawach prądu, blokad granic i mobilizacji pracowników do wojska. I jestem pewna, że przypadki ukraińskich firm będą wkrótce studiowane w międzynarodowych szkołach biznesu.

W ciągu dwóch lat wielkiej wojny sami członkowie Związku Przedsiębiorców Ukraińskich zainwestowali na Ukrainie 630 milionów euro w odbudowę zniszczonych zakładów produkcyjnych i magazynów, wprowadzenie nowych produktów, wejście na rynki międzynarodowe i wprowadzenie nowych technologii

To nasz kraj, wierzymy w niego.

Tak jak nasi obrońcy bronią granic kraju na linii frontu, tak każdy z nas musi zrobić wszystko, co w jego mocy, aby wygrać, a nawet więcej. Ukraiński biznes również robi swoje. Bo bez gospodarki nie można wygrać wojny.

Warto zauważyć, że na krótko przed inwazją, w 2021 r., think tank SUP przeprowadził szeroko zakrojone badanie postaw różnych segmentów społeczeństwa wobec interesariuszy: rządu, prezydenta, biznesu, organizacji biznesowych i oligarchów. Poziom zaufania do małych i średnich przedsiębiorstw w Ukrainie był najwyższy po siłach zbrojnych: sięgał ponad 80%. A jeśli uwzględnić jeszcze duży biznes i stowarzyszenia biznesowe, to mamy bezprecedensowy odsetek. Dla porównania, rząd zajął w tym rankingu dopiero 8. miejsce.

Jaki jest tego powód?

W najtrudniejszych dla kraju czasach przedsiębiorcy pierwsi przyszli na ratunek. Podczas Majdanu firmy formowały ochotnicze oddziały, pomagały w dostarczaniu żywności i pieniędzy. Podczas pandemii kupowały sprzęt do szpitali i dostarczały żywność osobom starszym, którym nie pozwolono opuścić domów.

A kiedy nastąpiła inwazja, biznes ewakuował ludzi, zapewnił im mieszkania, wywiózł ich z okupowanych terytoriów i nakarmił. Przedsiębiorcy przekazywali produkty ze swoich magazynów mężczyznom i kobietom w siłach zbrojnych, czasami nawet ryzykując życiem. Obecnie jedynym źródłem finansowania armii w Ukrainie są podatki, a każdy z nas, kto je płaci, pomaga wygrać tę wojnę.

Zaufanie społeczeństwa do przedsiębiorców jest uzasadnione.

Czy mówimy o małych i średnich przedsiębiorstwach?

Mówimy o każdym biznesie, także o dużych przedsiębiorstwach.

SUP jest również odzwierciedleniem kondycji biznesu. Nasza organizacja działa od 2016 roku. Wśród jej założycieli były zarówno małe, jak duże firmy, takie jak Nowa Poczta, Rozetka czy UBC Group. Dziś Związek zrzesza ponad 1200 firm ze wszystkich regionów Ukrainy. Funkcjonujemy dzięki składkom członkowskim, których wysokość zależy od wielkości danej firmy.

W lutym 2022 r., z oczywistych powodów, nastąpiła prawie dwumiesięczna przerwa, przy zerowych przychodach: składki za członkostwo w Związku w takich czasach zdecydowanie nie są priorytetem. Na początku inwazji członkowie naszego zespołu bardzo martwili się też o bezpieczeństwo swoich rodzin. A potem wezwali członków organizacji do wzajemnej pomocy. Sformułowaliśmy nowe priorytety i odpowiedzieliśmy na nowe prośby. Jestem dumna z mojego zespołu.

Kiedy w kwietniu 2022 r. otrzymaliśmy pierwszą roczną składkę członkowską od małej firmy, pomyśleliśmy: „Wreszcie są wśród nas nowi optymiści”. Te 5000 hrywien [około 500 zł – red.] stało się symbolem zaufania i nadziei, że wszystko będzie dobrze. W ciągu ostatnich 2,5 roku nie tylko odzyskaliśmy siły, ale także rozwinęliśmy się. Odnotowaliśmy 35-procentowy wzrost liczby nowych członków; co tydzień pojawiają się nowe aplikacje.

Ukraiński biznes to wysoki poziom kreatywności. Z jednej strony istnieje strategia, a z drugiej musisz być zawsze gotowy na zmiany, jeśli pojawi się kolejne wyzwanie

Nie ma problemów, są zadania

Przed jakimi wyzwaniami stoi teraz ukraiński biznes i jak sobie z nimi radzi?

Po pierwsze, oczywiście, są kwestie bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo pracowników, sprzętu i zakładów produkcyjnych. Duże firmy inwestują w to dużo pieniędzy. Na przykład gdy wróg zniszczył terminal Nowej Poczty w obwodzie charkowskim, firma całkowicie go odbudowała, uwzględniając już ulepszony system bezpieczeństwa. Kosztowało to ponad 34,5 mln hrywien.

Charków, 8 czerwca 2024 r
Zdjęcie: Wiaczesław Madiyevsky/Ukrinform/East News

Po drugie, spadek siły nabywczej w Ukrainie. Rynek ukraiński stał się zbyt mały. W rezultacie firmy są zmuszone do wejścia na rynki międzynarodowe, nawet jeśli tego nie planowały.

