Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Dlaczego wstydzimy się prosić o coś dla siebie? Co powstrzymuje nas przed mówieniem o własnych potrzebach?
Wsparcie nie zawsze polega na udzielaniu rad. Czasem wystarczy wysłuchać ukochaną osobę, przytulić ją. Warto nauczyć się mówić o swoich potrzebach, ale trzeba to robić stopniowo. Mówi o tym psycholożka Julia Kvasnica.
Psycholożka, seksuolożka, członkini europejskich, ukraińskich i polskich stowarzyszeń analizy transakcyjnej, członkini Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Posiada ponad 5-letnią prywatną praktykę psychologiczną oraz 12 lat doświadczenia w wymiarze sprawiedliwości (pierwsza specjalizacja to prawo). Od marca 2022 roku mieszka w Warszawie, pracując i kontynuując swoją praktykę psychologiczną online i offline.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Według badania przeprowadzonego przez Instytut Socjologiczny Czeskiej Akademii Nauk i Narodowy Instytut SYRI ponad 41% ukraińskich uchodźców w Czechach cierpi na umiarkowaną lub ciężką depresję, a ponad 23% ma umiarkowane lub ciężkie stany lękowe. Badacze z Polski doszli do podobnych wniosków w odniesieniu do Ukraińców, którzy znaleźli schronienie w ich kraju. Co gorsza, odsetek osób w tym stanie rośnie z roku na rok.
Trauma wojny zmienia wszystkich, także uchodźców
Coraz częściej ludzie potrzebują nie tylko podstawowej, ale także specjalistycznej opieki medycznej – w szczególności leków na zespół stresu pourazowego (PTSD). Jednak Ukraińcy zwykle nie chodzą do psychologów i nie mówią o swoich problemach: niektórzy uważają, że one są niczym w porównaniu z problemami rodaków walczących na froncie. Inni boją się, że jeśli prawda o ich zaburzeniach psychicznych wyjdzie na jaw, służby socjalne odbiorą im dzieci, zostaną zwolnieni z pracy albo będą gorzej traktowani.
– Niestety nie wszyscy zdają sobie sprawę, że trauma wojenna zmienia ludzi – mówi Andrzej Kędzierski, przewodniczący olsztyńskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, który od początku rosyjskiej inwazji jest zaangażowany w wiele projektów na rzecz pomocy uchodźcom wojennym. – Dlatego specjaliści, eksperci, konsultanci i instruktorzy pracujący w różnych projektach integracyjnych mających na celu pomaganie Ukraińcom muszą być przygotowani na to, że nie u wszystkich uchodźców trauma wojenna przejawia się w ten sam sposób. By ułatwić im integrację z nową społecznością, należy najpierw ustabilizować ich układ nerwowy. Angażowanie tych osób w różne kursy, szkolenia lub seminaria zaleca się po konsultacjach z psychologami i mediatorami (komunikatorami, pośrednikami, specjalistami, którzy pomagają ludziom znaleźć wspólny język podczas komunikacji kryzysowej).
Bo jeśli ktoś jest w stanie lękowym, stanie paniki lub niepokoju, trudno mu się skoncentrować i zapamiętywać ważne informacje
W styczniu na łamach czasopisma medycznego „The Lancet" opublikowano artykuł pt. „Występowanie stresu, lęku i objawów zespołu stresu pourazowego wśród Ukraińców po pierwszym roku rosyjskiej inwazji: ogólnokrajowe badanie przekrojowe”. Jego autorzy ustalili, że 54% Ukraińców, w tym uchodźcy, cierpi na PTSD. U 21% zmaga się z silnym lękiem, a u 18% stwierdzono wysoki poziom stresu.
– Musimy zrobić wszystko, co konieczne, by pomóc uchodźcom przezwyciężyć traumę wojenną, która uniemożliwia im cieszenie się pełnią życia. Ta trauma zmienia nie tylko myśli, ale także samą zdolność myślenia. Dlatego osoby, które mają za sobą traumatyczne doświadczenia, mogą nie do końca zdawać sobie sprawę z tego, co się z nimi stało i jak się zmieniły – mówi Andrzej Kędzierski.
Zdaniem psychologa życie w stanie stresu, niepewności i braku poczucia bezpieczeństwa przez długi czas jest niebezpieczne dla zdrowia psychicznego. Dlatego ważne jest, by jak najszybciej znaleźć tzw. miejsce zakorzenienia. Aby to było możliwe, musisz mieć gdzie mieszkać i za co żyć. Ważne, by uchodźcy zrozumieli, że nie są sami, że to nie jest tylko ich wojna, że wokół są ludzie, którzy pomogą w najtrudniejszych chwilach.
Długotrwałość i dysfunkcyjność to dwie główne oznaki, które mogą wskazywać, że człowiek cierpi na zaburzenia psychiczne i potrzebuje pomocy specjalisty
Anton Pokaliuchin, psycholog z programu Mental Support for Media, uważa, że jeśli dana osoba doświadcza różnych objawów złego samopoczucia emocjonalnego (jak depresja, apatia, lęk) nieprzerwanie przez kilka tygodni lub dłużej, może to wskazywać na zaburzenia psychiczne. Jeśli człowiek nie jest w stanie wykonywać różnych codziennych zadań, takich jak obowiązki domowe i zawodowe, uczestniczyć w wychowywaniu dziecka, nie chce spotykać się z przyjaciółmi, czuje się wyczerpany i bezradny – to mamy do czynienia z dysfunkcjonalnością.
– Jeśli ten stan jest krótkotrwały, tj. trwa do kilku tygodni, sytuacja jest w normie – mówi Pokaliuchin. – Wtedy najprawdopodobniej poradzisz sobie sam. Potrzebujesz tylko odpoczynku, dobrego snu, dobrego odżywiania, przyjaznych spotkań i ciepłych uścisków. Gorzej, jeśli ten stan utrzymuje się przez długi czas, a działania danej osoby wydają się aktywnością ostatkiem sił i tylko w okolicach minimum.
Jakie sygnały świadczą o tym, że czas na pomoc specjalisty
Markerami zmian są sytuacje, w których to, co nowe, nie poprawia jakości życia – albo to, co kiedyś było ważne, przydatne, niezbędne, teraz straciło swoją moc i wartość. Na przykład kiedyś lubiłaś książki, kino i spotkania z przyjaciółmi. A teraz zauważasz, że coś się zmieniło, i niczego już nie chcesz, nic nie wywołuje dobrych emocji i nie motywuje cię do robienia tego, co kiedyś lubiłaś.
Być może kiedyś byłaś osobą zdyscyplinowaną, chodziłaś na siłownię, na spacery, a teraz ta twoja dyscyplina zniknęła. Albo alkohol: wiele osób traktuje go jak sposób na łagodzenie bólu emocjonalnego, przezwyciężanie stresu czy poprawę samopoczucia, np. po kłótni.
Wcześniej piłaś alkohol tylko w towarzystwie przyjaciół – teraz zauważasz, że potrzebujesz go, gdy jesteś sama, by się zrelaksować
Innym przykładem jest niepokój. Może być pożyteczny, ale może też działać destrukcyjnie. Ten pierwszy sprawia na przykład, że lepiej przygotowujesz się do publicznych wystąpień czy egzaminów. Gorzej, gdy zauważasz, że zaczęłaś się martwić bez powodu, a niepokój nie prowadzi już do żadnych pożytecznych skutków, tylko pogarsza jakość twojego życia.
Szczególną uwagę należy zwrócić na myśli związane ze śmiercią i samobójstwem.
– To naturalne, że czasami masz myśli w rodzaju: „Jak mi ciężko, może gdybym umarła, byłoby łatwiej” – mówi Anton Pokaliuchin. – W ten sposób ludzka psychika próbuje przezwyciężyć trudności. Ale jeśli takie myśli stają się dominujące, to powinna ci się zapalić w głowie czerwona lampka.
Według psychologa jeśli sprawy pójdą jeszcze dalej i zaczniesz planować samobójstwo, to mamy bezpośredni sygnał, że potrzebujesz pilnej pomocy psychologa, psychoterapeuty lub psychiatry.
– Nikt nie zna cię tak dobrze jak ty sama, więc słuchaj siebie uważnie. Co jakiś czas pytaj samą siebie: „Gdzie jestem teraz na skali zdrowia psychicznego? W jakim stopniu czuję się źle i jak długo to trwa?” Czasami to wystarczy, by zrozumieć, nawet na poziomie intuicyjnym, że potrzebujesz pomocy – wyjaśnia Pokaliuchin.
Jak stwierdzić, że bliska osoba potrzebuje pomocy
Według Antona Pokaliuchina często przeceniamy swoją zdolność do interpretowania i oceniania słów oraz zachowań innych.
Tym, co pomaga lepiej zrozumieć drugą osobę, jest komunikacja
Istnieją sygnały zagrożenia, które można dostrzec nawet gołym okiem. Jeśli jednak te markery są widoczne, nie stawiamy diagnozy, a jedynie przypuszczamy, że dana osoba może mieć problemy psychiczne. Główne kryteria są takie same jak te, które odnoszą się do nas samych: czas trwania i dysfunkcjonalność. Markery to zmiany, które pogarszają życie człowieka. Im lepiej kogoś znasz, tym łatwiej możesz te zmiany dostrzec – na przykład znałaś ją jako powściągliwą i odważną, ale w ostatnich miesiącach stała się niezrównoważona i niepewna.
Trzeba być również uważnym, jeśli dana osoba zaczęła intensywnie unikać czegoś lub kogoś.
– To normalne, że unikasz nieprzyjemnych rzeczy. Kiedy kamień dostaje się do buta, chcesz się go pozbyć. Istnieje też jednak niekonstruktywne, patologiczne unikanie. Na przykład osoba, która zawsze była towarzyska, z jakiegoś powodu przez długi czas unika zatłoczonych miejsc, nawet rynków czy sklepów. I rzadziej kontaktuje się z kolegami z pracy czy przyjaciółmi. Jeśli to pogarsza jej życie, warto przyjrzeć się sprawie – mówi Pokaliuchin.
Ludzie z problemami psychicznymi mają skłonność do niezdrowych zachowań i nieadekwatnych sposobów radzenia sobie z problemami. Na przykład piją alkohol albo kompulsywnie się objadają.
Niebezpiecznym sygnałem są też samookaleczenia. Osoby w stanie bólu emocjonalnego mogą nacinać sobie skórę na rękach, nogach czy innych częściach ciała. Robią tie po to, by popełnić samobójstwo, ale dlatego, że istnieje mechanizm, który łagodzi ból emocjonalny poprzez ból fizyczny. To tak zwane zachowanie samookaleczające. Stereotypowo w filmach przypisuje się je tylko nastolatkom, lecz jest wielu dorosłych, którzy też to robią.
Ponadto trzeba zwracać uwagę na to, co bliskie osoby mówią. Mogą to być bezpośrednie wiadomości, gdy ktoś skarży się w prywatnej rozmowie: „Z jakiegoś powodu od dłuższego czasu w ogóle nie śpię lub mam okropne sny”. Albo sygnały pośrednie: „Coś jest ze mną nie tak, nie mogę nic zrobić”.
Obserwuj też zachowania niewerbalne: gesty, mimikę, pauzy, odruchy, wygląd itp.
Zachowania niewerbalne są bardzo pomocne w ujawnianiu zachowań sprzecznych – kiedy ciało danej osoby wysyła sygnały, które nie odpowiadają jej słowom. Tak jest na przykład wtedy, w odpowiedzi na pytanie: „Jak się masz?” ten ktoś mówi: „Wszystko w porządku”, patrząc na ciebie smutno.
– Najlepszym sposobem na przekazanie swoich myśli jest mówienie. Słowa są naszą supermocą. Nie ma gwarancji, że zostaniemy wysłuchani i że ktoś będzie w stanie natychmiast nam pomóc, ale warto spróbować. Rozmowa powinna zacząć się od słów: „Chcę z tobą porozmawiać o czymś ważnym” – radzi Anton Pokaliuchin.
Ton rozmowy nie powinien być żartobliwy ani katastroficzny, lecz spokojny i poważny
I ważne jest, by podjąć dyskretną, troskliwą inicjatywę, a nie wywierać presję. Dzielisz się swoimi spostrzeżeniami, a następnie pytasz: „Co o tym myślisz?”. Zawsze powinnaś być gotowa na odrzucenie. W końcu ta druga osoba może nawet zgodzić się z faktem, że ma problem, ale nie zechce nic z tym zrobić.
Bądź też przygotowana na wzięcie odpowiedzialności za swoją inicjatywę. Wysłuchaj odpowiedzi rozmówcy i pomóż mu znaleźć specjalistę.
Czasami pomoc może być niewielka – ale sprawi, że człowiek poczuje się potrzebny i wdzięczny za to, że ktoś troszczy się o niego bezinteresownie. Nie poświęcaj jednak swojego czasu i wysiłku, jeśli nie możesz pomóc albo nie masz potrzebnych do tego zasobów. I nie udzielaj oklepanych rad w rodzaju: „Znajdź normalną pracę” czy: „Idź na siłownię”. To irytujące i tworzy dystans. Jeśli chcesz pomóc, najpierw poproś tę drugą osobę o pozwolenie. Wiedz też, że nawet jeśli wykażesz się troskliwą wytrwałością, ona ma prawo odmówić. Nie naciskaj – zostaw otwarte drzwi. Każdy może zmienić zdanie i zechcieć zbliżyć się do ciebie, by zrobić pierwsze kroki na drodze do uzdrowienia.
<frame>Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko za sobą? Zamieszkać w obcym kraju? Nie masz bliskich osób, którym możesz zaufać? Potrzebujesz rady, wsparcia? Pozwól nam sobie pomóc. Wyślij nam wiadomość na adres: redakcja@sestry.eu, a zapewniamy, że psycholog lub psychoterapeuta udzieli Ci dobrej rady. To może być pierwszy krok do rozwiązania problemu, który ułatwi Ci życie za granicą. Publikujemy kolejny list, który otrzymałyśmy od ukraińskiej Czytelniczki. I odpowiedź psychologa. <frame>
Syn niedługo skończy 18 lat i mam tylko jego. Wyjechaliśmy z Ukrainy na początku wojny i żyjemy bezpiecznie w Polsce, ale on chce wrócić do Ukrainy i zgłosić się na ochotnika na front, gdy tylko będzie pełnoletni. To mnie przeraża.
Z jednej strony jestem dumna, że mam syna, który ma nasz kraj w sercu i chce o niego walczyć. Ale z drugiej nie wyobrażam sobie być bez niego i bać się o jego życie każdego dnia.
Jest w kontakcie ze starszymi kolegami z naszego miasta w Ukrainie. Oni zostali i poszli walczyć. Jest pod ich wrażeniem i chce do nich dołączyć. Staram się go od tego odwieść, jak tylko mogę. Znam przykłady młodych mężczyzn, synów moich przyjaciół, którzy zostali ranni i pozostaną niepełnosprawni do końca życia. Jeden stracił obie ręce, drugi lewą nogę.
Opowiadam mu te przerażające historie, mając nadzieję, że zmieni zdanie i zostanie ze mną. A on na to: „Trwa wojna, są ranni i zabici, nawet w Polsce mogę zginąć na przejściu czy na środku ulicy. Co się stanie, to się stanie”.
Kiedy opowiedziałam o tym mojej przyjaciółce, bardzo mnie zdenerwowała. „Jeśli jest głupi, pozwól mu odejść” – powiedziała. Jej mąż i dwóch dorosłych synów są z nią w Polsce i nie obchodzi ich nasz kraj, nigdy nie pójdą walczyć za ojczyznę. Powiedziałam jej, co myślę o zachowaniu mężczyzn w jej rodzinie, i rozstałyśmy się w gniewie. Od tamtej pory nie rozmawiamy ze sobą i nie jesteśmy już przyjaciółkami.
Wpadłam na pomysł, żeby zatrzymać syna w Polsce, pozorując swoją chorobę. Mam nadzieję, że przez ten czas wojna się skończy. Nigdy go nie okłamałam, ale tylko matka może zrozumieć, co czuję i jak wielki jest mój strach. Nie wiem już, jak go przekonać.
Jednocześnie boję się, że jeśli dowie się, że go okłamałam, nigdy mi nie wybaczy i stracę go na zawsze. Bardzo się martwię i czuję, że ten stres może naprawdę wpędzić mnie w chorobę.