Jednocześnie niektóre branże rozwijają się. To przede wszystkim przemysł obronny, transport towarowy, opieka zdrowotna, dostawcy sprzętu elektrycznego/gazowego, który zapewnia autonomiczne korzystanie z energii, przemysł wydobywczy i dostawy energii, handel online oraz sprzedaż produktów rolnych. Jeśli spojrzymy na wzrost według rodzaju działalności, uwzględniając dochody do budżetu państwa w maju 2024 r., widzimy, że rośnie handel hurtowy i detaliczny, naprawa pojazdów, górnictwo i kopalnictwo, przetwórstwo, transport, magazynowanie, działalność pocztowa i kurierska.

Trzecim wyzwaniem jest brak ludzi. Ogromny problem z personelem istniał jeszcze przed inwazją, a w czasie wojny mamy głęboki kryzys, którego firmy nie są nawet w stanie rozwiązać samodzielnie. Mobilizacja, migracja, gwałtowny spadek liczby urodzeń i utrata osób w wieku produkcyjnym – potrzebna jest skuteczna strategia na szczeblu państwowym.

Pieniądze. Pieniądze są zawsze potrzebne do rozwoju. A teraz potrzebujemy ich tylko po to, by przetrwać. Ogólnie rzecz biorąc, istnieje wsparcie, jest wiele programów grantowych od naszych partnerów, za które jesteśmy wdzięczni. Ale kolejka do wszelkich możliwych funduszy jest znacznie dłuższa.

A co z kwestią inkluzywności? Według najnowszych danych w ciągu dwóch lat inwazji liczba osób z niepełnosprawnościami w Ukrainie wzrosła o 300 000. Jak firmy dostosowują się do tych realiów?

To nowe wyzwanie, które jeszcze nas nie wyprzedziło, ale już się pojawia. Wszyscy jesteśmy na początku tej drogi. Na przykład SUP poszukuje obecnie prawnika, który dołączy do zespołu, specjalisty, który będzie pracował głównie z wnioskami weteranów. By pracownicy mogli wrócić do pracy, muszą przejść przez wszystkie niezbędne procedury, uzyskać dokument kombatanta itp. Chcemy uprościć te procesy.

Tymczasem sieć laboratoriów CSD Lab, która jest naszym członkiem, pracuje nad tym, aby każda z jej usług była dostępna dla osób z niepełnosprawnością ruchową – zarówno dla pracowników, jak klientów. Planujemy ponowne wyposażenie niektórych miejsc, a nowe laboratoria są budowane zgodnie z nowymi standardami.

Takich przykładów jest wiele.

Przedsiębiorcy bardzo szybko reagują na wszelkie zmiany i wdrażają innowacyjne rozwiązania.

Ukraina już teraz staje się konkurentem i dostawcą innowacyjnych rozwiązań dla wielu bogatych krajów. Szczególnie mocno rozwinęła się branża rozwiązań wojskowych i technicznych, a Ministerstwo Transformacji Cyfrowej określiło ten obszar jako priorytet na najbliższe lata. Jak radzą sobie firmy w tym sektorze?

Na początku marca 2022 roku dwóch naszych członków, firmy IT STFalcon i Ajax, stworzyło i uruchomiło aplikację mobilną Air Alert. Ostrzega o zagrożeniach rakietowych w różnych regionach Ukrainy. Pobrało ją już 6 milionów osób w kraju, jestem jedną z nich. W tym roku Ajax rozpoczął również produkcję kamer do monitoringu wideo. To okazja do zajęcia niszy, która zawsze była zdominowana przez chińskich producentów. Tyle że teraz rynek zmienia się z powodu sankcji nałożonych na niektóre chińskie firmy.

Produkty innego naszego członka, firmy K.tex, producenta włóknin, są obecnie wykorzystywane do produkcji odzieży dla wojska, a nawet do wzmacniania linii obrony i infrastruktury krytycznej. Innym przykładem jest firma Milliform, która w 2022 r. przeniosła produkcję z Charkowa do obwodu lwowskiego, a w 2023 r. uruchomiła własną produkcję opakowań kosmetycznych, inwestując około 600 000 dolarów.

Jest to również odpowiedź na pytanie, które często zadaje mi się za granicą: Dlaczego mielibyśmy inwestować w Ukrainie teraz, pomimo wysokiego ryzyka? Dlatego, że ukraiński biznes nie czeka na zakończenie wojny. Naloty i ostrzały są już przezeń traktowane trochę jak pogoda, nad którą nie masz kontroli.

Zawsze mówię z zimną krwią: kto pierwszy, ten lepszy. Pomyśl teraz, szukaj partnerów wśród ukraińskich firm już teraz

Według prezydenta Zełenskiego Rosja zniszczyła 80% ukraińskiej energetyki cieplnej i jedną trzecią hydroelektrycznej. Jak planujecie rozwiązać problem z dostawami energii?

Problemy z dostawami energii nie są nowe, zaopatrzyliśmy się w sprzęt i wydawało się, że jesteśmy gotowi na kolejną zimę. Nie spodziewaliśmy się jednak, że szkody będą tak rozległe.

Aby utrzymać płynność produkcji, niektóre duże firmy zaczęły importować energię z Unii Europejskiej. Ta sama grupa Nova (w skład której wchodzi Nowa Poczta) utworzyła własną firmę produkującą energię elektryczną. SUP w Ukrainie lobbuje obecnie na rzecz zmian w ustawodawstwie, które zliberalizują rynek wytwarzania i dostaw energii elektrycznej, co ułatwi rozwój produkcji na małą skalę. Trudniej jest zniszczyć setki tysięcy małych elektrowni niż jedną dużą, od której zależy znaczna liczba konsumentów i infrastruktura krytyczna.

Widzimy strategiczną ścieżkę w rozwoju energetyki rozproszonej, opartej na gazie ziemnym i odnawialnych źródłach energii – z wykorzystaniem nowoczesnych mobilnych systemów magazynowania energii i inteligentnych sieci.

Energetyka rozproszona jest korzystna dla inwestycji, jej koszt – stosunkowo niski, a jej uruchomienie zajmuje mniej czasu

Gra według nowych zasad

Jednym z czynników powstrzymujących inwestorów przed przyjazdem do Ukrainy jest postrzeganie ukraińskiego biznesu jako oligarchicznego. Jak silny jest obecnie wpływ systemu oligarchicznego na gospodarkę i biznes w Ukrainie?

Ukraina zaczęła grać według nowych zasad. Zmieniają się również elity. Wpływ oligarchów na instytucje polityczne i samych polityków znacznie się zmniejszył. W rolnictwie oligarchowie są bardzo warunkowi. Są pytania o pochodzenie ich kapitału, ale teraz są to spółki rynkowe, notowane na giełdach międzynarodowych.

Jednocześnie znacznie rośnie wpływ prywatnego sektora nieoligarchicznego. SUP jest organizacją, która z zasady nie akceptuje firm powiązanych z kapitałem oligarchicznym. Po wybuchu wojny zaczęliśmy również sprawdzać powiązania z Federacją Rosyjską i Białorusią. Jeśli mamy pytania dotyczące poszczególnych firm, bierzemy pod uwagę decyzje sądów, które ich dotyczą. W Ukrainie niektóre dane są zamknięte z powodu wojny, ale ogólnie jeśli chodzi o ilość otwartych danych w naszym kraju, to jesteśmy w europejskiej czołówce.

"Koncentrujemy się na systemie podatkowym, regulacjach celnych, regulacjach handlu międzynarodowego, zamówieniach publicznych, prawie pracy i cyfryzacji usług publicznych".

Źródło zdjęcia: Facebook

Oczywiście nie mam złudzeń, że wszyscy oligarchowie zniknęli z radarów. Ale przedstawiciele naszego stowarzyszenia – założyciele, członkowie zarządu – są teraz częścią wielu instytucji w całym państwie i mają wpływ na podejmowanie decyzji. To ludzie, którzy zarobili pieniądze dzięki własnym wysiłkom, pracy i pomysłom

Na przykład przy prezydencie Ukrainy działa Rada Wspierania Biznesu w Czasie Wojny. Składa się z 7 osób, z których 6 to przedsiębiorcy z SUP.

Istnieją obawy, że w czasie wojny w Ukrainie może powstać nowa kasta oligarchów. Jest takie ryzyko?

Ryzyko zawsze istnieje. Żaden kraj nie jest doskonały, a już na pewno nie nasz. Media, społeczeństwo obywatelskie i sektor prywatny mają tu do odegrania ogromną rolę: zrobić wszystko, by temu zapobiec. W mediach jest wiele głośnych historii o skandalach korupcyjnych w Ukrainie, ale jest to zarazem pozytywny sygnał: to znak, że korupcja jest zwalczana. W ciszy korupcja była większa. A gdyby nie było postępów, nie rozpoczęlibyśmy negocjacji w sprawie przystąpienia do UE, ponieważ był to jeden z trzech głównych warunków rozpoczęcia negocjacji.

Kiedy 25 czerwca rozpoczęły się oficjalne negocjacje Ukrainy z UE, napisała Pani na Facebooku: „Mam nadzieję, że w trakcie tych negocjacji nie naruszymy naszych interesów, a opinia ukraińskiego biznesu będzie miała ogromne znaczenie”. Jakie to interesy i jaką rolę w tym procesie chce odegrać Pani stowarzyszenie?

Przystąpienie do UE to ogromny stres dla sektora biznesowego, zwłaszcza dla małych i średnich przedsiębiorstw. Ale produkcja nie może zmienić się z dnia na dzień. Oprócz warunków handlowych, w negocjacjach na szczeblu rządowym należy uwzględnić okresy przejściowe. Aby uniknąć niefortunnej sytuacji, w której zgodziliśmy się na wszystko naraz, aby szybko przystąpić do UE, a potem nie wdrożyliśmy naszych zobowiązań na czas.

Nasz biznes jest konkurencyjny, ale jest wiele firm, które potrzebują pomocy, by takimi się stać. Na przykład farmaceuci muszą zostać na nowo wyposażeni. Duże firmy mogą wydać na to pieniądze, ale małe nie. To również kwestia wsparcia finansowego. Na jednolitym rynku europejskim francuska firma z ogromnym doświadczeniem i wsparciem, rozwijająca się przez lata bez wojny – bez tego wszystkiego, przez co przechodzi teraz ukraiński biznes – będzie zdecydowanie bardziej konkurencyjna niż firma ukraińska.