Rafał Zbozień - psycholog, psychotraumatolog. Udziela wsparcia online na avigon.pl:
To, co Pani przeżywa, jest niezwykle trudnym wyzwaniem i w pełni rozumiem, jak skrajne emocje mogą się z tym wiązać. W sytuacji, w której chce Pani chronić syna przed niebezpieczeństwem, równocześnie zderza się Pani z jego pragnieniem, aby wziąć na siebie trudną odpowiedzialność. Pani jako matka przeżywa ból, niepokój, a także ogromną obawę o przyszłość, co jest całkowicie zrozumiałe.
Kłamstwo, nawet jeśli chwilowo przyniosłoby ulgę, w dłuższym okresie zamieni się w ból
W sytuacjach, które są dla nas emocjonalnie przytłaczające, nasze myśli i reakcje często są próbą znalezienia choćby częściowego rozwiązania, które pozwoliłoby uniknąć ryzyka. Stąd pomysł, by – być może – zatrzymać syna poprzez udawanie choroby.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że takie rozwiązanie mogłoby prowadzić do długotrwałych konsekwencji i potencjalnych trudności w relacji, szczególnie jeśli syn odkryłby prawdę. Może się też zdarzyć, że taki krok, nawet jeśli chwilowo przyniósłby ulgę, w dłuższym okresie przyniósłby ból zarówno Pani, jak i synowi.
Warto też przyjrzeć się, jak Pani dotychczas działała – czyli pokazywanie historii innych osób, które ucierpiały w wyniku wojny – jak wpłynęły na syna. Czasami, próbując przekonać bliskich, nieświadomie wywołujemy u nich reakcję odwrotną. On, koncentrując się na swoim poczuciu obowiązku, może być bardziej zamknięty na te argumenty.
Oto kilka strategii, które mogą Pani pomóc:
1. Skupienie się na rozmowie z synem na temat jego planów i wartości, które za nimi stoją. Może Pani spróbować podejść do rozmowy z ciekawością, pytając o jego motywację, marzenia, wyobrażenie siebie w tej roli. Zamiast przekonywać, można spróbować zrozumieć, co tak naprawdę kryje się za jego potrzebą wyjazdu. Pomagać można na wiele sposobów, zarówno tam jak i tu. Może jest coś innego, co mógłby realizować tutaj?
2. Wyrażenie własnych uczuć w sposób szczery, ale nie osądzający. Można powiedzieć: „Jestem dumna, że masz takie wartości i równocześnie bardzo się boję, że mogę Cię stracić”. Wyrażenie tego lęku bez prób nakłaniania syna może pozwolić mu lepiej zrozumieć, co Pani przeżywa, a jednocześnie nie czuć się stawianym przed wyborem między własnymi wartościami a relacją z mamą.
3. Rozważenie konsultacji z psychologiem specjalizującym się w pracy z rodzinami i młodzieżą. Spotkanie z kimś, kto zna dynamikę relacji rodzinnych i psychologię młodych ludzi w tak trudnych sytuacjach, może pomóc znaleźć strategię na dotarcie do syna i wypracowanie sposobów komunikacji, które nie będą rodziły napięć.
4. Wsparcie społeczne dla Pani. Pisała Pani, że sytuacja ta spowodowała również utratę przyjaźni, ale z pewnością nie jest Pani sama. Często pomocne okazuje się wsparcie osób, które przeżywają podobne trudności. Może warto poszukać grup wsparcia lub miejsc, gdzie będzie Pani mogła podzielić się swoimi uczuciami. Takie grupy i doświadczenia osób zmagających się z podobnymi problemami, to naprawdę ogromny zasób.
Lęk jest naturalną reakcją na zagrożenie
Warto pamiętać, że lęk, który Pani odczuwa, jest naturalną reakcją na zagrożenie i próbą zachowania bezpieczeństwa. Takie uczucia mogą być trudne, ale równocześnie to one pokazują, jak bardzo kocha Pani swojego syna.
Rozmowa pełna szczerego wyrażania emocji, pytania, które dają przestrzeń na zrozumienie jego perspektywy, oraz otwarcie na wzajemne wsparcie mogą pomóc zarówno Pani, jak i synowi przejść przez ten trudny czas, niezależnie od jego ostatecznej decyzji.
Życzę Pani wiele wytrwałości i siły w tych wymagających chwilach.
– Uważam, że Ukraina powinna być w NATO. W Memorandum budapesztańskim zrezygnowaliśmy z broni nuklearnej i [w zamian za to – red.] zagwarantowano nam bezpieczeństwo i integralność terytorialną Ukrainy – tak Wołodymyr Zełenski wyjaśnił Donaldowi Trumpowi, dlaczego Ukraina powinna zostać członkiem Sojuszu.
17 października, podczas szczytu Unii Europejskiej w Brukseli, Zełenski powtórzył tę tezę na konferencji prasowej z udziałem sekretarza generalnego NATO. Powiedział wtedy, że Ukraina nie buduje broni jądrowej i że nie ma dla niej silniejszych gwarancji bezpieczeństwa niż członkostwo w Sojuszu.
Jednak pomimo tego, że ani Zełenski, ani żaden inny ukraiński urzędnik nigdy publicznie nie mówili o możliwości odtworzenia ukraińskiego arsenału jądrowego – wręcz przeciwnie: zaprzeczano takiej możliwości – słowa ukraińskiego prezydenta wywołały falę debat zarówno w Ukrainie, jak za granicą. Dyskutowano o tym, czy Ukraina może, czy nie może wyprodukować bomby atomowej.
Ta debata zrodziła pytanie, czy kraje europejskie i azjatyccy sojusznicy Stanów Zjednoczonych są wystarczająco dobrze chronieni przed zagrożeniem nuklearnym – zwłaszcza w kontekście prowokacyjnego obwieszczenia przez Putina pod koniec września zmiany rosyjskiej doktryny nuklearnej. Kluczowym jej punktem jest klauzula, że jeśli państwo nienuklearne przy wsparciu państwa nuklearnego w jakiejś formie zaatakuje Rosję, to Rosja może uznać to za ich wspólny atak i dokonać odwetu.
Czy to oznacza, że rosyjskie zagrożenie nuklearne stało się dla Europy bardziej realne? Czy Stany Zjednoczone utrzymają swój parasol nuklearny nad europejskimi sojusznikami? I czy sojusze wojskowe gwarantują bezpieczeństwo?
Wojna kognitywna, czyli presja psychologiczna jako broń
Prawdopodobieństwo rosyjskiego uderzenia nuklearnego na Ukrainę lub jakikolwiek kraj europejski jest obecnie bardzo niskie. Rosyjska retoryka i zmiany w jej doktrynie nuklearnej mają raczej na celu straszenie atomem i zniechęcenie partnerów Ukrainy do udzielenia jej większej pomocy.
Dr Jewhenia Gaber, politolożka, ekspertka ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, uważa, że dla Rosji o wiele bardziej opłacalne jest ciągłe granie tą kartą, mówienie o możliwości użycia broni jądrowej – niż faktyczne jej użycie.
Po drugie, Stany Zjednoczone mają możliwość wykonania uderzenia odwetowego, które byłoby nie mniejsze, ale większe niż uderzenie Rosji. Chociaż politolożka nie sądzi, by do tego doszło, zaznacza, że teoretycznie jest to możliwe.
– W rzeczywistości cała doktryna odstraszania opiera się na tym, że następne uderzenie będzie silniejsze niż poprzednie – i tak się stanie – mówi Gaber. – Pomimo całej ich retoryki, sygnały polityczne z Rosji są takie, że nie chce ona zobaczyć, co się stanie, jeśli użyje broni jądrowej. Jednocześnie nie powinniśmy zapominać o tak zwanym Globalnym Południu, dla którego w przypadku użycia broni jądrowej Rosja automatycznie zamieni się w państwo upadłe, państwo zbójeckie. W końcu jasne jest, że to, co dzieje się w Ukrainie, dotyczy nie tylko Ukrainy, ale globalnego bezpieczeństwa.
Innym powodem, dla którego Rosja zawsze ucieka się do retoryki nuklearnej, jest według Gaber to, że gdy poprzeczka eskalacji zostaje podnoszona do poziomu użycia broni jądrowej, wszystko, co dzieje się obecnie w Ukrainie, jest postrzegane jako warunkowo dopuszczalne.