Te rzeczy należy wziąć pod uwagę, aby nie zabić ukraińskiego biznesu. I tu właśnie widzę naszą ważną rolę. Z drugiej strony, pomożemy przyciągnąć inwestycje międzynarodowych firm do Ukrainy. Bez inwestycji nie damy rady.

Jedną z najbardziej wrażliwych kwestii w dialogu gospodarczym między Polską a Ukrainą jest rolnictwo. Jak Pani zdaniem ukraiński biznes powinien budować dialog, by uniknąć sytuacji z protestami rolników, które widzieliśmy na granicy polsko-ukraińskiej?

W SUP nie mamy dużych firm rolniczych, ponieważ większość z nich nie spełnia naszych kryteriów. Ale dlaczego to pytanie do biznesu, a nie do polityków? Biznes po prostu wykonuje swoją pracę. Jeśli robi dobre, konkurencyjne produkty, to znajdzie się kupiec. I w Polsce też ktoś to kupuje, taki jest rynek. Jeśli przedsiębiorca wytwarza zły produkt lub importuje go nielegalnie, są organy ścigania i organy celne, jest decyzja sądu i przedsiębiorca zostaje ukarany.

Historie, które miały miejsce na granicy, wykraczają poza logikę biznesową, są bardziej sprawą polityczną.

W czasie gdy polscy rolnicy sprzeciwiają się importowi ukraińskich produktów, gdy wysypują zboże, które często zbierano z narażeniem życia, do Polski napływa zboże z Rosji i Białorusi. SUP i jego partnerzy z czołowych polskich stowarzyszeń Lewiatan i Ukraińsko-Polskiej Izby Gospodarczej podnieśli tę kwestię na szczeblu UE i zaapelowali do Brukseli. Rosja sprzedaje tutaj zboże, które ukradła Ukrainie

Bardzo chciałbym uświadomić to polskiemu społeczeństwu.

Jeśli chodzi o stosunki gospodarcze między Polską a Ukrainą, nie jest tajemnicą, że w ubiegłym roku eksport towarów z Polski do Ukrainy był rekordowy – o wartości 51,6 mld zł (12 mld euro). Nadwyżka handlowa Polski z Ukrainą osiągnęła 6,8 mld euro. To historyczny rekord. Jednocześnie import z Ukrainy do Polski dramatycznie spadł, zwłaszcza po wprowadzeniu embarga na produkty rolne.

Jeśli chodzi o pytania dla biznesu, spójrzmy na to, co zrobiły niektóre ukraińskie firmy, gdy doszło do załamania transportu. Przedsiębiorcy dokonali obliczeń i zdecydowali, że drożej jest stać na polskiej granicy niż przenieść logistykę do Rumunii. A tam port w Konstancy przyjął wszystko bez żadnych problemów.

Zdjęcie: Związek Ukraińskich Przedsiębiorców

Według najnowszych statystyk, co dziesiąty biznes w Polsce jest ukraiński. Z moich obserwacji wynika, że ukraińscy przedsiębiorcy często wchodzą nie tyle na polskie rynki, co na „ukraińskie rynki w Polsce”. Niektórzy z członków SUP mają już tutaj swoje firmy. Jak przebiega integracja?

Współpraca między Ukraińcami rzeczywiście układa się lepiej. Znalezienie polskiego klienta i zostanie dostawcą dla polskiej firmy jest bardzo trudne. Istnieje pewien sceptycyzm i narracje w mediach, że „to nie potrwa długo”, „wojna się skończy i Ukraińcy wrócą do domu”, że Ukraińcy są „nierzetelnymi partnerami”, którzy pracują według „niskich standardów”. Dzieje się tak mimo wielu przykładów, które dowodzą czegoś przeciwnego. Otworzyliśmy tutaj biuro, ponieważ zdaliśmy sobie sprawę, że musimy budować bliższe więzi. Prowadzimy działania edukacyjne po obu stronach, by rozwijać osobiste kontakty między przedsiębiorcami i budować zaufanie.

W tym kontekście warto również wspomnieć o niedawnych wynikach badania Deloitte, zgodnie z którymi Ukraińcy, którzy przybyli do Polski po 24 lutego 2022 r., dodali do polskiej gospodarki 0,7-1,1% PKB (w wartościach bezwzględnych jest to 6-9 mld USD). W dłuższej perspektywie efekt ten wzrośnie do 0,9-1,35%.

Jestem przekonana, że udział ukraińskiego biznesu będzie się zwiększał, a konkurencja z nim będzie rosła.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktorka, fotografka. Od 2022 roku zajmuje się sprawami społecznymi i kulturowymi związanymi z wojną w Ukrainie.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz
ukraiński biznes w Polsce pizzeria warszawa

Dwa lata przyglądania się

Julia Karłowa: – Przedsiębiorczością zajmowaliśmy się przez całe życie: handlowaliśmy na bazarze w Czerniowcach, mieliśmy punkty z artykułami sanitarnymi, sklepy. Wojna wymusiła na nas zmiany. Otworzyłam salon manicure w Warszawie. Pracowałam w nim sama i wynajmowałam miejsca innym manikiurzystkom. A potem wraz z mężem postanowiliśmy spróbować swoich sił w branży restauracyjnej.

Mykoła Karłow: – Gdy wybuchła wojna na pełną skalę, pojechałem do Ukrainy jako wolontariusz. Pracowałem w centrum humanitarnym: najpierw przy rozładunku, potem jako koordynator. 14-16 godzin dziennie.

Kiedy w naszą działalność zaczęli się wtrącać niektórzy posłowie, wróciłem do Warszawy. Zacząłem pomagać naszym ludziom, między innymi w znalezieniu mieszkania. Równolegle zaczęliśmy myśleć o biznesie gastronomicznym. Często chodziliśmy do restauracji, kawiarni, uczyliśmy się, analizowaliśmy. Zawsze byliśmy krytycznymi klientami, interesowało nas dobre jedzenie oraz obsługa. To był dla nas nowy kierunek, więc chcieliśmy poznać wszystko do najdrobniejszych szczegółów.

Oksana Szczyrba: – Dlaczego pizzeria?

Mykoła: – Lubimy dobrze zjeść. Miałem biznes w produkcji, sprzedaży, a Julia w branży kosmetycznej, ale gastronomia stała się nowym wyzwaniem. Przez ponad dwa lata badaliśmy rynek, obserwowaliśmy, które marki się rozwijają, a które upadają. Jeździliśmy po różnych dzielnicach Warszawy, obserwowaliśmy konkurencję.

W końcu uznaliśmy, że pizzeria to najlepszy wybór. Średni rachunek jest tu wyższy niż w kawiarni. Ważne jednak było znalezienie marki, która dba o jakość.

Julia: – Analizowaliśmy, które franczyzy są zamykane, a które sprzedawane. Wybraliśmy tę, która działa stabilnie i jest drogo sprzedawana — to oznaka wartości. Porozmawialiśmy z kilkoma franczyzodawcami i zorientowaliśmy się, którzy z nich naprawdę dbają o markę, a którzy po prostu sprzedają nazwę.

Lokal otworzyliśmy pod koniec 21 grudnia 2023 roku. To nasz pierwszy i jak dotąd jedyny nasz punkt. Wszystko robiliśmy sami — nie zatrudnialiśmy nikogo, zainwestowaliśmy ostatnie oszczędności, sprzedaliśmy nawet samochód. Ojciec Mykoły przyjechał do nas z Ukrainy, by pomóc w remoncie. Pracowaliśmy od rana do późnego wieczora.

Julia z synem podczas remontu lokalu

Między piecem a stołem

Ile kosztuje otwarcie pizzerii?

Mykoła: – To zależy od metrażu, remontu, wyposażenia. Nasz lokal ma powierzchnię 100 metrów kwadratowych, wydaliśmy do 100 tysięcy dolarów, choć oszczędziliśmy na remoncie.

Julia: – Pierwsze miesiące pracowaliśmy sami. Mykoła z kierownika stał się pizzaiolo [kucharz zajmujący się robieniem pizzy zgodnie z życzeniami klientów – red.], a ja kasjerką i pomocniczką kucharza. Kucharz z naszej franczyzy uczył Kolę przygotowywać pizzę, bruschettę, focaccię, a mnie – makarony, sałatki i desery. Dopóki obroty były niewielkie, nie mogliśmy sobie pozwolić na zatrudnienie pracowników. Pomagał nam też nasz syn. Z czasem polubił tę pracę. Teraz chętnie pracuje jako kelner.

Trudno było uruchomić firmę w Polsce?

Mykoła: – Było wiele wyzwań, bo w branży gastronomicznej wcześniej nie działaliśmy. Bez franczyzy byłoby zbyt trudno – dostaliśmy menu, przepisy, standardy, to bardzo pomogło. Ale musieliśmy uczyć się w trakcie pracy. Pierwsze święta były bardzo intensywne: mnóstwo zamówień, a tylko jeden kelner plus nas dwoje z żoną. Biegałem między piecem a stołem. Niestety nie mam zdjęć ani filmów (śmiech). Julii też było ciężko, bo nie mówiła płynnie po polsku. Z czasem jednak wszystko się ułożyło. Teraz Julia na każde pytanie odpowiada już po polsku. Bo jak inaczej, skoro 90% naszych głównych klientów to Polacy?

Ilu macie pracowników?

Julia: – Na zmianie zazwyczaj pracuje kilka osób: pizzaiolo, kasjer, kelner i pomocnik. Nie mamy marketingowców ani specjalistów od PR, nie pozwala na to wysokość obrotów. Więc na razie sami zajmujemy się wszystkim.

Jakie są średnie dochody z takiej działalności?

Mykoła: – W najlepszym przypadku 10-15 tysięcy złotych. Ale większość tej kwoty idzie na czynsz, prąd, pensje. Średni rachunek u nas wynosi 70 złotych. By zarobić 7 tysięcy, trzeba sprzedać około 150 pizz.

Mykoła jako pizzaiolo

Jeśli nie będziesz pracować głową, będziesz pracować rękami

Dlaczego inne podobne lokale w Polsce są teraz zamykane? Co robią źle?

Mykoła: – Zamykają się z powodu niskiej marży, gdy zostaje im, powiedzmy, 10 procent czystego zysku.