– Innymi słowy, użycie bezzałogowych statków powietrznych, użycie bomb, które niszczą wszystko na ziemi, jest rzekomo normalne, ponieważ są to bronie konwencjonalne, a nie broń jądrowa.
Tyle że jeśli spojrzeć na efekt taktycznej broni nuklearnej, w rzeczywistości to wszystko, co Rosja robi w Ukrainie, zbliża się już do 80% efektu użycia taktycznej broni nuklearnej
Rosyjska pałka nuklearna
W rosyjskich mediach w odniesieniu do Ukraińców mamy do czynienia z odczłowieczającą retoryką. Natomiast rozmowy na temat użycia broni nuklearnej są w rosyjskich programach telewizyjnych bardzo swobodne – mówi się nawet o bombardowaniu Londynu, Paryża czy Berlina. To jeden z trzech progów, które zdaniem niektórych ekspertów są niezbędne do użycia broni jądrowej. Tak uważa m.in. dr Graeme P. Herd, specjalista ds. bezpieczeństwa i obrony (Berlin).
– Drugim jest użycie systemów przenoszenia podwójnego zastosowania, takich jak artyleria lub samoloty, które umożliwiają dołączanie głowic nuklearnych do pocisków (jeśli są to pociski artyleryjskie) lub zrzucanie ich z niektórych samolotów – mówi Herd. – To też widzimy. Trzecią rzeczą, której nie widzimy, jest przeniesienie broni z około 13 niestrategicznych obiektów nuklearnych. Nie powstrzymaliśmy dehumanizacji, nie powstrzymaliśmy podwójnego zastosowania. Jednak gdybyśmy za pomocą satelit zauważyli, że Rosja tę broń przemieszcza, moglibyśmy, tak jak zrobiły to Stany Zjednoczone przed inwazją 24 lutego 2022 r., powiedzieć światu, co Rosja zamierza zrobić. Potrzebujemy maksymalnej przejrzystości i musimy upublicznić ten fakt. Ta taktyka, wyjaśnia dr Herd, nazywa się pre-battle. Do pewnego stopnia może być ona skuteczna.
Inną rzeczą, którą można zrobić, jeśli Rosja nagle w jakiejś formie skłoni się ku użyciu broni jądrowej, jest bezpośredni kontakt z kierownictwem rosyjskiego establishmentu bezpieczeństwa:
– Należałoby porozmawiać bezpośrednio z Siergiejem Szojgu, sekretarzem rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, z Aleksandrem Bortnikowem, szefem FSB, lub Putinem i powiedzieć: „Jeśli użyjecie niestrategicznej broni jądrowej, będzie to miało katastrofalne konsekwencje”.
W rzeczywistości niemożliwe jest wyróżnienie jednego, rzekomo słabszego członka NATO, chociaż właśnie taka narracja stoi za groźbami nuklearnymi Putina wobec państw europejskich. Jednak jest on w pełni świadomy, że taki scenariusz z pewnością obejmowałby odpowiedź nuklearną, zauważa Maximilian Terhalle, naukowiec wizytujący na Uniwersytecie Stanforda/Hoover Institution. A to, że Putin był w stanie zinstrumentalizować obawy niektórych państw europejskich, zwłaszcza Niemiec, w celu ograniczenia dostaw broni konwencjonalnej do Ukrainy, w żaden sposób nie neguje faktu, że NATO będzie bronić krajów NATO.
– Kijów niestety nie ma takiej gwarancji – mówi Terhalle. – Jednak jak pokazał październik 2022 roku, amerykańskie groźby mogą powstrzymać Putina przed zaatakowaniem Ukrainy taktyczną bronią jądrową.
Przywódca Kremla wie, że Biden to bardzo poważny polityk. Trump to inna sprawa
Trump i parasol nuklearny NATO
Jeśli jednak chcemy być uczciwi wobec Trumpa, powinniśmy pamiętać o jego deklaracji: jeśli nie uda się wynegocjować z Putinem tego, co potencjalny następny prezydent USA uzna za uczciwe, to Trump da Ukrainie więcej broni. A jeśli Ukraina nie będzie negocjować, Trump przestanie dostarczać jej broń.
– Tak więc jest to oferta skierowana do obu stron, aby spotkać się i negocjować – mówi dr Graeme P. Herd. – Oczywiste jest jednak, że Rosja kontroluje 18% terytorium Ukrainy, więc każdy kompromis zasadniczo pozostawia Rosję jako zwyciężczynię. Jednocześnie podczas swojej pierwszej kadencji Trump mówił jedno, a jego administracja robiła co innego. W rzeczywistości zrobiła więcej niż administracja Obamy, by wesprzeć Ukrainę i wzmocnić wojskowo Polskę.
Nikt nie wie, co Trump naprawdę myśli, co zrobi, a czego nie zrobi. On nie ma żadnego planu, zaznacza Maximilian Tergalle:
– Jeśli Trump naprawdę chce wyraźnie odejść od artykułu 5 NATO, wkraczamy w nową erę, która nie wróży dobrze ani Ukrainie, ani Europie, ani nikomu innemu.
„Dynamika wynikająca z takiego scenariusza może doprowadzić do szybkiego rozprzestrzeniania się broni jądrowej w Europie, z nieprzewidywalnymi tego konsekwencjami. Od dawna proponuję, aby w takim przypadku Niemcy, w porozumieniu ze swoimi sąsiadami, stały się nową potęgą nuklearną w Europie. Jestem przekonany, że Polacy myśleliby podobnie. W obecnych okolicznościach, z punktu widzenia Ukrainy, całkiem logiczne byłoby dążenie do odstraszania nuklearnego” – napisał na portalu X Fabian Hoffmann, ekspert norweskiego Oslo Nuclear Project.
Jego zdaniem odstraszanie nuklearne jest oczywistym rozwiązaniem najbardziej palących problemów Ukrainy, które jednocześnie pokazuje porażkę amerykańskiej wielkiej strategii nierozprzestrzeniania broni jądrowej.
Główną tezą Wołodymyra Zełenskiego nie było to, że Kijów chce broni jądrowej, ale to, że Ukraina musi być chroniona przed rosyjską agresją. A bronić się można tylko na dwa sposoby: własną bronią jądrową lub członkostwem w NATO. I z tych dwóch sposobów Ukraina jako kraj, który szanuje porządek międzynarodowy i reżim nierozprzestrzeniania broni jądrowej, ma zarówno moralne prawo, jak wolę polityczną, aby wybrać NATO. Dlatego obowiązkiem partnerów, którzy zagwarantowali bezpieczeństwo Kijowa na mocy Memorandum budapesztańskiego, jest zapewnienie, że Ukraina, jeśli nie przystąpi do NATO już teraz, to przynajmniej otrzyma konkretne zaproszenie, które byłoby również sygnałem politycznym dla Rosji, podkreśla Jewhenija Gaber. Jej zdaniem nie ma alternatywy dla bezpieczeństwa zbiorowego:
– Artykuł 5 działa, odstraszanie działa, ale ważne jest również, by reagować na czas. Wyobraźmy sobie, że Rosja spróbuje wlecieć jednym dronem do Rumunii, innym pociskiem do Polski, innym dronem do Chorwacji. Jeśli nie będzie reakcji, Kreml spróbuje zdestabilizować sytuację.
Ogólnie rzecz biorąc, nie widzę jednak obecnie możliwości, by Rosja zaatakowała którykolwiek kraj NATO
Sojusze wojskowe i arsenały jądrowe
Jeśli spojrzymy na hipotetyczne scenariusze, najgorszym z nich jest upadek NATO, uważa dr Graeme P. Herd. Oznacza to, że artykuł 5 nie działa, Rada Północnoatlantycka jest sparaliżowana, SACEUR [Supreme Allied Commander Europe, czyli naczelny dowódca wojsk sojuszniczych w Europie – red.] nie należy już do Stanów Zjednoczonych, wojska amerykańskie są wycofywane z Europy, krytyczne aktywa (satelity, wywiad, samoloty strategiczne) są wycofywane, rozszerzone odstraszanie nuklearne jest redukowane. Graeme P. Herd uważa, że to najgorszy scenariusz:
– W takich warunkach Europejczycy rozważyliby albo utworzenie paneuropejskich sił nuklearnych na poziomie strategicznym i taktycznym, albo wykorzystanie 600 głowic, które mają Wielka Brytania i Francja, do europejskiego strategicznego odstraszania Rosji.