Jeśli masz niewielki obrót, zdarza się, że pracownik zarabia więcej niż właściciel

Julia: – W centrum jest łatwiej, bo tu są turyści. W dzielnicy sypialnianej są stali klienci i jeśli pogorszy się ocena lokalu, nowych nie będzie. Poza tym dostawcy często psują reputację: kurierzy jeżdżą bez toreb termicznych, mylą adresy, spóźniają się, nie mówią po polsku. Wtedy negatywne opinie idą na konto pizzerii.

Jak podchodzicie do krytyki?

Mykoła: – Normalnie. Z Google wynika, że 95% naszych klientów jest zadowolonych. Mamy najwyższą ocenę wśród podobnych pizzerii w mieście. Oczywiście zdarzają się różne rzeczy, nie da się zadowolić wszystkich.

„Klient nasz pan”. Przestrzegacie tej zasady?

Julia: – Dzielimy klientów na dwa typy: tych, którzy mogą udowodnić swoją rację, i tych, którzy jednak racji nie mają. Kiedy dzwoni nietrzeźwy klient, zamawia pizzę, dostarczamy mu ją, a on nie chce za nią zapłacić, bo nie pamięta, co zamawiał – to on nie ma racji.

Nawiasem mówiąc, akurat ta historia miała ciąg dalszy. Okazało się, że to nasz stały klient. Przyjechał następnego dnia, przeprosił i chciał zapłacić za tę pizzę. Ale powiedziałam, że nie trzeba, bo kurier przywiózł pizzę z powrotem. Wtedy powiedział: „Dziękuję, że szanujecie swoich klientów”.

Mykoła: – Była taka sytuacja, że klientka stanęła na ulicy obok naszej pizzerii i krzyczała, żeby ludzie nie zamawiali u nas jedzenia, bo trzeba długo czekać na realizację zamówienia. I co było robić? Teraz ona regularnie do nas przychodzi i zamawia pizzę. Ludzie są różni.

Jak podzieliliście obowiązki w biznesie?

Mykoła: – Wcześniej dla kogoś innego pracowałem tylko przez jeden dzień w życiu; zawsze miałem własną firmę. Ale teraz zacząłem pracować w Warszawie dla pewnej ukraińskiej firmy medycznej, zajmuję tam stanowisko kierownika ds. budowy. Równolegle mam też firmę, która świadczy usługi w zakresie ogrzewania i wentylacji. Pizzerię prowadzi Julia, jest dyrektorką. Ale ja zawsze jestem w pobliżu, syn też jest z nami.

Julia: – Przyzwyczailiśmy się do wspólnej pracy jeszcze w Ukrainie. Po 25 latach wspólnego życia już nawet się nie kłócimy (uśmiecha się). Mamy też dorosłą córkę, ma 23 lata i również zajmuje się biznesem. W ciągu ostatniego półrocza udało się stworzyć wspaniały zespół.

Teraz robię to, co kocham. Cieszę się, że ludziom u nas smakuje i jest przytulnie. Klienci stają się jak rodzina

Marzę, by pizzeria zaczęła działać samodzielnie. A potem może otworzę jeszcze małą cukiernię lub piekarnię.

Co powiedzielibyście innym Ukraińcom, którzy marzą o własnym biznesie w Polsce?

Mykoła: – Na pewno nie będę mówił o trudnościach, z którymi można się spotkać, bo to tylko zniechęca. A trudności na pewno będą. Trzeba po prostu nie bać się i ryzykować. I rozumieć, że w 90% przypadków może być porażka.

Jaki macie cel?

Julia: – Dla nas najważniejsze jest szczęście rodziny, po to pracujemy. I te wartości przekazujemy naszym dzieciom. Nasza córka już w wieku 17 lat poszła na swoje. Przez jakiś czas mieszkała we Włoszech, ale teraz mieszka z nami. To wspaniałe, że możemy spotykać się wieczorami.

Rodzina Karłowów w Polsce

Kiedy była w 11 klasie, zaczęła opuszczać lekcje. Dowiedziałam się o tym przypadkiem. Mykoła zapytał ją, dlaczego to robi. Odpowiedziała, że te lekcje jej nie interesują. Więc Mykoła zaproponował: „Jedź ze mną do Kijowa, do szkoły biznesu”. Byłam sceptyczna, ale Ira zobaczyła tam, jak ludzie prowadzą wielki biznes i jak to wpływa na ich życie. Przekonała się, że ci ludzie żyją lepiej niż my w tamtym momencie – to znaczy, że nauka jest ważna. Często powtarzamy dzieciom: jeśli nie będziesz pracować głową, będziesz pracować rękami. A jeśli będziesz pracować głową, będziesz miał i swoją pracę, i szczęście rodzinne.

Zdjęcia: archiwum prywatne

20
хв

Klient ma rację – no, chyba że jej nie ma. Historia rodzinnej pizzerii otwartej przez Ukraińców w Warszawie

Oksana Szczyrba
biznes kosmetyczny ukrainki polska

W ciągu ostatnich trzech lat Ukraińcy w Polsce zarejestrowali 77 700 firm, co stanowi 9% całkowitej liczby jednoosobowych firm otwartych w kraju w tym okresie. Liczba ukraińskich firm w Polsce rośnie z każdym rokiem. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) około 37% nowo powstałych firm jest zakładanych przez kobiety. Jedną z najpopularniejszych jest branża kosmetyczna – salony kosmetyczne, paznokci i włosów (do 13% wszystkich ukraińskich firm).