Jednak w praktyce zrodziłoby to wiele pytań, od czysto technicznych po prawne.
Kraje europejskie przestrzegają prawa międzynarodowego i reżimu nierozprzestrzeniania broni jądrowej, więc obecnie nie ma mowy o rozbudowie arsenałów jądrowych na kontynencie, mówi Jewhenia Gaber:
– Ale będą dyskusje o tym, gdzie rozmieścić amerykańską broń jądrową. Kraje takie jak na przykład Polska, które są bezpośrednio narażone na rosyjskie zagrożenie, będą domagać się gwarancji parasola nuklearnego. I oczywiste jest, że Rosja wykorzysta to, aby pokazać, że Stanom Zjednoczonym nie można ufać, ponieważ Ukraina zrezygnowała z broni nuklearnej, a teraz nie jest chroniona.
To bardzo, bardzo niebezpieczny trend i jeden z powodów, dla których musimy pomóc Ukrainie przetrwać i wygrać, aby nie podważać całego systemu nierozprzestrzeniania broni jądrowej
– Jednocześnie należy pamiętać, że jeśli Rosja odniosłaby sukces na polu bitwy w Ukrainie, a Stany Zjednoczone poszłyby w kierunku izolacjonizmu i wycofania się z Europy, Rosja będzie dalej eskalować – podsumowuje Jewhenia Gaber.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
– Początkowo nie mieliśmy w planach trzech projektów, tylko roczną interwencję, mającą wesprzeć dzieci z Ukrainy po pierwsze w związku z kontynuacją edukacji, po drugie ze zdrowiem psychicznym. Wojna jednak nadal trwa, więc i nasze działania nie tylko trwają, ale się rozrastają – mówi Małgorzata Makowska z FRSI, koordynatorka programu „Biblioteka dla wszystkich”.
FRSI było naturalnym partnerem dla międzynarodowej organizacji Save the Children, bowiem od wielu lat współpracuje zarówno ze szkołami, jak i bibliotekami. Łatwo mogła więc znaleźć chętnych do udziału w programie, który zaczął się od „Różni, Równi, Ważni”, czyli projektu społeczno-edukacyjnego dla dzieci i młodzieży z Polski i Ukrainy, pozwalającego na integrację poprzez wspólną naukę i zabawę. Na kanwie doświadczeń wyniesionych z niego pojawiły się kolejne dwa. Projekt „Moje Miejsce” skierowany jest do młodzieży z Polski i Ukrainy, by pomóc w wyborze dalszej ścieżki edukacji lub kariery oraz wspomóc integrację i nawiązywanie relacji. „Nowa Przygoda” zapewnia edukację pozaformalną w bibliotekach polskim i ukraińskim dzieciom w wieku przedszkolnym (3-6 lat) i szkolnym (7-18). Program „Biblioteka dla wszystkich” realizowany jest na terenie całej Polski, zarówno w dużych, jak i małych miastach.
– Uruchomiliśmy projekty 'Moje Miejsce' i 'Nowa Przygoda', a o programie dowiedzieliśmy się od innej filii bibliotecznej naszej instytucji. Młodzież była już wcześniej obecna w naszej bibliotece i bardzo chcieliśmy zorganizować coś specjalnie dla nich, choć nie mieliśmy pewności, czy sobie poradzimy oraz co konkretnie moglibyśmy zaproponować. Dzięki szkoleniom udało się jednak wszystko odpowiednio przygotować, co pomogło nam nieco oswoić temat pracy z młodzieżą i nawiązać z nią lepszy kontakt. Z dziećmi z przedszkola współpraca jest natomiast o wiele łatwiejsza i wszystko układa się wręcz idealnie” – opowiada Marta Kroczewska z Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Tadeusza Różewicza we Wrocławiu. – Temat ten był mi bliski już wcześniej, bo w Gdańsku instytucje kultury podjęły współpracę już na przełomie lutego i marca 2022 roku, a ja byłam reprezentantką mojej biblioteki. Najpierw pomagaliśmy w zapewnieniu podstawowych potrzeb – razem z Cerkwią Prawosławną w Gdańsku organizowaliśmy zbiórki żywności, środków higienicznych, ubrań. Następnie razem z innymi organizowaliśmy zajęcia dla dzieci i opiekunów. A gdy przystąpiliśmy do projektu „Różni, Równi, Ważni” – otrzymaliśmy sprzęt komputerowy i środki na zatrudnienie nauczycieli, mogliśmy więc zacząć udzielać wsparcia w nauce nowoprzybyłym dzieciom. Tym bardziej, że mamy zapisane w Strategii Rozwoju z 2021 roku, że jednym z naszych celów jest przyciąganie do biblioteki nie tylko młodzieży, ale też grup narażonych na wykluczenie, jak migranci. Nastąpiła więc synergia i obecnie młodzi ludzie odwiedzają nas codziennie – cieszy się Mirella Makurat z Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Josepha Conrada Korzeniowskiego w Gdańsku.
Podmiotowość, nauka, zabawa i zainteresowania
Jak opowiada Małgorzata Makowska, z doświadczeń FRSI też wynikało, że młodzież jest trudno przyciągnąć do bibliotek. Kojarzą się one bowiem z małymi, zakurzonymi salami, w których są regały z książkami. Obecnie jednak coraz częściej stają się one edukacyjnymi centrami zabawy. Zachętą do tego, by młode osoby chciały tam zajrzeć w ramach programu „Biblioteka dla wszystkich” było między innymi to, że miały one możliwość samodzielnie zaprojektować dla siebie przestrzeń. Od rodzaju wykładziny, przez dekoracje, kolor ścian, aż po zakup dodatkowego sprzętu i pomysły na część działań.
– Było dla nich zaskoczeniem, że ktoś chce wysłuchać ich opinii i że mogą o czymś decydować. A kiedy widzieli, że ich propozycje są wprowadzane w życie, chętniej przychodzili, co pozwalało nam ich stopniowo zachęcić do regularnego udziału – śmieje się Marta Kroczewska. – Chodziło o to, by dać im w tym wszystkim jak największą podmiotowość, by czuli, że mają wpływ na to, co i jak robią. Mogą więc pojawić się zajęcia związane ze wszystkim, co interesuje młodzież: plastyka, robotyka, informatyka, gry. Nie ma w zasadzie tematów tabu, a nasze bibliotekarki mają niesamowitą wyobraźnię i świetnie to uzupełniają. Do tego ważna jest dla nas nauka poprzez zabawę – tłumaczy Małgorzata Makowska.
Ta zabawa ma też swoiste drugie dno, bo okazało się, że dla uczestniczek i uczestników bardzo istotne jest wsparcie relaksacyjno-wytchnieniowe. W polskiej szkole dzieci i młodzież z Ukrainy ma sporo stresu, są w niej mimo wszystko gośćmi. Za to w ramach działań w bibliotekach mogą być na tych samych prawach co rówieśniczki i rówieśnicy z Polski. Dzięki temu są w stanie bardziej się otworzyć i trochę odetchnąć.
Pomagają w tym różnego rodzaju zajęcia z psychologiem oraz relaksacyjne, typu joga i inne ćwiczenia. A gdy wszyscy czują się bardziej komfortowo i bezpiecznie, łatwiej też o integrację
Jednocześnie całościowe wsparcie w nauce w polskiej szkole jest bardzo istotne w programie „Biblioteka dla wszystkich”. Jak przyznaje Marta Kroczewska, pomoc w przygotowaniu do egzaminów okazała się strzałem w 10, bo wiele dzieci nie wiedziało, gdzie jej szukać, albo czy będą w stanie dogadać się z nauczycielem w szkole.
– Mamy też ogromne szczęście, ponieważ w naszym zespole pracuje rodowita Ukrainka, która mieszka w Polsce od dziesięciu lat. Pomagała nam znaleźć uczestników i uczestniczki, a przede wszystkim prowadziła zajęcia. Jeśli ktoś czegoś nie rozumiał po polsku, płynnie przechodziła na ukraiński i tłumaczyła niezrozumiałe kwestie. Widać było, że to dla dzieci ogromna ulga – wszystkie czuły się swobodnie. Dzięki temu relacje między nimi szybko się zawiązały. Największym wyzwaniem było omawianie polskich lektur, ze względu na zupełnie inny kontekst kulturowy i historyczny, ale ostatecznie z tym też sobie poradziliśmy. Potem nie miało już znaczenia, skąd kto pochodzi – wszyscy zgodnie współpracowali, a polskie dzieci zaczęły nawet uczyć się trochę ukraińskiego – podkreśla Marta Kroczewska.