Do 2022 roku Tetiana Kownacka mieszkała w obwodzie żytomierskim. Kupiła dom, w którym chciała wychować swoich dwóch synów. Ale pomieszkała w nim tylko 4 miesiące. Wojna zmusiła ją do przeprowadzki do Polski i samodzielnej opieki nad dziećmi.

To dla ich dobra i dzięki nim osiągnęła swój cel: otworzyła własny salon kosmetyczny w Krakowie.

Początek: na zmywaku

– Kiedy przyjechałam do Polski z dwójką dzieci, nawet nie wyobrażałam sobie, że mogłabym pracować w swoim zawodzie – wyznaje Tetiana. – Pierwsze, co mi tu zaproponowano, to zmywanie naczyń. A potem – mycie klatek schodowych. Godziłam się na wszystko, choć płacili grosze.

Kiedy obliczyłam, ile dostanę za tę pracę, zdałam sobie sprawę, że musiałabym tyrać po 10 godzin dziennie – i w nocy, a i tak nie byłabym w stanie zapewnić dzieciom mieszkania ani szkoły. Popłakałam się.

Zadzwoniłam do starszego syna. Wysłuchał mnie i powiedział:

– Mamo, przestań myć schody i poszukaj pracy w swojej specjalizacji. Możemy przeżyć tych kilka dni, będziemy jeść zupę

Jego słowa mnie poruszyły. Wróciłam do domu, usiadłam i zaczęłam pisać na Facebooku do wszystkich salonów kosmetycznych, że szukam pracy.

Z synami

Ksenia Minczuk: – Jak znalazłaś się w Polsce?

Tetiana Kownacka: – 24 lutego wpadłam w straszną panikę. Nie miałam pojęcia, co robić. Starszy syn miał wtedy 15 lat, młodszy 7.

Najpierw pojechałam do mojej mamy, która mieszka blisko granicy z Białorusią. To było niebezpieczne, ale kiedy pojawia się niebezpieczeństwo, my, jak dzieci, chcemy ukryć się u mamy.

Z powodu ciągłych wybuchów musiałam u mamy wnosić młodszego syna na rękach do piwnicy. On nie może samodzielnie wchodzić i schodzić, bo ma porażenie mózgowe. Ale nawet wtedy nie myślałam o opuszczeniu Ukrainy.

Aż do 1 marca, kiedy zadzwoniła do mnie siostra z klasztoru – mój syn chodził tam do przedszkola dla niepełnosprawnych. Powiedziała: „Tania, musisz wywieźć Wlada, musisz się nim zająć”. Wyjaśniła, że dziecko z porażeniem mózgowym jest bardzo wrażliwe. Jeśli coś wybuchnie w pobliżu, będzie w szoku znacznie głębszym niż my, zdrowi. Postanowiłam opuścić Ukrainę.

Nazajutrz wsiadłam z dziećmi do samochodu – i wreszcie poczułam się silna. Zdałam sobie sprawę, że postępuję słusznie.

Granicę z Polską przekroczyliśmy w nocy, pojechaliśmy do ośrodka dla uchodźców. Jednak kiedy zobaczyłam ten ośrodek, zdałam sobie sprawę, że tam nie zostaniemy – duża sala gimnastyczna z mnóstwem ludzi, głośno, światła nie gasną, prawie nikt nie śpi. Spędziliśmy więc noc w samochodzie na parkingu, a rano obraliśmy kurs na Kraków.

Ukrainki są najlepsze

Długo czekałaś na odpowiedź po wysłaniu CV do krakowskich salonów kosmetycznych?

Wysłałam CV do kilkudziesięciu salonów, dwa mnie zatrudniły. Pracowałam w obu na zmianę. „Jeśli chcesz zarabiać, musisz sama znaleźć klientów” – taki warunek mi postawili. Ale wiedziałam, że dam radę. W końcu nie miałam wyboru.

A kiedy w życiu nie mam wyboru, zawsze znajduję wyjście

Potem zaczęłam wynajmować miejsce w salonie; płaciłam 40% od każdego klienta. Wtedy jeszcze nie miałam pieniędzy na własny biznes – były podatki i wydatki, lecz stabilnego dochodu nie było. Ale kiedy zbudowałam już bazę klientów, zdałam sobie sprawę, że jestem gotowa zarejestrować własną firmę i pracować dla siebie.

Teraz mam własny salon, choć droga do niego nie była łatwa. Musiałam sporo wydać na materiały, wysokiej jakości urządzenia, znaleźć dobre miejsce, do którego łatwo byłoby dojechać. Pożyczałam pieniądze, a potem je oddawałam. Nikt mi nie pomógł. Nie nazywam siebie „bizneswoman” – mówię o tym tylko jak o swojej firmie.

Biznes to coś wielkiego, a ja jestem dopiero na początku tego czegoś

W Polsce nie jest trudno zarejestrować działalność gospodarczą. W czasie wojny warunki dla Ukraińców były uproszczone, więc rejestracja zajęła mi pół godziny. Mam księgowego, co jest warunkiem koniecznym do prowadzenia biznesu. Pomaga mi w sprawozdawczości, podatkach i papierkowej robocie.