W gdańskiej bibliotece pomoc w nauce również jest oczywiście ważna i przynosi spore sukcesy. Z jednej strony trwały przygotowania do egzaminu ósmoklasisty, z drugiej do matury w języku ukraińskim, a do tego także indywidualnie dużo się zmieniało – jedna dziewczynka poprawiła 1 z matematyki na 5! Nie samą edukacją jednak młodzi ludzie żyją, więc w wakacje przestrzeń biblioteki była otwarta od rana do wieczora. Były zajęcia arteterapeutyczne, a w ramach współpracy z filią Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych pokazywane były studenckie projekty książek. Jak mówi Mirella Makurat, niektóre osoby zostały zachęcone przez ilustracje do przeczytania „Zbrodni i Kary”. To z kolei doprowadziło do otwarcia miniklubu książki, w którym pozycje są zarówno po polsku, jak i ukraińsku.
– Wytworzyły się też samoistnie sekcje związane z zainteresowaniami uczestniczek i uczestników. Jedną z nich jest ta związana z grami planszowymi i komputerowymi. Inna to muzyczna. Pewnego dnia młodzież przyprowadziła do mnie pana Olega i mówi „chcemy, żeby go pani zatrudniła”. Od tego czasu prowadzi dla nich lekcje z gry na gitarze. Niektórzy wiążą z tym nawet swoją przyszłość, powstał zespół, trwają przygotowania do koncertu. Dzięki temu wszystkiemu dzieci i młodzież z Polski i Ukrainy naprawdę mają co robić. Co ważne, staramy się odpowiadać na różnego rodzaju zdarzenia. Jeden chłopiec z Ukrainy szedł po ulicy i rozmawiał w swoim języku z mamą przez telefon. Podszedł do niego ktoś i zaczął go bić. Zorganizowaliśmy więc spotkanie z policjantem o tym, jak reagować na przemoc słowną i fizyczną – opowiada Mirella Makurat.
Otwarcie i odblokowanie
Sukcesy, o których można mówić przy okazji programu „Biblioteka dla wszystkich” to nie tylko lepsze oceny, czy zdane egzaminy. FRSI w ramach ewaluacji od wielu uczestniczek i uczestników dowiedziało się, że po raz pierwszy czuli się bezpiecznie i, że mogą się w pełni otworzyć.
– Przed projektem sporo dzieci z Ukrainy nie miało znajomych, a obecnie utrzymują kontakty z polskimi dziećmi nawet poza biblioteką. Do tego wciąż oferujemy kursy języka polskiego dla dorosłych, co nie jest takie oczywiste, bo w wielu miejscach się one pokończyły, mimo że wciąż przyjeżdżają do nas nowe osoby. Co najmniej dziesięć osób z Ukrainy znalazło też przy tym wszystkim zatrudnienie w bibliotekach. Pokazuje to, że ten komponent integracji działa bardzo dobrze na wielu poziomach – mówi Małgorzata Makowska.
Jedną z ważniejszych osób w zespole muzycznym w gdańskiej bibliotece jest chłopak, który trafił do niej wprost z ulicy, na której grał na pożyczonej gitarze
Stały uczestnik projektu zaproponował, że pokaże mu fajne miejsce. Jego mama też związała się z biblioteką, gdzie uczy języka angielskiego.
– Opowiadała, że syn cały rok siedział w domu, studiując online w Ukrainie. Tam te studia często zaczyna się w wieku 16-17 lat. Poza tym „gapił się tylko w ścianę”, a obecnie mama cieszy się, że jej dziecko odzyskało życie. W Polsce nie miał z kim wspólnie grać, a bardzo za tym tęsknił. Do organizacji zespołu podchodzi bardzo poważnie i motywuje innych do tego, by dużo ćwiczyli – opowiada Mirella Makurat.
Do innych pozytywnych efektów programu zaliczyć można również zwiększanie świadomości i odwagi uczestniczek, uczestników i ich rodzin. Po pierwsze, dzięki temu, że zajęcia są bezpłatne wziąć w nich udział mogą wszyscy. Po drugie, mocno stawia się na dwujęzyczność, więc w ten sposób łatwiej przełamać ewentualne obawy.
– Integracja, zabawa, nauka – to wszystko jest niezwykle istotne. Dodatkową satysfakcję daje jednak to, gdy po wydarzeniach rodzice przychodzą, dziękują i opowiadają, że dzięki udziałowi w naszych spotkaniach zdecydowali się pójść z dzieckiem do potrzebnego im specjalisty, np. logopedy. Następuje swego rodzaju przełamanie. Podobną zmianę można było zauważyć w przypadku kręgu kobiecego, gdzie niektóre uczestniczki miały wątpliwości, czy znajdzie się dla nich miejsce. Szybko okazało się, że pomoc tłumaczki nie była potrzebna, a obecnie ponad dwadzieścia kobiet regularnie spędza czas razem. Pojawiły się u nas właśnie dzięki temu, że ich dzieci uczestniczą w zajęciach, więc program „Biblioteka dla wszystkich” przynosi nawet większe efekty, niż mogliśmy się spodziewać – podkreśla Marta Kroczewska. – Myślę, że warto dodać, iż osobom z Ukrainy, w związku z opuszczeniem swojego kraju, niejako odmawia się prawa do zabawy, wręcz do normalnego życia. Niekiedy więc biblioteka jest jednym z niewielu miejsc, w którym mogą się zrelaksować – dodaje Małgorzata Makowska.
Pokonywanie wyzwań i kontynuacja
To otwarcie się, odblokowanie nie następuje oczywiście od razu, co jest jednym z wyzwań programu „Biblioteka dla wszystkich”. Potrzeba więc czasu, cierpliwości i zaufania, bo bywa, że ktoś dopiero na szóstych zajęciach przestanie siedzieć przy ścianie i włączy się mocniej w to, co się dzieje. Jak mówi Małgorzata Makowska, zdecydowanie jest na to przestrzeń, bo nie chodzi przecież o to, by robić coś na siłę. Wśród innych wyzwań wymienia też takie, że w zależności od miejsca – czy jest to duża metropolia, mniejsza miejscowość, wieś – potrzeby osób z Ukrainy mogą się różnić, więc trzeba być odpowiednio elastycznym i dostosowywać wszystko w taki sposób, by zachęcić do przyjścia do biblioteki. Są też jednak przypadki, że biblioteki nie kontynuują działań projektowych ze względu na to, iż osoby z Ukrainy wyjeżdżają i po prostu nie ma zapotrzebowania. Tak jest w dużym stopniu na wschodzie Polski.
– Rzeczywiście budowanie zaufania bywa czasochłonne i stopniowe. Niektóre dzieci podchodziły po zajęciach i mówiły, co odpowiedziałyby na pytania, gdyby nie wstydziły się zrobić tego na forum grupy. Z czasem jednak zaczynały same wychodzić ze swoimi propozycjami, a każdy taki przypadek ogromnie nas cieszył. My również musiałyśmy się otworzyć – w tym sensie, że same miałyśmy pewne blokady, typu „nie damy rady, nie dotrzemy do tych młodych ludzi, przecież nie mówimy w tym samym języku”. Myślę, że dzięki temu wszystkiemu same sporo się nauczyłyśmy i rozwinęłyśmy – opowiada Marta Kroczewska. – U nas podobnie. Gdańska Biblioteka stała się na pewno bardziej elastyczna i zaczęła jeszcze bardziej odpowiadać na bieżące potrzeby nie tylko jej użytkowników, a nawet „nie-czytelników”, bo chociażby próby zespołu mogą być robione wtedy, kiedy nikogo już w niej nie ma, więc czasem trzeba zostać trochę dłużej. Co istotne – zaczęliśmy odpowiadać także na problemy społeczne – pojawiają się trudne tematy, dzieci i młodzież dzielą się swoimi obawami i lękami, a my dzięki zrozumieniu ze strony Dyrekcji z jednej strony i projektom FRSI i SCI z drugiej, możemy udzielać im wsparcia. Trzeba tu powiedzieć, że przestrzeń młodzieżowa stała się u nas bezpiecznym, uzdrawiającym miejscem – gdzie trwa proces regeneracji psychicznej i fizycznej, budowania rezyliencji i (nie tylko twórczego) rozwoju tych młodych, a tak doświadczonych już osób – dodaje Mirella Makurat.
A co może zdziałać przebywanie i posiadanie takiej przestrzeń? Jak mówi Mirella Makurat, neuroatypowy chłopak, który przez całe życie czuł się introwertykiem, ignorowanym i wykluczonym – bierze mikrofon do ręki i zaczyna opowiadać kawały...
Albo chłopiec przeżywający trudne emocje wywołane śmiercią ojca, chorobą mamy, ale też nową szkołą, który deklaruje, że jest satanistą i chce grać tylko black metal – bierze w ręce akustyczną gitarę i gra własną, delikatną kompozycję... Albo chłopak doświadczający przemocy w domu i na ulicy – zaczyna tańczyć... Albo osoba z niepełnosprawnością wzroku śpiewa i gra, zapominając w tym czasie o swojej niepełnosprawności… Albo córka schizofreniczki na organizowanych w ramach projektu spotkaniach z psycholożką zrzuca z siebie ciężar wielu lat życia w strachu i parentyfikacji, pozwalając sobie na płacz we wspierającym środowisku…
– W przypadku młodzieży z Ukrainy na te problemy osobiste nakłada się PTSD, niepokój o ojców – czy ci, którzy ich jeszcze mają, zobaczą ich jeszcze kiedyś na żywo i w jakim zastaną stanie... I strach chłopaków, czy za chwilę sami nie zostaną wysłani na wojnę… Nic dziwnego, że martwią się też, że cały projekt się skończy i na przykład nie będzie można kontynuować gry na gitarze, bo stracą swoje miejsce, do którego się już mocno przywiązali i nazywają je drugim domem – mówi Mirella Makurat.
Póki co nie trzeba się o to martwić, bo program „Biblioteka dla wszystkich” będzie trwać przynajmniej do końca kwietnia przyszłego roku. Nie jest też wykluczone, że będzie miał swoją kontynuację, zresztą kto wie, może biblioteki też same z siebie będą chciały dalej rozszerzać swoją ofertę i coraz bardziej pełnić rolę instytucji, gdzie można się uczyć, bawić i spędzać wolny czas. Warto więc sprawdzić, czy w najbliższej okolicy nie ma placówki, która bierze udział w programie, bowiem do zajęć cały czas można dołączać – po to, by dobrze spędzić czas, poznać nowe osoby, zintegrować się i po prostu poczuć lepiej w Polsce.
Więcej o programie „Biblioteka dla wszystkich”, w tym listę bibliotek biorących w nim udział można znaleźć tutaj: https://bibliotekidlaukrainy.org.pl/
Nina, Ukrainka mieszkająca obecnie w Wielkiej Brytanii, opowiada, jak kilka wydarzeń w jej życiu skłoniło ją do pomyślenia o testamencie. Zaczęło się od znajomej, samotnej kobiety, która przeprowadziła się do Warszawy po wybuchu wojny. Ciężko pracowała, by utrzymać siebie i syna, a po godzinach udzielała się jako wolontariuszka. Po jakimś czasie w poszukiwaniu lepszych warunków do życia zdecydowała się przenieść do Francji.
– I właśnie wtedy, gdy jej życie zaczęło się poprawiać, stres, którego doświadczyła, zebrał swoje żniwo. Choć była młodą kobietą, doznała udaru mózgu – mówi Nina.
Kobieta przeleżała trzy miesiące w śpiączce, lecz lekarze nie zdołali jej uratować. Jej syn został sam w obcym kraju. To był cud, że udało się odnaleźć jego ciotkę, a ta zgodziła się przyjechać po chłopca i zająć się nim.
– Wtedy wpadłam w depresję, trudno mi było nawet wstać z łóżka – wspomina Nina. – Któregoś dnia moja córka, która miała wtedy 13 lat, zapytała mnie: „Mamo, a jeśli stanie ci się coś poważnego, to co powinnam zrobić? Co ze mną będzie?”.
W Wielkiej Brytanii Nina często słyszała pytania o to, czy spisała testament. Tam uważa się to za coś normalnego, przejaw odpowiedzialności. Brytyjskie księgarnie i Amazon sprzedają nawet planery na wypadek śmierci: „Umarłem – i co teraz? Dziennik planowania reszty życia”. Jest w takim planerze miejsce na dokumenty, adresy i hasła do kont internetowych, informacje medyczne, listy do rodziny i przyjaciół, przeprosiny i zalecenia dotyczące twojego pogrzebu.
– Para, którą znam, wybrała opiekunów dla swojego trzeciego dziecka. Uważali się za wiekowych rodziców i chcieli mieć pewność, że dziecko pozostanie ze znajomymi, zaufanymi ludźmi, dopóki nie osiągnie pełnoletności, a ich majątek będzie bezpieczny – kontynuuje Nina. I zauważa, że Wielka Brytania jest jednym z dwudziestu krajów, w których średnia długość życia wynosi 81 lat. W tym kraju nie ma wojny, nie ma bomb spadających na głowy, a mimo to ludzie myślą o życiu na wiele lat naprzód.
Tych dwoje ludzi zapytało Ninę, czy też zadbała o przyszłość swojego dziecka. Nina żartowała, że nie miała czego odziedziczyć, że wojna „wyzerowała jej status majątkowy”, nie miała nieruchomości, pieniędzy na kontach, więc po co testament. Ale pytanie córki ją zaskoczyło. Pozostali ich krewni, rodzice Niny, zostali na terytorium okupowanym przez Rosję.
– Nagle zrozumiałam, że jestem jedyną dorosłą osobą odpowiedzialną za moje dziecko
I że jeśli mnie zabraknie, córka może zostać oddana moim rodzicom, wysłana na okupowane terytorium. Mogą posłać ją do szkoły z rosyjskim programem nauczania. Inną opcją jest to, że służby socjalne umieszczą ją w rodzinie zastępczej w Wielkiej Brytanii, a ta zabierze córkę z jej ulubionej szkoły. Mogłaby też zostać przekazana do ukraińskiego konsulatu i trafić do sierocińca w Ukrainie, bo kwestia powrotu ukraińskich dzieci do kraju jest podnoszona od dawna.
Początkowo Nina miała nadzieję, że jej córką zaopiekowałaby się brytyjska rodzina, która udzieliła im schronienia w 2022 roku. Jednak z czasem ta przyjaźń ostygła.
– Zdałam sobie sprawę, że muszę sama o wszystko zadbać na wypadek najgorszego scenariusza. Moje dziecko powinno być z kimś, kogo zna, kto podziela nasze wartości, kto nie złamie jego osobowości i zapewni mu bezpieczne miejsce na czas wojny. Po długich namysłach wybrałam na taką osobę przyjaciółkę, która zna moją córkę od urodzenia.
Najpierw Nina przedyskutowała ten wybór z córką – dziewczynka ma 14 lat i prawo do wyrażenia swojej opinii. Potem zapytała przyjaciółkę, czy w razie czego byłaby gotowa zostać opiekunką jej dziecka do czasu osiągnięcia przez nie pełnoletności. Zgodziła się. Teraz Nina przygotowuje dokumenty. Zasięgnęła porady prawnej w jednym z ośrodków pomagających uchodźcom. Ma nadzieję, że testament nie będzie potrzebny, ale jest dumna, że się tym wszystkim zajęła.
Nie każdy krewny może być opiekunem
Nie wszyscy krewni mogą być opiekunami
Według Oksany Żołnowycz, ministry polityki społecznej Ukrainy, w Ukrainie jest ponad 13 000 dzieci osieroconych lub pozbawionych opieki rodzicielskiej z powodu wojny. Każdego roku opiekę rodzicielską traci co najmniej 4 tysiące dzieci. Niektóre z nich są przygarniane przez bliższych lub dalszych krewnych. Około 6 tysięcy dzieci przebywa w placówkach opiekuńczych.
– Ilekroć jestem zapewniana, że służby socjalne w razie czego zajmą się moim dzieckiem, zachowuję rezerwę, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci niepełnosprawne. Bo w naszym przypadku tak właśnie jest – mówi Oksana Homeniuk, matka 10-letniego Marka, z którym wyjechała do Hiszpanii. – W kraju naszego tymczasowego pobytu nawet nie każda babcia może zostać prawną opiekunką dziecka, jeśli coś stanie się jego matce. Moja 65-letnia matka jest tutaj ze mną, ale jeśli coś mi się stanie, sąd nie przyzna jej prawa nawet do tymczasowej opieki.
Biuro ukraińskiego parlamentarnego komisarza ds. praw człowieka wyjaśnia:
We Włoszech, Francji i wielu innych krajach opiekunem nie może być osoba, która ukończyła 65 lat
W Niemczech zdarzały się przypadki odbierania dzieci starszym babciom, które dysponowały jedynie pełnomocnictwem od rodziców do wyjazdu z babcią za granicę. W tym kraju uważa się bowiem, że osoba starsza też wymaga opieki.
Tak więc przed ostatnią podróżą do Ukrainy, gdzie musiała przejść operację, Oksana zorganizowała dla swojej matki tymczasową opiekę, sporządzając stosowny dokument u notariusza. Gdyby coś jej się stało, prawo do opieki nad najmłodszym wnukiem do czasu przybycia jednego ze starszych braci miałaby babcia.
Marek jest obywatelem Ukrainy, a jego tymczasowa ochrona może wygasnąć w każdej chwili. Dlatego Oksana wielokrotnie rozmawiała ze starszymi synami, by w przypadku jej niezdolności do pracy lub śmierci przejęli opiekę nad bratem.
– Obiecali mi, że nie zostawią Marka samego i nie wyślą go do ukraińskiego domu opieki dla niepełnosprawnych. Bo tam warunki są znacznie gorsze niż w Hiszpanii – mówi z ulgą Oksana.
Otworzyć kopertę na wypadek mojej śmierci
Jednak przypadki Niny i Oksany są raczej wyjątkami niż regułą. Przyznaje to większość kobiet, z którymi rozmawiałyśmy. „Boję się, że ściągnę na siebie pecha, rozmawiając lub myśląc na ten temat”; „Boję się zranić moje dziecko” – słyszałyśmy często.
Łatwiej jest tym, które mają w Ukrainie mężów lub partnerów zdolnych w razie czego zająć się synem czy córką. Samotnym matkom jest trudniej.
– Zaczęłam myśleć o znalezieniu potencjalnego opiekuna dla moich dzieci w Niemczech, kiedy para, którą znałam, zmarła w Ukrainie – mówi 46-letnia Wiktoria, wdowa i matka 8-letnich bliźniaków. – Oboje pochodzili z obwodu donieckiego. Wyjechali za granicę na początku wojny, potem wrócili i osiedlili się w Odessie. Po ich śmierci przygotowałam kopertę z dokumentami, hasłami do kont, testamentem i listem do lokalnych przyjaciół, prosząc ich, by nie zostawili moich dzieci samych. Napisałam też listy pożegnalne do moich dzieci z instrukcjami na dalsze życie. Porozmawiałam o tym z przyjaciółmi i ciotką, a potem się uspokoiłam. Teraz żyję spokojnie, wiedząc, że zrobiłam wszystko, co mogłam. I staram się dbać o swoje zdrowie, by nie trzeba było otwierać tej koperty.
Proste instrukcje zmniejszą niepokój dziecka
– Jeśli dorośli nie rozmawiają z dziećmi o przyszłości, może to u nich prowadzić do jeszcze większego niepokoju – mówi Kateryna Nieszczetna, doradczyni rodzinna, która pracuje z dziećmi i rodzinami od 14 lat. – W takich przypadkach dzieci mogą wymyślać własne wersje wydarzeń, często bardziej przerażające niż rzeczywistość.
Każdy kraj ma własne zasady dotyczące tego, co dzieje się z dzieckiem w przypadku tragicznej śmierci lub ubezwłasnowolnienia opiekuna prawnego. Ale wszędzie małoletnie dziecko zostaje objęte opieką służb socjalnych, które zadecydują o jego przyszłości. Opiekuna takiego dziecka wyznacza sąd – i nie zawsze jest to osoba spokrewniona.
Aby oszczędzić dziecku podwójnego stresu – wynikającego z utraty bliskiej osoby i znalezienia się w nowej, obcej rodzinie – dorośli powinni zawczasu zadbać o jego przyszłość
Najlepiej, jeśli rodzice sporządzą u prawnika testament. Ośrodki wsparcia prawnego i lokalne fundacje pracujące z uchodźcami mogą pomóc w przygotowaniu takiego dokumentu.
Ważne jest, by w testamencie wyznaczyć opiekuna prawnego dla swoich dzieci. Decyzja ta pozwoli również uniknąć ewentualnych sporów, jeśli kilku dorosłych będzie sobie rościć prawa do wychowywania sieroty.
Zanim wyznaczysz opiekuna, porozmawiaj z nim i dowiedz się, czy jest skłonny wziąć na siebie tę odpowiedzialność. Omów z nim przyszłość dziecka: gdzie będzie przebywać do zakończenia wojny, jakiej edukacji chciałabyś dla niego.
W zależności od wieku dziecka, możesz opracować dla niego proste instrukcje. One nie zwiększą jego niepokoju – raczej go zmniejszą. Ale zrób to z wyczuciem. Zamiast powiedzieć: „jeśli mama umrze”, powiedz: „jeśli nie będziesz się mogła dodzwonić do mamy” albo: „jeśli mamy nie będzie w pobliżu”. A potem powiedz mu, do kogo będzie mogło zwrócić się o pomoc.
W wielu krajach polisy ubezpieczeniowe przewidują tak zwany „kontakt awaryjny”. To osoba, do której można się zwrócić w razie wypadku. Dziecko powinno wiedzieć o takich kontaktach i rozumieć, że w razie potrzeby może z nich skorzystać. Kontaktami mogą być krewni, nauczyciele, sąsiedzi lub inne bliskie osoby.
– Dziecko potrzebuje co najmniej 5 dorosłych, którym może zaufać, aby czuć się bezpiecznie – mówi Kateryna Nieszczetna
Uchodźczyniom zazwyczaj trudno zadbać o finansowe zabezpieczenie swoich dzieci, ponieważ większość zarobionych przez nie pieniędzy idzie na czynsz i codzienne potrzeby. Jeśli jednak jest to możliwe, warto rozważyć ubezpieczenie na wypadek tragicznych, nieprzewidzianych sytuacji.
Jeśli rodzina uchodźców nadal posiada dom w Ukrainie, ważne jest, by wszystkie dokumenty potwierdzające prawo własności były uporządkowane, prawidłowo sporządzone i dostępne w jednym miejscu. Ułatwi to dziecku uzyskanie spadku.
Ważne jest, by zadbać o stan emocjonalny dziecka i jego postrzeganie śmierci. Strach przed śmiercią jest naturalny i już w wieku 5-6 lat, zwłaszcza w czasach wojny, dzieci mogą zadawać pytania na ten temat: „czy my nie zginiemy?”; „czy nie zostaniesz zabita?”.
Wyjaśniając małym dzieciom, czym jest śmierć, lepiej używać metafor zaczerpniętych z natury. Na przykład: „roślina wyrasta z nasionka, wydaje owoce, a następnie usycha i wraca do ziemi, by pewnego dnia narodzić się znowu”. Dzieci nie zdają sobie sprawy, że życie ma swój koniec, więc proste porównania mogą pomóc zmniejszyć ich niepokój.
Rozmawiając z dzieckiem w wieku szkolnym nie używaj metafor i nie wdawaj się w szczegóły. Porozmawiaj z nim o ciele i duszy, o naturalnym cyklu ludzkiego życia. W tym wieku dziecko może już zdawać sobie sprawę, że życie może zostać skrócone przez chorobę, wypadek lub wojnę. Podkreśl jednak, że takie przypadki są wyjątkami i robisz wszystko, by chronić was oboje. I że jest wiele osób, które je kochają i będą się nim opiekować. Powiedz mu, jak może się z nimi skontaktować.
Nastolatki i młodzi dorośli rozumieją już nieodwracalność śmierci, więc rozmawiaj z nimi jak z dorosłymi: uznaj ich emocje i obawy, daj im szansę na wyrażenie uczuć. Rozważcie konkretne kroki, które należy podjąć, gdyby stało się coś złego.