Konkurencja duża?

W kosmetologii w Polsce – tak. Ale prawie wszyscy moi konkurenci to kosmetyczki z Ukrainy. W tej branży są naprawdę najlepsze.

Konkurencja zmusza cię do ciągłego doskonalenia się. I nie chodzi tylko o techniki, urządzenia i nowoczesne procedury. Chodzi też o promowanie własnej marki. Musisz nagrywać filmiki, wskakiwać przed kamerę, pokazywać i swoją pracę, i życie osobiste. Bo jak przestaniesz, to koniec – nie ma pracy.

Oczywiście cały czas musisz uczyć się nowych technik. Tylko w tym miesiącu byłam na trzech szkoleniach, a jedno takie szkolenie kosztuje od 1500 do 4000 zł.

Czego się jeszcze się tu nauczyłam? Że porównywanie się z mistrzami to błąd. ?Każdy ma swoje warunki, swoją sytuację. Ja żyję i pracuję według własnych warunków, podążam własną drogą. Może i nie szybko, ale za to sama

Weź – i zrób

Co jest dla Ciebie najważniejsze: zysk, liczba klientów, reputacja?

Reputacja zawsze jest dla mnie najważniejsza. Bardzo ważne jest to, co klient mówi o mojej pracy. Nie gonię za pieniędzmi, ale muszę mieć ich wystarczająco dużo, by prowadzić z moimi dziećmi normalne życie. Sama utrzymuję rodzinę, więc nie mogę ignorować zysku. A ten przychodzi, jeśli masz dobrą reputację. Tylko tak to działa: reputacja pomaga zwiększyć liczbę klientów, a klienci przynoszą zyski.

Jakiej rady udzieliłabyś Ukrainkom, które chcą rozpocząć działalność w nowym kraju?

Weź – i zrób. Boisz się? Śmiało, i tak to zrób! Ważne jest to, by być zarówno odważnym, jak ostrożnym. Oblicz wszystko z wyprzedzeniem: podatki, czynsz, wydatki. Rozpoczęcie własnej działalności to jedno, ale jej utrzymanie to osobne zadanie. Powinnaś zrozumieć, że to długa gra. I bądź przygotowana na różne wyzwania.

Ale najważniejsze to się nie bać.

Ile pieniędzy trzeba mieć, by otworzyć własny salon?

Zainwestowałam około 10 tysięcy zł. I to pomimo tego, że część materiałów już miałam; przywiozłam je z Ukrainy. Musiałam kupić lampy, kanapy, stoły, kasę fiskalną i terminal. Jeśli dodać do tego koszt urządzeń, na których pracuję, to wyjdzie jakieś 30 tysięcy. Ale urządzenia kupuję stopniowo, bo ceny zaczynają się od tysiąca dolarów. Moje kosztują 1,5-2 tys. dolarów za sztukę.

Bardzo chcę się rozwijać. Pracuję nad tym. Chcę mieć lepsze warunki, większe biuro, więcej pracowników

Jakie mogą być dochody i zyski kosmetyczki w Polsce?

Bardzo dobre. Jeśli pracujesz codziennie od 8 rano do 20 wieczorem, możesz zarobić 30-40 tysięcy złotych miesięcznie. Ale ja nie mogę tak pracować, bo moje dziecko potrzebuje mnie w domu. Logopeda, masaże, fizjoterapeuta dla młodszego syna, szkoła dla starszego – muszę to wszystko ogarnąć. Teraz zarabiam 15-20 tysięcy złotych brutto. Odliczam podatki, pensję księgowej, koszt materiałów, czynsz (2000 zł) itd. – i zostaje 7-9 tysięcy złotych. Kosmetyczka ma wysokie koszty.

Zarazem w Polsce bardzo się rozwinęłam, otworzyłam się. Zaczęłam czuć się pewnie. Potrafię sama wygodnie żyć w obcym kraju, rozwijać się zawodowo, czuć się pewnie. Jestem z siebie dumna.

Co uznajesz za swój główny sukces?

To, że się nie boję. Ręce się trzęsą, ale robię swoje, uparcie i wytrwale. Wciąż uczę się czegoś nowego. Kiedy przypomnę sobie, jak pierwszy raz robiłam mezoterapię [zabieg iniekcyjny w kosmetologii – red.], to aż mi śmiesznie. Trzęsły mi się ręce, płakałam, ale i tak to zrobiłam! A potem się przyzwyczaiłam, nabrałam wprawy i teraz jest już łatwo. I tak ze wszystkim. Boję się, ale idę naprzód.

20
хв

„Boję się, ale idę naprzód”. Ukrainka o tym, jak otworzyła własny salon kosmetyczny w Polsce

Ksenia Minczuk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Klient ma rację – no, chyba że jej nie ma. Historia rodzinnej pizzerii otwartej przez Ukraińców w Warszawie

Ексклюзив
20
хв

„Boję się, ale idę naprzód”. Ukrainka o tym, jak otworzyła własny salon kosmetyczny w Polsce

Ексклюзив
20
хв

Natalia Dunajska: – Dajemy ludziom marzenia

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress